B

środa, 30 października 2013

'Dwa oblicza tego samego' X

- Widzę, że wyjazd świetnie się udał – burknął pod nosem Tomek – Cały czas nosił cię na rękach? – spojrzał na nią wściekły
- Nie. Nie nosił, bo go tam ze mną nie było – odparła, starając się za wszelką cenę zachować spokój – Pomógł mi. W przeciwieństwie do ciebie potrafi wykazać odrobinę troski
- Doprawdy?
- Przez trzy dni się do mnie nie odezwałeś. Nie zadzwoniłeś. Ba, nawet nie napisałeś głupiego sms’a, czy doleciałam – mówiła spokojnie, przepełnionym żalem głosem – Wiesz, że nienawidzę latać, ale najwyraźniej niewiele cię to obchodzi. Najważniejszy jesteś ty i twoje historyjki, które tworzysz na mój i Marka temat – przez dłuższą chwilę milczał, by w końcu ponownie się odezwać
- Widzę, jak na ciebie patrzy – kpiąco zaśmiała się pod nosem
- Proszę cię, przestań – naprawdę nie miała ochotę w tym momencie na tą dyskusję
- Nie jestem ślepy – powiedział z zaciętą miną – Przysięgnij mi, że między wami nigdy do niczego nie doszło, że nigdy nie wysłał ci najmniejszego sygnału – westchnęła i lekko zmarszczyła brwi. Milczała, a on przyglądał się jej wyczekująco. Dosiadł się do niej na kanapę i patrzył prosto w jej oczy. Podjęła decyzję
- Dobrze – głośno wypuściła powietrze – Całowaliśmy się – zamarł. Wściekłość w nim buzowała
- Przeleciał cię? – w jej oczach pojawiły się łzy – Odpowiedz! Pieprzyłaś się z nim? – krzyknął jej prosto w oczy. Wymierzyła mu siarczysty policzek. Gwałtownie wstał i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.

Nie wrócił na noc. Jakoś specjalnie ją to nie ruszało. Bardzo ją zranił. Zauważyła, że coraz trudniej jest im się porozumieć. Jego wybuchy zazdrości miała po dziurki w nosie. Nie było tak, jak na początku. Nie spała całą noc. Wciąż zastanawiała się, czy Tomek jest tym właściwym mężczyzną. Tym, z którym chce być. Spędzili razem cztery lata, ale miała wrażenie, że coś zaczęło się wypalać, a ona była już tym zmęczona.
Wrócił następnego dnia przed wieczorem. Postanowiła szczerze z nim porozmawiać. Nie było sensu dłużej tego ciągnąć. Przyjął to spokojnie. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu w pewnych kwestiach nawet się z nią zgodził. Spakował dwie walizki. Miał zamiar jechać na tydzień do brata do Szczecina. Resztę rzeczy miał spakować po powrocie. Po jego powrocie mieli się zająć również kwestią mieszkania, które dwa lata temu kupili wspólnie. Gdy zamknęły się za nim drzwi z jednej strony było jej cholernie smutno. Spędziła w końcu z tym człowiekiem kilka długich lat swojego życia, momentami była przy nim bardzo szczęśliwa. Ale z drugiej ulżyło jej. Poczuła się wolna. Znów mogła oddychać pełną piersią.

Wróciła do pracy. Co prawda noga jeszcze pobolewała, ale nie sprawiało jej to trudności w chodzeniu. Wariowała w domu. W głębi duszy zastanawiała się, czy tęskni za cyferkami, czy za towarzystwem prezesa. Nie wiedziała, co ma myśleć o ich relacji. Podczas jej tygodniowej nieobecności wymienili dziesiątki sms’ów. Pytał się, jak się czuje, w kilku zdaniach streszczał co dzieje się w firmie, momentami flirtował. W pamięci najbardziej zapadły jej wiadomości, które wymienili na dzień przed jej powrotem. ‘Wracaj szybko. Tęsknimy tu za tobą’ pisał Dobrzański. Z uśmiechem wystukała ‘Z pewnością najbardziej tęskni Adam’. Chciała go sprowokować? Chyba tak. I udało jej się. W odpowiedzi otrzymała ‘Nie. Najbardziej ja’.
Z uśmiechem wjechała na piąte piętro. Natknęła się na niego w sekretariacie. Spojrzał na nią przelotnie. Nie zapytał o samopoczucie, nie nawiązał do ich sms’owej konwersacji, którą prowadzili  przez ostatnie kilka dni. Nawet się nie uśmiechnął. Podał jej jedynie segregator informując obojętnym tonem, że te dokumenty za godzinę mają wrócić do niego z jej podpisem. I tak po prostu zniknął w swoim biurze. Stała zaskoczona na środku i nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Ania widząc jej minę postanowiła o nic nie pytać i nie komentować. Całe szczęście, że w pobliżu nie było Violetty. Posłała koleżance niewyraźny uśmiech i ruszyła do swojego gabinetu. Nie pierwszy raz ją tak potraktował. Po ich wspólnej pracy i kolacji w jego domu zachowywał się identycznie. Zawsze, gdy wydawało jej się, że coś się między nimi zmienia, on wylewał jej kubeł zimnej wody na głowę.
‘Dureń! Skończony idiota!’ – wciąż ochrzaniał siebie w myślach. Czekał cały tydzień na jej powrót, a gdy pojawiła się w firmie, potraktował ją w tak chłodny sposób. Jego zachowanie było kompletnie irracjonalne. Sam siebie nie rozumiał. Przecież mu jej brakowało. Przecież była dla niego ważna, a zachował się w stosunku do niej gorzej, niż do obcego. Postanowił iść do niej pod pretekstem odbioru dokumentów. Przeprosi, porozmawiają, może nawet obdarzy go swoim cudownym uśmiechem.
Zapukał i nie czekając na jej reakcję wszedł do środka. Stała obok biurka, wpatrując się w panoramę miasta. Wtedy w sekretariacie, nawet nie zwrócił uwagi, jak pięknie dzisiaj wygląda. Granatowa sukienka idealnie podkreślała wszystkie jej atuty, a szpilki wydłużały jej nogi. ‘Szpilki!’ przemknęło przez jego głowę.
- Nie powinnaś nosić szpilek. Ledwie zdążyłaś wyleczyć wcześniejszą kontuzję. Masz nosić buty z nieco niższym obcasem – odezwał się wyrywając ją z zamyślenia. Dopiero teraz zauważyła, że stoi tuż przy drzwiach. Obrzuciła go spojrzeniem pełnym żalu i zdenerwowania.
- Zrób to i tamto. Nie powinnaś tego i owego! – spojrzała na niego z wściekłością – Nie jesteś moim ojcem, żeby mi mówić, co mam robić! – prychnęła. Stał zdumiony. Nie chciał jej zirytować. Po prostu się martwił. Fakt, może źle to zabrzmiało… Poza tym miała prawo tak reagować, po jego porannym ‘przywitaniu’ jej. Chciał się odezwać, ale nie pozwoliła mu. Szybko wyciągnęła w jego kierunku czarny segregator – Wszystko podpisane panie prezesie! A teraz wybaczy pan, ale jestem zajęta – wymownie spojrzała mu w oczy. Bez słowa odebrał od niej papiery i opuścił gabinet.
Miała go dość. Denerwował ją, prowokował, drażnił. Nie rozumiała jego zachowania i nawet nie próbowała zrozumieć. Od dawna wiedziała, że ciężko jest trafić za Dobrzańskim. Opadła ciężko na fotel. ‘Najpierw Tomek, teraz szanowny pan prezes’ zaśmiała się gorzko. W ciągu ostatnich kilkunastu dni relacje z mężczyznami doprowadzały ją do wrzenia. Obu miała dość. Ledwie zdążyła się uwolnić od Tomasza, musiał się trafić Marek, który zachowuje się dziwnie. Gdyby miała ich znajomość narysować na wykresie byłaby to sinusoida. Nie wiedziała czego Dobrzański chce, jak ma interpretować jego zachowanie, a przede wszystkim czemu ją tak traktuje. Usłyszała pukanie. W drzwiach pojawił się dobrze jej znany kurier. Zamiast sterty paczek i listów miał bukiet czerwonych róż. Wyjęła liścik, na którym widniała tylko jedna litera. ‘M’. ‘Szykuje nam się powtórka z rozrywki? O nie! Tak się bawić nie będziemy!’ Ruszyła wprost do jego gabinetu.
- Jest u siebie? – zapytała Violkę, która całą swoją uwagę skupiała na malowaniu paznokci wściekle różowym kolorem.
- Pojechał do domu jakąś godzinę temu – Cieplak spojrzała na swój zegarek, który wskazywał trzynastą - Fajny ten lakier, nie? – zapytała, wyciągając w kierunku pani dyrektor swoją dłoń.
- Boski – rzuciła od niechcenia i szybkim krokiem opuściła sekretariat.
Taksówka zatrzymała się pod posesją z numerem siedemnaście. Jego samochód stał na podjeździe. Zdecydowanym ruchem wcisnęła guzik domofonu. Po chwili furtka ustąpiła. Stanął w drzwiach zaskoczony jej wizytą. Wyglądał inaczej. Błękitne jeansy i biała koszula z podwiniętymi rękawami odejmowały mu kilka lat. Postanowiła odgonić od siebie te myśli i załatwić to, po co tu przyjechała. Całą drogę układała sobie w głowie wszystko, co mu powie. Gestem dłoni zaprosił ją do środka, a gdy tylko zamknął drzwi, rzuciła w niego bukietem, który otrzymała dwie godziny wcześniej. Kwiaty rozsypały się. Czerwone płatki zdobiły teraz jego błyszczący parkiet.
- Co ty sobie wyobrażasz!? – krzyknęła – Zaczynasz mnie wciągać w jakąś swoją chorą grę? Jakieś podchody? – jej oczy ciskały piorunami
- Ula… - zaczął miękko, ale nie pozwoliła mu nic powiedzieć. Kiedyś to on, naskakiwał na nią. Teraz role się odwróciły.
- Milcz! – rozkazała – Za kogo ty się uważasz?! Myślisz, że będziemy się bawić w ‘ciepło, zimno’? Nie, nie będziemy! Raz jesteś cudowny, opiekuńczy, adorujesz mnie, a po chwili stajesz się zimny, jak lód. Najpierw mnie gnoisz, starasz się pokazać, że nie jestem nic warta, a później powtarzasz, że jestem najlepsza, wyjątkowa. Szybko zmieniasz zdanie! Jednego dnia flirtujesz ze mną, by następnego kompletnie mnie ignorować! Bawi cię to? – wykrzyczała mu prosto w twarz. Intensywnie wpatrywał się w jej oczy – Ja się nie pozwolę tak traktować, rozumiesz? – ulżyło jej. Minęła go i skierowała się w stronę drzwi.
- Kocham cię – usłyszała za plecami. Gwałtownie się odwróciła. Wciąż była wściekła. Kompletnie nie wiedziała, czy jego wyznanie ma traktować poważnie, czy to kolejna zagrywka z jego strony. Maska, którą jutro zdejmie, by w kilku brutalnych słowach sprowadzić ją na ziemię.
- Słucham? – obrzuciła go pytającym spojrzeniem
- Wiem, że nie powinienem… - rzekł przygryzając nerwowo wargę – Nawet dobrze się nie znamy, jesteś w związku… - wyliczał – jestem twoim szefem… jestem na Boga starszy do ciebie o dziesięć lat, ale się zakochałem! Próbowałem to zignorować, próbowałem przed tym uciec, ale nie potrafię i nie chcę – nie tak to sobie wyobrażał. Nigdy nie przypuszczał, że wyzna kobiecie miłość w czasie kłótni, a jednak. Czekał na jej ruch, na jej reakcję, na choćby jedno słowo - Powiedz coś - bezskutecznie próbował wyczytać coś z jej miny. Odwróciła się i wyszła, zostawiając go w bezruchu na środku hollu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz