Załatwił jej te targi. Poprosił
Iwonę o umieszczenie FD na liście wystawców, odkręcił zamieszanie wywołane
przez Paulinę, zapewniał Karasińską, że kolekcja FD będzie strzałem w
dziesiątkę. Zaskoczył go jej kolejny telefon. Chciała się spotkać w celu
obgadania kilku spraw. Sądził, że chodzi o pokaz. Okazało się, że Iwonie wcale
nie chodzi o pracę. Jej chodziło o niego, a on najzwyczajniej w świecie nie był
zainteresowany. Gdyby spotkali się pół roku wcześniej z pewnością by to wykorzystał,
ale nie teraz. Doskonale pamiętał jej minę, gdy powiedział jej, że nie może
liczyć na randkę. Doskonale pamiętał jej minę, gdy zirytowały go jej słowa, że
nie ma ochoty nic ustalać z Ulą. Doskonale pamiętał jej minę, gdy pytała
dlaczego mu tak zależy i że wie na pewno, że wcale nie chodzi o firmę. Obraziła
się. Sądził jednak, że z targów już się nie wycofa, a on jasno stawiając
sytuację będzie miał wreszcie spokój. Bardzo się mylił.
Przed oczami wciąż stała jej
Iwona. Po raz setny tego dnia przypomniała sobie ich wczorajszą rozmowę. Przyszła
do niej niemal od progu z awanturą, że nic jest nie ustalone, a Marek nie
wykazuje zainteresowania. Słyszała żal w jej głosie. I ni stąd niż zowąd
zaczęła jej opowiadać, że była kiedyś z Dobrzańskim blisko, bardzo blisko, że
zawsze źle na tym wychodziła i po raz kolejny dała się oszukać. Karasińska z
wielkim bólem opowiadała jej, jak to Marek robił wszystko, by zaciągnąć ją do
łóżka, załatwić wejście na targi. W głowie wciąż dudniło jej ostatnie zdanie
‘Na Marka proszę uważać, on jest bezwzględny gdy czegoś chce’.
Wkroczył do jej gabinetu dzierżąc
w ręku jakąś kartkę, jak się późnie okazało bankowe pełnomocnictwo. Ten jego
radosny uśmiech na twarzy irytował ją. ‘Taki jesteś z siebie zadowolony?’
pomyślała. W głowie jej się nie mieściło jak mógł po raz kolejny okazać się
takim cynkiem. Bezczelnie jeszcze zauważył, że nie jest dzisiaj w humorze. Jak
miała być po wczorajszych rewelacjach od Karasińskiej. Chciała go jak
najszybciej spławić, ale on, najwyraźniej pod pretekstem bankowego
pełnomocnictwa, liczył na kawę lub chociaż rozmowę. Z grzeczności zaproponowała
mu żeby usiadł. Naprawdę nie miała ochoty z nim teraz rozmawiać. Jedyne co
chciała zrobić, to go opieprzyć i wywalić z gabinetu. Zaczął temat firmy,
kolekcji, aż w końcu wspomniał o Iwonie.
- Ustaliłyście wszystko odnośnie
targów?
- Tak
- Nie robiła żadnych trudności? –
zapytał z lekkim uśmiechem. ‘Gdyby robiła z pewnością chętnie byś się nią
zajął…’ pomyślała
- A czemu tak myślisz? – zapytała
z zainteresowaniem
- To nietypowa osoba. Miałem z
nią trochę problemów – odparł szczerze
- A mnie się zdaje, że to ona
miała więcej problemów z tobą – intensywnie wpatrywała się w jego oczy
- Nie rozumiem – zmarszczył brwi
- Gdybym wiedziała jakim kosztem
załatwisz te targi, to naprawdę wolałabym ich nie mieć – powiedziała poważnie.
Przypatrywał jej się zdumiony. Jej ton nie wróżył nic dobrego. Kompletnie nie
rozumiał o co jej chodzi.
- Jakim kosztem? – dopytywał
- Ja myślałam, że po tym
wszystkim ty coś zrozumiałeś, ale ty nic się nie zmieniłeś – mówiła z żalem.
Pośpiesznie analizował jej słowa i starał się złożyć to wszystko w całość.
- Poczekaj, bo ja nie nadążam.
Możesz powiedzieć wprost o co chodzi?
- Bez sensu, zostawmy to –
chciała zakończyć rozmowę, która i tak do niczego nie prowadziła. Już dawno
powinna się pogodzić z faktem, że on się nie zmieni. Jak ktoś całe życie gonił
króliczka, to w jednej ta zabawa mu się nie znudzi.
- Nie, nie, nie – widziała, że
jest zdenerwowany, ale nie dawał za wygraną – zaczęłaś, to proszę skończ.
Wyjaśnijmy to od początku do końca. Co zrobiłem nie tak? – przecież starał się,
wszystko co robił, robił dla niej. Targi owszem, miały być szansą dla firmy,
ale najbardziej na świecie chciał, żeby to jej się udało, żeby odnosiła
sukcesy.
- To jest sprawa między tobą a
Iwoną
- Ale nie ma żadnych spraw między
mną a Iwoną! – zirytował się -Jeśli ona o coś mnie oskarża, to – weszła mu w
słowo
- Wykorzystałeś ją załatwiając
targi! – powiedziała z pretensją.
- Co? – nie krył swojego
zdumienia – Wykorzystałem ją, tak ci powiedziała? – jak ona śmiała nagadać Uli
takich głupot.
- Ona jest w tobie zakochana, nie
powinieneś jej nic obiecywać – to śmieszne, że ona, Ula Cieplak go wychowuje,
po tym wszystkim, co sama z nim przeszła.
- Ale ja jej niczego nie
obiecywałem! – podniósł głos. Widziała, że jest wściekły.
- Taaak? – zapytała - Kwiaty,
prezenty, liściki – zaczęła wyliczać
- Nie, absolutnie nie!
- Jasne – westchnęła ciężko
- Nie wierzysz mi…. – odparł
zrezygnowany – Dobrze, w taki razie ja
dzwonię do niej to wyjaśnić. Jeśli mnie o coś oskarża, to powinna najpierw mnie
o tym poinformować.
- Marek, przestań! Ona mi to
powiedziała w zaufaniu
- Aha, i dlatego ja nie mam prawa
się bronić… - powiedział z żalem. Wszystko zaczęło mu się układać w jedną
całość – Spotkałem się z nią dwa razy. Owszem, raz kupiłem jej kwiaty w
podziękowaniu za te targi. Teraz wiem, że dla niej kwiaty to za mało – zaczął nerwowo
krążyć po gabinecie – Powiedziała ci, że ją wykorzystałem, a moim zdaniem
problem tkwi w tym, że właśnie jej nie wykorzystałem – spojrzał jej prosto w
oczy
- O czym ty mówisz? – nie
rozumiała, co chce jej przez to powiedzieć. Przecież Iwona mówiła co innego
- O tym, że z nią nie spałem! –
powiedział zdecydowanie, przeszywająco wpatrując się w jej oczy.
- Ona twierdzi co innego. A ja
znam cię już ponad rok i wybacz, ale jestem skłonna jej uwierzyć. Znam twoje
sposoby – spojrzał ze smutkiem w jej oczy.
- No tak. Jasne - westchnął - A nie słyszałaś
o tym, że ludzie się zmieniają? – to pytanie retoryczne nie zrobiło na niej
większego znaczenia – Przyznaję, że jej nie doceniałem – gorzko zaśmiał się pod
nosem – Zorientowała się, że mi na tobie zależy i postanowiła namieszać ci w
głowie, opowiadając brednie
- Marek, daj spokój – odparła lekceważąco
i chciała wrócić do swoich wcześniejszych zajęć
- Ty naprawdę myślisz, że mogłem
się z nią przespać, tylko po to, by załatwić firmie targi? – zapytał, ale nawet
nie czekał na odpowiedź – Od naszego rozstania nie spałem z żadną kobietą –
przyznał, wpatrując się w jej chabrowe oczy. Zapanowała cisza. Ona nie
wiedziała, co ma powiedzieć. On bał się zrobić kolejny krok. Raz kozie śmierć.
Miał dość, był już zmęczony – Czy ty naprawdę tego nie widzisz? – zapytał z
wyraźną pretensją w głosie
- Czego? – zapytała z nutą
irytacji. Od samego początku, od jego pojawienia się w gabinecie, wiedziała, że
ta rozmowa nie przyniesie nic dobrego, że tylko jeszcze bardziej się zdenerwuje
- Że cię kocham – powiedział wprost.
Wreszcie to powiedział. Poczuł ulgę. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji –
Poprosiłem ją o to miejsce nie dla firmy, ale dla ciebie. Wszystko co robię w
ostatnich tygodniach, robię dla ciebie – samotna łza spłynęła po jej policzku –
Ale najwyraźniej to na nic – odparł zrezygnowany – Nigdy nie będę w stanie
odzyskać twojej miłości – spojrzał na nią wzrokiem pełnym bólu i cierpienia.
Znów zapanowała krępująca cisza. Dobrzański nie wiedział co mógłby jeszcze
powiedzieć. Czekał na jej reakcję, ale ona nie następowała. Siedziała wpatrując
się w niego intensywnie, w myślach pośpiesznie analizując to, co przed chwilą
usłyszała. Wpatrywała się w jego smutne oczy i widziała w nich szczerość –
Pójdę już – powiedział w końcu, podniósł się z kanapy i ruszył w kierunku drzwi.
Kładąc rękę na gałce, za plecami usłyszał jej cichy, spokojny głos
- Można ponownie odzyskać coś, co
się straciło. Ty mojej miłości nie straciłeś nawet na ułamek sekundy – zamarł. Czyżby
się przesłyszał? Odwrócił się i wbił w nią swoje spojrzenie. Jej oczy umówiły
wszystko. Wyrażały to najsilniejsze uczucie, jakim go darzyła i ogromne pokłady
tęsknoty. Już się nie bała przyznać przed nim, a przede wszystkim przed sobą,
że nigdy nie wyleczyła się z Markoholizmu. Nigdy się nie wyleczyła i nie ma
zamiaru się już leczyć. W jej przypadku była to choroba nieuleczalna i bardzo
ją to cieszyło. To młody Dobrzański był jej powodem, a jednocześnie jedynym
lekarstwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz