B

piątek, 11 października 2013

'Dwa oblicza tego samego' IV

- Nie no, nie wierzę – zaśmiał się Tomek – Proszę cię, powiedz, że żartujesz – śmiał się dalej
- Ciebie to bawi? – zapytała zaskoczona, z nad wyraz poważną miną
- Ty jednak nie żartujesz – powiedział bardziej do siebie, niż do niej i momentalnie stał się poważny – Po porostu wierzyć mi się nie chce, że moja mądra dziewczyna mogła wykazać się taką ignorancją i brakiem wyczucia.
- Słucham? – zapytała oburzona – Ten zadufany w sobie typ mnie lekceważy, podcina skrzydła i gnoi na każdym kroku, a ty go jeszcze bronisz? – z niedowierzaniem pokręciła głową
- Ten zadufany w sobie typ jest twoim szefem, a ty zagrałaś nieczysto – odparł dokładając sobie sałatki – Ulka, tak nie można. Facet cię nie zna, tak naprawdę pracujecie ze sobą ledwie kilka tygodni, a ty zaliczasz wpadkę za wpadką. Musisz odpuścić.
- Ja? To chyba on powinien dać sobie spokój, nie atakować mnie na każdym kroku i pozwolić mi się wykazać
- Jak na razie, to najdotkliwiej ty zaatakowałaś jego – rzucił, wpatrując się jej znacząco w oczy – Ta akcja na zarządzie była niedopuszczalna. Gdybym ja zachował się tak u siebie, Stefan od razu wywaliłby mnie na psyk. Facet i tak zachował się w porządku, że cię nie zwolnił – spojrzała na niego z niedowierzaniem – Tak moja droga. Zachowałaś się nielojalnie. Pamiętaj, że pracujesz dla niego, bezpośrednio pod nim i to on zatrudnił cię i ci płaci. Podejrzewam, że odpuścił i postanowił ci dać szansę, bo tak naprawdę mu nie zagrażasz – tłumaczył spokojnie – jest u siebie. Jest właścicielem, a ty nie możesz go wygryźć. Gdyby był mianowany przez właścicieli, wyleciałabyś z hukiem, bo bałby się, że zarząd zastąpi go tobą – przez chwilę w milczeniu przetrawiała jego słowa
- Ok, może faktycznie powinnam przedstawić ten plan cięć najpierw jemu, ale on mi nie daje szansy – żal i pretensja znów dominowały
- Nie dawał ci szansy, bo wtykałaś nos w nieswoje sprawy. On cię nie zna. Nie wie, na co cię stać. Od początku źle to rozegrałaś. Najpierw powinnaś skupić się wyłącznie na swojej działce. Pokazać mu, że zatrudnienie ciebie było najlepszą decyzją w jego życiu, że zasługujesz na to stanowisko – chciała mu przerwać, ale jej nie pozwolił – wiem. Ja to wiem, ale on nie – uśmiechnął się łagodnie - Później, gdy stopniowo zyskałabyś jego zaufanie, gdybyś zdążyła mu pokazać na co się stać, mogłabyś zaproponować swoje rozwiązania. Być może wtedy by cię wysłuchał, zainteresowałby się tym. Ja wiem, że jesteś bardzo ambitna, wiem, że chciałaś dobrze. Ale trochę się pospieszyłaś – wstał i podszedł do niej od tyłu, przytulając jej głowę do swojej klatki – Ja wiem, że jesteś bardzo mądra i zdolna, że spokojnie mogłabyś zostać prezesem tego całego domu mody, ale jesteś wyłącznie dyrektorem finansowym. To i tak dużo. I tak osiągnęłaś bardzo dużo już na początku swojej kariery. Doceń to. A przede wszystkim naucz się z nim współpracować. Jeśli ty odpuścisz, sądzę, że on też – musnął jej usta i zaczął sprzątać ze stołu.
Z kieliszkiem białego wina usiadła na kanapie. Zaczęła się zastanawiać nad słowami Tomka. ‘Może rzeczywiście ma rację? Może powinnam trochę odpuścić? Ale z drugiej strony co on może wiedzieć? Jest informatykiem. W jego firmie panuje zupełnie inna atmosfera. Ale fakt, w FD jestem nowa. Powinnam się podporządkować zasadom tam panującym. Co nie zmienia faktu, że Dobrzański cholernie działa mi na nerwy! Szczerze go nie znoszę! Jest cholernie wkurzający… Ale to duża firma, mogę się wiele nauczyć, nabrać doświadczenia. Dobra, zacisnę zęby i jakoś to przetrwam. Oby Tomek miał rację i oby prezesik mi odpuścił. Może się nawet dogadamy…’
Trzy dni później kwadrans przed dziewiątą pojawiła się w jego sekretariacie. Ania poinformowała ją, że Dobrzańskiego jeszcze nie ma, ale poleciła jej usiąść i poczekać na niego w jego gabinecie. Niespełna pięć minut później, za uchylonymi drzwiami usłyszała ten charakterystyczny głos
- Cześć Aniu
- Cześć. Mam dla ciebie wyniki sprzedaży. Z samego rana przyszedł faks ze Szwecji. A i przygotowałam to zestawienie, o której wczoraj prosiłeś. 
- Jesteś nieoceniona
- Daj spokój
- O nie. Jesteś nieoceniona, niezastąpiona i muszę ci to częściej powtarzać – rzekł ujmującym tonem
- Ula Cieplak czeka na ciebie w gabinecie
- Dzięki.
Wreszcie pojawił się w drzwiach. Obrzucił ją badawczym spojrzeniem 
- Dzień dobry – rzucił, nawet nie siląc się na uśmiech
- Dzień dobry. Dzisiaj skończył się mój przymusowy urlop, więc jestem – nim zdążyła ugryźć się w język, zdążyła już to powiedzieć. Na dodatek niezbyt odpowiednim tonem. Spojrzał na nią z ukosa i rzucił wzrokiem na otrzymane od Ani tabelki. Uśmiechnął się z satysfakcją. Wyniki były rewelacyjne. Znów triumfował, a jego intuicja go nie zawiodła. Odkładając papiery na biurko ponownie spojrzał na Cieplak.
- I co ja mam z panią zrobić, co? – zapytał, siadając w fotelu i składając dłonie w piramidkę
- Dać mi jeszcze jedną szansę. Ja chciałam jeszcze raz przeprosić pana za tamten incydent na zarządzie, a w zasadzie za oba incydenty. Wiem, że faktycznie nie powinnam prezentować tych wyliczeń, z pominięciem pana – powiedziała wpatrując się w szklany stolik, tylko od czasu do czasu na niego zerkając. Pokiwał głową ze lekkim zrozumieniem. Miała wrażenie, że cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy.
- Czyli mam rozumieć, że gramy w jednej drużynie? – czyżby chciał się upewnić? Chyba tak. Tak przynajmniej to odebrała. Uśmiechnęła się lekko.
- Tak.
- Cieszę się – wstał i chwycił z biurka granatową teczkę – Pozwoliłem sobie przygotować szczegółowy zakres pani obowiązków. Liczę, że będzie się pani go trzymała. Proszę pamiętać, że nie wymagam od pani więcej, oprócz tego, co jest na liście.
- Oczywiście – rzuciła wzrokiem na kartkę, której jej podał. ‘Tomek miał rację. Metoda małych kroków. Najpierw pokażę mu, że znam się na swojej pracy’. Przyjrzał jej się uważnie. Dwa dni temu podjął pewną decyzję. Wahał się, czy teraz powinien się jej trzymać. Po tym urlopie wydawała się nico mniej butna, ale z drugiej strony, niech to będzie rodzaj testu.
- Mam nadzieję, że pani zrozumie, iż po tym nieszczęsnym zarządzie, nieco bardziej kieruję się wobec pani zasadą ograniczonego zaufania. Stąd też moja prośba, aby wszystkie dokumenty z pani podpisem, przed wyjściem na zewnątrz, lub puszczeniem ich dalej w obieg, trafiały do mnie na biurko – powiedział spokojnie. Zrezygnował nawet z drobnej złośliwości, którą pierwotnie miał zamiar zawrzeć.  
- Zamierza pan kontrolować każdy mój krok? – zapytała z niedowierzaniem
- Pani Urszulo, nie będę ukrywał, że wyznaję zasadę ‘kontrola najwyższym stopniem zaufania’. Sama pani rozumie – uśmiechnął się serdecznie. Jej wpadka mogła go wtedy wiele kosztować. Nie może więcej doprowadzić do podobnej sytuacji. Wolał dmuchać na zimne, a i ją może to coś nauczy.
- Rozumiem, że ten raport powinien wtedy trafić do pana – zaczęła w miarę spokojnie – rozumiem, że chce pan znać wszystkie wyliczenia, nad którymi pracuję, ale podsyłanie do pana wszystkich faktur, które podpisuje, łącznie z tymi na kawę do socjalnego i wodę do dystrybutorów, to już lekka przesada – teraz pretensja w głosie była ewidentna
- Będę zobowiązany – oparł, wpatrując się w jej oczy. Zacisnęła zęby. Niespokojnie poruszył się na fotelu i w dość ostentacyjny sposób poprawił sobie krawat, wysyłając jej tym samym sygnał, że rozmowa skończona. Wstała, on również – Liczę na owocną współpracę – rzucił, gdy była już przy drzwiach. Posłała mu mordercze spojrzenie. Westchnął.
Była na niego wściekła. Milewska obserwowała jej zachowanie ze szczerym zainteresowaniem. Tarcia na linii prezes-dyrektor finansowy nie były dla niej nowością. Ale kiedyś były one bardzo zrozumiałe. Aleks nie znosił Marka i na każdym kroku rzucał mu kłody pod nogi. Teraz nie bardzo rozumiała co się dzieje. Marek był zwykle bardzo miły i uprzejmy. Owszem, był wymagający, ale również ludzki. Gdy tylko chciał, potrafił w pięć minut oczarować kobietę. A z Ulą jego relacje były napięte. Słuchając relacji Cieplakówny z ich rozmowy, dochodziła do wniosku, że trafiły się dwie, bardzo silne jednostki i dlatego iskrzy. Marek w pracy wymagał podporządkowania, a pani dyrektor była zbyt dumna, by tak po prostu, bez szemrania się podporządkować. Ulka zaczynała go szczerze nienawidzić za to, jak podkreślała, iż na każdym kroku chce pokazać swoją wyższość. Na nic zdały się tłumaczenia Alicji, że on z pewnością nie chce źle, że chodzi mu o dobro firmy. Cieplak była na niego wściekła. Przez kolejne dni starała się ograniczyć ich kontakty do minimum. Wszystkie dokumenty przekazywała mu za pośrednictwem Doroty. Starała się stosować do rad Tomka. Było jej łatwiej, gdy na horyzoncie nie pojawiał się Dobrzański.

Siedziała na parapecie i wpatrywała się w skąpaną w deszczu Warszawę. Tomek, mimo później pory, został ściągnięty do pracy. Awaria serwera. Zaczęła wspominać dwie ich ostatnie rozmowy. Trzeba przyznać, że Marek Dobrzański wzbudzał w niej ambiwalentne uczucia. Pierwsza z ich rozmów po raz kolejny potwierdziła jej zdanie o nim. Przemądrzała kanalia. Ale dziś ją zaskoczył, bardzo pozytywnie zaskoczył. Nie spodziewała się, że to właśnie on wyciągnie do niej rękę. ‘Pani widzi świat w biało czarną kratkę. Albo coś jest złe, albo nie. Albo ktoś jest diabłem, albo aniołem. Albo zarabiamy na tym kontrakcie, albo nie. A niestety pani Urszulo, świat bardzo często jest szary. Ma wszystkie odcienie szarości. Tak jak nie ma ludzi skrajnie złych i dobrych, bo każdy popełnia błędy i myli się, tak samo jest w kwestiach zawodowych. Ta umowa może i nie pozwoli nam zbić kokosów, wręcz może będziemy musieli do niej dołożyć, ale to będzie świetna okazja do wejścia na nowe rynki. Czasami warto zaryzykować’. W głowie wciąż dudniły jej jego słowa, które padły podczas ich zażartej dyskusji o nowym partnerze biznesowym. Miał rację. Wciąż, niczym mała dziewczynka, dzieliła świat na dobro i zło. Na białe i czarne. A nie zawsze wszystko jest tak oczywiste i da się sklasyfikować. Tak samo było z nim. Jemu od początku przypisała kolor czarny, ale dzisiaj… Zaskoczył ją. Bardzo pozytywnie ją zaskoczył. Pamięcią wróciła do dzisiejszej rozmowy.
Wkroczył do jej gabinetu jak zwykle w idealnie skrojonym garniturze. Błękitna koszula perfekcyjnie podkreślała jego szare oczy.

- Mam coś dla pani – uniósł do góry kilka kolorowych teczek - pośpiesznie starła spływającą po policzku łzę. Nie chciała okazywać swojej słabości. Nie przy nim. Uśmiech momentalnie zszedł z jego twarzy i zmarszczył brwi bacznie ją obserwując. - Coś się stało? – zapytał stając przed jej biurkiem

- Nie – rzekła, siląc się na normalny ton. Jej zaszklone oczy mówiły jednak co innego.

- To, że jestem od pani starszy, nie znaczy, że mam już problemy ze wzrokiem – odparł, posyłając jej ciepły uśmiech. Spojrzała na niego. Rzeczywiście na jego twarzy malowała się troska i zainteresowanie.  

- Problemy rodzinne – szepnęła. Wyprostowała się i wzięła głęboki oddech. Jest w pracy, sprawy prywatne muszą iść na bok.

- Może mógłbym jakoś pomóc? – obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem. Tego się po nim nie spodziewała

- Mogłabym wyjść dzisiaj wcześniej z biura? – zapytała niepewnie – Mojego ojca przed chwilą zabrało pogotowie, zasłabł w domu. Zresztą nie po raz pierwszy. Muszę mu wreszcie znaleźć jakiegoś dobrego specjalistę, który wdroży odpowiednie leczenie – zastanawiała się, czy mówi mu o tym, bo chce się z kimś tym podzielić, czy dlatego, że chce niejako uargumentować swoją prośbę

- Problemy z sercem? – zapytał. Kiwnęła głową twierdząco – Mój ojciec też choruje. Proszę jechać – uśmiechnął się i ruszył w kierunku drzwi

- Miał pan coś dla mnie – spojrzała na dokumenty. On zrobił to samo.

- To w tej chwili nieistotne – zamyślił się na moment i dodał – Jak będzie pani wychodziła, proszę jeszcze na moment do mniej zajrzeć.

Pospiesznie zaczęła pakować swoje rzeczy. Zadzwoniła jeszcze do Jaśka z informacją, że niebawem pojawi się na Wołoskiej. Dziesięć minut później pukała do drzwi jego gabinetu.

- Proszę – podał jej niewielki kartonik – To wizytówka najlepszego kardiologa w mieście. Mój ojciec się u niego leczy. Rozmawiałem z nim, jeśli będzie taka potrzeba, przyjmie pani tatę jeszcze dzisiaj. Proszę się powołać na mnie – skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie była zaskoczona. Była i to bardzo. Nie dość, że pozwolił jej wyjść wcześniej, to jeszcze załatwił jej ojcu konsultację u profesora. Widząc jej reakcję uśmiechnął się, a w jego oczach mogła dostrzec lekkie rozbawienie.

- Dziękuję – posłała mu wdzięczne spojrzenie – Bardzo panu dziękuję – szepnęła i skierowała się do wyjścia. Gdy miała już otwierać drzwi usłyszała za plecami jego głos

- Oprócz tego, że w pracy jestem wymagającą kanalią, to jestem także człowiekiem – spojrzała na niego po raz ostatni i wyszła bez słowa. Takiej postawy się po nim nie spodziewała. Był ostatnią osobą, która mogłaby jej pomóc w kwestiach nie tylko zawodowych, ale przede wszystkim prywatnych. A jednak….

We wtorkowe przedpołudnie zapukała do jej gabinetu.
- Mogę? 
- Oczywiście – wstał z fotela i gestem dłoni wskazał jej sofę – Jak ojciec?
- Dziękuję, lepiej. Ten kardiolog, do którego trafił dzięki panu, to świetny specjalista. Mam wrażenie, że wcześniejsi lekarze taty nie mieli pojęcia o leczeniu jego choroby. Bardzo panu dziękuję.
- Cieszę się, że mogłem pomóc – uśmiechnął się serdecznie
- Miał pan dla mnie jakieś dokumenty – przeszła do konkretów
- A tak – odchrząknął i podał jej plik zadrukowanych kartek -  Firma Best Moda przesłała nam całkiem interesującą propozycję współpracy. Jakby pani zechciała zapoznać się z tymi wyliczeniami – uniósł do góry prawy kącik ust w czymś na kształt delikatnego uśmiechu - W czwartek jadę na wstępne negocjacje do Krakowa. Oczywiście będzie mi pani towarzyszyć- rzekł zdecydowanie.
- Mam z panem jechać do Krakowa? – zapytała lekko zdziwiona
- Oczywiście. Jest pani odpowiedzialna za finanse tej firmy, a tam będziemy ustalać głównie kwestie finansowe. Pani obecność jest tam naturalna – zamyśliła się na chwilę
- Mam nadzieję, że to nie będzie wyjazd zbyt długi – westchnęła – w sobotę moja siostra ma urodziny, obiecałam, że upiekę jej tort
- Pani dyrektor – zaśmiał się lekko – my tam naprawdę nie jedziemy na zwiedzanie. Nie zostaniemy dłużej, niż to będzie konieczne. Wyjeżdżamy w czwartek po pracy, bo nie zamierzam pokonywać sześciuset kilometrów jednego dnia. Wracamy w piątek. Sądzę, że późnym popołudniem będziemy już w Warszawie. Zdąży panie jeszcze upiec ten tort – spojrzał na nią serdecznie
- Dobrze – westchnęła po raz kolejny. Ten wyjazd był jej wybitnie nie na rękę, ale trudno – Zapoznam się z tym u siebie
‘Świetnie!’ sarkastycznie rzuciła w myślach. Zabrała się za analizowanie dokumentów, które jej zostawił. Faktycznie, oferta wydawała się bardzo korzystna. Mogli zarobić na tym kontrakcie kilkaset tysięcy, a także w miarę małym nakładem pracy i środków rozpromować markę na południu Polski, co z pewnością wpłynęłoby na większe zainteresowania również klientów z Czech i Słowacji.



Wrzucił jej walizkę do bagażnika. Towarzyszyła im Ania, która notowała jeszcze jego ostatnie polecenia. Otworzył jej drzwi swojego czarnego, terenowego Infiniti. 'Samochód równie elegancki i perfekcyjny, jak jego właściciel.' Odurzył ją zapach jego perfum, który unosił się wewnątrz auta.
- Jutro ma dzwonić Barcikowski, umów go na przyszły tydzień. Zadzwoń jeszcze do tej szwalni w Pszczynie, niech przyślą zestawienia faksem. Wszystkie papiery zostaw mi na biurku, jak zwykle. Powinniśmy wrócić przed siedemnastą, ale gdyby były korki, w końcu to piątek. Ja będę albo wieczorem, albo wpadnę w sobotę, to sobie to przejrzę – Banaszyk kiwała głową – Jakby się coś działo, jestem cały czas pod telefon. Trzymaj kciuki – puścił jej oczko i wsiadł do auta.
- Szerokiej drogi – rzuciła i pomachała im.
Obrzuciła go lekko zdziwionym spojrzeniem. Marynarka wraz z krawatem wylądowała na tylnym siedzeniu. W szarej, lekko rozpiętej u góry koszuli wyglądał dziwnie. Zawsze widywała go w drogich garniturach i perfekcyjnie dobranych krawatach. Musiała przyznać, że w tej luźniejszej nieco wersji prezentował się jeszcze lepiej. Skierował się na wylotówkę Warszawy.
- W schowku jest teczka, proszę się zapoznać z jej zawartością. Przygotowałem trzy możliwe warianty. Pierwszy, dla nas najkorzystniejszy, drugi optymalny i trzeci, na który absolutnie nie możemy się zgodzić. Mogą chcieć nas naciągnąć. To firma w miarę prężnie działająca, ale słyszałem o nich różne opinie. Ponoć wszystko zależy od tego z kim podpisuje się umowę. Ojciec to cwany lis, syn dużo rozsądniej podchodzi do swoich biznesowych partnerów – pośpiesznie przeanalizowała wszystkie dane
- Myśli pan, że można będzie ugrać aż tyle? – wskazała na pierwszą kartkę. Westchnął
- Ja wiem, że to w sumie kobieta powinna proponować, ale z drugiej strony… - urwał - Wszyscy w firmie mówią mi po imieniu. Ja wciąż się zastanawiam, dlaczego my jeszcze nie przeszliśmy na ‘ty’ – powiedział, zerkając na nią co chwila. W końcu wyciągnął prawą dłoń w jej kierunku – Marek – uścisnęła ją i odparła
- Ula – uśmiechnął się serdecznie.
- No, to teraz możemy dyskutować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz