B

poniedziałek, 30 września 2013

'Dwa oblicza tego samego' I

Osiągnęła swój życiowy, zawodowy sukces. W wieku dwudziestu siedmiu lat została dyrektorem finansowym największego domu mody w Polsce. Żaden z jej rówieśników nie mógł pochwalić się nawet kierowniczym stanowiskiem. Była najlepsza i doskonale o tym wiedziała. Już na studiach zajmowała najwyższe lokaty. Coroczna stypendystka, która ukończyła studia z najlepszym wynikiem w historii swojej uczelni. Już na drugim roku rozpoczęła praktyki w banku. W kolejnych latach odbywała staże w największych warszawskich firmach z różnych sektorów. Miała świetną wiedzę teoretyczną ale i praktyczną. Tuż po studiach rozpoczęła pracę w jako księgowa w niewielkim wydawnictwie. Miała poczucie, że traci tam czas i marnuje wiedzę. Chciała spróbować czegoś nowego, chciała pokazać na co ją stać. Stanęła do konkursu na dyrektora finansowego i wygrała.Triumfowała, jak zwykle.

Kilkanaście segregatorów walało się po jej biurku. Od kilku dni nie robiła nic innego, jak zapoznawała się z kondycją firmy, wyliczeniami za ostatnie pokazy i zestawieniami kosztów promocji. Adam Turek co prawda wprowadził ją w bieżące sprawy, ale i tak wolała ze wszystkim zapoznać się na spokojnie. Poczuła głód. Spojrzała na zegarek wskazujący kilka minut po trzynastej. Zjechała do bufetu. Dość spora kolejka była najlepszym dowodem na to, iż jest pora lunchu. Zbliżyła się do lady i już miała zamawiać, gdy tuż obok siebie usłyszała niski głos.
- Elu, skarbie, daj mi proszę kanapkę z szynką. LOT już dawno powinni rozwiązać. Karmią tam ludzi jakąś papką – powiedział z uśmiechem wysoki brunet o hipnotyzującym spojrzeniu.
- Ja przepraszam bardzo, ale jest kolejka – zareagowała. Sama straciła ponad pięć minut. Stała tak, jak każdy inny pracownik i nagle wchodzi facet, który uważa, że wszystko mu się należy, bo jest przystojny. Dopiero uczyła się tej firmy, zasad tam panujących, ale przez tydzień zdążyła się co nieco zorientować. W kolejce stali wszyscy. Niezależnie od zajmowanego stanowiska. I sprzątaczka i dyrektor HR i recepcjonistka. Nie, no był jeden wyjątek. Pshemko, główny projektant, ale to faktycznie była wyjątkowa osoba. W zasadzie osobistość.
- Słucham? – obrzucił ją lekko rozbawionym spojrzeniem – A masz może to genialne ciasto czekoladowe? – ponownie zwrócił się do bufetowej
- Nie. Wczoraj się skończyło. Jutro będzie nowa dostawa
- Trudno, poczekam. Zamawiam od razu dwa kawałki – puścił jej oczko na co odpowiedziała szczerym uśmiechem
- Mówię, że jest kolejka? Honorowy krwiodawca? – zapytała złośliwie. Sama się sobie dziwiła, ale ten facet wywołał w niej reakcję niemal alergiczną. Przystojniacy z głową w górze działali na nią jak płachta na byka.  
- Nie – odparł, a w jego wzroku wciąż malowało się rozbawienie ale i lekka irytacja – Pani szef – odparł ze złośliwym uśmiechem, wyraźnie akcentując ostatnie słowo. Uprzejmie podziękował Eli za kanapkę i już miał ruszyć w kierunku drzwi, gdy jeszcze raz zwrócił się do Cieplakówny, spoglądając jednocześnie na zegarek – Za trzydzieści siedem minut widzimy się u mnie w gabinecie, pani dyrektor – nic nie odpowiedziała. Zamurowało ją. Wiedziała, że ta bufetowa sytuacja to niezbyt szczęśliwy początek ich znajomości. Z drugiej strony skąd mogła wiedzieć, że to on. Nie widziała go jeszcze. Nie miała okazji poznać. Nie było go podczas rozmowy kwalifikacyjnej, ani podczas konkursu. Pierwszego dnia dowiedziała się, że wyjechał na kilka dni służbowo. Gdy dopytywała nowo poznane dziewczyny w firmie, nic nie chciały jej powiedzieć. Mówiły, że sama musi sobie wyrobić o nim zdanie. Od najstarszej z nich, Alicji, wiedziała, że w pracy to wymagający profesjonalista, a w życiu trzydziestoośmiolatek, któremu kobiety nie potrafią się oprzeć. Nie chciała powiedzieć nic więcej, nie chciała wdawać się w dyskusje. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie była go ciekawa. Owszem, była. Czekała na to spotkanie, ale nie sądziła, że będzie tak wyglądało. Kolejna nauczka, że czasem warto ugryźć się w język, a już na pewno sprawdzić w Google zdjęcie swojego pracodawcy. Ale nie mogła się powstrzymać od tej drobnej złośliwości, gdy z tym uśmieszkiem pewnego siebie władcy świata wkroczył do bufetu ignorując pozostałych. No cóż, będzie musiała jak najszybciej poprawić to nienajlepsze pierwsze wrażenie. Punktualnie o czternastej zapukała do jego gabinetu. Wsunęła się niepewnym krokiem. Ta wymiana zdań w bufecie nieco zbiła ją z tropu i spowodowała, że wrodzona pewność siebie gdzieś uciekła. Siedział pochylony nad laptopem. Obok biurka stała średniej wielkości, czarna walizka.
- Zapraszam pani dyrektor – powiedział nawet nie spoglądając w kierunku drzwi. Był pewny, że przyjdzie punktualnie. Wstał i wyciągnął w jej kierunku dłoń – Marek Dobrzański, honorowy krwiodawca - ostatnie dwa słowa rzucił z zaciekawieniem obserwując jej speszoną minę 
- Urszula Cieplak 
- Tak, wiem. To, że nie ma mnie w firmie, nie oznacza, że nie wiem co się w niej dzieje - uśmiechnął się ironicznie - Proszę usiąść – zabierając z biurka dwie białe teczki ruszył w jej kierunku, by po chwili zająć miejsce w fotelu obok.
- Chciałam pana przeprosić – odchrząknęła, czuła, że zasycha jej w gardle – to była dość niefortunna sytuacja
- Ma pani szczęście, że nie jestem pamiętliwy – uśmiechnął się – Na tytuł honorowego krwiodawcy jeszcze nie zasłużyłem, ale jestem członkiem Banku Dawców Szpiku, to tak na przyszłość – dodał z nutą złośliwości – Chciałaby pani porozmawiać o kondycji finansowej firmy, może ma pani jakieś pytania? – zapytał już uprzejmym tonem
- Nie. Przez ostatni tydzień analizowałam ostatnie raporty. Adam dostarczył mi wszystkie materiały. Firma jest w bardzo dobrej kondycji. Na szczęście nie muszę przybywać z odsieczą – zaśmiała się. Chciała być dowcipna, ale nie spodobało się to prezesowi.  
- Nie została tu pani zatrudniona po to, by przybywać z odsieczą – spojrzał na nią pogardliwie – Z tego co mi wiadomo, została pani tu zatrudniona jako dyrektor finansowy, a nie Matka Teresa, czy koło ratunkowe… Chyba, że sądzi pani inaczej? Nasz statek nie tonie. I mam nadzieję, że przez panią nie ugrzęźniemy na mieliźnie, a będziemy mogli płynąć dalej – przeszył ją wzrokiem.
- Postaram się nie przeszkadzać – tej ton ociekał ironią
- Niezwykle się cieszę – westchnął – Dobrze, dosyć tych uprzejmości i miłej pogawędki. Praca czeka – podał jej dokumenty – W piątek przylatują Szwedzi na podpisanie umowy. Proszę przeanalizować te zestawienia, czy ten kontrakt w dłuższej perspektywie nam się opłaca. Chciałbym dostać pani opinię jutro do piętnastej, najlepiej na piśmie. Tyle z mojej strony.
Przyglądał jej się uważnie w oczekiwaniu, aż opuści gabinet. Obrzuciła go po raz ostatni spojrzeniem i wstała. On również.
- Miłego dnia pani dyrektor – dodał, gdy otworzyła już drzwi. Odwróciła się, ale zamiast na twarz, jej wzrok padł na jego plecy. Stał przed biurkiem segregując pocztę. Nic nie odpowiedziała. Szybkim krokiem ruszyła do swojego gabinetu. Zaśmiał się pod nosem.

Sama nie wiedziała co o nim myśleć. Zastanawiała się czy ta ich dzisiejsza, bądź co bądź dziwna, rozmowa była wynikiem jego sposobu bycia, czy raczej efektem jej niewłaściwego zachowania na początku. Zdenerwował ją. Był przemądrzały i pewny siebie. A to w zestawieniu z urodą tworzyło mieszankę, której nienawidziła. Wielokrotnie zastanawiała się dlaczego ten typ facetów budził jej niechęć. Może tak już była zaprogramowana? Miała nadzieję, że ich relacje się ocieplą, a on przy bliższym poznaniu zyska w jej oczach. Na razie mogła stwierdzić tylko tyle, że był cholernie przystojny, dobrze zbudowany. Chociaż nie... Oprócz tego, że był przystojny, był po prostu ładny. Szare, magnetyzujące spojrzenie, urocze dołeczki, jednodniowy zarost, nastroszone włosy. Gdyby nie wiedziała od Alicji ile ma lat w życiu nie pomyślałaby, że dobiega czterdziestki. Dosyć tych rozmyślań. Wzięła się do pracy. Musi mu pokazać, że jest dobra, najlepsza.

Specjalnie przyszła do biura wcześniej, by jak najszbyciej skończyć opinię dla Dobrzańskiego. Liczby były korzystne, ale miała wątpliwości, co do tego kontraktu. Wiele czytała i słyszała o tego typu współpracy. Duża firma jaką w tym wypadku było FD niewiele zyskiwała na konrakcie z płotką, jaką z pewnością była malutka, szwedzka firma z Uppsali. To mali dążyli do współpracy z dużymi, bo była to nie wylko szansa finansowa, ale i prestiżowa. Była zdania, że to FD powinno szukać dużo silniejszych partnetów, którzy podciągnęliby ich do góry. Trochę się dziwiła, dlaczego prezes decyduje się wejść w ten układ, na którym może niewiele ugrać. Dumnym krokiem przemierzał korytarz na piątym piętrze. Ruszyła mu naprzeciw.
- Opinia wraz z wiliczeniami gotowa - wyciągnęła w jego kierunku dwie kartki
- Dziękuję - wrzucił wzrokiem na końcowe wnioski - świetnie, tak jak myślałem - uśmiechnął się sam do siebie czytając kilka ostatnich zdań
- Bilans kosztów i przewidywanych zysków jest dodatni, jednak w mojej ocenie ten kontrakt nie przyniesie firmie dużo dobrego - przyjrzał jej się uważnie i zmarszczył brwi - Uważam, że powinniśmy odpuścić i poszukać innego, większego partnera, który... - nie pozwolił jej dokończyć
- Pozwoli pani, że ja sam będę decydował, który kontrakt jest dobry dla mojej firmy - powiedział i ruszył przed siebie dostrzegając po drugiej stronie korytarza dyrektora HR
- Seba, squash po pracy? - krzyknął
Olszański uniósł tylko kciuk do góry i zniknął za rogiem.
Udała się w kierunku swojego gabinetu. Ten człowiek coraz bardziej działał jej na nerwy. Chciała dobrze, chciała zasugerować dobre rozwiązanie, na którym firma mogłaby zyskać, a on nawet nie chciał jej wysłuchać, nie chciał posłuchać jej argumentów.
W piątkowe południe mijając konferencyjną zauważyła, że prezes ma gości. Trafiła akurat na moment otwierania szampana. 'Podpisał. Trudno. Jego firma, jego pieniędze' przemknęło jej przez głowę i wolnym krokiem ruszyła w kierunku gabinetu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz