B

środa, 8 maja 2013

'Kocham Was' XII

Nie odstępował jej na krok. Wiedział, że bardzo to przeżywa, że boi się, dlatego chociaż swoją obecnością chciał dodać jej otuchy. Sam też się bał. O dziecko, ale także o nią. Musiał być silny. Poprosił profesora, by mógł jej towarzyszyć jak najdłużej. Martines bardzo polubił tą parę, dlatego nawet pozwolił Dobrzańskiemu w specjalnym stroju wejść na salę operacyjną. Trzymał ją za rękę, szeptał uspokajające słowa do momentu, aż narkoza nie zaczęła działać. Spojrzał na nią po raz ostatni i wyszedł na korytarz. Teraz mógł jedynie czekać i modlić się.
Nie miał pojęcia ile czasu minęło. Kilkadziesiąt minut, czy kilka godzin… Wreszcie ją wywieźli z bloku operacyjnego. Od razu znalazł się przy niej. Spała. Ginekolog zapewnił go, że wszystko jest w porządku, że musi odpocząć po narkozie, że przez najbliższe dwa - trzy dni nie może wstawać. Pielęgniarki ustawiły łóżko z nią w sali i zostawiły ich samych. Przebudziła się na chwilę i słabym głosem spytała
- Widziałeś go?
- Nie. Od razu zabrali go na zabieg. Pielęgniarka powiedziała, że mamy pięknego, silnego syna. Pięćdziesiąt cztery centymetry i trzy sześćset wagi.
Samotna łza spłynęła po jej policzku. Jej dziecko, jej malutka kruszynka, której nie widziała nawet przez ułamek sekundy. Zasnęła.
Po czterech godzinach do jej sali cicho wsunął się Martines i poprosił Marka na korytarz.
- Mam dobre wieści – odparł wyraźnie zmęczony profesor – Wszystko jest w porządku. Udało się zabieg wykonać laparoskopowo, więc mały nie będzie miał nawet wielkich blizn. Wasz synek będzie zdrowy i będzie się prawidłowo rozwijał – w oczach Dobrzańskiego pojawiły się łzy
- Dziękuję, bardzo dziękuję profesorze – odparł wzruszonym głosem, ściskając rękę lekarza – mogę go zobaczyć?
- Za jakąś godzinę, dobrze. Dopiero za chwilę zostanie przewieziony na oddział noworodków, muszą go jeszcze podłączyć pod aparaturę. Za godzinę będzie już gotowy na wizytę tatusia – Marek uśmiechnął się szeroko na dźwięk ostatniego słowa. Był dumny.
Nim wrócił do Uli obdzwonił ich najbliższych. Cieplak, jego matka, Alicja, Seba, Maciek i Pshemko, gratulowali przyjścia na świat Antka. Wszystkim po kolei opowiadał, że operacja się udała, że Ula czuje się dobrze, ale jest bardzo osłabiona.
Wreszcie zobaczył swojego pierworodnego. Co prawda z daleka i przez szybę, ale i tak dla niego było to wyjątkowe przeżycie. Najpiękniejszy owoc ich miłości.
- Jesteś taki malutki, a tak naprawdę jesteś moim największym, życiowym sukcesem… - wyszeptał. Samotna łza spłynęła po jego policzku.  
Poprosił pielęgniarkę, by zrobiła Antosiowi kilka zdjęć jego komórką. Wiedział, że Ula nie będzie mogła tu przyjść, a on nie może zabrać małego do niej. Chciał chociaż w ten sposób zrekompensować jej ten brak kontaktu z dzieckiem. Wrócił do jej pokoju. Wciąż spała. Ten zabieg i stres wyssał z niej całą energię. Usiadł przy jej łóżku i gładził jej dłoń. Ocknęła się. Widział, że jest już bardziej świadoma tego, co dzieje się wokół, niż tuż po operacji. Widział, że wypoczęła odrobinę. Uśmiechnął się do niej czule. Nawet nie zdążyła otworzyć ust, wiedział o co chce zapytać
- Wszystko dobrze. Już po – odparł uspokajająco. Widział, że odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Byłeś u niego?
- Tak – odparł krótko, celowo nie wdając się w szczegóły.  Droczył się z nią.
- I jaki on jest? – dopytywała. Chciała wyciągnąć od niego jak najwięcej szczegółów
- Jakby ci to powiedzieć – zaczął tajemniczo. Chciał ją trochę rozbawić – Jestem zawiedziony – spojrzała na niego zaskoczona, nie bardzo wiedziała o co mu chodzi – liczyłem na to, że choć trochę będzie do mnie podobny. A to cały Cieplak – powiedział z udawanym oburzeniem – Z Dobrzańskich ma tylko nazwisko – dodał smutno. Roześmiała się na całe gardło, choć ból brzucha bardzo jej tą radość utrudniał. Dołączył do niej. Śmiali się razem, ciesząc się ze swojego szczęścia. Wyciągnął telefon i pokazał jej zdjęcia. Chłonęła ja jak gąbka. Wiedział, że jest jej przykro, że nie może zobaczyć go na żywo, nie może wziąć na ręce i przytulić. Fotografie rzeczywiście prezentowały podobieństwo małego do niej. Miał jej usta, kolor włosów i te nieziemsko błękitne oczy. W jej oczach gromadziły się łzy.
- Nasz malutki Antoś… Jest cudowny – wyszeptała niemal bezgłośnie.
- Tak jak jego mama – odparł z miłością wpatrując się w jej oczy – Dziękuję ci kochanie za niego – musnął ustami jej skroń
- To ja ci dziękuję. Gdyby nie ty, pewnie nigdy nie zostałabym matką – wybuchnął śmiechem
- Co ty opowiadasz? – śmiał się dalej
- Gdy zaczęłam pracę w FD i trochę lepiej cię poznałam, zapisałam w swoim pamiętniku jedno, bardzo ważne zdanie – zaczęła poważnym tonem – Jak dzieci, to tylko z Dobrzańskim.
- Kocham cię – chciała coś powiedzieć, zamknął jej usta słodkim pocałunkiem.

W tym samym czasie w Warszawie Helena Dobrzańska właśnie dostała od syna zdjęcia nowonarodzonego wnuka. Nie kryła łez wzruszenia oglądając tego malca na ekranie swojego telefonu. Wreszcie została babcią. Spełniło się jej największe marzenie. Była szczęśliwa tym bardziej wiedząc, że jej wnuk jest już zdrowy i nic mu nie zagraża. Wciąż nie wiedziała co zaszło między Markiem, a jej mężem. Była pewna, że syn nie poinformował Krzysztofa o narodzinach Antoniego Dobrzańskiego. Wzięła telefon w dłoń i ruszyła w kierunku gabinetu męża. Zastała Krzysztofa nad jakąś książką. Stanęła przed nim i intensywnie wpatrując się w jego twarz powiedziała
- Dzisiaj zostaliśmy dziadkami. To Antoś, twój wnuk – mówiąc to położyła swoją komórkę przed mężem i szybko opuściła gabinet. Krzysztof siedział, jak sparaliżowany. Nawet nie mógł ruszyć ręką. Pustym wzrokiem wpatrywał się w leżące przed nim urządzenie. W końcu chwycił je w dłoń i przyjrzał się zdjęciu. Rozpłakał się jak małe dziecko.

Wciąż nie mogła wstawać. Wielokrotnie próbowała przekonać lekarza by pozwolił jej pójść na oddział noworodków chociaż na kwadrans. Dla jej zdrowia był nieugięty. Była bezsilna, gdy po stronie lekarza stawał także Dobrzański. Wysyłała go co godzinę, by sprawdzał, czy z Antkiem wszystko w porządku, czy śpi, czy nie płacze. Mały czuł się świetnie i szybko nabierał sił. Ona również. Zaczynała siadać. Rana na brzuchu bolała coraz mniej. Trzeciego dnia od cesarki udało jej się ubłagać lekarza, by pozwolił jej zobaczyć  dziecko. Ginekolog dał im zielone światło. Salowa przyprowadziła dla niej wózek, by Marek mógł ją zawieźć na trzecie piętro, na oddział noworodków. Wreszcie go ujrzała. Był taki malutki, bezbronny. Tak bardzo chciała go wziąć na ręce, nakarmić. Musiała na to jeszcze poczekać. Na jego klatce piersiowej wciąż był dość spory opatrunek.
Poszedł po kawę. Przynajmniej tak jej powiedział. Prawda była zupełnie inna. Mijała piąta doba od operacji. Wszystko było w porządku i goiło się błyskawicznie. Stanął w drzwiach jej sali i uśmiechnął się szeroko
- Masz gościa – mówiąc to wsunął do pomieszczenia szpitalne łóżeczko Antka. Ostrożnie wyjął małego i podał go jej. Pierwszy raz tuliła w ramionach swoje dziecko, ich dziecko. Płakała ze szczęścia. Tak długo czekała na ten moment. Poczuła się prawdziwą matką, gdy nadeszła pora karmienia i jej syn z prawdziwą zachłannością przyssał się do jej sutka. Dobrzański był świadkiem tej wyjątkowej sceny. Był szczęśliwy. Miał obok siebie dwie najważniejsze osoby w życiu, dwa skarby, które musi chronić. Dotarło do niego, że wreszcie tworzą prawdziwą rodzinę. Taką, o jakiej zawsze marzył.

Wciąż unikał tematu. Nawet nie zamienił z nią zdania o Antku. Widziała, że coś się z nim dzieje, ale nie chciał rozmawiać, więc ona postanowiła nie drążyć. Nie zmusi go do kontaktów z Markiem i jego rodziną. Nie potrafiła tego zrozumieć, trudno jej to było zaakceptować, ale była bezsilna.
Ula była jeszcze zbyt słaba, by dźwigać małego. Mogła już wstawać, normalnie się poruszać, ale blisko czterokilogramowe dziecko, to za duży wysiłek. Dlatego też pierwsza kąpiel spadła na Marka. Był podekscytowany ale i lekko przestraszony. Ula przyglądała się tej scenie z zainteresowaniem i wzruszeniem. Pielęgniarka pokazywała mu jak kąpać i zakładać pieluchę. W roli ojca sprawdzał się idealnie. Antek uwielbiał wodę. W przeciwieństwie do innych dzieci na kąpiel reagował uśmiechem, a nie płaczem. Uśmiech na jego twarzy pozwolił im dostrzec, że jednak odziedziczył coś po ojcu – urocze dołeczki.

Cieplakówna czuła się świetnie. Blizna się zagoiła. Mały również wszystkie badania przechodził śpiewająco. Cały personel szpitala zachwycał się, że Dobrzański junior to dziecko, które w ogóle nie płacze. Wyniki były prawidłowe. Po wadzie nie było śladu. Mogli wracać do Polski.
Od kilku dni przez ich dom przewinęła się pokaźna grupa znajomych. Wszyscy chcieli poznać Antoniego Dobrzańskiego, uroczego malca, o którego zdrowie rodzice uparcie walczyli przez ostatnie tygodnie. Mały podbijał serca nowych cioć i wujków. Totalnie zawojował Pshemko. Dziadek Józef nie krył dumy. Matka Marka też była poruszona, gdy po raz pierwszy wzięła tego szkraba na ręce.

Pewnego wieczora Ula zaczęła temat, który męczył ją od dawna. Rozumiała, że Marek pokłócił się z ojcem, że jest bardzo dumny, dlatego nie wyciągnął ręki po pomoc, ale uważała, że mimo wszystko wypada, by pokazać mu Antka.
- Kochanie, może byśmy zaprosili następnym razem twoją mamę wraz z ojcem – obrzucił ją badawczym spojrzeniem
- Nie- odparł krótko i wrócił do czytania gazety
- Marek, ja rozumiem, że się pokłóciliście, ale dla dobra Antosia… - przerwał jej
- Pozwól, że w tej kwestii ja sam będę decydował co jest najlepsze dla naszego syna – powiedział zdecydowanym tonem
- Marek, nasz syn ma dwóch dziadków – nie dawała za wygraną
- Nie – gwałtownie zaprzeczył – Nasz syn ma jedną babcię i jednego dziadka. Temat uważam za zamknięty – wstał i chciał wyjść do kuchni
- Ja wcale nie uważam, że temat jest zamknięty
- A ja owszem. Już dawno mi obiecałaś, że nie będziesz drążyć, więc po raz kolejny cię proszę daj już spokój – zakończył rozmowę wychodząc z salonu. Widziała, że jest zdenerwowany, że przeżywa tą sytuację z ojcem. Krzysztof musiał powiedzieć mu coś, co bardzo go dotknęło.

Wychodzili właśnie na kolację do znajomych.
- Pięknie wyglądasz Helenko – powiedział Dobrzański wchodząc do ich sypialni – do tej sukienki i tego naszyjnika idealnie pasowałby ten twój złoty zegarek - zauważył
- Nie mam go – odparła obojętnie
- Jak to go nie masz? To co się z nim stało? – zainteresował się
- Sprzedałam – rzuciła, nawet na niego nie spoglądając
- Sprzedałaś zegarek, który dostałaś ode mnie w prezencie na dwudziestą piątą rocznicę ślubu? – nie krył swojego oburzenia
- Owszem. Był wiele wart, a ja musiałam ratować naszego wnuka – powiedziała wpatrując się mu prosto w oczy i bacznie obserwując jego reakcję. Zbladł – Marek zbierał potrzebną kwotę na operację swojego synka, który bez niej by nie przeżył. Mimo, że bardzo się starał była to ogromna suma. Brakowało mu pieniędzy. Nie mogłam pozwolić, by mojemu wnukowi coś się stało – wyjaśniała rzeczowo. Milczał. Wpatrywał się w jej oczy smutnym wzrokiem. W końcu się odezwał
- Czemu nie przyszedł z tym do mnie? – powiedział bardziej do siebie, niż do żony. Zadał to pytanie, chociaż doskonale znał odpowiedź.
- Może dlatego, że od momentu jego odejścia z FD ani razu się do niego nie odezwałeś, nie zapytałeś jak sobie radzi, nie pogratulowałeś, że zostanie ojcem. Ty nawet mnie się nie zapytałeś co się dzieje u naszego jedynego syna, mimo, że doskonale wiedziałeś, że się z nim kontaktuję – było w niej tyle żalu. Wreszcie jej mąż zaczął ten temat, więc postanowiła powiedzieć to, co chciała mu wygarnąć od dawna – Nie wiem co zaszło między wami, ale wiem, że Marek ma do ciebie ogromny żal. Ja od początku wiedziałam, że on odszedł z firmy przez ciebie! Czy chociaż raz zastanowiłeś się, czy twój syn ma za co żyć, czy ma za co utrzymać rodzinę? Wiesz, że wraz z przyjacielem założył kawiarnię, że kupił dom po drugiej stronie miasta? Ani razu nie zapytałeś się o Antka! Czy ciebie w ogóle obchodzi twój wnuk? Przecież tak bardzo chciałeś zostać dziadkiem! Antoś ma już prawie trzy miesiące, a ty tak naprawdę nie wiesz, jak wygląda. Całe szczęście, że Marek nie poszedł w twoje ślady i jest wspaniałym ojcem, bo ty kompletnie się nie sprawdzasz! Nie miałeś z nim kontaktu od roku, zostawiłeś go samego, mimo, że bardzo potrzebował naszego wsparcia – ciągnęła dalej. Jej mąż słuchał tego w milczeniu. Nawet nie wiedział co ma powiedzieć, bo przecież Helena miała rację – Dla ciebie od początku liczył się tylko Aleks. Zawsze jego stawiałeś na pierwszym miejscu. Zawsze to widziałam, ale nic nie mówiłam, bo Marek i tak radził sobie świetnie. Może nawet to bardziej go motywowało. Nigdy w życiu go nie pochwaliłeś, nie powiedziałeś dobrego słowa, mimo, że starał się z całych sił, byś był z niego dumny! Twój rodzony syn radzi sobie świetnie. Dzięki Uli stał się odpowiedzialnym mężczyzną. Jest świetnym ojcem, który za wszelką cenę walczył o swoje dziecko i będzie dobrym mężem, bo bardzo ją kocha. A co zrobił Aleks? Nawet nie potrafi stworzyć normalnego związku. Jest w nim pełno nienawiści, nie potrafi pokochać żadnej kobiety. I co najważniejsze powoli doprowadza twoją ukochaną firmę na dno! Zawiodłeś mnie Krzysztof – spojrzała na męża po raz ostatni i wyszła z sypialni. Miała rację. Zawiódł na całej linii. Ruszył za nią. Zastał ją w salonie.
- Powiedziałem Markowi, żeby Cieplak usunęła ciążę – powiedział cicho, wstydząc się swojego pomysłu
- Słucham? – Helena sądziła, że się przesłyszała
- Chciałem ratować jego związek z Paulinką. Sądziłem, że to kolejna przygoda na jego koncie, która tym razem zakończyła się poważniejszymi konsekwencjami. Nie chciałem słuchać, gdy mówił, że ją kocha. Zaproponowałem, że dam mu pieniądze na zabieg.
- Jak mogłeś? – krzyknęła na tyle głośno, że Zosia wychyliła się na chwilę z kuchni, sprawdzając, czy nie dzieje się nic niepokojącego – Jak mogłeś? – zapytała już ciszej. Była w szoku. Nie sądziła, że jej męża będzie stać na taką propozycję. Teraz świetnie rozumiała Marka. – Ula i Antek to najlepsze, co spotkało Marka. Z Pauliną nigdy nie był taki szczęśliwy. On nigdy ci tego nie wybaczy - westchnął ciężko. Jego żona miała rację, skrzywdził syna niewybaczalnie. Był fatalnym ojcem i nigdy nie będzie miał okazji być dziadkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz