Znali się krótko. Ba, bardzo
krótko. Ale była szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. Ich relacja to było coś
wyjątkowego, coś co każdy choć raz w swoim życiu chce przeżyć, coś o czym każdy
marzy. Poznali się na jednym z bankietów. Nigdy nie lubiła tego typu imprez.
Nie pasowała do tego towarzystwa, nie lubiła tej atmosfery. Zwykle na takich
przyjęciach czuła się niepewnie, była zagubiona mimo, że musiała chodzić na
takie imprezy dość często. Zwykle wpadała maksymalnie na godzinę i robiła
wszystko by jak najszybciej się wymiksować. W branży bankowej czuła się
świetnie. To było miejsce dla niej. Niestety nie znalazła pracy odpowiadającej
jej kwalifikacjom w Polsce, stąd decyzja o przyjeździe do Dortmundu. Dostała
posadę w dużym, niemieckim banku. Szybko pięła się po szczeblach kariery, by po
niespełna czterech latach stać się dyrektorem jednego z oddziałów. Był
grudzień, gwiazdkowe spotkanie organizowane przez firmę z którą współpracowała,
a w zasadzie, którą finansowo wspierał jej bank. Od lat przekazywali dość
znaczące kwoty dla młodych, świetnie zapowiadających się projektantów,
rozpoczynających karierę w tej cenionej na rynku niemieckim firmie modowej. To
było już drugie tego typu spotkanie, w którym uczestniczyła. Część ludzi znała.
Można nawet powiedzieć, że wszystko było na dobrej drodze, aby zaprzyjaźniła
się z żoną właściciela. Były w podobnym wieku, obie interesowały się teatrem.
Przyszła na ten bankiet głównie z powodu Martiny. To ona ochoczo namawiała ją
do przyjścia. Weszła do eleganckiej sali wypełnionej tłumem gości. Pracownicy
firmy, sponsorzy, prawnicy i kontrahenci. Kilka twarzy pamiętała z
zeszłorocznego spotkania. Przy jednym ze stolików dostrzegła nieziemsko
przystojnego mężczyznę. On też zwrócił na nią uwagę. Była piękną kobietą.
Idealna figura, perfekcyjnie upięte włosy, czarujący uśmiech. Zaczepił Petera i
zapytał o tą zjawiskową piękność. Ten odparł, że to również Polka i już
zmierzał w jej stronę, by ich sobie przedstawić. Gdy stanął kilkanaście
centymetrów przed nią zamarł. Jeszcze nigdy nie widział tak wyjątkowych oczu.
Nie mógł oderwać od niej wzroku. Pocałował jej dłoń z wielką czcią. Zaczęli
rozmawiać. Świetnie czuli się w swoim towarzystwie. Łączyły ich wspólne
zainteresowania i poczucie humoru. Zrobił na niej ogromne wrażenie. Przystojny
gentelman. Sądziła, że tacy mężczyźni wyginęli przed wojną. Tym razem została
na bankiecie nieco dłużej. Niemal do końca. Tak dobrze czuła się w jego
towarzystwie, że nic jej nie przeszkadzało, a atmosfera nie męczyła. Pierwszy raz
od dawna zaliczyła bankiet do udanych. Postanowił odprowadzić ją do domu.
Chciał jechać taksówką, ale zapewniła, że mieszka zaledwie dwie ulice dalej.
Piękny zimowy wieczór zakończył się pod drzwiami jej apartamentowca. Zapytał,
czy zgodzi się umówić z nim na kawę. Odpowiedziała twierdząco wręczając mu
swoją wizytówkę z numerem telefonu. Zadzwonił tydzień po Nowym Roku twierdząc,
że w poniedziałek przylatuje w interesach na trzy dni. Zgodziła się zjeść z nim
lunch. Cieszyła się na to spotkanie. Półtorej godziny spędzili w miłej
atmosferze. Żadne nie chciało kończyć tego obiadu tak szybko, ale ona musiała
wracać do biura, on miał umówione spotkania. Umówili się następnego dnia
wieczorem. Prosił, by pokazała mu miasto. Dwugodzinny spacer skończył się
kolacją. Po raz kolejny odprowadził ją pod drzwi. Pozwolił sobie złożyć na jej
policzku krótki pocałunek. Zapewnił, że przyjedzie za dwa tygodnie, obiecał, że
się odezwie. Była pod jego ogromnym urokiem. Z pewnością zaliczał się do tych
mężczyzn, którzy mają w sobie to coś, co sprawia, że kobieta traci głowę. I z
nią było dokładnie to samo. Nigdy jej się to nie zdarzyło, by facet, którego
spotkała trzy, cztery razy zawrócił jej w głowie. A jednak. Był wyjątkowy.
Miała już trzydzieści lat i na koncie kilka krótkotrwałych związków. Każdy
kolejny napotkany mężczyzna okazywał się gorszy od poprzedniego. Marek był miłą
odmianą. Nie pasował do tego schematu i bardzo ją to cieszyło. Przyleciał w
piątek rano. Niestety tylko na jeden dzień. Tłumaczył, że ma kryzys w firmie i
musi wracać. Spędzili razem popołudnie. Odprowadziła go na lotnisko i wtedy po
raz pierwszy ją pocałował. To było jak trzęsienie ziemi. Ogromna fala uczuć
wybuchła w jej wnętrzu. Zrozumiała, że się zakochała. On również poczuł się
wyjątkowo. Ta kobieta działała na niego jak magnes. Pragnął być blisko, jak
najbliżej niej. Jeszcze nigdy nie spotkał na swojej drodze tak wyjątkowej
istoty. Od tego momentu dzwonił niemal codziennie. Każdego dnia pragnął usłyszeć
jej głos, to w jaki sposób wypowiada jego imię. Sprawy w firmie nie pozwalały
mu, by choćby na jeden dzień wyrwał się i poleciał do Niemiec. Był wściekły.
Kolejny tydzień również zapowiadał się fatalnie, ale ostatnie dni lutego niosły
ze sobą nadzieję na małe wytchnienie. Pośpiesznie zadzwonił, by podzielić się z
nią informacją, że zabukował bilety na dwudziestego piątego. Była w fatalnym
stanie. Dopadła ją paskudna grypa. Ledwo mówiła przez telefon. Nie czekając
długo postanowił lecieć do niej jeszcze tego samego dnia. W firmie powiedział,
że jest poważny problem z projektami ‘Wunderbaren Stil’ i musi to natychmiast
wyjaśnić. Na trzy najbliższe dni ściągnął do firmy ojca. Było już po
dwudziestej pierwszej, gdy zapukał do jej drzwi. Nawet nie próbowała ukryć
zaskoczenia jego obecnością. Wkroczył do jej mieszkania z małą walizką i torbą
zakupów. Musnął jej usta i najnormalniej w świecie rzekł ‘przyjechałem się tobą
zaopiekować’. Cieszyła się z jego obecności, a przez myśl przebiegło jej, że
spotkała ideał. Zrobił krótki rekonesans jej mieszkania i lodówki. W duchu
cieszył się, że zrobił porządne zakupy. Oprócz chleba tostowego, sera i kilku
jajek nie znalazł nic. ‘Przecież jest chora, nie miała nawet możliwości zejść
po zakupy’ pomyślał. Miała wysoką gorączkę. Leki, które zażywała do tej pory
nie przynosiły oczekiwanych efektów. Chciał wezwać lekarza, odmówiła. Wyjął z
walizki kilka medykamentów, które kupił jeszcze przed przyjazdem na lotnisko.
Przygotował ogromną porcję kolorowych tabletek i podał szklankę wody. Szczelnie
otulił ją kołdrą i czekał aż zaśnie. Wysoka temperatura powodowała, że nawet
nie miała siły z nim porozmawiać. Wtuliła się w poduszkę i szybko zasnęła. Następny
dzień nie przyniósł znaczącej poprawy. Co prawda temperatura spadła niemal o
dwa stopnie, ale nadal była wysoka. Wciąż była słaba. Prawie cały dzień
przespała. Budził ją jedynie na posiłki i kolejne porcje leków. Nie chciała
jeść. Ból gardła był bardzo intensywny. Siłą podtykał jej tosty, letnią herbatę
i krem warzywny, który ugotował. Uwielbiała, gdy siadał na skraju łóżka i z
wielką troską gładził jej twarz, czoło. Wtedy też siedział przy niej. Właśnie
zasypiała, gdy on wyszeptał wprost do jej ucha wyznanie miłości. Zastanawiała
się czy to sen, czy jawa. Trzeciego dnia czuła się zdecydowanie lepiej.
Przyglądała mu się intensywnie od samego rana. Nie miała pewności, czy to, co
usłyszała było prawdą, czy tylko jej wymysłem, a raczej jej pragnieniem.
Musiała mieć pewność. Nawiązała do tego po obiedzie, gdy leżąc na kanapie
oglądali jakąś komedię. Nie wprost, ale aluzja była jasna. Potwierdził. Przyznał,
że wybrał niezbyt odpowiedni moment, że powinien poczekać jeszcze trochę. I
znów ‘kocham cię’ padło z jego ust. Na potwierdzenie wypowiedzianych słów
namiętnie wpił się w jej usta. Oddała pocałunek lecz po chwili się od niego
oderwała. Był zaskoczony jej reakcją. Usprawiedliwiła się, że nie chce go
zarazić. Usłyszała wtedy ‘a może ja chcę się zarazić? Przecież jak będę chory
nie odeślesz mnie do Polski, tylko będziesz musiała się mną zająć. A najłatwiej
jest zarazić się drogą kropelkową’. Doskonale pamięta ten jego figlarny wzrok,
gdy zaniósł ją do sypialni. Kochali się tak subtelnie, maksymalnie wydłużając
to zbliżenie. Pieścił każdy skrawek jej ciała. Całował z czcią centymetr po
centymetrze. Pragnął dać jej nieopisane szczęście i udało się. Była
wniebowzięta. Był szczęśliwy. Uniósł się kilka centymetrów nad ziemią, gdy po przeżytej
namiętności odpowiedziała mu podobnym wyznaniem. Kochał wpatrywać się w jej
oczy, kochał ją. A ona kochała jego. Nastał dzień jego powrotu. Moment
rozstania odwlekał ile się dało. Zarezerwował bilet na ostatni lot do Warszawy.
Nie zgodził się, by pojechała z nim na lotnisko. Była jeszcze zbyt słaba, a
pogoda na zewnętrz okropna. Taksówka od piętnastu minut czekała na dole, a oni
nie mogli przestać się żegnać na środku jej niewielkiego przedpokoju. Gdy jedno
odsuwało się choćby na milimetr, drugie zachłannie łapało wargi w swoje usta
inicjując kolejny namiętny pocałunek. W końcu odjechał. Została sama.
Szczęśliwa i zakochana. Dzwonił codziennie, czasami nawet kilka razy dziennie.
Mogli rozmawiać godzinami, o wszystkim i o niczym. Udało mu się tak wszystko
ustawić, że przyjeżdżał regularnie dwa razy w miesiącu. Zwykle na dwa, czasami
na trzy dni, pod koniec tygodnia. Urywała się z pracy, niekiedy brała urlop, by
spędzić z nim jak najwięcej czasu. Kochała go całą sobą. Od ich pierwszego
spotkania, wtedy na bankiecie minęły zaledwie cztery miesiące, a ona była
pewna, że to ten jedyny. To było jakieś szaleństwo. Zwykle w związkach lubiła
spokój, potrzebowała czasu. Z nim było inaczej. Byli ze sobą i było im razem
dobrze. Nie snuli poważnych planów na przyszłość. Było na to za wcześnie.
Cieszyli się tym co mają, ogromną radość sprawiało im każde spotkanie, każda
godzina spędzona razem. Ona żyje w Dortmundzie, on w Polsce. Póki co tak musi
być. Nie wymagała od niego żadnych deklaracji. Ale miała już trzydzieści lat i
pragnęła w swoim życiu zmiany. Wiedziała, że tej zmiany może dokonać tylko z
nim. Znów pojawił się w jej mieszkaniu na najbliższe dwa dni. Już mięli taki rytuał.
Przyjeżdżał i przygotowywał kolację, gdy ona była jeszcze w pracy. Kolejny
dzień był tylko ich. Spacer, kino, teatr, obiad w restauracji, wycieczka lub
doba spędzona w sypialni. Czasami urywała się wcześniej i to ona czekała na
niego w mieszkaniu. Tym razem tak właśnie było. Zjedli jego ulubioną pieczeń i
z butelką wina usiedli na kanapie. Przez chwilę intensywnie wpatrywała się w
jego oczy. Śmiały się do niej. ‘Daj mi dziecko’ padło z jej ust. Widziała
zaskoczenie na jego twarzy. W jej dwóch błękitach szukał potwierdzenie, czy aby
się nie przesłyszał. Jej oczy mówiły wszystko. Uśmiechnął się i jego usta
rozpoczęły wędrówkę po jej ciele. Tylko on mógł spełnić jej marzenie o potomku.
Była połowa maja. Jutro miał znów stanąć w jej drzwiach. Od kilku dni była na
urlopie. Miała dużo czasu na przemyślenia i nadrabianie zaległości. Przeglądała
właśnie oferty last minute. Miała ochotę na tygodniowy wypad nad Morze
Śródziemne i miała nadzieję namówić na niego Marka. Nagle coś przykuło jej
uwagę. Nie mogła w to uwierzyć.
Było po dziewiętnastej, gdy
zjawił się w małą walizką u jej drzwi. Chciał od razu porwać ją do sypialni.
Tak bardzo za nią tęsknił. Tak bardzo jej pragnął. Wyswobodziła się z jego
objęć i zaproponowała kolację. Była jakaś inna. Zwykle z wielka radością i
spontanicznością witała go. Tym razem wyczuł pewien rodzaj dystansu. Udał się
za nią posłusznie do salonu. Sądził, że ta zmiana w jej zachowaniu może być
spowodowana ciążą. W końcu już kilkakrotnie kochali się bez zabezpieczenia.
Zaprzeczyła. Przy kolacji rozpoczęła temat jego firmy. Zdziwił się. Nigdy się
nie dopytywała. Zaczął jej opowiadać o chimerycznym projektancie.
- Kochanie naprawdę uwierz mi, on
jest wyjątkowy – zakończył swoją opowieść i sięgnął po kieliszek z winem
- Z pewnością – zamyśliła się na
chwilę, po czym wbiła w niego swój wzrok i zapytała – A jak twoje przygotowania
do ślubu?- zakrztusił się i spojrzał na nią przerażony. Milczał. – Nic mi nie
powiesz? – wciąż wpatrywała się w niego intensywnie i bardzo uważnie
obserwowała jego reakcje – Sądziłeś, że się nie dowiem? – za wszelką cenę
starała się zachować spokój – To, że od kilku lat nie mieszkam w Polsce nie
znaczy, że nie dowiem się co się tam dzieje. Istnieje coś takiego jak Internet. – wyciągnęła spod obrusa niewielką
kartkę i zaczęła czytać – 'Marek Dobrzański i Paulina Febo – ostatnie przygotowania
do wielkiej ceremonii'. Mam czytać dalej czy doskonale znasz ten artykuł? – nie miał pojęcia,
co ma w tej chwili powiedzieć – Myślałeś, że długo uda ci się prowadzić takie
podwójne życie? Że tam będziesz miał żonę, a tu będziesz wpadał oderwać się od
codziennego życia, zabawić się? Potraktowałeś mnie jak darmową dziwkę! – już nie
potrafiła zachować zimnej krwi. Tyle było w niej żalu. Tak bardzo ją zranił.
- Ula, to nie tak – przerwała mu
- Nie tak? Nie bądź śmieszny! Od
kilku miesięcy wpadasz tutaj regularnie, żeby mnie przelecieć, gdy w domu czeka
na ciebie narzeczona! A ja byłam tak głupia, że chciałam mieć z tobą dziecko! –
rozpłakała się
- Ula, posłuchaj…
- Wynoś się stąd! – krzyknęła –
Zabierz swoją walizkę z mojego domu i nigdy więcej nie wracaj! Nie chcę cię
znać! – krzyknęła i szybkim krokiem wyszła do łazienki. Chciał zostać i na
spokojnie z nią porozmawiać. Długo nie wracała. Zrozumiał, że czeka aż opuści
jej dom. Rozmowa teraz nie miała sensu. Była zbyt zdenerwowana, rozżalona, skrzywdzona.
Posłusznie opuścił jej mieszkanie i pojechał do hotelu. Następnego dnia
ponownie pojawił się w jej apartamentowcu. Pukał, dzwonił. Cisza. Albo jej nie
było, albo chciała, żeby myślał, że jej nie ma. Nastał dzień jego wylotu.
Ponownie pojawił się na jej osiedlu i wrzucił do skrzynki list. Opuszczał
Dortmund z ogromnym poczuciem winy. Był sukinsynem. Parszywym draniem, który
skrzywdził ukochaną kobietę.
Od kilku dni nie wychodziła z
domu. Nie potrafiła się pozbierać. Pokochała go całym sercem, a on… Żaden
mężczyzna nie skrzywdził jej jeszcze tak bardzo. Myślała, że spotkała ideał.
Spotkała najgorszą kanalię pod słońcem. Jak on mógł ją tak oszukiwać? Jak ona
mogła niczego nie zauważyć? Czyżby miłość aż tak bardzo ją zaślepiła? Przez ostatnie
dwa dni nie robiła nic innego, tylko analizowała ostatnie pięć miesięcy ich
znajomości. Teraz wszystko zaczynało układać się w logiczną całość. Czemu
wcześniej tego nie widziała? Nigdy go nie dopytywała. Owszem, rozmawiali dużo,
ale aż tak wiele nie opowiadał jej o sobie, swoim życiu. Mówił o rodzicach,
trochę o firmie. Mówił to, co chciał jej powiedzieć, a ona nie zmuszała go do
zwierzeń. Przyjmowała to, co jej dawał. Ona też się mu nie spowiadała. Wolała
żyć tym co tu i teraz. Liczyła się teraźniejszość i przyszłość. Każde miało
swoją przeszłość i nie lubiła w nią ingerować. Mimo to podchodziła do niego z
wielką ufnością i szczerością. Sądziła, że on również. Jak bardzo się myliła.
Teraz rozumiała te jego wizyty raz na jakiś czas. Przecież gdyby był wolny
mogliby spędzać razem każdy weekend. On przyjeżdżał dwa razy w miesiącu i to przeważnie
w tygodniu. ‘Ciekawe co mówił narzeczonej? Wyjazd służbowy?’ Zaśmiała się
gorzko sama do siebie. Jaka była głupia! I te jego telefony. Albo wyłączał
komórkę, albo wychodził rozmawiać na taras, tłumacząc się sprawami służbowymi.
Jak mogła się wcześniej nie zorientować? Jaka sprawa służbowa musi wymagać intymnej
rozmowy na tarasie? Ale z niej kretynka! Tyle razy się nacięła i tym razem dała
się wodzić za nos. Jeszcze chciała mieć z nim dziecko! Rozum jej odjęło! Miała
świetną pracę, mieszkanie, oszczędności. Sądziła, że ma cudownego partnera i do
pełni szczęścia brakowało jej maleństwa. Wydawał się idealnym kandydatem na
ojca jej dziecka. Teraz wiedziała, że dziecko być może odziedziczyłoby po nim
skłonność do patologicznego kłamstwa. Raniłoby ludzi tak, jak on zranił ją.
Materiał na ojca nienajlepszy. Lepiej byłoby wybrać bank spermy.
Chociaż w głębi serca musiała przyznać, że było jej z nim dobrze, jak z żadnym mężczyzną wcześniej. Uzupełniali się idealnie. Dał jej tyle szczęścia, a jednocześnie tak mocno dostała od niego po głowie.
Chociaż w głębi serca musiała przyznać, że było jej z nim dobrze, jak z żadnym mężczyzną wcześniej. Uzupełniali się idealnie. Dał jej tyle szczęścia, a jednocześnie tak mocno dostała od niego po głowie.
Wiedziała, że u niej był, że próbował
się do niej dobić. Nie chciała z nim rozmawiać, nie chciała nawet na niego
patrzeć. Kochała i nienawidziła jednocześnie. Jeszcze kilka dni temu marzyła,
by się przy nim zestarzeć, teraz marzyła, by jak najszybciej zapomnieć. Wiedziała,
że to nie będzie łatwe. Musiała się pozbierać i iść do pracy. Wracając
wieczorem do domu odebrała pocztę. Wśród rachunków, reklamówek i zaproszeń na
bankiety, znalazła białą kopertę z jej imieniem. Domyśliła się kto był autorem
tego listu. Włożyła go w stertę starych gazet w jej gabinecie i postanowiła
całkowicie zignorować. Nie spała całą noc. Nad ranem zwlokła się z łóżka i
powędrowała do swojego domowego biura. Odnalazła list i usiadła na parapecie,
czytając kolejne zdania w blasku księżyca. Płakała.
‘Ula
Wiem, że nie chcesz mnie znać.
Wiem, że nie możesz na mnie patrzeć. Wiem, że cię skrzywdziłem. Ale ja muszę
przynajmniej spróbować wyjaśnić.
Kiedy cię spotkałem tam, na tym bankiecie, sądziłem, że to będzie kolejny przelotny romans. Zauroczyłaś mnie, zafascynowałaś, pociągałaś. Nie jestem święty. Mam na swoim koncie wiele takich przygód. Jedno, dwa spotkania i koniec. Tyle, że z tobą było inaczej. Chciałem więcej. Im bliżej cię poznawałem, tym bardziej się zakochiwałem. Tam na lotnisku, gdy cię pocałowałem, już wiedziałem, że między nami jest coś wyjątkowego. Ja nigdy się tak nie czułem. Mam trzydzieści trzy lata i zakochałem się po raz pierwszy. Jak po tych kilku spotkaniach miałem ci nagle powiedzieć, że mam narzeczoną? Nie kocham jej. Łączy nas wyłącznie wspólna firma i przyszłość zaplanowana przez naszych rodziców. Ale czy to coś zmienia? Gdym ci powiedział prawdę i tak posłałabyś mnie w diabły. Jesteś zbyt uczciwa. Dlatego wolałem milczeć. Nie wiem co by było później, co by było, gdy sporadyczne spotkania przestałyby nam wystarczać, gdybyś zaszła w ciążę. Nie myślałem o przyszłości. Przy tobie żyłem tym co tu i teraz i było mi z tym dobrze. To z tobą spędziłem najpiękniejsze chwile swojego życia. To dzięki tobie byłem szczęśliwy. Przy tobie wszystko było prostsze, łatwiejsze. Gdybym mógł cofnąć czas wszystko zrobiłbym inaczej. Teraz mogę jedynie prosić byś mi wybaczyła.
Kiedy cię spotkałem tam, na tym bankiecie, sądziłem, że to będzie kolejny przelotny romans. Zauroczyłaś mnie, zafascynowałaś, pociągałaś. Nie jestem święty. Mam na swoim koncie wiele takich przygód. Jedno, dwa spotkania i koniec. Tyle, że z tobą było inaczej. Chciałem więcej. Im bliżej cię poznawałem, tym bardziej się zakochiwałem. Tam na lotnisku, gdy cię pocałowałem, już wiedziałem, że między nami jest coś wyjątkowego. Ja nigdy się tak nie czułem. Mam trzydzieści trzy lata i zakochałem się po raz pierwszy. Jak po tych kilku spotkaniach miałem ci nagle powiedzieć, że mam narzeczoną? Nie kocham jej. Łączy nas wyłącznie wspólna firma i przyszłość zaplanowana przez naszych rodziców. Ale czy to coś zmienia? Gdym ci powiedział prawdę i tak posłałabyś mnie w diabły. Jesteś zbyt uczciwa. Dlatego wolałem milczeć. Nie wiem co by było później, co by było, gdy sporadyczne spotkania przestałyby nam wystarczać, gdybyś zaszła w ciążę. Nie myślałem o przyszłości. Przy tobie żyłem tym co tu i teraz i było mi z tym dobrze. To z tobą spędziłem najpiękniejsze chwile swojego życia. To dzięki tobie byłem szczęśliwy. Przy tobie wszystko było prostsze, łatwiejsze. Gdybym mógł cofnąć czas wszystko zrobiłbym inaczej. Teraz mogę jedynie prosić byś mi wybaczyła.
Marek’
Płakała. Prawda była taka, że nie miała już siły płakać. Chciała zapomnieć. Bolała ją każda komórka ciała. Czuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej serce. Minęły trzy tygodnie od ich ostatniej rozmowy. Powoli wychodziła na prostą. Wciąż o nim myślała, wciąż tęskniła, ale zaczęła zdawać sobie sprawę, że permanentna rozpacz nic nie da. Musi żyć dalej. Musi żyć bez niego. Z Internetu dowiedziała się, że uroczystość ma się odbyć już za dwa tygodnie. Żal jej było Marka. Jeśli to prawda co pisał, jeśli rzeczywiście jej nie kocha, to współczuje mu z całego serca. Nie rozumie, ale współczuje. Ciężko jest żyć bez miłości. Żal jej było również Pauliny. Nie znała jej. Raptem przeczytała trzy artykuły w sieci na jej temat, widziała ją na kilku zdjęciach. Związek z mężczyzną, który nie kocha nie jest łatwy. Ona zresztą wyglądała na osobę zimną, oschłą, taką, która nie potrafi kochać. Nie jej życie, nie jej sprawa.
Było grubo po dwudziestej, gdy zaparkowała
na podziemnym parkingu. To był koszmarny dzień. Posiedzenie zarządu przeciągało
się w nieskończoność. Nie marzyła o niczym innym, jak o kieliszku białego wina
i gorącej kąpieli. Jak dobrze, że właśnie rozpoczynał się weekend. Wreszcie
odpocznie. Ostatnie dni spędzała w pracy. To ona dawała jej pewien rodzaj
ukojenia, odciągała jej myśli od Dobrzańskiego. Wjechała windą na szóste piętro
i ruszyła w kierunku swoich drzwi. Dostrzegła go. Siedział na schodach, kilka
metrów przed nią. Stanęła w bezruchu. Najchętniej by zawróciła, by nie musieć z
nim rozmawiać. Było za późno. Dostrzegł ją i zbliżał się do niej dzierżąc w
ręku bukiet kwiatów. W jej wnętrzu rozpętała się prawdziwa burza. Z jednej
strony się cieszyła. Tak dawno go nie wiedziała. Zmienił się. Kilkudniowy
zarost i brak błysku w oczach, od razu zwróciła na to uwagę. Tęskniła. Ale z
drugiej, co on sobie wyobraża. Że przyjedzie tutaj z bukietem kwiatów i będzie
tak jak kiedyś? Że teraz świadomie zgodzi się na ten chory układ? Skrzywdził ją
i przez wiele tygodni kłamał prosto w oczy. Stanął naprzeciw niej. Intensywnie
wpatrywali się w swoje oczy. Miała ochotę go spoliczkować. Nie zrobiła jednak
nic. Stała i czekała na jego ruch. Wreszcie się odezwał.
-
Nie potrafię z ciebie
zrezygnować – powiedział zdecydowanie, tonąc w jej chabrowych oczach –
jesteś miłością
mojego życia – mówiąc to padł przed nią na kolana. Zaskoczył ją –
Błagam,
wybacz mi. Wybacz i pozwól ze sobą zostać…. Zostać na zawsze – dodał po
chwili
bacznie obserwując całą paletę uczuć, która malowała się na jej twarzy. W
napięciu oczekiwał jej reakcji. Albo wybaczy, albo pośle go do diabła.
Modlił
się w duchu o kolejną szansę. Przez jej głowę przelatywała gonitwa
myśli. Ona
straciła poczucie czasu. Wpatrywała się w jego oczy i pośpiesznie
wszystko
analizowała. Dla niego czas dłużył się niemiłosiernie. Każda sekunda
wydawała się
godziną. Wreszcie zareagowała. Upuściła torebkę i przytuliła jego głowę
do
swojego brzucha, przeczesując dłonią jego włosy. Zrezygnował dla niej z
dotychczasowego życia, dlatego ona nie potrafi zrezygnować z niego.
Ulga, szczęście,
miłość. To trzy dominujące uczucia w ich wnętrzach. Płakali. Oboje
płakali. Ona
odzyskała dzisiaj równowagę i mężczyznę, którego kocha całą sobą. Od
odzyskał
dzisiaj miłość, której smak poznał zaledwie kilka miesięcy temu dzięki
niej.
Odzyskał wiarę w szczęśliwą przyszłość. Przyszłość z nią u boku. Dzisiaj
wygrał swoje życie. Wygrał miłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz