B

sobota, 26 marca 2016

'Przeszłość' III

Siedział w swoim gabinecie, wpatrzony w szybę wychodzącą na ciemną o tej porze ulicę Lwowską.
Coraz częściej wracasz do przeszłości, do tego co było. Starzejesz się Dobrzański. Dobijasz pięćdziesiątki i zebrało ci się na rachunki, podsumowania. Zaczynasz się zachowywać jak staruszek na łożu śmierci, który robi rachunek sumienia. Ale czy nie powinieneś tego rachunku zrobić już dawno. Zacznijmy od tego, czy jesteś szczęśliwy… Czy jesteś naprawdę szczęśliwy? Kiedyś odpowiedź na to pytanie była łatwa. W młodości wszystko wydawało się jasne i proste. Białe to białe, czarne to czarne. Później poznałeś odcienie szarości. Bo przecież doskonale wiesz, że nie o takie szczęści ci chodziło. Znów się oszukałeś, znów liczyłeś na coś innego. Ale w życiu nie zawsze dostajemy to, co chcemy. Teraz możesz się zacząć zastanawiać nad ludźmi, których skrzywdziłeś. Oooo, tych jest zdecydowanie wiele. Raniłeś od lat młodzieńczych. Skrzywdziłeś swojego przyjaciela, który nakrył cię w łóżku ze swoją dziewczyną, krzywdziłeś później te wszystkie zapatrzone w ciebie kobiety. Brałeś, ale nie potrafiłeś dawać. Bo doskonale wiesz, że nie chodziło w tym wszystkim o zasypywanie tych panienek drogimi prezentami, ale o uczucia. One wszystkie pragnęły tylko jednego, żebyś je kochał. Ale ty nie potrafiłeś kochać. Nigdy nie poznałeś smaku miłości. Nawet twoja narzeczona nie potrafiła w tobie wzbudzić cieplejszych uczuć. Ją też krzywdziłeś przez lata, zdradzając ją dziesiątki razy. Ona też nie była idealna. Ale może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybyś ty był inny. Może i ona byłaby łagodniejsza. Nie pragnęła wiele. Chciała tylko, żebyś ją kochał i był jej wierny. Nie potrafiłeś. Aż wreszcie stanęła na twojej drodze ta, która potrafiła poruszyć struny twojego serca, która zaczęła na nich grać jak najlepszy wirtuoz świata. Nie była piękna, zjawiskowa. Nawet nie była ładna. A jednak zwróciłeś na nią uwagę dzięki jej charakterowi. Rozkochała cię swoją dobrocią, łagodnością, oddaniem. A później z brzydkiego kaczątka zrobił się łabędź. Rozkwitła, wypiękniała. Ją też skrzywdziłeś. Przez długie miesiące ją oszukiwałeś, mamiłeś, składałeś obietnice bez pokrycia. I mimo tego, że kochałeś, że chciałeś dać jej to wszystko, co jej obiecywałeś, to wiedziałeś, że nigdy nie dasz jej siebie. Ty od dawna byłeś przyrzeczony innej. I choć chciałeś, nie potrafiłeś się z tego wyplątać. Byłeś tchórzem. Bałeś się reakcji narzeczonej, otoczenia, rodziców. Bałeś się, że przyjaciel cię wyśmieje. I w jednej chwili wszystko się wydało. W niefortunnych okolicznościach dowiedziała się o intrydze. I gdy zrozumiałeś, że właśnie ją tracisz, przestałeś się bać. Nic się nie liczyło, oprócz niej. Bardzo długo starałeś się odzyskać jej zaufanie. Bardzo długo starałeś się jej uświadomić, że to już nie jest gra, że ty ją naprawdę kochasz. Musiałeś pokonać wiele przeciwności. Otoczenie wam nie sprzyjało. Była twoja była, która wciąż liczyła na twój powrót i był Piotr. Ale wreszcie się udało. Odzyskałeś swoją miłość. Miałeś wrażenie, że unosisz się kilka centymetrów nad ziemią, a ptaki śpiewają tylko dla was. Nie chciałeś tracić już ani chwili. Chciałeś z nią mieszkać, ożenić się, stworzyć rodzinę. Miałeś prawie trzydzieści lat i byłeś gotowy stać cię odpowiedzialnym mężem i ojcem. Miałeś dość zabaw i hulanek. Chciałeś stabilizacji i ciepłego domu. Razem z Ulą taki stworzyliście. A gdy dowiedziałeś się, że jest w ciąży oszalałeś ze szczęścia. Marzyłeś o małej księżniczce, którą będziesz mógł rozpieszczać. I po dziewięciu miesiącach przyszła na świat Zosia.
Jego rozmyślania przerwała dzwoniąca komórka.
- Tak kochanie?..... Tak, tak już skończyłem. Właśnie wychodzę. Będę za pół godziny – westchnął i się rozłączył. Rzeczywistość wzywa!
Gdy wszedł do salonu zobaczył elegancko nakryty stół. Po chwili pojawiła się jego żona, niosąc półmisek z pieczoną kaczką
- Przygotowałam kolację – posłała mu uśmiech – Ostatnio tak rzadko bywasz w domu, dlatego pomyślałam, że ta kolacja będzie dobrą okazją, żebyśmy spędzili razem trochę czasu. Zdecydowanie się ostatnio przepracowujesz – zaplotła dłonie na jego karku i krótko musnęła jego usta.
- Tak, masz rację – mruknął - Ale z drugiej strony doskonale wiesz, że zbliża się jesienny pokaz i nie mam wyjścia. Muszę wszystkiego dopilnować
Tego wieczora znów siedział na parapecie.

Od Świąt Bożego Narodzenia zostały cztery dni. Lubił ten czas. Wszyscy ludzie byli wobec siebie bardziej uprzejmi, kolorowe dekoracje przypominały o nadchodzących świętach, a uroku dodawał śnieg, który spadł kilka dni temu.
- Kochanie, moja mama już się nie może doczekać, aż przyjedziemy na Wigilię. Zaproponowała, że możemy zostać na całe dwa dni. Wspaniale prawda? – Sandra była wyraźnie podekscytowana wizją spędzenia świąt u swojej rodziny w Toruniu
- Ja pierwszego dnia muszę wrócić do Warszawy. Po południu jestem umówiony z dziećmi
- No chyba sobie żartujesz? – oburzyła się. Zirytowała go
- Nie wiem, o co ci chodzi. Co roku jest ten sam problem. Wiążąc się ze mną wiedziałaś, że mam dwójkę dzieci. To naturalne, że chcę się z nimi spotkać w święta!
- To zaproś je do nas. Przygotuję jakąś kolację, albo obiad.
- Jestem już umówiony z Ulą
- No oczywiście, że z Ulą – prychnęła – Bo tutaj bardziej chodzi o spotkanie z nią! Dzieci są tylko pretekstem!
- Czy ty siebie słyszysz? – szyderczo zaśmiał się pod nosem – Zosia przyleciała tylko na tydzień. I nie dziwię się, że chce ten czas spędzić z matką, za którą bardzo tęskniła. Poza tym nie jadę tam tylko do niej i Ulki. Będą tam również moi rodzice
- Jak na kochającą się rodzinkę przystało – syknęła – Z Ulą oczywiście chętnie się zobaczą w święta, bo o zaproszeniu nas na Wigilię nawet nie pomyśleli. Ba, nie pomyśleli, żeby nas zaprosić na kawę w drugi dzień świąt. Nie cierpią mnie
- Rozmawialiśmy o tym już setki razy i nie zamierzam po raz kolejny do tego wracać. Pojadę z tobą do Torunia na Wigilię, pierwszego dnia po śniadaniu wrócę do Warszawy. Jeśli chcesz możesz wrócić ze mną
- I będę siedziała sama w domu? – weszła mu w słowo
- Jeśli nie, zostaniesz u rodziców. Ja przyjadę po ciebie drugiego dnia
- Jasne, co roku to samo
- Nie każ mi wybierać między tobą a dziećmi – rzekł zdecydowanie i chwytając po drodze płaszcz wyszedł z mieszkania
Pokonując kolejne metry parkowej alejki rozmyślał. Ostatnio było to jego ulubione zajęcie.
Sam już nie wiesz, czy dokonałeś właściwego wyboru, prawda? Po co ci to było? Chwilowy kaprys, który przekreślił wszystko. Masz wrażenie, że Sandra ma wiele wspólnego z Pauliną? Obie nieustępliwe, skupiona na sobie i swoich potrzebach. Obie lekko wyniosłe i nie akceptujące słowa ‘nie’. Masz już serdecznie dość tych corocznych przepychanek o święta. Masz dość Wigilii u jej rodziny. Znów teściowa będzie wygłaszać peany na twoją cześć, jak to dobrze, że jej córka ułożyła sobie życie z kimś takim, jak ty. A ta wychuchana jedynaczka będzie opowiadać, jakie to wasze małżeństwo jest idealne. Bzdura! Nie jest idealne. Nie ma idealnych związków, bo nie ma idealnych ludzi. A w drodze powrotnej znów będziesz musiał wysłuchiwać, jak to musiała kłamać, bo oczywiście wasze problemy w związku są tylko i wyłącznie winą Uli. Mimo, że od blisko trzech lat nie jesteście małżeństwem Sandra wciąż upatruje w niej zagrożenie. Trudno, żebyś jednym zdecydowanym ruchem wykreślił Ulę ze swojego życia. Przecież łączy was piętnaście lat małżeństwa, łączą was piękne wspomnienia. A nade wszystko łączy was Kuba i Zosia, dwójka fajnych dzieciaków. Teraz się cieszysz, że nie zostałeś ojcem po raz trzeci. Na samym początku zapowiedziałeś Sandrze, że nie godzisz się na dziecko, że nie chcesz mieć ich więcej. Przez długie miesiące próbowała cię przekonywać. Jest od ciebie o pięć lat młodsza i marzyła by zostać jeszcze matką. Twierdziła, że czterdziestka, to ostatni dzwonek. Byłeś nieustępliwy. Teraz wiesz, że dobrze zrobiłeś.

wtorek, 22 marca 2016

'Przeszłość' II

- Cześć kochanie – do gabinetu prezesa weszła Sandra – masz jeszcze jakieś ważne spotkania? Chcę cię porwać wcześniej. Umówiłam się z Grażyną i Wiktorem do teatru. Dzwoniła, że mają wolne bilety, bo jej siostra się rozchorowała i nie może iść.
- Przykro mi, ale nie dam rady – odparł spoglądając na żonę przelotnie i szybko wrócił do analizy zysków, którą godzinę wcześniej przesłał mu dyrektor finansowy.
- Jak to nie dasz rady? – oburzyła się – Czy ta firma się zawali, gdy raz na kwartał wyjdziesz godzinę wcześniej z pracy?
- Nie – westchnął - Nie zawali. Jeśli masz ochotę możemy iść do teatru w przyszłym tygodniu. Wybierz jakiś interesujący spektakl to zarezerwuję bilety – odparł spokojnie. Nie miał ochoty na kłótnię. Zrozumiała, że krzykiem i tupaniem nogą niewiele wskóra. Postanowiła obrać inną taktykę. Obeszła biurko i stanęła za jego fotelem. Zaczęła masować jego kark i szepnęła przemiłym głosem
- Kochanie, ale ja chcę iść dzisiaj – musnęła ustami poduszeczkę prawego ucha
- W takim razie beze mnie. Jestem już umówiony – rzucił od niechcenia znudzony tą bezproduktywną dyskusją. Odsunęła się momentalnie i wlepiła w niego podejrzliwy wzrok
- A z kim?
- Z Ulą – odparł, ale szybko się poprawił – to znaczy z Kubą. Umówiłem się z Ulą, że odbiorę go dziś z treningu. Skoczymy na jakąś pizzę, pogadamy
- Fantastycznie, że mnie o tym poinformowałeś! – wyraźna pretensja była wyczuwalna w jej głosie
- To jakoś tak samo wyszło w ciągu dnia – wzruszył ramionami
- Jasne – rzuciła z przekąsem – Ona tylko kiwnie na ciebie palcem, a ty rzucasz wszystko i lecisz, jak na skrzydłach
- Przestań – spojrzał na żonę z dezaprobatą – Nie jadę do Uli, tylko do syna. Dobrze wiesz, że praktycznie nie widywałem się z dziećmi przez ostatni rok! – zirytował się – Miałem prawo się za nimi stęsknić i mam prawo chociaż próbować nadrobić czas.
- A to akurat jej wina, że wywiozła je na drugi koniec Europy – uśmiechnęła się słodko chcąc załagodzić nieco sytuację i przypomnieć mu, że przez byłą żoną nie miał z dziećmi bezpośredniego kontaktu
- Dobrze wiesz, jaka była sytuacja – westchnął – Przepraszam cię, ale za dwadzieścia minut muszę wyjść, bo nie chcę, żeby Kuba czekał, a został mi jeszcze mail do wysłania. Jeśli masz ochotę, idź sama, ja i tak będę późno – podszedł do żony – Obiecuję ci, że w przyszłym tygodniu pójdziemy do teatru, opery, gdzie będziesz chciała – musnął ustami jej policzek i wrócił za biurko. Opuściła piąte piętro wściekła. Starła się rozumieć jego tęsknotę za dziećmi, ale nie lubiła schodzić na dalszy plan. A najbardziej nie mogła znieść myśli, że widując się z synem, spotyka się również z byłą żoną. Od blisko dwóch miesięcy iskrzyło między nimi regularnie. Spięcia wywoływały nawet najmniejsze błahostki. Zaczęło się psuć od momentu powrotu do Polski Dobrzańskiej wraz z ich synem. Marek bez przerwy jeździł do ich mieszkania na Ochocie, umawiał się z synem na mieście, pomagał byłej. Była bezsilna. Starała się tłumaczyć sobie, że musi przeczekać, że to minie, że to chwilowy zachwyt i radość z ich powrotu. Przecież do tej pory między nimi wspaniale się układało. Byli zgodnym małżeństwem od ponad dwóch lat.  

Zaparkował auto pod klubem sportowym i niecierpliwie oczekiwał syna. Kuba miał dwanaście lat i był świetnie zapowiadającym się piłkarzem. Na pierwsze treningi zapisali go, gdy miał cztery lata. Od tego momentu piłka nożna stała się jego priorytetem. Mimo stawiania sportu na pierwszym miejscu nie zaniedbywał nauki. Największą wagę przykładał do języków, bo jak powtarzał, przydadzą mu się, gdy będzie grał w zagranicznych klubach. Był bardzo dumny zarówno z syna, jak i córki. I bardzo za nimi tęsknił, gdy przez ostatni rok widział się z nimi głównie dzięki wirtualnym rozmowom przez komunikator. Westchnął spoglądając w szare niebo.
Przez tyle miesięcy rozpaczliwie tęskniłeś za dziećmi. Jednak wiedziałeś, że twoje uczucia są w  tym momencie najmniej ważne. Chciałeś, żeby twoja córka spełniała swoje marzenia. Odkąd poszła do gimnazjum chciała studiować na Oxfordzie. Była bardzo zdolna, świetnie się uczyła do samego początku. I pewnego dnia zakomunikowała ci, że chce kontynuować naukę w Londynie, by lepiej przygotować się do egzaminów na studia. Próbowaliście z Ulą przekonać ją, że to nie jest najlepszy pomysł, że jest jeszcze za młoda. Miała ledwie siedemnaście lat i skończoną pierwszą klasę liceum. Zaproponowałeś brytyjskie liceum w Warszawie, deklarowałeś, że będziesz ją woził. Ula cię poparła w tym pomyśle. Ale Zośka była uparta. Przecież po tobie odziedziczyła charakter. W końcu twoja żona skapitulowała, najwyraźniej upatrując w tym wyjeździe również szansę dla siebie. Mówiła, że takie roczne oderwanie od Polski dobrze jej zrobi. Dla Kuby ten wyjazd też miał być pasmem korzyści. Miał podszlifować język i uczęszczać do szkółki Arsenalu. Osobiście odwiozłeś ich na lotnisko, żegnając całą trójkę z bólem serca. Wiedziałaś, że nie zostanie ci nic innego, jak rozmowy przez Skype. Ula wróciła z synem po czternastu miesiącach. Zosia była już pełnoletnia i świetnie dawała sobie radę sama w Londynie. Pozwoliliście się jej usamodzielnić.

- Cześć tato! – podbiegł do niego pąsowy. Przybił z synem piątkę
- Wskakuj do auta. Jesteś cały zgrzany, a trochę dziś chłodno. Mama mi nie wybaczy, gdy się rozchorujesz – wrzucił jego torbę do bagażnika – To ile bramek strzelił dzisiaj mój syn? – spytał, gdy wsiadł już do auta
- Cztery – odparł z dumą
- Dobrzański, będziesz lepszy od Lewandowskiego! – popatrzył na bruneta z uznaniem
- No ba!
- To co, pizza czy burgery? Po tak intensywnym wysiłku przyda ci się trochę kalorii.
- Burgery. Otworzyli na Puławskiej taką fajną burgerownię. Byłem tam ostatnio z mamą, ciotką Violką i Kacprem
- No to jedziemy
Kubie przez cały wieczór nie zamykała się buzia. Miał tyle do powiedzenia, że przeskakiwał z tematu na temat. Opowiadał o swojej brytyjskiej szkole, kolegach, mieszkaniu, które wynajęli.
- I mimo tego, że tam było fajnie, to tęskniłem – rzekł szczerze. To dzięki Uli był taki wrażliwy i potrafił mówić o swoich uczuciach – Za dziadkami, za Kacprem, Wiktorem, wujkami, ale przede wszystkim za tobą tato – Dobrzański przyjrzał mu się z rozczuleniem – brakowało mi naszych wspólnych wypadów i tych rozgrywek w FIFĘ. Zagramy w przyszłym tygodniu?
- Jasne, tylko jeszcze nie wiem, którego dnia będę mógł wpaść. Obiecałem coś Sandrze – syn pokiwał głową z lekką rezygnacją
- Za nią akurat nie tęskniłem – mruknął pod nosem i zajął się swoją porcją pieczonych ziemniaczków

- Mamo, jesteśmy – krzyknął wpadając do mieszkania i rzucając w kąt sportową torbę. Na schodach prowadzących na drugi poziom apartamentu pojawiła się Ula.
- Mam nadzieję, że dobrze bawiłeś się z tatą – rzekła z uśmiechem patrząc na syna
- Najlepiej – wyszczerzył się
- No to teraz do lekcji. Późno już. Znów cię rano nie będę mogła ściągnąć z łóżka – pogroziła mu palcem jednocześnie puszczając oczko
- Cześć Ula – przywitał się Marek
- Cześć. Napijesz się czegoś? – zapytała, gdy zauważyła, że ściąga płaszcz
- Chętnie. Wodę poproszę. Byliśmy na burgerach i trochę mnie teraz suszy po tych frytkach – uśmiechnął się i podążył za nią do kuchni
- Masz pozdrowienia od Zośki. Przed chwilą z nią rozmawiałam.
- Dzięki. Jak sobie radzi? – przysiadł na stoku barowym
- Dobrze. Miała już pierwsze sprawdziany w tym semestrze. Zaliczyła je śpiewająco.
- Zdolną mamy córkę
- To prawda. Zresztą wszystko ci pewnie opowie. Wspominała, że jest z tobą umówiona na jutro.
- Tak. Staram się regularnie utrzymywać z nią kontakt, zwłaszcza teraz, gdy została tam sama – obrzucił wzrokiem blat kuchenny i dostrzegł na nim śrubokręt i jakiś przedmiot w folii
- Zepsuło ci się coś? – spytał z zaciekawieniem
- Gniazdko się chyba spaliło – machnęła ręką - Coś strzeliło i zaczęło śmierdzieć. Blender przestał działać, na szczęście podłączyłam go gdzie indziej i pracuje bez zarzutu. Znalazłam nowe w skrzynce z narzędziami. Zostało chyba po ostatnim remoncie. Próbowałam sama rozkręcić, ale stwierdziłam, że z prądem nie ma żartów.
- To daj, ja spróbuję – ruszył w kierunku gniazdka
- Ty? – nie kryła zdziwienia – Przecież ty o tym nie masz zielonego pojęcia. Zawsze do takich prac wzywałeś fachowca. Zresztą jutro po drodze z pracy wpadnie Maciek.
- Bez przesady, mogę przecież spróbować. To nie jest żadna filozofia – wykręcał kolejne śrubki – Drabinka jest tam, gdzie zwykle? – kiwnęła głową – Muszę wyłączyć bezpieczniki – po chwili wrócił do pomieszczenia i całą swoją uwagę skupił na wymianie. Poszło mu dość sprawnie. Zamontował obudowę, włączył prąd – Daj jakiś mikser, blender, cokolwiek – podała mu urządzenie i okazało się, że wszystko działa bez zarzutu – Gotowe – rzekł wyraźnie z siebie zadowolony
- Dziękuję
- Następnym razem dzwoń do mnie, a nie zawracaj głowę Maćkowi. Z drobnymi awariami poradzę sobie sam, do poważniejszych ściągnę ci fachowca – spojrzał na zegarek – Będę się zbierał. Trzymaj się i pożegnaj ode mnie Kubę

piątek, 18 marca 2016

'Przeszłość' I

Powiadają, że przeszłość to wspomnienia, przyszłość to marzenia. A co jeśli wspomnienia i marzenia są jednakowe i dotyczą tego samego? Przecież tak może się zdarzyć. Mamy prawo marzyć o tym, co już przeżyliśmy, a co się skończyło. Przecież możemy pragnąć by trwało nadal lub znów. Mamy prawo marzyć o tym, za czym tęsknimy. Czy wspominając nie marzymy o powrocie do przeszłości?
Gdy dorastamy i w naszym życiu zaczynają pojawiać się prawdziwe problemy czy nie wspominamy wówczas dzieciństwa? Nie tęsknimy z nim? Nie marzymy o tym by znów stać się niczego nieświadomym dzieckiem, żyjącym w swoim małym, spokojnym, poukładanym świecie, do którego nie docierają troski? Czy zbliżając się do śmierci nie wspominamy najpiękniejszych chwil młodości? Czy nie wspominamy pierwszej miłości, pierwszych wakacji w wymarzonym miejscu, pierwszego pocałunku, narodzin dziecka? Czy stojąc nad grobem nie marzymy by cofnąć się o kilkadziesiąt lat by móc przeżyć wszystko jeszcze raz? Przecież gdy byliśmy młodsi wszystko było łatwiejsze, mieliśmy więcej zapału i energii, a każda przeszkoda wydawała się do pokonania. Czy nie chcemy wrócić do tego okresu? Czy chory nie wspomina czasów kiedy był zdrowy? Czy nie marzy o tym, by znów się tak czuć? Wspomnienia i marzenia tyczą się tego samego. Te dwa wyrazy mogłyby być synonimami, gdy patrzy się na nie przez pryzmat życia.
Wspominając marzymy o chwilach dobrych. Ale przecież życie nie składa się tylko z dobrych momentów. Przecież na swojej ścieżce życia doświadczamy bólu i zwątpienia. Ranimy i jesteśmy ranieni. Krzywdzimy świadomie lub nie tych, których kochamy. Popełniamy błędy, których żałujemy. Podejmujemy decyzje od których nie ma odwrotu. Wspomnienia o tych złych chwilach też są potrzebne. Uczą pokory.  
Siedzisz z kubkiem zimnej już herbaty na parapecie swojego warszawskiego mieszkania. Masz u stóp miasto w ciągu dnia tętniące życiem, a teraz takie spokojne, wyciszone. Uwielbiasz patrzeć na Warszawę nocą. Ona też lubiła. Siadaliście razem, po dwóch stronach, stykając się jedynie stopami i patrzyliście w dół. Chociaż ty częściej niż na oświetlone ulice patrzyłeś na nią. Na jej spokojną, zrelaksowaną twarz i delikatny uśmiech. Teraz siedzisz sam i wpatrzony w otchłań nocy wspominasz wspólnie spędzone chwile. Czy za nimi tęsknisz? Odpowiedź jest prosta, jak rachunek dwa plus dwa. Twoje roztrzepana sekretarka z pewnością odpowiedziałaby pięć. Ty wiesz, że to cztery. Tak samo, jak wiesz, że to, co było już nie wróci. Sam tego chciałeś. Czy żałujesz? Wolisz tego nie analizować, bo wnioski mogłyby być różne. Zastanawiasz się, czy ona też czasem wspomina. Czy tęskni za przeszłością? Przecież wasze wspomnienia nie były złe. Były piękne. A za pięknymi chwilami się tęskni. Przeżyliście tyle szczęśliwych lat. Czy chciała zapomnieć, uciec od przeszłości? Masz pewność, że był taki moment, ale znasz ją jak mało kto i wiesz, że nie byłaby do tego zdolna. Wtedy była zraniona i z pewnością miała ochotę jedną, grubą kreską wykreślić cię z życia, ale z czasem… Zbyt mocno cię kochała, za bardzo była szczęśliwa. Było cudownie, ale jak w każdym związku przyszedł kryzys. Ty zamiast ratować to, co budowałeś przez lata odpuściłeś, a później przekreśliłeś. Żałujesz? Przecież tego właśnie chciałeś. To była twoja decyzja, twój wybór. Twój błąd? Czy to rzeczywiście był błąd? Przecież teraz też jesteś szczęśliwy. Ale czy na pewno?
Masz czterdzieści osiem lat i zastanawiasz się, co cię jeszcze w życiu spotka? Co na ciebie czeka? W którym miejscu będziesz za rok, pięć, dziesięć? Nie wiesz. Zawsze wiedziałeś. Lubiłeś wiedzieć. Tak, jak ona.

poniedziałek, 14 marca 2016

Miniaturka XXXI 'Zostańmy przyjaciółmi'

Z inspiracji K.


 
Od kilku tygodni dzielnie ją wspierał. Robił, co mógł. Pisał raporty, sumowa tabelki, oddzwaniał szwalnie, przygotowywał promocję. Sam się sobie dziwił, że potrafi tak solidnie pracować. Ale miał silną motywację. Chciał zyskać kilka punktów u pani prezes. I najwyraźniej udawało mu się, że zaczęła podchodzić do niego nieco łagodniej, rozmawiała z nim normalnie. A potem znów coś się stało, coś zrobił źle, tylko kompletnie nie widział co i wrócili do punktu wyjścia. Znów zbierał ochrzany, znów wiał od niej chłód, znów jechała po nim równo. A on powoli miał dość. Był bezsilny. A najgorsze było to, że nawet nie mógł się tłumaczyć, bo nie wiedział, czym ją wyprowadził z równowagi. A ona po kilku godzinach od ich kolejnej sprzeczki, zupełnie nieoczekiwanie zadzwoniła do niego z prośbą o chwilę rozmowy. Spotkali się w parku, a ona przeprosiła go. W jego serce znów wlała się nadzieja, że nie wszystko jeszcze skończone. Postanowił wykorzystać szansę i zaproponować, żeby usiedli na ławce i porozmawiali. Ot tak, o czymkolwiek, byleby tylko mógł spędzić z nią trochę więcej czasu
- To powiesz mi za kogo oberwałem? – zapytał niby poważnie, ale oczy mu się śmiały. Był szczęśliwy, że tak sobie siedzą w parku i rozmawiają
- Nie
- To może chociaż za co?
- Też nie – pokręciła głową
- Szkoda. Niemniej cieszę się, że są na tym świecie większe kanalie – rzekł uśmiechając się jednym kącikiem ust
- Daj spokój, głupio mi, że tak na ciebie naskoczyłam – była wyraźnie zażenowana
- Dobrze wiesz, że mi się należało. Nawet jeśli nie teraz, to za wcześniejsze grzechy – odparł ostrożnie, chcąc tym zdaniem rozpocząć rozmowę o przeszłości. Czuł, że to być może dobra okazja, żeby jej wszystko wyjaśnić, prosić o wybaczenie i błagać, żeby do niego wróciła. Próbował w myślach szybko ułożyć to wszystko, co chce jej powiedzieć, gdy go zaskoczyła
- Myślisz, że między nami mogłoby się jeszcze poukładać? – w pierwszej chwili sądził, że się przesłyszał. Był niemal pewny, że to wyobraźnia płata mu figla, że usłyszał to, co bardzo chciał usłyszeć. I na potwierdzenie wcześniejszych słów dodał – Że mogłoby być między nami normalnie – miał ochotę wstać i zatańczyć z tej radości krakowiaka albo chociaż poruszać biodrami w rytmie salsy. Radość wlała się w jego serce, a na ustach wykwitł szeroki uśmiech
- A chcesz? – odparł, wciąż nie mogąc wyciszyć w swoim wnętrzu tej ekscytacji i euforii
- Tak. Chciałabym, żebyśmy znów byli przyjaciółmi – uśmiech momentalnie mu zrzedł, a cała energia uleciała. Poczuł, jakby dostał w twarz. Nie ma nic gorszego niż przyjaźń między osobami, które się kochają. Przez dłuższą chwilę milczał. Zastanawiał się, co ma jej odpowiedzieć. Że marzy o tym, żeby się z nią przyjaźnić? Że chce wysłuchiwać zachwytów nad Piotrem, opowieści z ich kolejnej randki, planów na przyszłość. Bo przecież na tym polega przyjaźń. Nie, nie chodzi o to, że nie chciałby jej szczęścia. Po prostu nie zniósłby jej szczęścia u boku innego faceta. Nie dałby rady. Po prostu jest na to za słaby.
- Ta przyjaźń nam się nie uda – rzekł zdecydowanie. Podjął decyzję, że nie będzie kolejny raz brnął w kłamstwo. Nie będzie się cieszył na pokaz i deklarował czegoś, czego nie będzie mógł jej dać. Seba kiedyś powiedział, że ‘prawda nas wyzwoli’. To była jego chwila prawdy.
- Dlaczego? – obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem – Przecież kiedyś potrafiliśmy być dobrymi przyjaciółmi. Ja wiem, że między nami wiele się wydarzyło. Zwłaszcza tych złych rzeczy i po części to jest moja wina, ale wierzę, że przy odrobinie dobrych chęci mogłoby się jeszcze wszystko poukładać – tłumaczyła. W jego głowie narodziła się myśl, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. I tak w istocie było, bo przyjaźń z nią byłaby dla niego piekłem na ziemi. Nie potrafiłby być dobrym przyjacielem, bo wciąż chciałby czegoś więcej, a ona w efekcie czułaby się osaczona w tej przyjaźni.
- Bo niemożliwa jest przyjaźń, gdy jedna ze stron jest zaangażowana emocjonalnie – spuściła wzrok. Miał wrażenie, że unika jego spojrzenia, bo ma świadomość, że ją przejrzał. Punkt dla niego. Teraz miał stu procentową pewność, że ona wciąż… - A gdy obie coś do siebie czują, to już w ogóle. Dwie osoby nie mogą się przyjaźnić, gdy się kochają – rzekł wreszcie i poczuł ulgę. Gwałtownie podniosła głowę i wlepiła w niego zaskoczony wzrok – A ja wiem, że ty wciąż mnie kochasz. I ja ciebie też. Od dawna, tylko wcześniej nie dałaś mi szansy tego powiedzieć – pokręciła głową z niedowierzaniem. Ewidentnie była w szoku.
- Nie Marek, nie – szeptała pod nosem – Po raz kolejny grasz. Po raz kolejny to jakiś twój plan, którego ja nie rozumiem. Nie, nie – jakby mówiła do siebie, ale on doskonale to słyszał – Ja nie dam się wciągnąć w tę układankę. To na pewno nie jest szczere z twojej strony
- A może jednak jest? Czy największa kanalia na świecie nie ma prawa do miłości? Czy świnia, a nie kanarek, nie może się zakochać? Wiem, że zwykle podejrzewasz mnie o najgorsze intencje i masz do tego pełne prawo, ale tym razem są one uczciwe i szczere. Przemyśl to, co powiedziałem. Ale nigdy więcej nie proś mnie o przyjaźń. Wszystko, albo nic – wstał z ławki i wolnym krokiem ruszył w kierunku parkingu. Mimo, iż ta rozmowa nie przybrała takiego kształtu, jakby najbardziej chciał, to jednak poczuł ulgę. Powiedział jej w końcu prawdę. Przez kolejne trzy dni nie pojawiał się w firmie. Pozwolił jej od siebie odpocząć, zgodnie z tym co ustalili jeszcze przed tą rozmową w parku.

- Cześć – przywitał się z Danielem, który segregował pocztę – Jest coś dla mnie?
- Dwa zaproszenia – wręczył mu koperty – I pani prezes prosiła, byś do niej wpadł, jak tylko się pojawisz
- Dzięki – posłał mu blady uśmiech. Szedł do jej gabinetu, jak na ścięcie. Do wyboru były dwa scenariusze. Albo odejdzie i przekaże mu stanowisko prezesa, albo każe jemu odejść dopóki nie zakończy swojej misji.
- Szukałaś mnie – oderwała wzrok od laptopa i spojrzała na swojego gościa. Posłała mu niewyraźny uśmiech i wskazała na sofę, na której kilka sekund później sama się znalazła
- Długo myślałam o naszej rozmowie w parku. I po raz kolejny muszę cię przeprosić. Znów poniosły mnie emocje, znów zbyt szybko cię oceniłam. Gniew i żal nie są najlepszymi z doradców – uśmiechnął się z odrobiną ulgi – Muszę ci przyznać rację. Przyjaźń by nam się nie udała. To był głupi pomysł. Cierpielibyśmy oboje, tak, jak ja cierpiałam, gdy przyjaźniliśmy się, a ty byłeś w związku z Pauliną. Ale zaproponowałam tę przyjaźń po to, by ostatecznie nie wyrzucać cię z mojego życia, by wciąż mieć z tobą kontakt, gdy odejdę już z firmy. Bo wiedziałam, że będę za tobą tęsknić – patrzył jej prosto w oczy i czuł, jak ponownie do jego serca wlewa się nadzieja i szczęście – Masz rację, nie przestałam cię kochać. I czułam, że ty kochasz mnie, chociaż nie chciałam przyjąć tego do wiadomości z obawy, że znów mnie skrzywdzisz, że nam się nie uda.
- Nie potrafiłbym cię już skrzywdzić. Za bardzo mi na tobie zależy. I żałuję tylko jednego, że tak późno to zrozumiałem – splótł palce ich dłoni w mocnym uścisku
- Dlatego spróbujmy. Ale pamiętaj o jednym, trzeciej szansy nie będzie
- Nie będzie potrzebna. Nie zepsuję tego – miał wrażenie, że jego serce właśnie w tym momencie wykonało fikołka – Czy możemy ten nowy początek uczcić koncertem poezji śpiewanej w teatrze i kolacją – wyjął z kiszeni jego z zaproszeń, które chwilę wcześniej wcisnął mu Daniel
- Myślę, że to bardzo dobry pomysł panie Dobrzański – odparła rozbawiona. Nie zwracając uwagi na odsłonięte żaluzje zachłannie wpił się w jej usta. Był szczęśliwy. Oboje byli.

piątek, 11 marca 2016

'Teatrzyk' XIV ost.



Od kilkunastu minut leżał z głową wspartą na przedramieniu i przyglądał się jej twarzy pogrążonej we śnie. Wreszcie zaczęła się przebudzać
- Dobrze mieć cię blisko – szepnął. Uśmiechnęła się i wyciągnęła dłonie w jego kierunku, by po chwil mocno go do siebie przytulić. Nie tracił czasu. Zaczął obsypywać pocałunkami jej szyję, ramię, dekolt - O której masz pierwszy wykład? – zapytał ściągając pospiesznie swój biały t-shirt.
- O dziesiątej – mruknęła, przygryzając lekko wargę. Już wiedziała na co Marek ma ochotę.
- No i bosko. Najwyżej spóźnię się na posiedzenie zarządu – nie zdążyła nic powiedzieć, bo gwałtownie wpił się w jej wargi. Jego pieszczoty odbierały jej jasność umysłu. Uwielbiała ten stan.

Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Miał nadzieję, że spędzą je razem, jednak rozsądek podpowiadał, że będzie musiał poczekać jeszcze rok. Ula już od dawna zapowiadała, że dwudziestego drugiego jedzie do rodziców i zostanie tam, aż do drugiego dnia świąt. Bardzo chciała spędzić ten czas z Dobrzańskim, w jego mieszkaniu, albo u jego rodziny, ale była pewna, że matka nie wybaczyłaby jej nieobecności. Gdyby sytuacja była inna z pewnością zabrałaby Marka ze sobą, ale dopiero przed Wigilią zamierzała powiedzieć rodzicom, że jest w związku. I bardzo obawiała się ich reakcji, zwłaszcza reakcji matki. Dobrzański zadeklarował, że po pracy chętnie ją zawiezie. Odmówiła. Z pewnością plotki wywołane przez wścibskie sąsiadki nie ułatwiłyby sytuacji. Nalegał. Twierdził, że nie może pozwolić, by z ciężką torbą tarabaniła się autobusem tyle kilometrów. W końcu stanęło na tym, że odwiezie ją do Rysiowa i wysadzi na przystanku PKS, z którego miała tylko jakieś siedem, osiem minut spacerkiem do domu. Tuż za tablicą z napisem Rysiów zjechał na pobocze, by jak wyjaśniał, móc się z nią swobodnie pożegnać. Zatracili się w tych pocałunkach do utraty tchu. Dobrzański wciąż narzekał, że nie wie, jak wytrzyma bez niej tyle dni. Wreszcie wyciągnął ze schowka niewielkie pudełeczko opakowane czerwonym, błyszczącym papierem i przewiązane złotą wstążką. Prosił, żeby otworzyła dopiero w Wigilię. Uśmiechnęła się do niego promiennie, informując, że on swój prezent znajdzie w jej nocnej szafce.

Rodzina bardzo ucieszyła się z jej przyjazdu. Zajęła swój dawny pokój i zaangażowała się w przygotowania świąteczne. Świąteczne porządki nie były szczytem jej marzeń, ale za to bardzo chętnie wspierała matkę w przygotowywaniu świątecznych potraw. Ula postanowiła najpierw porozmawiać z matką o swoim partnerze. Jej reakcji obawiała się najbardziej. Świetnym momentem miało być pieczenie pierniczków.
- Poznałam kogoś – rzekła, gdy wycinała słodkie ciasteczka w kształcie choinki.
- Nareszcie córeczko. Już się bałam, że zostaniesz starą panną – Magda uśmiechnęła się szeroko – To ktoś z uczelni? Chłopak z innego kierunku?
- Nie, jest starszy – rzekła niepewnie
- Rozumiem, że przed tobą kończył studia. To jakiś doktorant? – dopytywała
- Skończył studia już jakiś czas temu. Nie poznaliśmy się na uczelni. Poznaliśmy się całkiem przypadkiem. Wpadłam na niego na ulicy i oblałam kawą – uśmiechnęła się na wspomnienie ich pierwszego, dość niemiłego spotkania – Opieprzył mnie wtedy. A po kilku dniach przypadkiem trafił do mojej kawiarni. Przeprosił za swoje zachowanie i zaprosił na spacer – miała świadomość, że nie może powiedzieć matce prawdy o początku swojej znajomości z Dobrzańskim. Nie zrozumiałaby. A poza tym tą opowieścią próbowała odwlec nieco w czasie tę najtrudniejszą informację – Marek jest sporo starszy. Ma trzydzieści pięć lat – oczy pani Cieplak były wielkości monety pięciozłotowej
- Chcesz mi powiedzieć, że znalazłaś sobie sponsora? – zapytała z oburzeniem
- No coś ty! Kocham go, a on kocha mnie
- Nie mydl mi oczu. Myślisz, że nie widziałam tego nowego telefonu, kurtki! Nie tak cię wychowałam! – ze złością rzuciła ścierkę na blat
- Na te rzeczy zarobiłam w wakacje. Marek nie jest moim sponsorem! – zerwała się z miejsca i uciekła do swojego pokoju. Złość z niej kipiała. ‘Jak matka mogła ocenić mnie w ten sposób?’ Miała ochotę spakować się i wrócić do Warszawy, do Marka i z nim spędzić święta. ‘Skoro matka nie akceptuje mojego wyboru, to znaczy, że nie akceptuje mnie. Nie będę jej zmuszać na siłę. Nie zrezygnuję z miłości z powodu jej widzimisię’. Nie zdążyła się jednak zacząć pakować, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Do środka weszła Magda Cieplak
- Przepraszam córeczko – rzekła z wyraźną skruchą – Zaskoczyłaś mnie – usiadła na skraju łóżka – Myślałam, że znajdziesz sobie chłopca w swoim wieku
- Ja na początku też tak myślałam. Ale zakochałam się w Marku. A chłopaki w moim wieku to wciąż duże dzieci. Ja chyba potrzebuje odpowiedzialnego i statecznego faceta.
- Opowiesz mi o nim?
- Jest troskliwy, czuły, zabawny, inteligentny i cholernie przystojny. Jest urzeczywistnieniem moich marzeń. I jestem z nim szczęśliwa.
- A czym się zajmuje? – dopytywała już bardziej przyjaznym tonem. Tonem matki, która się martwi o swoje dziecko
- Jest prezesem domu mody Febo&Dobrzański. Jego rodzice założyli firmę, gdy był mały
- Zdajesz sobie sprawę, jak wiele was dzieli? – spojrzała na córkę uważnie.
- Zdaję – westchnęła – Ale jakoś nam to nie przeszkadza. Niedawno przedstawił mi swoich rodziców. Są bardzo majętni, ale przy tym bardzo normalni. Ma uroczą babcię. Polubili mnie. I chciałabym, żebyście wy z tatą polubili Marka. Chciałabym w styczniu przyjechać do was z nim.
- To…. może zaproś go na obiad w drugi dzień świąt. A wieczorem razem wrócicie do Warszawy – Ula z ulgą przytuliła się do matki
- Dziękuję

- Cześć kochanie! – przywitał ją radosnym głosem
- Cześć. Tęsknisz za mną choć trochę?
- Nie prowokuj mnie! Bo za chwilę przyjadę do Rysiowa i zabiorę cię do domu – uśmiechnęła się na myśl, że mają teraz z Markiem wspólny dom
- To mam dla ciebie dobrą wiadomość. Zobaczymy się trochę szybciej. Moi rodzice zapraszają cię na obiad w drugi dzień świąt
- Powiedziałaś im? Jak zareagowali? - wiedział, że jego ukochana bardzo przeżywa tę rozmowę. Sam też się denerwował, chociaż starał się tego nie okazywać. Przy braku akceptacji Cieplaków, wiedział, że będzie im trudniej, a Ula będzie się tym zadręczać
- Na początku mama nie tryskała optymizmem, ale koniec końców przełknęła tę różnicę wieku i teraz jest ciebie ciekawa. Ojciec cieszy się, że wreszcie sobie znalazłam kogoś odpowiedniego. Jest tylko jeden problem. Nie powiedziałam im, że mieszkamy razem, więc proszę cię, nie wygadaj się. Powiem im później, za kilka tygodni. Tylu rewelacji na raz mogliby nie zaakceptować.
- Jasne – uśmiechnął się do słuchawki – Słodkich snów – szepnął - Boże, jaką mam ochotę cię teraz pocałować – westchnął
- Musisz wytrzymać te kilka dni. Obiecuję ci wynagrodzić wszystko po powrocie. Pa

Świąteczny obiad generalnie przebiegł w dobrej atmosferze. Co prawda Marek cały czas czuł się bacznie obserwowany przez potencjalną teściową, jednak Magda Cieplak starała się być w stosunku do niego uprzejma. Początkowa nieufność szybko ustąpiła miejsca sympatii. Marek zdecydowanie był typem mężczyzny, który potrafi przekonać do siebie każdą kobietę. Tak było i tym razem, a Ulka mogła odetchnąć z ulgą. Najbardziej zachwycony partnerem siostry był Jasiek, który bez skrępowania stwierdził, że Marek ma ‘niezły wózek’.

Wracali właśnie do Warszawy gawędząc o świętach i minionym spotkaniu
- Babcia nie mogła mi wybaczyć, że nie przywiozłem cię na święta. Musiałem ją udobruchać obietnicą, że zjemy z nimi obiad noworoczny. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe
- No co Ty! Uwielbiam twoją babcię, a i z rodzicami całkiem nieźle się dogaduję.
- Bardzo mnie to cieszy. Wydaje się, że i ja małymi krokami zdobędę pełną akceptację twojej mamy. Aż mi się ręce pociły na początku, jak mi się tak przyglądała badawczo.
- Jest bardzo ostrożna i martwi się. Pierwszy raz jestem w związku i to na dodatek ze starszym od siebie facetem. Jednak jestem przekonana, że nie miną dwa, trzy miesiące, a będzie cię ubóstwiać.
- Co ty na to, żeby spędzić Sylwestra w Karczmie pod Warszawą? – obrzuciła go pytającym spojrzeniem – Żaden wystawny bal. Zwykła impreza na sto osób. O północy lampka szampana i pokaz fajerwerków. Na górze są pokoje, więc pojechalibyśmy autem – wyjaśniał – To w gruncie rzeczy pomysł Sebastiana. Ja tak bardzo skupiłem się na tobie, że zapomniałem coś zaplanować. On już w listopadzie zarezerwował stolik dla sześciu osób. Oprócz niego i Violetty ma być jeszcze Robert, ten od wyjazdów zagranicznych, którego poznałaś w Mediolanie. Całkiem fajny facet. Będzie z żoną. Jeśli jednak nie masz ochoty, to możemy zostać w domu – zaznaczył
- Bardzo chętnie. Na elegancki bal bym się nie zgodziła, bo nie potrafiłabym się tam odnaleźć. A skoro tu ma być luźniej, to czemu nie. Nigdy nie byłam na imprezie sylwestrowej.
- To teraz będzie twój pierwszy raz. Cieszę się, że ze mną – uśmiechnął się na wspomnienie innego, pierwszego razu.

Bawiła się w towarzystwie jego znajomych wyśmienicie. Praktycznie cały wieczór wirowała w ramionach Marka. Niechętnie schodził z parkietu. Był świetnym tancerzem, o czym miała okazję przekonać się jeszcze w Mediolanie. O północy wznieśli toast i złożyli sobie życzenia. Chwilę przed pierwszą Marek szepnął do Sebastiana, że zamierza z Ulą świętować nadejście Nowego Roku w bardziej kameralnym gronie i porwał ukochaną na górę.
- Myślałam, że będziesz chciał się bawić do białego rana. Szczerze mówiąc miałam ochotę jeszcze z tobą poszaleć na parkiecie – mówiła, gdy wchodzili na górę
- Zamierzam zasnąć dopiero nad ranem, a szaleć będziemy w łóżku - szepnął jej do ucha. Ula śmiejąc się wywróciła oczami
- A ty tylko o jednym – gdy tylko otworzyły się przed nimi drzwi pokoju numer dwanaście patrzyła zaskoczona to na łóżko, to na Marka. Pościel ozdobiona była płatkami czerwonych róż, a na stoliku stał piękny bukiet kwiatów i butelka szampana z dwoma kieliszkami. Stanęła na środku zaskoczona, a gdy odwróciła się, Marek już przed nią klęczał, trzymając w ręku pudełeczko z pierścionkiem
- Kochanie, wyjdziesz za mnie? O niczym innym nie marzę – dodał, widząc jej spanikowany wzrok. Nie widziała, co ma mu odpowiedzieć. Kochała go, chciała z nim być, ale…. To przedłużające się milczenie jeszcze bardziej go zestresowało.
- Marek – westchnęła i chciała zacząć swoją przemowę, ale on już doskonale wiedział, co za chwilę usłyszy
- Wiem, co chcesz powiedzieć – rzekł wstając i wciąż wpatrując się w jej oczy z nadzieją – Że jest za wcześnie, że krótko się znamy, że nie chcesz teraz ślubu
- Bo nie chcę – rzekła – Najpierw chcę skończyć studia. Muszę skupić się na pisaniu pracy, a nie wybieraniu na łapu capu kwiatów i zaproszeń. Chcę się do tego ślubu dobrze przygotować. Co nie oznacza, że nie chcę za ciebie wyjść. Bardzo chcę. Ale najwcześniej latem, za półtora roku, jak się już obronię. Będziesz tyle czekał?
- Oczywiście, że tak. Nie zamierzam na ciebie naciskać w kwestii terminu – pogładził ją po policzku - Po prostu chcę się zaręczyć, chcę mieć tę pewność, że będziesz kiedyś moją żoną. A poza tym zdecydowanie wolałbym mówić o tobie ‘moja narzeczona’, niż dziewczyna. Pobierzemy się w czerwcu, po twojej obronie. Ja sobie to wszystko dobrze przemyślałem. Później zaczniesz studia magisterskie na drugim kierunku. Po czwartym roku weźmiesz roczny urlop dziekański i wtedy urodzisz nam małego Dobrzańskiego, albo Dobrzańską – nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Miał całe ich życie zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. W jej oczach pojawiły się łzy wzruszenia - Obiecuję iść na tacierzyński, żebyś mogła spokojnie napisać pracę. A jak już skończysz studia, to zatrudnimy opiekunkę, albo moja mama zajmie się dzieckiem i zaczniesz pracę w Febo&Dobrzański. Co ty na to? – z lekką niepewnością spojrzał w jej oczy
- Kocham cię – rzekła, roniąc łzę, którą szybko starł – To pokaż ten pierścionek – z uśmiechem założył na jej dłoń krążek z białego złota, z niewielkim brylancikiem.
- Tak bardzo się cieszę i dziękuję – porwał ją w ramiona

wtorek, 1 marca 2016

'Teatrzyk' XIII

- Dzień dobry mój ukochany śpioszku – musnął jej usta, gdy tylko zaczęła otwierać oczy. Posłała mu piękny uśmiech.
- Która godzina? – mruknęła, naciągając wyżej kołdrę, która do tej pory ledwie sięgała do połowy nagich piersi.
- Dziewiąta – odparł zapinając koszulę – Zamówiłem już śniadanie. Zjemy razem – puścił jej oczko – Za kwadrans jedenasta ma po mnie przyjechać taksówka. Chcesz jechać ze mną, czy poczekasz w hotelu?
- Zaczekam
- To może zamów sobie masaż, albo idź do kosmetyczki, żebyś się nie nudziła przez te dwie godziny. Widziałem na dole gabinet odnowy. Tylko zaznaczam, że ma cię masować kobieta! Na żadnego masażystę nie wyrażam zgody – z trudem zachowując poważny wyraz twarzy pogroził jej palcem
- Zazdrośnik – pokazała mu język
- Muszę cię pilnować, bo jeszcze mnie wymienisz na młodszy model – teatralnie udał zmartwienie
- Nie mam tego w planach…. Póki co – dodała prowokująco
- Osz ty – rzucił się na łóżko, przygniatając ją swoim ciężarem i zachłannie atakując jej wargi – I dziękuję za wczoraj – dodał już poważnym tonem – Było cudownie
- To ja dziękuję tobie, że byłeś taki delikatny
- Nie obiecuję, że zawsze taki będę – cmoknął jej odkrytą pierś – Chcę ci pokazać, jak szybko możesz dochodzić. Szybko i mocno – usłyszeli pukanie – Chyba śniadanie – ostatni raz musnął jej usta i ruszył w stronę drzwi

- Odwieziesz mnie do domu prosto z lotniska? – zapytała gdy w hali przylotów oczekiwali na swój bagaż
- Nie. Pojedziemy do mnie, chcę jeszcze z tobą porozmawiać
- Zabrzmiało poważnie – zrobiła śmieszną minę
- Bo miało tak zabrzmieć – przez całą drogę intensywnie się zastanawiała, o co może mu chodzić. Gdy znaleźli się wreszcie w jego mieszkaniu ruszył w kierunku kuchni – Chcesz kawy?
- Chętnie. Powiesz mi wreszcie, o czym chcesz rozmawiać?
- O nas – odparł i zajął się przygotowywaniem kofeinowego płynu. Wpatrywała się w jego plecy i jej niepokój rósł. ‘Czyżby tak dobrze udawał miłość? Zaliczył mnie, z teraz powie, sorry, nie pasujemy do siebie? Nie, nie, nie. Cieplak przestań wymyślać!’ Postawił przed nią filiżankę i usiadł obok – Chyba się starzeję i potrzebuję stabilizacji. Chcę, żebyś zasypiała i budziła się obok mnie – niezauważalnie odetchnęła. ‘Idiotka!’ – Wiem, że z jednej strony to szybko, znamy się ledwie kilka miesięcy, ale chcę zrobić kolejny krok
- Już o tym rozmawialiśmy – westchnęła – Rozmawiałam z Kaśką, zamieściła – zaczęła wyjaśniać, ale przyłożył wskazujący palec do jej ust, tym samym przerywając jej ten monolog
- Wiem. I wiem, że to może potrwać miesiąc, dwa, trzy. Rok akademicki się już zaczął i mniej osób szuka teraz mieszkania. Dlatego postanowiłem, że zapłacę twoją część czynszu, aż do czerwca. Dzięki temu Kaśka nie będzie miała noża na gardle i nie będzie musiała panicznie szukać współlokatora. A ty będziesz mogła przenieść się tutaj na przykład w przyszłym tygodniu. Same plusy. Będziemy razem, będziesz miała spacerkiem dziesięć minut na uczelnię. Hmm? – przyglądała mu się uważnie, analizując tę propozycję. Wydawała się sensowna, jednak jeden, mały szczegół nie dawał jej spokoju
- Sama opłacę ten czynsz z pieniędzy, które mi zostały.
- Wykluczone! To są pieniądze dla ciebie. Na jakieś ciuszki, kosmetyki, ewentualnie książki na studia, nowy laptop. Czynsz pokryję ja
- Nie zgadzam się – pokręciła głową
- Ale ty nie masz nic do gadania. Po pierwsze to był mój pomysł i moja prośba
- Nie możesz za mnie płacić. Będziesz płacił czynsz tam, utrzymywał mnie tutaj. Nie – wykonała przeczący ruch głową
- Ale oczywiście, że będę. Zadaniem każdego faceta jest utrzymać swoją kobietę. Postanowione! Koniec i kropka. Teraz mogę cię odwieźć na Pragę. Porozmawiaj z Kaśką i zacznij się pakować. Chciałbym większość twoich rzeczy przewieźć jeszcze w piątek, tak żebyś po spotkaniu z moimi rodzicami została już tutaj na zawsze.

- Opuszczasz mnie – teatralnie zapłakała Kaśka
- Bez przesady. Nie wyprowadzam się na drugi koniec świata. Poza tym tak mnie namawiałaś na tego Dobrzańskiego, taka byłaś nim zachwycona, to teraz masz.
- Nie sądziłam, że tak szybko mi ciebie zabierze – rozłożyła ręce w geście bezradności, by po chwili uśmiechnąć się szeroko – Ale cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Będziesz mnie odwiedzać?
- Oczywiście, że tak. To, że zamieszkam z facetem, nie oznacza, że zrezygnuję z kontaktów z najlepszą przyjaciółką na świecie. W końcu z kim ja będę obgadywać Mareczka, jak nie z tobą, komu będę narzekać, że zostawia brudne skarpety pod łóżkiem – puściła jej oczko – Będziemy się umawiać na mieście, będziesz wpadać do nas. Marek cię polubił.
- Z wzajemnością – posłała jej powietrznego buziaka – Pakuj się, pakuj, bo się ten twój książę nie doczeka.

- Nie denerwuj się, nie będzie tak źle – próbował ją uspokajać, gdy dojeżdżali do posiadłości Dobrzańskich
- Łatwo ci mówić, bo to nie ty zaraz staniesz oko w oko z matką wychuchanego jedynaka.
- Jakoś nigdy nie czułem się przesadnie rozpieszczany. Moi rodzice starają się być w porządku – skręcił w otwartą bramę, a Ula spojrzała na okazałą willę, która bardziej przypominała pałac, niż dom
- O nie, nie – zaczęła jeszcze bardziej panikować – Teraz to ja tam na pewno nie idę. Kompletnie nie pasuję do tej bajki. Czemu mnie nie uprzedziłeś, że wychowywałeś się w pałacu? – Marek parsknął śmiechem
- No bez przesady. To zwykły dom.
- Zwykły dom, to parterowy budynek, ewentualnie z poddaszem, który ma nie więcej niż sto pięćdziesiąt metrów i stoi na ośmiuset metrowej działce! – wysyczała – Ja tam nie idę. Mowy nie ma – kręciła głową – Już sobie wyobrażam ten obiad. Przestrzegaliście podczas posiłków zasad protokołu dyplomatycznego? – posłała mu złośliwe spojrzenie. Miała żal, że kompletnie jej do tej wizyty nie przygotował – Cztery widelce, trzy łyżeczki, kieliszek do wody, wina białego, czerwonego i szampana – nie mógł przerwać jej monologu – A ten obiad to będzie taka mała wigilia. Trzy przystawki, zupa, danie główne, deser, jak w Dynastii albo u Foresterów! – przyglądał jej się rozbawiony
- Uspokój się! To będzie zwykły obiad w miłej atmosferze, uwierz mi. A domem i tym, co jest w środku kompletnie się nie przejmuj. To jest bez znaczenia. Dom jest duży, bo kiedyś mieszkaliśmy tu w piątkę, ja, rodzice i dziadkowie i nie chcieliśmy sobie nawzajem przeszkadzać. Zresztą poznasz dziś moją babcię. Wczoraj wróciła z sanatorium. Kazała się przywieźć trzy dni wcześniej, żeby cię poznać. Będzie tobą oczarowana, podobnie jak moi rodzice. Niczym się nie przejmuj. Bądź sobą, a kupisz ich swoim wdziękiem.
Miał rację. Dobrzańscy przyjęli ją bardzo serdecznie. Jej początkowe obawy były kompletnie nieuzasadnione. I mimo tego, iż byli bardzo majętni i było to widać na każdym kroku, od ubioru, na zastawie i serwowanych potrawach kończąc, to nie obnosili się z tym, dzięki czemu ich bogactwo nie raziło Uli. Cieplakówna od samego progu podbiła serce pana domu, a i z potencjalną teściową złapała niezły kontakt. Helena Dobrzańska chętnie opowiadała jej o swojej fundacji i zachęcała Ulę do zaangażowanie się w pracę stowarzyszenia. Cieplakówna obiecała, że chętnie wspomoże zespół fundacji w przygotowywaniu dorocznego balu. Jednak najbardziej zachwycona Ulą była przeurocza babcia Marka. Staruszka nigdy nie przepadała za Nowicką i cieszyła się, że jej ukochany wnuk wreszcie znalazł odpowiednią kobietę. Z nieskłamaną przyjemnością obserwowała swojego wnuczka w towarzystwie pięknej brunetki. Widać było, że oboje darzą się silnym uczuciem. Prawdę mówiąc Maria Kierska nie mogła się doczekać, kiedy młody Dobrzański wreszcie się ustatkuje i znajdzie prawdziwą miłość. Doczekała się i była tego pewna. Chętnie dzieliła się z Cieplakówną zabawnymi historyjki z dzieciństwa swojego ukochanego Mareczka. Młody Dobrzański słysząc te opowieści wywracał tylko oczami i błagalnie patrząc na staruszkę prosił ‘Babciu, tylko oszczędź jej szczegółów. Może opowiesz nam o swoim pobycie w Kołobrzegu?’. Staruszka nie pozwalała jednak się zagadać.

W niedzielne popołudnie siedzieli w wannie po brzegi wypełnionej pianą o zapachu jaśminu
- Masz bardzo fajną rodzinę. Babcia podbiła moje serce – uśmiechnęła się na wspomnienie staruszki.
- Tak, babcia Marysia jest wyjątkowa. Zawsze miałem z nią lepszy kontakt, niż z dziadkami ze strony ojca. Dziadkowie Dobrzańscy zawsze więcej uwagi poświęcali moim starszym kuzynom. Jan i Gustaw zawsze byli ode mnie ładniejsi, mądrzejsi, grzeczniejsi, lepiej się uczyli. A babcia Marysia i dziadek Alojzy akceptowali mnie takim, jakim byłem. Nigdy nie dali mi odczuć, że jestem od kogoś gorszy – opowiadał szczerze, wodząc dłonią po jej brzuchu i piersiach – Moją rodzinę już znasz. Kiedy ja poznam twoją? – padło pytanie, którego się obawiała. Milczała dłuższą chwilę, co nieco go zaniepokoiło – Wstydzisz się mnie?
- Daj spokój. Wiesz, że nie o to chodzi. Po prostu moja mama jest przekonana, że powinnam mieć partnera w swoim wieku. Już nie wspominając o tym, że pochodzę z małej mieściny. Tam jest najpierw narzeczeństwo, małżeństwo, a dopiero później wspólne mieszkanie i łóżko.
- Ty na szczęście masz inne zdanie z tej sprawie – uśmiechnął się pod nosem i mocniej przytulił ją do swojego torsu
- Powiem im w święta i obiecuję ci, że w styczniu im cię przedstawię
- Kocham cię – szepnął wprost do jej ucha