Pewnego
wrześniowego dnia stała
się najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Została żoną Marka Dobrzańskiego.
Prasa
rozpisywała się o historiach z ich życia, z ich związku, zasłyszanych od
ich
pseudo przyjaciół. W ciągu kilku chwil stała się najbardziej
rozpoznawalną kobietą w
Warszawie. Jej zdjęcie pojawiało się na okładach wszystkich plotkarskich
pism. ‘To
ona usidliła Dobrzańskiego’, ‘Dobrzański zakochany’, ‘Sielanka u prezesa
Febo&Dobrzański’, 'To ona zastąpiła Febo'. Dziś przeglądając te
stare gazety śmiała się na całe
gardło. Z naiwności tych pismaków, ale również swojej. Jej życie w
pewnym
momencie przypominało bajkę. Cudownie było, gdy tylko się zeszli. Marek
dosłownie nosił ją na rękach. Śniadania do łóżka, wspólna praca,
odpoczynek w
zaciszu domowym i noce pełne namiętności. Dzięki niemu czuła się jak
milion
dolarów. U jego boku stała się kobietą atrakcyjną, pożądaną, wzbudzającą
zazdrość setek kobiet. Niekiedy trochę ją to peszyło, ale musiała
przyznać, że
nawet jej się to podobało. Romantyczne oświadczyny podczas kolacji w
Łazienkach
i ślub zorganizowany przed Dobrzańskich na bogato. Początkowo buntowała
się
przed sprzedażą prywatności. To miało być jej święto. Nie chciała wciąż
myśleć
o tym, że jeśli krzywo się uśmiechnie, nazajutrz brukowce nie dadzą jej
żyć.
Ale za namową męża i teściowej odpuściła. Koniec końców nawet chciała
dzielić się swoim szczęściem z całym światem. Chciała pokazać, jak wiele
Cieplak osiągnęła i jaka jest teraz szczęśliwa. Ona, biedna dziewczyna z
Rysiowa poślubia księcia. Kilka tygodni po ślubie było koszmarem. Była
już
zmęczona faktem, iż każdy ich krok śledzi minimum ośmiu paparazzi.
Robili im
zdjęcia na spacerze, na zakupach, podczas lunchu. Wystawali pod domem,
by tylko
uchwycić moment, gdy Marek kosi trawnik, wyrzuca śmieci. Tabloidy
okrzyknęły go
mianem ‘przykładnego męża’, który wraca z kwiatami do domu, pomaga w
zakupach i
gotuje obiad. Tak było. Rzeczywiście tak było. Szkoda tylko, że przez
kilka
miesięcy. Później zaczęło się coś psuć. Przestali ze sobą rozmawiać.
Nie, nie
chodziło o to, że nie mieli czasu, czy ochoty. Po prostu nie mieli
wspólnych
tematów. Zaczęła robić się coraz bardziej podejrzliwa. Jej niepokój
budził
każdy sms, który dostawał wieczorem, każdy telefon, który ignorował lub
który
powodował, że wychodził do innego pokoju. Miała złe przeczucia. Ilekroć
próbowała rozmawiać o swoich obawach z mężem, on ignorował jej uwagi,
aluzje i
szybko ucinał dyskusję. Nie chciał przeprowadzić tej trudnej i ważnej
rozmowy.
Ale każda próba jej podjęcia przez Ulę, nazajutrz kończyła się wielkim
bukietem
kwiatów. Zmienił się. Bardzo się zmienił. Ciężko było jej sobie
przypomnieć moment, w którym była już pewna.
Zdaje się, że minęło kilka lub kilkanaście tygodni. Postanowiła odejść z
pracy.
Chciała ukryć się przed ludźmi. Sądziła, że gdy ona schowa się w domu,
oni nie
dostrzegą jej porażki. Ale odejście z pracy miało również drugie
uzasadnienie.
Nie chciała na to wszystko patrzeć, nie chciała być świadkiem kolejnych
romansów swojego męża. Kolejne młode, naiwne dziewczyny chciały zostać
gwiazdkami wybiegów, chciały być twarzą kolekcji. Były gotowe zrobić dla
kariery wiele. A Marek najwyraźniej wychodził z założenia, że skoro
nadarza się
okazja, grzechem byłoby nie skorzystać. Początkowo nic nie mówiła. Teraz
zastanawiała się, czy wówczas nie była jeszcze gotowa na jasne
postawienie
sprawy, czy po prostu liczyła na to, że Dobrzański się opamięta. Na
własne życzenie
zrobiła z siebie kurę domową, której plan dnia ogranicza się do zakupów,
prania
i podania mężowi obiadu. Bez zająknięcia prała jego koszule, które
pachniały
inną kobietą. Była słaba. W domu bywało chłodno, wręcz lodowato. Ale gdy
wychodzili na jakiś bankiet, pokaz mody, premierę filmu, Marek uwielbiał
odgrywać ten żar, który między nimi już dawno wygasł. Chętnie pozował do
zdjęć
z piękną żoną u boku. Wychwalał ją i komplementował do dziennikarzy.
Uwielbiał
szczycić się nią i ich związkiem. Ona milczała. Oddawała jemu pole do
popisu, a
on czuł się jak ryba w wodzie w blasku fleszy. Unikała zbliżeń. Nie
chciała i
nie potrafiła się z nim kochać. Początkowo, gdy miała tylko podejrzenia,
potrafiła je wyciszać i oddawać się mężowi. Z czasem to
prawdopodobieństwo graniczące
z pewnością sprawiało, że z trudnem odwzajemniała poranne pocałunki. O
seksie
nie mogło być mowy. Teraz była mu wdzięczna, że nie mieli dzieci. Ona
początkowo bardzo chciała. Namawiała go. Twierdził, że jeszcze nie
teraz, że
nie jest gotowy. Postanowiła odłożyć ten temat na później. Całe
szczęście. Zaczął później wracać do domu. W takich chwilach, gdy dzwonił
i
gorliwie przekonywał, że jest zawalony pracą i wróci później,
zastanawiała się,
czy jest na tyle naiwny i sądzi, że ona się niczego nie domyśla, czy z
premedytacją robi z niej idiotkę. Pewnego lipcowego dnia jej telefon
znów zadzwonił
około godziny osiemnastej. Nawet nie było go stać na to, by odczekać
chwilę, by
chociaż stwarzać pozory. Wycieńczony, zdyszany zadzwonił do niej, by w
kilku
krótkich słowach, rozdzielonych urywanym oddechem, poinformować ją, że
musi
skończyć prezentację przed zarządem i wróci w nocy. I to był właśnie ten
moment, w którym powiedziała sobie 'dość', do którego dojrzewała wiele
miesięcy. Zdała sobie sprawę, że przestała go kochać. On zabił w niej tą
miłość. Doskonale
pamiętała tamtą noc.
Około dwudziestej czwartej usłyszała dźwięk przekręcanego w drzwiach
klucza. Siedziała w salonie, a pomieszczenie oświetlała mała lampka.
- Kochanie, nie śpisz jeszcze? – zapytał i chciał tradycyjnie złożyć na
jej ustach krótki pocałunek. Odsunęła się.
- Brzydzę się tobą – powiedziała pewnym siebie głosem. Zmarszczył brwi.
Tak, na jego twarzy malowało się wielkie zaskoczenie. Utwierdziła się w
przekonaniu, że jednak miał ją za niczego niedomyślającą się idiotkę – Dlaczego
ty mi to robisz? Sądziłeś, że się nie zorientuję, że niczego się nie domyślę,
że nic nie widzę?
- Ale o czym ty mówisz? – szedł w zaparte udając niewiniątko
- Marek, ja wiem od kilku miesięcy. Naprawdę miałeś mnie za idiotkę?
Naprawdę sądziłeś, że będę się na to godzić? – zapewne gdyby zdobyła się na tą
rozmowę jakieś cztery, pięć tygodni wcześniej, teraz pewnie by płakała. Może
nawet wpadłaby w histerię... Dziś była silna. Silna i spokojna. Pogodziła się z
tą sytuacją. Głośno wypuścił powietrze i usiadł naprzeciw niej.
- Nie jestem ideałem. Nie potrafię nim być. Ideały są nudne – odparł wpatrując
się w jej oczy. Gorzko zaśmiała się w duchu zdając sobie sprawę z faktu, że on
nawet nie żałuje, nie czuje skruchy, wyrzutów sumienia.
- No tak, a ty zawsze potrzebowałeś mocnych wrażeń. Ten dreszczyk
adrenaliny – powiedziała spoglądając na niego pobłażliwie – Spakowałam twoje
rzeczy – wskazała na trzy walizki stojące tuż obok kominka
- Ula – czyżby mogła usłyszeć w jego głosie nerwowy jęk, gdy wypowiadał
jej imię? – Nie przekreślaj od razu wszystkiego…. Przecież było nam razem dobrze. Przeżyliśmy wiele
pięknych chwil. Znów może być tak, jak dawniej – słowa z prędkością karabinu maszynowego zaczęły wydobywać się
z jego ust – Ula – westchnął – kocham cię
Zaśmiała się. Jej głośny śmiech zbił go z tropu i pozbawił pewności
siebie
- Ty nie potrafisz kochać – odparła – Ty nawet nie wiesz, co to jest
miłość. Zniknij z mojego życia – przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu.
Nie była już słaba. Była pewna swojej decyzji. Znów była silną kobietą.
Ponownie odnalazła w sobie tą siłę, którą gdzieś zagubiła po drodze. Wstał i
ciągnąc za sobą walizki wyszedł z domu zdobywając się na ciche 'przepraszam'.
Kilka dni po tamtej nocy media
obiegła gorąca wiadomość o ich rozstaniu. Kolejne nagłówki z ich nazwiskiem
zdobiły okładki makulatury dla plotkarzy. ‘Koniec sielanki. Dobrzańscy się
rozwodzą!’, ‘Rozwód jeszcze przed pierwszą rocznicą’, ‘Prezes FD znowu do
wzięcia’. Dziś się z tego śmiała. Dziękowała sobie, że potrafiła tak do tego
podchodzić, że się nie załamała. Bo przecież każde rozstanie to porażka
człowieka. Jednak tym razem tak tego nie pojmowała. To rozstanie tchnęło w nią
nowe życie. Odetchnęła. Uwolniła się z tego dziwnego związku, który wykańczał
ją od środka. Zaczęła żyć na nowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz