B

sobota, 26 grudnia 2020

'Niebezpieczna gra' I

Nerwowo bębnił palcami o blat stołu. Sam nie wiedział, co mu strzeliło do głowy, że w końcu uległ. Ten etap życia uważał za totalnie zamknięty i dawno temu obiecał sobie, że w żadnym wypadku nie będzie do niego wracał, a tym samym rozdrapywał ran. Wiele go to wszystko kosztowało. Zbyt wiele. Zapłacił ogromną cenę za swoją naiwność, wiarę w drugiego człowieka i dobre serce. Zaśmiał się w duchu przypominając sobie pewne zdanie, które idealnie obrazowało jego życia – ‘kto ma miękkie serce musi mieć twardą dupę i musi liczyć się z tym, że w nią dostanie’. On dostał. Nie tylko on, ale i bliskie mu osoby. Zniecierpliwiony zerknął na zegarek, który wskazywał pięć minut po godzinie czternastej. Westchnął zdenerwowany. Nie cierpiał ludzi, którzy się spóźniają. Od dziecka był punktualny. Tego nauczył go ojciec. Zawsze mu powtarzał, że lepiej być pięć minut wcześniej, niż minutę później. Wreszcie pod restauracyjny ogródek podjechał elegancki Bentely w kolorze butelkowej zieleni, który zahamował z piskiem opon. Był przekonany, że podjechała nim towarzyszka tej popołudniowej kawy. Z auta wysiadł kierowca ubrany w idealnie skrojony garnitur. Pospiesznie otworzył tylne drzwi i podał rękę pasażerce, pomagając jej tym samym wysiąść z auta. Ze środka wyłoniła się piękna brunetka w burgundowej, ołówkowej sukience przed kolano, z dekoltem w kształcie litery v, z małą kopertówką i skórzaną aktówką w drugiej dłoni. Wstał z zajmowanego miejsca i obserwował, jak się zbliża. Gdy zdjęła okulary przeciwsłoneczne zamarł widząc tak niewiarygodnie błękitne tęczówki.

- Dzień dobry panie Marku – wyciągnęła w jego kierunku dłoń, którą delikatnie uścisnął – Urszula Rybakow, bardzo mi miło pana poznać – usta podkreślone bladoczerwoną szminką ułożyły się w szerokim uśmiechu – I bardzo przepraszam za spóźnienie. Straszne dziś korki. Dziękuję, że pan zaczekał i że zgodził się pan ze mną spotkać

- Drobiazg – chrząknął – Ze spotkaniem nie miałem wyjścia. Pani asystentka w ciągu dwóch dni dzwoniła do mnie czterokrotnie – Ula zaśmiała się pod nosem - Chociaż tak naprawdę wciąż do końca nie wiem, jaki jest cel tego spotkania

- Bardzo przepraszam, chociaż cenię ją za to, że jest skuteczna – uniosła brwi w charakterystycznym geście - Już wyjaśniam – wskazała mu na krzesło, jednocześnie zajmując to naprzeciw niego – Chciałam z panem porozmawiać o Febo&Dobrzański Fashion

- Tak właśnie myślałem i powtarzałem pani Omulewskiej kilkukrotnie, że nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie i nic mnie z tą firmą od dawna nie łączy – zaczął się nerwowo wiercić na krześle

- Tak wiem. Liczyłam jednak na to, że będziemy mogli porozmawiać, że rozjaśni pan pewne kwestie. Krótko mówiąc liczyłam na to, że mi pan pomoże.

- To nie jest najlepszy adres – był coraz bardziej poirytowany zarówno tą rozmową, jak i faktem, że jak ostatni dureń zgodził się tu przyjść

- Uważam, że to najlepszy z możliwych adresów – rzekła cichym i spokojnym głosem, patrząc na niego z wymalowaną prośbą na twarzy. Tak, jak sądziła, to spotkanie nie należało do łatwych, ale liczyła, że w końcu ulegnie –

- Wie pani, rozdział Febo&Dobrzański jest dla mnie bardzo przykrym doświadczeniem

- Słyszałam – szepnęła

- Raz zamkniętej furtki się nie otwiera. Mosty zostały spalone – rzekł gorzko

- Panie Marku, proszę mi pomóc. Ja nie oczekuję wiele, po prostu chcę poznać fakty, wyjaśnienia niewiadomych, których jest naprawdę wiele – przez chwilę siedział ze wzrokiem utkwionym pomiędzy wazonem ze świeżą różą a jej przeciwsłonecznymi okularami

- Ale ja nie mam pełnego obrazu sytuacji – wzruszył ramionami – Moja wiedza kończy się na roku dwa tysiące siedemnastym.

- I właśnie o tym chce rozmawiać. Pewne okoliczności są dla mnie niezrozumiałe i nie bardzo jest mi komu to wyjaśnić. Mam przeczucie, że tylko na pana mogę liczyć – uśmiechnęła się ciepło – To jak będzie? Pomoże mi pan? – westchnął ciężko, przywołując ręką kelnera

- Dwie kawy poprosimy. Dla mnie czarna – wymownie spojrzał na swoją towarzyszkę

- Dla mnie białą – posłała mu wdzięczny uśmiech

- Proszę pytać – splótł dłonie w piramidkę i wlepił w nią wyczekujące spojrzenie

piątek, 4 grudnia 2020

'Zabawka' XI ost.

 Wybaczcie tę nieoczekiwaną i długą przerwę. Zdrowie mi ostatnio trochę nawala - starość nie radość ;) Bądźcie zdrowi i bezpieczni! :) 


Wrócił do domu później niż zwykle. Prosto z firmy pojechał nad Wisłę pobiegać i przewietrzyć głowę. Rozmowa z matką pozwoliła mu spojrzeć na poranną sytuację trochę szerzej. Stanął w progu salonu i przez chwilę obserwował Cieplakównę w milczeniu. Pochylona nad laptopem przeglądała firmowe dokumenty. Jej perfekcjonizm i pracoholizm ujawniały się nawet w godzinach wolnych. Zamiast biegać z koleżankami po galerii, wybierając kolejne sukienki, które najbliższy rok przewisiałyby w szafie by ostatecznie wylądować w śmietniku, albo przesiadywać w salonie piękności i zastanawiać się pół godziny, czy lepiej na paznokciach u stóp będzie wyglądała głęboki burgund czy poranna wiśnia, ona skupiała się na obowiązkach. Zawsze na posterunku, zawsze gotowa do działania. Uśmiechnął się pod nosem. Z perfekcyjnej asystentki, później kochanki, zamieniła się w kobietę jego życia. Długo do tego dojrzewał, aż wreszcie to zrozumiał. Doskonale pamiętał, jak kiedyś prosto w oczy zarzuciła mu, że traktuje ją, jak zabawkę. Nie miała racji, choć rzeczywiście do ich relacji nie podchodził zbyt poważnie. Uważał, że dwójka dorosłych, wolnych ludzi może tak po prostu chodzić razem do łóżka. Bez zobowiązań. Dla przyjemności i relaksu. Jednak nigdy nie chciał jej skrzywdzić. Od samego początku darzył ją ogromną sympatią i dużym szacunkiem. Podszedł cicho, siadając naprzeciw niej z bukietem kwiatów.

- Nie słyszałam, jak wszedłeś – oderwała się od laptopa i przyjrzała się uważnie kompozycji róż i tulipanów

- Chciałem cię przeprosić – westchnął ciężko – kompletnie idiotycznie wyszła ta nasza poranna rozmowa… moja propozycja – chrząknął - Powinienem był to lepiej przemyśleć, wybrać inny czas, inne okoliczności – przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu, uprzednio odkładając komputer na kawowy stolik

- Chciałeś sobie coś udowodnić? – zapytała odbierając od niego kwiaty

- Po prostu jestem idiotą, który kompletnie nie ma doświadczenia w normalnym związku z kobietą – wzruszył ramionami – Głupio wyszło. Dopiero rozmowa z mamą pomogła mi zrozumieć, jak to mogło wyglądać z twojej strony. Nie chciałem, żebyś pomyślała, że chęć zostania ojcem sprowadzam do błahostki typu kupno nowego smarfona, że nie traktuję tego poważnie. Że ciebie nie traktuję poważnie. Zabrakło mi odrobiny wyczucia. I za to cię przepraszam. Chcę mieć z tobą dziecko – oświadczył zdecydowanie - Dojrzałem do tego. Chcę się ustatkować i wiem, że to z tobą chcę założyć rodzinę. Ale miałaś rację, że to nie jest odpowiedni moment, że powinniśmy poczekać jeszcze chwilę. Nasz związek jest w gruncie rzeczy bardzo krótki… - westchnął

- Właśnie – pokiwała głową twierdząco, wciąż lekko zamyślona – Jedni do tak poważnych decyzji dojrzewają latami. Inni podejmują je po miesiącu znajomości, co najczęściej ma opłakane skutki. Dziecko to nie jest kotek, że można rzucić monetą, kto go bierze po rozstaniu, a zwierzak szybko przystosuje się do nowych realiów – słuchał jej z uwagą

- Masz rację, choć ja nie planuję rozstania

- Tego nie możesz być pewny. Nic nigdy nie jest na zawsze i na pewno – w charakterystycznym geście uniosła brwi do góry – podczas tej krótkiej wymiany zdań zrozumiał, jak wiele racji miała jego matka. Cieszył się z tego zbiegu okoliczności, że właśnie dziś odwiedziła firmę i zajrzała do jego gabinetu. Gdyby nie rozmowa z Heleną zapewne wciąż niewiele by rozumiał.

- Wiem, że możesz się w moim życiu czuć niepewnie. Zrobię wszystko, byś zrozumiała, że jesteś dla mnie najważniejsza.

- Zmieniłeś się przez te kilkanaście miesięcy – oświadczyła po chwili z lekkim uśmiechem na twarzy

- Ty mnie zmieniłaś – odparł, siadając tuż obok niej na sofie – Kocham cię Ula – wyznał patrząc w jej wyraźnie wzruszone oczy

- Pierwszy raz to powiedziałeś – wyszeptała, ścierając łzę, która spłynęła po policzku – Tak wprost – czuła, że ją kocha, ale zawsze wybierał bezpieczniejsze i bardziej neutralne określenia typu ‘jesteś dla mnie ważna’. On zaśmiał się pod nosem, przygarniając ją do swojego boku

- Nie jest łatwo, gdy po raz pierwszy wyznajesz kobiecie miłość w wieku trzydziestu sześciu lat. Teraz będę ci to powtarzał częściej – szepnął wprost do jej ucha – Przestałem bać się miłości i odpowiedzialności – To może w ramach naszego poważnego związku wybierzemy w końcu jakieś nowe, wspólne mieszkanie, hmm? – spojrzał na nią wyczekująco i gdy kiwnęła głową, sięgnął po jej laptopa – Wysłałem sobie na skrzynkę kilka linków z interesującymi lokalami. Jeśli któryś ci się spodoba umówimy się w weekend na oglądanie – otworzył pierwsze ogłoszenie, a jej oczom ukazał się dwupoziomowy apartament na jednym ze strzeżonych, mokotowskich osiedli

- Sto dziesięć metrów? – zapytała wyraźnie zszokowana, gdy obok zdjęć industrialnego wnętrza ujrzała metraż i cenę nieruchomości, oscylującą w okolicach dwóch milinów złotych – Czy ty aby nie przesadzasz?

- Planujemy w przyszłości założenie rodziny. Nie ma sensu się przeprowadzać co dwa lata, że o sprzedawaniu i kupowaniu nieruchomości nie wspominając. Wartość raz spada, raz rośnie, więc lepiej kupić coś trwałego i stałego. A tu na dodatek jest świetna lokalizacja. Przeprowadzki są fajne, jak ma się dwadzieścia lat i wyprowadzając się od rodziców zabierasz karton płyt i książek oraz walizkę ciuchów. Teraz samo pakowanie i rozpakowywanie rzeczy zajmie nam tydzień – wywrócił oczami wyraźnie zniechęcony – Wolę nam zaoszczędzić takich atrakcji co kilkanaście miesięcy. I fajny rozkład jest. Przejrzyj na spokojnie, zastanów się, a ja zrobię kolację. Tylko mi nie mów, że wszystkie są za duże, bo będę cię przekonywał do skutku – cmoknął jej skroń i ściągając marynarkę ruszył w kierunku kuchni. Odprowadziła go wzrokiem z delikatnym uśmiechem na twarzy. Kto by pomyślał, że Marek Dobrzański będzie szukał mieszkania z trzema czy czterema sypialniami pod kątem ich przyszłych, wspólnych dzieci.