B

sobota, 18 maja 2013

Miniaturka III

Znali się krótko. Ba, bardzo krótko. Ale była szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. Ich relacja to było coś wyjątkowego, coś co każdy choć raz w swoim życiu chce przeżyć, coś o czym każdy marzy. Poznali się na jednym z bankietów. Nigdy nie lubiła tego typu imprez. Nie pasowała do tego towarzystwa, nie lubiła tej atmosfery. Zwykle na takich przyjęciach czuła się niepewnie, była zagubiona mimo, że musiała chodzić na takie imprezy dość często. Zwykle wpadała maksymalnie na godzinę i robiła wszystko by jak najszybciej się wymiksować. W branży bankowej czuła się świetnie. To było miejsce dla niej. Niestety nie znalazła pracy odpowiadającej jej kwalifikacjom w Polsce, stąd decyzja o przyjeździe do Dortmundu. Dostała posadę w dużym, niemieckim banku. Szybko pięła się po szczeblach kariery, by po niespełna czterech latach stać się dyrektorem jednego z oddziałów. Był grudzień, gwiazdkowe spotkanie organizowane przez firmę z którą współpracowała, a w zasadzie, którą finansowo wspierał jej bank. Od lat przekazywali dość znaczące kwoty dla młodych, świetnie zapowiadających się projektantów, rozpoczynających karierę w tej cenionej na rynku niemieckim firmie modowej. To było już drugie tego typu spotkanie, w którym uczestniczyła. Część ludzi znała. Można nawet powiedzieć, że wszystko było na dobrej drodze, aby zaprzyjaźniła się z żoną właściciela. Były w podobnym wieku, obie interesowały się teatrem. Przyszła na ten bankiet głównie z powodu Martiny. To ona ochoczo namawiała ją do przyjścia. Weszła do eleganckiej sali wypełnionej tłumem gości. Pracownicy firmy, sponsorzy, prawnicy i kontrahenci. Kilka twarzy pamiętała z zeszłorocznego spotkania. Przy jednym ze stolików dostrzegła nieziemsko przystojnego mężczyznę. On też zwrócił na nią uwagę. Była piękną kobietą. Idealna figura, perfekcyjnie upięte włosy, czarujący uśmiech. Zaczepił Petera i zapytał o tą zjawiskową piękność. Ten odparł, że to również Polka i już zmierzał w jej stronę, by ich sobie przedstawić. Gdy stanął kilkanaście centymetrów przed nią zamarł. Jeszcze nigdy nie widział tak wyjątkowych oczu. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Pocałował jej dłoń z wielką czcią. Zaczęli rozmawiać. Świetnie czuli się w swoim towarzystwie. Łączyły ich wspólne zainteresowania i poczucie humoru. Zrobił na niej ogromne wrażenie. Przystojny gentelman. Sądziła, że tacy mężczyźni wyginęli przed wojną. Tym razem została na bankiecie nieco dłużej. Niemal do końca. Tak dobrze czuła się w jego towarzystwie, że nic jej nie przeszkadzało, a atmosfera nie męczyła. Pierwszy raz od dawna zaliczyła bankiet do udanych. Postanowił odprowadzić ją do domu. Chciał jechać taksówką, ale zapewniła, że mieszka zaledwie dwie ulice dalej. Piękny zimowy wieczór zakończył się pod drzwiami jej apartamentowca. Zapytał, czy zgodzi się umówić z nim na kawę. Odpowiedziała twierdząco wręczając mu swoją wizytówkę z numerem telefonu. Zadzwonił tydzień po Nowym Roku twierdząc, że w poniedziałek przylatuje w interesach na trzy dni. Zgodziła się zjeść z nim lunch. Cieszyła się na to spotkanie. Półtorej godziny spędzili w miłej atmosferze. Żadne nie chciało kończyć tego obiadu tak szybko, ale ona musiała wracać do biura, on miał umówione spotkania. Umówili się następnego dnia wieczorem. Prosił, by pokazała mu miasto. Dwugodzinny spacer skończył się kolacją. Po raz kolejny odprowadził ją pod drzwi. Pozwolił sobie złożyć na jej policzku krótki pocałunek. Zapewnił, że przyjedzie za dwa tygodnie, obiecał, że się odezwie. Była pod jego ogromnym urokiem. Z pewnością zaliczał się do tych mężczyzn, którzy mają w sobie to coś, co sprawia, że kobieta traci głowę. I z nią było dokładnie to samo. Nigdy jej się to nie zdarzyło, by facet, którego spotkała trzy, cztery razy zawrócił jej w głowie. A jednak. Był wyjątkowy. Miała już trzydzieści lat i na koncie kilka krótkotrwałych związków. Każdy kolejny napotkany mężczyzna okazywał się gorszy od poprzedniego. Marek był miłą odmianą. Nie pasował do tego schematu i bardzo ją to cieszyło. Przyleciał w piątek rano. Niestety tylko na jeden dzień. Tłumaczył, że ma kryzys w firmie i musi wracać. Spędzili razem popołudnie. Odprowadziła go na lotnisko i wtedy po raz pierwszy ją pocałował. To było jak trzęsienie ziemi. Ogromna fala uczuć wybuchła w jej wnętrzu. Zrozumiała, że się zakochała. On również poczuł się wyjątkowo. Ta kobieta działała na niego jak magnes. Pragnął być blisko, jak najbliżej niej. Jeszcze nigdy nie spotkał na swojej drodze tak wyjątkowej istoty. Od tego momentu dzwonił niemal codziennie. Każdego dnia pragnął usłyszeć jej głos, to w jaki sposób wypowiada jego imię. Sprawy w firmie nie pozwalały mu, by choćby na jeden dzień wyrwał się i poleciał do Niemiec. Był wściekły. Kolejny tydzień również zapowiadał się fatalnie, ale ostatnie dni lutego niosły ze sobą nadzieję na małe wytchnienie. Pośpiesznie zadzwonił, by podzielić się z nią informacją, że zabukował bilety na dwudziestego piątego. Była w fatalnym stanie. Dopadła ją paskudna grypa. Ledwo mówiła przez telefon. Nie czekając długo postanowił lecieć do niej jeszcze tego samego dnia. W firmie powiedział, że jest poważny problem z projektami ‘Wunderbaren Stil’ i musi to natychmiast wyjaśnić. Na trzy najbliższe dni ściągnął do firmy ojca. Było już po dwudziestej pierwszej, gdy zapukał do jej drzwi. Nawet nie próbowała ukryć zaskoczenia jego obecnością. Wkroczył do jej mieszkania z małą walizką i torbą zakupów. Musnął jej usta i najnormalniej w świecie rzekł ‘przyjechałem się tobą zaopiekować’. Cieszyła się z jego obecności, a przez myśl przebiegło jej, że spotkała ideał. Zrobił krótki rekonesans jej mieszkania i lodówki. W duchu cieszył się, że zrobił porządne zakupy. Oprócz chleba tostowego, sera i kilku jajek nie znalazł nic. ‘Przecież jest chora, nie miała nawet możliwości zejść po zakupy’ pomyślał. Miała wysoką gorączkę. Leki, które zażywała do tej pory nie przynosiły oczekiwanych efektów. Chciał wezwać lekarza, odmówiła. Wyjął z walizki kilka medykamentów, które kupił jeszcze przed przyjazdem na lotnisko. Przygotował ogromną porcję kolorowych tabletek i podał szklankę wody. Szczelnie otulił ją kołdrą i czekał aż zaśnie. Wysoka temperatura powodowała, że nawet nie miała siły z nim porozmawiać. Wtuliła się w poduszkę i szybko zasnęła. Następny dzień nie przyniósł znaczącej poprawy. Co prawda temperatura spadła niemal o dwa stopnie, ale nadal była wysoka. Wciąż była słaba. Prawie cały dzień przespała. Budził ją jedynie na posiłki i kolejne porcje leków. Nie chciała jeść. Ból gardła był bardzo intensywny. Siłą podtykał jej tosty, letnią herbatę i krem warzywny, który ugotował. Uwielbiała, gdy siadał na skraju łóżka i z wielką troską gładził jej twarz, czoło. Wtedy też siedział przy niej. Właśnie zasypiała, gdy on wyszeptał wprost do jej ucha wyznanie miłości. Zastanawiała się czy to sen, czy jawa. Trzeciego dnia czuła się zdecydowanie lepiej. Przyglądała mu się intensywnie od samego rana. Nie miała pewności, czy to, co usłyszała było prawdą, czy tylko jej wymysłem, a raczej jej pragnieniem. Musiała mieć pewność. Nawiązała do tego po obiedzie, gdy leżąc na kanapie oglądali jakąś komedię. Nie wprost, ale aluzja była jasna. Potwierdził. Przyznał, że wybrał niezbyt odpowiedni moment, że powinien poczekać jeszcze trochę. I znów ‘kocham cię’ padło z jego ust. Na potwierdzenie wypowiedzianych słów namiętnie wpił się w jej usta. Oddała pocałunek lecz po chwili się od niego oderwała. Był zaskoczony jej reakcją. Usprawiedliwiła się, że nie chce go zarazić. Usłyszała wtedy ‘a może ja chcę się zarazić? Przecież jak będę chory nie odeślesz mnie do Polski, tylko będziesz musiała się mną zająć. A najłatwiej jest zarazić się drogą kropelkową’. Doskonale pamięta ten jego figlarny wzrok, gdy zaniósł ją do sypialni. Kochali się tak subtelnie, maksymalnie wydłużając to zbliżenie. Pieścił każdy skrawek jej ciała. Całował z czcią centymetr po centymetrze. Pragnął dać jej nieopisane szczęście i udało się. Była wniebowzięta. Był szczęśliwy. Uniósł się kilka centymetrów nad ziemią, gdy po przeżytej namiętności odpowiedziała mu podobnym wyznaniem. Kochał wpatrywać się w jej oczy, kochał ją. A ona kochała jego. Nastał dzień jego powrotu. Moment rozstania odwlekał ile się dało. Zarezerwował bilet na ostatni lot do Warszawy. Nie zgodził się, by pojechała z nim na lotnisko. Była jeszcze zbyt słaba, a pogoda na zewnętrz okropna. Taksówka od piętnastu minut czekała na dole, a oni nie mogli przestać się żegnać na środku jej niewielkiego przedpokoju. Gdy jedno odsuwało się choćby na milimetr, drugie zachłannie łapało wargi w swoje usta inicjując kolejny namiętny pocałunek. W końcu odjechał. Została sama. Szczęśliwa i zakochana. Dzwonił codziennie, czasami nawet kilka razy dziennie. Mogli rozmawiać godzinami, o wszystkim i o niczym. Udało mu się tak wszystko ustawić, że przyjeżdżał regularnie dwa razy w miesiącu. Zwykle na dwa, czasami na trzy dni, pod koniec tygodnia. Urywała się z pracy, niekiedy brała urlop, by spędzić z nim jak najwięcej czasu. Kochała go całą sobą. Od ich pierwszego spotkania, wtedy na bankiecie minęły zaledwie cztery miesiące, a ona była pewna, że to ten jedyny. To było jakieś szaleństwo. Zwykle w związkach lubiła spokój, potrzebowała czasu. Z nim było inaczej. Byli ze sobą i było im razem dobrze. Nie snuli poważnych planów na przyszłość. Było na to za wcześnie. Cieszyli się tym co mają, ogromną radość sprawiało im każde spotkanie, każda godzina spędzona razem. Ona żyje w Dortmundzie, on w Polsce. Póki co tak musi być. Nie wymagała od niego żadnych deklaracji. Ale miała już trzydzieści lat i pragnęła w swoim życiu zmiany. Wiedziała, że tej zmiany może dokonać tylko z nim. Znów pojawił się w jej mieszkaniu na najbliższe dwa dni. Już mięli taki rytuał. Przyjeżdżał i przygotowywał kolację, gdy ona była jeszcze w pracy. Kolejny dzień był tylko ich. Spacer, kino, teatr, obiad w restauracji, wycieczka lub doba spędzona w sypialni. Czasami urywała się wcześniej i to ona czekała na niego w mieszkaniu. Tym razem tak właśnie było. Zjedli jego ulubioną pieczeń i z butelką wina usiedli na kanapie. Przez chwilę intensywnie wpatrywała się w jego oczy. Śmiały się do niej. ‘Daj mi dziecko’ padło z jej ust. Widziała zaskoczenie na jego twarzy. W jej dwóch błękitach szukał potwierdzenie, czy aby się nie przesłyszał. Jej oczy mówiły wszystko. Uśmiechnął się i jego usta rozpoczęły wędrówkę po jej ciele. Tylko on mógł spełnić jej marzenie o potomku. Była połowa maja. Jutro miał znów stanąć w jej drzwiach. Od kilku dni była na urlopie. Miała dużo czasu na przemyślenia i nadrabianie zaległości. Przeglądała właśnie oferty last minute. Miała ochotę na tygodniowy wypad nad Morze Śródziemne i miała nadzieję namówić na niego Marka. Nagle coś przykuło jej uwagę. Nie mogła w to uwierzyć.
Było po dziewiętnastej, gdy zjawił się w małą walizką u jej drzwi. Chciał od razu porwać ją do sypialni. Tak bardzo za nią tęsknił. Tak bardzo jej pragnął. Wyswobodziła się z jego objęć i zaproponowała kolację. Była jakaś inna. Zwykle z wielka radością i spontanicznością witała go. Tym razem wyczuł pewien rodzaj dystansu. Udał się za nią posłusznie do salonu. Sądził, że ta zmiana w jej zachowaniu może być spowodowana ciążą. W końcu już kilkakrotnie kochali się bez zabezpieczenia. Zaprzeczyła. Przy kolacji rozpoczęła temat jego firmy. Zdziwił się. Nigdy się nie dopytywała. Zaczął jej opowiadać o chimerycznym projektancie.
- Kochanie naprawdę uwierz mi, on jest wyjątkowy – zakończył swoją opowieść i sięgnął po kieliszek z winem
- Z pewnością – zamyśliła się na chwilę, po czym wbiła w niego swój wzrok i zapytała – A jak twoje przygotowania do ślubu?- zakrztusił się i spojrzał na nią przerażony. Milczał. – Nic mi nie powiesz? – wciąż wpatrywała się w niego intensywnie i bardzo uważnie obserwowała jego reakcje – Sądziłeś, że się nie dowiem? – za wszelką cenę starała się zachować spokój – To, że od kilku lat nie mieszkam w Polsce nie znaczy, że nie dowiem się co się tam dzieje. Istnieje coś takiego jak Internet. – wyciągnęła spod obrusa niewielką kartkę i zaczęła czytać – 'Marek Dobrzański i Paulina Febo – ostatnie przygotowania do wielkiej ceremonii'. Mam czytać dalej czy doskonale znasz ten artykuł? – nie miał pojęcia, co ma w tej chwili powiedzieć – Myślałeś, że długo uda ci się prowadzić takie podwójne życie? Że tam będziesz miał żonę, a tu będziesz wpadał oderwać się od codziennego życia, zabawić się? Potraktowałeś mnie jak darmową dziwkę! – już nie potrafiła zachować zimnej krwi. Tyle było w niej żalu. Tak bardzo ją zranił.
- Ula, to nie tak – przerwała mu
- Nie tak? Nie bądź śmieszny! Od kilku miesięcy wpadasz tutaj regularnie, żeby mnie przelecieć, gdy w domu czeka na ciebie narzeczona! A ja byłam tak głupia, że chciałam mieć z tobą dziecko! – rozpłakała się
- Ula, posłuchaj…
- Wynoś się stąd! – krzyknęła – Zabierz swoją walizkę z mojego domu i nigdy więcej nie wracaj! Nie chcę cię znać! – krzyknęła i szybkim krokiem wyszła do łazienki. Chciał zostać i na spokojnie z nią porozmawiać. Długo nie wracała. Zrozumiał, że czeka aż opuści jej dom. Rozmowa teraz nie miała sensu. Była zbyt zdenerwowana, rozżalona, skrzywdzona. Posłusznie opuścił jej mieszkanie i pojechał do hotelu. Następnego dnia ponownie pojawił się w jej apartamentowcu. Pukał, dzwonił. Cisza. Albo jej nie było, albo chciała, żeby myślał, że jej nie ma. Nastał dzień jego wylotu. Ponownie pojawił się na jej osiedlu i wrzucił do skrzynki list. Opuszczał Dortmund z ogromnym poczuciem winy. Był sukinsynem. Parszywym draniem, który skrzywdził ukochaną kobietę.
Od kilku dni nie wychodziła z domu. Nie potrafiła się pozbierać. Pokochała go całym sercem, a on… Żaden mężczyzna nie skrzywdził jej jeszcze tak bardzo. Myślała, że spotkała ideał. Spotkała najgorszą kanalię pod słońcem. Jak on mógł ją tak oszukiwać? Jak ona mogła niczego nie zauważyć? Czyżby miłość aż tak bardzo ją zaślepiła? Przez ostatnie dwa dni nie robiła nic innego, tylko analizowała ostatnie pięć miesięcy ich znajomości. Teraz wszystko zaczynało układać się w logiczną całość. Czemu wcześniej tego nie widziała? Nigdy go nie dopytywała. Owszem, rozmawiali dużo, ale aż tak wiele nie opowiadał jej o sobie, swoim życiu. Mówił o rodzicach, trochę o firmie. Mówił to, co chciał jej powiedzieć, a ona nie zmuszała go do zwierzeń. Przyjmowała to, co jej dawał. Ona też się mu nie spowiadała. Wolała żyć tym co tu i teraz. Liczyła się teraźniejszość i przyszłość. Każde miało swoją przeszłość i nie lubiła w nią ingerować. Mimo to podchodziła do niego z wielką ufnością i szczerością. Sądziła, że on również. Jak bardzo się myliła. Teraz rozumiała te jego wizyty raz na jakiś czas. Przecież gdyby był wolny mogliby spędzać razem każdy weekend. On przyjeżdżał dwa razy w miesiącu i to przeważnie w tygodniu. ‘Ciekawe co mówił narzeczonej? Wyjazd służbowy?’ Zaśmiała się gorzko sama do siebie. Jaka była głupia! I te jego telefony. Albo wyłączał komórkę, albo wychodził rozmawiać na taras, tłumacząc się sprawami służbowymi. Jak mogła się wcześniej nie zorientować? Jaka sprawa służbowa musi wymagać intymnej rozmowy na tarasie? Ale z niej kretynka! Tyle razy się nacięła i tym razem dała się wodzić za nos. Jeszcze chciała mieć z nim dziecko! Rozum jej odjęło! Miała świetną pracę, mieszkanie, oszczędności. Sądziła, że ma cudownego partnera i do pełni szczęścia brakowało jej maleństwa. Wydawał się idealnym kandydatem na ojca jej dziecka. Teraz wiedziała, że dziecko być może odziedziczyłoby po nim skłonność do patologicznego kłamstwa. Raniłoby ludzi tak, jak on zranił ją. Materiał na ojca nienajlepszy. Lepiej byłoby wybrać bank spermy.
Chociaż w głębi serca musiała przyznać, że było jej z nim dobrze, jak z żadnym mężczyzną wcześniej. Uzupełniali się idealnie. Dał jej tyle szczęścia,  a jednocześnie tak mocno dostała od niego po głowie.
Wiedziała, że u niej był, że próbował się do niej dobić. Nie chciała z nim rozmawiać, nie chciała nawet na niego patrzeć. Kochała i nienawidziła jednocześnie. Jeszcze kilka dni temu marzyła, by się przy nim zestarzeć, teraz marzyła, by jak najszybciej zapomnieć. Wiedziała, że to nie będzie łatwe. Musiała się pozbierać i iść do pracy. Wracając wieczorem do domu odebrała pocztę. Wśród rachunków, reklamówek i zaproszeń na bankiety, znalazła białą kopertę z jej imieniem. Domyśliła się kto był autorem tego listu. Włożyła go w stertę starych gazet w jej gabinecie i postanowiła całkowicie zignorować. Nie spała całą noc. Nad ranem zwlokła się z łóżka i powędrowała do swojego domowego biura. Odnalazła list i usiadła na parapecie, czytając kolejne zdania w blasku księżyca. Płakała.

‘Ula
Wiem, że nie chcesz mnie znać. Wiem, że nie możesz na mnie patrzeć. Wiem, że cię skrzywdziłem. Ale ja muszę przynajmniej spróbować wyjaśnić.
Kiedy cię spotkałem tam, na tym bankiecie, sądziłem, że to będzie kolejny przelotny romans. Zauroczyłaś mnie, zafascynowałaś, pociągałaś. Nie jestem święty. Mam na swoim koncie wiele takich przygód. Jedno, dwa spotkania i koniec. Tyle, że z tobą było inaczej. Chciałem więcej. Im bliżej cię poznawałem, tym bardziej się zakochiwałem. Tam na lotnisku, gdy cię pocałowałem, już wiedziałem, że między nami jest coś wyjątkowego. Ja nigdy się tak nie czułem. Mam trzydzieści trzy lata i zakochałem się po raz pierwszy. Jak po tych kilku spotkaniach miałem ci nagle powiedzieć, że mam narzeczoną? Nie kocham jej. Łączy nas wyłącznie wspólna firma i przyszłość zaplanowana przez naszych rodziców. Ale czy to coś zmienia? Gdym ci powiedział prawdę i tak posłałabyś mnie w diabły. Jesteś zbyt uczciwa. Dlatego wolałem milczeć. Nie wiem co by było później, co by było, gdy sporadyczne spotkania przestałyby nam wystarczać, gdybyś zaszła w ciążę. Nie myślałem o przyszłości. Przy tobie żyłem tym co tu i teraz i było mi z tym dobrze. To z tobą spędziłem najpiękniejsze chwile swojego życia. To dzięki tobie byłem szczęśliwy. Przy tobie wszystko było prostsze, łatwiejsze. Gdybym mógł cofnąć czas wszystko zrobiłbym inaczej. Teraz mogę jedynie prosić byś mi wybaczyła.
Marek’

Płakała. Prawda była taka, że nie miała już siły płakać. Chciała zapomnieć. Bolała ją każda komórka ciała. Czuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej serce. Minęły trzy tygodnie od ich ostatniej rozmowy. Powoli wychodziła na prostą. Wciąż o nim myślała, wciąż tęskniła, ale zaczęła zdawać sobie sprawę, że permanentna rozpacz nic nie da. Musi żyć dalej. Musi żyć bez niego. Z Internetu dowiedziała się, że uroczystość ma się odbyć już za dwa tygodnie. Żal jej było Marka. Jeśli to prawda co pisał, jeśli rzeczywiście jej nie kocha, to współczuje mu z całego serca. Nie rozumie, ale współczuje. Ciężko jest żyć bez miłości. Żal jej było również Pauliny. Nie znała jej. Raptem przeczytała trzy artykuły w sieci na jej temat, widziała ją na kilku zdjęciach. Związek z mężczyzną, który nie kocha nie jest łatwy. Ona zresztą wyglądała na osobę zimną, oschłą, taką, która nie potrafi kochać. Nie jej życie, nie jej sprawa.
Było grubo po dwudziestej, gdy zaparkowała na podziemnym parkingu. To był koszmarny dzień. Posiedzenie zarządu przeciągało się w nieskończoność. Nie marzyła o niczym innym, jak o kieliszku białego wina i gorącej kąpieli. Jak dobrze, że właśnie rozpoczynał się weekend. Wreszcie odpocznie. Ostatnie dni spędzała w pracy. To ona dawała jej pewien rodzaj ukojenia, odciągała jej myśli od Dobrzańskiego. Wjechała windą na szóste piętro i ruszyła w kierunku swoich drzwi. Dostrzegła go. Siedział na schodach, kilka metrów przed nią. Stanęła w bezruchu. Najchętniej by zawróciła, by nie musieć z nim rozmawiać. Było za późno. Dostrzegł ją i zbliżał się do niej dzierżąc w ręku bukiet kwiatów. W jej wnętrzu rozpętała się prawdziwa burza. Z jednej strony się cieszyła. Tak dawno go nie wiedziała. Zmienił się. Kilkudniowy zarost i brak błysku w oczach, od razu zwróciła na to uwagę. Tęskniła. Ale z drugiej, co on sobie wyobraża. Że przyjedzie tutaj z bukietem kwiatów i będzie tak jak kiedyś? Że teraz świadomie zgodzi się na ten chory układ? Skrzywdził ją i przez wiele tygodni kłamał prosto w oczy. Stanął naprzeciw niej. Intensywnie wpatrywali się w swoje oczy. Miała ochotę go spoliczkować. Nie zrobiła jednak nic. Stała i czekała na jego ruch. Wreszcie się odezwał.
- Nie potrafię z ciebie zrezygnować – powiedział zdecydowanie, tonąc w jej chabrowych oczach – jesteś miłością mojego życia – mówiąc to padł przed nią na kolana. Zaskoczył ją – Błagam, wybacz mi. Wybacz i pozwól ze sobą zostać…. Zostać na zawsze – dodał po chwili bacznie obserwując całą paletę uczuć, która malowała się na jej twarzy. W napięciu oczekiwał jej reakcji. Albo wybaczy, albo pośle go do diabła. Modlił się w duchu o kolejną szansę. Przez jej głowę przelatywała gonitwa myśli. Ona straciła poczucie czasu. Wpatrywała się w jego oczy i pośpiesznie wszystko analizowała. Dla niego czas dłużył się niemiłosiernie. Każda sekunda wydawała się godziną. Wreszcie zareagowała. Upuściła torebkę i przytuliła jego głowę do swojego brzucha, przeczesując dłonią jego włosy. Zrezygnował dla niej z dotychczasowego życia, dlatego ona nie potrafi zrezygnować z niego. Ulga, szczęście, miłość. To trzy dominujące uczucia w ich wnętrzach. Płakali. Oboje płakali. Ona odzyskała dzisiaj równowagę i mężczyznę, którego kocha całą sobą. Od odzyskał dzisiaj miłość, której smak poznał zaledwie kilka miesięcy temu dzięki niej. Odzyskał wiarę w szczęśliwą przyszłość. Przyszłość z nią u boku. Dzisiaj wygrał swoje życie. Wygrał miłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz