Zabrała kwiaty do domu. I to był
błąd. Od progu Tomek obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
- Od Dobrzańskiego, w ramach
przeprosin – wyjaśniła pośpiesznie – Pierwszy raz w życiu mnie przeprosił. Jak
to mówi jego sekretarka – dasz wiarę? – zaśmiała się nieco nerwowo, widząc
złowrogie spojrzenie swojego chłopaka. Nie powiedział nic. Bez słowa ruszył w
kierunku salonu – Tomek.. – zaczęła, ale urwała natychmiast. ‘W sumie dlaczego
mam się tłumaczyć? Winny się tłumaczy, a ja nie zrobiłam nic złego’. Wstawiła
kwiaty do wazonu i usiadła z laptopem na kolanach obok partnera. Zajęła się odbieraniem
poczty. Wreszcie się odezwał.
- Przestaje mi się to podobać –
rzekł, nawet na nią nie spoglądając.
- To, że dostaję kwiaty? - zapytała zdziwiona
- Wasza relacja – wciąż sprawiał
wrażenie obrażonego na cały świat – Pracujesz z nim po godzinach, wracasz w
środku nocy, później przychodzisz z kwiatami – zaczął wyliczać z pretensją – Co
ja mam sobie pomyśleć? – podniósł głos
- Nie bardzo rozumiem…. –
zmarszczyła brwi
- Ja też nie rozumiem… - rzucił
ironicznie
- Tomek, co ty mi zarzucasz? –
odpowiedział jej milczeniem - Dobrze wiedzieć, że masz o mnie takie zdanie. I dziękuję za odrobinę
zaufania, którego nigdy, podkreślam, przenigdy nie zawiodłam- wysyczała przez
zaciśnięte zęby – Przestań zachowywać się jak dzieciak!
- No oczywiście! Mareczek jest
starszy, bardziej doświadczony! – rzucił wściekły. W jej oczach pojawiły się
łzy. Nie tego się po nim spodziewała. Byli ze sobą tyle lat, a on teraz…
Przecież nie dawała mu powodów… Nie powinien był się tak zachowywać.
- Najlepiej będzie, jak prześpisz
się dzisiaj na kanapie! – z impetem odłożyła notebooka na stolik i szybkim
krokiem ruszyła w stronę sypialni, zatrzaskując drzwi.
Nie dość, że mieli problemy w
pracy, to jeszcze Tomek jej dokładał. Te jego insynuacje, bezpodstawne
oskarżenia. ‘Czy bukiet kwiatów jest wystarczającym powodem, by podejrzewać ją
o zdradę? I to jeszcze z kim… Z Markiem, którego do niedawna szczerze nie
znosiła, a ich relacja wciąż nie były idealne?’ Miała nadzieję, że Tomek
przemyśli swoje zachowanie i wyciągnie wnioski. ‘Nie miał prawa się tak
zachowywać!’.
Gdy wstała jego już nie było.
Nawet się ucieszyła. Nie miała ochoty na kolejną sprzeczkę z nim, a dalsza
rozmowa nie miała sensu dopóki on nie wyciągnie wniosków i nie zrozumie swoich
błędów. Miała nadzieję, że w porę się opamięta. W przeciwnym razie zbliżający
się weekend nie będzie należał do najłatwiejszych. Dzień w firmie minął jej
spokojnie. Od Ani dowiedziała się, że Marek niespodziewanie poleciał do
Monachium. Miała nadzieję, że firma szybko wyjdzie z kryzysu i nowe rozwiązanie
pozwoli uratować sprzedaż kolekcji. Ona dokonując kolejnych obliczeń wciąż
zastanawiała się nad jakimś sensowym rozwiązaniem. Coś zaczęło świtać jej w
głowie. Miała weekend na skrystalizowanie pomysłu. Miała nadzieję, że jej
koncepcja spodoba się Markowi i choć w niewielkim stopniu uratuje ich przed
klęską. Jej pracowity weekend mógł przynieść same korzyści. I firmie i jej.
Liczyła na to, że gdy będzie zajęta uniknie kolejnych spięć z Tomkiem. Ale o to
nie musiała się martwić. Gdy wróciła do domu czekała na nią torba ulubionych
krówek i Tomek, który przeprosił i żałował za grzechy. Odetchnęła. Skupiła się
na pracy.
- Cześć Aniu, Marek już jest? –
zapytała, gdy po dziewiątej wkroczyła do jego sekretariatu
- Jest – westchnęła, przerzucając
kolejne dokumenty w opasłych segregatorach – Od rana mam urwanie głowy –
westchnęła – Ale wyszedł – rzuciła, gdy zdała sobie sprawę, że Cieplak ruszyła
w stronę drzwi prezesa – Poszedł na spotkanie, a w zasadzie na biznesowe
śniadanie – posłała jej przepraszające spojrzenie – powinien wrócić za jakąś
godzinę. Władek powiedział, że przyjechał chwilę po szóstej. Dobrze, że nas nie
ściągnął tak wcześnie – zaśmiała się – Zadzwonię do ciebie, jak wróci.
- Dzięki – uśmiechnęła się – Może
ci pomóc? – wskazała na walające wokół teczki
- Dam sobie radę. Ty masz swoją
pracę. Mam nadzieję, że jak najszybciej ugasimy ten pożar. Marek jest całkiem
dobrej myśli po powrocie z Niemiec.
Półtorej godziny później odebrała
telefon z sekretariatu prezesa, że Dobrzański właśnie się pojawił. Chwytając w
dłoń kilka zadrukowanych kartek ruszyła w kierunku jego gabinetu.
- Mogę – zapytała wsuwając się do
środka
- Jasne. Cześć – uśmiechnął się
lekko i stanął przed biurkiem, opierając się o nie – jeszcze raz chciałem cię
przeprosić. Niepotrzebnie wtedy…. – przerwała mu stając obok niego, ramię w
ramię
- Nie ma o czym mówić. Miałeś
prawo być zdenerwowany - posłała mu
ciepłe spojrzenie – Co z tym kontraktem?
- Małecki do końca miesiąca ma
przelać nam odszkodowanie – westchnął, by po chwili jego głos przybrał nieco
weselszą barwę - Byłem w Monachium. Rozmawiałem z Martinem Millerem. On ma
kilkanaście sklepów w największych centrach handlowych w Polsce. W porównaniu z
Małeckim to niewiele, ale dobre i to. Niestety zażądał większych pieniędzy, ale
nie mamy wyjścia. Musimy gdzieś sprzedawać nasze kolekcje. Nowa tuż tuż, a my
zostaliśmy na lodzie. Do końca tygodnia ma nam dać odpowiedź, czy wchodzi w to,
czy nie. Ale w sumie on niewiele ryzykuje. Wciąż szukam innych rozwiązań
- Może to ci w czymś pomoże –
wyciągnęła w jego kierunku plik kartek. Stanął naprzeciw niej i z
zaciekawieniem zaczął analizować wydrukowane informacje – Dokonałam analizy
rynku. Sporządziłam zestawienie największych polskich właścicieli butików. Co
prawda wszyscy razem wzięci nie mają sklepów w takich lokalizacjach i o takiej
powierzchni jak Maciej Małecki, ale z kilkoma może udałoby się nawiązać
współpracę – spojrzał na nią znad wydruków z lekkim rozbawieniem w oczach
- Jesteś nieznośna, wiesz? –
zaśmiał się
- Dlaczego? – wlepiła w niego
swoje błękitne tęczówki.
- Już kiedyś cię prosiłem byś się
nie zabierała za rzeczy, które nie leżą w twoich kompetencjach
- Ale chciałam pomóc – broniła
się
- Wiem – odparł szybko – i doceniam
to – skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie zaskoczyły ją jego słowa. Znów
zagłębił się w analizie
- A tutaj masz wstępne symulacje
odnośnie nowego projektu, z którym moglibyśmy wystartować niemal od razu.
Sprzedaż w Internecie – energia aż od niej tryskała. W tym momencie zazdrościł
jej nieco tego optymizmu – Ja wiem, że to jest w sumie szalony pomysł i nie
wiem, czy zgodny z polityką firmy – kontynuowała
- Ula – próbował wejść jej w
słowo. Bezskutecznie.
- Ale warto byłoby spróbować.
Wiem, że FD jest nastawione na wyrafinowanego klienta, z najwyższej półki, a
przyjęło się, że w Internecie handluje się głównie chińskim i indonezyjskim
badziewiem, ale z drugiej strony – niema wyrwała mu z ręki kartki z tabelkami,
które pośpiesznie zaczęła tasować w poszukiwaniu odpowiedniej symulacji –
ułatwienie dostępu, a także obniżenie kosztów, wpłynęłoby z pewnością na
pozyskanie nowych klientów, którzy do tej pory nie mogli sobie pozwolić na
kreacje Pshemko. Domyślam się, że on może stawiać opór, ale…
- Ula – spróbował po raz kolejny.
Z nieskłamaną przyjemnością obserwował, jak bardzo zaangażowała się w ten
projekt, jak nim żyje. Emocje, które w niej buzowały powodowały, że jej
tęczówki stały się jeszcze większe, a oczy intensywniej błękitne.
- Ale wierzę, że uda ci się go
przekonać. Ze wstępnych wyliczeń wynika, że w sieci uda nam się sprzedać połowę
premierowej kolekcji. A co ciekawe można by wystawić także ubrania z
poprzednich sezonów o obniżonej cenie. Opróżnimy magazyny, a firma dostanie
zastrzyk gotówki. Ja oczywiście jeszcze to dopracuję, żeby projekt ten można
było jak najszybciej przedstawić na posiedzeniu… - urwała nagle, zaskoczona
jego zachowaniem. A on niewiele myśląc chwycił jej twarz w dłonie i przyciągnął
do siebie, całując gwałtownie. W jednej chwili wszystkie papiery wypadły jej z
rąk, rozsypując się wokół biurka. Nie zwrócili nawet na to uwagi. Oboje byli
zbyt skupieni na tym, z jaką delikatnością, a zarazem stanowczością jego usta
pieszczą jej wargi, jaką przyjemność daje obojgu ta niewinna pieszczota.
Wciąż się zastanawiał, co mu
strzeliło do głowy. Z jednej strony wmawiał sobie, że chciał ją tylko uciszyć,
bo nie pozwalała sobie przerwać, ale z drugiej… Tak, zapragnął wtedy jej ust i
musiał to przyznać, choćby przed samym sobą. A gdy już je musnął, nie potrafił
się od nich oderwać. Pieścił je, nim przyszło opamiętanie… A co najważniejsze,
ona nie protestowała. Odsunął się w końcu od niej szepcząc ciche ‘przepraszam’.
Spojrzała na jego twarz. Był autentycznie zakłopotany. Musiała przyznać, że to
dla niej widok niecodzienny. Nie powiedziała nic. Nie zwracając uwagi na
porozrzucane dokumenty pośpiesznie opuściła jego gabinet. Była już środa, a on
wciąż analizował ten poniedziałkowy ‘incydent’, jak zwykł o tym myśleć. Od
tamtego czasu unikali się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz