B

czwartek, 2 maja 2013

'Kocham Was' XI

Jego mózg pracował na najwyższych obrotach. Pierwszy raz w życiu nie wiedział co ma zrobić, skąd ma wziąć ponad czterysta tysięcy złotych. Nawet na jego możliwości była to ogromna suma. Owszem, po rozstaniu z Pauliną miał połowę tego na koncie, ale niemal wszystkie zasoby poszły na kawiarnię i wykład do kupna domu. Wzięcie kredytu nie wchodziło w grę. Wraz z Sebą mięli zaciągniętą pożyczkę na ‘free time’. Na zakup domu też wziął kredyt. Żaden bank nie pożyczy mu nawet tysiąca złotych, a co dopiero mówić o kilkuset tysiącach. Jedynym rozwiązaniem było pozbieranie możliwie największej sumy od znajomych. Zobaczy, ile uda się zgromadzić, o resztę będzie się martwił później. Może Seba podsunie mu jakiś pomysł.
Ula mogła wrócić do domu. Marek cieszył się, że będzie mógł ją wreszcie zabrać. Źle znosiła te warunki szpitalne. Klinika była co prawda komfortowa, ale badania, obecność lekarzy i nieustanne zamartwianie się nie wpływały na nią najlepiej. Wciąż myślała o dziecku i operacji. Była jakby nieobecna, zdawało się, że jest jej obojętne gdzie jest i co się dzieje wokół niej. Od momentu w którym usłyszeli diagnozę nie odzywała się prawie w ogóle. Żyła jakby w innym świecie. Milczała lub płakała ukradkiem. Non stop powtarzał jej, że musi myśleć pozytywnie, że wyjdą z tego zwycięsko. Przy nim starała się jakoś trzymać. Ale gdy tylko wychodził po kawę lub do toalety dawała upust łzom. Tulił wtedy jej mokrą twarz do swojego torsu. Liczył, że po powrocie do domu nieco się uspokoi, a zbieranie pieniędzy skupi całą jej uwagę i nie będzie miała czasu na płacz.
Na koncie miał trzydzieści tysięcy. Ulka dwadzieścia. Zgodnie z obecnym kursem euro, potrzebowali jeszcze trzystu pięćdziesięciu tysięcy. Wieczorem był umówiony z Sebastianem, do Uli miała przyjechać Alicja, by nie siedziała sama. Milewska zadeklarowała, że przekaże im wszystkie swoje oszczędności, łącznie pięćdziesiąt tysięcy. Pocieszała Ulkę cały wieczór, uświadamiała ją, że jej zły nastrój ma wpływ na dziecko, że powinna myśleć pozytywnie. Obiecała również pogadać z dziewczynami, może one mają jakąś wolną gotówkę. Tymczasem we ‘free time’ Sebastian czekał już na Marka.
- Cześć stary – rzekł Dobrzański ściskając rękę przyjaciela – wybacz, że zrzuciłem wszystko na Violkę, ale nie mam teraz głowy do doglądania tego
- Cześć. Daj spokój. Przecież to oczywiste. Musisz się teraz skupić na Ulce, ona cię potrzebuje. Violetta wykorzystuje zaległy urlop i przyznaję, że sobie radzi tutaj nadzwyczaj dobrze. Ja też wpadam, kiedy tylko mogę. Dajemy sobie radę, więc nie zaprzątaj sobie tym głowy.
- Dzięki – odparł z wymuszonym uśmiechem. Olszański widział, że jest przygaszony.
- A jak Ula to znosi?
- Kiepsko. Kompletnie się rozsypała. Tak bardzo czekamy na to dziecko. Wszystko było dobrze, zostało już niewiele czasu, a tutaj taka wiadomość. Jest szansa na operację, ale potrzebuję sto tysięcy euro – spojrzał na przyjaciela załamany. Olszański, gdy usłyszał kwotę, głośno wypuścił powietrze – Nigdy sobie nie wybaczę, gdy go nie zoperują przez moją nieudolność i brak pieniędzy
- Słuchaj stary, gdyby nie kawiarnia, mógłbym zaproponować więcej, ale sam wiesz ile tu zainwestowaliśmy. Miałem zabrać Violkę do Hiszpanii, ale  poczeka. Mały jest ważniejszy. Mogę ci pożyczyć dwadzieścia pięć tysięcy. Więcej nie mam.
- Dzięki przyjacielu. Organizujemy pieniądze po znajomych. Alicja obiecała pożyczyć pięćdziesiąt. Chyba zadzwonię do Mariusza, może i on zgodzi się pomóc.
- Pewnie, warto zapytać. Jeśli ma jakąś wolną gotówkę z pewnością się dorzuci. Czego się nie robi, żeby ratować dzieciaka – Dobrzański uśmiechnął się blado – Niemniej i tak brakuje ci jeszcze od cholery – przyjaciel pokiwał smutno głową – Marek, a może powinieneś poprosić ojca o pomoc? – zapytał niepewnie. Marek się spiął i wlepił w przyjaciela wzrok spod przymrużonych powiek
- Zwariowałeś? – zapytał wściekły
- Nie, po prostu on z pewnością ma więcej kasy niż my
- On już dawno kazał mi go zabić. Myślisz, że teraz da mi pieniądze by go ratować? Nawet nie zamierzam go pytać. W ogóle nie zamierzam z nim rozmawiać. Jakoś zdobędę te pieniądze.
- Jak uważasz. Ja jeszcze dzisiaj zrobię ci przelew. Zapytam też rodziców, może będą się mogli dorzucić.
- Dzięki starty. Wracam do domu. Nie chcę Uli zostawiać na tak długo. Jak to wszystko się już unormuje to wrócę normalnie do pracy i dociążę was
- Spokojnie, radzimy sobie. Zespół świetnie pracuje, nawet nie potrzebna im jest szczegółowa kontrola. Ten kelner, Tomek, wydaje się całkiem kumaty. Będą z niego ludzie. Pomaga nam też przy składaniu zamówień, ma świetny kontakt z kucharzem. Nie myśl o kawiarni, skup się na rodzinie.
- Jesteś prawdziwym przyjacielem Seba – odparł Marek klepiąc kumpla po plecach
- Staram się odpokutować dawne grzechy – uśmiechnął się serdecznie – pozdrów Ulkę i powiedz jej, że trzymamy z Violką kciuki.
- Dzięki. Na razie.
Wrócił do domu. Milewska czytała gazetę w salonie. Poinformowała go, że Ulka poszła się zdrzemnąć. Potrzebowała odpoczynku. Stres wysysał z niej całkowicie energię. Zadzwonił do Mariusza. Konarzewski obiecał przelać Markowi na konto czterdzieści tysięcy. Kolejny dzień spędzali na kalkulowaniu zebranych środków i odbieraniu telefonu Ulki. Znajomi, którzy znali szczegóły ich sytuacji pomagali jak mogli. Iza z mężem obiecała pożyczyć dziesięć tysięcy, Ela z Władkiem również dziesięć, Maciek postanowił nie inwestować zarobionych pieniędzy w PROS, a przekazać je Ulce. Nowy magazyn mógł poczekać, mały Dobrzański nie. Dostali od Szymczyka przelew na kwotę trzydziestu pięciu tysięcy. Brakowało im jeszcze sto osiemdziesiąt tysięcy, a pula znajomych malała. Postanowił sprzedać samochód. Za Lexusa w dobrym komisie mógł dostać jakieś siedemdziesiąt tysięcy. Ulka starała się odwieźć go od tego pomysłu. Wiedziała jak bardzo kocha ten samochód. Dobrzański stwierdził, że bardziej od auta kocha syna. Następnego dnia miał jechać do jednego z warszawskich komisów.
Marek skupiał się na zgromadzeniu potrzebnych środków. Ula zamartwiała się, z czego spłacą długi. Uspokajał ją, choć sam nie miał zielonego pojęcia. Ich przyjaciele nie będą czekać na zwrot pieniędzy wiecznie, a skąd on weźmie tyle gotówki w krótkim czasie.
Olszański właśnie przemierzał korytarz dzielący pracownię Mistrza i jego gabinet. Wykręcił numer przyjaciela.
- Cześć stary, mam dla ciebie świetną wiadomość – mówił dumny z siebie Sebastian – gadałem z Pshemko. Najpierw się wściekł, że nic nie wie o waszych problemach, ale koniec końców obiecał pożyczyć ci pięćdziesiąt tysięcy.
-……
- Nie ma o czym mówić. Zadzwoń do niego wieczorem.
-……
- Na tym niestety dobre wieści się kończą. Moi rodzice nie mają kasy. Skończyli właśnie remont domu i są spłukani.
-….
- Ile wam jeszcze brakuje?
- ……
- Co? Marek, chcesz sprzedać Lexusa? Ja wiem, że potrzebujesz kasy, ale samochód też by się wam przydał – w tym momencie zza rogu wyszła Helena Dobrzańska i spojrzała uważnie na przyjaciela jej syna. Olszański domyślił się, że słyszała co powiedział. Nie miał pewności, czy Marek zagłębił ją w swoje problemy. Ojca nie chciał w to mieszać, nie wiadomo co z matką
- ….
- Wiesz co stary, muszę kończyć. Zadzwonię do ciebie po robocie. Trzymaj się – i szybko się rozłączył uśmiechając się do Dobrzańskiej z miną niewiniątka.
Helena przyglądała mu się badawczo.
- Witaj Sebastian
-Dzień dobry pani Heleno. Pięknie pani wygląda
- Dziękuję – zaśmiała się serdecznie- Możemy chwilę porozmawiać? – zapytała. Olszański stał z niepewną miną, kombinując jak się z tej rozmowy wykręcić
- Przepraszam bardzo, ale za kwadrans mam spotkanie i chciałbym się jeszcze przygotować – uśmiechnął się do niej blado.
- Ale ja ci nie zajmę więcej, jak trzy minuty. Chodźmy do ciebie – ruszyli w kierunku gabinetu dyrektora PR – powiedz mi, mój syn ma jakieś problemy? – wbiła w niego przeszywające spojrzenie
- Ja nie jestem pewny czy mogę na ten temat z panią rozmawiać. Marek chyba nie byłby zadowolony.
- Słyszałam, że chce sprzedać samochód. Potrzebują pieniędzy?
- Pani Heleno, naprawdę proszę mnie nie wypytywać. Gdyby Marek chciał, sam by pani powiedział. Ja nie chcę być pośrednikiem – Dobrzańska pokiwała głową. Olszański miał rację.
- Faktycznie. Przepraszam. Pójdę już. Do zobaczenia – opuściła gabinet i ruszyła w kierunku wyjścia. Musi jechać do Starej Miłosnej.
Niespełna pół godziny później taksówka zatrzymała się pod posesją numer trzydzieści siedem.
- Witaj mamo, stało się coś, że przyjechałaś tak nagle? – zapytał Marek
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – od samego progu odpowiedziała pytaniem na pytanie – Marek, co się dzieje? Dlaczego ja się o waszych problemach dowiaduję słysząc rozmowę Sebastiana z tobą? – zasypała syna gradem pytań.
- Wejdź do salonu – gestem dłoni zaprosił ją do środka. Zobaczyła Ulę siedzącą w dresie na kanapie z podkulonymi nogami. Musiała przyznać, że jej przyszła synowa wyglądała jak siedem nieszczęść. Podpuchnięte oczy, blada twarz, puste spojrzenie. Przeraziło ją to. Pytającym wzrokiem spojrzała na syna. Ten zwrócił się do ukochanej
- Ula, mama przyszła. Porozmawiam z nią chwilę, a ty może idź do sypialni. Powinnaś się zdrzemnąć chociaż z godzinę – czule pogładził jej policzek. Cieplak bez słowa wstała i ruszyła schodami na górę. Nie obdarzyła przyszłej teściowej nawet spojrzeniem. Dobrzańska dopiero teraz dostrzegła w oczach swojego jedynaka rozpacz.
- Marek, co tu się dzieje? – zapytała bojąc się tego, co może usłyszeć
- Byliśmy ostatnio na badaniach. Okazało się, że mały na wadę serca. By przeżyć tuż po porodzie musi zostać poddany operacji. Nikt nie chce się  jej podjąć w Polsce. Musimy jechać do Berlina. Ta wiadomość trzy dni temu ścięła nas z nóg. Ula jest załamana – mówił z trudem. Widziała, jak wiele ta sytuacja kosztuje również jego. W jej oczach pojawiły się łzy. Perspektywa tego, że nigdy może nie zobaczyć swojego wnuka ją przeraziła.
- Potrzebujecie pieniędzy? – Dobrzański pokiwał głową
- Koszt tego zabiegu to czterysta tysięcy złotych. Pożyczyliśmy od przyjaciół ile się dało. Wieczorem jadę sprzedać samochód, ale i tak brakuje nam stu tysięcy. Na bank nie mam co liczyć. Mam kredyt na lokal i dom.
- Synku – przytuliła go, wiedziała, że potrzebuje teraz wsparcia – dlaczego nic nie powiedziałeś?
- Bo nie wezmę od ojca pieniędzy. Nawet nie zamierzam prosić go o pomoc.
- Marek, posłuchaj…. – nie dał jej skończyć
- Nie! – gwałtownie zerwał się z sofy - Mamo, nie- powiedział już nieco łagodniej – Nie chcę jego pieniędzy. Rozumiesz? Zresztą sądzę, że on nawet mógłby się ucieszyć. Wreszcie wyszłoby na jego – Helena siedziała zdumiona. Nie bardzo wiedziała o co chodzi synowi
- Marek, o czym ty mówisz?
- Nie ważne. Poradzę sobie jakoś inaczej.
- Synku, ja ci dam te pieniądze – spojrzał na nią zaskoczony – Od lat odkładam pieniądze na czarną godzinę. Właśnie taka wybiła. Ojciec nic o nich nie wie, więc nie musisz się martwić – na twarzy Dobrzańskiego malowała się wyraźna ulga - Nie wiem dokładnie ile już mam na koncie. Pojadę do banku i zrobię ci przelew. Postaram się też załatwić trochę gotówki w fundacji. Od lat zbieram na chore dzieci, teraz pieniędzy na leczenie potrzebuje mój wnuk. Zobaczymy ile uda się załatwić. I proszę cię nie sprzedawaj samochodu. Przy małym dziecku musicie mieć auto. Przyjadę wieczorem, to porozmawiamy – zaczęła zbierać swoje rzeczy – A teraz idź do Uli. Ona bardzo cię teraz potrzebuje.
- Dziękuję mamo, tak bardzo ci dziękuję – wyszeptał wzruszonym głosem i przytulił się do matki jak mały chłopiec.
Ponownie przyjechała wieczorem. Miała dla nich dobre wieści. Przelała na konto syna sto pięćdziesiąt tysięcy. Fundacja na leczenie małego Dobrzańskiego miała przekazać osiemdziesiąt tysięcy. Dzięki temu zgromadzili potrzebną sumę, nie trzeba było sprzedawać Lexusa i jeszcze mogli oddać choć trochę długu przyjaciołom. Przekazała im także czterdzieści tysięcy w gotówce. Marek zapewniał, że zwróci jej wszystko możliwie szybko. Naskoczyła na syna, że nie ma mowy o zwrocie pieniędzy. Gdy Ula uświadomiła sobie, że jest szansa dla ich dziecka, że operacja będzie mogła się odbyć, odżyła. Powróciła w niej wiara w zwycięskie wyjście z tej próby. Wciąż się bała, ale strach był mniejszy. Dostrzegała światełko w tunelu i zgodnie z powiedzeniem Violetty, miała nadzieję, że to nie nadjeżdżający pociąg. Marek odetchnął z ulgą. Lepszy nastrój narzeczonej wpływał pozytywnie również na niego. Teraz mógł się skupić na planowaniu wyjazdu do Berlina, na spotkaniu z profesorem Martinesem. Lepsze samopoczucie Ulki sprawiło, że martwił się teraz głównie o ich dziecko. Ona zaczęła radzić sobie całkiem dobrze. Oboje byli bardzo wdzięczni Helenie. Gdyby nie ona zapewne nie daliby sobie rady.


Z Garbarczykiem ustalili, że dwa tygodnie przed planowanym terminem porodu pojadą do Kliniki w Berlinie. Martines będzie miał czas powtórzyć potrzebne badania. Dziecko nie mogło urodzić się w naturalny sposób. Mogłoby tego nie przeżyć. Konieczne było wykonanie cesarskiego cięcia. Musieli zrezygnować z porodu rodzinnego, który planowali od dawna. Ula marzyła, by to właśnie Marek przeciął pępowinę. On również nie mógł się doczekać, kiedy będzie świadkiem narodzin swojego pierworodnego syna. Teraz rezygnowali z tych założeń. Najważniejsze było zdrowie ich synka. Tuż po porodzie mały miał zostać poddany operacji. Garbarczyk zapewniał, że konsultował się już z Martinesem. Profesor dawał dziewięćdziesiąt procent szans na powodzenie zabiegu. Komplikacje są nieodłącznym ryzykiem związanym z zabiegiem operacyjnym.
Czas płynął nieubłaganie. Wigilię postanowili spędzić u Cieplaków. Ostatnią rzeczą jakiej pragnęli, to zawieźć Beatkę, która czekała na siostrę i ulubionego Mareczka od tygodni. Święta planowali spędzić w zaciszu własnego domu. Chcieli odciąć się od wszystkich i wszystkiego. Potrzebowali spokoju i niczym niezmąconej ciszy. Oboje pragnęli całymi godzinami wylegiwać się na kanapie, czując obok siebie tą ukochaną osobę. Tuż po świętach rozpoczęli przygotowania do wyjazdu, który miał nastąpić już za dwa tygodnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz