B

sobota, 9 listopada 2013

'Dwa oblicza tego samego' XI ost.

Otworzył oczy. Przez niezasłonięte okna wpadały pierwsze promienie wschodzącego słońca. Chwycił w dłoń komórkę i wyświetlił godzinę. Szósta trzydzieści. Chciał zamknąć oczy i zasnąć choć jeszcze na chwilę. Nie potrafił. Wciąż powracały do niego obrazy dnia wczorajszego.

Wyznał jej miłość, a ona wyszła. Tak po prostu wyszła. Nie wiedział co o tym myśleć. Zastanawiał się, jak będzie wyglądało ich jutrzejsze spotkanie w FD. Był zdenerwowany. Miała prawo na niego naskoczyć, miała prawo poczuć się zdezorientowana. Rzeczywiście wysyłał jej sprzeczne sygnały. Ale to dlatego, że najzwyczajniej w świecie się bał. Zaśmiał się gorzko pod nosem. ‘Ile ja mam lat? Dwadzieścia? Żeby się bać związku z kobietą… żeby się bać miłości’. Usiadł i wyjął teczkę z nutami. Gra na fortepianie przynosiła ukojenie. Pozwoliła uciec na chwilę od rzeczywistości. Przenieść się w inny wymiar. Kolejne dźwięki wydobywały się spod jego palców. Minęła godzina, może dwie. Sam nie wiedział. Zatracał się w tej muzyce, gdy znów usłyszał dzwonek domofonu. Po raz kolejny tego dnia stanęła w jego drzwiach. Nie odezwała się. On też o nic nie zapytał. Powiedział już dość, nie słysząc nic w zamian. Teraz ruch należał do niej. Pocałowała go gwałtownie.

Obrócił się na lewy bok. Ciepło jej ciała, zapach… Leżąc w jego satynowej pościeli nie przypominała bezczelnej pani dyrektor. Była jego słodką dziewczynką, którą pragnął na zawsze zamknąć w swoich ramionach. Był szczęśliwy, bo była obok. Nie wiedział, czy ta noc była pierwszą z wielu, czy ostatnią. Wczoraj o tym nie myślał. Postanowił żyć chwilą. Rozkosznie się przeciągnęła i wreszcie ujrzał błękit jej oczu. Kciukiem delikatnie pogładził jej policzek. Uśmiechnęła się.
- Dzień dobry – szepnęła.
- Nie godzę się na otwarty związek, ani na żaden trójkąt – usłyszała w odpowiedzi. Zaśmiała się perliście. 
- Nie ma mowy o trójkącie. W zeszłym tygodniu rozstałam się z Tomkiem – odparła i namiętnie pocałowała go w usta – Pamiętaj, że od ciebie też oczekuję wierności – powiedziała poważnym tonem
- Jesteś pierwszą kobietą, która nocuje w tym domu – zapewnił, wpatrując się w jej oczy
- I obiecuje ci, że zrobię wszystko, by inna nie zajęła mojego miejsca – wciąż nie powiedziała mu, co do niego czuje. Wciąż nie usłyszał ‘kocham cię’, ale czy słowa, które padły z jej ust nie były jednoznaczne? Wtuliła się w niego. Leżeli w milczeniu, gdy znów się odezwała – Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie?
- Oczywiście
- Dlaczego na początku mnie tak gnoiłeś? Za wszelką cenę starałeś się mnie zdyskredytować, chciałeś złamać moją wiarę w siebie – westchnął. A jednak wciąż ją to męczyło...
- A jeśli powiem, że dostrzegłem w tobie nieoszlifowany diament? – odpowiedział pytaniem
- To ci chyba nie uwierzę- odparła kreśląc palcami kółka na jego torsie.
- Wiedziałem, że jesteś dobra. Bardzo dobra i strasznie zarozumiała – zaśmiał się - Chciałem cię nieco utemperować, a jednocześnie sprawdzić. Mój ojciec postępował tak ze mną. Chciał, bym wciąż udowadniał mu, że jestem najlepszy. Podcinał skrzydła, bym się odradzał. Dzięki temu osiągnąłem wszystko, co teraz mam. Przepraszam – dodał po chwili milczenia – Wiem, że momentami byłem bezczelny, że sprawiałem ci przykrość
- Wiesz, że były momenty, kiedy zaczynałam cię nienawidzić?
- Cytując Gombrowicza powiem ci, że miłość i nienawiść to dwa oblicza tego samego – mówiąc to złożył pocałunek na jej obojczyku. Jego usta rozpoczęły wędrówkę po jej rozgrzanej skórze.
- Prezesie – nie chciała przerywać tej błogiej chwili, ale czas płynął nieubłaganie – za chwilę spóźnimy się do firmy
- Pani dyrektor- mówił między kolejnymi pocałunkami - prezes zarządza dzisiaj wolne. Znów się zatracili. W jego ramionach czuła się wyjątkowo.

Zeszła na dół w jego spodniach dresowych i za dużym podkoszulku. Kończył przygotowywać śniadanie. Z nieskłamaną przyjemnością obserwowała, jak smaży omlet. Co chwila karmił ją winogronami, kradnąc w zamian pocałunki. Gdy ze smakiem konsumowała przygotowane przez niego śniadanie obserwował ją i dyskretnie uśmiechał się pod nosem. Jej śmiech i zapach wypełniające teraz wnętrze jego domu były brakującym elementem jego życia. Ona była brakującym elementem jego życia. Chciał by już zawsze było tak, jak teraz.
- Zagrasz coś dla mnie? – wskazała na fortepian. Bez słowa podszedł i już po chwili salon wypełniły dźwięki ‘Besame mucho’.  Stojąc za nim przytuliła się do jego pleców. Było jej dobrze. Bardzo dobrze. Jak jeszcze nigdy przedtem.

Zgodnie postanowili nie afiszować się ze swoim związkiem w pracy. Co prawda w zaciszu swoich gabinetów nie szczędzili sobie pocałunków, ale na korytarzach starali się hamować. Posyłali sobie uśmiechy, tęskne spojrzenia, ale zachowywali dystans. Ania o nic nie pytała, ale obserwując ich delikatnie uśmiechała się pod nosem. Widziała, że od kilku dni obojgu śmieją się oczy.
Spędzali w jego domu kolejny w tym tygodniu wspólny wieczór. Siedzieli na sofie wtuleni w siebie. Sączyli białe wino, gdy z ust Marka padły nagle słowa, które kompletnie ją zaskoczyły
- Zamieszkaj ze mną – odsunęła się i obrzuciła go pytającym spojrzeniem
- Nie uważasz, że to trochę za szybko? Jesteśmy razem od tygodnia – celowo zaakcentowała ostatnie słowo – Powinniśmy się lepiej poznać… - rzuciła nieco zakłopotana. Tak naprawdę nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć, bo sama nie wiedziała, czego chce.
- Ale i tak prawie tu mieszkasz – odparł spokojnie – W ciągu ostatnich ośmiu dni nocowałaś tutaj cztery razy… Chcę nam ułatwić życie. Kocham cię i chcę z tobą być. Codziennie, a nie kilka razy w tygodniu. Chcę dzielić z tobą życie, więc naturalne, że będziemy również dzielić dom. Ja już nie mam dwudziestu lat i chyba… - urwał na chwilę – potrzebuję stabilizacji – milczała, więc kontynuował – Sądziłem, że jest ci ze mną dobrze…
- Bo jest – wtrąciła się cicho
- To w czym problem? Czy decyzję o wspólnym mieszkaniu ułatwi ci fakt, że będziesz wiedziała, który ser żółty wolę i czy używam pasty Colgate, czy Elmex? – wciąż milczała – Chyba, że nie jesteś pewna swoich… - urwał. Przecież tak naprawdę nigdy nie powiedziała wprost, że go kocha. Pospiesznie analizowała całą sytuację. Postanowiła kierować się sercem.
- Jestem pewna – powiedziała pewnie – Kocham cię – dodała tonąc w jego szarych oczach. Uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki. Musnął delikatnie jej usta – W weekend zacznę pakować swoje rzeczy.
- Miejsce w garderobie już jest – puścił jej oczko i pocałował w czubek głowy - nie mogę się doczekać, kiedy twoje ubrania zawisną obok moich koszul - szczęśliwa wtuliła się w jego ramiona.

1 komentarz:

  1. Ah, przepiękne opowiadanie.Tak jakby oglądała odcinki - bardzo dobrze są opisany bohatery, nie puste. Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń