B

poniedziałek, 29 grudnia 2014

'Kto, jak nie Ty' IV

- Siema stary – do gabinetu prezesa wkroczył Olszański wygodnie rozsiadając się na kanapie. Dobrzański niechętnie oderwał wzrok od monitora i spojrzał na przyjaciela – Widziałem wczoraj Ulkę z jakimś kolesiem w tym centrum handlowym przy Puławskiej
- Jej partner – chrząknął. Nie krył swojego niezadowolenia z faktu, że w życiu jego żony pojawił się mężczyzna. ‘Byłej żony durniu!’
- Ładnie razem wyglądali – zauważył przypominając sobie scenkę ze sklepowego korytarza. Najwyraźniej Dobrzańska przy nowym mężczyźnie odzyskiwała równowagę i pewność siebie.
- Nie kopie się leżącego – burknął pod nosem, ale Sebastian nawet nie zwrócił na to uwagi, wyraźnie zamyślony
- Ty, a to nie jest ten aktor…. – zaczął strzelać palcami próbując sobie przypomnieć imię i nazwisko szatyna
- Jaki aktor? – zmarszczył brwi
- No ten…. co grał kiedyś tej reklamie… tej czekolady… Czekaj, jak to szło – zamyślił się - ‘większych orzechów nie znajdziesz’, czy jakoś tak. Wiesz, te łąki, te pola i on wpieprza tę czekoladę
- Nie pamiętam – wzruszył ramionami nie wiedząc dokładnie, o który spot chodzi koledze – To jakiś Artur – rzekł pogardliwie
- Górecki! – klasnął w dłonie Sebastian – wiedziałem! Artur Górecki! Ciekawe, gdzie ona go wyrwała – żywo się zainteresował. Dobrzański nie podzielał tego entuzjazmu.
- Fantastycznie, że moja żona spotyka się z Arturem Góreckim, królem kiczowatego tasiemca i dennych reklam ‘a świstak siedzi, bo sreberka były z przemytu’ – zakpił
- A ty wciąż masz nadzieję, że kiedyś do siebie wrócicie? – zdziwił się – Jesteście półtora roku po rozwodzie – przypomniał, na wypadek gdyby przyjaciel zapomniał o tym drobnym fakcie
- Obawiam się, że pan aktor skutecznie nam to uniemożliwi – rzekł z przekąsem
- No wiesz, z Góreckim jeszcze jakaś szansa jest. Gorzej, gdyby na jego miejscu był na przykład…. – zamyślił się teatralnie – hmm…. Żebrowski
- Ale dlaczego? – nie łapiąc aluzji kumpla zmarszczył brwi
- No sorry – zaśmiał się – Ale nie ma co się obrażać na rzeczywistość – spojrzał na przyjaciela wymownie - Spójrz na niego i na siebie i wniosek jest prosty. Sześćdziesiąt procent kobiet w Polsce w wieku dwadzieścia pięć a pięćdziesiąt pięć ma ochotę zjeść z nim kolację, a siedemdziesiąt pięć procent tej grypy ma ochotę przedłużyć to spotkanie aż do śniadania – Dobrzański spojrzał na przyjaciela, jak na idiotę – No nie patrz tak na mnie. Przeczytałem to ostatnio w gazecie, którą kupuje Violka, ‘Kobieta i jej pragnienia’ – wyjaśniał – On wygrał ranking na najbardziej pożądanego Polaka. Mogę cię uspokoić pan Górecki nie był sklasyfikowany – zaśmiała się rechotliwie - Oczywiście ja nie chcę nic ujmować twojej urodzie i niezaprzeczalnemu urokowi. Już  nie wspominając o tym, że ostatnio się zapuściłeś. Jak tak dalej pójdzie, to w jego wieku będziesz wyglądał, jak członek klubu seniora. Od dawna ci sugerowałem powrót na siłownię lub chociaż na basen
- Myślisz? – spojrzał na swój brzuch, który rzeczywiście ostatnio nieco się powiększył od wieczornego piwa. Miał już trzydzieści sześć lat i ewidentnie zaczął się zmieniać w stereotypowego ‘tatusia’. Przytył, na twarzy zaczęły pojawiać się pierwsze zmarszczki, a włosy na skroniach zaczynały być przyprószone lekką siwizną.
- Marek, Marek – pokręcił głową – Przecież wiesz, że w twoich relacjach z Ulką to nie mięsień piwny jest problemem, ale brak wierności
- Nie musisz mi tego przypominać! – syknął
- Nie muszę – zgodził się – Ale ja cały czas nie rozumiem, po cholerę była ci ta Klaudia. Przecież byliście z Ulką szczęśliwi – prezes spuścił głowę wciąż nie mogąc sobie podarować, że wplątał się w ten cholerny romans z modelką – W każdym razie powinieneś przestać żyć złudzeniami. Ona ma Artura, ty też sobie powinieneś kogoś znaleźć
- Mam nadzieję, że to nic poważnego – odparł szybko
- Marek – westchnął – Z Ulką to już przegrana sprawa i czas, żebyś się z tym pogodził – posłał mu pocieszające spojrzenie i wyszedł z gabinetu. Westchnął przyznając w duchu przyjacielowi rację. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy Ula konsekwentnie dawała mu do zrozumienia, że nie chce go już w swoim życiu. O ile tolerowała jego obecność jako ojca, to jako partner dla niej nie istniał.


- Co ty tu robisz? – zapytała z nieukrywaną pretensją, gdy zobaczyła Marka z Leonem na kanapie. Tuż za nią wszedł Artur obładowany zakupami. Dobrzański wyraźnie się skrzywił na widok szatyna.
- Pani Elwira nie mogła się do ciebie dodzwonić. Musiała nagle wyjść, bo w jej bloku pękła rura i zalewało jej mieszkanie. Nie mogła zabrać małego ze sobą – rzekł poprawiając kocyk na plecach śpiącego syna. Dobrzańska wywróciła oczami spoglądając na Góreckiego. Obecność byłego męża w jej domu wciąż wywoływała w niej negatywne emocje.
- Zabierz proszę małego na górę – zwróciła się do partnera, który biorąc na ręce dwulatka zniknął w korytarzu
- Wiele razy powtarzałam ci, że nie życzę sobie twoich nieplanowanych wizyt w tym domu – syknęła. Wciąż miała do niego ogromny żal. Jak to mówią ‘wielka miłość przeradza się w wielką nienawiść’.
- Pamiętam – westchnął - jednak to była wyjątkowa sytuacja. Masz wyłączony telefon – nie skomentowała tego – Pojadę po Rocha – zaproponował kierując się w stronę drzwi
- Nie ma takiej potrzeby. Artur po niego pojedzie. Wasze spotkanie zaplanowane jest na najbliższy piątek i tego się trzymajmy. Na ciebie pewnie czeka Daria – rzekła z przekąsem. Jakiś miesiąc temu Violetta podczas jednego z babskich wieczorów rzuciła mimochodem, że Marek zaczął spotykać się z Darią, menedżerką jednej z warszawskich restauracji, z której DF często zamawiało catering. Pamiętała to silne ukłucie w sercu, gdy się dowiedziała o nowej kobiecie w życiu jej byłego męża, choć usilnie próbowała sobie wmówić, że to nic dla niej nie znaczy. Dobrzański uwagę o swojej relacji z Adamską puścił w niepamięć.
- To ja jestem jego ojcem, a nie Artur – zauważył
- Ojca się nie wybiera – spojrzała mu bezczelnie w oczy. Zabolało. Spuścił głowę, by nie widziała tego grymasu, który przebiegł przez jego twarz.
- Pójdę już – rzekł cicho, czując w gardle wielką gulę
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi wyszła na taras. Była na siebie wściekła. Wiedziała, że nie powinna traktować go w ten sposób, ale to było silniejsze od niej. Starał się być dobrym ojcem. Nie mogła mu nic zarzucić. Była w stosunku do niego niesprawiedliwa. Przez ostatnie dwa i pół roku przy każdej nadarzającej się okazji próbowała mu dokopać. Z żalu, z bólu, z bezsilności, że wtedy nie mogła nic zrobić, z faktu, że ją zawiódł i skrzywdził. Pamięcią wróciła do wydarzeń sprzed blisko trzech lat. Dzień ich rozwodu był jednym z najgorszych w jej życiu. ‘Najgorszym z pewnością był poranek po bankiecie’  zaśmiała się w duchu gorzko. Wciąż przed oczami miała wyraz jego twarzy, gdy po wyjściu z sali sądowej zdradziła mu największy sekret ostatnich tygodni.  

- Marek, poczekaj chwilę – zawołała, gdy wyraźnie przybity zmierzał w stronę schodów. Odwrócił się i wlepił w nią swoje wyczekujące spojrzenie. Pożegnała się z panią mecenas i podeszła do niego – Muszę ci coś powiedzieć
- Najpierw ja – wtrącił – bo tak naprawdę, dopiero siedząc tam na tej pieprzonej sali zdałem sobie sprawę, że cię nawet nie przeprosiłem. Bardzo żałuję tego, co zrobiłem. I żałuję, że z pełną mocą zrozumiałem to tak późno.
- To w tej chwili bez znaczenia – szepnęła. Czekała na te słowa, choć wiedziała, że one już nic nie zmienią. Wzięła głęboki oddech – Jestem w ciąży – zmarszczył brwi, a na jego twarzy malował się ewidentny szok – Za cztery i pół miesiąca po raz drugi zostaniesz ojcem
- Co? – bąknął, przeszywając ją wzrokiem, by po chwili zapytać z pretensją – Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?
- Bo miałabym trudności z uzyskaniem rozwodu, a ja naprawdę nie mam siły włóczyć się miesiącami po sądach – odparła zgodnie z prawdą. To dziecko nic nie zmieniało. Ona już nie potrafiła z nim być. Nie po tym wszystkim, co się stało. Pamiętała, jak jeszcze kilka miesięcy temu rozmawiali o ewentualnym rodzeństwie dla Rocha. Marek chciał poczekać jeszcze trochę. Ona pragnęła zostać matką jak najszybciej. Marzyła o dziewczynce. A później te wszystkie wydarzenia sprawiły, że przestała zastanawiać się nad sygnałami, jakie wysyłał jej organizm. Wiadomość o ciąży była szokiem. Miała zostać sama z dwójką dzieci i rozdartym sercem – Gdy dziecko się urodzi będziesz mógł wnieść o ustalenia kontaktów, choć uważam, że powinny one odbywać się na takich zasadach, jak te z Rochem – odeszła zostawiając go samego na środku korytarza.

Terapia Rocha z każdym miesiącem przynosiła efekty. Powoli stawał się znów szczęśliwym i beztroskim dzieckiem, choć wciąż zdarzały się momenty, gdy pytał o panią, która zabrała mu tatusia. Rodzina zarówno Uli, jak i Marka, Olszańscy i Szymczyki starali się pokazać mu, że bardzo go kochają, starali się dawać mu poczucie bezpieczeństwa. Przede wszystkim bardzo starali się Dobrzańscy. Ula i Marek byli bardzo skoncentrowali na synku, a dzięki temu on odzyskiwał równowagę. Cieszył się na wiadomość, że będzie miał brata. Wybrał imię swojego ulubionego piłkarza – Leo. Nie protestowali, choć oboje nie uważali tego pomysłu za strzał w dziesiątkę. I tak w lutym pojawił się na świecie Leon Dobrzański.

Choć pierwsze miesiące po zdradzie i po rozwodzie były bardzo ciężkie radziła sobie świetnie. Przynajmniej udawała, że sobie radzi. Musiała. Nie mogła pozwolić sobie na załamanie, rozpaczanie, depresję. Musiała być silna dla swoich dzieci. Dla synka, który sam przechodził trudny czas i tego nienarodzonego, który potrzebował spokoju matki. Cierpiała i płakała w ukryciu. Często płakała nocami, by syn nie widział jej łez. W ciągu dnia odgrywała silną kobietę, która mimo zranienia świetnie daje sobie radę. Nie pracowała. Nie potrafiła pracować z Markiem. Nie wyobrażała sobie, że ma wrócić do DF i znosić te wszystkie spojrzenia pracowników. Jako dysponent udziałów Rocha nie pojawiała się na zarządzie. Nie chciała się do tego przyznać, ale nie miała na to siły. Nie wyobrażała sobie, że ma stanąć w gabinecie, w którym mąż zdradzał ją z kochanką. Jedyną pracą  była na ta rzecz PRO-S, którą wykonywała w zaciszu domowego gabinetu. Wysokie alimenty i dwa źródła dochodu spokojnie wystarczały, dzięki temu mogła skupić się na synkach, a nie szukaniu etatu. Jeszcze przed rozwodem, mając pieniądze z podziału majątku, kupiła dwupoziomowe mieszkanie w Piasecznie. Chciała być blisko rodziny w Rysiowie i Szymczyków, którzy bardzo jej pomagali. To był trudny okres próby. Próby, czy podoła wszelkim przeciwnościom. Podołała. Wyszła z tej tragedii silniejsza. Nauczyła się żyć ze złamanym sercem.

Roch miał już prawie pięć lat, Leo rok, gdy w pełni wróciła do życia. Znów zaczęła się uśmiechać, wychodzić ze znajomymi. Tutaj nieocenieni okazali się Szymczykowie i Olszańscy. Ci ostatni mimo wielkiej zażyłości z Markiem starali się być z boku i zachować dobre relacje z każdą ze stron. W jeden z majowych dni odwiedził ją Maciek. Opowiadał jej o przypadkowym spotkaniu z koleżanką z liceum, która w Serocku miała organizować swoje wielkie trzydzieste trzecie urodziny dla przyjaciół i znajomych. Choć nigdy nie była przekonana do takich spędów pojechała. Zamożny mąż Nadii wynajął na weekend cały kompleks hotelowy. Zostawiła synów pod opieką ojca i Ali i wraz z Anią i Maćkiem pojechała. Bawiło się tam jakieś osiemdziesiąt osób. To właśnie tam poznała Artura, brata stryjecznego męża Nadii. Początkowo nie była przekonana do tej znajomości, choć Górecki był wyraźnie nią zainteresowany. Kilka kaw, wieczornych spacerów, kolacji i zrozumiała, że znów może być szczęśliwa. Poczuła się przy nim interesująca i atrakcyjna. Artur nie był Markiem, ale miała świadomość, że nie chce reszty życia spędzić opłakując swoje nieudane małżeństwo i tęskniąc do miłości swego życia. Górecki był czuły, opiekuńczy i bardzo ciepły. Stopniowo zyskał sobie sympatię Rocha. Stawał się coraz ważniejszym elementem jej życia.

Mimo upływu miesięcy nie potrafiła poukładać sobie relacji z Markiem.

‘Chyba nadal nie potrafię’ przyznała w duchu stojąc na tarasie, zapatrzona w dal. Dzisiejsza wymiana zdań tylko to potwierdziła. Westchnęła ciężko.  

Wciąż czuła się bardzo skrzywdzona. Nie potrafiła zaakceptować rozpadu rodziny. I choć od kilku miesięcy była z Arturem wciąż w głębi duszy nie pogodziła się z faktem, że jej małżeństwo dobiegło końca, a Marek już nigdy w nim nie zagości w roli głównej. Nie potrafiła pohamować emocji w kontaktach z nim. Za każdym razem odgryzała się złośliwie, by choć przez chwilę poczuł się tak, jak ona czuła się od miesięcy, a nawet lat. Wyżywała się na nim chcąc ukoić swój ból. I choć miała świadomość, że nie przynosi to efektów, to jednak nie potrafiła inaczej. Widziała, że Dobrzański się stara. I w kontaktach z nią, ale przede wszystkim w podejściu do dzieci, ale nie potrafiła zmienić swojego nastawienia. Ania, Violka, a nawet Ala wiele razy jej powtarzały, by odpuściła, by spróbowała dogadać się z Markiem choćby dla dobra dzieci. Kilka razy nawet podjęła próbę, ale była zbyt rozżalona, by się udało. Była Dobrzańskiemu wdzięczna, bo zwykle te słowne ataki, złośliwe uwagi i niepochlebne komentarze przyjmował z pokorą, ale nigdy nie potrafiła tego przyznać. Marek nawet jeśli dawał się sprowokować, to szybko łagodził sytuację i usuwał się w cień. Od rozwodu starała się ograniczyć ich kontakty do minimum. Bardzo często szukała sobie zastępstwa, by tylko nie spotkać byłego męża. O odebranie Rocha od Dobrzańskich często prosiła Maćka lub Alicję. Gdy Marek sam go przywoził do domu zamiast Uli drzwi otwierał mu Józef, Jasiek, a później coraz częściej Artur, który bywał w mieszkaniu Uli coraz częstszym gościem. Ula widywała się z Markiem dość często tuż po narodzinach Leona. Później znów odsunęła się na bok. Widywali się sporadycznie, a momentami, gdy Dobrzański miał pewność zastać w domu żonę były urodziny lub imieniny ich synów. Organizując przyjęcie dla chłopców zawsze go zapraszała.

Z czasem zaczęła łagodnieć, jeśli chodzi o kontakty Marka z synami. Zanim jeszcze urodził się Leon, bez konieczności wynajmowania prawników, zgodziła się by chłopiec częściej widywał się z ojcem. Dobrzański widywał się z małym raz w tygodniu, a dwa razy w miesiącu zabierał go do rodziców. W tym punkcie była nieustępliwa i wciąż starała się trzymać rękę na pulsie. Nawet nie chciała słyszeć, by były mąż zabierał synka do swojego mieszkania. Bywał jeszcze częstszym gościem, gdy na świat przyszedł Leo. Przez pierwsze dwa miesiące wpadał systematycznie co trzy dni. Początkowo nie protestowała, bo zwykle podczas jego wizyt odsypiała zarwane noce. Dzieci w towarzystwie ojca i pod czujnym okiem Ali lub Cieplaka spędziły czas na dole. Później delikatnie zasugerowała mu, że powinni wrócić do poprzedniego schematu. Zgodził się rozumiejąc, że potrzebuje trochę swobody i oddechu od niego. Nie sprzeciwiała się wspólnym wyjściom z Rochem do kina, spacerom we trzech na plac zabaw, krótkim wycieczkom. Z pewnym momencie Marek sam nie dążył do zbyt częstych wizyt w jej domu, gdy zaczął w nim zastawać Artura. Nie krył swojej niechęci do Góreckiego.

Poczuła oplatające ją w pasie ramiona Artura. Uśmiechnęła się splatając ich dłonie. Czuła się przy nim bezpiecznie, choć do tej znajomości podchodziła dość ostrożnie. Znali się od roku, byli parą od siedmiu miesięcy, a ona nawet przez chwilę nie pomyślała, że mogliby razem zamieszkać. Patrząc na twarz szatyna miała nadzieję, że to właśnie on da jej szczęście do końca jej dni, ale jak na razie nie była gotowa na stuprocentowy związek, a tym bardziej na małżeństwo. Nie chciała go również na stałe wpuścić do swojego świata. Bywał w nim częstym gościem. A jej to ‘bywanie’ jak na razie wystarczało. On to rozumiał i nie narzucał się. Zresztą takie podejście świetnie wpisywało się w jego tryb życia i pracy.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

'Kto, jak nie Ty' III



Od dwudziestu minut nerwowo przestępowała z nogi na nogę w sekretariacie jednej z warszawskich kancelarii. Wreszcie drzwi się otworzyły i mecenas Nec-Himmel wyprowadziła na korytarz swojego gościa, łysiejącego pana koło sześćdziesiątki.
- Widzimy się w przyszłym tygodniu panie Tadeuszu i bardzo proszę nie podejmować żadnych pochopnych kroków – uśmiechnęła się do mężczyzny i obrzuciła Ulę zaskoczonym spojrzeniem
- Witam pani Ulu, pani Kasia nie uprzedziła, że za chwilę jadę do sądu? – spojrzała wymownie na sekretarkę
- Uprzedziła – chrząknęła – Ja nie zajmę wiele czasu – adwokat spojrzała na zegarek
- Teraz mogę poświęcić pani maksymalnie kwadrans. Może umówimy się na jutro? Porozmawiamy spokojnie
- To nie może czekać – widząc zdeterminowanie swojej klientki wskazała ręką na drzwi i nim je zamknęła zdążyła jeszcze rzucić do siedzącej za ladą Katarzyny, by przygotowała jej wszystkie dokumenty na rozprawę.
Dobrzańska nerwowo bawiąc się palcami streściła powód swojej wizyty w kilku krótkich zdaniach.
- Pani Urszulo, rozumiem, że nie zmieniła pani zdania – dopytywała
- Nie – odparła zdecydowanie
- Nie ukrywam, że to trochę komplikuje nam sytuację, ale proszę się nie martwić – spojrzała na Dobrzańską pocieszająco – Nie ma sytuacji bez wyjścia. Kogo pani informowała?
- Nikogo – szepnęła
- Całe szczęście. Póki co, proszę to zachować dla siebie. Ja będąc dziś w sądzie postaram się wstąpić do sekretariatu wydziału zajmującego się pani sprawą. Może już wyznaczyli termin. Pracuje tam moja znajoma, o ile nie odeszła jeszcze na macierzyński. Może uda mi się przyspieszyć termin sprawy o kilka tygodni – uśmiechnęła się – Mąż już się widział z synem?
- Nie. Jutro wiozę go po raz pierwszy do teściów. Ma się u nich spotkać z ojcem.
- Jak terapia? – zapytała, chowając do aktówki dokumenty
- Pani psycholog uprzedzała, że na efekty trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. To długi proces
- Mam nadzieję, że wszystko skończy się pomyślnie i po naszej myśli – uścisnęła dłoń Uli i odprowadziła ją do drzwi – Odezwę się jutro
- Będę czekać na wiadomość

Podjechała pod dom teściów celowo dwadzieścia minut przed umówioną godziną. Z ulgą stwierdziła, że samochód jej męża nie stoi na podjeździe. Rozpięła synka z fotelika i chwytając w rękę niewielką torbę podróżną ruszyła z nim w stronę drzwi. Po kilkunastu sekundach od wciśnięcia dzwonka w progu domu pojawiła się Helena Dobrzańska.
- Witaj Uleńko – rzekła patrząc na synową z wyraźnym współczuciem – cześć kochanie – kucnęła, by ucałować oba policzki wnuka
- Dzień dobry. Zgodnie z umową przywiozłam Rocha – jej ton był uprzejmy. Musiała przyznać, że Dobrzańscy od samego początku ich związku podchodzili do niej z sympatią.
- Dziękuję ci. Bardzo się z nim stęskniłam – uśmiechnęła się ciepło – Może wejdziesz na herbatę?
- Nie dziękuję. Spieszę się – odparła szybko. Dobrzańska pokiwała głową ze zrozumieniem. Doskonale odczytała intencje synowej - Synku, daj mamie buziaka – mały cmoknął ją w usta – Tak, jak ci mówiłam, zostaniesz dziś u babci. Przyjedzie do ciebie tata, pobawi się z tobą – chłopiec ze łzami w oczach pokiwał głową – Jutro po obiadku przyjadę po ciebie, albo przyjedzie po ciebie wujek Maciek i przywiezie cię do domku, tak? – ledwo hamując łzy kiwnął głową – Bądź grzeczny – cmoknęła go w czoło – Do widzenia – rzuciła do Heleny i zbiegła ze schodów pospiesznie wsiadając do samochodu. Pomachała jeszcze synkowi, którego babcia starała się zająć rozmową i ruszyła. Praktycznie w bramie minęła sportowy samochód Dobrzańskiego, który skręcał z asfaltowej drogi na brukowaną kostkę. Udała, że go nie widzi.
Niosąc pod pachą pluszowego miśka wszedł do salonu. Trzylatek w towarzystwie babci siedział na sofie przeglądając kolorową książeczkę.
- Spójrz – rzekła Helena, która dostrzegła wchodzącego do pomieszczenia syna – Tata przyszedł – wskazała ręką. Dobrzański z uśmiechem radości i wyraźnym wzruszeniem kucnął i kładąc miśka na podłodze szeroko rozpostarł ręce. Miał nadzieję już za chwilę tulić w ramionach synka, którego nie widział od ponad pięciu tygodni. Chłopiec spojrzał na ojca, a na jego twarzy malowało się wahanie. Prezesowi wyraźnie zrzedła mina widząc brak entuzjazmu w oczach syna. Miał świadomość, że to będzie trudne spotkanie, ale nie sądził, że aż tak. Doskonale wiedział, że kilkutygodniowy brak kontaktu z pewnością nie wpłynie dobrze na ich relacje, tak samo, jak nie wpłynęło dobrze ich ostatnie spotkanie, w sypialni jego i Uli. Wciąż dudniły mu w uszach słowa żony, że Roch bardzo przeżył tamten dzień i jest rozchwiany emocjonalnie. Podniósł się i chwytając zabawkę podszedł do kanapy.
- Cześć synku – usiadł obok – bardzo za tobą tęskniłem. Przytulisz się do mnie? – zapytał z wyraźną obawą. Chłopiec przyglądał mu się przez chwilę uważnie, nie wykonując żadnego ruchu, by ostatecznie objąć go swoimi rączkami na wysokości żeber i wtulić się w niego – Tak bardzo cię kocham – szepnął tuląc do siebie synka. Helena dyskretnie usunęła się w głąb salonu, oglądając tę scenę z wyraźnym wzruszeniem.
- Ale nie przyszedłeś z tą panią? – upewniał się, wpatrując się w ojca swoimi szarymi oczami
- Jaką panią? – zapytał w pierwszej chwili nie wiedząc, o co chodzi. Jednak bardzo szybko sobie przypomniał ten cholerny dzień, w którym zawaliła się jego rodzina.
- Tą z żółtymi włosami, z którą leżałeś wtedy w łóżeczku – wyjaśnił mały poważnym tonem – mamusia wtedy długo płakała. Powiedziała, że nie możemy wrócić do domku, że muszę na jakiś czas zostawić zabawki, że musimy zamieszkać u wujka Maćka. Ja nie chcę jej wiedzieć – rozpłakał się – Ta pani zabrała mi tatusia i mama jest przez nią ciągle smutna. Nienawidzę jej! – krzyknął przez łzy. Dobrzański niewiele myśląc przyciągnął syna do siebie, mocno tuląc go w ramionach. Sam miał łzy w oczach.
- Obiecuję ci, że nigdy więcej jej nie zobaczysz – szepnął skruszony. Cholernie żałował tego, co się stało. Gdyby tylko mógł cofnąć czas.
- I nie będę musiał mówić do niej mamo? – mówił ledwie wyraźnie. Dobrzańskie znieruchomiał.
- Nie – zapewnił – Kto ci naopowiadał takich głupot? – nie sądził, żeby Ulę było stać na buntowanie dziecka przeciwko niemu, ale… Przypomniał sobie zdanie, które przeczytał kiedyś na jakimś mało ambitnym portalu. ‘Zdradzona kobieta i skrzywdzona kobieta, to mściwa kobieta’. Wiedział jednak, że Uli nie byłoby stać na manipulowanie dzieckiem.
- Ostatnio przyszła do mnie w nocy i powiedziała mi – mówił urywanym od płaczu głosem - że mamusia nie jest już moją mamusią… - z trudem łapał powietrze - Powiedziała, że teraz do niej mam mówić mamo, że teraz będziemy mieszkać razem. Ona, ja i ty. Ale ja mam już mamę! Nie chcę innej! – krzyknął waląc pięściami w oparcie kanapy. Helena stojąca w przejściu między salonem a kuchnią doskonale słyszała słowa wnuczka. Zakryła dłonią usta, by stłumić szloch. Tak bardzo było jej szkoda tego uroczego szatyna, który zanosił się płaczem. Dobrzański chwytając syna mocno w ramiona próbował go uspokoić. Tulił do siebie i uspokajająco gładził po plecach.
- Masz rację. Masz już mamę. Najcudowniejszą na świecie. A tamtej pani już nigdy nie spotkasz. Obiecuję ci to. Ciii – po jego policzku również spłynęła łza. Żałował. Żałował, że był głupi.

Wyszedł ze swojego dawnego pokoju, w którym spał teraz jego syn i skierował się na dół. W oświetlonym jedynie niewielką lampą salonie siedziała Helena z kieliszkiem koniaku.
- Masz świadomość, do czego doprowadziłeś? – zapytała nawet nie spoglądając w jego stronę. Patrzyła przed siebie, jednak doskonale wiedziała, że syn stoi kilka kroków za nią – Pytam, czy masz świadomość do czego doprowadziła twoja bezmyślność i beztroska? – zapytała ostro, niemal cedząc każde słowo – Ten twój pieprzony romans zniszczył cały świat tego małego chłopca. Warto było? – ostatnie pytanie aż ociekało kpiną
- Nie – rzekł gorzko i usiadł na drugim fotelu. Spuścił wzrok. Nie potrafił spojrzeć matce w oczy.
- Co ona w sobie takiego ma, że lgniesz do niej jak ćma do światła? – uparcie milczał. Nie znał odpowiedzi na to pytanie – Ja sądziłam, że wy jesteście z Ulą szczęśliwi. Na tym cholernym bankiecie wyglądaliście na zakochanych, jak cztery lata temu. Ja nie sądziłam, że ciebie stać na taką podłość. Naprawdę uwierzyłam w to, że się zmieniłeś. Że zmieniłeś się dla niej. A ty wciąż jesteś tym beztroskim gówniarzem, dla którego liczy się dobra zabawa, brak zobowiązań i gorący seks z pustymi lalkami! Trzy lata temu zostałeś ojcem. Ojcem – podkręciła - odpowiedzialnym za tego chłopca. I co mu zafundowałeś? Co zafundowałeś żonie, którą podobno tak kochasz? – zapytała z pretensją
- Bardzo tego żałuję – szepnął – gdybym mógł cofnąć czas…
- Ale nie możesz! Trzeba było myśleć wcześniej. Trzeba było myśleć o konsekwencjach zanim wskoczyłeś do jej łóżka! A nie przepraszam, ty ją zaprosiłeś do swojego! Zaprosiłeś kochankę do łóżka swojej żony! Chyba bardziej już jej nie mogłeś upokorzyć! – syknęła - Ty się niczego nie nauczyłeś w życiu – pokiwała zrezygnowana głową – Sądziłeś, że Ula naprawdę będzie Pauliną? Że będzie ci wybaczała kolejne zdrady?
- Nie – rzekł ledwie słyszalnie
- Warto było dla kilku orgazmów rozwalić swoją rodzinę?- jej wzrok ciskał gromami
- Omotała mnie – próbował się usprawiedliwiać, chociaż wiedział, że ten argument jest śmieszny. Helena roześmiała mu się w twarz
- Omotała cię? – zapytała oburzona - A ty biedaczku nie wiedziałeś co robisz pieprząc się z tą wywłoką! – rzekła ostro. Spojrzał na matkę zdumiony. Nie spodziewał się takich wyrażeń i takiego tonu z jej strony. Najwyraźniej cierpliwość Heleny dawno się skończyła.
- Nie wiem, co mi odbiło. Chyba szukałem adrenaliny… - wzruszył ramionami
- Adrenaliny? – zakpiła – To trzeba było skoczyć na bungee! – wysyczała przez zaciśnięte zęby
- Chciałem to zakończyć. Zabrakło mi kilku dni – pokręciła głową z niedowierzaniem. Najwidoczniej jej syn wszystkiego jeszcze nie rozumiał. Nie rozumiał swojej winy.
- I uważasz, że gdybyś to zakończył, to nie byłoby problemu? – oburzyła się - Człowieku, zdradziłeś swoją żonę! Dociera to do ciebie? Co z tego, że byś to zakończył! Nie miałbyś wyrzutów sumienia? Miałbyś odwagę każdego dnia patrzeć w oczy swojej kobiety i zapewniać ją o miłości i wierności? Miałbyś odwagę spojrzeć w oczy swojego syna, dla którego byłbyś autorytetem?! – wściekłość w niej buzowała – Do tej pory się nie wtrącałam. Nie pochwalałam tego, ale się nie odzywałam, obserwując sytuację z boku. Teraz mam dość. Całe szczęście, że ojciec jest w Szwajcarii, bo chyba by mu pękło serce słysząc dziś słowa wnuka! I powiem ci, że w pełni rozumiem Ulę, która próbuje zminimalizować twoje kontakty z Rochem! Bo do ciebie naprawdę nie dociera, co zrobiłeś i jaki to ma wpływ na to dziecko. Twoja beztroska, twoje chwilowe słabości, twoje romanse, które przecież szybko być zakańczał z pewnością nie wpłynęłyby na niego najlepiej. On jest roztrzęsiony i potrzebuje bezpieczeństwa i stabilizacji, a nie ojca, który daje się omotać i uważa, że jak nikt się nie dowie, to nie ma problemu! Nie tak cię wychowałam! Sądziłam, że gdy założysz rodzinę zmienisz się… ale ty chyba nigdy nie dorośniesz! – rzekła z bólem traktując tę sytuację również jako swoją porażkę. Wypiła ostatni łyk bursztynowego płynu i ruszyła do swojej sypialni. Został sam uświadamiając sobie, że jego matka ma rację. Dopiero teraz z pełną mocą zaczęło do niego docierać, jak bardzo skrzywdził swoją rodzinę. Chyba potrzebował takiego wstrząsu. Chyba potrzebował, by ktoś z kilku ostrych słowach uświadomi mu jego winę. Do tej pory jego przyjaciele i rodzina się nie wtrącali. Stali z boku przyglądając się rozwojowi wypadków. Widział, że go potępiają, że współczują Uli, ale nikt nie powiedział mu wprost, co o nim sądzi. ‘Jestem skończonym sukinsynem.’


Dostrzegł ją po drugiej stronie korytarza. Zmierzała pod salę osiemset pięć w towarzystwie pani adwokat. Luźna, ciemnoszara sukienka, włosy upięte w niedbały kok i smutny wyraz twarzy. Tak wyglądała dziś, dwudziestego października w dzień swojego rozwodu. Obrzuciła go chłodnym spojrzeniem i stanęła pod oknem zawzięcie dyskutując ze swoim pełnomocnikiem. Skinieniem głowy przywitał się z blondynką i nerwowo przemierzał dość długi korytarz. Sprawa przed nimi nieco się przeciągała. W pewnym momencie zauważył, że pani mecenas uprzednio narzucając na siebie czarną togę z zielonym żabotem zniknęła w sekretariacie przyległym do sal sądowych. Wykorzystał okazję.
- Ula, możemy porozmawiać? – zapytał podchodząc do niej.  
- Czy to nie zabawne, że będziemy się rozwodzić równo miesiąc po naszej czwartej rocznicy ślubu? – chciała by zabrzmiało to lekko złośliwie, może nawet trochę zabawnie. Jednak każde jej słowo było przepełnione świetnie wyczuwalnym bólem.
- Wiedz, że tego nie chciałem i bardzo tego żałuję - odparł
- Jak ci się układa z Klaudią? – zignorowała jego ostatnie zdanie i spojrzała na niego z lekką pogardą
- Nie układa. Nie jesteśmy razem – stwierdził zgodnie z prawdą
- Szkoda - teatralnie zagrała zasmucenie - Myślałam, że to coś poważnego, skoro przekreśliłeś dla niej swoją rodzinę
- Omotała mnie – zaśmiał się z bólem w duchu. Ten zwrot był jednym z najczęstszych, jakich używał w ostatnim miesiącu. Próbował winę zrzucić na Nowicką, ale prawda była taka, że najbardziej winny w tej całej sytuacji był on. Tylko i wyłącznie on!
- Nie pierwszy raz – zauważyła spoglądając na niego wymownie
- Uległem jej i cholernie tego żałuję każdego dnia – mina zbitego psa wychodziła mu całkiem nieźle
- Taaaaak, ty bywasz bardzo uległy. Masz słabość do kobiecego piękna. Tak się czasami zastanawiam, czy masz taką słabość tylko do Klaudii, czy może nic nie zauważyłam, a ty po kolei za moimi plecami zaliczałeś kolejne modelki z FD? – rzekła kipiąco
- Nigdy wcześniej cię nie zdradziłem. Nie wiem, co mi wtedy odbiło… - pokręcił głową, zagryzając mocno dolną wargę, aż poczuł słodki smak krwi – Pracowałem nad przyjęciem jubileuszowym. Przyszła do gabinetu. Skończył jej się kontrakt w Amsterdamie. Pytała, czy nie znajdzie się miejsce u nas. Zaczęliśmy wspominać jej pierwszy pokaz dla FD i jakoś tak wyszło… - westchnął - Byłem zmęczony, zestresowany.. My nie mieliśmy dla siebie czasu. Praca, Roch – zaczął wyliczać, by bardzo szybko pożałować swoich słów
- Jesteś bezczelny! – prychnęła - Próbujesz winę zwalić na mnie i na dziecko? Czy każdy, kto nie sypia z żoną przez tydzień lub dwa od razu szuka sobie kochanki? - syknęła
- Nie – odparł szybko - Ja nie wiem, jak to się stało. Później samo się potoczyło. Ulegałem jej, jak małolat, kompletnie zapominając o rodzinie. Nie chciałem cię skrzywdzić, nie chciałem was stracić. Zakończyłbym to - jęknął
- Zakończyłbyś? – roześmiała się pogardliwie - Rozumiem, że w naszym łóżku próbowałeś to zakończyć – pokiwała głową w geście niedowierzania.
- Nie. Tamtego wieczora chyba za dużo wypiłem. Gdybym myślał trzeźwo nigdy nie zaprowadził jej do naszej sypialni - zapewnił
- Jakie to wspaniałomyślne – prychnęła – Powinnam ci za to podziękować? – zapytała lekceważąco
- Ula, proszę cię – jęknął – Bardzo cię kocham i zależy mi na uratowaniu naszego małżeństwa. Dałem się jej omotać. Jestem kompletnym głupcem. To był nic nieznaczący, kilkudniowy romans – próbował się tłumaczyć
- Wiążąc się ze mną miałeś świadomość, że nie będę tolerować twoich zdrad
- Tamtego poranka wyrzuciłem ją z dom – wyjaśniał - Od tego momentu się nie widzieliśmy i obiecuję ci, że się już z nią nie spotkam – panicznie szukał deski ratunkowej. Teraz zaczynał rozumieć sens słów ‘tonący brzytwy się chwyta’ - Błagam cię o ostatnią szansę.
- Chyba źle zrobiłeś – zaczęła lekko filozoficznie – Może to właśnie Klaudia powinna być na moim miejscu. Może właśnie jej byłbyś wierny – rzekła z bólem
- Nie kocham jej. Ciebie tak – rzekł patrząc jej w oczy
- Jak widać miłość to nie wszystko – prychnęła – Zresztą ty chyba nie masz pojęcia, co to jest miłość. Bo miłość wiąże się z wiernością – starała się mu dogryźć
- Proszę cię Ula – jęknął - Daj nam trochę czasu. Odroczmy tę sprawę. Zrobię wszystko, co zechcesz, tylko…
- Chcesz się bawić w 'do trzech razy sztuka'? - przerwała mu ostrym tonem - Trzeciej szansy nie będzie, bo nie pozwolę się skrzywdzić po raz kolejny - urwała na chwilę - Ja miałam nadzieję doczekać u twego boku starości, ale jak widać nadzieja matką głupich – rzekła z kpiną – A jeśli chcesz zrobić wszystko, czego chcę, to nie rób trudności. Mam nadzieję, że wszystko przebiegnie zgodnie z naszymi ustaleniami.
Młoda dwudziestoparoletnia dziewczyna wyszła na środek korytarza wyczytując ich nazwiska.

piątek, 12 grudnia 2014

'Kto, jak nie Ty' II

Sześćset złotych. Tyle miało kosztować przekreślenie ostatnich kilku lat jej życia, a raczej ostateczne zakończenie czegoś, co przekreślił Marek. Wpatrywała się w cztery kartki tekstu, które składały się na pozew rozwodowy. 

- Czy moja obecność jest tutaj niezbędna? – dopytywała
- Ja wiem, że pani spotkanie z mężem będzie trudne, ale nie uniknie pani tego. I tak będzie musiała pani stanąć z nim twarzą w twarz podczas rozprawy. Ja będę mówić, ja będę przedstawiać pani stanowisko, ale o część rzeczy sąd będzie chciał panią zapytać osobiście – wyjaśniała rzeczowym tonem. Kobiety widziały się raptem trzy razy, ale Ula zaczynała darzyć prawniczkę pewną sympatią. Były w podobnym wieku. Aneta była z pozoru ostra i stanowcza, jednak podczas trzygodzinnej rozmowy w cztery oczy, przed podpisaniem dokumentów poznała ją lepiej i w głębi duszy blondynka okazała się bardzo ciepłą i sympatyczną osobą. Nie dawała tego po sobie poznać, ale wielokrotnie, jako specjalistka od spraw rozwodowych i prawa rodzinnego spotykała się z różnymi historiami, wiele z nich przeżywała osobiście i myślała o nich również w czasie wolnym. Bardzo często szczerze współczuła swoim klientom, którzy ewidentnie były ofiarami – Dzisiejsze spotkanie jest niezbędne. Im więcej kwestii ustalimy przed sprawą, tym szybciej zapadnie wyrok. Nie jest w naszym interesie by posiedzeń było kilka, a państwo będziecie prać brudy na sali sądowej w towarzystwie przyjaciół i rodziny. Dzisiaj pani nie musi nic mówić. Musi tam pani po prostu być. Pełnomocnik męża mógłby wykorzystać pani nieobecność na naszą niekorzyść i wnioskować o kolejne posiedzenia. Nasza strategia jest taka, by rozwód uzyskała pani na pierwszej, a zarazem ostatniej sprawie. Proszę pozwolić mi działać – kiwnęła głową ze zrozumieniem. Zależało jej, by sprawę zakończyć jak najszybciej. Wiedziała, że prędzej czy później spotkanie z Markiem nastąpi. Póki co udawało jej się od niego odciąć, ale nie mogła w nieskończoność uciekać. Tak samo, jak nie mogła w nieskończoność izolować Rocha przed kontaktami z ojcem – Już są – powiedziała, gdy chwilę wcześniej zaanonsowała przybycie gości jej sekretarka – Musi być pani silna – pogładziła Dobrzańską po plecach i puściła przodem. 

Nie widział jej od miesiąca. Początkowo dzwonił, sms’ował, pisał maile, próbował odnaleźć, jednak po tygodniu, dwóch odpuścił. Zrozumiał, że ona potrzebuje trochę czasu, że musi oswoić się z sytuacją, która miała miejsce zanim zaczną rozmawiać. Telefon prawnika był dla niego totalnym szokiem. Nie sądził, że jej deklaracja o rozwodzie była na poważnie. Miał nadzieję, że powiedziała tak w nerwach. On nie zgadzał się na rozwód. Miał nadzieję, że porozmawiają, że uda im się dojść po porozumienia, że mimo błędu, jaki popełnił uda im się uratować ich rodzinę, że ona da mu szansę. Najwyraźniej nie chciała albo nie potrafiła. Zastanawiał się po co zabrał ze sobą prawnika, po co w ogóle go wynajmował. To był impuls, ale teraz stojąc w niewielkiej salce konferencyjnej uświadamiał sobie, że nie potrzebują prawników, że przecież sami mogliby się dogadać. Prawnikom zależy na rozwodach, prawnicy z tego żyją, on chciał tego rozwodu uniknąć. Wreszcie ją zobaczył. Jak zwykle bardzo elegancka, piękna, choć jej twarzy nie zdobił promienny uśmiech, a w oczach nie było wesołego blasku. Była przygaszona, smutna.
- Witaj – szepnął ledwie słyszalnie. Obrzuciła go spojrzeniem pełnym bólu. Coś go ścisnęło w środku. Kiedyś sobie obiecał, że zrobi wszystko, by już nigdy przez niego nie płakała. Jak zwykle złamał dane słowo, tak, jak złamał przysięgę, którą jej złożył. Dał się omotać Klaudii krzywdząc najważniejszą kobietę na świecie. Na powitanie skinęła jedynie głową i uścisnęła dłoń jego adwokata.
- Urszula Dobrzańska – przedstawiła się słabym głosem
- Adam Nawrocki – odpowiedział czterdziestoletni, łysiejący adwokat, którego znakiem rozpoznawczym był zielony krawat i zielona poszetka. Za nią weszła niewiele od niej starsza niewysoka blondynka w eleganckiej garsonce.
- Aneta Nec-Himmel, adwokat – wyciągnęła rękę do Dobrzańskiego i rozpakowując aktówkę zajęła swoje miejsce przy stole, naprzeciw pełnomocnika Marka.
- Ula, proszę cię, wyjdźmy na korytarz i porozmawiajmy – zaczął Dobrzański błagalnym tonem – Proszę, chwila rozmowy. Czy potrzebni nam są adwokaci?
- My już nie mamy o czym rozmawiać – odparła chłodnym tonem. Wiedziała, że musi być zimna, zdystansowana. Nie mogła pozwolić zwyciężyć sercu nad rozumem. Zawsze, gdy tak robiła, dostawała bolesną lekcję życia – A kwestiami, które nam jeszcze zostały, zajmie się pani mecenas – spuścił głowę załamany. W sumie tego się spodziewał. Na to zasłużył.
- Dobrze panowie, zaczynajmy. Kopię pozwu, który dwa dni temu został złożony w sądzie otrzymał pan ode mnie mailem – spojrzała na bruneta - Sprawa jest jasna i klarowna. Chcąc zaoszczędzić mojej klientce nerwów i czasu zdecydowałyśmy się na rozwód bez orzekania o winie, co i pana Dobrzańskiego stawia w lepszej sytuacji. Jednak, jak wszyscy doskonale wiemy rozpad małżeństwa nastąpił z wyłącznej winy pozwanego. Dlatego też moja klientka domaga się pewnej rekompensaty, która i tak jest niewspółmierna do krzywd, jakie zostały jej wyrządzone
- Nie zgadzam się na rozwód! – stanowczo zaprotestował Dobrzański
- Panie Marku, nie wiem, czy mecenas panu wyjaśnił, jak wyglądają procedury przy braku pańskiej zgody? – zadała pytanie retoryczne. Nie miał pojęcia. Adwokata wynajął raptem dwa dni wcześniej. Nie ustalili żadnej strategii, bo miał nadzieję, że do rozwodu nie dojdzie – Rozwód i tak dojdzie do skutku, tylko dłużej będziemy się handryczyć na sali sądowej. Po co stres, wielomiesięczne odraczanie sprawy? Pan nie będzie się zgadzał, powinien wejść w takiej sytuacji mediator, na którego nie zgodzi się moja klientka, będzie kolejne posiedzenie, później następne i następne, aż w końcu zapadnie wyrok. Lepiej, jeśli ustalimy wszystko teraz, a pan zamiast utrudniać będzie współpracował. Chyba tyle jest pan winien żonie, prawda? – spojrzała na niego wymownie i przerzuciła kilka kartek – Ta rekompensata będzie od razu połączona z podziałem majątku. Nie ma sensu rozdzielać tych dwóch spraw. Po pierwsze kwestia domu w Zalesiu Górnym. Teoretycznie z uwagi na dobro dziecka i konieczność zapewnienia mu stabilizacji i bezpieczeństwa dom powinien zostać przyznany mojej kliencie i małoletniemu Rochowi, który oczywiście zostaje z matką. Jednak z uwagi na fakt, że do zdrady, będącej bezpośrednią przyczyną rozpadu małżeństwa, doszło w tym budynku moja klientka nie wyobraża sobie, by mogła tam mieszkać. Rozwiązania są dwa. Albo dom zostanie sprzedany, albo pan Dobrzański chcąc tam zostać spłaci moją klientkę. Wartość nieruchomości została wyceniona w przybliżeniu na dwa miliony sto tysięcy złotych. Z uwagi na okoliczności i zapewnienie dziecku odpowiedniego standardu życia będę wnosić o przyznanie pani Dobrzańskiej kwoty miliona trzystu tysięcy tytułem podziału nieruchomości mieszczącej się przy ulicy Jodłowej osiem.
- Pani mecenas – ostatnacyjnie zaśmiał się prawnik – No trochę pani przesadziła. Kwota powinna zostać podzielona po połowie. Ja już pomijam fakt, że nakłady na kupno domu pochodziły w zdecydowanej większości z oszczędności, jak mniemam, mojego klienta, którego rodzina od wielu lat prowadzi dobrze prosperującą firmę modową. Poza tym nieruchomość wciąż jest obciążona kredytem hipotecznym. Równy podział wydaje się jedynym rozsądnym wyjściem. A za milion pani Urszula będzie mogła zakupić apartament, tudzież domek o odpowiednim metrażu dla niej i dziecka.
- Zgadzam się – odparł milczący Marek, który od dobrych kilku minut intensywnie wpatrywał się w twarz żony. Ula natomiast chcąc uniknąć wzrokowego spotkania z Dobrzańskim podziwiała panoramę miasta, rozciągającą się za oknem
- Panie Marku, proszę zostawić to mnie – upomniał go mecenas
- Zgadzam się – powtórzył dobitnie
- Świetnie – uśmiechnęła się Aneta – Kwestia wspomnianej przez mecenasa firmy. W chwili obecnej pan Dobrzański dysponuje wszystkimi udziałami. Pięćdziesiąt procent, które zostały odkupione od rodzeństwa Febo weszło do majątku wspólnego, gdyż transakcja nastąpiła już po zawarciu przez państwa Dobrzańskich związku małżeńskiego. Moja propozycja jest następująca. Celem zabezpieczenia przyszłości Rocha Dobrzańskiego wspomniane pięćdziesiąt procent zostaje przepisane na jego rzecz. Do momentu uzyskania przez niego pełnoletniości udziałami będzie zarządzać matka, z zaznaczeniem faktu, że udziałów tych nie może sprzedać. Pani Dobrzańska będzie również czerpać korzyści z tytułu podziału zysków, które do momentu osiągnięcia przez syna osiemnastego roku życia będą do jej wyłącznej dyspozycji.
- Firma Dobrzański Fashion jest firmą rodzinną, założoną przez rodziców mojego klienta. Nie można dzielić czegoś, co wchodzi w skład majątku osobistego – protestował
- Majątek osobisty to pięćdziesiąt procent, które pański klient dostał od rodziców jeszcze przed ślubem. Druga połowa została dokupiona i jest częścią majątku małżonków.
- Pani mecenas – zaśmiał się lekceważąco – Ja odnoszę wrażenie, że na tym związku pani klientka chce zrobić interes życia.
- Panie mecenasie – upomniała go. Chciała kontynuować, że takie uwagi są nie na miejscu, ale przerwał jej Dobrzański.
- Proszę jej dać wszystko, czego zażąda – odparł spokojnie
- Pan nie wie, co pan robi – zaśmiał się – za chwilę zostanie pan bez domu, firmy i środków do życia – wyjaśniał
- Wszystko, czego zażąda – spojrzał wymownie na adwokata
- Panie Marku, wydaje mi się, że powinniśmy porozmawiać na korytarzu. Pani mecenas, ja poproszę o chwilę przerwy - spojrzał na kobietę i już chciał wstawać, gdy usłyszał głos swojego klienta
- Nie ma takiej potrzeby. Dziękuję już panu mecenasie. Poradzę sobie sam. Pańskie honorarium jeszcze dziś przeleję na konto kancelarii - spojrzał na niego zdenerwowany
- Za te wyrzuty sumienia będzie pan musiał słono zapłacić. Proszę się zastanowić – próbował go przekonać
- Pan już dla mnie nie pracuje! – rzekł ostro, czym skupił na sobie wzrok Uli i jej pełnomocnika – Poradzę sobie sam!
- Jak pan uważa – obruszył się i pospiesznie spakował teczkę – Do widzenia – zostali we trójkę.
- Rozumiem, że się pan zgadza? – zapytała blondynka
- Naturalnie- próbował zebrać myśli po tej słownej przepychance ze swoim pełnomocnikiem
- Dobrze, w takim razie przejdźmy do kwestii związanych z Rochem. Aaaa nie, jeszcze oszczędności. Tutaj środki z konta proponuję podzielić po równo. Dwieście tysięcy dla pana i dwieście dla żony. Każdy z państwa dysponuje swoim autem i niech tak zostanie, nie będziemy dociekać wartości każdego z pojazdów – rzekła notując coś naprędce – Roch – spojrzała na Dobrzańskiego – Podsumowując wszystkie wydatki niezbędne do zapewnienia synowi odpowiedniego standardu życia i patrząc na pana miesięczne dochody, kwota alimentów powinna oscylować w granicy trzech i pół tysięca złotych. Sądzę, że nie będzie pan oszczędzał na dziecku – uśmiechnęła się przyjaźnie. Zwykle tego typu stwierdzenia odnosiły pozytywny skutek. Tak było i w tym przypadku. Dobrzański skinieniem głowy zgodził się na wszystko – No i zostaje nam kwestia kontaktów z synem. I tutaj sprawa jest bardzo poważna. Będziemy wnosić o to, by pańskie kontakty z synem były jak najrzadsze
- Słucham? - w jego głosie można było usłyszeć niedowierzanie. Nerwowo przerzucał wzrok z Uli na blondynkę. Westchnął ciężko próbując uspokoić emocje i spojrzał błagalnie na Ulę – Oddam ci wszystko, co mam. Weź całą firmę, dom, co tylko zechcesz, ale nie odbieraj mi syna. Błagam. Wiem, że cię skrzywdziłem, bardzo tego żałuję, ale nie możesz odebrać mi Rocha – wyjaśniał błagalnym tonem. Mocniej ścisnęła pięści, które chowała pod stołem. Wiele ją ta dzisiejsza konfrontacja kosztowała, a na dodatek on teraz sądzi, że zależy jej tylko na pieniądzach. Że jest materialistką, która mści się na nim ograniczając mu kontakty z dzieckiem. 
- Pański syn niezbyt dobrze odebrał sytuację, której był świadkiem. Dziecko ma poważny problem z emocjami. Niezbędna była interwencja psychologa dziecięcego – wyjaśniała Aneta
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – ignorując prawniczkę zwrócił się do żony – Jestem jego ojcem, miałem prawo wiedzieć! – zirytował się
- Chcesz wiedzieć jak odebrał to twój ukochany syn? – odezwała się wreszcie spoglądając na niego z nutą pogardy – Wciąż mnie pyta, czemu ta pani leżała koło tatusia, dlaczego nie miała piżamki i kim w ogóle jest. Mały budzi się w środku nocy z płaczem, przestał panować nad emocjami. Złości się z byle powodu, jest niespokojny – tłumaczyła. Nieco ubarwiła tę sytuację. Tak było lepiej. Tak było trzeba. Rzeczywiście mały bywał płaczliwy i pytał o Nowicką, korzystali również z pomocy psychologa, ale razem z prawnikiem ustaliła, że trzeba udramatyzować tę opowieść. Chciała chronić syna przed konsekwencjami nieodpowiedniego zachowania ojca. Może gdyby o jego romansie dowiedziała się w innych okolicznościach, gdyby Roch nie był tego świadkiem, może potrafiłaby postępować nieco łagodniej. Ale nie mogła wybaczyć mu faktu, że zdradzał ją z Nowicką w ich domu, niemal na oczach dziecka. Nie miała pewności, czy gdy będą po rozwodzie ich syn nie będzie świadkiem podbojów miłosnych ojca. Musiała być w tej kwestii stanowcza. Dobrzański spuścił głowę załamany.
- Terapia trochę potrwa. Z uwagi na psychiczny komfort dziecka najlepiej byłoby, gdyby pańskie kontakty z synem miały miejsce dwa razy w miesiącu. Jeśli będzie się pan spotykał z dzieckiem, to albo w obecności żony, albo osoby przez żonę wskazanej, przy której dziecko również czuje się bezpieczne. Jeśli będzie pan chciał zabrać syna na dwa dni to warunek jest jeden. Musi pan z nim przebywać w domu swoich rodziców w Konstancinie. Ma pan jakieś pytania, uwagi? – zwróciła się do niego, zbierając ze stołu dokumenty 
-  Nie. Chciałbym jedynie porozmawiać z żoną w cztery oczy – spojrzał na Ulę
- Nie mam ochoty – rzuciła i szybkim krokiem opuściła pomieszczenie 

niedziela, 7 grudnia 2014

'Kto, jak nie Ty' I

- Pani Urszulo, proszę mi na spokojnie, krok po kroku opowiedzieć, co zdarzyło się tamtego wieczora – usłyszała łagodny głos siedzącej przed nią blondynki. Patrzyła na kobietę pustym wzrokiem próbując zebrać myśli i zrozumieć sens wypowiedzianych przed chwilą słów. Wszystko, jakby działo się obok niej. Miała nadzieję, że to tylko zły sen, z którego niebawem się obudzi. Poczuła na ramieniu dłoń towarzyszącego jej mężczyzny. Uśmiechnął się do niej czule chcąc dodać jej otuchy. W ostatnich tygodniach był dla niej nieocenionym wsparciem. Pamięcią starała się wrócić do wydarzeń sprzed trzech tygodni. Tak bardzo chciała zapomnieć o tym wieczorze i poranku, ale nie potrafiła. Tak bardzo chciała cofnąć czas. Czy to by coś pomogło? Nie miała pewności. Być może jedynie dłużej żyłaby złudzeniami. Teraz, wydawało się jej, że ostatnie kilka lat jej życia to jedno wielkie złudzenie. Że jej życie to bajka, którą sama napisała i w którą chciała wierzyć. Ale ta bajka okazała się nie mieć szczęśliwego zakończenia.

Trwał właśnie w najlepsze bankiet z okazji dwudziestolecia firmy. Niespełna cztery lata temu z Febo&Dobrzański przekształciła się w Dobrzański Fashion. Wspólnie z Heleną i Krzysztofem ustalili, że nie będą organizować niebywale hucznej imprezy. Postanowili zaprosić najbliższych kontrahentów, najważniejszych pracowników i najwierniejszych klientów. Pięćdziesiąt osób w sobotni wieczór bawiło się w ogrodzie w podwarszawskim Zalesiu Górnym. Ula z Markiem udostępnili swój dom i ogromny ogród, pośrodku którego stanął biały namiot. Lipcowe upały kilka dni temu ustąpiły miejsca nieco niższym temperaturom, dzięki czemu wieczorne powietrze było przyjemne. Muzyka taneczna i szmery rozmów rozbrzmiewały po okolicy. Dobrzańscy we czwórkę krążyli po ogrodzie zabawiając przybyłych gości. Tak, Ula również była Dobrzańska. Niespełna pół roku po pamiętnym pokazie powiedziała Markowi ‘tak’ w obecności rodziny i najbliższych przyjaciół. Za kilka miesięcy mieli świętować swoją czwartą rocznicę ślubu. Owocem ich miłości był trzyletni Roch, który ten wieczór spędzał u dziadka w Rysiowie. Wirowała na parkiecie w ramionach męża. Był świetnym tancerzem. Oboje potrzebowali takiej odskoczni. Oboje potrzebowali takiej chwili, gdy w rytm muzyki mogli tulić się w ramionach. W ostatnich tygodniach wszystko kręciło się wokół ich synka i firmy. Mimo gorącej aury mały często się przeziębiał, a oni naprzemiennie całą swoją uwagę poświęcali opiece nad nim. Nie mieli czasu dla siebie. Gdy Ula zajmowała się zakatarzonym trzylatkiem, Marek całe dnie i wieczory spędzał w firmie przygotowując imprezę jubileuszową i kreśląc plany kolejnego pokazu, przewidzianego na wrzesień. To był bardzo intensywny i męczący okres. Jednak ten wieczór był początkiem chwili wytchnienia. Za kilka dni mieli lecieć na upragniony i wyczekany urlop na Maderze. A ten wieczór i noc należały do nich. To był naprawdę szampański czas do momentu, aż na horyzoncie nie zobaczyła Nowickiej. Marek również wydawał się szczerze zaskoczony jej obecnością. Jak się później okazało przyszła razem z właścicielką sieci butików, z której firmą DF współpracowało od lat. Starając się nie zwracać na Klaudię uwagi tonęła w ramionach Marka. Jednak odnosiła wrażenie, że małżonek cały czas wodzi za modelką wzrokiem. Zerkał na nią ukradkiem starając się nie wzbudzać podejrzeń żony i gości. Ona dostrzegła zmianę jego zachowania. Widziała, że w mgnieniu oka stał się bardziej spięty, może nawet nerwowy. Jej dobry nastrój uleciał. Była kochanka męża wywoływała u niej dziwny niepokój. Dochodziła dwudziesta druga, gdy w tłumie gości odnalazła sylwetkę swojego męża, który żywo dyskutował z blondynką. Wyglądało, jakby się kłócili. Gdy tylko dostrzegł żonę pospiesznie wyminął modelkę i ruszył w jej kierunku. Stanęła przed nim z nieco zmartwioną miną.
- Muszę jechać do Rysiowa – Dobrzański zmarszczył brwi
- Stało się coś? Coś z małym? – dopytywał, wyraźnie próbując skupić myśli na rozmowie z żoną. Jego wzrok wciąż był lekko rozbiegany.
- Strasznie marudzi. Tata nie może go uspokoić. Nie chce spać. Miałam nadzieję, że nie będzie problemów, ale… - westchnęła. Złapał jej dłoń i splótł ze swoją – Opieka nad Rochem to zbyt duże obciążenie dla taty – brunet kiwnął głową ze rozumieniem
- Mogliśmy jednak zdecydować się na pomoc pani Steni. Powinna była zostać z nim tutaj
- I tak by nie zasnął słysząc ten gwar i muzykę – wyjaśniła – Pójdę po torebkę – ruszyła w stronę domu, a on za nią.
- Nie pomyśleliśmy. Mógł przecież zostać z nią w domu u moich rodziców. Pojadę z tobą – zadeklarował, choć widziała, że nie miał na to specjalnej ochoty. Uwielbiał imprezy w gronie przyjaciół.  
- Daj spokój. Ktoś z nas musi tu zostać- uśmiechnęła się blado
- Są moi rodzice. Weźmiemy młodego i przywieziemy tutaj, a ja później odwiozę ich z Rochem do Konstancina – rzekł mało przekonująco
- Piłeś – zauważyła przytomnie. Dobrze, że ona unikała alkoholu, jakby przeczuwając, że musi być w pogotowiu – Zostań. Zajmij się gośćmi. Przenocuję dziś w Rysiowie. Przyjedziemy przed południem. O dziewiątej ma przyjść firma sprzątająca. Mam nadzieję, że do południa opanują ten chaos, który jest w naszym salonie i kuchni. Wracaj do ogrodu – chwyciła do ręki kluczyki i przylgnęła do ust męża
- Będę tęsknił – szepnął i odprowadził ją do auta

Chwilę przed dziewiątą zaparkowała na podjeździe. Miała przyjechać później, ale od samego światu synek domagał się zabawy z tatą. Obudził ją kwadrans przed siódmą dopominając się obecności ojca. Zapakowała chłopca do auta i ruszyła w stronę domu. Wcześniejszy powrót uznała za dobry pomysł. Marek zajmie się małym, a ona dopilnuje pracowników firmy sprzątającej, by wszystko było tak, jak należy. Niosąc syna na rękach zajrzała najpierw do salonu, gdzie zastała dziesiątki brudnych szklanek i talerzy. Kuchnia prezentowała się jeszcze gorzej. Powtarzała w myślach, że ma wielkie szczęście, iż nie będzie musiała sprzątać tego sama. Gdyby nie miała pewności, że wynajmą pracowników, nigdy nie zgodziłaby się na przyjęcie w domu. Asekurując małego pozwoliła wdrapać mu się na schody. Uwielbiał tę wspinaczkę po drewnianych stopniach. Niemal biegiem ruszył w kierunku sypialni rodziców chcąc przytulić się do taty. Pomogła otworzyć synowi drzwi i stanęła jak wryta. Marek smacznie spał w zmiętej pościeli, a na nią z satysfakcją patrzyła naga Klaudia, leżąca u jego boku. Chłopiec w jednej chwili rozpłakał się głośno. Jakby rozumiał, że obca pani nie powinna leżeć koło jego tatusia, że zawsze w tym łóżku spali jego rodzice. Płacz dziecka obudził Marka. Zmęczony przetarł powieki i powoli otworzył oczy. Pierwszą osobą, którą dostrzegł była Nowicka. W moment otrzeźwił go szloch dziecka. Odwrócił głowę w drugą stronę i spojrzał na Ulę, która tuliła do siebie ich synka, starając się trzymać małego tak, by nie patrzył w stronę łóżka. Z przerażeniem wpatrywał się w oczy żony. Te dwa błękity przepełnione były teraz bólem i rozpaczą.
- Ula – rzekł gardłowym głosem i chciał wstać, ale zatrzymała go
- Nie fatyguj się. Zaoszczędź tych widoków swojemu dziecku – w jej oczach gromadziły się łzy, ale za wszelką cenę starała się przy nich nie rozpłakać. Wystarczy, że Roch był roztrzęsiony. 
- Posłuchaj – zaczął żałosnym tonem – To nie tak....  
- No powiedz jej, że sypiasz ze mną od tygodnia - Nowicka odważnie spojrzała mu w oczy. Gwałtownie nabrał powietrza do płuc. Wyglądał tak, jakby miał ochotę udusić w tej chwili blondynkę. 
- Chcę rozwodu – przerwała mu ostrym tonem i zatrzaskując drzwi sypialni szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Ponownie usadowiła płaczącego syna w foteliku i z piskiem opon odjechała swoją czarną Giuliettą. Wyjeżdżając z posesji dostrzegła we wstecznym lusterku swojego męża, który bez koszuli, w szarych spodniach dresowych wybiegł przed dom. Docisnęła pedał gazu.

- Taak – westchnęła Aneta Nec-Himmel, która miała reprezentować Ulę podczas sprawy rozwodowej – Mamy tutaj do czynienia z klasyczną zdradą. Szkoda trochę, że nie miała pani świadka, dziecko jest jeszcze za małe, ale sądzę, że w tej sytuacji mąż nie będzie się wypierał. Jeśli będzie trzeba, poszukamy innego rozwiązania, dotrzemy do ewentualnych świadków. Może ktoś ich widział. Rozumiem, że priorytetem jest rozwód – spojrzała uważnie na swoją klientkę, która jedynie kiwnęła głową
- Nie do końca – odezwał się milczący dotąd Szymczyk – Zależy nam również na tym, by zabezpieczyć finansowo Ulę i jej syna, a także ograniczyć do minimum kontakt Marka z Rochem
- Maciek – jęknęła Ula, jakby starając się przywołać przyjaciela do porządku
- No co? – spojrzał na Dobrzańską – Nie pierwszy raz cię skrzywdził i powinien wreszcie za to zapłacić
- Nie zamierzam go karać posługując się dzieckiem – skarciła go wzrokiem
- A jaki on mu daje przykład? – wzburzył się. Oboje przez chwilę zapomnieli o obecności pani mecenas, która przysłuchiwała się tej rozmowie z zaciekawieniem – Rozmawiałem dziś pół nocy z Anią. Ona nie jest zagorzałym przeciwnikiem Marka, ale też uważa, że to, co dzieje się teraz z Rochem jest wynikiem tego, co zafundował mu tatuś. Te nocne spazmy i pytania o panią, z którą leżał ojciec. Co mu będziesz mówić, gdy będzie pytał o kolejne kobiety przewijające się przez jego łóżko?- zapytał z nutą pretensji
- Nie przesadzaj - mruknęła - Za miesiąc o tym zapomni – miała nadzieję, że tak się stanie. Nie chciała nic mówić, ale coraz bardziej martwiła się o syna. Rozważała nawet, czy nie będzie musiała udać się z nim do psychologa.
- Albo i nie - zauważył
- Jeśli państwo pozwolą – wtrąciła się urocza blondynka – Jeśli zachowanie syna zmieniło się po tym feralnym dniu, uważam, że powinna pani skonsultować sprawę z psychologiem – położyła przed nią prostokątny kartonik – To jeden z lepszych w Warszawie psychologów dziecięcych. Być może to chwilowy stres związany ze zmianą sytuacji, być może jakaś poważniejsza trauma. Warto to sprawdzić. Dzieci różnie reagują. Z uwagi na dobro dziecka źle się stało, że chłopiec był świadkiem tej sytuacji – uśmiechnęła się ciepło – Wracając do sprawy… Rozumiem, że pani mąż z panią – zerknęła na kartkę z notatkami – Nowicką znali się wcześniej. Czy coś ich łączyło?
- Byli kochankami – wyszeptała, czując uwierającą ją w gardle gulę – Można powiedzieć, czy była jego nieoficjalną partnerką, gdy był jeszcze zaręczony z Pauliną Febo, ówczesną współwłaścicielką firmy.
- Rozumiem – kiwnęła głową – Czy sądzi pani, że mogli utrzymywać intymne relacje przez cały okres trwania waszego małżeństwa?
- Nie, nie sądzę – pokiwała przecząco głową
- A może nic nie zauważyłaś? Pamiętaj, że ma doświadczenie w prowadzeniu podwójnego życia. Paulinę zdradzał latami – Maciej spojrzał na nią jednoznacznie. Zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście mogła czegoś nie zauważyć. Może zaślepiona miłością nie dostrzegała wszystkiego. Ale przecież wydawało się, że się zmienił…
- Nie wiem… - wzruszyła ramionami - Marek twierdzi, że to – nie dane jej było dokończyć, bo pani adwokat weszła jej w słowo
- Skupmy się na tym, co sądzi i czuje pani, a nie co twierdzi pani mąż. Jego zeznaniami będziemy się zajmować na posiedzeniu sądu – uśmiechnęła się chcąc dodać jej otuchy – Widziała się pani z mężem po tym incydencie? Rozmawialiście?
- Nie. Wyprowadziłam się do przyjaciół – spojrzała na Maćka – O tym, że romans trwał tydzień wiem od Klaudii. Nie miałam siły się z nim spotkać – załamana spuściła głowę
- Czy pani jest pewna, że chce pani tego rozwodu? Widzę, że wciąż bardzo pani kocha męża. Może warto byście porozmawiali, może uda wam się dojść do porozumienia? – zapytała. Musiała mieć pewność, że jej klientka jest do rozwodu przekonana w stu procentach.
- Nie potrafię już z nim być. Zbyt mocno mnie skrzywdził – szepnęła i pospiesznie starła spływającą po policzku łzę
- Przygotuję stosowne dokumenty i pełnomocnictwa. Odezwę się w ciągu dwóch dni.