Chciał do niego zadzwonić, ale
wciąż brakowało mu odwagi. Bał się spojrzeć w oczy swojemu synowi, by nie
zobaczyć w nich nienawiści. Marek miał prawo go znienawidzić. Odrzucił jego i
jego dziecko. Zostawił samemu sobie. Nie pomógł, gdy jego syn potrzebował
wsparcia, materialnego ale przede wszystkim duchowego. Wiedział, że jest
fatalnym ojcem, ale bał się o tym powiedzieć głośno. Zawsze to Marka traktował
jak nieudacznika, ale jego syn był prawdziwym mężczyzną, który potrafił sobie
radzić nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Za to on, wielki prezes firmy, mąż
i ojciec, głowa rodziny, był nikim.
Problemy zdrowotne Antka poszły w
niepamięć. Przynajmniej oboje sprawili takie wrażenie. Nie chcieli już o tym
rozmawiać, chcieli zapomnieć i skupić się na przyszłości. Przeszli tą próbę
zwycięsko i woleli już nie roztrząsać, co by było gdyby. Cieszyli się z tego,
co mają. Mały rósł jak na drożdżach, a oni mogli swoją uwagę skupić na
przygotowaniach do ślubu i kawiarni, które po spektakularnym sukcesie tuż po
otwarciu, zaczynała notować spadek obrotów. Marek z Sebastianem mieli nie lada
problem. Owszem, interes nie przynosił jeszcze strat, ale dochody nie były
powalające. Zarabiali głównie na opłaty, spłatę kredytu i pensje dla
pracowników. Dla nich zostawało niewiele, a obaj potrzebowali gotówki.
Sebastian był spłukany, a Dobrzański miał ogromne długi, których w chwili
obecnej nie miał z czego spłacać. Olszański już od blisko czterech miesięcy nie
pracował w FD, więc stracił pewne źródło dochodu. Poświęcił się ‘free time’ by
przyjaciel mógł jak najwięcej czasu spędzać z dzieckiem. Ale sam nie potrafił
zapobiec odpływowi klientów. Dobrzański też nie miał pojęcia, co się dzieje. Po
raz kolejny z pomocną przyszli przyjaciele. Mariusz obiecał zorganizować im
kampanię promocyjną. Kuzyn Olszańskiego odpalił dla nich stronę internetową i
funpage na portalach społecznościowych. Dzięki temu łatwiej mogli trafić do
młodych klientów. Dla stałych gości wprowadzili karty zniżkowe i specjalne
promocje. Nowi klienci szybko zaczęli się pojawiać i co najważniejsze, wracali.
Zaczynali dobijać się od dna.
Marek odebrał właśnie złote
krążki, które za nieco ponad miesiąc mieli nałożyć sobie na palce w obecności
swoich najbliższych. Zaproszenia od kilku dni czekały w salonie. Zgodnie
ustalili, że chcą ślubu bardzo kameralnego, wśród najbliższych przyjaciół. Ten
najważniejszy dzień w ich życiu postanowili połączyć z chrztem Antka. Nie
chcieli wesela z przepychem, trwającego całą noc. Postanowili tuż po ceremonii
zorganizować uroczystą kolację we ‘free time’. Kucharz obiecał na ten wieczór
przygotować specjalne menu. Pshemko w ślubnym prezencie, obiecał uszyć im
stroje i garniturek dla małego.
Usiadła do wypisywania kartek w
kolorze kości słoniowej. Kolejne koperty lądowały na niewielkiej stercie. Po
chwili dołączył do niej Marek, przeglądając gotowe zaproszenia. Józef z Alą i
Beatką, Jasiek z Kingą, Maciek z Anią, Sebastian z Violettą, Ela z Władkiem i
Julkiem, Iza z mężem, Pshemko, Mariusz z żoną, Mikołaj Olszański z osobą
towarzyszącą, Szymczykowie, Helena i Krzysztof Dobrzańscy i pani Marysia,
gosposia Dobrzańskich, dawna niania Marka. Tasując w rękach koperty, niczym
talię kart, odłożył jedną. Położył przed nią kartonikowe zaproszenie z napisem
‘Helena i Krzysztof Dobrzańscy’ i powiedział dwa krótkie słowa ‘zmień to’.
Spojrzała na niego zaskoczona. Sądziła, że ich ślub może być dobrą okazją do
tego, by wreszcie się pogodzili. Podjęła kolejną próbę, która jak widać znów
zakończy się fiaskiem.
- Marek, ty naprawdę nie
zamierzasz zaprosić własnego ojca na ślub?
- Nie zamierzam – odpowiedział
zdecydowanie, intensywnie wpatrując się w jej oczy.
- Kochanie, ja naprawdę uważam,
że to może być dobra okazja… - przerwał jej
- Ula, naprawdę tak będzie
lepiej. Zaufaj mi – tym razem nie zareagował nerwowo, agresywnie, jak zwykle. Z
jego oczu bił spokój ale także żal i smutek.
- Sam jesteś ojcem… chciałbyś by
twój syn nie zaprosił cię na swój ślub? – zapytała mając nadzieję, że to go
przekona. Pierwszy raz o jego ojcu rozmawiali w ten sposób, w tak spokojny
sposób. Liczyła, że może rzeczowa rozmowa coś zmieni.
- Mam nadzieję, że nigdy nie
doprowadzę do sytuacji, by nasz syn musiał się zastanawiać, czy mnie zaprosić,
czy nie – chwycił jej dłoń, mocno ją ściskając – Ula, to będzie, obok narodzin
Antka, najszczęśliwszy dzień mojego życia i chcę go spędzić wśród ludzi, którzy
nam dobrze życzą. Proszę cię, nie psuj tego.
Poddała się. Ostatecznie
przegrała walkę o naprawienie ich relacji.
Ustalił, który lokal należy do
Marka. Pojechał tam i zaparkował nieopodal. Wiedział, że tam jest. Lexus stał
tuż obok drzwi. Nie odważył się wejść do środka. Wreszcie go zobaczył. Stał na tyle
blisko, by dostrzec, że jego syn przez ten rok zmienił się. Zmężniał, a garnitur
zamienił na jeansy i sportową marynarkę. Pojechał za nim i dotarł pod średniej
wielkości dom w Starej Miłosnej. Do tej pory nawet nie miał pojęcia gdzie teraz
mieszka jego syn. Następnego dnia znów pojechał do Wesołej. Dostrzegł ich na
drugim końcu ulicy. Musieli wracać ze spaceru. Marek jedną ręką dumnie pchał
brązowy wózek z jego wnukiem, drugą, miał zarzuconą na ramię towarzyszącej mu
kobiety. ‘To pewnie Urszula. Zmieniła się. Wypiękniała’ pomyślał. Znów zabrakło
mu odwagi by podejść. Weszli na posesję. Marek nawet nie zwrócił uwagi, że
jakiś samochód jest zaparkowany po drugiej stronie ulicy. Przecież nawet nie
miał pojęcia, że Dobrzański zamienił Audi na Volvo. Ale Ula chyba go dostrzegła.
Nie była pewna, czy przypadkiem jej się nie przewidziało. Już z podwórka
ponownie spojrzała w tamtą stronę. Auta już nie było. Teraz była prawie pewna,
że pod ich domem przed chwilą stał jej przyszły teść. Nie powiedziała nic
Markowi. Uznałby, że ma omamy.
Długo zastanawiała się, czy
powinna. W końcu Marek może jej tego nie wybaczyć. Ustalili coś, obiecała mu, a
teraz tak naprawdę postąpi wbrew jego woli. Liczyła, że koniec końców jej to
wybaczy, zrozumie i może nawet będzie wdzięczny.
Niecierpliwie czekał na nią pod
kościołem św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży. Wreszcie się doczekał. To dziś
był ten dzień, kiedy miał przysiąc jej, przed Bogiem i ich najbliższymi, miłość
i że jej nie opuści aż do śmierci. Nerwowo przestępował z nogi na nogę.
Wiedział, że przyjedzie, mimo to i tak się denerwował. Ich goście powoli się gromadzili.
Jego matka trzymała na rękach Antosia. W głębi serca było jej smutno, że mąż
jej nie towarzyszy, że nie cieszy się ze szczęścia syna, ale z drugiej odkąd
znała prawdę świetnie rozumiała Marka i nie miała do niego żalu. Powiedział jej
kiedyś, że gdyby była na jego miejscu postąpiłaby podobnie. Miał rację. Ona też
by się tak zachowała, gdyby od któregoś ze swoich rodziców usłyszała takie
słowa. Wybiła godzina szesnasta. Wraz z Sebastianem ustawił się pod ołtarzem,
wyczekująco patrząc się w drzwi. Wnętrze świątyni wypełniało ‘Ave Maria’. Po
chwili tuż obok nich znalazła się Violetta. To był dla niego dobry znak.
Przyjechali. Odetchnął z ulgą. Spojrzał w prawo i zorientował się, że tuż obok
Ali i Beatki siedzi Józef. Obrzucił go pytającym spojrzeniem. ‘Przecież miał
prowadzić Ulkę do ołtarza’. Na twarzy teścia błąkał się tajemniczy uśmiech.
Zdezorientowany spojrzał w kierunku drzwi i zamarł. Jego narzeczoną, jego
największy skarb prowadził do ołtarza jego ojciec. Ula uśmiechnęła się do
niego. On nie potrafił. Stał z kamienną twarzą i nie potrafił pojąć jak ona
mogła… przecież gdyby wiedziała, gdyby tylko wiedziała. Miał do niej żal, że załatwiła
to za jego plecami. Ale najbardziej dziwił się ojcu. Jaki musi mieć tupet, by
po tym wszystkim najnormalniej w świecie przyjść na jego ślub, by prowadzić za
rękę jego kobietę. I co jeszcze? Ma jeszcze pozwolić wziąć mu na ręce swojego syna?
Nigdy w życiu. Stanęli przed nim. Spojrzał w jej oczy z żalem. Tak bardzo się
na niej zawiódł. Liczył, że zrozumiała, że zawsze będzie stała po jego stronie.
Wszyscy zgromadzeni, a zwłaszcza Helena, przyglądali im się uważnie. Wiedzieli,
że Marek nie utrzymuje kontaktu z ojcem.
- Marek – zaczęła niemal szeptem.
- Jak mogłaś? Przecież ciebie
prosiłem, wielokrotnie ciebie prosiłem – mówił powoli. Wiedziała, że sprawiła
mu ból – Gdybyś tylko wiedziała, co on powiedział, nawet nie chciałabyś na
niego spojrzeć – od momentu ich wejścia do kościoła ani razu nie spojrzał na
seniora Dobrzańskiego.
- Kochanie, ja wiem wszystko –
spojrzał na nią zaskoczony
- Wiesz? – zapytał z
niedowierzaniem. Pokiwała twierdząco głową.
- Powiedziałem Uli prawdę –
odezwał się milczący dotąd Krzysztof. Marek obrzucił go spojrzeniem pełnym bólu
– Twoja przyszła żona mi wybaczyła. Teraz proszę ciebie byś i ty mi wybaczył. Byś
dał mi jeszcze jedną szansę i pozwolił być lepszym ojcem, a przede wszystkim
dobrym dziadkiem dla swojego syna – mówiąc to wyciągnął w jego kierunku rękę –
Synku, wiem, że cię skrzywdziłem. Bardzo cię za to przepraszam. Tak strasznie
się wstydzę tego, co wtedy powiedziałem, tak bardzo tego żałuję – mówiąc to w
jego oczach pojawił się łzy. W oczach Marka również. Spojrzał na dłoń ojca i
ponownie w jego oczy. Nie reagował – Wybacz mi – usłyszał ponownie. Wciąż stał nieruchomo.
- Marek, proszę – niemal wprost
do jego ucha wyszeptała Ula. Zatonął w jej oczach. Liczyła, że się przełamie. I
tak też się stało. Uścisnął w końcu rękę ojca, a senior przyciągnął go do
siebie, mocno przytulając. Obaj odetchnęli z ulgą. Uli i Helenie również spadł
kamień z serca. Krzysztof poklepał syna po plecach i powiedział na tyle cicho,
by tylko on usłyszał ‘będziesz miał cudowną żonę’. Marek odpowiedział mu na to
szerokim uśmiechem. Senior Dobrzański pocałował rękę swojej przyszłej synowej i
ruszył w kierunku żony, zajmując obok niej miejsce i biorąc na ręce Antka.
Marek spojrzał na ten obrazek wzruszony, po czym zwrócił się w kierunku Uli,
szepcząc jej do ucha ‘jesteś niemożliwa, ale i tak cię kocham’. Posłała mu najpiękniejszy
uśmiech świata. Był już ojcem. Tego dnia stał się także mężem i ponownie synem.
Przed kościołem przyjmowali życzenia jako Ula, Marek i Antoni Dobrzańscy. Od
dzisiaj tworzył nową rodzinę i odzyskał tą starą. Był szczęśliwy, a wszystko za
sprawą Uli. ‘Kocham Was’ szepnął składając na główce synka i jej ustach dwa
słodkie pocałunki.
Cudowne... Dziękuję.... poryczałam się.
OdpowiedzUsuńCudowne💖 Trudno pohamować łzy 💖
OdpowiedzUsuńbardzo mi miło, że zagląda tu nowa Czytelniczka i że odkrywasz moje stare opowiadania. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńCzytam to opowiadanie poraz kolejny, doskonale wiem co się wydarzy... A u tak za każdym razem płaczę. Amicus dziękuję 💖
OdpowiedzUsuń