B

niedziela, 26 marca 2017

'Coś się kończy...' IV



W jedno ze środowych przedpołudni rozdzwoniła się jego komórka, informując o połączeniu z kancelarii ‘Cieplak & Krzemińska’. Jednym krótkim zdaniem sekretarka poinformowała go, że sprawa rozwodowa została wyznaczona na piątego czerwca o jedenastej. Wreszcie się doczekał. Pierwszy krok do definitywnego rozstania z panią Febo miał nastąpić za miesiąc. Od dawna miał z panią mecenas ustaloną taktykę działania.

Ramię w ramię przemierzali ponury korytarz warszawskiego sądu, kierując się w stronę sali numer czterysta siedem. Prowadzili luźną pogawędkę, dzięki czemu Marek nie myślał o zbliżającej się nieuchronnie konfrontacji z żoną. Już z daleka było widać, że Cieplak i Dobrzański świetnie czują się w swoim towarzystwie. Celowo dzień wcześniej zadzwonił do adwokat, proponując, że może ją zabrać z kancelarii i zawieźć do sądu. Chciał uniknąć sytuacji, gdy prawie była żona mogłaby po raz kolejny urządzać mu sceny i zwalać winę na niego. Wystarczyło, że musiał się z nią męczyć w firmie, choć od czasu, gdy złożyła pozew o obarczenie go winą nieco się uspokoiła. Najwidoczniej doszła do wniosku, że jeśli nie będzie na każdym kroku go atakować, Dobrzański z wdzięczności przystanie na jej warunki rozwodu. Pani mecenas odmówiła, ale zaproponowała, żeby spotkali się kwadrans wcześniej, przy jednym z bocznych wejść. Jej również podejście pod salę z klientem było na rękę z uwagi na Dawida. Zbliżającej się parze z daleka przyglądała się wysoka brunetka w czerwonym żakiecie i czarnych spodniach. Wydawała się wyraźnie zaskoczona i niezadowolona z faktu, że u boku jej męża kroczy piękna kobieta. U jej boku stał przystojny blondyn średniego wzrostu, w okularach, ubrany w togę z zielonym żabotem. Ulka z niechęcią spojrzała na Rybskiego, który przyglądał się jej z zainteresowaniem. Trzeba było przyznać, że w dopasowanej sukience przed kolano w kolorze grafitowym prezentowała się elegancko, acz niezwykle kobieco. Rzucając ogólne dzień dobry pewnym rokiem skierowała się do stojącej pod oknem ławki i z przepastnej torebki, w której zawsze nosiła akta spraw, wyciągnęła zwiniętą w rulon togę. Dobrzański na powitanie skinął głową i bez słowa usiadł na ławce.
- Mam nadzieję, że nie będzie opóźnienia – rzuciła w stronę bruneta, zapinając ostatnie guziki. Starała się nie dać tego po sobie poznać, ale była zdenerwowana. Tylko ona wiedziała, ile w rzeczywistości kosztuje ją to spotkanie z blondynem. Postawiła sobie za punkt honoru, że wygra tę sprawę, ale tak naprawdę nie miała gwarancji jaki będzie jej finał. Nie chciała straszyć Dobrzańskiego, ale doskonale wiedziała, z jakim przeciwnikiem ma do czynienia. Wielokrotnie była świadkiem nieczystych zagrywek Rybskiego. W duecie z Pauliną Febo tworzyli mieszankę wybuchową. Ona już w czasie trwania małżeństwa wspinała się na wyżyny krętactwa by tylko wykorzystać ufność i naiwność męża. Obrzucając Febo krótkim spojrzeniem musiała przyznać, że wyglądała ona na kobietę wyniosłą, zimną i nieprzystępną. Kompletnie nie pasującą do Dobrzańskiego. Twierdził, że ożenił się z miłości, zastanawiała się, co go w niej pociągało. Uroda? Z zamyślenia wyrwał ją głos, który jeszcze do niedawna wywoływał ciarki na plecach
- Miło cię widzieć – tuż obok stał Dawid, przyglądając jej się bezczelnie prosto w oczy
- Szkoda, że ja nie mogę powiedzieć tego samego – wypaliła, ale bardzo szybko żałowała swoich słów. Obiecywała sobie pełen profesjonalizm
- Nie sądziłem, że tak szybko spotkamy się na sali sądowej. To będzie ciekawe starcie – spojrzał na nią z wyższością
- W to nie wątpię – uśmiechnęła się z satysfakcją. W duchu zastanawiała się, czy Dobrzańska przyznała się mu do romansu. Od dalszej konwersacji uratowała ją kobieta, która wyszła z sali sądowej wyczytując donośnym głosem
- Sprawa z powództwa Marka Dobrzańskiego przeciwko Paulinie Febo-Dobrzańskiej o rozwód.
Uprzejmie przywitała się z sędzią i zajmując jedną z ław, wyjęła pokaźnych rozmiarów teczkę wypełnioną dokumentami i kalendarz. Miała nadzieję, że sędzia nie będzie stronniczy. Nie znała go. Orzekał w warszawskim sądzie od niedawna. Standardowymi formułkami rozpoczął posiedzenie
- Stawił się powód, pan Marek Dobrzański wraz z pełnomocnikiem – czterdziestolatek dyktował protokolantce
- Adwokat Urszulą Cieplak, ustanowioną do sprawy. Pełnomocnictwo w aktach – płynnie wyrecytował
- Oraz pozwana, pani Paulina Febo-Dobrzańska wraz pełnomocnikiem
- Adwokatem Dawidem Rybskim. Pełnomocnictwo w aktach sprawy – Dobrzański przyglądając się blondynowi musiał przyznać, że biła od niego niesamowita pewność siebie. Ewidentnie był to typ, który lubił dominować i wgrywać
- Pozew o rozwód złożył pan Dobrzański, jednak widzę w aktach wniosek pozwanej o orzeczenie rozpadu małżeństwa z wyłącznej winy powoda. Podtrzymujcie państwo swoje stanowisko? – spojrzał w kierunku Dawida, który podrywając się z miejsca rzucił krótkie
- Tak wysoki sądzie
- Pani mecenas?
- Mojemu klientowi zależało na szybkim i spokojnym rozwodzie, stąd nasz wniosek o orzeczenie rozwodu bez orzekania o winie. Pan Dobrzański chciał rozstać się z żoną w możliwie przyjacielskiej atmosferze, bez wywlekania wszelkich spraw rodzinnych, ale jeśli taka jest wola pani Febo-Dobrzańskiej, to przychylamy się do orzekania.
- Dobrze – westchnął spoglądając w rozłożone przed nim dokumenty – Pani tutaj w pozwie zawarła wniosek o podział majątku. Doskonale zdaje sobie pani sprawę, że w zdecydowanej większości takie sprawy kierowane są do Sądu Rejonowego
- Tak, wiem wysoki sądzie. Jednak mogę zapewnić, że podział majątku nie będzie skomplikowany, z pewnością ten wątek wielokrotnie będzie pojawiał się w trakcie trwania sprawy i zapewniam, że podział dokonany przy sprawie rozwodowej nie wydłuży czasu jej trwania – sędzia z uwagą słuchał, co ma do powiedzenia
- Wyjątkowo przychylam się do pani wniosku. Zaczynajmy. Panie mecenasie, bardzo proszę – wzrok zebranych skierował się na Rybskiego. Blondyn rozpoczął swoją przemowę. Snuł przed sędzią wizję opuszczonej i zaniedbywanej przez męża Pauliny. Ona kochała i cierpiała w domu, on nie wychodził z pracy albo spędzał czas na służbowych wyjazdach. Prosiła męża o więcej czasu dla nich, o próbę ratowania małżeństwa, nawet była gotowa poddać się terapii, ale on nie chciał słuchać. Ponoć całą jego uwagę skupiało odnawianie znajomości z Klaudią Nowicką. Adwokat twierdził, że Marek nigdy de facto Pauliny nie kochał, że od początku czuła ona, że jest zamiast Klaudii. Dobrzański ożenił się z nią tylko dlatego, że nie mógł być z modelką. Paulina całe małżeństwo czuła się niekochana i odtrącona przez męża. I nie przyjmowała do wiadomości o ich rozstaniu, ale Marek zadecydował za nich oboje. Najwyraźniej dosyć miał prowadzenia podwójnego życia. A faktem, że chciał się żony pozbyć i dążył do pełnego związku z modelką był fakt jego szybkiej wyprowadzki i złożenia dokumentów rozwodowych.
Dobrzański słysząc te rewelacje kręcił tylko głową z niedowierzaniem, ale i zniesmaczeniem. Nie sądził, że Paulina potrafi tak perfidnie zaklinać rzeczywistość tylko po to, by zyskać trochę pieniędzy. Wreszcie przyszedł czas na Ulę. Marek z kamiennym wyrazem twarzy obserwował żonę, która nawet sposobem siedzenia wyrażała swoją nonszalancję.
- Słuchając tego, o czym mówił pan mecenas – z satysfakcją przyjrzała się Dawidowi – trudno nie odnieść wrażenia, że pani Febo wraz ze swoim pełnomocnikiem, delikatnie mówiąc minęli się z prawdą. To pani Febo-Dobrzańska od początku nie traktowała tego małżeństwa poważnie. Nie starała się umacniać tego związku, nie zależało jej na budowaniu głębokiej i trwałej relacji z mężem. Państwo Dobrzańscy biorąc ślub założyli rodzinę. Rodzinę, której naturalnym efektem powinny być dzieci. Pomimo wielkiej chęci ze strony mojego klienta, jego żona nie godziła się na posiadanie dziecka. Pan mecenas wspominał o tym, że pan Dobrzański stawiał pracę ponad rodzinę. A czy jego żona nie stawiała własnych zachcianek ponad rodzinę? Czy relacje towarzyskie nie były ważniejsze od męża? – Paulina wypowiadanymi słowami była wyraźnie rozbawiona, uśmiechając się lekceważąco pod nosem -  Mój klient jest prezesem rodzinnej firmy. Firmy, z której się utrzymywali, z której dochody czerpała również pani Paulina. Dbanie o dobrą kondycję firmy leżało w interesie rodziny. Pani Febo wielokrotnie zostawiała męża i firmę i wyjeżdżała do swojej posiadłości we Włoszech tylko po to, by się relaksować, podtrzymywać znajomości towarzyskie, robić zakupy. Nie dążyła do kompromisu, przełożenia wyjazdu o kilka dni, by mąż mógł jej towarzyszyć, by uniknąć nakładania się terminu wylotu z posiedzeniami zarządu. Nie odwiedzała tam rodziców, nie opiekowała się schorowaną babcią, więc trudno znaleźć wytłumaczenie dla częstych i dość długich pobytów w Mediolanie. Ciężko znaleźć wytłumaczenie dla samotnych wyjazdów. Ale podstawowym powodem rozpadu tego małżeństwa, powodem dla którego mój klient mimo tego, że darzył żonę głębokim uczuciem, zdecydował się złożyć pozew o rozwód, wyprowadzić z domu i zakończyć to małżeństwo jest zdrada, której dopuściła się pani Paulina Febo-Dobrzańska – mówiąc to Ulka bezczelnie patrzyła się w oczy Dawida. Paulina w moment zbystrzała, obrzucając męża spojrzeniem pełnym zaskoczenia i przerażenia. A Dobrzański siedział przyglądając jej się smutno, choć na jego twarzy można było doszukać się również cienia satysfakcji. Miał niemal wypisane na czole ‘no i co?’. Próbowała robić z niego idiotę, próbowała wszystkim wmawiać, że to jego wina, nie zdając sobie sprawy, że on doskonale wie o jej podwójnym życiu – Mój klient widząc żonę w objęciach innego mężczyzny , kiedy to miała być na zakupach we Włoszech, zrozumiał, że to małżeństwo od dawna było fikcją, że żona od dawna go nie kocha i że tego związku nie uda się już uratować. Całkowitą winę za rozpad tego małżeństwa ponosi wyłącznie pozwana – zajęła swoje miejsce, wymieniając z Dobrzańskim porozumiewawcze spojrzenia. Oboje byli zadowoleni z przebiegu dzisiejszej rozprawy. I już miał się odezwać sędzia, gdy nieoczekiwanie głos zabrał Rybski, uprzednio konsultując się z Włoszką
- Przyjacielski uścisk został najwyraźniej źle zinterpretowany przez pana Dobrzańskiego
- Doprawdy? – udała zaciekawienie
- Nie przyszło pani mecenas do głowy, że moja klientka szukała zrozumienia, pocieszenia, dobrego słowa z ust znajomego, któremu mogła się zwierzyć z kolejnej kłótni z mężem, odtrącenia z jego strony, problemów w małżeństwie wynikających z jego zażyłych stosunków z panią Nowicką? – Dawid próbował ratować sytuację, choć doskonale widziała, że był zaskoczony informacją o zdradzie. Najwyraźniej brunetka nie była z nim do końca szczera, sądząc, że o jej romansie nikt nie ma pojęcia
- Przesłuchajmy w takim razie panią Febo na okoliczność zdrady małżeńskiej – zwróciła się w stronę sędziego
- Proszę wstać – doskonale widział, że w jego żonie aż się gotuje. Wystała wyraźnie wściekła, że ktoś odkrył jej sekret – Czy w czasie trwania małżeństwa łączyły panią intymne relacje z innymi mężczyznami?
- Nie – odparła pewnie
- A kim był mężczyzna, z którym widział panią mąż? – dopytywał
- Najprawdopodobniej był to Piotr Sosnowski, kardiolog ze szpitala, w którym leczył się mój teść. Tak się poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy. Kilka razy wpadliśmy na siebie na mieście, wypiliśmy razem kawę, zjedliśmy lunch. Mogłam liczyć na jego zrozumienie, gdy mąż mnie odtrącał. To chyba nie jest zabronione?
- Czyli łączą  państwa wyłącznie relacje przyjacielskie?
- Tak.
- Pani mecenas, jakieś pytania?
- Nie zapytam pani czy zdradziła pani męża z tym lekarzem. Zadam pani pytanie ważniejsze. Jak długo trwał ten romans?
- Próbuje mi pani wmówić coś, czego nie ma – szła w zaparte, czując na sobie uważne spojrzenie Dobrzańskiego – Marek próbuje wmówić mi romans, by ukryć swoje grzechy.
- Doprawdy, nie miała pani romansu? To w takim razie, jak wytłumaczy pani te zdjęcia – podeszła do nich, kładąc na drewnianej ławie trzy fotografie, przedstawiające Paulinę z Sosnowskim w intymnych sytuacjach. Odbitki tych samych zdjęć położyła przed sędzią – Proszę o dołączenie do akt sprawy – zwróciła się do sędziego, wybitnie zainteresowanego materiałami – Więc?
- Moja klientka nie będzie teraz składać wyjaśnień – wtrącił Rybski – Prosimy o chwilę przerwy – próbował ratować sytuację. Musiał ustalić jakąś linię obrony, chociaż miał świadomość, że z tymi dowodami nie będzie łatwo wszystkiego odkręcić.  Sędzia krytycznie spojrzał na zegarek. Od dziesięciu minut powinna trwać już kolejna sprawa.
- Nie mamy już na to czasu. Przerywam posiedzenie. Koleje odbędzie się dwudziestego lipca o dziewiątej. Wtedy też pojawią się wskazani przez strony świadkowie. Dziękuję, to wszystko – Ula otworzyła kalendarz, wpisując termin kolejnej rozprawy. Uśmiechnęła się do Dobrzańskiego, pakując rzeczy. W drzwiach między nią, a idącego Dobrzańskiego niemal wepchnął się blondyn
- To dopiero początek – szepnął do jej ucha. Zaśmiała się lekceważąco
- Nie mogę się doczekać – spoglądając na niego z wyższością
- Chcesz koniecznie się na mnie odegrać – bardziej stwierdził, niż zapytał, gdy znaleźli się już na korytarzu
- Panie mecenasie – rzekła pobłażliwie – To nie czas i nie miejsce. Miłego dnia – pożegnała się z nim nieszczerym uśmiechem i zatrzymała się przy ławce, ściągając togę – Najtrudniejsze dopiero przed nami – spojrzała na milczącego Marka – Nie mamy pewności, kogo jeszcze powołają na świadków
- Mając panią przy boku jakoś się nie boję kłamstw żony – rzekł z uznaniem i delikatnym uśmiechem na twarzy – Chciałem zapytać, czy… - chrząknął – będzie pani osobiście na kolejnej rozprawie, czy mam się spodziewać pani asystentki? – dopytywał
- Oczywiście, że będę osobiście – zapewniła z uśmiechem – A dlaczego miałoby mnie nie być? – zmarszczyła brwi zastanawiając się dlaczego z jego ust padło to pytanie
- Kiedy wpisywała pani termin do kalendarza, zerknąłem na kartkę. Miała pani wykreślony ten tydzień na urlop. Mój rozwód przypadł na okres wakacyjny, a przecież prawnicy też wypoczywają – tłumaczył się
- To nie jest mój urlop, tylko urlop mecenasa Rybskiego. To on chciał lecieć w tym terminie na Santorini. Do niedawna byliśmy parą – powiedziała głośno to, czego domyślał się od samego początku – Teraz będzie latał na urlopy z kimś innym. Nasi byli partnerzy są do siebie podobni. Oboje mają problem z wiernością – rzuciła z nutą goryczy. Spojrzała na Dobrzańskiego przepraszająco. Nie powinna pozwalać sobie na taką uwagę – Przepraszam. Swoją drogą ciekawe, czy pojawi się w sądzie, czy przyśle tego swojego asystenta – wywróciła oczami na wspomnienie wyszczekanego kujona z piegowatym nosem – Szczerze go nie znoszę – skrzywiła się, na co się zaśmiał
- Mecenasa, czy jego asystenta? – zapytał z nutą rozbawienia. Podziałało. Uśmiechnęła się do niego po raz kolejny tego popołudnia
- Dobre pytanie
- Dziękuję pani za dzisiaj – wolnym krokiem ruszyli w kierunku wyjścia
- Nie musi mi pan dziękować. Wykonuję tylko swoją pracę. Czeka nas jeszcze trochę nerwów zanim wygramy, ale… - zaczęła, ale przerwał jej niespodziewanie
- Zjemy razem lunch? – wpatrywał się w nią oczekując odpowiedzi. Widział, że ją zaskoczył, dlatego szybko zaczął się tłumaczyć – Pomyślałem, że to będzie świetna okazja, żeby omówić scenariusz następnej sprawy – chrząknął jakby lekko zakłopotany
- Przepraszam bardzo, ale pięćdziesiąt minut mam kolejną rozprawę. Co najwyżej zdążę wypić kawę z koleżanką z wydziału rodzinnego. Musimy omówić jedną kwestię
- Jasne – czyżby w jego oczach dostrzegła cień rozczarowania? – W takim razie pożegnam się – pierwszy wyciągnął do niej dłoń, którą szybko uścisnęła
- Proszę porozmawiać jeszcze ze świadkami. Gdyby chciał pan powołać kogoś jeszcze, to mamy kilka dni by zgłosić to do sądu. Proszę spróbować przekonać panią Nowicką, żeby zeznawała. Oni teraz będą dążyć do udowodnienia, że to pan pierwszy okazał się niewierny, a akcja zrodziła reakcję w postaci romansu z Sosnowskim.
- Przemyślę to.

niedziela, 19 marca 2017

'Coś się kończy...' III



Pani Febo-Dobrzańska na wieść o rozwodzie początkowo zareagowała śmiechem, a ostatecznie agresją. Początkowo przekonywała Marka, że ich mijanie i brak porozumienia w ostatnich miesiącach to nie powód do tak drastycznych kroków. Tłumaczył, że nie widzi szans na uratowanie ich związku, że żyją obok siebie, a nie ze sobą. Wiele go kosztowało, by nie wygarnąć jej, że wie o romansie, ale ostatecznie stwierdził, że pośpiech i emocje nie są w tym momencie dobrym doradcą i postanowił postępować zgodnie z ustalonym planem. Koniec końców pani Dobrzańska oświadczyła, że na żaden rozwód nie wyraża zgody. Miała nadzieję, że Marek tylko ją straszy, bo czuje się przez ostatnie tygodnie zaniedbywany. Zrozumiała, że to nie są żarty, gdy dwa tygodnie później otrzymała dokumenty z sądu. Zresztą pierwszy sygnały, że Marek ich rozstanie traktuje bardzo poważnie pojawiły się dużo wcześniej, bo nie dość, że Dobrzański wyniósł się z ich sypialni, to następnego dnia przeprowadził do mieszkania na Ochocie, które kilka lat temu dostał w spadku po bezdzietnej siostrze ojca. Swoje poczynania uprzednio skonsultował z panią mecenas. Nie chciał podejmować korków, które w przyszłości Paulina mogłaby wykorzystać przeciwko niemu, ale nie wyobrażał sobie, żeby miał mieszkać z nią w dalszym ciągu pod jednym dachem. Dom formalnie należał do niego i to Paulina powinna go odpuścić, ale wiedział, że na tym etapie nie zgodzi się na wyprowadzkę. Adwokat zapewniła go, że nie ma powodu, by dzielił z żoną mieszkanie, skoro dokumenty już trafiły do sądu. Co więcej nie było ryzyka, że później nie uda im się pozbyć Pauliny z nieruchomości. Panią Febo do opuszczenia domu miał zobowiązać sąd i z uwagi na to, że była właścicielką nieruchomości we Włoszech, nie było obawy, że będzie próbowała zostać, tłumacząc się brakiem dachu nad głową.

Trzy tygodnie od swojej ostatniej wizyty znów zmierzał do kancelarii na Wilczej, dzierżąc w dłoni pękatą teczkę. Teoretycznie mógł te dokumenty wysłać kurierem, ale do kancelarii naprawdę miał niedaleko i z wielką przyjemnością urządził sobie poobiedni spacer i na krótką chwilę wyrwał się z firmy. Od momentu, gdy poinformował żonę o rozwodzie atmosfera w FD stała się nieznośna. Paulina buntowała przeciwko niemu swojego brata Aleksa, dyrektora finansowego. A na dodatek nie zwracając uwagi na obecność pracowników, potrafiła na środku korytarza zarzucać mężowi, że przekreśla ich związek i że z pewnością ma kochankę. Miał ochotę roześmiać jej się w twarz, ale powstrzymywał się i najzwyczajniej w świecie ignorował te ataki i wybuchy.

Przeglądając wyciągi z ostatnich miesięcy mógł niemal w stu procentach powiedzieć, że romans jego żony rozpoczął się w październiku ubiegłego roku. Na przełomie września i października jego ojciec trafił do szpitala, w którym trafił pod opiekę doktora Sosnowskiego. Pod koniec października Paulina wyjechała na dwa dni do SPA w Kazimierzu Dolnym, tłumacząc się koniecznością zregenerowania po częstych wizytach u teścia w szpitalu. Mógłby się założyć o wielkie pieniądze, że nie pojechała wtedy ze swoją przyjaciółką Kamilą, tylko właśnie z kardiologiem. Takich wyjazdów doliczył się łącznie czterech. Do tego rachunki po kilkaset złotych z najlepszych restauracji w mieście, opłaty kartą w kilku butikach z męską odzieżą, większe niż zwykle wydatki w perfumeriach. Albo lekarzowi kupowała wody po kilkaset złotych, albo zaczęła więcej wylewać na siebie. Doszukał się nawet znacznie większej niż zwykle zapłaty na rzecz linii lotniczych. Najwyraźniej zafundował Pauli i jej kochankowi podróż do Włoch. Przeglądając te zestawienia w zaciszu nowego mieszkania wyrzucał sobie, że był kompletnym kretynem i wyjątkowym ślepcem.

Wbiegł po schodach na odpowiednie piętro i pukając cicho wszedł do lokalu przerobionego z trzypokojowego mieszkania, na elegancką kancelarię. Sekretariat świecił pustką, najwyraźniej młodziutka blondynka na chwilę wyszła. Przysiadając na ustawionej pod ścianą sofie postanowił poczekać. Z głębi korytarza słychać było rozmowę kilku kobiet.
- Asiu, skseruj mi to dwa razy, a oryginał wyślij do sądu
- Oczywiście. Przyszła jeszcze popołudniowa korespondencja – rozpoznał głos sekretarki – To dla pani, a tutaj pismo w sprawie pana Dobrzańskiego – słysząc swoje nazwisko postanowił przysłuchiwać się uważniej
- Jakieś błędy we wniosku? – zainteresowała się Cieplak – Czegoś brakuje?
- Nie. Pani Febo-Dobrzańska ustanowiła mecenasa Rybskiego swoim pełnomocnikiem
- Dawida Rybskiego? – odezwała się trzecia z kobiet – Ula, jeśli chcesz ja mogę wziąć za ciebie tę sprawę. Wytłumaczysz Dobrzańskiemu, że idziesz na jakiś urlop, cokolwiek – sekretarka opuściła pomieszczenie, a dźwięk przekręcanego zamka wskazywał, że udała się do łazienki
- Nie ma takiej potrzeby. Warszawa to wbrew pozorom małe miasto. To oczywiste, że prędzej, czy później spotkamy się na sali sądowej.
- Może jednak lepiej później
- Nie zamierzam przed nim uciekać. Dawid najbardziej nie lubi przegrywać. Rozwód Dobrzańskich to idealna okazja na nasze pierwsze spotkanie. Oni tutaj wnoszą o obarczenie wyłączną winą mojego klienta – zaśmiała się - To jakaś farsa.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – usłyszał nad głową. Dopiero teraz zauważył, że stoi nad nim blondynka uśmiechając się uprzejmie
- Dzień dobry, ja do pani mecenas Cieplak – sugestywnie spojrzał na trzymaną teczkę – obiecuję nie zająć dużo czasu
- Momencik – wróciła się do gabinetu, by po chwili zaprosić go w głąb kancelarii – Proszę
- Dzień dobry – przy drzwiach minął się z rudowłosą kobietą, która zniknęła w drugim gabinecie – Dzień dobry pani mecenas – uścisnął jej dłoń – Miło panią widzieć
- Dzień dobry – uśmiechnęła się, jakby lekko zakłopotana – Właśnie otrzymałam dokumenty w pana sprawie. Pańska żona wraz ze swoim pełnomocnikiem wnoszą o orzekanie o winie i wskazują pana, jako winnego rozpadu małżeństwa
- To jakiś absurd – odkąd usłyszał tę nowinę kilka minut temu wciąż nie mógł uwierzyć, że Paulinę stać na taką podłość. Był szczerze zirytowany.  
- Dostałam to przed momentem i przyznaję, że jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z uzasadnieniem. Jednak już teraz muszę pana uprzedzić, że żonę reprezentuje mecenas Rybski. Bardzo dobry prawnik, któremu zdarza się wygrywać sprawy, których wygrać nie powinien. Dlatego proszę przygotować się na wojnę. My oczywiście tę sprawę wygramy, bo zgromadzony do tej pory materiał dowodowy jest jednoznaczny, ale uprzedzam, że przyjemnie nie będzie.
- Trudno. Nie pozwolę z siebie zrobić kozła ofiarnego. Mam nowe dowody – podał jej teczkę – Tak, jak się umawialiśmy, wyciągi z ostatnich miesięcy.
- Dziękuję. Zapoznam się z tym. Musimy porozmawiać o kwestiach zawartych w tym wniosku. Ja niestety za kilka minut mam innego klienta. Czy możemy się spotkać w czwartek?
- Wylatuję do Berlina na dwa dni – skrzywił się
- Rozumiem. A sobota?
- Pracuje pani w weekendy? – szczerze się zdziwił
- Czasami trzeba – uśmiechnęła się i zerknęła w kalendarz – Jedenasta?
- Jasne
- I proszę póki co nie rozmawiać z żoną na temat tego wniosku. Nie chcę żeby pan sobie zaszkodził. 
- Naturalnie 

- Za każdym razem twierdziła, że wyjeżdża właśnie z nią – tłumaczył w sobotnie popołudnie. Dzisiejsze spotkanie wyglądało zupełnie inaczej. Dziś rozmawiali na luzie. Dziś nie było ciśnienia, że za chwilę musi wyjść do sądu lub ma kolejne spotkanie. Choć okoliczności ich spotkania były mało przyjemne, to lubił z nią rozmawiać. Już na pierwszym spotkaniu wzbudziła jego sympatię. Od pierwszej chwili sprawiała wrażenie osoby, której można zaufać. Profesjonalistki. Uroczej i bardzo pięknej profesjonalistki. Siedząc naprzeciw niej zastanawiał się, dlaczego takiej kobiety jak ona nie spotkał na swojej drodze kilka lat temu. Czy ona również potrafiłaby go oszukać i wykorzystać? Zastanawiał się, czy wszystkie kobiety takie są, czy tylko on miał takiego pecha.
- Dobrze zna pan tę Kamilę?
- Widzieliśmy się kilka razy. Niezbyt często gościła w naszym domu. A jeśli już, to zazwyczaj pod moją nieobecność – słuchała go z uwagą – Paulina jakoś nigdy nie dążyła do wspólnych spotkań. Nie inicjowała ich nawet wtedy, gdy między nami wszystko było jeszcze dobrze. W domu w zasadzie gościliśmy głównie jej brata, Sebastiana z Violettą, ale to są bardziej moi przyjaciele i małżeństwo Ukielskich. To nasi sąsiedzi. Zaprzyjaźniliśmy się jakieś cztery lata temu.
- Czyli raczej nie możemy liczyć na to, że pani Kamila będzie zeznawać na naszą korzyść
- Nie sądzę – rozpiął guziki rękawów kraciastej koszuli i podwinął je na wysokość łokcia. Oboje postawili dziś na luźniejszy styl. Ona w białych spodniach i jeansowej koszuli kompletnie nie przypominała eleganckiej prawniczki z pierwszego spotkania. Wyglądała wręcz dziewczęco.
- A teraz porozmawiajmy o tym nieszczęsnym wniosku – z wyraźną niechęcią spojrzała na leżące na wierzchu pismo – Bardzo pana przepraszam, ale muszę zadać to pytanie. Czy ma pan coś na sumieniu?
- Nie bardzo rozumiem… – zmarszczył brwi
- Jakiś romans, flirt, niejednoznaczna relacja w czasie trwania małżeństwa? Nawet nie z ostatnich miesięcy, może być z początku związku – przyglądał się jej z dziwnym wyrazem twarzy - I proszę o szczerość
- Nigdy nie zdradziłem swojej żony – każde ze słów wyraźnie zaakcentował. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to pytanie go zdenerwowało 
- Przepraszam, musiałam zapytać. Zawsze lepiej wiedzieć wcześniej, żeby się można było przygotować. Gdy to wypływa na sali sądowej, jest dużo trudniej. Zwłaszcza, że za jeden z powodów, oprócz pańskiej ciągłej nieobecności i stawienia firmy na pierwszym miejscu, podają bliską relację z niejaką – zerknęła do dokumentów – Klaudią Nowicką – słysząc nazwisko modelki, zaśmiał się drwiąco
- To jest jakaś komedia i to na dodatek czeska – kręcił głową z niedowierzaniem
- Mam rozumieć, że nigdy nic pana nie łączyło z panią Nowicką – dociekała
- Byliśmy parą, ale zanim jeszcze ożeniłem się z Pauliną. To jest stara sprawa sprzed sześciu lat – głośno wypuścił powietrze
- I później już państwo nie utrzymywaliście kontaktów?
- Byliśmy z Pauliną parą na studiach. Później się rozstaliśmy. Zresztą to była jej decyzja. Ona wyjechała na dwa lata do Włoch, ja zostałem tutaj. W tym czasie w moim życiu pojawiła się Klaudia. Niewinny romans przerodził się w krótkotrwały związek. To nie było nic poważnego. Trwało to rok, no może półtora. Paulina wróciła, a ja zerwałem z Klaudią. Zresztą ona rozpoczynała międzynarodową karierę, wyjechała na stałe do Paryża. Od czasu rozstania widzieliśmy się raptem trzykrotnie. Dwa razy była gościem na premierze naszych kolekcji, raz spotkaliśmy się w Paryżu podczas mojego służbowego wyjazdu.
- Żona panu towarzyszyła?
- Nie chciała jechać
- A wiedziała o państwa spotkaniu we Francji?
- Nie pamiętam, ale chyba jej wspominałem, że byliśmy razem na obiedzie. Nie mam nic na sumieniu, więc niczego nie musiałem ukrywać - zapewnił

niedziela, 12 marca 2017

'Coś się kończy...' II



W środowe popołudnie dopijał kawę, czekając na nią. Kwadrans po czternastej usłyszał dwa głosy w sekretariacie, a po chwili dźwięk otwieranych drzwi. Zerknął w tamtym kierunku i widząc ją, wstał z zajmowanego krzesła. Zmierzała w jego kierunku w granatowej, dopasowanej sukience, wyraźnie zakłopotana
- Dzień dobry – wyciągnęła dłoń w jego kierunku – Najmocniej pana przepraszam. Zwykle jestem bardzo punktualna – tłumaczyła się, pospiesznie rozpakowując swoją torebkę – Zatrzymały mnie ważne sprawy rodzinne
- Zapewniałem już sekretarkę, że naprawdę nic się nie stało. Zresztą macie bardzo dobrą kawę – uśmiechnął się, przyglądając jej się z przyjemnością. Z tym rumieńce, wywołanym pośpiechem, albo zdenerwowaniem, wyglądała doprawdy uroczo - Dokumenty, o które pani prosiła – podsunął kartki w jej kierunku
- Świetnie. Są niezbędne do sporządzenia pozwu. Czy myślał pan o świadkach, których możemy powołać?
- Owszem – odparł lekko zasępiony – Ale patrząc na nowe okoliczności, zastanawiam się…. – urwał na chwilę, jakby próbując zebrać myśli – Czy musimy od razu wnosić o orzekanie o winie, czy możemy zrobić to później? Chodzi mi o to, by żona póki co nie wiedziała, że wiem o jej zdradzie. Krótko mówiąc chciałbym zrobić jej niespodziankę już na sali sądowej. Niech przez jakiś czas jeszcze myśli, że jestem niczego nieświadomym głupcem – dodał z nutą goryczy. Obrzuciła go współczującym spojrzeniem.
- O jakich okolicznościach pan mówi? - zaciekawiła się
- Wiele wskazuje na to, że przez kilka miesięcy byłem sponsorem tego romansu
- Ach tak – pokiwała głową ze zrozumieniem - Oczywiście możemy złożyć wniosek o rozwód bez orzekania o winie z powodu ustania więzi emocjonalnej i pożycia, a już na posiedzeniu sądu wnosić o obarczenie winą małżonki  
- Świetnie – prawy kącik ust poszybował nieco w górę, tworząc grymas, coś na kształt uśmiechu – Właśnie o to mi chodziło. Wszystko wskazuje na to, że za bardzo ufałem żonie i przez miesiące skupiony na firmie nie widziałem, że związek tworzymy we trójkę, a na dodatek nie kontrolowałem finansów – mruknął z nutą goryczy – Dopóki karta nie odrzucała transakcji i mogłem dokonywać przelewów, nie bardzo zwracałem uwagę na nasze miesięczne wydatki. Dopiero teraz przygotowując się na spotkanie z panią zauważyłem, że zaczęliśmy wydawać dużo więcej, niż kilka, czy kilkanaście miesięcy wcześniej.
- Rozumiem, że macie państwo wspólne konto – znów zaczęła prowadzić notatki, które wykorzystywała nie tylko do przygotowania pism procesowych, ale przede wszystkim podczas rozpraw
- Nie do końca. Żony było żony, a moje było nasze – zaśmiał się pod nosem, zdając sobie sprawę, jak bardzo dawał wodzić się za nos przez ostatnie miesiące - Gdy mieszkaliśmy razem przed ślubem każdy miał swoje konto. Później w dalszym ciągu jej zarobki wpływały na jej rachunek osobisty, a ja po ślubie zrobiłem ją współwłaścicielem konta, załatwiłem karty. Jakoś nigdy nie przywiązywałem do tego wagi. Utrzymanie żony było dla mnie rzeczą naturalną. Ona czasem płaciła swoją kartą, czasem wspólną.
- Ma pan prawo do dysponowania środkami zgromadzonymi na rachunku żony, bo to jest majątek wspólny. Wszelkie pieniądze, które państwo zarabiacie są wspólne. Do majątku osobistego wchodzą tylko darowizny. Więc nawet jeśli jest taka sytuacja, że jeden ze współmałżonków posiada nieruchomość, będącą na przykład spadkiem bądź darowizną, czyli tym samym stanowiącą majątek osobisty, to dochody czerpane z tytułu wynajmu tejże nieruchomości stanowią majątek wspólny.
- Nigdy nie zwracałem na to uwagi – wzruszył ramionami
- Czas najwyższy zacząć – posłała mu ciepły uśmiech – Ale proszę się nie martwić, nie wszystko stracone. Przy podziale majątku zobowiążemy żonę do przedstawienia wyciągów. W dobie banków, wyciągów, bankowości internetowej, nic nie ginie i ze wszystkiego trzeba się wyliczyć.
- No właśnie ja sprawdzając wyciąg z ubiegłego miesiąca dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Żona miała być z przyjaciółką we Włoszech, a w tym czasie dokonywała płatności za pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu ze SPA na Mazurach. Zapłaciła również dwa i pół tysiąca w butiku z męską odzieżą w Olsztynie. To bynajmniej nie były ubrania dla mnie. Jak sądzę byłem sponsorem jej kochanka.
- Dla nas to bardzo korzystne. Kolejny argument przemawiający za zdradą pani Dobrzańskiej. Rozumiem, że przeglądał pan wydatki tylko z ostatniego miesiąca – kiwnął potakująco głową – To mam dla pana zadanie. Proszę wydrukować zestawienia z ostatniego roku i jednym kolorem zaznaczyć pańskie płatności, a drugim te, których dokonywała żona. To nie jest nic bardzo pilnego, ale muszę mieć czas to zsumować i przygotować się na pierwszą rozprawę. Umówmy się, że najpóźniej za miesiąc dostarczy pan to do sekretariatu. Może być pocztą, osobiście, jak panu wygodniej. Pozew przygotuję na początku przyszłego tygodnia. Niestety Warszawiacy rozwodzą się teraz masowo, więc będziemy czekać jakieś trzy, cztery miesiące.
- Strasznie długo – mruknął wyraźnie niezadowolony
- Przykro mi. Niewiele jestem w stanie w tej kwestii pomóc. Zresztą muszę uprzedzić, że orzekanie o winie znacznie wydłuży rozwód. Jeśli mamy wnosić o orzekanie dopiero na pierwszej rozprawie, tych spraw będzie co najmniej trzy. O ile oczywiście żona nie będzie powoływać swoich świadków i generalnie wydłużać postępowania. Przejdźmy do reszty państwa majątku. Im więcej kwestii ustalimy teraz, tym lepiej. Nie będę tu pana ściągać przed każdą sprawą.
- Żaden problem. Pani kancelarię mam po drodze do firmy – uśmiechnął się - Udziały w firmie to majątek osobisty, więc oprócz środków zgromadzonych na rachunku bankowym, pozostaje kwestia samochodów i nieruchomości.
- Każde z państwa ma swoje auto? – dopytywała
- Tak. Oba Audi. Swoje żona dostała ode mnie w prezencie ślubnym.
- Rozumiem. Przy podziale nie będziemy dociekać wartości każdego z pojazdów. Każdy zatrzyma swoje auto. Tak chyba będzie najrozsądniej.
- Zgoda.
- Wspomniał pan o nieruchomościach.
- Zdaje się, że jakikolwiek podział może mieć miejsce tylko w przypadku domu w Konstancinie. Reszta nieruchomości to spadki, więc zgodnie z tym, co pani mówiła, wchodzą do majątku osobistego.
- Zgadza się – przyznała mu rację
- Dom kupiłem, gdy byliśmy jeszcze narzeczeństwem.
- Czy pani Dobrzańska miała jakiś udział w zakupie?
- W zasadzie to nie
- Nie dołożyła się choć w niewielkim stopniu? – dociekała, by mieć pełny obraz sytuacji – Jeśli nie do samego kupna, to może chociaż do wyposażenia…
- Do kupna z pewnością nie. Do wyposażenia w gruncie rzeczy również. Dokupowała jakieś elementy dekoracyjne, dodatki, ale w porównaniu z całością były to raczej drobiazgi
- Czyli rozumiem, że akt własności jest na pana
- Owszem.
- Mamy więc jasną sytuację. Dom jest pana i nie może być mowy o jakimkolwiek podziale. A kwoty, które żona dołożyła do wyposażenia tak naprawdę w tym momencie nie mają znaczenia. Wszystko, czego używamy traci na wartości. O ile oczywiście to nie były jakieś antyki, działa sztuki, przedmioty dekoracyjne, które mogą nabierać wartości – pokręcił przecząco głową – Dobrze, przejdźmy do najdelikatniejszych kwestii – czyżby spojrzała na niego z nutą współczucia? – Kiedy ustała między państwem więź uczuciowa i fizyczna? – milczał dłuższą chwilę wpatrując się w leżące na biurku dokumenty – Muszę to zawrzeć w pozwie  
- Z jej strony uczucia ustały ponad pół roku temu – rzekł z nutą goryczy
- To będziemy ustalać na sprawie. Pytam o pańskie uczucia. Kocha pan jeszcze żonę?
- Jeszcze dwa miesiące temu powiedziałbym, że tak. Całkiem niedawno zdałem sobie sprawę, że żyłem w jakiejś pieprzonej fikcji – wzdrygnął się, zdając sobie sprawę, że zapomniał się, z kim rozmawia – Przepraszam – nerwowo poprawił się na krześle – Nie kocham. I nie widzę szansy na uratowanie tego małżeństwa.
- A pożycie?
- Nie sypiamy ze sobą od miesiąca, no może od dwóch. Jak sądzę to nasze mijanie się nie było przypadkowe.
- Trochę krótki ten rozpad pożycia, ale będziemy kłaść nacisk na kwestię zdrady jako bezpośredniej przyczyny rozpadu małżeństwa. Jeszcze dzisiaj zlecę asystentce przygotowanie pozwu. Naniosę poprawki i postaramy się do połowy przyszłego tygodnia złożyć go w sądzie. Prześlę panu na maila ostateczną wersję do akceptacji. A w międzyczasie proszę pamiętać o tych wyciągach
- Naturalnie – pokiwał głową
- Z mojej strony to wszystko. Jeśli ma pan jakieś pytania, to śmiało – uśmiechnęła się, prezentując rząd białych zębów
- Raczej nie. Jeśli sobie o czymś przypomnę, będę się odzywał
- Zapraszam

- Cześć stary – Olszański wparował do gabinetu przyjaciela w czwartkowy poranek. Ostatni tydzień przebywał na urlopie. Zabrał Violettę i ich czteroletnią córeczkę Polę do Lizbony z okazji urodzin małżonki i zbliżającej się rocznicy ślubu – Co tam słychać?
- Cześć – wyraźnie się ucieszył widząc blondyna – Jak wyjazd? Nawet się trochę opaliłeś
- Super. Potrzebna nam była taka mała odskocznia. Dziewczyny zachwycone – uśmiechnął się rozsiadając na sofie – A jak twoje sprawy się mają? Opowiadaj! – Dobrzański spuścił na chwilę głowę i biorąc głęboki oddech wyrzucił z siebie
- Nie dość, że masz kumpla rogacza, to jeszcze frajera.
- A możesz jaśniej?
- Nie dość, że się pieprzyła z nim pod moim nosem, to jeszcze sponsorowałem tego sukinsyna. Mam ochotę jechać do tego szpitala i obić mu gębę – niby się śmiał, ale Sebastian doskonale widział, jaki jest poirytowany – Płaciła z naszego konta za hotele, ubierała go. Nie wiem do czego się jeszcze dokopię. Dopiero zacząłem przeglądać wyciągi z ostatnich miesięcy. Jestem niezłym idiotą. Pilnuję sporego przedsiębiorstwa, kontroluję wydatki, a nie zwracałem uwagi co się dzieje z moim budżetem domowym. Może gdybym był bardziej zainteresowany, zorientowałabym się już dawno?
- Rozmawiałeś już z nią? Powiedziałeś, że wiesz?
- Nie zamierzam jej na razie mówić. Chcę jej zrobić niespodziankę na sali sądowej. Niech chociaż ta zaskoczona mina będzie małą rekompensatą. A o rozwodzie zamierzam z nią porozmawiać od dwóch dni. Czekałem, aż ustalę  wszystko z tą mecenas. I jak już miałem poinformować moją ukochaną małżonkę – ostatnie dwa słowa wypowiedział z przekąsem – To wyobraź sobie, że znów wyjechała. No cóż, poczekam – rozłożył ręce w zabawnym geście, chociaż ani jemu, ani Olszańskiemu do śmiechu nie było
- Ale to co jej powiesz? Że dlaczego chcesz rozwodu?
- Że się od siebie oddaliliśmy, że każdy żyje własnym życiem i tego typu pierdoły
- A jak ta prawniczka? – wyraźnie się ożywił
- Kompetentna. Wie, o czym mówi. Podpowiedziała kilka rozwiązań, na wypadek gdyby Paula próbowała ograbić mnie z kasy i na przykład żądać ode mnie alimentów.
- Miała być przede wszystkim ładna – zauważył – Żeby twoją żonkę szlag trafił
- Nie jest ładna – pokręcił głową – Jest śliczna – uśmiechnął się na wspomnienie uroczej prawniczki
- Śliczna, mądra. Bingo!
- Taaa. Jedyny plus tej całej popieprzonej sytuacji – mruknął
- Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – poklepał prezesa po plecach – To po prostu nie była ta kobieta – Dobrzański smętnie pokiwał głową
- Szkoda, że dowiedziałem się o tym tak późno