B

piątek, 18 października 2013

'Dwa oblicza tego samego' VI

Zmierzała właśnie w stronę windy, gdy wpadła na niego na korytarzu.
- O Ula, jak dobrze, że jeszcze jesteś. Musimy porozmawiać – gestem dłoni wskazał jej swój gabinet. Gdy drzwi się już zamknęły, zaczął z dość niewyraźną miną – Mamy problem i potrzebuję twojego wsparcia – obrzuciła go pytającym spojrzeniem – Zdążyłaś się już zorientować jakim szefem jestem. Niezbyt łatwo jest mi się ugiąć, ale jest w tej firmie jedna osoba, która stoi ponad mną i z którą nawet nie próbuję dyskutować. Pshemko – nerwowo przeczesał włosy – Od kilku dni wariuje. Stwierdził, że nie przygotuje kolekcji z materiałów zakontraktowanych. Zażądał zmian i to niestety dość kosztownych. Musimy całkowicie przerobić budżet – tłumaczył skrupulatnie – a czasu do pokazu zostało niewiele – spojrzał na nią z niemą prośbą
- W takiej sytuacji oczywiście zostanę ile będzie trzeba. Zadzwonię tylko do Tomka i możemy zabierać się do pracy
- Super – posłał jej szczery uśmiech – tylko problem w tym, że stare zestawienia mam w domu. Także, chyba pojedziemy do mnie, żeby nie tracić czasu
- Jasne. Ja jestem gotowa. Wezmę tylko segregator z budżetem na ten kwartał i możemy jechać.
Po drodze opowiadał jej, jakim histerykiem potrafi być projektant i że to nie pierwszy raz, gdy w ostatniej chwili żąda zmian. Zapewniał, że i tak tym razem skończyło się na kilku złamanych wieszakach, rozgniecionym manekinie i zmianach w kosztorysie. Kiedyś domagał się wymiany wszystkich krawcowych i natychmiastowego sprawdzenia jedwabiu, na który zwykle czeka się pół roku. Dojechali wreszcie do podwarszawskiej Lesznowoli i jej oczom ukazała się sporej wielkości willa w nowoczesnym stylu. W sumie ten dom, jak i jego wnętrze nie zaskoczyły jej. Zdążyła poznać go już na tyle, iż wiedziała, że ceni sobie elegancję i towary z najwyższej półki. Jego dom idealnie do niego pasował. Przestronny salon zachwycał jasnymi barwami i ogromnym oknem, wychodzącym na świetnie utrzymany ogród. Jednym elementem, którego się nie spodziewała, był fortepian Steinway’a ustawiony tuż przy kominku.
-Grasz? – zapytała zaciekawiona.
- Słowa gram to za dużo powiedziane. Coś tam czasami brzdąkam, gdy chcę się zrelaksować – odparł z lekkim uśmiechem i zaprowadził ją do gabinetu. Posadził za biurkiem, na wygodnym, skórzanym fotelu i wyciągnął ze stojącej komody kilka segregatorów.
- Zapoznaj się z tym. Zobacz, na czym uda się zaoszczędzić trochę, co można uciąć, co przesunąć w czasie na późniejsze terminy spłaty. Pshemko potrzebuje na już dodatkowo jakieś sześćdziesiąt tysięcy. Musimy je jakoś wykroić. Ja w tym czasie pójdę przygotować coś do jedzenia. Nie byłem na lunchu, a trochę chyba nam się z tym zejdzie. Co powiesz na penne z suszonymi pomidorami i szpinakiem?
- Zjem wszystko, co nie jest rybą i owocami morza – zmarszczył brwi, więc pospieszyła z wyjaśnieniem – jestem na nie uczulona
- Ach tak – ruszył w kierunku drzwi – daj mi pół godziny.
Skupiła się na pracy, ale po kilkunastu minutach zapach roznoszący się po domu zaciągnął ją do kuchni. Z nieskłamaną przyjemnością obserwowała, jak sprawnie przygotowuje ich posiłek. Kroił pomidory perfekcyjnie, niczym zawodowy kucharz. Gotując był w innym świecie i widziała to doskonale. Ktoś jej kiedyś powiedział, ‘pokaż mi, jak trzymasz nóż, a powiem ci jakim jesteś kucharzem’. Tytanowy nóż idealnie leżał w jego dłoni, a on bardzo pewnie się nim posługiwał. Wreszcie ją dostrzegł. Z pasją zaczął opowiadać o ziołach, których uwielbiał używać i o winie, które dobrał do dzisiejszej kolacji. To proste z pozoru danie w jego wykonaniu było mistrzostwem świata. Jeszcze nigdy nie jadła tak idealnie ugotowanego makaronu i doprawionego sosu. Z kieliszkami wina wrócili do gabinetu. Ich duet świetnie się sprawdzał. Nieco ponad dwie godziny zajęły im korekty w budżecie, ale koniec końców wygospodarowali środki niezbędne dla Pshemko. Miło spędzili ten czas. Marek z niemałym zdziwieniem uświadomił sobie, że świetnie czuje się w jej towarzystwie. Ten kolejny wspólny wieczór pozwolił im się lepiej poznać i zrozumieć, że niekiedy pozory mylą, a pierwsze wrażenie nie zawsze jest tym właściwym. Przed dwudziestą trzecią zamówił jej taksówkę. Oboje mieli poczucie, że to był bardzo udany wieczór.

Czekała na niego w gabinecie. Miała dla niego nowe wyliczenia, nad którymi pracowała przez ostatnie dwa dni. Już dawno powinien był wrócić ze spotkania z właścicielem sieci butików, ale najwyraźniej albo stał w korkach, albo lunch się przeciągał. W końcu drzwi gabinetu się otworzyły z impetem i usłyszała jego ‘nie ma mnie dla nikogo’, które rzucił w stronę Ani. Nawet nie zwrócił uwagi, że siedzi w fotelu. Wszedł szybkim krokiem, zatrzaskując za sobą drzwi i z impetem rzucił wszystkie papiery na biurko. Część kartek rozsypała się po podłodze. Miał to gdzieś. Oparł się dłońmi o biurko i spuszczając głowę zaczął ciężko oddychać. ‘To jakiś koszmar’ przeszło mu przez myśl.
- Stało się coś? – usłyszał za sobą jej zatroskany głos. Odwrócił się i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie jest w pomieszczeniu sam. W zamyśleniu pokiwał głową i stanął naprzeciw okna.
- Małecki właśnie zerwał kontrakt – rzucił, nawet na nią nie spoglądając.
- Co? – zapytała zaskoczona i błyskawicznie znalazła się tuż obok niego
- Czy ja mówię niewyraźnie? – był poirytowany – Małecki zerwał kontrakt! – powtórzył głośniej i dobitniej, wpatrując się jej prosto w oczy
- Tak nagle? Podał jakąś przyczynę? – dociekała
- Nie. Ale ja i tak wiem, że to Aleks maczał w tym palce. Kilka dni temu Sebastian widział ich w Książęcej. Mój przyszywany braciszek ma ogromny dar przekonywania i widocznie nagadał mu jakiś głupot.
- Trzeba było my wyjaśnić, że to nieporozumienie – rzekła, a on obrzucił ją złowrogim spojrzeniem. Nie znosił, gdy ktoś go pouczał, zwłaszcza jeśli ta osoba nie miała o niczym pojęcia.
- Trzeba było – rzucił śmiejąc jej się prosto w twarz sarkastycznie – Mogłaś iść tam ze mną i spróbować. Ze mną nawet nie chciał rozmawiać.
- A jaka była umowa? Dostaniemy jakieś odszkodowanie?
- I co z tego, że dostaniemy te kilkaset tysięcy? Co mi po tych pieniądzach, jak nie będziemy mieli gdzie sprzedawać nowej kolekcji!
- Znajdziemy nowego partnera – wybuchnął śmiechem
- Dziewczyno, ty nie wiesz o czym mówisz! Gdzie go znajdziesz, na ulicy? O czym ty w ogóle mówisz? Co ty myślisz, że FD może sprzedawać swoje ciuszki na bazarze? Pod Halą Banacha, czy w Raszynie! – stara retoryka wracała – Nam potrzebny jest poważny partner z siecią butików w całej Polsce. Znasz drugiego takiego jak Małecki?
- To może otworzymy swoje sklepy… - rzuciła nieśmiało
- Kpisz sobie? Nie stać nas na to! Genialna pani dyrektor, a nie ma pojęcia o podstawowych kosztach – rzucił szyderczo. Był zdenerwowany. Dalsza rozmowa nie miała sensu. Postanowiła się wycofać. Na odchodne wyciągnęła w jego kierunku wyliczenia.
- Zestawienia, o które prosiłeś – spojrzał wściekły na teczkę
- Teraz, to je sobie możesz wyrzucić do kosza – obrzuciła go smutnym spojrzeniem i darując sobie ciętą ripostę opuściła gabinet. Wiedziała, że jest poirytowany, że szlak trafił wszystkie plany na najbliższą przyszłość, ale to nie powód, żeby po raz kolejny traktował ją w ten sposób. Po wyjeździe do Krakowa, dalszej współpracy i środowym wieczorze w jego domu nie było śladu. Znów zaczynało iskrzyć i musiała przyznać, że zupełnie jej się to nie podobało.
Niewiele myśląc zebrał pośpiesznie dokumenty i pojechał do domu. Przebywanie w firmie tylko potęgowało jego złość. Musiał coś wymyślić, musiał ratować swoją firmę, swoje stanowisko i plany, które przedstawił na początku swojej kadencji. Szukając alternatywy przypomniał sobie o rozmowie z Cieplak. Trochę za ostro ją potraktował. ‘Przecież to nie jej wina. Chciała dobrze. Kompletny kretyn ze mnie’. Chwycił za telefon. Godzinę później odebrała bukiet herbacianych róż. Na liściku widniało ‘Przepraszam. M.’

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz