B

sobota, 11 maja 2013

'Kocham Was' XIII ost.

Chciał do niego zadzwonić, ale wciąż brakowało mu odwagi. Bał się spojrzeć w oczy swojemu synowi, by nie zobaczyć w nich nienawiści. Marek miał prawo go znienawidzić. Odrzucił jego i jego dziecko. Zostawił samemu sobie. Nie pomógł, gdy jego syn potrzebował wsparcia, materialnego ale przede wszystkim duchowego. Wiedział, że jest fatalnym ojcem, ale bał się o tym powiedzieć głośno. Zawsze to Marka traktował jak nieudacznika, ale jego syn był prawdziwym mężczyzną, który potrafił sobie radzić nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Za to on, wielki prezes firmy, mąż i ojciec, głowa rodziny, był nikim.
Problemy zdrowotne Antka poszły w niepamięć. Przynajmniej oboje sprawili takie wrażenie. Nie chcieli już o tym rozmawiać, chcieli zapomnieć i skupić się na przyszłości. Przeszli tą próbę zwycięsko i woleli już nie roztrząsać, co by było gdyby. Cieszyli się z tego, co mają. Mały rósł jak na drożdżach, a oni mogli swoją uwagę skupić na przygotowaniach do ślubu i kawiarni, które po spektakularnym sukcesie tuż po otwarciu, zaczynała notować spadek obrotów. Marek z Sebastianem mieli nie lada problem. Owszem, interes nie przynosił jeszcze strat, ale dochody nie były powalające. Zarabiali głównie na opłaty, spłatę kredytu i pensje dla pracowników. Dla nich zostawało niewiele, a obaj potrzebowali gotówki. Sebastian był spłukany, a Dobrzański miał ogromne długi, których w chwili obecnej nie miał z czego spłacać. Olszański już od blisko czterech miesięcy nie pracował w FD, więc stracił pewne źródło dochodu. Poświęcił się ‘free time’ by przyjaciel mógł jak najwięcej czasu spędzać z dzieckiem. Ale sam nie potrafił zapobiec odpływowi klientów. Dobrzański też nie miał pojęcia, co się dzieje. Po raz kolejny z pomocną przyszli przyjaciele. Mariusz obiecał zorganizować im kampanię promocyjną. Kuzyn Olszańskiego odpalił dla nich stronę internetową i funpage na portalach społecznościowych. Dzięki temu łatwiej mogli trafić do młodych klientów. Dla stałych gości wprowadzili karty zniżkowe i specjalne promocje. Nowi klienci szybko zaczęli się pojawiać i co najważniejsze, wracali. Zaczynali dobijać się od dna.
Marek odebrał właśnie złote krążki, które za nieco ponad miesiąc mieli nałożyć sobie na palce w obecności swoich najbliższych. Zaproszenia od kilku dni czekały w salonie. Zgodnie ustalili, że chcą ślubu bardzo kameralnego, wśród najbliższych przyjaciół. Ten najważniejszy dzień w ich życiu postanowili połączyć z chrztem Antka. Nie chcieli wesela z przepychem, trwającego całą noc. Postanowili tuż po ceremonii zorganizować uroczystą kolację we ‘free time’. Kucharz obiecał na ten wieczór przygotować specjalne menu. Pshemko w ślubnym prezencie, obiecał uszyć im stroje i garniturek dla małego.
Usiadła do wypisywania kartek w kolorze kości słoniowej. Kolejne koperty lądowały na niewielkiej stercie. Po chwili dołączył do niej Marek, przeglądając gotowe zaproszenia. Józef z Alą i Beatką, Jasiek z Kingą, Maciek z Anią, Sebastian z Violettą, Ela z Władkiem i Julkiem, Iza z mężem, Pshemko, Mariusz z żoną, Mikołaj Olszański z osobą towarzyszącą, Szymczykowie, Helena i Krzysztof Dobrzańscy i pani Marysia, gosposia Dobrzańskich, dawna niania Marka. Tasując w rękach koperty, niczym talię kart, odłożył jedną. Położył przed nią kartonikowe zaproszenie z napisem ‘Helena i Krzysztof Dobrzańscy’ i powiedział dwa krótkie słowa ‘zmień to’. Spojrzała na niego zaskoczona. Sądziła, że ich ślub może być dobrą okazją do tego, by wreszcie się pogodzili. Podjęła kolejną próbę, która jak widać znów zakończy się fiaskiem.
- Marek, ty naprawdę nie zamierzasz zaprosić własnego ojca na ślub?
- Nie zamierzam – odpowiedział zdecydowanie, intensywnie wpatrując się w jej oczy.
- Kochanie, ja naprawdę uważam, że to może być dobra okazja… - przerwał jej
- Ula, naprawdę tak będzie lepiej. Zaufaj mi – tym razem nie zareagował nerwowo, agresywnie, jak zwykle. Z jego oczu bił spokój ale także żal i smutek.
- Sam jesteś ojcem… chciałbyś by twój syn nie zaprosił cię na swój ślub? – zapytała mając nadzieję, że to go przekona. Pierwszy raz o jego ojcu rozmawiali w ten sposób, w tak spokojny sposób. Liczyła, że może rzeczowa rozmowa coś zmieni.
- Mam nadzieję, że nigdy nie doprowadzę do sytuacji, by nasz syn musiał się zastanawiać, czy mnie zaprosić, czy nie – chwycił jej dłoń, mocno ją ściskając – Ula, to będzie, obok narodzin Antka, najszczęśliwszy dzień mojego życia i chcę go spędzić wśród ludzi, którzy nam dobrze życzą. Proszę cię, nie psuj tego.
Poddała się. Ostatecznie przegrała walkę o naprawienie ich relacji.
Ustalił, który lokal należy do Marka. Pojechał tam i zaparkował nieopodal. Wiedział, że tam jest. Lexus stał tuż obok drzwi. Nie odważył się wejść do środka. Wreszcie go zobaczył. Stał na tyle blisko, by dostrzec, że jego syn przez ten rok zmienił się. Zmężniał, a garnitur zamienił na jeansy i sportową marynarkę. Pojechał za nim i dotarł pod średniej wielkości dom w Starej Miłosnej. Do tej pory nawet nie miał pojęcia gdzie teraz mieszka jego syn. Następnego dnia znów pojechał do Wesołej. Dostrzegł ich na drugim końcu ulicy. Musieli wracać ze spaceru. Marek jedną ręką dumnie pchał brązowy wózek z jego wnukiem, drugą, miał zarzuconą na ramię towarzyszącej mu kobiety. ‘To pewnie Urszula. Zmieniła się. Wypiękniała’ pomyślał. Znów zabrakło mu odwagi by podejść. Weszli na posesję. Marek nawet nie zwrócił uwagi, że jakiś samochód jest zaparkowany po drugiej stronie ulicy. Przecież nawet nie miał pojęcia, że Dobrzański zamienił Audi na Volvo. Ale Ula chyba go dostrzegła. Nie była pewna, czy przypadkiem jej się nie przewidziało. Już z podwórka ponownie spojrzała w tamtą stronę. Auta już nie było. Teraz była prawie pewna, że pod ich domem przed chwilą stał jej przyszły teść. Nie powiedziała nic Markowi. Uznałby, że ma omamy.
Długo zastanawiała się, czy powinna. W końcu Marek może jej tego nie wybaczyć. Ustalili coś, obiecała mu, a teraz tak naprawdę postąpi wbrew jego woli. Liczyła, że koniec końców jej to wybaczy, zrozumie i może nawet będzie wdzięczny.
Niecierpliwie czekał na nią pod kościołem św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży. Wreszcie się doczekał. To dziś był ten dzień, kiedy miał przysiąc jej, przed Bogiem i ich najbliższymi, miłość i że jej nie opuści aż do śmierci. Nerwowo przestępował z nogi na nogę. Wiedział, że przyjedzie, mimo to i tak się denerwował. Ich goście powoli się gromadzili. Jego matka trzymała na rękach Antosia. W głębi serca było jej smutno, że mąż jej nie towarzyszy, że nie cieszy się ze szczęścia syna, ale z drugiej odkąd znała prawdę świetnie rozumiała Marka i nie miała do niego żalu. Powiedział jej kiedyś, że gdyby była na jego miejscu postąpiłaby podobnie. Miał rację. Ona też by się tak zachowała, gdyby od któregoś ze swoich rodziców usłyszała takie słowa. Wybiła godzina szesnasta. Wraz z Sebastianem ustawił się pod ołtarzem, wyczekująco patrząc się w drzwi. Wnętrze świątyni wypełniało ‘Ave Maria’. Po chwili tuż obok nich znalazła się Violetta. To był dla niego dobry znak. Przyjechali. Odetchnął z ulgą. Spojrzał w prawo i zorientował się, że tuż obok Ali i Beatki siedzi Józef. Obrzucił go pytającym spojrzeniem. ‘Przecież miał prowadzić Ulkę do ołtarza’. Na twarzy teścia błąkał się tajemniczy uśmiech. Zdezorientowany spojrzał w kierunku drzwi i zamarł. Jego narzeczoną, jego największy skarb prowadził do ołtarza jego ojciec. Ula uśmiechnęła się do niego. On nie potrafił. Stał z kamienną twarzą i nie potrafił pojąć jak ona mogła… przecież gdyby wiedziała, gdyby tylko wiedziała. Miał do niej żal, że załatwiła to za jego plecami. Ale najbardziej dziwił się ojcu. Jaki musi mieć tupet, by po tym wszystkim najnormalniej w świecie przyjść na jego ślub, by prowadzić za rękę jego kobietę. I co jeszcze? Ma jeszcze pozwolić wziąć mu na ręce swojego syna? Nigdy w życiu. Stanęli przed nim. Spojrzał w jej oczy z żalem. Tak bardzo się na niej zawiódł. Liczył, że zrozumiała, że zawsze będzie stała po jego stronie. Wszyscy zgromadzeni, a zwłaszcza Helena, przyglądali im się uważnie. Wiedzieli, że Marek nie utrzymuje kontaktu z ojcem.
- Marek – zaczęła niemal szeptem.
- Jak mogłaś? Przecież ciebie prosiłem, wielokrotnie ciebie prosiłem – mówił powoli. Wiedziała, że sprawiła mu ból – Gdybyś tylko wiedziała, co on powiedział, nawet nie chciałabyś na niego spojrzeć – od momentu ich wejścia do kościoła ani razu nie spojrzał na seniora Dobrzańskiego.
- Kochanie, ja wiem wszystko – spojrzał na nią zaskoczony
- Wiesz? – zapytał z niedowierzaniem. Pokiwała twierdząco głową.
- Powiedziałem Uli prawdę – odezwał się milczący dotąd Krzysztof. Marek obrzucił go spojrzeniem pełnym bólu – Twoja przyszła żona mi wybaczyła. Teraz proszę ciebie byś i ty mi wybaczył. Byś dał mi jeszcze jedną szansę i pozwolił być lepszym ojcem, a przede wszystkim dobrym dziadkiem dla swojego syna – mówiąc to wyciągnął w jego kierunku rękę – Synku, wiem, że cię skrzywdziłem. Bardzo cię za to przepraszam. Tak strasznie się wstydzę tego, co wtedy powiedziałem, tak bardzo tego żałuję – mówiąc to w jego oczach pojawił się łzy. W oczach Marka również. Spojrzał na dłoń ojca i ponownie w jego oczy. Nie reagował – Wybacz mi – usłyszał ponownie. Wciąż stał nieruchomo.
- Marek, proszę – niemal wprost do jego ucha wyszeptała Ula. Zatonął w jej oczach. Liczyła, że się przełamie. I tak też się stało. Uścisnął w końcu rękę ojca, a senior przyciągnął go do siebie, mocno przytulając. Obaj odetchnęli z ulgą. Uli i Helenie również spadł kamień z serca. Krzysztof poklepał syna po plecach i powiedział na tyle cicho, by tylko on usłyszał ‘będziesz miał cudowną żonę’. Marek odpowiedział mu na to szerokim uśmiechem. Senior Dobrzański pocałował rękę swojej przyszłej synowej i ruszył w kierunku żony, zajmując obok niej miejsce i biorąc na ręce Antka. Marek spojrzał na ten obrazek wzruszony, po czym zwrócił się w kierunku Uli, szepcząc jej do ucha ‘jesteś niemożliwa, ale i tak cię kocham’. Posłała mu najpiękniejszy uśmiech świata. Był już ojcem. Tego dnia stał się także mężem i ponownie synem. Przed kościołem przyjmowali życzenia jako Ula, Marek i Antoni Dobrzańscy. Od dzisiaj tworzył nową rodzinę i odzyskał tą starą. Był szczęśliwy, a wszystko za sprawą Uli. ‘Kocham Was’ szepnął składając na główce synka i jej ustach dwa słodkie pocałunki.

4 komentarze:

  1. Cudowne... Dziękuję.... poryczałam się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne💖 Trudno pohamować łzy 💖

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo mi miło, że zagląda tu nowa Czytelniczka i że odkrywasz moje stare opowiadania. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Czytam to opowiadanie poraz kolejny, doskonale wiem co się wydarzy... A u tak za każdym razem płaczę. Amicus dziękuję 💖

    OdpowiedzUsuń