B

środa, 2 października 2013

'Dwa oblicza tego samego' II

Nie polubili się przez te ostatnie dwa tygodnie. Wciąż posyłał w jej stronę drobne uszczypliwości. Nie pozostawała mu dłużna. Stwierdziła, że celowo chce ją zgnoić, chce złamać jej wiarę w siebie. ‘Przemądrzały, zapatrzony w siebie dupek’. Zdecydowanie tak o nim myślała. Zachowywał się, jakby pozjadał wszystkie rozumy. Ilekroć próbowała podsunąć mu swoje rozwiązanie ucinał jej wypowiedź, nawet nie dając uzasadnić. ‘Nie będę z panią dyskutował na środku korytarza o koncepcji rozwoju, która o ile się orientuję, nie leży w pani kompetencjach’ padało raz z jego ust. Później była kolejna sytuacja, gdy starała się przedstawić mu swoje rozwiązanie. Doskonale pamiętała tą ich wymianę zdań
- Może by pan jednak ze mną o tym porozmawiał, moja koncepcja naprawdę warta jest uwagi
- Pani dyrektor, to nie jest kółko dyskusyjne, tylko najlepsza firma modowa w tym kraju – rzucił ze złośliwym uśmiechem - Nie płacę pani za tworzenie wizji Febo&Dobrzański za pięć lat, tylko za przygotowywanie zestawień i dokonywanie obliczeń, w oparciu o bieżące dane. Proszę się zająć swoimi obowiązkami, bo za wróżenie z fusów nikt nie będzie pani płacił – westchnął teatralnie – Ja już pomijam szczegół, że nie wiem w ogóle na czym ta pani koncepcja się opiera. Pani nie ma nawet kompletu danych, a tworzy pani niestworzone projekty… Pani sobie chyba nawet nie zdaje sprawy, o czym pani mówi. To jakieś kompletnie wyssane z palca brednie. Skąd pani w ogóle ma te tabelki? – zapytał z niechęcią spoglądając na przyniesione przez nią dokumenty
- Dostałam je od Adama – próbowała się bronić
- Do Adama? – zaśmiał się na całe gardło – Najwyraźniej kolega zrobił pani psikus. To są dane wyczytane ze szklanej kuli, a nie z realnych zestawień. Naprawdę wierzy pani we wróżby, pasjanse i te inne czary mary? Jeśli pani wierzy, to pani sprawa, ja wierzę w ekonomię i cyfry, które nie kłamią.

- Jakaś zmęczona jesteś – zaczęła Alicja, z którą piła właśnie kawę w bufecie
- Siedziałam wczoraj do późna nad wyliczeniami
- Marek daje Ci popalić? – zapytała ze śmiechem
- Taaa – rzuciła pod nosem – Jak się nie pozabijamy do końca miesiąca uznam to za wielki sukces – mówiąc to wywróciła oczami. Przez ten miesiąc pracy w FD bardzo zżyła się z Milewską i Anią, asystentką prezesa.  
- Praca z perfekcjonistą nie należy do najłatwiejszych, ale to świetny manager. W ciągu ostatnich dwóch lat bardzo rozwinął firmę, potroił zyski. Ludziom o pięćdziesiąt procent wzrosło wynagrodzenie. Nie znajdziesz nikogo, kto powie o nim coś złego.
- Chyba ja będę pierwsza – pokiwała głową – Strasznie działa mi na nerwy.
- Przecież to sympatyczny facet – przekonywała ją kadrowa - Wymaga wiele od swojego zespołu, ale daje także bardzo dużo od siebie. Trzeba się przyzwyczaić do jego systemu pracy i jego wymagań i będzie dobrze – uśmiechnęła się.
- Jaaasne – rzuciła zrezygnowana


- Dzień dobry – rzucił do progu. Trochę się zdziwiła, że sam prezes w poniedziałkowy ranek pofatygował się do jej gabinetu.
- Dzień dobry – odparła uprzejmie
- Mam coś dla pani – machnął jej przed oczami pokaźnym plikiem dokumentów – spłynęły zestawienia sprzedaży z naszych partnerskich butików, rachunki ze szwalni i za kampanię reklamową. Proszę na podstawie tych danych przygotować raport finansowy za ostatnie dwa miesiące. Pojutrze mamy zebranie zarządu - zakomunikował
- Pojutrze? – zapytała zdziwiona. Zastanawiała się czy celowo poinformował ją tak późno. Przecież takie posiedzenie planuje się z dużym wyprzedzeniem.
- Owszem. Miało być dopiero za dwa tygodnie, ale mój ojciec wylatuje na miesiąc do Szwajcarii - wyjaśnił rzeczowo
- Sporo tych danych, a czasu niewiele – powiedziała cicho odbierając od niego plik zadrukowanych kartek. Niemal niezauważalnie zaśmiał się pod nosem.
- Ma pani wcześniejsze raporty, wystarczy przepisać dane w odpowiednie rubryczki i wyciągnąć wnioski. Wiele złego można powiedzieć o pani poprzedniku, ale trzeba przyznać, że miał większy porządek w papierach niż ja… A poza tym podobno jest pani najlepsza – rzucił, spoglądając na nią wyzywająco. Czyżby w jego głosie czaiła się złośliwość? Tak, zdecydowanie była tego pewna. Jego słowa podziałały na nią motywująco. Myśli, że sobie nie poradzi, że się przestraszy? Niedoczekanie!
- Oczywiście. Jestem właściwą osobą, na właściwym miejscu – powiedziała bezczelnie wpatrując się w jego oczy
- A to się dopiero okaże – jego oczy lśniły rozbawieniem. Tak, zdecydowanie te ich utarczki słowne, małe wojenki, wprowadzały go w dobry nastrój. Zastanawiała się czy przypadkiem nie jest typem faceta, który nie toleruje kobiety na ważnym stanowisku? Co on sobie wyobraża? I te ciągłe aluzje, że niby nie zna się na swojej pracy…
- Wygrałam konkurs na dyrektora finansowego. Nie przekupiłam członków komisji. Proszę się nie martwić – powiedziała ostro. Z trudem powstrzymywał się przed śmiechem. Musiał przyznać, że wyglądała niezwykle uroczo, gdy się złościła. 
- Paaani dyrektor – zaczął lekceważąco – o to bym pani nie podejrzewał. Ale proszę pamiętać, że owszem była pani najlepsza – nieznacznie zbliżył się do niej i zniżył głos niemal do szeptu - ale spośród zgłoszonych kandydatów. Trzech z nich nawet nie miało wykształcenia ekonomicznego, więc o czym my rozmawiamy – spojrzał na nią pobłażliwie i szybko opuścił jej biuro. Miała ochotę rzucić dziurkaczem w stronę drzwi. Bezczelny typ, który koniecznie chce jej udowodnić, że nie nadaje się na to stanowisko. Znała swoją wartość. Nie pozwoli mu traktować się w ten sposób.

Do gabinetu prezesa bezceremonialnie wpadł jego przyjaciel.
- I jak tam nowa pani dyrektor? – zapytał rozsiadając się na kanapie. Dobrzański zamyślił się na chwilę, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.  
- Miałeś rację – odpowiedział po chwili
- A nie mówiłem? – Olszański aż przyklasnął w dłonie
- Na razie jest zabawnie… Faktycznie jest cholernie ambitna i się rzuca - przygryzł dolną wargę - Próbuję ją nieco utemperować – rzucił robiąc przy tym śmieszną minę. Roześmiali się obaj.


Ostatnie dwie noce spędziła w biurze. Pokłóciła się nawet o to ze swoim chłopakiem. Miał jej za złe, że wraca do domu nad ranem. Ale ona musiała skończyć ten raport. Traktowała to niemal jak sprawę honoru. Łapała dwie, trzy godziny snu, odświeżała się i ponownie wracała do firmy. Nie mogła dać Dobrzańskiemu tej satysfakcji, że zawaliła, że nie zdążyła. Liczyła na to, że gdy teraz stanie na wysokości zadania, pokona tą poprzeczkę, którą jej wyznaczył, on sobie odpuści. Może nawet ją doceni. Zdążyła. Raport był gotowy.

Cieszył się na dzisiejsze posiedzenie zarządu. Jej debiut. Był bardzo ciekawy jak się sprawdzi. Prawda była taka, że miała niewiele czasu, ale zdążył się już utwierdzić w przekonaniu, że była strasznie ambitna, a wszystkie, nawet te najmniejsze złośliwości, które kierował pod jej adresem, traktowała niezwykle osobiście. Odnosił wrażenie, że jego zachowania motywowało ją do działania. Uwielbiał zakładać w jej obecności maskę cynika i doskonale się bawił z premedytacją grając jej na nerwach. 

W idealnie skrojonym garniturze i ze zniewalającym uśmiechem chwilę przed dwunastą pojawił się przed salą konferencyjną. Znalazła się tuż obok niego, by już po chwili poznać członków zarządu. Paulina i Aleksander Febo wraz z Krzysztofem Dobrzańskim już na nich czekali. Od razu rzuciło jej się w oczy, że Marek i Aleks, jak go przedstawił prezes, nie darzą się sympatią. Nawet nie podali sobie ręki. Po krótkim wstępie naświetlającym aktualną sytuację i realizowane projekty oddał jej głos. Rozdała zebranym zblindowane kartki i przystąpiła do ich omawiania. Paulina wraz z Krzysztofem słuchali jej z należytą uwagą. Marek z Aleksem studiowali wyliczenia, wykresy i tabelki. W pewnym momencie zauważyła, że Dobrzański zbladł. Nerwowo poruszył się na krześle i dosłownie spiorunował ją wzrokiem. Nie bardzo wiedziała o co może mu chodzić. Rozbieganym wzrokiem zaczął wodzić po sali. Ojciec zdawał się niczego nie dostrzegać, Paulina i tak niewiele wiedziała. Pozostał Aleks. Przerzucał swój wzrok z Febo na Cieplak. Miał nadzieję, że wszystko zakończy się gładko. Mylił się. Aleks ostentacyjnie przerwał Uli jej wypowiedź i z pogardą zamykając raport zapytał wprost
- Pani naprawdę jest dyrektorem finansowym naszej firmy?
- Nie rozumiem?- zapytała lekko zdezorientowana
- Pani na tym stanowisku, to jakieś kuriozum. Kolejna genialna decyzje naszego pana prezesa – rzucił ze złośliwym uśmieszkiem - Ja już pomijam szczegół, że na stronie piątej w punkcie trzydziestym pomyliła się pani jedynka z siódemką, ale nie mogę kompletnie zrozumieć, jakim cudem raz nasze zyski wynoszą pół miliona, by we wnioskach końcowych i ostatecznym podsumowaniu być o dwanaście procent zaniżone.
Zamurowało ją. Wszyscy zgromadzeni wlepili w nią swój wzrok, a ona nerwowo zaczęła przeglądać kartki. Miał rację. Rzeczywiście się pomyliła. Krzysztof przyglądał jej się z uwagą, marszcząc przy tym brwi. Paulina wyglądała na lekko rozbawioną tą sytuacją. Aleks był jakby usatysfakcjonowany jej porażką, ale najbardziej przerażała ją mina Marka. Był wściekły. Nie bardzo wiedziała, jak ma się tłumaczyć. Czeskim błędem, zmęczeniem… Z opresji uratował ją Krzysztof.
- Dobrze, zrobimy może w ten sposób, że przełożymy to zebranie na jutro. Ja wylatuję dopiero w piątek po południu, więc spotkamy się tutaj jutro o dziesiątej. Do tego czasu pani Cieplak uwzględni poprawki. Sądzę, że nie ma sensu byśmy tu siedzieli dzisiaj i słuchali prezentacji Marka. Dalsze plany rozwoju firmy połączymy z raportem finansowym. Chyba zgadzacie się ze mną? – Febo kiwnęli głowami. Junior się nie odezwał. Siedział z grobową miną – W takim razie widzimy się jutro – rzucił i opuścił pomieszczenie. W jego ślady poszło rodzeństwo Febo. Wściekłym spojrzeniem patrzył się jej prosto w oczy. Nie wytrzymała. Spuściła wzrok. Już się miała odezwać, gdy nerwowym krokiem wyszedł z konferencyjnej, solidnie przy tym trzaskając drzwiami. Zawaliła. Pierwszy raz w życiu zawaliła na całej linii.


Ruszyła w kierunku jego gabinetu. Niemal zderzyli się w sekretariacie. Ostentacyjnie ją ominął rzucając jedynie do Ani 'wychodzę na siłownię, muszę odreagować. Będę za dwie godziny' i opuścił budynek firmy.


Drzwi jego gabinetu otworzyły się przed piętnastą. Czekała na niego w środku. Musiała przyznać, że to wnętrze ją przytłaczało. Było perfekcyjne w każdym calu, tak jak i on. Idealnie dobrane dodatki, przedmioty najwyższej jakości. Wszystko, od biurka, przez obraz na ścianie, na karafce kończąc tworzyło idealną całość. Spojrzała w jego kierunku. Naprawdę nie miał ochoty teraz z nią rozmawiać. Wciąż był wściekły. Na nią, ale i na siebie.
- To nie jest najlepszy moment na rozmowę – rzucił od progu, dając jej jednoznacznie do zrozumienia, by wyszła
- Mam inne odczucia
- Obawiam się, że jeśli teraz zaczniemy dyskusję, może paść wiele słów, które później trudno będzie cofnąć – podszedł do szafy, chowając sportową torbę. Nawet na nią nie spojrzał.
- Ja wolałabym jednak od razu to wyjaśnić i pana przeprosić – powiedziała ze skruchą w głosie. Fakt, ciężko było jej się przyznać do błędu. W pierwszej chwili, gdy Aleks wskazał na te dwie pomyłki, nie mogła uwierzyć, że popełniła te kardynalne błędy, że przejechała się na takiej głupocie. Student pierwszego roku zarządzania mógł sobie pozwolić na braki w podstawowych rachunkach matematycznych, ale nie ona. Przecież nigdy jej się to nie zdarzało. I nie potrafiła znaleźć dla siebie żadnego usprawiedliwienia. To, że pisała ten raport w nocy, że była zmęczona nie mogło być okolicznością łagodzącą. Czytała go później dwukrotnie i nie zauważyła błędów. Błędów, które ewidentnie rzucały się w oczy.
- Pani przeprosiny nic nie znaczą. Mój ojciec jest wściekły, chociaż tak naprawdę nie dał tego po sobie poznać. Nie lubi, gdy ktoś go zawodzi. Aleks już sobie ostrzy zęby, a raportu jak nie było, tak nie ma.
- Już poprawiłam te wyliczenia.
- Świetnie! – spojrzał na nią krytycznie – To proszę mi je przynieść! – milczał przez chwilę – Zaufałem pani. A pani to zaufanie zawiodła…. – powiedział lekko zamyślony, by kilkanaście sekund później znów założyć maskę bezwzględnego tyrana - Ja nie sądziłem, że muszę pilnować każdego pani kroku. Ale najwyraźniej jest pani na tyle nieporadna, że potrzebuje pani nieustannej kontroli! Dobrze, w takim razie będziemy bawić się w przedszkole, a ja będę panią prowadził za rączkę, jak małą dziewczynkę! – powiedział dobitnie, wlepiając w nią swoje wściekłe spojrzenie. Miał rację, nie powinni zaczynać tej dyskusji. Starała się nie pozwolić wyprowadzić się z równowagi, chciała z pokorą przyjąć jego krytykę, ale jej to nie wychodziło. Jego słowa ubodły ją. Owszem pomyliła się, ale znów dawała o sobie znać jej wrodzona pewność siebie.
- Sądzę, że to nie będzie konieczne. Każdemu może się zdarzyć potknięcie, ale to nie umniejsza moich kompetencji – zaczęła się bronić. Jej buta spowodowała, że trafił go szlak
- Ja będę oceniał, czy pani błąd, to tylko małe potknięcie, czy początek wielkiego upadku. Póki co wykazała się pani brakiem rozsądku, umiejętności i wiedzy. I zamiast pokornie wyciągnąć wnioski, pani ze mną jeszcze dyskutuje! Zachowała się dzisiaj pani jak dziecko z podstawówki mające problemy z tabliczką mnożenia, a nie wykwalifikowana finansistka za jaką się pani uważa! – z pewnością ich zażartą wymianę zdań słyszała połowa pracowników piątego piętra
- Jeśli myśli pan, że przez pana słowa moja samoocena spadnie, to traci pan czas. Znam swoją wartość i wiem, jaką wiedzę posiadam – powiedziała ostro. Popełniła mały błąd, a on na jego podstawie przekreśla niemal cały jej dorobek. Nie mogła na to pozwolić.
- Faktycznie – przyznał sarkastycznie – dzisiaj się pani popisała! Trudno mi znaleźć wytłumaczenie i usprawiedliwienie dla trzech rzeczy – niekompetencji, lenistwa i partactwa. W tym wypadku to jest partactwo! Przychodzi pani do mnie, przedstawia plany rozwoju firmy, podsuwa rozwiązania z kim powinniśmy wchodzić, a z kim nie wchodzić w kooperację, z kim podpisywać kontrakty, a knoci pani najprostsze zadanie!
- Każdemu może się zdarzyć! – broniła się
- Owszem. Nikt nie jest nieomylny. Tak samo, jak nikt nie jest niezastąpiony i proszę o tym pamiętać! – podszedł do drzwi i szeroko je otworzył – Żegnam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz