B

poniedziałek, 23 września 2013

Miniaturka X 'Przykładny mąż'

Pewnego wrześniowego dnia stała się najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Została żoną Marka Dobrzańskiego. Prasa rozpisywała się o historiach z ich życia, z ich związku, zasłyszanych od ich pseudo przyjaciół. W ciągu kilku chwil stała się najbardziej rozpoznawalną kobietą w Warszawie. Jej zdjęcie pojawiało się na okładach wszystkich plotkarskich pism. ‘To ona usidliła Dobrzańskiego’, ‘Dobrzański zakochany’, ‘Sielanka u prezesa Febo&Dobrzański’, 'To ona zastąpiła Febo'. Dziś przeglądając te stare gazety śmiała się na całe gardło. Z naiwności tych pismaków, ale również swojej. Jej życie w pewnym momencie przypominało bajkę. Cudownie było, gdy tylko się zeszli. Marek dosłownie nosił ją na rękach. Śniadania do łóżka, wspólna praca, odpoczynek w zaciszu domowym i noce pełne namiętności. Dzięki niemu czuła się jak milion dolarów. U jego boku stała się kobietą atrakcyjną, pożądaną, wzbudzającą zazdrość setek kobiet. Niekiedy trochę ją to peszyło, ale musiała przyznać, że nawet jej się to podobało. Romantyczne oświadczyny podczas kolacji w Łazienkach i ślub zorganizowany przed Dobrzańskich na bogato. Początkowo buntowała się przed sprzedażą prywatności. To miało być jej święto. Nie chciała wciąż myśleć o tym, że jeśli krzywo się uśmiechnie, nazajutrz brukowce nie dadzą jej żyć. Ale za namową męża i teściowej odpuściła. Koniec końców nawet chciała dzielić się swoim szczęściem z całym światem. Chciała pokazać, jak wiele Cieplak osiągnęła i jaka jest teraz szczęśliwa. Ona, biedna dziewczyna z Rysiowa poślubia księcia. Kilka tygodni po ślubie było koszmarem. Była już zmęczona faktem, iż każdy ich krok śledzi minimum ośmiu paparazzi. Robili im zdjęcia na spacerze, na zakupach, podczas lunchu. Wystawali pod domem, by tylko uchwycić moment, gdy Marek kosi trawnik, wyrzuca śmieci. Tabloidy okrzyknęły go mianem ‘przykładnego męża’, który wraca z kwiatami do domu, pomaga w zakupach i gotuje obiad. Tak było. Rzeczywiście tak było. Szkoda tylko, że przez kilka miesięcy. Później zaczęło się coś psuć. Przestali ze sobą rozmawiać. Nie, nie chodziło o to, że nie mieli czasu, czy ochoty. Po prostu nie mieli wspólnych tematów. Zaczęła robić się coraz bardziej podejrzliwa. Jej niepokój budził każdy sms, który dostawał wieczorem, każdy telefon, który ignorował lub który powodował, że wychodził do innego pokoju. Miała złe przeczucia. Ilekroć próbowała rozmawiać o swoich obawach z mężem, on ignorował jej uwagi, aluzje i szybko ucinał dyskusję. Nie chciał przeprowadzić tej trudnej i ważnej rozmowy. Ale każda próba jej podjęcia przez Ulę, nazajutrz kończyła się wielkim bukietem kwiatów. Zmienił się. Bardzo się zmienił. Ciężko było jej sobie przypomnieć moment, w którym była już pewna. Zdaje się, że minęło kilka lub kilkanaście tygodni. Postanowiła odejść z pracy. Chciała ukryć się przed ludźmi. Sądziła, że gdy ona schowa się w domu, oni nie dostrzegą jej porażki. Ale odejście z pracy miało również drugie uzasadnienie. Nie chciała na to wszystko patrzeć, nie chciała być świadkiem kolejnych romansów swojego męża. Kolejne młode, naiwne dziewczyny chciały zostać gwiazdkami wybiegów, chciały być twarzą kolekcji. Były gotowe zrobić dla kariery wiele. A Marek najwyraźniej wychodził z założenia, że skoro nadarza się okazja, grzechem byłoby nie skorzystać. Początkowo nic nie mówiła. Teraz zastanawiała się, czy wówczas nie była jeszcze gotowa na jasne postawienie sprawy, czy po prostu liczyła na to, że Dobrzański się opamięta. Na własne życzenie zrobiła z siebie kurę domową, której plan dnia ogranicza się do zakupów, prania i podania mężowi obiadu. Bez zająknięcia prała jego koszule, które pachniały inną kobietą. Była słaba. W domu bywało chłodno, wręcz lodowato. Ale gdy wychodzili na jakiś bankiet, pokaz mody, premierę filmu, Marek uwielbiał odgrywać ten żar, który między nimi już dawno wygasł. Chętnie pozował do zdjęć z piękną żoną u boku. Wychwalał ją i komplementował do dziennikarzy. Uwielbiał szczycić się nią i ich związkiem. Ona milczała. Oddawała jemu pole do popisu, a on czuł się jak ryba w wodzie w blasku fleszy. Unikała zbliżeń. Nie chciała i nie potrafiła się z nim kochać. Początkowo, gdy miała tylko podejrzenia, potrafiła je wyciszać i oddawać się mężowi. Z czasem to prawdopodobieństwo graniczące z pewnością sprawiało, że z trudnem odwzajemniała poranne pocałunki. O seksie nie mogło być mowy. Teraz była mu wdzięczna, że nie mieli dzieci. Ona początkowo bardzo chciała. Namawiała go. Twierdził, że jeszcze nie teraz, że nie jest gotowy. Postanowiła odłożyć ten temat na później. Całe szczęście. Zaczął później wracać do domu. W takich chwilach, gdy dzwonił i gorliwie przekonywał, że jest zawalony pracą i wróci później, zastanawiała się, czy jest na tyle naiwny i sądzi, że ona się niczego nie domyśla, czy z premedytacją robi z niej idiotkę. Pewnego lipcowego dnia jej telefon znów zadzwonił około godziny osiemnastej. Nawet nie było go stać na to, by odczekać chwilę, by chociaż stwarzać pozory. Wycieńczony, zdyszany zadzwonił do niej, by w kilku krótkich słowach, rozdzielonych urywanym oddechem, poinformować ją, że musi skończyć prezentację przed zarządem i wróci w nocy. I to był właśnie ten moment, w którym powiedziała sobie 'dość', do którego dojrzewała wiele miesięcy. Zdała sobie sprawę, że przestała go kochać. On zabił w niej tą miłość. Doskonale pamiętała tamtą noc.

Około dwudziestej czwartej usłyszała dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza. Siedziała w salonie, a pomieszczenie oświetlała mała lampka.
- Kochanie, nie śpisz jeszcze? – zapytał i chciał tradycyjnie złożyć na jej ustach krótki pocałunek. Odsunęła się.
- Brzydzę się tobą – powiedziała pewnym siebie głosem. Zmarszczył brwi. Tak, na jego twarzy malowało się wielkie zaskoczenie. Utwierdziła się w przekonaniu, że jednak miał ją za niczego niedomyślającą się idiotkę – Dlaczego ty mi to robisz? Sądziłeś, że się nie zorientuję, że niczego się nie domyślę, że nic nie widzę?
- Ale o czym ty mówisz? – szedł w zaparte udając niewiniątko
- Marek, ja wiem od kilku miesięcy. Naprawdę miałeś mnie za idiotkę? Naprawdę sądziłeś, że będę się na to godzić? – zapewne gdyby zdobyła się na tą rozmowę jakieś cztery, pięć tygodni wcześniej, teraz pewnie by płakała. Może nawet wpadłaby w histerię... Dziś była silna. Silna i spokojna. Pogodziła się z tą sytuacją. Głośno wypuścił powietrze i usiadł naprzeciw niej.
- Nie jestem ideałem. Nie potrafię nim być. Ideały są nudne – odparł wpatrując się w jej oczy. Gorzko zaśmiała się w duchu zdając sobie sprawę z faktu, że on nawet nie żałuje, nie czuje skruchy, wyrzutów sumienia.
- No tak, a ty zawsze potrzebowałeś mocnych wrażeń. Ten dreszczyk adrenaliny – powiedziała spoglądając na niego pobłażliwie – Spakowałam twoje rzeczy – wskazała na trzy walizki stojące tuż obok kominka
- Ula – czyżby mogła usłyszeć w jego głosie nerwowy jęk, gdy wypowiadał jej imię? – Nie przekreślaj od razu wszystkiego…. Przecież  było nam razem dobrze. Przeżyliśmy wiele pięknych chwil. Znów może być tak, jak dawniej – słowa z prędkością karabinu maszynowego zaczęły wydobywać się z jego ust – Ula – westchnął – kocham cię
Zaśmiała się. Jej głośny śmiech zbił go z tropu i pozbawił pewności siebie
- Ty nie potrafisz kochać – odparła – Ty nawet nie wiesz, co to jest miłość. Zniknij z mojego życia – przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu. Nie była już słaba. Była pewna swojej decyzji. Znów była silną kobietą. Ponownie odnalazła w sobie tą siłę, którą gdzieś zagubiła po drodze. Wstał i ciągnąc za sobą walizki wyszedł z domu zdobywając się na ciche 'przepraszam'. 

Kilka dni po tamtej nocy media obiegła gorąca wiadomość o ich rozstaniu. Kolejne nagłówki z ich nazwiskiem zdobiły okładki makulatury dla plotkarzy. ‘Koniec sielanki. Dobrzańscy się rozwodzą!’, ‘Rozwód jeszcze przed pierwszą rocznicą’, ‘Prezes FD znowu do wzięcia’. Dziś się z tego śmiała. Dziękowała sobie, że potrafiła tak do tego podchodzić, że się nie załamała. Bo przecież każde rozstanie to porażka człowieka. Jednak tym razem tak tego nie pojmowała. To rozstanie tchnęło w nią nowe życie. Odetchnęła. Uwolniła się z tego dziwnego związku, który wykańczał ją od środka. Zaczęła żyć na nowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz