- Adam! – krzyknął, gdy zobaczył
księgowego po drugiej stronie korytarza – Zapraszam – nerwowym ruchem otworzył
drzwi gabinetu. Turek ze strachem w oczach wszedł do pomieszczenia. Drzwi się
zatrzasnęły z hukiem. Ula obserwowała tą sytuację stojąc obok windy. Dopiero
przyjechała i pierwsze swoje kroki chciała skierować do Dobrzańskiego.
Zrezygnowała jednak widząc, że prezes nie jest w najlepszym nastroju. Mijając
jego gabinet widziała, jak Turek pokornie siedzi ze spuszczoną głową, a szef
stoi przed nim ze splecionymi na klatce rękami. Przemknęła niezauważona do
swojego gabinetu.
- Możesz mi wyjaśnić, co to jest?
– wrzucił gniewnie, wskazując palcem na leżący na stoliku plik dokumentów
- Raport – wydukał Turek
- Raport? – ironicznie powtórzył
prezes – To nawet nie jest imitacja raportu. To po prostu jeden wielki humbug! Czy
ty to w ogóle czytałeś? Nie musisz
odpowiadać, bo tego się nie da czytać.
- Ja nie wiem…. Starałem się.
Marek, wiesz przecież… - zaczął się tłumaczyć
- Starałeś się chyba zabawiać swoje
koleżanki z działu! Adam, ja ci nie płacę, za spotkania towarzyskie, ale za
rzetelną pracę. Jutro rano na moim biurku ma się znaleźć raport. Podkreślam,
raport! A nie jakiś chaotyczny zapis, oparty na wyssanych z palca tabelkach! I
zapomnij o premii kwartalnej!
Turek posłusznie opuścił jego
gabinet. Wreszcie mógł wziąć głęboki oddech. ‘Boże, pracuję z bandą idiotów’. Nerwowo
spojrzał na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Pospiesznie zerwał się z miejsca i
ruszył w kierunku recepcji.
- Nie wiesz, czy Ula już
przyszła? – zapytał Daniela
- Kwadrans temu wzięła klucz
Darując sobie podziękowanie
szybkim krokiem udał się w kierunku jej gabinetu. Przez te kilkanaście sekund,
podczas których pokonywał dystans dzielący go od korytarza działu finansowego,
zastanawiał się, czy bardziej interesował go rezultat jej wyjazdu, czy po
porostu chciał ją zobaczyć. Nie wiedział jej pięć długich dni i ze zdziwieniem
stwierdzał, że brakowało mu tej pięknej, a zarazem cholernie irytującej go
kobiety. Kobiety, która z jednej strony cierpiała na przerost ambicji, by po
chwili być słabą istotką, która potrzebowała wsparcia i życzliwości.
- Cześć. Czekam na ciebie od rana
– rzucił od progu, sadowiąc się przed jej biurkiem
- Przyjechałam niedawno prosto z
lotniska. Miałam do ciebie zajrzeć, ale akurat był u ciebie Adam- odparła,
bacznie mu się przyglądając. Patrzył na nią inaczej, niż przed wyjazdem.
Skłamałby, gdyby miała powiedzieć, że nie bała się spotkania z nim. Bała się.
Bała się, jak będą wyglądały ich relacje, po tej dziwnej rozmowie podczas jej
pobytu w Brukseli.
- Daj spokój. Adam zawalił na
całej linii. Ale teraz to mało istotne…. Jak konferencja? – obrzucił ją
pytającym spojrzeniem.
Milczała przez chwilę
zastanawiając się nad swoją odpowiedzią.
- Zawaliłam, podobnie jak Adam –
rzekła, uważnie obserwując uczucia malujące się na jego twarzy. Ku swojemu
zdziwieniu stwierdziła, że przez jego twarz nie przemknął nawet cień złości,
irytacji, ani pogardy. Dostrzegła wyrozumiałość i ciepły, pocieszający uśmiech.
- Nie zawaliłaś. Prosiłem, żebyś
nie podchodziła do tego w takich kategoriach – rzekł spokojnym głosem –
Doceniam to, że nie spanikowałaś i mimo wszystko pojechałaś tam. Wiem, ile cię
to kosztowało nerwów – zaskoczył ją po raz kolejny. Uśmiechnęła się pod nosem.
Wyjęła z szuflady granatową teczkę i położyła przed nim
- Co to jest?- obrzucił ją
pytającym spojrzeniem
- Sprawdź – rzuciła z tajemniczym
uśmiechem. Zdumiony przeglądał zawartość papierowej obwoluty.
- Ty diablico! – rozbawienie
malowało się na jego twarzy – chciałaś mnie sprawdzić?
- Ty sprawdzałeś mnie wielokrotnie
– odparła, spoglądając na niego wymownie
- Wiedziałem, że dasz sobie radę –
powiedział z uznaniem, przeglądając umowy z dwoma zagranicznymi firmami, które opiewały
na dwa miliony złotych.
- Miałam trochę szczęścia
- Dobra, dobra – spojrzał na nią
pobłażliwie - Jesteś po prostu odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu –
zatonął w jej oczach, by po krótkiej chwili milczenia złożyć jej propozycję – W
ramach świętowania twojego brukselskiego sukcesu zapraszam cię na obiad po
pracy – już chciała coś powiedzieć, gdy dodał – I nie przyjmuję odmowy. Porywam
cię prosto po pracy –wstał i skierował się w stronę drzwi.
- Chciałam tylko powiedzieć, że
bardzo chętnie zjem z tobą ten późno obiad – odwrócił się i posłał jej szeroki
uśmiech
- Do siedemnastej
Zabrał ją do jednego z najlepszych
lokali w mieście. Uwielbiał miejsca drogie, wystawne, z wyszukanym menu. Stolik
dla dwóch osób położony w dyskretnym miejscu sali, cicha, klasyczna muzyka i
przytłumione światło, nadawały tej wczesnej kolacji intymny charakter. Rozmawiali
o sytuacji firmy, opowiadała mu o przebiegu forum, zdradzała szczegóły
prowadzonych negocjacji. Wymieniali się opiniami o poznanych przez nią
kontrahentach i przedstawicielach innych firm modowych. Dla oprócz spraw
zawodowych, poruszali także tematy prywatne. Poznawali się. Podczas tego
wieczoru dowiedział się, że jest ogromną fanką dramatów psychologicznych. On
opowiadał jej o swojej pasji, jaką była muzyka klasyczna. Kwadrans przed
dwudziestą po wybornym posiłku i lampce szampana za jej sukces, opuścili
restaurację. Ruszyli schodami w dół, gdy nagle straciła równowagę i w ostatniej
chwili złapała się ramienia Marka.
- Nic ci nie jest? – zapytał z
przejęciem obserwując jej spanikowany wyraz twarzy, na którym malował się ból.
Mocno trzymał ją w pasie, by nie spadła z kolejnych stopni schodów.
- Kostka mnie boli – syknęła z
bólu spoglądając w dół. Złamany obcas leżał kilka centymetrów od jej obolałej
stopy.
- Obawiam się moja droga, że
skręciłaś sobie nogę – rzucił i niewiele myśląc wziął ją na ręce.
- Co ty robisz? – zapytała zaskoczona,
gdy nagle straciła grunt pod nogami
- Zabieram cię do lekarza
Ostrożnie ulokował ją na przednim
siedzeniu i wolno ruszył z parkingu. Niespełna dwadzieścia minut później
zaparkował pod kliniką ortopedyczną. Zamiast wołać sanitariusza z wózkiem
ponownie wziął ją na ręce. Zaśmiała się oplatając jego szyję rękami.
- Do czego to dochodzi, że sam
prezes Dobrzański nosi mnie na rękach – jej radosny śmiech wywołał delikatny
uśmiech na jego twarzy. Spojrzał jej w oczy i rzekł
- Mogę cię nosić tak długo, jak
będziesz chciała – oboje na chwilę wstrzymali oddech. Widziała, jak swój wzrok
z jej oczu kieruje na usta. Z jednej strony chciała tego. Chciała znów poczuć smak
jego pocałunków. Ale z drugiej bała się. Bała się siebie, swoich pragnień i
tego, w jakim kierunku zmierza ich relacja. Z tyłu głowy wciąż pojawiał się
Tomek, z którym wciąż była w związku. Nielojalność była ostatnią rzeczą na
którą chciała sobie teraz pozwolić… Ale jego usta były tak zachęcające… Musiała
jakoś zareagować. Najlepszym wyjściem wydawała jej się teraz konwersacja.
- Nie mogliśmy jechać do jakiegoś
zwykłego szpitala? – jej głos wyrwał go z zamyślenia. Za wszelką cenę starał
się skupić na wypowiedzianych przez nią słowach. Jego rozbiegany wzrok
sprowokował ją do dalszej dywagacji – Obawiam się, że nawet moja dyrektorska
pensja nie wystarczy na opłacenie opieki medycznej w tym miejscu
- Bez obaw. Mam tu złotą kartę – puścił
jej oczko
- Czyżbyś wykupił ubezpieczenie Premium
dla wszystkich swoich pracowników? – zmarszczyła brwi
- Nie. FD aż tak zamożne nie jest
– zaśmiał się – Rodzice załatwili dodatkowe ubezpieczenie dla całej rodziny. Na
NFZ wolimy nie liczyć – wyjaśnił, podążając w kierunku izby przyjęć
- Ale ja nie należę do rodziny –
odparła szybko przyglądając się jego twarzy
- Jesteś moją narzeczoną,
zapomniałaś? Wersja dla Pawła bardzo dobrze sprawdzi się tutaj.
Podszedł do recepcji wciąż
trzymając ją na rękach.
- Dobry wieczór, Marek Dobrzański
– powiedział z młodej blondynki w granatowej garsonce – Narzeczona najprawdopodobniej
skręciła nogę. Musi ją obejrzeć jakiś ortopeda.
- Naturalnie. Na izbie kilka osób
czeka w kolejce, jakaś seria wypadków dzisiaj – z wielkim zainteresowaniem wpatrywała
się w Dobrzańskiego – Ale proszę mi dać minutę, ściągnę lekarza z oddziału. Tam
są wózki – wskazała na miejsce pod ścianą – proszę posadzić narzeczoną i udać
się pod gabinet trzydzieści, na końcu korytarza. Lekarz zaraz zejdzie. Ortopeda
pojawił się bardzo szybko. Po wstępnej konsultacji zabrali ją na
prześwietlenie. Diagnoza była prosta. Skręcenie pierwszego stopnia. Wystawiono
jej tygodniowe zwolnienie. Zalecono usztywnienie stawu w stabilizatorze i leki przeciwbólowe
i przeciwzakrzepowe. Marek z wielkim zainteresowaniem przysłuchiwał się
zaleceniom. Ula chciała zrezygnować ze zwolnienia twierdząc, że da radę
przyjeżdżać do firmy. Kategorycznie się sprzeciwił. Ponownie niósł ją na rękach
do samochodu. Spoglądał na nią raz po raz z wielką troską. Cieszył się, że
skręcenie nie wiązało się z żadnym krwiakiem.
- Dziękuję – szepnęła po chwili,
delikatnie gładząc dłonią jego kark – Dziękuję, że tak troskliwie się mną
zająłeś – znów tonął w jej oczach, a ona nie zastanawiając się nad tym co robi
krótko musnęła jego usta swoimi wargami. Obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem.
Speszona spuściła wzrok. Delikatnie uśmiechnął się pod nosem.
Zawiózł ją do domu. Wjechał na
piąte piętro bloku, w którym zamieszkiwała razem z Tomkiem. Po chwili w
drzwiach stanął Kasprzak. Na jego twarzy malowało się zdumienie, ale i złość.
- Może się przesuniesz –
bezceremonialnie rzucił Dobrzański, który na rękach trzymał jego dziewczynę.
Stanął z boku i umożliwił mu przejście. Prezes posadził ją wygodnie na kanapie
i posyłając jej ciepłe spojrzenie rzekł –
- Jutro kierowca przywiezie z
firmy twoją walizkę. Jesteśmy w kontakcie. Dbaj o siebie – ruszył w kierunku
wyjścia. Gdy mijał Tomka, który stał u wejścia do salonu z wciśniętymi w
kieszenie spodni rękami i gniewnym spojrzeniem, odezwał się nawet na niego nie spoglądając -
- Radziłbym kupić kule – i bez
słowa opuścił ich mieszkanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz