B

środa, 23 października 2019

'Zabawka' I


Praca w Febo&Dobrzański była swoistego rodzaju spełnieniem jej marzeń. Uznana firma, umowa o pracę, stałe wynagrodzenie wraz z premią kwartalną i możliwość awansu. Tuż po studiach rozpoczęła staż w banku. Mimo tego, iż radziła sobie świetnie a bezpośredni przełożeni byli z niej zadowoleni, jak zwykle zwyciężyły znajomości. Etat czekał na Tamarę, która z bankowością miała niewiele wspólnego, za to była kuzynką jednego z dyrektorów. Chcąc zarabiać była zmuszona zatrudnić się w osiedlowym spożywczaku. Przez półtora roku zajmowała się najpierw wykładaniem towaru, a później pracą na kasie. To była praca ewidentnie poniżej jej kwalifikacji. Skończyła studia z wyróżnieniem, ale musiała schować ambicje do kieszeni i zająć się układaniem kartonów z mlekiem pod czujnym okiem właścicielki. Pani Małgorzata była osobą niezwykle apodyktyczną i wywyższającą się. Na każdym kroku oczekiwała wdzięczności, że zatrudniła właśnie ją,  a nie jedną spośród dziesięciu Ukrainek, które czekały na jej miejsce. Poczuła ulgę i satysfakcję, gdy wreszcie mogła złożyć wypowiedzenie i oświadczyć, że nigdy już nie wróci.


W firmie Febo&Dobrzański zatrudniła się dzięki koleżance z sąsiedztwa. Izabela była krawcową i prawą ręką Pshemko, głównego projektanta. To ona podpowiedziała jej, by złożyła swoje CV, bo za dwa miesiące na emeryturę miała odchodzić jedna z księgowych. Na pierwszy miesiąc zatrudnili jako dziewczynę do roznoszenia poczty, by poznała firmę i ludzi, po tym czasie miała wdrażać się, by zastąpić panią Halinę. W księgowości radziła sobie świetnie. Była skrupulatna, terminowa, miała porządek w papierach. Główny księgowy Adam Turek był z niej bardzo zadowolony, podobnie jak dyrektor finansowy Aleksander Febo. Praca w tej firmie modowej dawała jej nie tylko satysfakcję ale i korzyści finansowe. W ciągu sześciu miesięcy pracy zdążyła nawet odłożyć kilka tysięcy. Chciała się wreszcie usamodzielnić. Wreszcie pojawiło się światełko w tunelu, że przed dwudziestymi ósmymi urodzinami wreszcie uda jej się wyprowadzić z rodzinnego domu. Lubiła swoją pracę i lubiła ludzi, których tam poznała. Zaprzyjaźniła się z kilkoma dziewczynami, które wraz z Izą od lat tworzyły zgrany team. Lubiła tę firmę również ze względu na Marka Dobrzańskiego. Syn właścicieli, jeden z dyrektorów od pierwszego dnia wzbudził jej zainteresowanie. Przystojny, dowcipny, inteligentny. Był jej ideałem, który miał tylko jedną wadę. Marek Dobrzański był kobieciarzem. W ciągu pół roku pracy słyszała co najmniej o jego czterech romansach. Koneser szybkich samochodów, drogich zegarków i pięknych kobiet. Piotruś Pan, który w wieku trzydziestu czterech lat kompletnie nie myślał o stabilizacji.


Młody Dobrzański nieco spoważniał i zmienił priorytety, gdy jego ojciec przeszedł zawał. Krzysztof Dobrzański był zmuszony zrezygnować z pracy, a fotel prezesa przekazać synowi. Chcąc spełnić oczekiwania ojca i sprostać pokładanym w nim nadziejom skupił się na pracy, odkładając na bok zabawę i hulaszczy tryb życia. Pierwszą jego decyzją było zaproponowanie Uli stanowiska asystentki. Doskonale wiedział, że pracowała w firmie krótko, ale zarówno ojciec, jak i Aleks mieli o niej jak najlepsze zdanie i samo to było najlepszą rekomendacją. Po raz pierwszy postawił na kompetencje i zaangażowanie, a nie długie nogi i głęboki dekolt. Ula Cieplak była dziewczyną ładną, ale skromną. Mini spódniczka i wysokie szpilki to nie był jej styl. Właśnie taka asystentka była mu potrzebna. Prawa ręka, która będzie go wspierać i inspirować. Pierwsze tygodnie dla obojga były trudne. Musieli się wdrożyć w nowy obszar, zorientować w sytuacji. Nieoceniona okazała się pomoc pani Krysi, dotychczasowej sekretarki Krzysztofa, która była w firmie od momentu jej powstania. Szybko okazało się, że Ula z Markiem tworzą bardzo zgrany i skuteczny duet.



- Przedstawiłem ojcu wyniki ostatniego kwartału. Był bardzo zadowolony – Marek wrócił właśnie z lunchu z seniorem i od progu było widać na jego twarzy satysfakcję

- Mogę powiedzieć, a nie mówiłam? – zaśmiała się

- Możesz – przyznał z uśmiechem – To również twój sukces

- Liczę na premię – wyszczerzyła swoje białe zęby

- Premia będzie, jak dopniemy kontakt z Gimo Fashion. Konsultowałem to z ojcem. Jest dobrej myśli. Musimy tylko opracować dobry projekt, który ich przekona. Spieszysz się dzisiaj? – pokręciła głową – Super. Zostaniemy godzinkę, dwie i powinniśmy skończyć. Wolę mieć weekend wolny niż ślęczeć nad papierami

- No niech ci będzie. Sobotę muszę mieć wolną. Oglądam dwa mieszkania

- No brawo. Wreszcie przestaniesz dojeżdżać. Szczerze cię podziwiam. Półtorej godziny w komunikacji. Ja bym chyba oszalał – wywrócił oczami, na co parsknęła śmiechem

- To, że zamieszkam w Warszawie wcale nie oznacza, że przestanę tracić życie w autobusach. Jedna z tych kawalerek jest na Białołęce

- Niech cię bozia ma w opiece – idąc w kierunku gabinetu pokręcił głową z niedowierzaniem – Białołęka. Dobrze, że nie Ursus – szczelnie zamknął za sobą drzwi.



Sięgała właśnie po segregator z budżetem, gdy poczuła dłoń Marka na swojej. Spojrzała na niego zaskoczona i jakby lekko zakłopotana. Do dobrych kilku minut czuła na sobie jego przenikliwy wzrok, ale udawała, że tylko jej się zdaje. Wielokrotnie jej się tak przyglądał, ale nigdy nie wykonywał żadnego gestu, aż do dzisiaj. Firma była pusta, korytarze ciemne, a gabinet prezesa oświetlała jedynie lampa ustawiona w kącie.

- Znajdź mi kosztorys tkanin za poprzedni kwartał – wyswobodziła swoją dłoń i za wszelką cenę starała się, by jej głos brzmiał normalnie, pewnie

- Jakich tkanin? – chrząknął, starając się odzyskać rezon

- Tych, które zamawiał Pshemko, a później zajmiesz się dodatkami. Z tego co pamiętam na same nici wydaliśmy o dziesięć procent więcej niż zakładała pierwotna wersja – miała wrażenie, że kompletne jej nie słucha. Obszedł biurko i nim zdążyła się zorientować poczuła jego wargi na szyi, a dłonie na biodrach. Momentalnie się spięła i odsunęła dwa kroki. Dobrzański wydawał się szczerze zdziwiony

- Co ty robisz? – wydukała. Uśmiechnął się cwaniacko

- Przecież wiem, że ci się podobam – ta jego bezczelna pewność siebie zwykle dodawała mu uroku. Teraz totalnie ją onieśmielała.