B

poniedziałek, 28 października 2013

'Dwa oblicza tego samego' IX

- Adam! – krzyknął, gdy zobaczył księgowego po drugiej stronie korytarza – Zapraszam – nerwowym ruchem otworzył drzwi gabinetu. Turek ze strachem w oczach wszedł do pomieszczenia. Drzwi się zatrzasnęły z hukiem. Ula obserwowała tą sytuację stojąc obok windy. Dopiero przyjechała i pierwsze swoje kroki chciała skierować do Dobrzańskiego. Zrezygnowała jednak widząc, że prezes nie jest w najlepszym nastroju. Mijając jego gabinet widziała, jak Turek pokornie siedzi ze spuszczoną głową, a szef stoi przed nim ze splecionymi na klatce rękami. Przemknęła niezauważona do swojego gabinetu.

- Możesz mi wyjaśnić, co to jest? – wrzucił gniewnie, wskazując palcem na leżący na stoliku plik dokumentów
- Raport – wydukał Turek
- Raport? – ironicznie powtórzył prezes – To nawet nie jest imitacja raportu. To po prostu jeden wielki humbug! Czy ty to w ogóle czytałeś?  Nie musisz odpowiadać, bo tego się nie da czytać.
- Ja nie wiem…. Starałem się. Marek, wiesz przecież… - zaczął się tłumaczyć
- Starałeś się chyba zabawiać swoje koleżanki z działu! Adam, ja ci nie płacę, za spotkania towarzyskie, ale za rzetelną pracę. Jutro rano na moim biurku ma się znaleźć raport. Podkreślam, raport! A nie jakiś chaotyczny zapis, oparty na wyssanych z palca tabelkach! I zapomnij o premii kwartalnej!
Turek posłusznie opuścił jego gabinet. Wreszcie mógł wziąć głęboki oddech. ‘Boże, pracuję z bandą idiotów’. Nerwowo spojrzał na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Pospiesznie zerwał się z miejsca i ruszył w kierunku recepcji.
- Nie wiesz, czy Ula już przyszła? – zapytał Daniela
- Kwadrans temu wzięła klucz
Darując sobie podziękowanie szybkim krokiem udał się w kierunku jej gabinetu. Przez te kilkanaście sekund, podczas których pokonywał dystans dzielący go od korytarza działu finansowego, zastanawiał się, czy bardziej interesował go rezultat jej wyjazdu, czy po porostu chciał ją zobaczyć. Nie wiedział jej pięć długich dni i ze zdziwieniem stwierdzał, że brakowało mu tej pięknej, a zarazem cholernie irytującej go kobiety. Kobiety, która z jednej strony cierpiała na przerost ambicji, by po chwili być słabą istotką, która potrzebowała wsparcia i życzliwości.
- Cześć. Czekam na ciebie od rana – rzucił od progu, sadowiąc się przed jej biurkiem
- Przyjechałam niedawno prosto z lotniska. Miałam do ciebie zajrzeć, ale akurat był u ciebie Adam- odparła, bacznie mu się przyglądając. Patrzył na nią inaczej, niż przed wyjazdem. Skłamałby, gdyby miała powiedzieć, że nie bała się spotkania z nim. Bała się. Bała się, jak będą wyglądały ich relacje, po tej dziwnej rozmowie podczas jej pobytu w Brukseli.
- Daj spokój. Adam zawalił na całej linii. Ale teraz to mało istotne…. Jak konferencja? – obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
Milczała przez chwilę zastanawiając się nad swoją odpowiedzią.
- Zawaliłam, podobnie jak Adam – rzekła, uważnie obserwując uczucia malujące się na jego twarzy. Ku swojemu zdziwieniu stwierdziła, że przez jego twarz nie przemknął nawet cień złości, irytacji, ani pogardy. Dostrzegła wyrozumiałość i ciepły, pocieszający uśmiech.
- Nie zawaliłaś. Prosiłem, żebyś nie podchodziła do tego w takich kategoriach – rzekł spokojnym głosem – Doceniam to, że nie spanikowałaś i mimo wszystko pojechałaś tam. Wiem, ile cię to kosztowało nerwów – zaskoczył ją po raz kolejny. Uśmiechnęła się pod nosem. Wyjęła z szuflady granatową teczkę i położyła przed nim
- Co to jest?- obrzucił ją pytającym spojrzeniem
- Sprawdź – rzuciła z tajemniczym uśmiechem. Zdumiony przeglądał zawartość papierowej obwoluty.
- Ty diablico! – rozbawienie malowało się na jego twarzy – chciałaś mnie sprawdzić?
- Ty sprawdzałeś mnie wielokrotnie – odparła, spoglądając na niego wymownie
- Wiedziałem, że dasz sobie radę – powiedział z uznaniem, przeglądając umowy z dwoma zagranicznymi firmami, które opiewały na dwa miliony złotych.
- Miałam trochę szczęścia
- Dobra, dobra – spojrzał na nią pobłażliwie - Jesteś po prostu odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu – zatonął w jej oczach, by po krótkiej chwili milczenia złożyć jej propozycję – W ramach świętowania twojego brukselskiego sukcesu zapraszam cię na obiad po pracy – już chciała coś powiedzieć, gdy dodał – I nie przyjmuję odmowy. Porywam cię prosto po pracy –wstał i skierował się w stronę drzwi.
- Chciałam tylko powiedzieć, że bardzo chętnie zjem z tobą ten późno obiad – odwrócił się i posłał jej szeroki uśmiech
- Do siedemnastej

Zabrał ją do jednego z najlepszych lokali w mieście. Uwielbiał miejsca drogie, wystawne, z wyszukanym menu. Stolik dla dwóch osób położony w dyskretnym miejscu sali, cicha, klasyczna muzyka i przytłumione światło, nadawały tej wczesnej kolacji intymny charakter. Rozmawiali o sytuacji firmy, opowiadała mu o przebiegu forum, zdradzała szczegóły prowadzonych negocjacji. Wymieniali się opiniami o poznanych przez nią kontrahentach i przedstawicielach innych firm modowych. Dla oprócz spraw zawodowych, poruszali także tematy prywatne. Poznawali się. Podczas tego wieczoru dowiedział się, że jest ogromną fanką dramatów psychologicznych. On opowiadał jej o swojej pasji, jaką była muzyka klasyczna. Kwadrans przed dwudziestą po wybornym posiłku i lampce szampana za jej sukces, opuścili restaurację. Ruszyli schodami w dół, gdy nagle straciła równowagę i w ostatniej chwili złapała się ramienia Marka.
- Nic ci nie jest? – zapytał z przejęciem obserwując jej spanikowany wyraz twarzy, na którym malował się ból. Mocno trzymał ją w pasie, by nie spadła z kolejnych stopni schodów.  
- Kostka mnie boli – syknęła z bólu spoglądając w dół. Złamany obcas leżał kilka centymetrów od jej obolałej stopy.
- Obawiam się moja droga, że skręciłaś sobie nogę – rzucił i niewiele myśląc wziął ją na ręce.
- Co ty robisz? – zapytała zaskoczona, gdy nagle straciła grunt pod nogami
- Zabieram cię do lekarza
Ostrożnie ulokował ją na przednim siedzeniu i wolno ruszył z parkingu. Niespełna dwadzieścia minut później zaparkował pod kliniką ortopedyczną. Zamiast wołać sanitariusza z wózkiem ponownie wziął ją na ręce. Zaśmiała się oplatając jego szyję rękami.
- Do czego to dochodzi, że sam prezes Dobrzański nosi mnie na rękach – jej radosny śmiech wywołał delikatny uśmiech na jego twarzy. Spojrzał jej w oczy i rzekł
- Mogę cię nosić tak długo, jak będziesz chciała – oboje na chwilę wstrzymali oddech. Widziała, jak swój wzrok z jej oczu kieruje na usta. Z jednej strony chciała tego. Chciała znów poczuć smak jego pocałunków. Ale z drugiej bała się. Bała się siebie, swoich pragnień i tego, w jakim kierunku zmierza ich relacja. Z tyłu głowy wciąż pojawiał się Tomek, z którym wciąż była w związku. Nielojalność była ostatnią rzeczą na którą chciała sobie teraz pozwolić… Ale jego usta były tak zachęcające… Musiała jakoś zareagować. Najlepszym wyjściem wydawała jej się teraz konwersacja.
- Nie mogliśmy jechać do jakiegoś zwykłego szpitala? – jej głos wyrwał go z zamyślenia. Za wszelką cenę starał się skupić na wypowiedzianych przez nią słowach. Jego rozbiegany wzrok sprowokował ją do dalszej dywagacji – Obawiam się, że nawet moja dyrektorska pensja nie wystarczy na opłacenie opieki medycznej w tym miejscu
- Bez obaw. Mam tu złotą kartę – puścił jej oczko
- Czyżbyś wykupił ubezpieczenie Premium dla wszystkich swoich pracowników? – zmarszczyła brwi
- Nie. FD aż tak zamożne nie jest – zaśmiał się – Rodzice załatwili dodatkowe ubezpieczenie dla całej rodziny. Na NFZ wolimy nie liczyć – wyjaśnił, podążając w kierunku izby przyjęć
- Ale ja nie należę do rodziny – odparła szybko przyglądając się jego twarzy
- Jesteś moją narzeczoną, zapomniałaś? Wersja dla Pawła bardzo dobrze sprawdzi się tutaj.
Podszedł do recepcji wciąż trzymając ją na rękach.
- Dobry wieczór, Marek Dobrzański – powiedział z młodej blondynki w granatowej garsonce – Narzeczona najprawdopodobniej skręciła nogę. Musi ją obejrzeć jakiś ortopeda.
- Naturalnie. Na izbie kilka osób czeka w kolejce, jakaś seria wypadków dzisiaj – z wielkim zainteresowaniem wpatrywała się w Dobrzańskiego – Ale proszę mi dać minutę, ściągnę lekarza z oddziału. Tam są wózki – wskazała na miejsce pod ścianą – proszę posadzić narzeczoną i udać się pod gabinet trzydzieści, na końcu korytarza. Lekarz zaraz zejdzie. Ortopeda pojawił się bardzo szybko. Po wstępnej konsultacji zabrali ją na prześwietlenie. Diagnoza była prosta. Skręcenie pierwszego stopnia. Wystawiono jej tygodniowe zwolnienie. Zalecono usztywnienie stawu w stabilizatorze i leki przeciwbólowe i przeciwzakrzepowe. Marek z wielkim zainteresowaniem przysłuchiwał się zaleceniom. Ula chciała zrezygnować ze zwolnienia twierdząc, że da radę przyjeżdżać do firmy. Kategorycznie się sprzeciwił. Ponownie niósł ją na rękach do samochodu. Spoglądał na nią raz po raz z wielką troską. Cieszył się, że skręcenie nie wiązało się z żadnym krwiakiem.
- Dziękuję – szepnęła po chwili, delikatnie gładząc dłonią jego kark – Dziękuję, że tak troskliwie się mną zająłeś – znów tonął w jej oczach, a ona nie zastanawiając się nad tym co robi krótko musnęła jego usta swoimi wargami. Obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem. Speszona spuściła wzrok. Delikatnie uśmiechnął się pod nosem.
Zawiózł ją do domu. Wjechał na piąte piętro bloku, w którym zamieszkiwała razem z Tomkiem. Po chwili w drzwiach stanął Kasprzak. Na jego twarzy malowało się zdumienie, ale i złość.
- Może się przesuniesz – bezceremonialnie rzucił Dobrzański, który na rękach trzymał jego dziewczynę. Stanął z boku i umożliwił mu przejście. Prezes posadził ją wygodnie na kanapie i posyłając jej ciepłe spojrzenie rzekł –
- Jutro kierowca przywiezie z firmy twoją walizkę. Jesteśmy w kontakcie. Dbaj o siebie – ruszył w kierunku wyjścia. Gdy mijał Tomka, który stał u wejścia do salonu z wciśniętymi w kieszenie spodni rękami i gniewnym spojrzeniem, odezwał się nawet na niego nie spoglądając -
- Radziłbym kupić kule – i bez słowa opuścił ich mieszkanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz