B

sobota, 25 maja 2013

Co by było gdyby... III

Wreszcie dojechali do ogromnego kompleksu SPA tuż pod Poznaniem. Nie mógł się doczekać tego wyjazdu odkąd zgodziła się jechać. Będzie miał ją na wyłączność. Nie będzie ani Pauliny, ani ślubu, ani Sebastiana. Będą tylko oni, dla siebie przez dwa dni. Widział jej zaskoczenie i zmieszanie, gdy się dowiedziała, że zarezerwował jeden pokój. Nie chciał jej stawiać pod ścianą. Zostawił jej możliwość wyboru. Zgodziła się. Piękny apartament, ogromny taras i ona pogrążona w papierach. Z rozbawieniem obserwował, jak za wszelką cenę starała się skupić na dokumentach. Chciała zaangażować również jego. Nie dał się.
- Ula, zostaw to – powiedział i rzucił plik kartek na stojący nieopodal stolik.
- Ale raport – próbowała odciągnąć w czasie to, co i tak za chwilę miało się stać
- Nie teraz – powiedział i pomógł jej wstać. Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Marzył o tym, odkąd wyszli z firmy. Pragnął jej i sam się trochę sobie dziwił. Postanowił wyłączyć rozum i kierować się uczuciami. Niczego innego teraz nie chciał, jak kochać się z nią. Jej nieśmiałość go rozbrajała. Całował ją zachłannie. Na chwilę oderwał się od jej ust, by spojrzeć w te lazurowe oczy. Chciał dostrzec w nich zgodę. Jedno, krótkie spojrzenie w jej tęczówki i już wiedział, że chce być z nim tu i teraz. Postanowił się nie spieszyć. Stała przed nim jego mała, zawstydzona dziewczynka. Nie wiedział ilu wcześniej miała partnerów. Był pewny, że niewielu. Liczył się również z tym, że może to być jej pierwszy raz. Dlatego nic nie chciał przyspieszać, nie miał zamiaru na nią naciskać, ani zmuszać do czegokolwiek. Da jej tyle, na ile się zgodzi, ile od niego przyjmie. Dbał o każdy szczegół. Stopniowo ją rozpalał. Chciał by przy nim poczuła nieziemską rozkosz. Leżała pod nim całkowicie naga. Na kilka sekund zaprzestał pocałunków by upajać się widokiem jej ciała. Widział w swoim życiu dziesiątki nagich kobiet i musiał przyznać, że nawet w najśmielszych snach nie sądził, że jest taka piękna. Jego spojrzenie ją speszyło. Chciała zakryć się jego koszulą, która leżała nieopodal. Zabrał jej z ręki materiał i rzucił w kąt pokoju szepcząc do ucha ‘Nie zakrywaj się. Jesteś śliczna’. Miał nadzieję, że te słowa dodadzą jej pewności siebie. Jest cudowna i musi wreszcie w to uwierzyć. On pomoże jej to zrozumieć. Kompletnie nie rozumiał skąd się wzięło to idiotyczne przezwisko. Brzydula do niej nie pasowała. To prawda, niemodne ubrania i ogromne okulary mogły sprawiać wrażenie, że nie jest zbyt atrakcyjna, ale to co kryło się pod tym zewnętrznym płaszczykiem…. Wiele kobiet mogłoby jej zazdrościć i takich oczu i takiej figury. Była trochę nieporadna. Widział, że nie ma doświadczenia i nie ukrywał, że cieszyło go to. Wszystkie jego dotychczasowe kobiety były doświadczonymi kochankami. Ona odkrywała przy nim jak wiele rozkoszy może dać drugi człowiek, jak wiele przyjemności może dać zbliżenie. Z kieszeni leżących nieopodal spodni wyciągnął prezerwatywę, by już po chwili zanurzyć się w jej wnętrzu. Ułożyli się tak, by mógł cały czas patrzeć jej w oczy i miażdżyć zachłannymi pocałunkami jej wargi. Wykonywali płynne ruchy, ich ciała zgrały się tak dobrze, jakby sypiali ze sobą od lat. Powoli zaczynała tracić kontakt z rzeczywistością. Jej oddech był coraz cięższy, urywany. Przyspieszył. Nadeszło spełnienie. Odpłynęła do krainy rozkoszy. On pierwszy doszedł do siebie. Spojrzał w jej zamglone oczy i zrozumiał, że nigdy przedtem się tak nie czuł. Miał tyle kochanek, w pewnym momencie przestał liczyć, a to właśnie przy Uli Cieplak odkrył, czym tak naprawdę jest sex. Spojrzał w  jej oczy i dostrzegł w nich miłość. Leżała tuż obok niego z lekkim uśmiechem na ustach. On również się uśmiechał, uwydatniając swoje dołeczki. Odgarnął z jej czoła niesforny kosmyk włosów i przytulił ją do siebie szepcząc jaka jest cudowna i wyjątkowa. Leżeli w ciszy upajając się swoją bliskością. Nagle Ula gwałtownie się od niego odsunęła
- Marek, my się przypadkiem nie spóźnimy na jakieś spotkanie – spojrzał na nią lekko rozbawiony. Nawet w takiej chwili jak ta nie zapomniała o obowiązkach, pracy. Pokiwał przecząco głową robiąc przy tym śmieszną minę. Zaczynała rozumieć – ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie mamy żadnych spotkań – w udawanym zakłopotaniu przygryzł dolną wargę i tym razem kiwnął twierdząco – Oszukałeś mnie! – rzuciła z lekkim oburzeniem. Przymknął jedno oko i wyszeptał wprost do jej ucha
- Tak troszeczkę – podparł głowę jedną ręką, drugą zaczął gładzić jej policzek, obrysowywać kontur jej ust – Miałem nadzieję, że wybaczysz mi ten drobny podstęp. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że marzyłem, by mieć cię chociaż przez dwa dni tylko dla siebie. Konkurs na dyrektora finansowego, zbliżający się zarząd. Nie mieliśmy dla siebie czasu. A poza tym należy ci się odpoczynek i postanowiłem ci towarzyszyć w tej chwili relaksu – nie umiała się na niego gniewać. Przecież sama marzyła o tym, by wyjechać z nim choćby na pół dnia za miasto. Wtedy myślała o spacerze nad rzeką. Tutaj miała go całego, przez całe dwa dni. Cudowny hotel, piękne jezioro za oknem. Nie mogła chcieć niczego więcej. Przytuliła się do niego, a on złożył pocałunek na jej skroni. Zjedli pyszny obiad i poszli na spacer. Spędzili cudowny dzień. Taki pierwszy ich wspólny. Nastał wieczór. Marek poszedł pod prysznic, ona stała na tarasie wpatrując się w usłane gwiazdami niebo. Rozmyślała o tym, co się dzisiaj stało, myślała o nich, o przyszłości i o rozmowie, którą odbyła wczoraj. Zastał ją zamyśloną. Przytulił się do jej pleców, splatając swoje dłonie na jej brzuchu.
- O czym myślisz? – szepnął, by nie burzyć tej atmosfery spokoju, która jak sądził jej towarzyszyła
Milczała, wciąż wpatrując się w dal. Odwrócił ją i spojrzał w jej oczy. Dostrzegł niewyobrażalny smutek, strach, niepewność. Przeraziło go to. – Ula, co się dzieje? Żałujesz, że tu przyjechaliśmy, że byliśmy razem? – powoli wpadał w panikę. Myślał, że wszystko jest dobrze, że jest szczęśliwa. Chciał, by tak było. – Sądziłem, że chcesz tego równie mocno jak ja. Ula… - nie dała mu dokończyć
- Nie, nie żałuję – powiedziała zdecydowanie
- To czemu jesteś smutna? Widzę, że jest coś nie tak. Zrobiłem coś źle?
- Nie. Tu nie chodzi o ciebie. Tu chodzi o mnie i o Paulinę.
- Prosiłem cię, żebyś o niej nie myślała.
- To nie jest takie proste, zwłaszcza po naszej wczorajszej rozmowie. – Na twarzy Dobrzańskiego malowało się wielkie zaskoczenie.
- Ona z tobą rozmawiała? – niepokój rósł w nim z każdą kolejną sekundą
- Wezwała mnie na rozmowę
- Wezwała? – już nawet nie próbował ukryć swojej irytacji
- Zaprosiła na kawę.
- Po co?
- Podejrzewa, że masz romans – powiedziała ze smutkiem i spuściła głowę. Przecież to ona była obiektem tego romansu
- Yhmmmm. I postanowiła tymi podejrzeniami podzielić się z tobą. – zaśmiał się i nerwowo pokręcił głową - Pięknie!
- Próbowała się ode mnie dowiedzieć kim jest – przerwała na moment – twoja kochanka – dodała z bólem. Paula zachowała się skandalicznie. Nie mógł tego zrozumieć jakim prawem w ich problemy mieszała Ulę. Spojrzał na Cieplakównę i zrozumiał, jak wiele kosztowała ją ta rozmowa. Przytulił ją i zaczął uspokajająco gładzić po plecach.
- Przepraszam cię. Przepraszam, że musisz to wszystko znosić.
- Ty mnie nie masz za co przepraszać - szepnęła
- Mam. Za nią. Ona nie miała prawa rozmawiać z tobą na ten temat.
- Marek, ale ja to rozumiem. Martwi się. Boi się, że straci to, co ma najcenniejszego – odsunęła się od niego
- Rozumiesz ją? – spojrzał na nią zdziwiony – Będąc na jej miejscu też byś się tak zachowała? – zapytał intensywnie się w nią wpatrując. Milczała. Dał jej do myślenia. Co ona by w tej sytuacji zrobiła – Odpowiedz. Zrobiłabyś tak?
- Nie
- Tak myślałem – znów wziął ją w swoje ramiona – Ula, obiecuję ci, że po zarządzie już jej nie zobaczysz. Ani ty, ani ja. Między nami to koniec. Długo dojrzewałem do tej decyzji. Tak będzie najlepiej – zastanawiał się czy to, co mówi dla niego samego jest prawdą.
Zasnęła wtulona w jego ciało. On nie mógł spać. Wpatrywał się w jej pogrążoną we śnie twarz. Te usta, usłany piegami nos, włosy rozrzucone po poduszce. Jak anioł. Odgarnął z jej czoła niesforny kosmyk i wreszcie zrozumiał. Dodarło do niego, że urodził się po to, by tulić ją w swoich ramionach, by słuchać jej głosu, by dawać szczęście i chronić przed całym światem. Urodził się po to, by ją kochać.  Zasnął.
Nastał świt. Bał się otworzyć oczy. Bał się, że to, co się wydarzyło wczoraj to tylko sen, że po raz kolejny obudzi się w swojej sypialni obok Pauliny. Powoli otwierał powieki i dostrzegł ją. Leżała tuż obok niego, a dwa błękity wpatrywały się w niego intensywnie. Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy, ukazując dołeczki, które tak uwielbiała. Jej oczy śmiały się do niego. Przybliżył się do niej i niemal w jej usta wyszeptał ‘dzień dobry’, sekundę później łącząc się z nią w namiętnym pocałunku. To nie sen. Ona tu jest razem z nim. Był szczęśliwy.
Po śniadaniu zaproponował by skorzystali z zabiegów, jakie oferował hotel. Zgodnie postanowili udać się na masaż. Szczelnie owinięci białymi szlafrokami udali się do dwóch sąsiadujących ze sobą pomieszczeń. Marek celowo poprosił o skończenie wcześniej, by miał czas udać się jeszcze do gabinetu masażu, w którym była Ula. Wślizgnął się najciszej, jak potrafił i przykładając wskazujący palec do ust, dał znać masażyście, by nic nie mówił. Gdy był już przy samym stole dał ręką znać, by ten młody chłopak zostawił ich samych. Teraz to on przejął pałeczkę. Zaczął rękami wodzić w górę i w dół po jej nagich plecach. Ula ani drgnęła. Postanowił posunąć się o krok dalej i nie zaprzestając masażu zaczął składać delikatne pocałunki na jej karku, szyi. Nic nie powiedziała, mruknęła jedynie cicho z zadowolenia. W Dobrzańskim się zagotowało. Oderwał się od niej i stanął obok z obrażoną miną. Ona zaśmiała się jedynie pod nosem i podniosła z łóżka, naciągając na plecy biały materiał frotte. Nim się do niego odwróciła szepnęła jedynie
- Jestem rozczarowana, liczyłam na jakiś ciąg dalszy
- Mam być zazdrosny? – zapytał zirytowanym tonem.
- Oj Mareczku, głuptasie – odwróciła się wreszcie do niego, obrzucając go figlarnym spojrzeniem – Przecież ja od początku wiedziałam, że to ty – zaśmiała się radośnie
- Naprawdę? – zbliżyła się do niego i czule pogładziła jego policzek
- A ty myślisz, że pozwoliłabym się całować obcemu facetowi? Przecież ja doskonale znam twój zapach, dotyk dłoni. Chciałam się chwileczkę z tobą podroczyć – mówiąc to musnęła jego usta. Był zachwycony.
- Ty złośnico!- rzucił radośnie i gwałtownie przyciągnął ją do siebie, namiętnie wpijając się w jej usta – To może dokończymy masaż w naszym pokoju? – zapytał z błyskiem w oku
- A ty znasz się na tym? – zapytała przekornie. Uśmiechnął się szeroko
- Udowodnię ci, że jestem w tym mistrzem – mówiąc to pociągnął ją w kierunku drzwi.
Gdy tylko drzwi Apartamentu Senatorskiego się za nimi zamknęły jego usta rozpoczęły wędrówkę po jej ciele. Deszcz pocałunków spływał po jej ramionach, piersiach, brzuchu. Ona nie pozostawała mu dłużna. Masowała jego plecy, przeczesywała gęstą czuprynę. Gdy gwałtownie w nią wszedł oboje wstrzymali oddech. Zaczął biodrami poruszać w górę i w dół. Jej oddech stawał się coraz cięższy. Pojękiwała z rozkoszy. Kropelki potu zaczęło rosić jego ciało. Był szczęśliwy, tak nieziemsko szczęśliwy. Jeszcze kilka mocnych pchnięć i doprowadził ich do krainy spełnienia. Z jej ust wydobył się cichy krzyk, który stłumił swoim pocałunkiem. Opadł na łóżko, tuż obok niej, by po chwili przyciągnąć ją do siebie i zamknąć w swoich ramionach. Leżeli w ciszy przeżywając tą chwilę uniesienia. Spojrzał na nią i dostrzegł w jej oczach bezgraniczne pokłady miłości. Uśmiechnął się i oparł swoje czoło o jej. Intensywnie wpatrując się w jej oczy wyszeptał ‘kocham cię’. Samotna łza spłynęła po jej policzku. Pośpiesznie starł ją kciukiem i w tym momencie usłyszał ‘ja ciebie też, nawet nie wiesz, jak bardzo’. Poczuł, jak w jego wnętrzu rozlewa się spokój i trudne do opisania zwykłymi słowami szczęście.


Kolejny wieczór przyniósł ten sam obrazek. Znów stała na balkonie wpatrzona w dal. Tym razem doskonale zdawał sobie sprawę, o czym myśli. Nawet nie musiał pytać. Tak, jak wczoraj, przytulił się do jej pleców, szczelnie oplatając swoimi ramionami i szepnął do ucha
-Kochanie, przestań się tym zadręczać.
- Wiesz, zastanawiam się jakbym się czuła będąc na jej miejscu. Co bym zrobiła, co bym czuła, gdyby do mojego życia weszła z butami jakaś kobieta, która by wszystko rozbiła – delikatnie wyswobodził ją ze swojego uścisku i już po chwili stali twarzą w twarz.
- Ula, nie można rozbić czegoś, co nie istnieje. Słyszałaś, żeby ktokolwiek, kiedykolwiek rozbił rozbitą butelkę? – zrobiła dziwną minę. Faktycznie nie bardzo miało to sensu. To jego porównanie można by bez problemu przypisać Violetcie, ale w tym momencie się tym nie przyjmował - Nie. Nasz związek od dawna istniał tylko w świadomości moich rodziców, przyjaciół, prasy i pracowników firmy. Już dawno wypaliło się to, co było na początku. Zresztą nigdy nie było idealnie. Ale w pierwszych latach oboje się staraliśmy, więc jakoś udało się to ciągnąć. Później było coraz gorzej. Związki bez miłości nie są trwałe. My w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Nie mamy wspólnych tematów, nie interesujemy się swoim życiem.
- Ale gdyby nie ja…. – nie dał jej dokończyć
- Gdyby nie ty nigdy nie poznałbym smaku miłości. Gdyby nie ty owszem ślub by się odbył. Ale co z tego? Po miesiącu, trzech, po roku wróciłbym do dawnego życia. Oboje byśmy to znosili rok, dwa, może pięć. I nadszedłby czas rozwodu. Więc po co to wszystko? Twoje pojawienie się w moim życiu uświadomiło mi, że to i tak nie ma sensu. Oboje nie jesteśmy już najmłodsi, więc po co tracić czas? Znajdzie sobie jeszcze mężczyznę, który ją pokocha, z którym będzie szczęśliwa. Ja jej nigdy tego prawdziwego szczęścia dać nie potrafiłem. To wszystko to tylko pozory – przytulił ją do siebie i szepnął do ucha – więc przestań się tym zamartwiać i skup się na sobie. Ciesz się naszą miłością i pozwól mnie się nią cieszyć.
- Nie dane mi będzie się nią długo cieszyć. Jutro wracamy i do zarządu będziemy udawać, że nic się nie stało, że łączy nas tylko praca – odparła smutno – O której jutro wyjeżdżamy? – odsunął ją od siebie i przez chwilę wpatrywał się wprost w jej błękitne tęczówki. Pośpiesznie coś analizował.
- Ula, zostańmy – niespodziewanie padło z jego ust
- Co? – spytała zaskoczona, jakby nie rozumiejąc sensu jego słów
- Chcę, żebyśmy tu zostali do zarządu. Tylko ty, ja, jezioro i te magiczne zachody słońca – w napięciu oczekiwał jej reakcji. W głębi duszy pragnął, by się zgodziła. Uśmiechnęła się na perspektywę spędzenia z nim jeszcze kilku dni, z dala od firmy, Pauliny i problemów.
- A co z firmą, Pauliną?
- Firmą zajmie się Sebastian. Jeśli się zgodzisz, nawet teraz mogę do niego zadzwonić prosząc o zastępstwo. To tylko cztery dni, nie powinno dziać się nic nadzwyczajnego. A Paulinie powiem, że wracam później. Nie widzę powodu, bym musiał się jej tłumaczyć. Już nie.
- Marek, ona już coś podejrzewa. Twój późniejszy powrót tylko utwierdzi ją w przekonaniu, że masz romans. Nie poprze cię na zarządzie.
- I tak mnie nie poprze, bo tuż po naszym powrocie odwołam ślub – zamyślił się na chwilę – Zresztą wątpię, by mój własny ojciec zagłosował ‘za’, gdy się dowie jakie firma ma wyniki.
- Już o tym rozmawialiśmy – westchnęła – przecież wiesz, że sfałszuję dla ciebie ten raport
- Wiem – odparł zdecydowanie – tyle, że ja nie chcę byś go fałszowała. Nie chcę żebyś dla mnie kłamała. Nie sprawdziłem się jako prezes i muszę ponieść tego konsekwencje.
- Ty chyba nie sądzisz, że przyłożę rękę do twojego odwołania? – zdenerwowała się. Teraz, gdy już podjęła decyzję, że go uratuje, on tak po prostu się poddaje.
- Kochanie, uwierz mi, tak naprawdę będzie lepiej – musnął swoimi ustami jej policzek i szepnął – a teraz dzwoń do ojca, że wrócisz dopiero w czwartek. Idę na dół zamówić nam kolację do pokoju.
Poinformowała Cieplaka, że są jakieś problemy ze szwalniami i wrócą kilka dni później. Zrozumiał, o nic nie pytał, prosił, by dbała o siebie. Uśmiechnęła się na perspektywę spędzenia kolejnych kilku dni tylko we dwoje. Wreszcie była w pełni szczęśliwa. On dawał jej szczęście.
Prawie cały kolejny dzień spędzili nad jeziorem, ciesząc się piękną pogodą. Marek wypożyczył łódkę i zabrał ją na wycieczkę. Popłynęli na niewielką wysepkę pośrodku jeziora. Zacumował przy niewielkim pomoście i pomógł jej wysiąść. Pomyślał o wszystkim, nawet o prowiancie. Obsługa hotelu przygotowała im kosz pełen smakołyków. Czuła się jak księżniczka, którą porwał książę z bajki, jej bajki. Wyspa była mikroskopijna.  W kwadrans można było przemierzyć ją całą. Było jeszcze przed sezonem, więc mięli ją na wyłączność. Kilka dębów, buków, krzaki niedojrzałych jeszcze malin i niewielka polanka, którą postanowili zająć. Soczysto zieloną trawę przykrył koc, na którym wylądował kosz wypełniony owocami, sałatkami, rogalikami i butelką szampana.
- Cudownie mi tu z tobą – odparła leżąc tuż obok niego w letniej, kwiecistej sukience. Przekręcił się na bok, by móc patrzeć na nią
- Mnie z tobą też – wyszeptał zmysłowym głosem wprost do jej ucha – Napijemy się szampana?
- Widzę, że ten trunek to nieodłączny element naszych spotkań – odparła przypominając sobie ich wszystkie wypady do Palmiarni
- Każda chwila spędzona z tobą to świetna okazja do świętowania.  
Wypili po dwa kieliszki tego wyśmienitego trunku. Spojrzała mu w oczy i dostrzegła pożądanie. Musnął jej usta, by już po chwili kąsać jej dolną wargę. Pogłębiła pocałunek, mierzwiąc jednocześnie jego włosy. Uwielbiał, gdy przeczesywała jego czarną czuprynę. Ich języki zaczynały tańczyć w rytm namiętności. Położył ją na kocu i zawisł nad nią. Nie przestając całować delikatnie zsunął prawe ramiączka jej sukienki i stanika. Zszedł z pocałunkami niżej. Teraz znaczył wilgotne ścieżki na jej szyi, obojczyku, by dotrzeć do piersi. Jęknęła cicho, gdy przyssał się do jej sutka. Gdy poczuła jego dłoń sunącą w górę, pod sukienką, włączyła rozum.
- Marek… - powiedziała słabym głosem. Było jej cudownie, ale… - nie tutaj – Nie przestając jej pieścić wyszeptał pomiędzy kolejnymi pocałunkami
- Ale dlaczego? – przyssał się do jej drugiej piersi
- ktoś tu może przyjść – nie chciała mu przerywać, ale co będzie, jak ktoś ich nakryje. Oderwał się od niej i spojrzał głęboko w oczy, z widocznym rozbawieniem.
- Ula, jesteśmy sami. Gwarantuję ci, że nikt tutaj nie przyjdzie. Jesteśmy tutaj tylko ty i ja, a ja mam na ciebie wielką ochotę, więc proszę cię, poddaj się magii tej chwili – miał rację, kto może przypłynąć na środek jeziora. Ośrodek był niemal pusty, gości przed sezonem niewiele. Mocno przyciągnęła go do siebie, nogą oplatając jego biodra. Dała mu jasny znak, a on nie chciał tracić więcej czasu. Zatracili się. Głośno dysząc opadł tuż obok niej i roześmiał się. Spojrzała na niego, jak na wariata.
- Wiesz, że jeszcze nigdy nie kochałem się pod gołym niebem – teraz i ona zaczęła się śmiać. Kto by pomyślał, że ich służbowy wyjazd do szwalni będzie miał taki scenariusz – Byłaś wspaniała, dziękuję – połączył ich usta w pocałunku pełnym pasji, namiętności i miłości.
Dzień wyjazdu zbliżał się wielkimi krokami. Praca czekała, nie można jej było odkładać w nieskończoność. Marek jeszcze spał, gdy usiadła z laptopem nad papierami. Kolejne symulacje i zestawienia nie pozostawiały złudzeń. Wyniki prezentowały się fatalnie. Pewne było odwołanie Marka. Stery w firmie przejmie Aleks, a to nie będzie przyjemne. Doskonale wiedziała, że on traktuje ludzi jak przedmioty, a pracowników jak niewolników z Afryki. Jeśli Marek odejdzie, ona również. Nie wyobrażała sobie, żeby miała być dalej dyrektorem finansowym. Zresztą pierwszą decyzją Aleksa i tak będzie jej odwołanie i ulokowanie na tym stanowisku Adama. Postanowiła jeszcze raz przekonać Marka do poprawienia wyników. Sama się sobie dziwiła, ale wiedziała, że nie ma innego wyjścia, jeśli chce uratować firmę przed włoskim furiatem. Jeszcze tydzień temu miała za złe Dobrzańskiemu, że w ogóle zaproponował jej fałszerstwo. Dziś sama chciała go do tego nakłaniać. Była tak pogrążona we własnych myślach i tworzeniu koncepcji poprawienia wyników firmy, że nawet nie zauważyła, że od dobrych kilku minut brunet już nie śpi i z wielkim zaciekawieniem jej się przygląda. Otulona białym ręcznikiem, z wilgotnymi jeszcze włosami i laptopem na kolanach wyglądała uroczo.
- O czym tak myślisz, księżniczko? – z zadumy wyrwał ją jego głos
- O tym o ile procent mogę poprawić wyniki, żeby zarząd się nie zorientował – uśmiech z jego twarzy zszedł momentalnie
- Ulka, rozmawialiśmy już o tym – zdenerwował się i gwałtownie wstał z łóżka – Nie będziesz poprawiać żadnych wyników
- Jeszcze kilka dni temu sam mówiłeś, że… - przerwał jej
- Wiem co mówiłem! Ale teraz proszę cię, żebyś napisała raport zgodnie z prawdą – nie potrafiła go zrozumieć, nie mogła się pogodzić z tym, że za kilkanaście godzin go odwołają ze stanowiska
- Ja jestem dyrektorem finansowym i napiszę ten raport jak zachcę – powiedziała zdecydowanie. Jej słowa go zaskoczyły i zdenerwowały.
- Zdaje się, że dyrektor finansowy podlega prezesowi! – wściekł się, dlaczego tak uparcie chce fałszować to sprawozdanie. Gdy on dał już sobie spokój z tym idiotycznym planem, ona się uczepiła tej koncepcji jak rzep - A ja jestem prezesem i każę ci napisać ten raport jak należy! – trzaskając drzwiami poszedł do łazienki. Siedziała osłupiała. Jeszcze nigdy nie widziała go tak zdenerwowanego.
Zimny prysznic podziałał na niego kojąco. Nie powinien był tak na nią naskakiwać. Przecież chciała dobrze, chciała zrobić to, do czego sam ją nakłaniał jeszcze tydzień temu. Wiedział, że była zdezorientowana. Musi ją przeprosić i jakoś to odkręcić. Gdy wyszedł z łazienki ubrana w jeansy i bluzkę w kropki stała na tarasie, wpatrzona w niespokojne tego dnia jezioro. Podszedł i stanął obok niej.
- Przepraszam – powiedział łagodnie – Przepraszam, nie powinienem był na ciebie krzyczeć.
- Marek, dlaczego ty nie dajesz sobie pomóc? Ja już się zdecydowałam – powiedziała wpatrując się w jego oczy
- Bo to jest nieuczciwe. Nieumiejętnie zarządzałem firmą i muszę ponieść tego konsekwencje. Może ja po prostu nie nadaję się na prezesa
- Co za bzdury! A Aleks się nadaje? – zapytała z nutą pretensji w głosie
- Nie wiem. Ale wiem, że ja doprowadziłem firmę na dno – powiedział gorzko
- Jest kryzys. Wszystkie firmy notują spadki.
- Ale nie takie jak FD. Gdyby nie twoje kredyty już dawno byśmy splajtowali. Poza tym nie chcę żebyś dla mnie ryzykowała – czule pogładził jej policzek. Splotła ich palce
- A jeśli ja chcę dla ciebie ryzykować?
- Nie – odparł, intensywnie wpatrując się w jej chabrowe tęczówki – Aleks prędzej czy później i tak by się do tego dokopał i mógłby cię oskarżyć o działanie na szkodę firmy. Na to są paragrafy. Nie mogę cię tak narażać.
- Więc co, zamierzasz się tak po prostu poddać?
- To nie poddanie się, to wyjście na prostą. Nie można całe życie oszukiwać.
- Jedno małe kłamstewko, które uratowałoby ciebie, mnie i resztę pracowników – dalej próbowała go przekonać. Co za ironia, ona namawia go do kłamstwa
- Nie! Mam dość, nie chcę i nie potrafię tak dłużej żyć. Kłamstwa wszystko komplikują. Później ciężko się z nich wyplątać. Coś przestaje być kłamstwem, ale ciągnie się za tobą bez końca. Z jednej strony jest szczęście, a z drugiej stale masz wyrzuty sumienia. Chcę wreszcie wyjść na prostą. Chcę w pełni cieszyć się życiem, ale nie potrafię, bo wiem, że gdy powiem prawdę, mogę stracić to, co udało mi się już zbudować. Boję się, a nie chcę się już bać – przyglądała mu się badawczo i zastanawiała się o co mu chodzi, bo chyba nie o firmę.
- O czym ty mówisz?
- O nas – odparł zdecydowanie. Wiedział, że albo teraz, albo nigdy – Kocham cię, ale… - przerwał, nie wiedział jak ma to powiedzieć, co zrobić, by bolało ją jak najmniej
- Ale?? – w jej głosie słyszał napięcie i zdenerwowanie
- Ale nasza znajomość zaczęła się przez firmę, a w zasadzie nasz związek zaczął się dla firmy – widział gromadzące się w jej oczach łzy – Chodziło mi o weksle, o kredyty i o to, byś zgodziła się zostać dyrektorem finansowym – teraz już płakała. Słone krople spływały po jej policzkach – Ten wyjazd tutaj miał być po to, byś sfałszowała raport. Tyle, że gdy tu przyjechaliśmy, zrozumiałem, że ty i to, co jest między nami jest najważniejsze, a firma kompletnie się nie liczy – zrobił krok w jej stronę. Odsunęła się – wybacz mi – milczała, nie potrafiła powiedzieć nawet słowa. Patrzyła tylko na niego tymi zapłakanymi, przepełnionymi bólem oczami. On widząc w jakim jest stanie, jak bardzo jego słowa ścięły ją z nóg też miał łzy w oczach – Ula… - chciał coś powiedzieć, ale nie dała mu szansy
- Muszę się przejść – rzuciła i szybkim krokiem wyszła z ich apartamentu.
Został sam. Nie potrafił wykonać nawet kroku. Ocknął się dopiero, gdy poczuł doskwierający mu chłód. Pogoda tego dnia była niespecjalna. Chmury szczelnie przykrywały niebo, wiał silny wiatr. Wszedł do środka i położył się na łóżku. Pościel była przesiąknięta jej zapachem. Wreszcie jej powiedział, wreszcie ma to za sobą, teraz musi zrobić wszystko, by uratować to, co ma w życiu najcenniejszego. Długo nie wracała. Spojrzał na zegarek, który wskazywał dwunastą. Jakby nie liczył wychodziło na to, że nie było jej już jakieś trzy godziny. Wyszła bez śniadania, w samej bluzce. Spojrzał za okno. Zanosiło się na burzę, a przecież ona tak bardzo jej się boi. Musi ją znaleźć. Założył trampki, zarzucił bluzę i ruszył przed hotel. Nie było jej ani na pomoście, ani w okolicach zacumowanych łódek. Szybkim krokiem ruszył wzdłuż jeziora do sąsiadującego z hotelem parku. Tam też jej nie było. Niewielki lasek też był pusty. Powoli zaczynał wpadać w panikę. Nawet nie miał po co do niej dzwonić, jej komórka została w pokoju. Usłyszał grzmot, a niebo rozjaśnił potężny piorun. Teraz już biegł, nerwowo rozglądając się wokół siebie. Poczuł pierwsze krople deszczu i wtedy dostrzegł niewyraźną postać w altanie, po drugiej stronie ogrodu. To ona. Pędem ruszył w tamtym kierunku. Siedziała skulona, zziębnięta i zapłakana.
- Ula – powiedział zdyszany, z wyraźną ulgą w głosie – wszędzie cię szukałem. Tak bardzo się bałem – chciał ją przytulić, odsunęła się. Szybko zdjął swoją bluzę i okrył nią jej ramiona – Chodź, wracamy do hotelu – wyciągnął rękę w jej kierunku
- Nie – wyszeptała i wtem rozległ się kolejny huk pioruna
- Ula, proszę cię – spojrzała na niego smutnym wzrokiem i ruszyła tuż obok niego, udając, że nie widzi tej wyciągniętej dłoni. Mocniej wtuliła się w jego szarą bluzę. Dygotała z zimna. Jej cieniutka, letnia bluzka nie potrafiła ochronić jej przed tym zimnym wiatrem.
Gdy znaleźli się w pokoju wyciągnęła z szafy swoją torbę i zaczęła pakować swoje rzeczy
- Odwieź mnie do domu – poprosiła nawet na niego nie spoglądając
- Nie – odparł zdecydowanie. Spojrzała na niego zaskoczona. Zdenerwowała się i bardziej zamaszystymi ruchami zaczęła wrzucać swoje rzeczy do środka brązowej torby.
- W takim razie pojadę autobusem – podszedł i wyrwał jej z ręki kosmetyczkę
- Nigdzie nie pojedziesz, dopóki nie porozmawiamy – chwycił ją za ramiona, próbowała się wyrwać, był silniejszy - Myślisz, że ja ci pozwolę teraz tak po prostu uciec? Powiedziałem ci prawdę, bo mi na tobie zależy! Mogłem nic nie mówić, przecież i tak niczego byś się nie dowiedziała – płakała - Powiedziałem ci prawdę, bo chcę zbudować z tobą normalny związek, oparty na prawdzie i szczerości. Nie mogłem cię dłużej oszukiwać, bo za bardzo mi na tobie zależy.
- Jesteś gorszy od Bartka! – zaczęła jego klatkę okładać pięściami – Nienawidzę cię! – stał nieruchomo, przyjmując kolejne ciosy.
- Bij, należy mi się. - Słabła. Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił - Nie pozwolę ci teraz uciec, bo się rozpadniemy. Zbudujesz mur, którego nie będę wstanie przebić. A ja nie pozwolę na to, by nasza znajomość się skończyła w ten sposób, nie mogę pozwolić, by w ogóle się skończyła. Kocham cię – jeszcze głośniej szlochała w jego ramionach – Wybacz mi i pozwól odbudować zaufanie, które straciłem – mocno się w niego wtuliła. To był dobry znak, że jeszcze nie wszystko stracone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz