B

niedziela, 27 czerwca 2021

'Niebezpieczna gra' XIII

Po paryskim sukcesie dziś dostała kubeł zimnej wody na głowę. Może popełniła błąd chcąc wystartować z firmą tak szybko? Może powinna podejść do wszystkiego na chłodno, powoli, z rozpisanym planem, który realizowałaby punkt po punkcie? Była głodna sukcesu. Była nastawiona by jak najszybciej pokazać wszystkich niedowiarkom, że sobie poradzi, że da radę. Może trzeba było jednak trochę więcej pokory? Przecież gdyby Marek nie zgodził się ją wesprzeć i podjąć współpracy, byłaby w czarnej… dziurze. Wszystkiego się spodziewała – strajku pracowników chcących podwyżek, bo wiedzieli, że ma zamożnego męża z Rosji, humorów modelek, depresji Pshemko, nawet pożaru szwalni, która dla nich szyła, czy czarnego PR’u ze strony konkurencji… Ale kompletnie się nie spodziewała, że ktoś wykradnie ich projekt, że w tak idiotyczny sposób będzie próbował z nimi rywalizować i torpedować ich kolekcję. Dwoiła się i troiła, a jeden wieczór postawił sukces kolekcji pod wielkim znakiem zapytania. Te jej wieczorne rozmyślania przerwało wtargnięcie Marka bez pukania

- Sorry, myślałem, że już cię nie ma. Czemu siedzisz po ciemku? – wyraźnie się zdziwił, zapalając stojącą w rogu pomieszczenia lampę

- Zamyśliłam się. Która godzina? – roztarła dłonią sztywny kark

- Dochodzi dwudziesta. Wpadłem zostawić ci projekt umowy z Romańskim. Chciałem żebyś rano zerknęła, a ja będę jutro dopiero popołudniu bo muszę podjechać na kilka godzin do swojego sklepu.

- Jasne. I tak mam wyrzuty sumienia, że przeze mnie zaniedbujesz swój biznes – odebrała od niego dokumenty, nawet nie zerkając na nie

- Mój biznes ma się nieźle. Po raz osiemdziesiąty piąty proszę cię byś mnie nie przepraszała i nie dziękowała – przyjrzał jej się uważnie – Co się dzieje?

- Nie wiem czy jest sens podpisywać cokolwiek z Romańskim skoro cała kolekcja jest niepewna

- Jak to niepewna? – wyraźnie się zdziwił, siadając na drugim krańcu sofy

- Pshemko miał stworzyć jeszcze dwie kreacje. Nie licząc tej skradzionej. Poza tym bez niego przymiarki stoją w miejscu. A nawet jeśli ogarnęłaby to Iza z Gabrielą to bez głównego projektanta nie zorganizujemy pokazu. Zresztą nie chcę wkraczać z nim na wojenną ścieżkę. Jeszcze nas pozwie o bezprawne wykorzystanie jego prac. Nie wiem kiedy Pshemko wróci i czy w ogóle – wzruszyła ramionami – Nie odbiera ode mnie telefonu

- Wiem. Wspominał, że wyłącza ten służbowy. Prosił byś nie brała tego do siebie. Potrzebuje chwili ciszy, a krawcowe z pewnością chciałby się z nim kontaktować w sprawie każdej głupoty z kolorem nitki na prototypy wyłącznie. Rozmawiałem z nim ze dwie godziny temu. Mam jego tajny numer. Taki dla najbliższych przyjaciół.

- Rozumiem – odparła z lekką ulgą. W głębi duszy cieszyła się, że jest z nim jakikolwiek kontakt i będzie wiedziała na czym stoją

- Jest już w lepszym nastroju. Najpóźniej po weekendzie wróci do Warszawy. Szczerze mówiąc jest coraz bardziej zmotywowany, żeby pokazać tym cymbałom, że jest lepszy i zaskoczy ich czymś nowym. Jak to zakończył rozmowę ‘Pshemko się nie poddaje i nie powiedział jeszcze ostatniego słowa’ – w zabawny sposób próbował naśladować projektanta by nieco się rozchmurzyła

- Ale serio, czy próbujesz mnie pocieszyć?

- Nie zauważyłaś, że ja zawsze mówię prawdę?

- Zauważyłam, że jesteś moim aniołem stróżem – zatonęła w jego spojrzeniu - Cieszę się, że Pshemko niedługo wraca. Wszyscy zdążą do tego czasu ochłonąć po tym niemiłym incydencie. To był cholernie trudny dzień. Mam ochotę na lampkę wina. Przyłączysz się? – zapytała wstając

- Chętnie. Zapraszam się zatem do winiarni. Otworzyli fajne miejsce niedaleko Łazienek

- Nie mam ochoty nigdzie chodzić. Zresztą Igor czeka na dole – wyjrzała na ulicę, gdzie w zaparkowanym przed wejściem aucie czekał na nią kierowca – Mam butelkę i kieliszki w starym gabinecie. Wino miało być na świętowanie, ale przyda się dziś

- Usiądź, ja przyniosę – kiwnęła głową z wdzięcznością i ściągając z nóg buty na słupku ponownie zajęła miejsce na sofie, podkulając nogi. Trochę żałowała, że nie założyła dziś spodni, bo zdecydowanie łatwiej byłoby jej przybrać wygodną pozycję. Dobrzański po chwili wrócił stawiając przed nią kieliszek wina, a sam pozbywając się uprzednio marynarki zajął miejsce po drugiej stronie

- Zamierzasz zgłosić to na policję?

- A co to da? Ty zgłosiłeś, że Febo się okradł?

- No nie – mruknął

- No widzisz. A ty przynajmniej masz jakieś faktury i przelewy. Ja mam nagranie, że jakiś ruski bysio wchodzi z teczką na górę, a później wychodzi. Nikt nie złapał go za rękę, a na górze nie ma monitoringu. Z punktu widzenia policji nawet nie ma pewności, że on był w pracowni Pshemko a nie w moim gabinecie albo w łazience. A u ciebie zarówno Febo jak również jego wuj i ten drugi powinni ponieść konsekwencje. Nie chcesz podejmować tej walki bo wiesz jak długa i stresująca byłaby to droga. Ja mam podobnie

- Nie ma tego drugiego – bąknął. Obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem – Już dawno miałem ci powiedzieć, ale to i tak nic nie zmienia. Nie ma kogoś takiego, jak Ernesto Rosso.

- Jak to nie ma? – szczerze się zdziwiła – A te przelewy? Maciek wszystko dokładnie sprawdził

- No przelewy poszły. Ale Ernesto Rosso to Aleksander Febo

- Słucham? – nie potrafiła się w tym połapać

- Aleks wykorzystał swojego wuja do wyprowadzania pieniędzy z firmowego konta. Ale jest na tyle chciwy, że było mu mało. Stworzył zatem fikcyjną postać. Musiał na podrobione dokumenty założyć konto w banku. Aleksander Ernesto Febo. A nazwisko Rosso to panieńskie nazwisko jego babki ze strony ojca. Aleks podobno mieszka teraz gdzieś na Dominikanie. Kupił dom tuż przy plaży i korzysta z uroków życia – ku zaskoczeniu Marka Rybakow po usłyszeniu tej historii wybuchła śmiechem

- Bardzo cię przepraszam – wydukała, próbując się szybko uspokoić – Czasem tak reaguję w sytuacjach stresowych – chrząknęła, wyraźnie zawstydzona tym swoim niecodziennym zachowaniem – To nie jest śmieszne i jest mi naprawdę bardzo przykro, ale muszę przyznać jedno, że Aleks jest bardzo kreatywny. Takiej historii z pewnością nie wymyśliłby hollywoodzki scenarzysta

- Dobrego planowania nie mogę mu odmówić od dziecka

- Możemy sobie przybić piątkę – wyciągnęła w jego kierunku kieliszek w który delikatnie stuknął swoim szkłem – Dwie osoby z naszego bliskiego otoczenia zrobiły nam świństwo

- Trzy – zauważył przytomnie, ale zmarszczyła brwi nie bardzo wiedząc, co ma na myśli – Jeszcze twój mąż cię nagrywa

- Dlaczego mnie wtedy pocałowałeś? – nieoczekiwanie zmieniła temat. Zaskoczyła go. Kompletnie się nie spodziewał, że z tematów czysto zawodowych w jednej chwili wróci do prywatnych

- Bo jesteś cudowną kobietą – odparł szczerze – I bardzo żałuję, że jest w twoim życiu pan Rybakow – pierwszy raz przyznał się przed nią ale i przed sobą, że miałby ochotę na coś więcej niż zawodowa znajomość, może nawet przyjaźń. Ale jednak neutralna, pozbawiona seksualnego aspektu

- Chcę się z tobą kochać – padło z jej ust, co wprawiło go w kompletne osłupienie. Marzył o tym wiele nocy, ale nigdy nie sądził, że jego sen, o tym, że ją całuje, pieści, że się w niej zanurza, kiedykolwiek się spełni.

 

Był kwadrans popołudniu, gdy przekroczył próg firmy. Przyjechał do biura, gdy tylko załatwił najważniejsze sprawy związane z jego sklepami. Nie chciał tracić czasu. Chciał jak najszybciej porozmawiać z nią o tym, co się wczoraj stało. Ich zbliżenie było bardzo czułe a jednocześnie bardzo intensywne. Chłonęli siebie zatracając się w tym stosunku bez reszty. A później żegnając się namiętnym pocałunkiem każde poszło w swoją stronę. Wbiegł na górę schodami i do razu skierował się do jej gabinetu. Zapukał energicznie i nie czekając na zaproszenie wszedł do środka

- Cześć – rzekł, choć po przekroczeniu progu jego pewność siebie nieco uleciała. Nie miał pomysłu na tę rozmowę. Sam do końca nie wiedział co chce jej powiedzieć, co by chciał usłyszeć.

- O hej – wyraźnie się ucieszyła na jego widok – Myślałam, że będziesz później – nim zdążył zrobić krok w przód rozdzwonił się jej telefon. Na wyświetlaczu dostrzegł numer szefa ochrony

- Przepraszam, muszę odebrać – posłała mu przepraszające spojrzenie – siadaj. Zaraz do ciebie dołączę. No co tam panie Władku – jej mina świadczyła o tym, że informacja, którą przekazał jej ochroniarz bardzo ją zdziwiła  – Proszę wpuścić na przepustkę jednorazową – rozłączyła rozmowę i ze smutkiem spojrzała na Marka – przepraszam cię, musimy to przełożyć na później. Mikołaj przyjechał

- Mówiłaś, że będzie dopiero za kilka dni

- Też jestem zaskoczona – mruknęła, zastanawiając się, co skłoniło męża do wcześniejszego, a co najważniejsze niezapowiedzianego przyjazdu. Zanim Dobrzański zdążył opuścić jej gabinet, w drzwiach pojawił się Rosjanin

- Ooo, pan Dobrzański – Mikołaj od progu zgromił go spojrzeniem

- Właśnie wychodziłem – odparł, chcąc uniknąć niepotrzebnej dyskusji – Jadę do domu. Gdybyś czegoś potrzebowała, to dzwoń – zwrócił się do Uli i nie żegnając się opuścił gabinet

- On tutaj mieszka? – rzucił od progu i w bojowej pozie zaplótł ręce na torsie 

- Proszę cię, przestań. Przyszedł pięć minut przed tobą. Nawet nie zdążyliśmy porozmawiać. Nie mówiłeś, że będziesz wcześniej

- Chciałem ci zrobić niespodziankę. Twój telefon mnie zmartwił. Miałaś problemy, więc odwołałem to, co się dało odwołać i jestem.

- Możesz mi wyjaśnić co to ma znaczyć? – pokazał jej wejściówkę, którą otrzymał do ochroniarza

- Z powodu zaistniałych okoliczności musiałam podjąć radykalne decyzje. Nie jesteś pracownikiem firmy, który bywa tu codziennie, więc nie masz stałej karty. Ale oczywiście zawsze będziesz miał moją zgodę żeby wejść na teren firmy

- Jestem jej współwłaścicielem

- To prawda. Ale tak, jak powiedziałam, nie jesteś stałym pracownikiem. A ja nie mogę ryzykować, że ktoś wykradnie twoją kartę na przykład podczas twojej podróży do Rosji i będzie sobie tutaj wchodził, kiedy będzie chciał. Twój pupil Siergiej pod nieobecność pracowników, w nocy wszedł na teren firmy, wykradł nasz projekt i zaniósł go do konkurencji – Rybakow wydawał się szczerze zdziwiony Przy okazji pewnie zarobił parę tysięcy. Przyznasz, że po takiej akcji można stracić resztki zaufania do ludzi

- Jesteś pewna, że to on?

- Mam na monitoringu jak wchodzi wieczorem z teczkę, a później z niej wychodzi. Mniej więcej w tym czasie zaginął nasz projekt, który kilka dni później zaprezentowała konkurencja. Nie wiem, czy wykradł przypadkiem, czy na zlecenie konkurencji, ale fakt jest faktem.

- Ukatrupię go – zacisnął szczęki, wyraźnie wściekły. Uznała, że nie będzie już zachowywać pozorów i wyłoży karty na stół

- Może wpadł na ten pomysł, gdy zakładał podsłuch w moim gabinecie – bezczelnie patrzyła mu prosto w oczy

- Podsłuch? – wymamrotał

- Sądziłeś, że się nie zorientuję? Aż tak nie masz do mnie zaufania? - spojrzała na niego z politowaniem 

- Nie mam zaufania do Dobrzańskiego – wysyczał przez zaciśnięte zęby

- A co ma do tego Marek? – wrzasnęła, ale bardzo szybko zdała sobie sprawę, że agresja jest najgorszym wyjściem w tym momencie – przez te twoje irracjonalne akty zazdrości na teren firmy wszedł złodziej, który moją kolekcję postawił pod znakiem zapytania

- Obiecuję ci, że dopilnuję, by przyniósł ci ten projekt z przeprosinami i bukietem kwiatów – przystojny brunet próbował łagodzić sytuację

- Teraz to już za późno – wzruszyła ramionami - Konkurencja już ogłosiła, jak będzie wyglądać ich nowa kreacja. Teraz to możesz tylko trzymać tych swoich pupilków z dala ode mnie i się modlić by nasz projektant szybko zapomniał o tej kradzieży. W przeciwnym razie kolekcja nie wystartuje i wszystkie zainwestowane środki pójdą w błoto. A teraz bardzo cię przepraszam, ale mam dużo pracy. Zaraz mam spotkanie – wyraźnie dała mu do zrozumienia, żeby wyszedł. Posłuchał jej bez słowa.

wtorek, 15 czerwca 2021

'Niebezpieczna gra' XII

Gdy zainstalowała się już w nowym gabinecie wraz z Markiem i Maćkiem niecierpliwie oczekiwali przyjścia Władka.

- Już na studiach był zazdrosny, pamiętam jak na wszystkich imprezach gromił wzrokiem każdego faceta, który się koło ciebie kręcił – mruknął Maciek

- Zazdrością można wytłumaczyć ten podsłuch, ale kradzież projektu – Dobrzański nerwowo drapał się po brodzie

- Nigdy go nie lubiłem, ale przyznaję, że tego się po nim nie spodziewałem

- Weźcie przestańcie – Ulka zerwała się z miejsca i zaczęła nerwowo przemierzać gabinet w tę i z powrotem – Chyba nie sądzicie, że Mikołaj ukradł projekt Pshemko

- Kradzież i podsłuch w jednym czasie. Przypadek? Nie sądzę – Szymczyk spojrzał na nią wymownie

- Nie, nie – pani prezes kręciła głową – w to nie uwierzę.

- Ulka ja wiem, że to twój mąż, ale… - ekonomista nie dokończył, bo przyjaciółka weszła mu w słowo

- Ale to nie ma znaczenia, czy to mój mąż czy nie. To jest biznesmen. Ja ci przypominam, że on w tę firmę zainwestował kupę kasy. Miałby teraz wspierać konkurencję żeby co? Żeby mi udowodnić, że sobie nie poradzę? Żeby zamknąć ten biznes i żebyśmy wrócili do Rosji? On tu planuje kolejne interesy. Zresztą doskonale wie, że prowadząc firmę czy nie i tak tu będę przyjeżdżać na dłużej. Nie ma powodu, żeby celowo doprowadzać dom mody do upadku.

- Sama mówiłaś, że nie do końca cię wspiera – wspomniał Marek

- Ale w Paryżu był naprawdę dumny. Uwierzył w to, co robię. Poza tym Mikołaj nie lubi przegrywać. To, że firma posługuje się logiem ‘Dobrzański’ nie znaczy, że środowisko nie wie, kto jest właścicielem. Moja porażka to strata Mikołaja. A on bardzo dobrze analizuje biznesy i nie lubi na nich tracić. Zresztą z wyciąganiem wniosków poczekajmy na Władka

- O wilku mowa – Dobrzański jako pierwszy słyszał ciche pukanie do drzwi – zapraszamy

-Znalazłem podsłuch. Taki malutki nadajnik – pokazał jej zdjęcie na ekranie telefonu – na półce z książkami. Zostawiłem go na miejscu żeby nie robić zamieszania

- Bardzo słusznie. Monitoring  pan sprawdził? Kto i kiedy to podłożył?

- Nie ma kamery bezpośrednio na pani gabinet, ale z analizy wejść i wyjść wszystko wskazuje na to, że podsłuch podłożył ten pani kierowca

- Siergiej, no wiedziałam – mruknęła pod nosem. Od początku go nie lubiła, ale Mikołaj się uparł

- Wchodził na górę sam siedemnastego – Ula automatycznie sięgnęła po kalendarz, próbując ustalić co tego dnia robiła

- O czternastej? – gdy ochroniarz skinieniem głowy potwierdził tę informację miała pewność, że Rosjanin najpierw zawiózł ją na lunch do restauracji, który jadła z mężem, a chwilę potem wrócił do firmy, by zainstalować podsłuch – Świetnie - prychnęła

- Dwa dni później znów wchodził, z tym, że chwilę po dwudziestej drugiej. Wpuścił go Arek. Z nagrania widać, że byli umówieni, albo są zaprzyjaźnieni. Podali sobie ręce, chwilę pogadali i ten cały Siergiej wszedł na górę z jakąś aktówką. Wyszedł po około trzydziestu minutach – mężczyźni tylko patrzyli po sobie, Ula głośno wypuściła powietrze.

- Pan Arkadiusz właśnie został zwolniony. Mam o tyle dobry humor, że nie będzie to zwolnienie dyscyplinarne. Od dzisiaj na teren firmy nie wejdzie nikt bez identyfikatora. Żadne przepustki gościnne, żadne jednorazówki na zaproszenia. Nawet nie chcę słyszeć, że ktoś obcy kręci się po budynku. Jeśli już kogoś wpuszczamy to włącznie za moją zgodą. Moją i tylko moją. Koniec z zapraszaniem gości, wpuszczaniem kurierów i dostawców. Wszelkie paczki i przesyłki zostają u pana na portierni, recepcjonista będzie po nie schodził dwa, trzy razy dziennie. Od dziś zostaje pan szefem ochrony. Jeśli chodzi o tych dwóch pana zmienników może też ich pan zwolnić, jeśli ma pan do nich zaufanie, to zostają. Za tego Arka trzeba kogoś znaleźć. Pan razem z Olszańskim jesteście odpowiedzialni za zatrudnienie kogoś na jego miejsce. Może ma pan jakiegoś kuzyna, sąsiada, kolegę. Wszystko mi jedno, byle można na nim polegać. To wszystko, dziękuję – Władek skinął głową i posłusznie opuścił gabinet. Szymczyk również podniósł się z miejsca.  

- Wracam do swojej roboty. Jakby co, to dzwoń – Ula spojrzała na niego porozumiewawczo i przeczesała dłonią włosy, odgarniając opadającą grzywkę z czoła. Marek też zaczął się zbierać do wyjścia

- Poczekaj – zatrzymała go – Jak myślisz, co powinnam zrobić z Pshemko?

- Porozmawiam z nim. Podbuduję, że stworzy coś lepszego, bardziej spektakularnego. Będzie urażony, ale za kilka dni podejdzie do tego zadaniowo. Podejmie wyzwanie. Wbrew pozorom porażki i wszelkie potknięcia działają na niego bardzo motywująco

- Dzięki. Obiecywałam mu prawnika, walkę o prawa autorskie, ale teraz to nie ma sensu – wzruszyła ramionami - A kradzieży tak łatwo im nie udowodnimy. Później do niego pójdę, ale najpierw muszę ostatecznie zamknąć sprawę Siergieja.

- Dobra. Idę do niego. Pójdziemy później coś zjeść? Przyda ci się chwila oderwania od tego wszystkiego – spojrzał na nią z troską

- Chętnie. Dzięki

- Przestań mi ciągle dziękować – wypuścił powietrze wywracając oczami. Miał nadzieję, że choć trochę ją to rozbawi. Cień uśmiechu pojawił się na twarzy

 

Pshemko był tak rozchwiany emocjonalnie, iż Marek już po kilkunastu minutach w jego pracowni zrozumiał, że pożytku z niego nie będzie. Zaproponował projektantowi by wziął kilka dni urlopu i wyjechał do jednej ze swoich pracowni wyciszyć emocje, złapać dystans, ukoić nerwy a nade wszystko poszukać inspiracji. Odprowadził Pshemko do auta, a wracając postanowił zajrzeć do Uli. Widząc uchylone drzwi już miał wchodzić bez pukania, gdy usłyszał dochodzącą ze środka rozmowę, którą Ula prowadziła przez telefon

- Chciałam porozmawiać o tym z tobą wieczorem. Uznałam, że to nie jest sprawa niecierpiąca zwłoki, zwłaszcza, że ponoć miałeś mieć dziś przez cały dzień spotkania. Ale jak widzę już zdążył ci się poskarżyć… Tak i zdania nie zmienię. Nie chcę nawet na niego patrzeć. Ma zniknąć z mojego otoczenia. Co ty sobie z nim zrobisz to jest twoja sprawa. Ale sądzę, że jak się dowiesz co nawywijał to również nie będziesz chciał z nim dalej pracować. Niemniej nie jest to rozmowa na telefon. Przylecisz do Warszawy, to porozmawiamy… Nie Mikołaj. Mam prawo jazdy mogę jeździć sama… Błagam cię. Żyję w stolicy europejskiego kraju, a nie w Kolumbii. Tu się nie porywa ludzi z ulicy w biały dzień… Naprawdę trochę przesadzasz… Dobrze, ale będzie mnie woził ale tylko na moją prośbę. Koniec z chodzeniem za mną i towarzyszeniem mi przez pół dnia. Więcej z tego szkody niż pożytku. O reszcie porozmawiamy wieczorem.