Zmierzała właśnie w stronę windy,
gdy wpadła na niego na korytarzu.
- O Ula, jak dobrze, że jeszcze
jesteś. Musimy porozmawiać – gestem dłoni wskazał jej swój gabinet. Gdy drzwi
się już zamknęły, zaczął z dość niewyraźną miną – Mamy problem i potrzebuję
twojego wsparcia – obrzuciła go pytającym spojrzeniem – Zdążyłaś się już
zorientować jakim szefem jestem. Niezbyt łatwo jest mi się ugiąć, ale jest w
tej firmie jedna osoba, która stoi ponad mną i z którą nawet nie próbuję
dyskutować. Pshemko – nerwowo przeczesał włosy – Od kilku dni wariuje.
Stwierdził, że nie przygotuje kolekcji z materiałów zakontraktowanych. Zażądał
zmian i to niestety dość kosztownych. Musimy całkowicie przerobić budżet –
tłumaczył skrupulatnie – a czasu do pokazu zostało niewiele – spojrzał na nią z
niemą prośbą
- W takiej sytuacji oczywiście
zostanę ile będzie trzeba. Zadzwonię tylko do Tomka i możemy zabierać się do
pracy
- Super – posłał jej szczery
uśmiech – tylko problem w tym, że stare zestawienia mam w domu. Także, chyba
pojedziemy do mnie, żeby nie tracić czasu
- Jasne. Ja jestem gotowa. Wezmę
tylko segregator z budżetem na ten kwartał i możemy jechać.
Po drodze opowiadał jej, jakim
histerykiem potrafi być projektant i że to nie pierwszy raz, gdy w ostatniej
chwili żąda zmian. Zapewniał, że i tak tym razem skończyło się na kilku
złamanych wieszakach, rozgniecionym manekinie i zmianach w kosztorysie. Kiedyś
domagał się wymiany wszystkich krawcowych i natychmiastowego sprawdzenia
jedwabiu, na który zwykle czeka się pół roku. Dojechali wreszcie do podwarszawskiej
Lesznowoli i jej oczom ukazała się sporej wielkości willa w nowoczesnym stylu.
W sumie ten dom, jak i jego wnętrze nie zaskoczyły jej. Zdążyła poznać go już
na tyle, iż wiedziała, że ceni sobie elegancję i towary z najwyższej półki. Jego
dom idealnie do niego pasował. Przestronny salon zachwycał jasnymi barwami i
ogromnym oknem, wychodzącym na świetnie utrzymany ogród. Jednym elementem,
którego się nie spodziewała, był fortepian Steinway’a ustawiony tuż przy
kominku.
-Grasz? – zapytała zaciekawiona.
- Słowa gram to za dużo
powiedziane. Coś tam czasami brzdąkam, gdy chcę się zrelaksować – odparł z
lekkim uśmiechem i zaprowadził ją do gabinetu. Posadził za biurkiem, na
wygodnym, skórzanym fotelu i wyciągnął ze stojącej komody kilka segregatorów.
- Zapoznaj się z tym. Zobacz, na
czym uda się zaoszczędzić trochę, co można uciąć, co przesunąć w czasie na
późniejsze terminy spłaty. Pshemko potrzebuje na już dodatkowo jakieś sześćdziesiąt
tysięcy. Musimy je jakoś wykroić. Ja w tym czasie pójdę przygotować coś do
jedzenia. Nie byłem na lunchu, a trochę chyba nam się z tym zejdzie. Co powiesz
na penne z suszonymi pomidorami i szpinakiem?
- Zjem wszystko, co nie jest rybą
i owocami morza – zmarszczył brwi, więc pospieszyła z wyjaśnieniem – jestem na
nie uczulona
- Ach tak – ruszył w kierunku
drzwi – daj mi pół godziny.
Skupiła się na pracy, ale po
kilkunastu minutach zapach roznoszący się po domu zaciągnął ją do kuchni. Z
nieskłamaną przyjemnością obserwowała, jak sprawnie przygotowuje ich posiłek. Kroił
pomidory perfekcyjnie, niczym zawodowy kucharz. Gotując był w innym świecie i
widziała to doskonale. Ktoś jej kiedyś powiedział, ‘pokaż mi, jak trzymasz nóż,
a powiem ci jakim jesteś kucharzem’. Tytanowy nóż idealnie leżał w jego dłoni,
a on bardzo pewnie się nim posługiwał. Wreszcie ją dostrzegł. Z pasją zaczął
opowiadać o ziołach, których uwielbiał używać i o winie, które dobrał do
dzisiejszej kolacji. To proste z pozoru danie w jego wykonaniu było
mistrzostwem świata. Jeszcze nigdy nie jadła tak idealnie ugotowanego makaronu
i doprawionego sosu. Z kieliszkami wina wrócili do gabinetu. Ich duet świetnie
się sprawdzał. Nieco ponad dwie godziny zajęły im korekty w budżecie, ale
koniec końców wygospodarowali środki niezbędne dla Pshemko. Miło spędzili ten
czas. Marek z niemałym zdziwieniem uświadomił sobie, że świetnie czuje się w
jej towarzystwie. Ten kolejny wspólny wieczór pozwolił im się lepiej poznać i
zrozumieć, że niekiedy pozory mylą, a pierwsze wrażenie nie zawsze jest tym
właściwym. Przed dwudziestą trzecią zamówił jej taksówkę. Oboje mieli poczucie,
że to był bardzo udany wieczór.
Czekała na niego w gabinecie.
Miała dla niego nowe wyliczenia, nad którymi pracowała przez ostatnie dwa dni.
Już dawno powinien był wrócić ze spotkania z właścicielem sieci butików, ale
najwyraźniej albo stał w korkach, albo lunch się przeciągał. W końcu drzwi gabinetu
się otworzyły z impetem i usłyszała jego ‘nie ma mnie dla nikogo’, które rzucił
w stronę Ani. Nawet nie zwrócił uwagi, że siedzi w fotelu. Wszedł szybkim
krokiem, zatrzaskując za sobą drzwi i z impetem rzucił wszystkie papiery na
biurko. Część kartek rozsypała się po podłodze. Miał to gdzieś. Oparł się
dłońmi o biurko i spuszczając głowę zaczął ciężko oddychać. ‘To jakiś koszmar’
przeszło mu przez myśl.
- Stało się coś? – usłyszał za
sobą jej zatroskany głos. Odwrócił się i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że
nie jest w pomieszczeniu sam. W zamyśleniu pokiwał głową i stanął naprzeciw
okna.
- Małecki właśnie zerwał kontrakt
– rzucił, nawet na nią nie spoglądając.
- Co? – zapytała zaskoczona i
błyskawicznie znalazła się tuż obok niego
- Czy ja mówię niewyraźnie? – był
poirytowany – Małecki zerwał kontrakt! – powtórzył głośniej i dobitniej,
wpatrując się jej prosto w oczy
- Tak nagle? Podał jakąś
przyczynę? – dociekała
- Nie. Ale ja i tak wiem, że to
Aleks maczał w tym palce. Kilka dni temu Sebastian widział ich w Książęcej. Mój
przyszywany braciszek ma ogromny dar przekonywania i widocznie nagadał mu jakiś
głupot.
- Trzeba było my wyjaśnić, że to
nieporozumienie – rzekła, a on obrzucił ją złowrogim spojrzeniem. Nie znosił,
gdy ktoś go pouczał, zwłaszcza jeśli ta osoba nie miała o niczym pojęcia.
- Trzeba było – rzucił śmiejąc
jej się prosto w twarz sarkastycznie – Mogłaś iść tam ze mną i spróbować. Ze
mną nawet nie chciał rozmawiać.
- A jaka była umowa? Dostaniemy
jakieś odszkodowanie?
- I co z tego, że dostaniemy te
kilkaset tysięcy? Co mi po tych pieniądzach, jak nie będziemy mieli gdzie
sprzedawać nowej kolekcji!
- Znajdziemy nowego partnera –
wybuchnął śmiechem
- Dziewczyno, ty nie wiesz o czym
mówisz! Gdzie go znajdziesz, na ulicy? O czym ty w ogóle mówisz? Co ty myślisz,
że FD może sprzedawać swoje ciuszki na bazarze? Pod Halą Banacha, czy w
Raszynie! – stara retoryka wracała – Nam potrzebny jest poważny partner z
siecią butików w całej Polsce. Znasz drugiego takiego jak Małecki?
- To może otworzymy swoje sklepy…
- rzuciła nieśmiało
- Kpisz sobie? Nie stać nas na
to! Genialna pani dyrektor, a nie ma pojęcia o podstawowych kosztach – rzucił
szyderczo. Był zdenerwowany. Dalsza rozmowa nie miała sensu. Postanowiła się
wycofać. Na odchodne wyciągnęła w jego kierunku wyliczenia.
- Zestawienia, o które prosiłeś –
spojrzał wściekły na teczkę
- Teraz, to je sobie możesz
wyrzucić do kosza – obrzuciła go smutnym spojrzeniem i darując sobie ciętą
ripostę opuściła gabinet. Wiedziała, że jest poirytowany, że szlak trafił
wszystkie plany na najbliższą przyszłość, ale to nie powód, żeby po raz kolejny
traktował ją w ten sposób. Po wyjeździe do Krakowa, dalszej współpracy i
środowym wieczorze w jego domu nie było śladu. Znów zaczynało iskrzyć i musiała
przyznać, że zupełnie jej się to nie podobało.
Niewiele myśląc zebrał
pośpiesznie dokumenty i pojechał do domu. Przebywanie w firmie tylko potęgowało
jego złość. Musiał coś wymyślić, musiał ratować swoją firmę, swoje stanowisko i
plany, które przedstawił na początku swojej kadencji. Szukając alternatywy
przypomniał sobie o rozmowie z Cieplak. Trochę za ostro ją potraktował. ‘Przecież
to nie jej wina. Chciała dobrze. Kompletny kretyn ze mnie’. Chwycił za telefon.
Godzinę później odebrała bukiet herbacianych róż. Na liściku widniało ‘Przepraszam.
M.’
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz