B

czwartek, 30 maja 2013

Miniaturka V 'Aby miłość była pełna potrzeba przede wszystkim wiele czasu'

Stanął przed budynkiem firmy i spojrzał w górę. Dziwnie się czuł mając przekroczyć próg Febo&Dobrzański po tak długiej przerwie. Niepewność, odrobina strachu i pewnego rodzaju zażenowanie, że uciekł nie informując o niczym najbliższych, to uczucia w nim dominujące. Raptem dwie godziny wcześniej wylądował na Okęciu, a już teraz zastanawiał się, czy dobrze zrobił wracając. Przecież tam było prościej. Tam, wydawało mu się, że wraca ze swoim życiem na właściwe tory. Tak, wydawało mu się. Nie było go w Warszawie pięć miesięcy, a teraz gdy wrócił, czuł się jakoś tak głupio. Już nie wspominając o tym, że widok tak wielu znajomych miejsc sprawiał, że po raz kolejny wracał w myślach do przeszłości. Jadąc z lotniska mijał restaurację, do której kiedyś ją zabrał, w której nakryła ich Paulina. Mijał Wisłę i ich pomost pod mostem kolejowym. Mijał park, do którego tak chętnie chodzili w porze lunchu. Wspomnienia wracały.
Zawiódł. Po raz kolejny w swoim życiu zawiódł tak wiele osób. Swoim zachowaniem, swoją postawą rozczarował rodziców, przyjaciół, pracowników firmy, ale przede wszystkim samego siebie. Stał z walizką na środku Lwowskiej i nie przeszkadzała mu ani niska temperatura, ani padający śnieg. Przyglądał się szyldowi FD i pamięcią powracał do wydarzeń ostatnich wakacji.
Premiera FD Gusto zbliżała się wielkimi krokami. Wszystko w zasadzie było dopięte na ostatni guzik. Duet jego i Uli okazał się idealny i przezwyciężył wszelkie trudności. Szkoda tylko, że idealnie potrafili się zgrać tylko służbowo. Na porozumienie na polu prywatnym nawet nie miał co liczyć. W niej wciąż było wiele żalu. I co najgorsze, nie potrafił odzyskać jej zaufania. Sosnowski stał się integralną częścią krajobrazu wokół Uli. Nie było dnia, by nie widział ich razem. Przywoził, odwoził, odwiedzał ją w pracy. Nie mógł znieść widoku ich splecionych dłoni. Wariował, gdy widział, jak Piotr ją przytula, całuje. I jeszcze ten wyjazd do Bostonu. Dla niego ta propozycja wydawała się oderwana od rzeczywistości. Przecież ona ma w Polsce rodzinę, przyjaciół, a doktorek wymyślił sobie, że pojedzie z nim na drugi koniec globu. Jakie było jego zaskoczenie, gdy powiedziała mu, że pojedzie, że chce jechać. Te kilka zdań, które wtedy od niej usłyszał kompletnie ścięły go z nóg. Wiedział, że to nie ma sensu, że to się nie uda. Jego starania, oczekiwanie, że ona może jednak kiedyś mu wybaczy i da kolejną szansę, były na marne. Ona już wybrała, a on powinien to uszanować. Później pojawiła się Paula i jej propozycja wyjazdu do Mediolanu. Długo się zastanawiał. Mieli we Włoszech wspólnych znajomych, przyjaciół. Lubił ten kraj, tych ludzi, ten klimat. Zgodził się. Paulina wyraźnie liczyła na to, iż ich pobyt w Milano pozwoli im odbudować związek, że wrócą do siebie. On wiedział, że to niemożliwe, że po tym, co przeżył z Ulą, nie będzie w stanie być z Febo. W dniu wylotu pojechał do byłej narzeczonej i wyjaśnił jej wszystko. Powiedział, że nie da rady, że nie może, że to się nie uda. Ona poleciała do Włoch, on wybrał Danię. Miał tam zostać tydzień, dwa, został pięć miesięcy. Po tygodniu zamienił hotel na niewielkie mieszkanko i ukrył się przed całym światem. Kompletnie się odciął. Od rodziny, przyjaciół. Tuż przed wylotem wyłączył komórkę. Do teraz jej nie uruchomił. Leżała gdzieś na dnie walizki bezużyteczna. Do rodziców zadzwonił tylko raz, informując, że wszystko u niego w porządku, że potrzebuje spokoju, że nie wie kiedy wróci. Do Sebastiana przed wylotem wysłał sms’a. Nie chciał rozmawiać z przyjacielem, to byłoby zbyt trudne. Uciekł jak tchórz, jak egoistyczny tchórz. Nic go nie interesowało oprócz jego bólu i cierpienia, bo przecież był taki biedy, odrzucony, nieszczęśliwy. Nawet przez moment się nie zastanowił, jak sobie radzą bez niego, co dalej z firmą. Przecież Ula tuż po pokazie miała lecieć do Bostonu. Paulina była we Włoszech. Prowadzenie firmy spadło na Alexa i jego ojca. Zostawił staruszka samego na polu bitwy. Nie dość, że okazał się kiepskim prezesem, to był również beznadziejnym udziałowcem. Nawet nie miał pojęcia w jakiej kondycji jest jego własna firma, kto nią kieruje, czy ludzie, których sam zatrudniał, wciąż mają pracę. Był nieodpowiedzialnym gówniarzem. Musi się wziąć w garść. Uli w jego życiu już nie ma i nie będzie, ale ma pracę, ma firmę i to jej musi poświęcić całą swoją uwagę. Z czasem zapomni o niespełnionej miłości. W sumie już powoli zaczynał się godzić z tym, że ona nigdy nie będzie jego. Teraz FD było najważniejsze. Nieprzypadkowo na powrót wybrał dzisiejszy dzień. Od lat o tej porze spotykali się na zebraniu zarządu. Ruszył w kierunku wejścia.
Jego pojawienie się w firmie wzbudziło wielkie zainteresowanie wśród załogi. Nikt nie spodziewał się ujrzeć dzisiaj właśnie jego. Wjechał na piąte piętro. Nic się tu nie zmieniło. Daniel wiernie trwał na posterunku. Ruszył w jego kierunku, by dowiedzieć się, czy w kwestii terminu posiedzenia nic się nie zmieniło, gdy tuż za plecami usłyszał swoje imię, wypowiadane z wielkim niedowierzaniem
- Marek? – odwrócił się. Sebastian był zaskoczony, że jego przyjaciel pojawił się w firmie po tak długim czasie
- Cześć stary. Dobrze cię wiedzieć przyjacielu – panowie przywitali się serdecznie, klepiąc się po plecach
- Już myślałem, że cię nigdy nie zobaczę – Olszański był wyraźnie podekscytowany powrotem kumpla – Kiedy wróciłeś?
- Dzisiaj rano – uśmiechnął się niepewnie
- Noooo stary, dawno cię tu nie było.
- Oj dawno, dawno. Kiedyś musiałem wrócić i padło na dzisiaj. Powiedz mi, nie wiesz czy dziś jest zarząd?
- Jest, jest. Właściwie zaraz się powinien zacząć. To, że cię nie było pięć miesięcy nie znaczy, że się tu wiele zmieniło – powiedział Olszański z tajemniczym uśmiechem
- Jasne. Tylko prezes inny. Już się nie mogę doczekać, aż na honorowym miejscu zobaczę Aleksa – odparł z nutą goryczy. Sebastian zorientował się, że przyjaciel nie ma pojęcia o sytuacji firmy.
- Żebyś się nie zdziwił – rzucił, celowo nie wdając się w szczegóły. Dobrzański puścił tą uwagę mimo uszu.
- Dobra przyjacielu, idę na to zebranie. Czas zająć się firmą – westchnął - Wpadnę do ciebie po, to może uda mi się wyciągnąć ciebie na jakiś lunch. Musimy pogadać.
- Jasne. Będę czekać – klepnął przyjaciela po ramieniu, życząc powodzenia.
Dobrzański ruszył w kierunku konferencyjnej, zatrzymując się jeszcze obok Daniela i prosząc go o mocną kawę. Chłopak uprzejmie odparł, że przyniesie mu ją Aneta. ‘No proszę, firmie tak dobrze się powodzi, że zatrudnili nawet pannę do parzenia kawy. Aleks jest chyba cudotwórcą, a nie prezesem’ przemknęło mu przez myśl. Otworzył drzwi i zobaczył swojego ojca pochylonego nad dokumentami.
- Witaj tato
- Marek… Wreszcie jesteś – powiedział senior wyraźnie poruszony. Przytulił syna z wielką radością – Mama nie mogła doczekać się twojego powrotu. Mam nadzieję, że wróciłeś na dobre….
- Tak tato, dosyć tego uciekania od rzeczywistości – odparł i w tym momencie do środka wsunęła się Paulina
- Marco? – zapytała z niedowierzaniem
- Cześć Paula, pięknie wyglądasz – odparł z uśmiechem i pocałował ją w policzek
- Dziękuję. To chyba zasługa Lwa – powiedziała dumnie - Kiedy wróciłeś? – zapytała z wyraźnym zainteresowaniem
- Dzisiaj. Przyjechałem do firmy prosto z lotniska. Rozumiem, że czekamy jeszcze na Aleksa… - powiedział z wyraźną niechęcią. Perspektywa pracy pod rządami Febo nie wprawiała go w dobry nastrój. Już sobie wyobraża, jak Włoch się rządzi i na każdym kroku pokazuje swoją wyższość
- Nie, Aleks jest w Milano. Odstąpił mi swoje udziały i założył własną firmę we Włoszech – odparła Paulina zdumiona faktem, iż Marek nie ma pojęcia, co dzieje się w Febo&Dobrzański – myślałam, że wiesz
- Nie, nie wiem – był wyraźnie zaskoczony. Przez jego głowę przelatywała setka pytań ‘jak?’, ‘kto?’, ‘dlaczego?’ – To kto jest teraz…. – nie skończył, bo właśnie usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi i uprzejme ‘dzień dobry’. Nawet nie musiał się odwracać, bo doskonale wiedział, do kogo należy ten głos. Tego się nie spodziewał. Nie sądził, że ona wciąż tu jest.
Ona również nie spodziewała się zastać go tutaj właśnie dzisiaj. Nie sądziła, że zdecyduje się wrócić teraz. Stał tyłem, ale ona i tak wiedziała. Tą sylwetkę poznałaby na końcu świata. Odwrócił się. Oboje zamarli, intensywnie wpatrując się w swoje oczy. Paulina wraz z Krzysztofem przyglądali się tej scenie z zainteresowaniem. Westchnął niezauważalnie. Zapierało mu dech w piersiach. Była jeszcze piękniejsza, niż ją zapamiętał. Ona również wpatrywała się w niego zachwyconym spojrzeniem. Zmienił się. Przytył. Nieco dłuższe niż zwykle włosy, zaczesane go tyłu i kilkudniowy zarost sprawiały, że stał się jeszcze bardziej pociągający. Postanowił to przerwać. Spuścił wzrok, zajął swoje miejsce po drugiej stronie stołu i żywo zainteresował się leżącymi przed nim papierami.
Profesjonalizm przede wszystkim. Zaczęła zebranie. Starał się skupić na dokumentach, wynikach firmy. Starał się na nią nie spoglądać, ale nie zawsze mu się udawało. Ukradkiem ją obserwował. Szczególną uwagę przykuwały jej dłonie. Szukał na nich obrączki lub chociaż pierścionka. To, że tu jest, że wciąż pracuje w FD i nie wyjechała do Bostonu nie oznacza, że rozstała się z Piotrem. Pewnie zmienili plany, może anulowali Sosnowskiemu ten staż. Nie może sobie robić nadziei. Dość życia marzeniami. Wrócił tu dla firmy, a nie dla niej. Z jej stratą już się pogodził. Wszystkie jej pomysły, projekty, propozycje, popierał bez wahania. Wiedział, że wszystko co robi, robi dla dobra firmy, że nigdy by nie działała na jej niekorzyść. Musiał przyznać, że była najlepszym prezesem w historii tej firmy. Kierowała FD raptem pół roku, a niemal potroiła zyski. Raport finansowy prezentował się idealnie. Byli coraz mocniejszą marką na rynku, która wychodziła na pozycję lidera wśród największych i najlepszych. Skończyła i pospiesznie opuściła salę. Oni zostali jeszcze na głosowania. Po chwili Paulina wyszła z konferencyjnej. Kilka minut później Marek wraz z ojcem żywo o czym dyskutując. Dostrzegł ją kątem oka. Stała u wyjścia z sekretariatu. Czyżby na niego czekała? Jak zwykle robił sobie nadzieję. Pewnie Piotr ma wpaść i zabrać ją na lunch. Pożegnał się z ojcem obiecując, że wpadanie dziś na kolację i ruszył w kierunku gabinetu dyrektora HR.
- Marek – usłyszał jej głos za plecami. Odwrócił się i dostrzegł, że stoi tuż przy nim. Spojrzał na nią pytająco – Wracasz do nas na stałe? – zapytała ni z gruszki ni z pietruszki. W sumie sama nie wiedziała od czego zacząć.
- Nie wiem. Wróciłem do Polski kilka godzin temu. Nie mam jeszcze pojęcia co będę robił – odparł zgodnie z prawdą, lustrując ją wzrokiem
- Aha. A może…. – zawahała się – Może zjemy razem lunch? – zaproponowała. Dostrzegł w jej oczach nadzieję. Takiej propozycji się nie spodziewał. W myślach wciąż sobie powtarzał, że to nic nie znacząca propozycja, że pewnie chce dowiedzieć się, gdzie był, a przede wszystkim czy zamierza być znowu prezesem. Zwykły obiad dwójki znajomych, nic więcej.
- Wiesz co… - westchnął – przepraszam cię bardzo, ale jestem już umówiony z Sebastianem – czyżby była zawiedziona? Tak, chyba tak
- Jasne. Może innym razem – zawód ewidentnie malował się na jej twarzy. Uśmiechnęła się do niego sztucznie i ruszyła w kierunku swojego gabinetu. Poczuł się jak palant. Najważniejsza dla niego kobieta na świecie proponuje mu spotkanie, a on tak po prostu ją spławia. Idiota! Co z tego, że jest z Piotrem, co z tego, że on i tak nie ma u niej szans. Ale to wcale nie oznacza, że nie może spędzić godziny w jej towarzystwie. Przecież jeszcze kilka miesięcy temu dałby się pokroić za taką propozycję, do niedawna marzył o tym, by to ona przystała na jego zaproszenia, a teraz ją odrzuca. Przecież jest dla niego ważna, najważniejsza. Mogą tam iść tak po prostu, pogadać, bez robienia sobie nadziei i snucia planów na przyszłość.
- Ula – krzyknął, gdy była już po drugiej stronie korytarza. Zatrzymała się i odwróciła z niepewną miną. Szybko znalazł się przy niej – To może kawa po pracy? – szeroki uśmiech przyozdobił jej twarz i przytakująco pokiwała głową – Kończysz jak zwykle o siedemnastej?
- Tak – odparła cicho
- Będę czekał w tej kawiarni przy parku – darował sobie stwierdzenie ‘naszej kawiarni’, mimo, że kiedyś chodzili tam notorycznie. Przecież oni od dawna nie mają już wspólnych miejsc.
- Do zobaczenia – powiedziała z wyraźną radością w głosie i zniknęła w gabinecie.
Nie miał pojęcia czy dobrze robi. Bał się, że znów będzie żałował. Poszedł do Olszańskiego.
Kwadrans przed siedemnastą pojawił się w lokalu. Wybrał stolik przy oknie. Ich stolik. Zawsze tam siadali. Był tak pogrążony we własnych myślach, iż nawet nie zauważył, że przyszła. Dostrzegł ją dopiero, gdy stanęła obok stolika. Zerwał się z miejsca i pomógł zdjąć płaszcz. Zwrócił uwagę na zegar wisząc tuż nad barem. Była szesnasta pięćdziesiąt pięć. Niezauważalnie uśmiechnął się pod nosem. Koniec świata. Panna Cieplak zrywa się wcześniej z pracy. To nie do pomyślenia. Czyżby nie mogła doczekać się ich spotkania?
- Chyba byłeś trochę zaskoczony, gdy zobaczyłeś mnie na posiedzeniu zarządu – zaczęła. Tak wiele chciała mu powiedzieć, tak wiele chciała się od niego dowiedzieć….
- Owszem. Byłem przekonany, że wyjechałaś z Piotrem, a firmą zarządza teraz Aleks.
- Myślałam, że rodzice ci powiedzieli, albo Sebastian… – jak to możliwe, że nikt mu nie powiedział, nawet nie wspomniał, że ona wciąż tam pracuje
- Nie. Nie kontaktowałem się z nikim. Musiałem się odciąć od całego świata. Wyłączyłem telefon tuż przed pokazem i zaszyłem się w Danii – opowiadał – początkowo na kilkanaście dni. Zostałem na dłużej.
- Wyłączyłeś telefon – powiedziała zawiedziona bardziej do siebie, niż do niego. Nie odsłuchał jej wiadomości, na pewno jej nie odsłuchał. Nie bardzo wiedział, o co jej chodzi. Czyżby próbowała się z nim skontaktować? Postanowił nie drążyć. Wróci do domu, to uruchomi komórkę.
- A wy dlaczego nie pojechaliście do Bostonu? – zadał w końcu to pytanie, które od rana nie dawało mu spokoju
- Piotr pojechał – odparła wpatrując się mu prosto w oczy . Zaskoczyła go.
- A ty? Czemu ty – zaczął niepewnie, ale przerwała mu
- Gdy dowiedziałam się o twoim wypadku zrozumiałam, że nigdy nie będę wstanie go pokochać. Rozstaliśmy się. On poleciał. Ja zostałam – zaskoczyła go. Nie tego się spodziewał. Znów karmiła go nadzieją – Marek, jesteś szczęśliwy? – po raz kolejny tego dnia wprawiła go w zdumienie. I co on ma jej teraz powiedzieć? Że bez niej nie potrafi… Bez sensu.
- Próbowałem odnaleźć swoje szczęście w Danii. Jak widzisz znów jestem tutaj – odparł nieco wymijająco. Nie mógł zdobyć się na to by powiedzieć jej wprost. Po raz kolejny był tchórzem, który boi się mówić o swoich uczuciach
- Myślisz, że między nami mogłoby się jeszcze poukładać? – jego oczy były teraz wielkości pięciozłotówki. Ta dziewczyna chyba nigdy nie przestanie go zadziwiać. Zaryzykowała. Musiała zadać mu to pytanie. Przecież jeszcze przed pokazem widziała, że mu na niej zależy, że się stara. Wtedy sądziła, że koniec końców wrócił do Pauliny, ale on wcale nie pojechał do Włoch. Gdy po tygodniu panna Febo wróciła sama, a u jej boku zaczął coraz częściej pojawiać się Korzyński, dotarło do niej, że źle interpretowała sytuację, że oni wcale do siebie nie wrócili.
- A ty w to wierzysz? A przede wszystkim czy tego chcesz? – zapytał, trochę bojąc się jej odpowiedzi. Jednak odważył się. Przecież cała tak ich rozmowa była dziwna. Zadawała mu dziwne pytania, sprowadzała ją na dziwne tory. Dawała pewnego rodzaju sygnały. Musiał spróbować, bo będzie żałował do końca życia. Wyciągnęła do niego rękę. Musi wykorzystać tą szansę.
- Gdybym w to nie wierzyła, nie czekałabym na ciebie tyle miesięcy – poczuł ciepło rozlewające się w jego wnętrzu. Serce znów zaczęło bić mocniej. Bał się, że już nigdy nie doświadczy tego uczucia. Chwycił jej dłoń w swoją. Kciukiem czule pogładził jej wierzch.  
- Przecież wiesz, że cię kocham. Próbowałem o tobie zapomnieć, wymazać z pamięci, ale ktoś mi kiedyś powiedział, że jak się kogoś kocha, to nie można tak po prostu przestać. Teraz wiem, że to prawda – po jej policzku spłynęła samotna łza. Starła ją szybko – A ty… kochasz mnie jeszcze? – znał odpowiedź, ale chciał ją usłyszeć
- Z każdym dniem coraz bardziej – odparła mocno splatając ich palce. Szczęście wybuchło w ich wnętrzach, w ich sercach. Wracając do Polski nawet nie liczył na to, że ją tu zastanie. W najśmielszych snach nie przypuszczał, że finał ich spotkania może być tak szczęśliwie zaskakujący. Gdyby wiedział, gdyby tylko wiedział, wróciłby wcześniej. Ba, w ogóle by nie wyjeżdżał. Ale z drugiej strony ta sytuacja, ta historia wcale nie była pozbawiona sensu. Teraz rozumieli, że ta rozłąka, te tygodnie spędzone oddzielnie były im potrzebne, by mogli zrozumieć, że są dla siebie najważniejsi na świecie, i że to się nigdy nie zmieni. 



‘Zaiste! Nic tak uczuć w sercach nie rozpala,

Jako kiedy się serce od serca oddala’ 
A. Mickiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz