B

niedziela, 28 czerwca 2015

Miniaturka XXVII 'Dość'

Wybaczyła mu, wróciła do niego. Szalał ze szczęścia. Chełpił się nią i ich związkiem, na każdym kroku pokazując, że ma u swego boku cudowną kobietę. Niekiedy śmiała się z niego pod nosem, gdy dumnym krokiem, prowadząc ją za rękę, wkraczał na wszelkiego rodzaju pokazy mody, bankiety i rauty. Po dwóch miesiącach od pamiętnego pokazu zaręczyli się i zaczęli planować ślub. Ona chciała wszystko zorganizować powoli, bez pośpiechu, z głową. Dobrzański był w gorącej wodzie kąpany. Poprosił o pomoc matkę, ale przede wszystkim na siebie wziął ciężar organizacji tego wydarzenia. Nie chciał nic zlecać specjalistycznej firmie, tak, jak to było w przypadku ślubu z Pauliną. Chciał być maksymalnie zaangażowany w przygotowania. Nie raz karciła go, że siedzi po nocach przed laptopem przeglądając oferty restauracji, pałacyków i dworków pod Warszawą, szukając odpowiedniego samochodu i firmy, która uwieczni na zachwycających zdjęciach ich ślub i wesele. Musiała przyznać, że jej narzeczony spisał się idealnie. W niespełna ponad trzy tygodnie ustalił wszystkie najważniejsze kwestie, zarezerwował miejsce, zamówił obrączki. W maju zostali mężem i żoną, a rok później na świat przyszedł ich syn Juliusz.
Przez pierwsze miesiące ich narzeczeństwa wciąż piastowała fotel prezesa. Wyprowadziła firmę z kryzysu, wypracowywała pokaźne zyski, miała ciekawe pomysły ekspansji. Marek z Krzysztofem nie chcieli słyszeć o zmianie. Senior był dumnym właścicielem firmy, który był zachwycony nową panią prezes, a junior nie mniej zachwyconym vice prezesem i dyrektorem ds. promocji. Przez kolejne miesiące Adam Turek pełnił funkcję p.o. dyrektora finansowego. Ale gdy zaszła w ciążę postanowiła odpuścić i zwolnić nico tempo życia i pracy. Bała się o dziecko, ale bała się również o siebie. Wciąż z tyłu głowy miała tragiczny finał porodu Beatki. Po rozmowie z Markiem i Krzysztofem zgodzili się na powrót do poprzedniej konfiguracji – Marek-prezes, Ula- dyrektor finansowy na pół etatu do czasu porodu. Uznała, że chce zostać z synkiem jak najdłużej. W tym czasie ponownie zastąpił ją Adam. Ostatecznie spędziła z Julkiem w domu dwa lata. Markowi ojcostwo najwyraźniej dawało wielką frajdę. Pierwszy miesiąc po porodzie spędził na tacierzyńskim, chcąc nieco odciążyć żonę. Później starał się godzić obowiązki prezesa i ojca. Ale najwyraźniej szło mu nie najlepiej. Gdy wróciła po dwóch latach do firmy i zorientowała się w finansach włosy jeżyły jej się na głowie. Jej mąż podpisał kilka niekorzystnych kontraktów, a szycie zlecał mało efektywnym szwalniom. Spadek sprzedaży kreacji niskiej jakości próbował ratować kosztowną promocją. Gdy w pełni zorientowała się w sytuacji finansowej firmy Dobrzański Fashion ewidentnie zaczynało mieć problemy z płynnością finansową.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że firma ma problemy? – wparowała do jego gabinetu – Sądziłeś, że się nie zorientuję? – spytała z pretensją
- Nie mówiłem ci, bo to był czas, gdy musiałaś skupić się na naszym dziecku, a nie tabelkach i wykresach. Trzeba umieć oddzielić życie prywatne od zawodowego – wzruszył ramionami, czym jeszcze bardziej wyprowadził ją z równowagi – Poza tym nie ma co się przejmować tym krótkotrwałym kryzysem. Cała Europa ma problemy. W ubiegłym tygodniu podpisałem kontrakt z siecią butików w Niemczech. Miesiąc, góra dwa i wyjdziemy na prostą.
- Tylko, że za dwa tygodnie jest zarząd – spojrzała na niego wymownie - Doskonale wiesz, że twój ojciec nie będzie zachwycony tym, że jesteśmy pod kreską.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz. To nie jest wina DF, że nasz czeski partner złożył z ubiegłym kwartale wniosek upadłościowy. Kochanie – objął ją w pasie – przecież doskonale wiesz, że biznes wiąże się z ryzykiem. Nie mogliśmy przewidzieć, że firma działająca na rynku od kilkunastu lat z dnia na dzień zakończy działalność – jego tłumaczenia wcale jej nie uspokoiły - Zresztą przestańmy myśleć tylko o pracy. Zarezerwowałem dla nas domek nad jeziorem na weekend. Ma być piękna pogoda. Popływamy łódką, pochodzimy po lesie. Julek będzie zachwycony – złożył na jej ustach czuły pocałunek.

Zarząd był dość burzliwy. Senior Dobrzański nie mógł zrozumieć swojego syna, który przez kilka ostatnich miesięcy nawet nie wspomniał, że firma na kłopoty z płynnością finansową.
- Kompletnie nie masz pojęcia o zarządzaniu przedsiębiorstwem! – grzmiał – Już raz doprowadziłeś nas do poważnych kłopotów, z których wyszliśmy tylko dzięki twojej mądrej żonie i niestety nie wyciągnąłeś z tamtej sytuacji lekcji! Jesteś najgorszym prezesem w historii tej firmy! Po raz kolejny zawiodłeś mnie synu! – huknął - Ula, od dzisiaj jesteś prezesem. Mam nadzieję, że dasz radę wyciągnąć nas z tych kłopotów – Marek zerwał się z miejsca. Słowa ojca bardzo go dotknęły.
- Ale tato – próbowała protestować obserwując plecy wychodzącego męża – Sądzę, że więcej udałoby nam się zrobić, gdybym Marek wciąż był prezesem, a ja popracuję nad finansami jako dyrektor finansowy
- Mowy nie ma – odparł już nieco spokojniejszym tonem – Podjął irracjonalne decyzje, podpisał pogrążające nas kontrakty. W ostatnich miesiącach żadna jego decyzja nie była trafiona i ty go jeszcze bronisz? Ja rozumiem, że chcesz być lojalna w stosunku do męża, ale nie patrz na tę sprawę z perspektywy swojego małżeństwa, ale jako ekonomista. Jak oceniasz pracę Marka jako finansistka? – Ula spuściła wzrok i wymownie milczała – No właśnie. Marek może się zająć promocją, może ci pomagać, ale to ty musisz być prezesem. A Turek będzie ci pomagał ponownie jako p.o. dyrektora. Radził sobie całkiem nieźle, gdy pierwszy raz byłaś prezesem.

Marek poczuł się urażony oceną ojca. Postanowił wziąć urlop, by wyciszyć emocje. Oficjalnie jego urlop był powodem powrotu Uli na stanowisko prezesa. Przez pierwsze dwa tygodnie spędzał czas z Julkiem w domu, ale koniec końców mały wrócił do przedszkola, a jego rola ograniczała się do wożenia chłopca. Ula codziennie po dziewięć, dziesięć godzin spędzała w firmie. Próbowała zorientować się we wszystkich podpisanych przez męża kontraktach, analizowała, które przynoszą choć minimalny zysk, które generują straty i z których bez kosztownych konsekwencji można się wycofać. Prawie codziennie przynosiła pracę do domu. Tradycją stały się też cotygodniowe, prawie godzinne, wieczorne rozmowy telefoniczne z Krzysztofem, któremu zdawała relację z bieżącej sytuacji firmy. Senior z uwagi na pobyt w sanatorium we Francji nie mógł pojawiać się w firmie. W Marku narastał żal do ojca, a z czasem również pewnego rodzaju zazdrość, że Ula radzi sobie tak dobrze i ojciec nie może przestać się rozpływać nad jej genialnym zmysłem ekonomicznym. Było mu przykro. On w mniemaniu ojca był kompletnym nieudacznikiem. W swoim trzydziestopięcioletnim życiu ani razu nie słyszał ‘jestem z ciebie dumny synu’. Najpierw to Aleks był na pierwszym miejscu, teraz Ula. Choć akurat o nią nie powinien być zazdrosny. To jego żona, kobieta, którą kocha. Próbował to sobie tłumaczyć, ale zadra w sercu wciąż siedziała.
Ula przychodziła z firmy zmęczona, siadała nad laptopem i pracowała przez kolejnych kilka godzin. Zaczęli się od siebie odsuwać, co tylko potęgowało jego frustrację. Wiele razy chciał jej pomóc, ale zanim zebrał się w sobie z propozycją, szybko rezygnował. Postanowił się nie narzucać, zakładając, że gdyby chciała, sama by poprosiła o wsparcie. Doskonale wiedział, jakie miała o nim zdanie. Kilka razy dała mu do zrozumienia, że przez jego nieodpowiedzialne zachowanie musi teraz skupić się wyłącznie na firmie, zamiast na synu, który był zdany na przedszkole, dziadka Józefa i babcię Helenkę. Urlop, który początkowo miał trwać kilka tygodni przeciągnął się do trzech miesięcy i zdawało się, że Markowi ten stan zupełnie nie przeszkadza. Jego schemat dnia składał się z kilku krótkich punktów. Siłownia, kilka godzin surfowania po sieci, albo gry na konsoli, wyjście z Sebastianem na lunch lub piwo wieczorem. Początkowo w swoim planie uwzględniał jeszcze przedszkole Julka, ale szybko doszedł do wniosku, że skoro Ula w drodze do firmy mija właściwy budynek, to nie ma sensu, żeby jeździli oddzielnie. Zresztą z uwagi na problemy firmy starali się wprowadzić cięcia kosztów również w domowym budżecie. Podróż tą samą drogą dwoma autami była nieekonomiczna.
Jedyną osobą, która rozumiała Marka był Sebastian. Często przyjeżdżał pod firmę, by o siedemnastej wyciągnąć kumpla na piwo, czy obiad. Tylko z Olszańskim mógł szczerze pogadać, wyżalić się, że w zasadzie stał się zbędnym elementem układanki. Wszystko świetnie działało samo, bez jego udziału. Zarówno dom, jak i firma. Czuł się niepotrzebny. I jeszcze ojciec, który podczas każdego rodzinnego spotkania wysyłał mu jasne sygnały, że zawodzi na całej linii. Marek Dobrzański zaczynał wpadać w depresję i tylko spotkania z przyjacielem były jaśniejszym punktem jego życia.

Ula wpadła do domu, jak burza. Wyjątkowo wcześniej, czym wzbudziła jego szczere zdziwienie.
- Możesz mi powiedzieć, co ten fantastyczny rower za trzy tysiące robi w naszym garażu? – zapytała z nieukrywaną ironią
- Była okazja. Jego katalogowa cena jest o pięćdziesiąt procent wyższa. Kurier dzisiaj przywiózł. Już dawno zapowiadałaś, że musimy zacząć oszczędzać. Również na mojej siłowni – zaczął wyjaśniać, rozciągnięty na sofie – Najpierw miałem kupić bieżnię, ale stwierdziłem, że biegać to mogę po lesie. I dlatego zdecydowałem się na rower. W sumie to będzie jakieś pięćset złotych oszczędności na karnecie i dojazdach miesięcznie.
- Rachunek naprawdę godny pozazdroszczenia – z niedowierzaniem pokręciła głową - Wydałeś trzy tysiące, by zaoszczędzić pięćset złotych. Brawo! – zakpiła
- W dłuższej perspektywie oszczędność będzie znaczna. Na przykład w ciągu roku – zaczął, ale jego beztroska tą wyprowadziła z równowagi
- Marek! – zagrzmiała – My musimy oszczędzać teraz, a nie patrzeć na to, że za pół roku zaczniemy wychodzić na zero
- Dobrze, już dobrze – westchnął – Mam go zwrócić? – spojrzał na nią wyczekująco
- Nie, po prostu proszę cię, bądź odpowiedzialny – rzekła już ciszej i spokojniej
- Aha, czyli twoim zdaniem jestem nieodpowiedzialny – zaśmiał się nerwowo pod nosem – No w sumie czemu mam się dziwić. Mój ojciec uważa dokładnie tak samo – fuknął z goryczą
- Dobrze wiesz, że nie firmę miałam na myśli
- Nie, no jasne. Całokształt – prychnął - Wybacz, ale muszę wyjść. Seba na mnie czeka – nie czekając na jej reakcję chwycił leżącą na oparciu sofy marynarkę i szybko się ulotnił
- Jak zwykle – zagryzła wargę próbując się uspokoić.

Przez ostatnie miesiące żyła w ciągłym napięciu. Była wykończona. Dobrzański Fashion powoli zaczynało wychodzić na prostą. Jej wielogodzinne negocjacje i opracowywanie planów ratunkowych powoli zaczynało przynosić pozytywne rezultaty, jednak do wyjścia z kryzysu była jeszcze daleka droga. Prognozy były nie najgorsze, ale firma miała zacząć zarabiać dopiero za jakieś dwa, trzy miesiące. Ten czas musieli jeszcze jakoś przetrwać bez zwolnień, których zarówno Ula, jak i Krzysztof chcieli uniknąć. W pewnym momencie musiała na dwa miesiące zrezygnować ze swojej pensji, by wypłacić wynagrodzenia trzem krawcowym. Marek zdawał się nie dostrzegać ich problemów. Zarówno finansowych, jak i rodzinnych. Miała dość. Wystarczyła iskra, by wybuchł pożar trawiący wszystko, co spotka na swojej drodze.
- Zrobiłeś zakupy? – zapytała od progu. Dochodziła dziewiętnasta, gdy wróciła z firmy. Wiedziała, że dziś będzie awantura. Wiedziała, że tak dalej żyć nie mogą. Przezornie zostawiła Julka na ja bliższe dwa dni w Rysiowie.
- Nie – odparł nie odrywając swojego wzroku od telewizora. Jego pojazd właśnie prowadził w Grand Prix Monaco.
- Nie zauważyłeś, że lodówka jest pusta? – usiadła na fotelu i wypuściła powietrze, chcąc jak najdłużej zachować spokój
- Myślałem, że ty zrobisz po drodze
- Nawet chciałam, ale szybko się zorientowałam, że nasze konto świeci pustkami. Możesz mi powiedzieć na co wczoraj wydałeś prawie pięć tysięcy złotych? – zapytała z pretensją
- Kupiłem nowy telefon – wyciągnął z kieszeni najnowszy model iPhona – i przechodząc w Galerii Mokotów koło sklepu Ledvico Menacci zauważyłem, że jest promocja na koszule. Przy zakupie dwóch trzecia była za symboliczne pięćdziesiąt złotych – miała ochotę parsknąć drwiącym śmiechem. Choć prawdę mówiąc wcale nie było jej do śmiechu
- No jasne, przecież zapomniałam, że wyszłam za Marka Dobrzańskiego, który nie może chodzić w koszuli Wólczanki za sto złotych, tylko takich z wyższej półki, za minimum trzysta – rzekła z kpiną – No i oczywiście musi mniej najnowszą zabaweczkę, żeby chwalić się nią wśród znajomych
- O co ci chodzi? – wreszcie raczył ją zaszczycić spojrzeniem
- O to, że koszulami dziecka nie nakarmisz! Mamy wyczyszczone konto do zera, pustą lodówkę i niezapłaconą ratę za dom
- Jak to niezapłaconą? – szczerze się zdziwił - przecież ściągają zawsze dziesiątego każdego miesiąca, a dziś jest dwudziesty piąty
- Renegocjowałam warunki z bankiem, przesunęłam o kilkanaście dni termin spłaty tak, by przelew szedł dzień po otrzymaniu pieniędzy z DF. Gdybym tego nie zrobiła od jakiś trzech, czterech miesięcy mielibyśmy problem ze spłatą
- Aha – na tylko tyle było go stać. W pewnym sensie poczuł się głupio, że od kilkunastu tygodni ich finanse kompletnie go nie interesowały. Wiedział, że Ula trzyma rękę na pulsie, więc całkowicie sobie odpuścił sprawy domowego budżetu – No ale jutro dostaniesz pensje, więc nie ma się co martwić za bardzo. W przyszłym miesiącu zaciśniemy nieco pasa
- Nie dostanę jutro przelewu – spojrzała na niego wymownie
- Jak to? – zmarszczył brwi
- Musiałam na dwa miesiące zrezygnować ze swojej pensji. Gdybym tego nie zrobiła, musiałabym zwolnić ludzi, bo nie miałabym im z czego zapłacić. I tak zgodzili się przyjmować wynagrodzenie w dwóch ratach – wyjaśniła – Nie mamy na bieżące wydatki, a ty kupujesz sobie nowy gadżet – rzuciła z pretensją
- Pożyczę od… - w pierwszej chwili chciał powiedzieć od ojca, a ugryzł się w język – od Seby
- Jasne. Żyjmy z dnia na dzień! Marek, my mamy małe dziecko. Mam mu nie kupić kurtki na jesień, bo mamy puste konto? W sumie mogę pójść do second handu, ważne, że jego ojciec ma modne i markowe ciuchy – pokręciła głową – Marek, mam dość! – coraz trudniej się hamowała – Jestem już zmęczona. Na mojej głowie jest firma, dom i Julek. Ty przejmujesz się tylko tym, żeby się przypadkiem nie spóźnić do baru z Sebastianem. Całe dnie spędzasz albo przed telewizorem, albo w hipsterskich knajpach na placu Zbawiciela. Masz w nosie nie tylko naszą firmę i finanse, ale także mnie, a nawet naszego syna. Ty się nim w ostatnich miesiącach kompletnie nie interesujesz! Gdybym ci teraz powiedziała, żebyś pojechał odebrać go z domu Gracjana, nawet byś nie wiedział, gdzie to jest. Nie znasz jego kolegów, nie wiesz, gdzie mieszkają. Ty chyba nawet nie zauważyłeś, co on jada na śniadanie. Zajmujesz się tylko sobą. Pieprzony egoista! Szpanerski iPhone jest ważniejszy od rodziny! – zerwała się z miejsca i pobiegła w stronę sypialni. Przez dłuższą chwilę siedział ze spuszczoną głową. Wiedział, że w wielu punktach miała rację. Rzeczywiście od czasu tego feralnego zarządu trochę się pogubił. Ruszył za nią. Gdy tylko otworzył drzwi, stanął jak wryty. Kolejne ubrania lądowały w rozłożonej na łóżku walizce
- Co ty robisz? – zapytał przerażony
- Odchodzę. Mam cię dość!
- Tego właśnie chcesz? Spakujesz się i przekreślisz tyle wspólnych lat? – zapytał z goryczą
- To ty je przekreśliłeś – odparła obrzucając go wściekłym spojrzeniem
- Skoro chcesz odejść, to droga wolna – rzucił. Przez krótką chwilę wpatrywała się w niego zaskoczona. Tymi kilkoma słowami, niczym sztyletem wbił się w jej serce. Szybko jednak przywdziała na uśmiech sztuczny uśmiech
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia – podszedł do niej i zdecydowanym ruchem wyszarpnął trzymane w ręku sukienki
- Jesteś naprawdę w wielkim błędzie, jeśli sądzisz, że pozwolę ci odejść! – opierała się, ale przyciągnął ją do siebie i zamknął w swoich ramionach – Kocham cię! Kocham ciebie, kocham Julka! Wiem, że zawiodłem na całej linii. Jako prezes, ale przede wszystkim jako mąż i ojciec – poczuł na swojej koszuli wilgoć jej łez - Zostawiałem cię ze wszystkim samą, jakby próbując ukarać za moje błędy. W tych zabawkach, wyjściach z Sebą na piwo szukałem ucieczki od swoich porażek. Ale to się zmieni. Tylko nie odchodź – oparł swoje czoło o jej – Błagam, nie odchodź – spojrzał jej prosto w załzawione oczy. Jego również były pełne łez
- Nie odejdę . Kocham cię – szepnęła. Zachłannie wpił się w jej usta. Tęsknił za tym smakiem. Ona również. Zrzucił na podłogę walizkę i pociągnął ją na łóżko. Tak dawno się nie kochali. Oboje wiedzieli, że ten wieczór jest początkiem nowego etapu w ich życiu. Od jutra będzie inaczej, lepiej. 



poniedziałek, 22 czerwca 2015

'Dwa plus dwa' VIII ost.

W koprodukcji z KaEm!




W sobotnie popołudnie stała na balkonie obserwując bawiące się w ogrodzie dzieci. Jasiek uczył Tosię posługiwać się zdalnie sterowanym helikopterem, który dostał w ubiegłym tygodniu. Co prawda jego dziewiąte urodziny wypadały dopiero w niedzielę, ale wujek Aleks z powodu wakacyjnego wyjazdu odwiedził siostrzeńca tydzień wcześniej, wręczając prezent. Patrząc na bawiące się dzieciaki przypomniała sobie ich pierwszy, wspólny wyjazd do Sopotu. Janek i Antosia rosły, zmieniały się ich zainteresowania i pasje, a mimo to niezmiennie całą czwórką uwielbiali jeździć do sosnowego domku nad brzegiem Bałtyku. I nawet najbardziej egzotyczne wakacje na Dominikanie, na które uparł się Marek w ubiegłym roku, nie mogły się równać z chwilami spędzonymi nad polskim morzem. To tam zaczynali się stawać rodziną. Wyciągnęła przed siebie dłoń i spojrzała na mieniącą się na palcu obrączkę. Uśmiechnęła się pod nosem. Marek był świetnym ojcem, wspaniałym partnerem i wymarzonym mężem. Po rozstaniu z Norbertem nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że będzie jeszcze szczęśliwa z mężczyzną. Była. Marek dawał jej nie tylko miłość i uwielbienie, ale przede wszystkim pewność i poczucie bezpieczeństwa. Wiedziała, że może na nim polegać w każdej sytuacji i że rodzina jest dla niego najważniejsza. Dzieci ich związek przyjęły jak coś naturalnego, nieuniknionego. Szybko przeszły nad tym do porządku dziennego, szczęśliwe, że oprócz mamy i taty mają teraz na co dzień również wujka i ciocię. Pamięcią wróciła do dnia ich ślubu. Pobrali się w kolejne wakacje. Zgodnie stwierdzili, że nie chcą hucznej imprezy, że ten wyjątkowy dzień chcą dzielić tylko z najbliższymi, że ta ceremonia ma mieć bardzo intymny charakter. I taka też była. Pobrali się w ogrodzie ich nowego domu. Tosia sypała kwiatki prowadząc ich w stronę urzędnika. Janek dumnie trzymał obrączki. To oni i ich dzieci były tego dnia najważniejsi. Swoim szczęściem tego dnia dzielili się tylko z rodzicami, rodzeństwem Uli, Aleksem i ich świadkami – Dorotą i Sebastianem. Była szczęśliwa.

Kolejne, wypchane po brzegi pudła lądowały na środku salonu. Firma przeprowadzkowa błyskawicznie przewoziła ich rzeczy z mieszkania Uli i domu Marka. Pamiętała swoje zaskoczenie, gdy kilka tygodni po zaręczynach Marek zakomunikował jej, że kupuje dom. Nowy, ich wspólny, gdzie każdy znajdzie swoje miejsce. W pierwszej chwili uznawała to za zbyteczną fanaberie. Dom na Sadybie w przeciwieństwie do jej mieszkania, wydawał się odpowiedni by pomieścić cztery osoby. On się jednak upierał, chcąc tą przeprowadzką podkreślić, że oboje zaczynają nowy etap życia. Zgodziła się, choć nie przypuszczała, że ta zamiana lokum będzie tak mordercza. Na trzy tygodnie przed ceremonią rozpoczęli przeprowadzkę. Razem z Markiem wzięli dwa dni urlopu, by uporządkować wszystko. Dzieci zostały u jego rodziców w Zalesiu. Dochodziła dwudziesta, gdy ledwo żywa opadła na sofę. Krzywiąc się liczyła pudła, które czekały jeszcze na swoją kolej. Do rozpakowania zostały rzeczy Jaśka i większość wyposażenia kuchni. Wiedziała, że nie da rady nic już dzisiaj zrobić, że marzy jedynie o gorącej kąpieli, która rozluźni jej nadciągnięte mięśnie. Marek szamotał się jeszcze w garderobie przy drzwiach wejściowych, by po chwili dołączyć do niej dzierżąc w ręku niewielki przedmiot.
- Kochanie – zaczął, chrząkając cicho
- Yhmmm – mruknęła spod półprzymkniętych powiek
- Wiem, że tym pytaniem być może wprawię cię w zakłopotanie i postawię w niezręcznej sytuacji, ale – urwał na chwilę, by wziąć głębszy oddech. Zaniepokojona jego tonem głosu otworzyła oczy i przyjrzała się mu uważnie. Trzymał w ręku ramkę ze zdjęciem swojej żony - Czy będzie ci przeszkadzało, że gdzieś w domu będzie stała fotografia Pauliny? Myślałem o półce nad kominkiem albo o pokoju Jaśka. Wiesz, to nie chodzi o mnie – zaczął się tłumaczyć lekko zakłopotany – Po prostu chcę, żeby chociaż dzięki temu zdjęciu Jan wiedział, jak wyglądała jego matka
- Kochanie – przytuliła głowę do jego ramienia, a dłonią zaczęła delikatnie masować mu kark – Jak mogłeś pomyśleć, że będzie mi to przeszkadzać? Uważam, że jej zdjęcie powinno stać tutaj. Ze względu na Janka, ale także na ciebie. Przecież ja mam świadomość, że ona zawsze będzie dla ciebie ważna. To twoja pierwsza żona, matka twojego syna i nie wymagam od ciebie tego, że będąc ze mną, musisz zapomnieć o niej. Każde z nas ma za sobą jakiś etap. Ja jestem kobietą po przejściach, ty mężczyzną z przeszłością, a teraz razem, tworzymy coś nowego. Wiem, że w pewnym sensie zawsze będziesz ją kochał – spojrzała w jego oczy – i wcale nie jestem o to zazdrosna – posłał jej wdzięczny uśmiech – Co innego o te mizdrzące się do ciebie modelki – robiąc groźną minę spojrzała na niego wymownie.
- Nie mają z tobą szans – szepnął wprost w jej usta i odkładając zdjęcie, mocno do siebie przytulił, całując namiętnie. 

Poczuła w pasie oplatające ją ramiona. Głowa jej męża wylądowała na jej ramieniu, a szyje omiótł ciepły oddech.
- Dzwonili z cukierni. Dopadła ich awarię pieca i tort będzie do odebrania dopiero jutro, koło dwunastej. Dobrze, że zaprosiłaś gości na trzecią, bo byśmy mieli problem – musnął ustami jej policzek – Co tak się zapatrzyłaś skarbie?
- Lubię obserwować, jak się razem bawią. Z jaką cierpliwością Janek tłumaczy i pokazuje wszystko Tosi i jak bardzo ona jest w niego zapatrzona. Ma w nim autorytet i poczucie, że zawsze może na brata liczyć.
- To prawda. I czasem się dziwię, że jeszcze się nie zaczęli sprzeczać. Ja nie miałem takich doświadczeń, ale wiem, że moi koledzy z podstawówki niekiedy ostro się kłócili z rodzeństwem. A rękoczyny i dokuczanie były na porządku dziennym – zaśmiał się pod nosem
- Chyba bardzo doceniają rodzinę, którą im stworzyliśmy – mruknęła, pamięcią powracając do wydarzeń sprzed czterech miesięcy, gdy w ich domu pojawił się nowy członek rodziny. Mimowolnie uśmiech pojawił się na jej twarzy.

Dobrzański dumnie wniósł do domu brązowe nosidełko. Zdecydowali się na uniwersalny kolor, gdyż do końca nie znali płci dziecka. Chcieli mieć niespodziankę.
Marek był przy niej podczas każdej wizyty lekarskiej, do znudzenia przypominając lekarce, by przez przypadek nie wyjawiła im, czy powitaj na świecie córkę, czy syna. Kompletnie oszalał na punkcie tego dziecka. Zresztą to on poruszył temat powiększenia rodziny. Ula z tyłu głowy wciąż miała sytuację z Norbertem, który również chciał dziecka, a później zmienił zdanie, jednak miała pewność, że z Markiem będzie inaczej. Na każdym kroku jej udowadniał, że zależy mu na niej, na Tosi i na ich rodzinie. Szybko przestali się zabezpieczać i już po kilku miesiącach z dumą zaprezentowała mu test ciążowy.
W salonie czekały na nich dzieci w towarzystwie pani Wandy.
- Już są, już są – rozległ się pisk dziewczynki
- Tylko cicho – upomniała je starsza pani – Bo przestraszycie dzidziusia i zacznie płakać – Marek postawił nosidełko na niskiej ławie
- To jest wasz brat Bruno – oznajmił z dumą, prezentując chłopca o krótkich, ciemnych włosach, który smacznie spał
- Ale super – z trudem tłumił głos Janek. Najwyraźniej chłopiec z bujnymi lokali przejął słownictwo od blondyneczki – Zawsze chciałem mieć młodszego brata
- Zaraz – oburzyła się Tosia – jak to brata? Mnie zawsze powtarzałeś, że chciałeś mieć młodszą siostrę – splotła na piersiach ręce i zaczęła nerwowo tupać nogą – I co? – Dobrzańscy obserwowali tę scenę z zaciekawieniem, z trudem hamując śmiech
- Jedno nie zaprzecza drugiemu – wyjaśnił – Chciałem mieć i młodszego brata i młodszą siostrę. Chciałem mieć dużą rodzinę. A poza tym spójrz, mój brat, to także twój brat, więc teraz jeszcze bardziej jesteśmy rodzeństwem
- No masz rację. Fajnie, że mamy wspólnego brata – szepnęła nachylając się nad nosidełkiem i z uwagą przyglądając śpiącemu niemowlęciu

- To może teraz mała Dobrzańska do kompletu, żeby Tosia nie czuła się zdominowana przez mężczyzn - sugestywnie uniósł brwi do góry
- O nie, nie mój drogi – pokiwała palcem – Jeszcze nie wyszłam z jednych pieluch i kaszek i mam wejść w kolejne? Dwa plus dwa dało pięć i to jest bardzo dobry rachunek – widząc smutek w oczach męża dodała z tajemniczym uśmiechem – Przynajmniej na razie. Możemy się umówić, że wrócimy do tej rozmowy za rok – twarz szatyna momentalnie się rozpromieniła i już miał wpić się w usta żony, gdy rozległ się płacz – No i widzisz. Twój syn domaga się jedzenia. U was to chyba rodzinne, że nie można was nakarmić. Poczynając od ciebie, przez Janka, na juniorze kończąc – musnęła wargami czubek jego nosa i zniknęła w sypialni. Roześmiał się szczęśliwy.

czwartek, 11 czerwca 2015

'Dwa plus dwa' VII

W koprodukcji z KaEm!   



Gdy tylko dostrzegli się pośród rosnących w Łazienkach dębów i kasztanowców Jasiek rzucił się biegiem w stronę Tosi. Dzieciaki padły sobie w ramiona, czym kompletnie rozbroiły zbliżających się do siebie rodziców. Chłopiec wręczał Tosi torbę, w której znalazły się hiszpańskie łakocie, gdy oni stanęli naprzeciw siebie.
- Cześć prezesie – przywitała się nieco zaczepnie. Śmiały się nie tylko jego usta, ale przede wszystkim oczy.
- Witaj. Ślicznie wyglądasz – rzekł obrzucając ją zachwyconym spojrzeniem i musnął ustami jej policzek. Zdawała sobie sprawę, że zrobi na nim wrażenie. Pistacjowa, przewiewna sukienka z dużym dekoltem w kształcie litery v podkreślała jej smukłe nogi i spory biust – Tydzień to szmat czasu – szepnął, przy okazji zahaczając wargami o poduszeczkę jej ucha
- Opaleni, wypoczęci – spojrzała na Dobrzańskiego, który w bordowych spodniach i białej koszuli, z wyraźnie odznaczającym się zarostem na śniadej skórze wyglądał bardzo pociągająco – Jasiu, dasz mi buziaka? – zapytała chłopca, który nie mógł nagadać się z Tosią, opowiadając jej swoje hiszpańskie przygody. Chłopiec wycisnął na jej policzku słodkiego całusa. Kiedy już się przywitali, ruszyli wolnym krokiem w kierunku Belvedere.
- Byłym zapomniał – rzucił szatyn, wyciągając z tylnej kieszeni spodni niewielkie pudełeczko – Taki drobiazg – obrzuciła go zaciekawionym spojrzeniem i szybko odpakowała bransoletkę z kamieni szlachetnych w ciepłych kolorach
- Jest piękna – szepnęła. Czyżby celowo zamiast w policzek, jej usta trafiły w kącik jego warg? Uśmiechnął się z satysfakcją.  Te drobne gesty, zarówno z jego strony, jak i z jej były bardzo znaczące.

- Masz jakieś plany na przyszły weekend? – zapytał po skończonym posiłku. Oni sączyli kawę, a dzieci pobiegły oglądać pawia dumnie przechadzającego się parkowymi alejkami.
- Nie, a dlaczego pytasz?
- Jasiek chciał was zabrać do Barcelony – zaśmiał się pod nosem – Tłumaczyłem mu, że nie dostaniesz urlopu. Chociaż prawdę mówiąc podobnie jak on żałowałem, że nie możecie jechać z nami. I tak  sobie pomyślałem, że może się zgodzisz.. – chrząknął - że będziesz miała ochotę spędzić z nami, ze mną – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo – trochę więcej czasu. Moglibyśmy jechać w przyszłym tygodniu do domku moich rodziców w Sopocie. Rozciąga się z niego piękny widok na morze, a poza tym z tego, co wiem, Jasiek obiecał Tosi, że pokaże jej swój domek na drzewie. Do Trójmiasta to maksymalnie jakieś cztery godziny jazdy z przystankami. Wyjechalibyśmy w piątek wieczorem, żeby nie tracić soboty i wrócili w niedzielę przed zmrokiem.
- Myślę, że Tosia będzie zachwycona tą propozycją i zacznie cię jeszcze bardziej wychwalać – roześmiał się pod nosem, ale bardzo szybko jego twarz na powrót spoważniała
- Ale ja nie pytam o to, czego chce Antosia, tylko czego ty chcesz – spojrzał jej prosto w oczy - Czy ty masz ochotę jechać tam ze mną – z jego wyrazu twarzy odczytała jakby podwójne znaczenie tego pytania
- Mam – odpowiedziała krótko i zdecydowanie.

Kilkanaście minut przed dwudziestą trzecią zajechali przed niewielki, wykończony drewnem domek, pośród wysokich sosen. Zaparkował na podjeździe i rzekł na tyle cicho, by nie zbudzić śpiących na tylnym siedzeniu dzieci
- Zostań z nimi. Pójdę otworzyć i zapalić światło. Mam nadzieję, że pani Teresa wszystko przygotowała. Zaniosę je prosto do łóżek – kiwnęła głową i cierpliwie czekała w środku, aż wróci. Pierwszego chwycił na ręce Janka. Chłopiec poruszył się niespokojnie, ale na szczęście się nie przebudził. Zaniósł go na górę i ostrożnie ściągając mu buty, w ubraniu położył do łóżka. Ula w tym czasie wysiadając z auta zaciągnęła się rześkim, nadmorskim powietrzem. Tego właśnie jej było trzeba. Szybko zbiegł po schodach, by wnieść dziewczynkę. Gdy tylko rozpiął pas i wyjął ją z fotelika, otworzyła zaspane oczka
- Śpij skarbie – szepnął – Zaniosę cię do sypialni. Mama będzie w pokoju naprzeciwko, dobrze – blondyneczka mruknęła coś niewyraźnie i wtulając się w jego pierś zasnęła mu na rękach. Ostrożnie ułożył dziewczynkę w łóżku i zostawił z Ulą. Gdy kobieta na palcach wychodziła z pokoju córki, Dobrzański wnosił właśnie jej walizkę. Otworzył sosnowe drzwi i wpuścił ją przodem – Mam nadzieję, że ci się spodoba. Ma oddzielną łazienkę – wskazał na drzwi – I wyjście na balkon . Jakby ci w nocy było za gorąco, to śmiało możesz otwierać okna. Wszędzie są zamontowane moskitiery, więc komary nie będą atakować. Łazienka dzieciaków jest na końcu korytarza.
- A ty gdzie będziesz spał? – zaciekawiła się. Co prawda nie zdążyła jeszcze do końca zwiedzić domu, ale na górze były cztery pomieszczenia, co stwierdziła po liczbie drzwi, a na dole znajdował się spory salon z otwartą kuchnią. Pomieszczenie pod schodami bardziej pasowało na łazienkę, niż małą sypialnię.
- Na kanapie w salonie. Jest bardzo wygodna – stanął naprzeciw niej i przez krótką chwilę tonęli w swoim spojrzeniu – Cieszę się, że zgodziłaś się tu ze mną przyjechać. Późno już, powinnaś się położyć. Dobranoc – wycofał się dwa kroki, ale zatrzymał go jej głos
- Cieszę się, że mnie tu zabrałeś. Dobranoc Marku – i ku jego ogromnej radości, ale i zaskoczeniu, na krótki moment złączyła ich wargi. Wyszedł z jej sypialni z uśmiechem na ustach.

Gdy się obudziła zegar wskazywał dopiero szóstą trzydzieści, a mimo to czuła się wypoczęta i pełna energii. Otulając ciało satynowym szlafrokiem wyszła na balkon, z którego rozpościerał się widok na plażę. Opierając się o barierkę zamknęła oczy i napawała się szumem morze.
- Dzień dobry – usłyszała wesoły głos dochodzący z dołu. Spojrzała w tamtym kierunku i dojrzała Dobrzańskiego, spacerującego na boso, z kubkiem parującego napoju po ogrodzie w piżamowych spodniach w kratę i białym podkoszulku – Skoro już wstałaś, to zapraszam na kawę – po chwili znalazła się obok niego na tarasie – Taka jak lubisz – podsunął jej zielone naczynie, a sam upił kolejny łyk z kubka z napisem ‘najlepszy tata na świecie’.
- Pięknie tu – odparła delektując się dawką kofeiny
- Zawsze twierdzę, że ważniejsze od miejsca jest towarzystwo – spojrzała na niego uważnie – Przepraszam. Chyba zaczynam cię osaczać
- Nie odnoszę takiego wrażenia
- To dobrze. Po prostu zależy mi na tobie i z jednej strony chciałabym coraz więcej, a z drugiej boję się, bo nie chcę tego zepsuć – przyznał szczerze
- Ja ci nie pozwolę tego zepsuć – zapewniła. Już chciał coś odpowiedzieć, gdy usłyszał dzwonek swojego telefonu
- Przepraszam, podjechał pan Andrzej. Wraz z żoną zajmuje się domkiem pod naszą nieobecność – wyjaśnił pospiesznie, zabierając ze stolika portfel – Przywiózł nam świeże bułeczki na śniadanie – puścił jej oko i ruszył w kierunku bramy.

Spędzili naprawdę bardzo udany dzień. Dzieciaki bawiły się w domku na drzewie i nawet Ula przestała drżeć o swoją córeczkę wdrapującą się po drabinie do środka, widząc z jaką troską asekuruje ją Jan. Rodzice siedząc na tarasie przytuleni, rozmawiali o wszystkim i o niczym. Obecność tej drugiej osoby nie ciążyła, wręcz przeciwnie. Cieszyli się, że są tam razem. Chłopiec i dziewczynka tak dobrze bawili się w swoim małym azylu, że nawet nie chcieli słyszeć o spacerze brzegiem morza. Dopiero, gdy Marek obiecał im gofry przystali niechętnie.
- Tato – podczas kolacji odezwał się junior – A czy my już zawsze będziemy przyjeżdżać tutaj w czwórkę? – Dobrzański spojrzał najpierw na wlepione w niego oczy blondyneczki, później spotkał wyczekujący wzrok syna, by ostatecznie zatonąć w śmiejących się do niego, a zarazem lekko zakłopotanych błękitnych oczach Uli.
- Bardzo bym tego chciał – odpowiedział dolewając Tosi soku
- Super! – krzyknęła dziewczynka
- My się chyba umawiałyśmy, że nie będziesz tak często używała tego słowa – spojrzała na córkę Ula
- Ja się po prostu mamusiu bardzo cieszę – wyszczerzyła się, ukazując swoje niekompletne uzębienie.

Dzieciaki już dawno spały, a oni wciąż siedzieli na tarasie, delektując się ciepłym wieczorem, ciszą i swoim towarzystwem.
- Dolać ci wina? – zapytał cicho, by nie burzyć tej wyjątkowej atmosfery
- Chcesz mnie upić? – zapytała spoglądając w jego oczy prowokująco
- Chce po prostu wypić z tobą butelkę świetnej Cavy, którą przywiozłem na specjalną okazję – odparł
- Zwykły wieczór na tarasie to dla ciebie specjalna okazja? – celowo udała zdziwienie
- Zwykłe wieczory spędzam sam, a nie w towarzystwie pięknej kobiety. A tym winem chce uczcić początek czegoś wyjątkowego, co się miedzy nami rodzi  – krótko musnął jej usta. Roześmiała się
- Czyli jednak chcesz mnie upić. Sądzisz, że będę łatwiejsza – zastanawiał się, czy celowo go prowokuje. Pokręcił głową ze śmiechem
- Nie zamierzam za pomocą wina zmuszać cię do czegokolwiek – rzekł poważnie – Nie ukrywam, że chciałby się z tobą kochać, co nie oznacza, że nie mogę poczekać – odstawiła kieliszek na szklany blat i wstała, wyciągając w jego kierunku rękę
- Nie musisz czekać – splótł ich palce i pozwolił, by poprowadziła ich na górę.

Okrył ich ciała cienką kołdrą i położył się obok wspierając głowę na ramieniu. Przyglądał się jej w milczeniu, a ona wybuchała śmiechem, przyciskając otwartą dłoń do ust, by nie zbudzić dzieci. Patrzył na nią zdezorientowany, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
- Przepraszam, chyba zaczyna mi odbijać – wyjaśniała, gdy nieco się uspokoiła – Od rozstania z Norbertem nie byłam z żadnym mężczyzną i już powoli zaczęłam zapominać, jakie to cudowne uczucie – spojrzał na nią z rozczuleniem
- Ja powoli też zacząłem zapominać, ile kobieta potrafi dać mężczyźnie rozkoszy – przyznał
- Chyba ci nie uwierzę, że od śmierci żony uskuteczniałeś celibat – spojrzała mu w oczy
- Nie uskuteczniałem – chrząknął nieco zestresowany, ale wiedział, że powinien być z nią szczery i powinien jej powiedzieć prawdę – Być może po tym, co usłyszysz zmienisz o mnie zdanie, bo nie cały czas byłem dobrym ojcem… ale chyba powinnaś wiedzieć – ona powiedziała mu prawdę o swoim małżeństwie, życiu, czas na jego chwilę prawdy – Po śmierci Pauliny odciąłem się od normalnego życia. Przestałem pracować, spotykać się z rodziną i przyjaciółmi. Na pół roku odsunąłem się od wszystkich. Zamknąłem się w domu i przeżywałem swoją żałobę. Sam sobie radziłem z Jankiem, reagując agresją na każdą próbę pomocy ze strony mojej mamy czy przyjaciół. Uznałem, że muszę opiekować się synem sam, że jestem to winny Pauli. Po kilku miesiącach zaczęło do mnie docierać, że ona już nie wróci, a ja muszę żyć dalej. Popadłem ze skrajności w skrajność. Na jakieś trzy miesiące niemal na stałe oddałem Jaśka rodzicom i zacząłem ostro odreagowywać ostatnie miesiące. Prawie każdy wieczór spędzałem w klubie, upijając się i lądując w hotelowym pokoju z inną dziewczyną. I wtedy Jasiek zachorował. Chyba miał zapalenie oskrzeli. Miał dziewięć, czy dziesięć miesięcy. Przyszło opamiętanie i doszedłem do wniosku, że życie, jakie prowadzę, nie ma sensu. Zrozumiałem, że muszę skupić się na dziecku, a nie odreagowywaniu swojej tragedii w bardzo głupi i niedojrzały sposób. Byłem ojcem, a syn mnie potrzebował – słuchała go uważnie, od czasu do czasu głaszcząc dłonią jego ramię, kark, policzek – Przez następne dwa lata czasem umawiałem się z kobietami od czasu do czasu, dwa razy w roku wyjeżdżałem z przyjacielem na urlop, szukając intensywnie zaspokojenia potrzeb. Szukałem sobie kobiety na dłużej, tylko, że one wszystkie były zainteresowane mną, moim łóżkiem i moim portfelem, a nie moim synem. Były moimi kochankami, które nie akceptowały mojego dziecka, tym samym dając mi do zrozumienia, że ta nasza znajomość jest na chwilę. Na początku może i mi się to podobało, ale na dłuższą metę… Zacząłem się zastanawiać co będzie za rok, dwa, gdy Janek podrośnie i zacznie rozumieć. W naszym domu co miesiąc, dwa będzie pojawiała się nowa ciocia, a mój syn zacznie zadawać niewygodne pytania. Nie chciałem, żeby na to patrzył i odpuściłem. Podjąłem decyzję, że moje życie osobiste może poczekać, a teraz najważniejszy jest syn, który się kształtuje i powinien mieć odpowiednie wzorce – zaimponował jej tym zdaniem – I wreszcie pojawiłaś się ty. Piękna, cudowna, inteligentna kobieta, która oprócz mężczyzny widziała we mnie ojca, która polubiła mojego syna. No i wpadłem po uszy – nie wprost, ale dał jej do zrozumienia, że się zakochał. To była dużo jaśniejsze wyznanie, niż stwierdzenie, że mu zależy, że jest dla niego ważna. Usiadła na nim i zaczęła obsypywać jego twarz i tors pocałunkami, inicjując kolejne zbliżenie.

Obudziła się, gdy na dworze było już jasno i ze smutkiem stwierdziła, że druga połowa łóżka jest pusta. Założyła koronkowe majtki, narzuciła na siebie nocną koszulkę i szlafrok i ruszyła w poszukiwaniu Marka. Już w połowie schodów usłyszała radosne rozmowy dochodzące z kuchni.
- To co, dżem truskawkowy czy nutella? – usłyszała głos swojego kochanka, który ubrany w jeansy i granatowe polo smażył naleśniki.
- Dżemik – odparła Tosia
- Nutella – odezwał się Janek
- Synu, ciebie to już nawet nie pytam. Doskonale znam twoje preferencje – puścił chłopcu oczko i wtedy ją dostrzegł. Stała z boku, obserwując ich z uśmiechem – Dzień dobry – rzekł, a w jego głosie pobrzmiewały nuty czułości
- Dzień dobry – podeszła bliżej cmokając w czubek głowy Tosię, a później Jaśka, by na koniec musnąć ustami policzek Dobrzańskiego – a co wy tu od rana robicie?
- Śniadanko!
- Tata jest mistrzem naleśników – dumnie rzekł chłopiec
- No oczywiście ten młody dżentelmen, przy wielkim wsparciu Antosi mnie przekupił. A ty na co masz ochotę? – wymownie spojrzał jej w oczy i widząc jej lekko zaróżowione policzki szybko wybawił ją z opresji – Dżem czy czekolada?
- Jeden taki, jeden taki – odparła, opierając się o kuchenny blat i z zaciekawieniem obserwowała, jak świetnie radzi sobie w kuchni
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – szepnął niskim głosem – Idźcie umyć ręce. Zaraz będziemy jeść – gdy tylko dzieci oddaliły się od stołu, wyłączył gaz i obejmując Ulę w pasie, przyciągnął do siebie, całując łapczywie – Wybacz, że zostawiałem cię rano samą, ale wolałem uniknąć ewentualnej, krępującej sytuacji. Obudziłem dzieciaki i zająłem je śniadaniem by przypadkiem Tosia nie wparowała do twojej sypialni. Niech się najpierw oswoją z naszymi pocałunkami, przytulaniem, a na wiadomość o wspólnym łóżku przyjdzie czas trochę później – wyjaśnił
- Masz rację. I dziękuję, że o tym pomyślałeś – musnęła jego usta – Co prawda chciałam się obudzić wtulona w ciebie, ale… - nie dał jej dokończyć
- To dopiero początek – te słowa zabrzmiały w jego ustach tak, jakby ślubował jej, że nie opuści jej aż do śmierci - Jeszcze będziesz miała dość tych wspólnych poranków
- Z tobą? W życiu – mocno ją do siebie przytulił
- A naleśniki? – usłyszeli za sobą zniecierpliwiony głos szatyna
- Boże, wychowałem małego łasucha-pasibrzucha – szepnął jej do ucha i sięgnął po talerz wywracając oczami.

wtorek, 2 czerwca 2015

'Dwa plus dwa' VI

W koprodukcji z KaEm!   



Pani Wanda była z dzieciakami w kinie, gdy oni wolnym krokiem przemierzali kolejne metry parku w Wilanowie.
- Opowiesz mi o ojcu Tosi? – zapytał zerkając na jej profil. Od dawna miał ochotę poruszyć ten temat. Wiedział od Janka, że ojciec dziewczynki wyjechał i szybko nie wróci, ale tak naprawdę słowa syna niewiele mu wyjaśniały. Musiał wiedzieć.
- Nie lubię o tym mówić, bo nie bardzo jest się czym chwalić – powiedziała gorzko, patrząc w dal
- Rozumiem – rzekł cicho
- Ale liczyłam się z tym, że w pewnym momencie zapytasz albo ja będę musiała ci o tym opowiedzieć – spojrzała mu w oczy. Czyżby to był jasny sygnał, że również myślała o nim poważnie? Zresztą czy gdyby tak nie było, wychodziłaby z nim chętnie na kolacje, spacery, tak często spędzałaby z nim czas? Westchnęła ciężko i zaproponowała, by usiedli na pobliskiej ławce. Nerwowo splotła swoje dłonie i siadając nieco bokiem spojrzała na niego, by ostatecznie wbić wzrok w jego granatowe, szyte na miarę buty – Z Norbertem poznaliśmy się na imprezie. Moja koleżanka z roku, Kaśka, zorganizowała w domu rodziców pod Warszawą przyjęcie z okazji obrony. Nigdy nie przepadałam za takim hucznym świętowaniem, ale stwierdziłam, że na koniec studiów mogę sobie pozwolić na odrobinę zabawy. Było nawet całkiem miło. Jakieś dwadzieścia, trzydzieści osób z naszej grupy, część z partnerami, kilkoro znajomych Kaśki z liceum, jej starszy o cztery lata brat Tomek i właśnie Norbert, kuzyn, który mieszkał w sąsiednim budynku. Starszy ode mnie o dwa lata. Przyczepił się do mnie tego wieczoru. Zaczęliśmy rozmawiać, tańczyć. Miły i sympatyczny blondyn o intrygującym spojrzeniu. Podobał mi się. Kilka spotkań i zanim skończyły się wakacje zostaliśmy parą. Jego pasją były samochody, a marzeniem otwarcie własnego warsztatu. Jakoś na przełomie zimy i wiosny wreszcie znalazł odpowiedni budynek na Żoliborzu i razem z kolegą stworzyli autoryzowany serwis znanej marki. Nie było sensu, żeby dojeżdżał codziennie z Piaseczna na Żoliborz. Znalazł w pobliżu mieszkanie i zaproponował, żebym się wprowadziła – Dobrzański słuchał jej z uwagą, bez słowa – Byłam zakochana, a on był cudownym partnerem i dlatego po niespełna siedmiu miesiącach zamieszkaliśmy razem. W rocznicę naszego poznania oświadczył się, a rok później wzięliśmy ślub. Bardzo chciał mieć rodzinę. Ja chciałam jeszcze poczekać z rok, półtora. To on naciskał na dziecko. Z jednej strony czułam, że mamy jeszcze czas, z drugiej bardzo mi imponowało, że zamiast prowadzić beztroskie życie i podróżować po świecie woli zostać ojcem. Gdy miałam dwadzieścia siedem lat urodziłam Antosię. Śmiało mogę powiedzieć, że przez dwa pierwsze miesiące Norbert oszalał. Chciał maksymalnie dużo czasu spędzić z małą, nie odstępował jej na krok. Oddał warsztat w ręce przyjaciela i skupił się na rodzinie. Ale z każdym miesiącem jego entuzjazm słabł. Coraz więcej czasu zaczął spędzać w pracy, a dziecko było dla niego problemem nawet w weekendy. Początkowo to bagatelizowałam, sądziłam, że jest po prostu zmęczony masą dodatkowych obowiązków, które nagle na niego spadły. Przeszkadzało mu, że nie może się wyspać w nocy, bo Tosia płacze, że nie może iść z kolegą na drinka, bo mała jest chora i trzeba przy niej czuwać i mogłabym tak jeszcze długo – głos grzązł jej w gardle - Zaczęły się kłótnie, zaczął nocować w warsztacie. Mała miała półtora roku, gdy mi zakomunikował, że ma dość takiego życia, że potrzebuje swobody, że mnie przeprasza, bo doszedł do wniosku, że rodzina jednak nie jest dla niego – z ledwością hamowała łzy, a Marek słysząc jej słowa mocniej zacisnął pięść – Złożył pozew o rozwód. Przez pierwsze trzy, może cztery miesiące raz na dwa, trzy tygodnie przyjeżdżał zobaczyć córkę. Później dał sobie spokój, odsprzedał swoją część firmy koledze i wyjechał. Od tego czasu ani razu nie przyjechał do małej, ani razu nie zadzwonił, by zapytać, jak się ma. Od jego przyjaciela Pawła dowiedziałam się, że gdy jeszcze formalnie byliśmy małżeństwem spotykał się z inną kobietą. I to z nią wyjechał. Wiem, że mieszka teraz w Szczecinie i otworzył kolejną działalność. Jest szczęśliwym mężem i ojcem rocznych bliźniaków. Na Tosię co miesiąc przychodzi przelew w wysokości ośmiuset złotych, bo twierdzi, że warsztat nie przynosi wielkich zysków. Płaci na dziecko chyba tylko dlatego, żeby rodzina nie miała do niego pretensji, że całkowicie się od córki odwrócił. Nie chce mi się szarpać z nim o pieniądze, nic chcę go oglądać. Tosi powiedziałam, że tatuś wyjechał i szybko nie wróci, bo nie miałam sumienia powiedzieć, że jej nie chciał, a zajmuje się jej przyrodnimi braćmi – rozpłakała się, a on bez chwili zastanowienia przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Jedynym jego komentarzem w tym momencie, było cicho rzucone pod nosem słowo ‘skurwiel’. Gdy nieco się uspokoiła odsunął się lekko i wciąż obejmując jednym ramieniem, podał chusteczkę.
- I właśnie w takich momentach, jak ten, słysząc takie opowieści, wstyd mi, że też jestem facetem. Ja nie wyobrażam sobie życia bez Jaśka – spojrzała na niego smutnym wzrokiem. Gdyby Norbert był taki, jak Dobrzański wciąż byłaby szczęśliwą żoną, a jej córka miała by ojca przy sobie. Jej były mąż okazał się nie wart jej miłości i zaufania, jakim go obdarzyła. Nie był też wart nazywania siebie ojcem Tosi. W zestawieniu z blondynem Marek był aniołem. Dlatego bardzo go podziwiała, że po śmierci żony tak bardzo poświęcił się synowi – Wstawaj – podniósł się podając jej rękę. Splótł ich palce i nie zamierzał puścić jej dłoni przez dalszą drogę – Zabieram cię na kawę, ciacho, albo jakiś obrzydliwie słodki deser, który wywoła w twoim ciele masę endorfin. Tylko ani słowa dzieciakom – pogroził jej palcem - Jasiek to ogromny łasuch, oczywiście po dziadku – dodał śmiesznym tonem, czym wołał na jej twarzy cień uśmiechu.

- Janek – zawołał syna, gdy tylko pozbył się marynarki po powrocie z pracy – pozwól do mnie na chwilę – chłopiec przydreptał i wskoczył na jasną sofę – Jak ci minął dzień?
- Dobrze – odparł – Byłem z panią Wandą na placu zabaw. Jutro mamy iść do parku, żebym mógł pojeździć na hulajnodze. Teraz pozwoliła mi pograć dwie godziny na komputerze. Poprosiłem ją o naleśniki na podwieczorek
- Przecież robiłem ci wczoraj na kolacje – zmarszczył brwi wzdychając ciężko. Nie miał czasami siły do tego małego łasucha.  Całe szczęście, że chłopiec miał dobrą przemianę materii i chętnie się ruszał, więc nie stał się jeszcze uroczą kluseczką – Synku, nie możesz jeść non stop słodkich rzeczy
- Wiem – mruknął – obiecuję, że to ostatni raz w tym miesiącu - Dobrzański wybuchnął śmiechem
- Ty mały cwaniaku – pokręcił głową rozbawiony – przecież sierpień rozpoczyna się za cztery dni
- A to już nie jest moja wina – posłał ojcu łobuzerski uśmiech
- A propos sierpnia. W piątek lecę na tydzień do Barcelony. Będzie pokaz, będę miał kilka spotkań, ale też sporo wolnego czasu. Chciałbym, żebyś poleciał ze mną. Pozwiedzamy trochę, pokażę ci parę fajnych miejsc, które lubiła twoja mama, a gdy będę musiał pracować, będzie się tobą zajmować ciocia Violetta, co ty na to?
- Wolałbym zostać – odparł, czym wprawił ojca w konsternację
- Dlaczego? Proponowałem ci krótką wycieczkę w ramach prezentu urodzinowego, nie chciałeś jechać, teraz lecę służbowo i przy okazji moglibyśmy odpocząć i poznać nowy kraj. Nie masz szkoły, całymi dniami się nudzisz siedząc w domu
- Nie nudzę się. Chodzę na zajęcia plastyczne i hiszpański
- No właśnie, na hiszpański… - zauważył – W Barcelonie ludzie mówią po hiszpańsku. Osłuchałbyś się, zobaczyłbyś ile już umiesz – zachęcał – Poznał kraj, którego językiem będziesz się posługiwał, hmmm? – brak entuzjazmu był zadziwiający - Chodzi o Tosię? – Jan kiwnął głową
- A może ona i jej mama mogłyby lecieć razem z nami – zaproponował, a na jego twarzy malowała się duma z pomysłu na jaki wpadł
- Synku – westchnął – rozmawialiśmy już na ten temat – spojrzał na niego wymownie
- Pamiętam, ale przecież lubisz ciocię Ulę .
- To prawda, lubię – przyznał
- No widzisz. Przecież moglibyśmy razem jechać na wycieczkę. Byliśmy razem w ZOO, w parku, na łódce, to możemy razem jechać i do Hiszpanii
- Po pierwsze to ja tam mimo wszystko jadę do pracy – zaczął wymieniać - Po drugie to, że ty lubisz Tosię, a ja panią Ulę nie znaczy, że zawsze musimy spędzać razem całe dnie
- Ale ja je lubię i lubię spędzać z nimi czas – fuknął
- Ja też, ale one mają swoje życie. To jest tydzień. Rozmawiałem kiedy z mamą Tosi i wiem, że pracuje, a jej szef nie chce dawać urlopu. Chyba nie chcesz, żeby przez naszą wycieczkę straciła pracę – chłopiec pokręcił głową – No właśnie. A poza tym to powiem ci tak szczerze, że bardzo je lubię i lubię spędzać z nimi czas, ale trochę mi brakuje tych naszych męskich wypadów. Tylko ty i ja. Ojciec i syn. Teraz mamy na to okazję, to jak będzie?
- Zgoda
- Cieszę się – cmoknął chłopca w czubek głowy – Mądrego mam syna – uśmiechnął się, by szybko zmienić wyraz twarzy na groźny – I będę cię pilnował z tymi słodyczami – obaj roześmiali się głośno

‘Barcelona zachwyca – pogodą, kuchnią, architekturą. Ale i tak Jasiek nie może doczekać się powrotu do Polski. Kilka razy dziennie pada imię Twojej córki. Nie dość, że ja przegrywam z Tosią, to teraz nawet Hiszpania ;)’ pewnego wieczoru otrzymała od niego sms’a.
‘Tosia siedzi, jak na szpilkach dopytując się, kiedy będzie niedziela, w którą wraca Janek z wujkiem. Obaj Dobrzańscy całkowicie podbili serce mojej małej córeczki :)’ odpisała, a po chwili przyszła kolejna wiadomość
‘A Twoje?’ to pytanie kompletnie ją zaskoczyło. Przed oczami znów stanęła jego twarz, ich ostatnie spotkanie i pocałunek. Pierwszy, a zarazem tak magiczny i wyjątkowy.
‘Moje chyba też’ uśmiechnęła się pod nosem wysyłając tę wiadomość. Wiele by oddała, by widzieć jego twarz, gdy będzie ją czytał. Czy oczy znów zabłysnął radością? Czy uśmiechnie się szeroko, a na jego policzkach pojawią się urocze dołeczki, które miała ochotę pieścić ustami.
‘Jaśkowi brakuje Tosi, a ja tęsknię za Twoim uśmiechem, głosem, spojrzeniem…. i ustami. Chyba zaczyna mi coraz bardziej zależeć. Dobrze, że niedziela już tuż, tuż. Przylecimy wcześniejszym rejsem. Zjemy we czwórkę niedzielny obiad w Łazienkach?’
‘Nie mogę się doczekać. I obiadu i Waszego powrotu’ i szybko wysłała kolejną wiadomość ‘Ty dla mnie też jesteś coraz ważniejszy’.