Nie odstępował jej na krok.
Wiedział, że bardzo to przeżywa, że boi się, dlatego chociaż swoją obecnością
chciał dodać jej otuchy. Sam też się bał. O dziecko, ale także o nią. Musiał
być silny. Poprosił profesora, by mógł jej towarzyszyć jak najdłużej. Martines
bardzo polubił tą parę, dlatego nawet pozwolił Dobrzańskiemu w specjalnym
stroju wejść na salę operacyjną. Trzymał ją za rękę, szeptał uspokajające słowa
do momentu, aż narkoza nie zaczęła działać. Spojrzał na nią po raz ostatni i
wyszedł na korytarz. Teraz mógł jedynie czekać i modlić się.
Nie miał pojęcia ile czasu
minęło. Kilkadziesiąt minut, czy kilka godzin… Wreszcie ją wywieźli z bloku
operacyjnego. Od razu znalazł się przy niej. Spała. Ginekolog zapewnił go, że
wszystko jest w porządku, że musi odpocząć po narkozie, że przez najbliższe dwa
- trzy dni nie może wstawać. Pielęgniarki ustawiły łóżko z nią w sali i
zostawiły ich samych. Przebudziła się na chwilę i słabym głosem spytała
- Widziałeś go?
- Nie. Od razu zabrali go na
zabieg. Pielęgniarka powiedziała, że mamy pięknego, silnego syna. Pięćdziesiąt
cztery centymetry i trzy sześćset wagi.
Samotna łza spłynęła po jej
policzku. Jej dziecko, jej malutka kruszynka, której nie widziała nawet przez
ułamek sekundy. Zasnęła.
Po czterech godzinach do jej sali
cicho wsunął się Martines i poprosił Marka na korytarz.
- Mam dobre wieści – odparł
wyraźnie zmęczony profesor – Wszystko jest w porządku. Udało się zabieg wykonać
laparoskopowo, więc mały nie będzie miał nawet wielkich blizn. Wasz synek
będzie zdrowy i będzie się prawidłowo rozwijał – w oczach Dobrzańskiego
pojawiły się łzy
- Dziękuję, bardzo dziękuję
profesorze – odparł wzruszonym głosem, ściskając rękę lekarza – mogę go
zobaczyć?
- Za jakąś godzinę, dobrze.
Dopiero za chwilę zostanie przewieziony na oddział noworodków, muszą go jeszcze
podłączyć pod aparaturę. Za godzinę będzie już gotowy na wizytę tatusia – Marek
uśmiechnął się szeroko na dźwięk ostatniego słowa. Był dumny.
Nim wrócił do Uli obdzwonił ich
najbliższych. Cieplak, jego matka, Alicja, Seba, Maciek i Pshemko, gratulowali
przyjścia na świat Antka. Wszystkim po kolei opowiadał, że operacja się udała,
że Ula czuje się dobrze, ale jest bardzo osłabiona.
Wreszcie zobaczył swojego
pierworodnego. Co prawda z daleka i przez szybę, ale i tak dla niego było to
wyjątkowe przeżycie. Najpiękniejszy owoc ich miłości.
- Jesteś taki malutki, a tak naprawdę
jesteś moim największym, życiowym sukcesem… - wyszeptał. Samotna łza spłynęła
po jego policzku.
Poprosił pielęgniarkę, by zrobiła
Antosiowi kilka zdjęć jego komórką. Wiedział, że Ula nie będzie mogła tu
przyjść, a on nie może zabrać małego do niej. Chciał chociaż w ten sposób
zrekompensować jej ten brak kontaktu z dzieckiem. Wrócił do jej pokoju. Wciąż
spała. Ten zabieg i stres wyssał z niej całą energię. Usiadł przy jej łóżku i
gładził jej dłoń. Ocknęła się. Widział, że jest już bardziej świadoma tego, co
dzieje się wokół, niż tuż po operacji. Widział, że wypoczęła odrobinę. Uśmiechnął
się do niej czule. Nawet nie zdążyła otworzyć ust, wiedział o co chce zapytać
- Wszystko dobrze. Już po –
odparł uspokajająco. Widział, że odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Byłeś u niego?
- Tak – odparł krótko, celowo nie
wdając się w szczegóły. Droczył się z
nią.
- I jaki on jest? – dopytywała.
Chciała wyciągnąć od niego jak najwięcej szczegółów
- Jakby ci to powiedzieć – zaczął
tajemniczo. Chciał ją trochę rozbawić – Jestem zawiedziony – spojrzała na niego
zaskoczona, nie bardzo wiedziała o co mu chodzi – liczyłem na to, że choć trochę
będzie do mnie podobny. A to cały Cieplak – powiedział z udawanym oburzeniem –
Z Dobrzańskich ma tylko nazwisko – dodał smutno. Roześmiała się na całe gardło,
choć ból brzucha bardzo jej tą radość utrudniał. Dołączył do niej. Śmiali się
razem, ciesząc się ze swojego szczęścia. Wyciągnął telefon i pokazał jej
zdjęcia. Chłonęła ja jak gąbka. Wiedział, że jest jej przykro, że nie może
zobaczyć go na żywo, nie może wziąć na ręce i przytulić. Fotografie
rzeczywiście prezentowały podobieństwo małego do niej. Miał jej usta, kolor
włosów i te nieziemsko błękitne oczy. W jej oczach gromadziły się łzy.
- Nasz malutki Antoś… Jest
cudowny – wyszeptała niemal bezgłośnie.
- Tak jak jego mama – odparł z
miłością wpatrując się w jej oczy – Dziękuję ci kochanie za niego – musnął
ustami jej skroń
- To ja ci dziękuję. Gdyby nie
ty, pewnie nigdy nie zostałabym matką – wybuchnął śmiechem
- Co ty opowiadasz? – śmiał się
dalej
- Gdy zaczęłam pracę w FD i
trochę lepiej cię poznałam, zapisałam w swoim pamiętniku jedno, bardzo ważne
zdanie – zaczęła poważnym tonem – Jak dzieci, to tylko z Dobrzańskim.
- Kocham cię – chciała coś
powiedzieć, zamknął jej usta słodkim pocałunkiem.
W tym samym czasie w Warszawie
Helena Dobrzańska właśnie dostała od syna zdjęcia nowonarodzonego wnuka. Nie
kryła łez wzruszenia oglądając tego malca na ekranie swojego telefonu. Wreszcie
została babcią. Spełniło się jej największe marzenie. Była szczęśliwa tym
bardziej wiedząc, że jej wnuk jest już zdrowy i nic mu nie zagraża. Wciąż nie
wiedziała co zaszło między Markiem, a jej mężem. Była pewna, że syn nie
poinformował Krzysztofa o narodzinach Antoniego Dobrzańskiego. Wzięła telefon w
dłoń i ruszyła w kierunku gabinetu męża. Zastała Krzysztofa nad jakąś książką.
Stanęła przed nim i intensywnie wpatrując się w jego twarz powiedziała
- Dzisiaj zostaliśmy dziadkami.
To Antoś, twój wnuk – mówiąc to położyła swoją komórkę przed mężem i szybko
opuściła gabinet. Krzysztof siedział, jak sparaliżowany. Nawet nie mógł ruszyć
ręką. Pustym wzrokiem wpatrywał się w leżące przed nim urządzenie. W końcu
chwycił je w dłoń i przyjrzał się zdjęciu. Rozpłakał się jak małe dziecko.
Wciąż nie mogła wstawać.
Wielokrotnie próbowała przekonać lekarza by pozwolił jej pójść na oddział
noworodków chociaż na kwadrans. Dla jej zdrowia był nieugięty. Była bezsilna,
gdy po stronie lekarza stawał także Dobrzański. Wysyłała go co godzinę, by
sprawdzał, czy z Antkiem wszystko w porządku, czy śpi, czy nie płacze. Mały
czuł się świetnie i szybko nabierał sił. Ona również. Zaczynała siadać. Rana na
brzuchu bolała coraz mniej. Trzeciego dnia od cesarki udało jej się ubłagać
lekarza, by pozwolił jej zobaczyć
dziecko. Ginekolog dał im zielone światło. Salowa przyprowadziła dla
niej wózek, by Marek mógł ją zawieźć na trzecie piętro, na oddział noworodków.
Wreszcie go ujrzała. Był taki malutki, bezbronny. Tak bardzo chciała go wziąć
na ręce, nakarmić. Musiała na to jeszcze poczekać. Na jego klatce piersiowej
wciąż był dość spory opatrunek.
Poszedł po kawę. Przynajmniej tak
jej powiedział. Prawda była zupełnie inna. Mijała piąta doba od operacji.
Wszystko było w porządku i goiło się błyskawicznie. Stanął w drzwiach jej sali
i uśmiechnął się szeroko
- Masz gościa – mówiąc to wsunął
do pomieszczenia szpitalne łóżeczko Antka. Ostrożnie wyjął małego i podał go
jej. Pierwszy raz tuliła w ramionach swoje dziecko, ich dziecko. Płakała ze
szczęścia. Tak długo czekała na ten moment. Poczuła się prawdziwą matką, gdy
nadeszła pora karmienia i jej syn z prawdziwą zachłannością przyssał się do jej
sutka. Dobrzański był świadkiem tej wyjątkowej sceny. Był szczęśliwy. Miał obok
siebie dwie najważniejsze osoby w życiu, dwa skarby, które musi chronić.
Dotarło do niego, że wreszcie tworzą prawdziwą rodzinę. Taką, o jakiej zawsze
marzył.
Wciąż unikał tematu. Nawet nie
zamienił z nią zdania o Antku. Widziała, że coś się z nim dzieje, ale nie
chciał rozmawiać, więc ona postanowiła nie drążyć. Nie zmusi go do kontaktów z
Markiem i jego rodziną. Nie potrafiła tego zrozumieć, trudno jej to było
zaakceptować, ale była bezsilna.
Ula była jeszcze zbyt słaba, by
dźwigać małego. Mogła już wstawać, normalnie się poruszać, ale blisko
czterokilogramowe dziecko, to za duży wysiłek. Dlatego też pierwsza kąpiel
spadła na Marka. Był podekscytowany ale i lekko przestraszony. Ula przyglądała
się tej scenie z zainteresowaniem i wzruszeniem. Pielęgniarka pokazywała mu jak
kąpać i zakładać pieluchę. W roli ojca sprawdzał się idealnie. Antek uwielbiał
wodę. W przeciwieństwie do innych dzieci na kąpiel reagował uśmiechem, a nie
płaczem. Uśmiech na jego twarzy pozwolił im dostrzec, że jednak odziedziczył
coś po ojcu – urocze dołeczki.
Cieplakówna czuła się świetnie.
Blizna się zagoiła. Mały również wszystkie badania przechodził śpiewająco. Cały
personel szpitala zachwycał się, że Dobrzański junior to dziecko, które w ogóle
nie płacze. Wyniki były prawidłowe. Po wadzie nie było śladu. Mogli wracać do
Polski.
Od kilku dni przez ich dom
przewinęła się pokaźna grupa znajomych. Wszyscy chcieli poznać Antoniego
Dobrzańskiego, uroczego malca, o którego zdrowie rodzice uparcie walczyli przez
ostatnie tygodnie. Mały podbijał serca nowych cioć i wujków. Totalnie zawojował
Pshemko. Dziadek Józef nie krył dumy. Matka Marka też była poruszona, gdy po
raz pierwszy wzięła tego szkraba na ręce.
Pewnego wieczora Ula zaczęła
temat, który męczył ją od dawna. Rozumiała, że Marek pokłócił się z ojcem, że
jest bardzo dumny, dlatego nie wyciągnął ręki po pomoc, ale uważała, że mimo
wszystko wypada, by pokazać mu Antka.
- Kochanie, może byśmy zaprosili
następnym razem twoją mamę wraz z ojcem – obrzucił ją badawczym spojrzeniem
- Nie- odparł krótko i wrócił do
czytania gazety
- Marek, ja rozumiem, że się
pokłóciliście, ale dla dobra Antosia… - przerwał jej
- Pozwól, że w tej kwestii ja sam
będę decydował co jest najlepsze dla naszego syna – powiedział zdecydowanym
tonem
- Marek, nasz syn ma dwóch
dziadków – nie dawała za wygraną
- Nie – gwałtownie zaprzeczył –
Nasz syn ma jedną babcię i jednego dziadka. Temat uważam za zamknięty – wstał i
chciał wyjść do kuchni
- Ja wcale nie uważam, że temat
jest zamknięty
- A ja owszem. Już dawno mi
obiecałaś, że nie będziesz drążyć, więc po raz kolejny cię proszę daj już
spokój – zakończył rozmowę wychodząc z salonu. Widziała, że jest zdenerwowany,
że przeżywa tą sytuację z ojcem. Krzysztof musiał powiedzieć mu coś, co bardzo
go dotknęło.
Wychodzili właśnie na kolację do
znajomych.
- Pięknie wyglądasz Helenko –
powiedział Dobrzański wchodząc do ich sypialni – do tej sukienki i tego
naszyjnika idealnie pasowałby ten twój złoty zegarek - zauważył
- Nie mam go – odparła obojętnie
- Jak to go nie masz? To co się z
nim stało? – zainteresował się
- Sprzedałam – rzuciła, nawet na
niego nie spoglądając
- Sprzedałaś zegarek, który
dostałaś ode mnie w prezencie na dwudziestą piątą rocznicę ślubu? – nie krył
swojego oburzenia
- Owszem. Był wiele wart, a ja
musiałam ratować naszego wnuka – powiedziała wpatrując się mu prosto w oczy i
bacznie obserwując jego reakcję. Zbladł – Marek zbierał potrzebną kwotę na
operację swojego synka, który bez niej by nie przeżył. Mimo, że bardzo się
starał była to ogromna suma. Brakowało mu pieniędzy. Nie mogłam pozwolić, by
mojemu wnukowi coś się stało – wyjaśniała rzeczowo. Milczał. Wpatrywał się w
jej oczy smutnym wzrokiem. W końcu się odezwał
- Czemu nie przyszedł z tym do
mnie? – powiedział bardziej do siebie, niż do żony. Zadał to pytanie, chociaż
doskonale znał odpowiedź.
- Może dlatego, że od momentu
jego odejścia z FD ani razu się do niego nie odezwałeś, nie zapytałeś jak sobie
radzi, nie pogratulowałeś, że zostanie ojcem. Ty nawet mnie się nie zapytałeś
co się dzieje u naszego jedynego syna, mimo, że doskonale wiedziałeś, że się z
nim kontaktuję – było w niej tyle żalu. Wreszcie jej mąż zaczął ten temat, więc
postanowiła powiedzieć to, co chciała mu wygarnąć od dawna – Nie wiem co zaszło
między wami, ale wiem, że Marek ma do ciebie ogromny żal. Ja od początku
wiedziałam, że on odszedł z firmy przez ciebie! Czy chociaż raz zastanowiłeś
się, czy twój syn ma za co żyć, czy ma za co utrzymać rodzinę? Wiesz, że wraz z
przyjacielem założył kawiarnię, że kupił dom po drugiej stronie miasta? Ani
razu nie zapytałeś się o Antka! Czy ciebie w ogóle obchodzi twój wnuk? Przecież
tak bardzo chciałeś zostać dziadkiem! Antoś ma już prawie trzy miesiące, a ty
tak naprawdę nie wiesz, jak wygląda. Całe szczęście, że Marek nie poszedł w
twoje ślady i jest wspaniałym ojcem, bo ty kompletnie się nie sprawdzasz! Nie
miałeś z nim kontaktu od roku, zostawiłeś go samego, mimo, że bardzo
potrzebował naszego wsparcia – ciągnęła dalej. Jej mąż słuchał tego w milczeniu.
Nawet nie wiedział co ma powiedzieć, bo przecież Helena miała rację – Dla
ciebie od początku liczył się tylko Aleks. Zawsze jego stawiałeś na pierwszym
miejscu. Zawsze to widziałam, ale nic nie mówiłam, bo Marek i tak radził sobie
świetnie. Może nawet to bardziej go motywowało. Nigdy w życiu go nie pochwaliłeś, nie powiedziałeś dobrego słowa,
mimo, że starał się z całych sił, byś był z niego dumny! Twój rodzony syn radzi
sobie świetnie. Dzięki Uli stał się odpowiedzialnym mężczyzną. Jest świetnym
ojcem, który za wszelką cenę walczył o swoje dziecko i będzie dobrym mężem, bo
bardzo ją kocha. A co zrobił Aleks? Nawet nie potrafi stworzyć normalnego
związku. Jest w nim pełno nienawiści, nie potrafi pokochać żadnej kobiety. I co
najważniejsze powoli doprowadza twoją ukochaną firmę na dno! Zawiodłeś mnie
Krzysztof – spojrzała na męża po raz ostatni i wyszła z sypialni. Miała rację.
Zawiódł na całej linii. Ruszył za nią. Zastał ją w salonie.
- Powiedziałem Markowi, żeby
Cieplak usunęła ciążę – powiedział cicho, wstydząc się swojego pomysłu
- Słucham? – Helena sądziła, że
się przesłyszała
- Chciałem ratować jego związek z
Paulinką. Sądziłem, że to kolejna przygoda na jego koncie, która tym razem
zakończyła się poważniejszymi konsekwencjami. Nie chciałem słuchać, gdy mówił,
że ją kocha. Zaproponowałem, że dam mu pieniądze na zabieg.
- Jak mogłeś? – krzyknęła na tyle
głośno, że Zosia wychyliła się na chwilę z kuchni, sprawdzając, czy nie dzieje
się nic niepokojącego – Jak mogłeś? – zapytała już ciszej. Była w szoku. Nie
sądziła, że jej męża będzie stać na taką propozycję. Teraz świetnie rozumiała
Marka. – Ula i Antek to najlepsze, co spotkało Marka. Z Pauliną nigdy nie był
taki szczęśliwy. On nigdy ci tego nie wybaczy - westchnął ciężko. Jego żona miała
rację, skrzywdził syna niewybaczalnie. Był fatalnym ojcem i nigdy nie będzie
miał okazji być dziadkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz