Obudziła się sama w ich wielkim
łóżku. Poduszka była nietknięta. Nie wrócił na noc do sypialni. Miała wyrzuty
sumienia. Wiedziała, że nie powinna była się tak zachowywać, ale nie potrafiła
inaczej. Miała do siebie żal. Zawsze pragnęła dużej rodziny. Takiej, jaką
stworzyli jej rodzice. Trójka dzieci i szczęśliwe małżeństwo. Miała żal do
siebie i całego świata, że jej marzenia nie mogą się spełnić. Wiedziała
również, że nie może spełnić marzenia Marka. Byłby świetnym ojcem, była tego
pewna. Miał dobre podejście do dzieci. Wciąż w pamięci miała sytuację, gdy wspólnie
zajmowali się dziećmi Borubara. Śmiała się wtedy w duchu. Nigdy by nie
przypuszczała, że ten bezdzietny panicz, wychuchany jedynak, w mig złapie
świetny kontakt z dwójką małych chłopców. Był stworzony do ojcostwa. Ruszyła na
jego poszukiwania. Powinni porozmawiać. Powinna go przerosić. Zastała go w
salonie. Siedział na kanapie z kubkiem kawy w ręku. Był zmęczony. Musiał nie
spać całą noc.
- Przepraszam – powiedziała siadając
obok niego i wpatrując się w jego twarz. Nie patrzył na nią. W milczeniu
obserwował jakiś punkt naprzeciw siebie – Marek, wybacz mi, to że… - nie
pozwolił jej dokończyć
- Nie możesz mnie tak traktować –
rzekł obrzucając ją wreszcie spojrzeniem – Nie możesz ode mnie uciekać. Dla
mnie to też nie jest łatwe. Chciałbym ci pomóc, chciałbym, żebyśmy przeszli przez
to razem, chyba właśnie po to siebie mamy… Pamiętasz, jak składaliśmy sobie
przysięgę? W zdrowiu i w chorobie, na dobre i na złe. A ty się odgradzasz,
uciekasz. Wiem, ile cię to kosztuje. Wiem, jak bardzo chcesz tego dziecka, ale
Ula, nic na siłę i nic ponad wszystko. Nie pomyślałaś, że może tak właśnie ma
być, że może mamy nie mieć dziecka? Ula, to się zdarza…
- Wiem – odparła cicho – Zawsze mi
się wydawało, że gdy znajdę odpowiedniego człowieka, który będzie kroczył ze
mną przez życie, wszystko pójdzie gładko. Wszystko pójdzie tak, jak sobie
wymarzyłam. Mąż, dzieci, dom i szczęście do końca moich dni. A gdy zaczęły
pojawiać się problemy, zaczęłam wariować. Kocham cię i chciałam, żebyś był szczęśliwy.
Stąd ta moja wczorajsza prośba. Zasługujesz na kobietę, która da ci dziecko-
pokręcił głową przecząco, by po chwili chwycić jej twarz w swoje dłonie.
- Ale czy ty nie rozumiesz, że ja
potrafię być szczęśliwy tylko z tobą? Nie chcę dziecka z nikim innym. I nie
chcę tego dziecka nawet z tobą, jeśli jego posiadanie wiąże się z tak wielkim kosztem. Kosztem twojego zdrowia, głównie tego
psychicznego. Ula, to cię wykańcza.
- Dam radę – szepnęła – pozbieram
się. Muszę być silna i cierpliwa.
- Ale umawiamy się, że nie
będziemy walczyć o to dziecko, za wszelką cenę, dobrze? Pójdziemy do lekarza, w
razie czego podejdziemy do in vitro. Ale tylko raz. Jeśli się nie uda, damy
sobie spokój. Zgoda? – milczała – Ula, nie pozwolę ci się zadręczyć. To jak
będzie? Zgoda? – ponaglał ją
- Zgoda – odparła wtulając się w
jego ramię. Chciała wierzyć, że im się uda – Chociaż nie wiem, jak twoja matka
przyjmie wiadomość o tym, że może jednak nie zostać babcią.
- Trudno, będzie musiała się z
tym pogodzić – rzekł, bawiąc się kosmykami jej włosów
- Nie da mi żyć. Będzie naciskać –
doskonale wiedział, że to, co mówi Ula jest prawdą
- Porozmawiam z nią. W razie
czego ograniczymy z nią kontakty do minimum.
- Byłbyś do tego zdolny? –
zapytała lekko zaskoczona jego deklaracją
- Żyję z tobą, a nie z nią. To na
tobie mi najbardziej zależy, a jej gadanina w końcu kiedyś się skończy. A jeśli
nie, trudno. Niech męczy Paulę i Pablo. W końcu Paulinka jest dla niej jak
córka – ostatnie zdanie wypowiedział naśladując głos swojej matki, czym
rozbawił ją do łez.
- Ale Mareczku, powinieneś być
ojcem – dołączyła do niego
- Ona tak naprawdę nie powinna
się wypowiadać na ten temat – rzekł już poważnie – Nie miałem w domu najlepszego
przykładu, więc ciężko powiedzieć, czy sprawdzałbym się w tej roli. Ojciec
zajmował się firmą, non stop go nie było. A dla mamy ważniejszy był nowy wazon
w salonie, niż pójście ze mną na huśtawki. Wychowywałem się z nianią, a nie
rodzicami. Sam nie wiem, czy potrafiłbym być takim ojcem, jakiego ja nigdy nie
miałem – słyszała w jego głosie smutek. Wspomnienia z dzieciństwa nie były
najlepsze. Zawsze było jej przykro, gdy słuchała jego opowieści
- Byłbyś świetnym ojcem… Będziesz
świetnym ojcem- dodała po chwili.
- Ciszę się, że przyszli państwo
oboje – uśmiechnął się mężczyzna koło sześćdziesiątki w idealnie skrojonym
garniturze, z narzuconym na ramiona białym kitlem – To jak mniemam przyszły
tatuś
- Marek Dobrzański – uścisnął dłoń
lekarza
- Roman Dębowski. Zapraszam,
proszę siadać – wskazał im krzesła naprzeciw biurka i zajął swoje miejsce.
Marek zdążył już co nieco wyczytać w Internecie. I na temat in vitro i na temat
lekarza, w gabinecie którego właśnie się znajdowali. Profesor Dębowski był
warszawską sławą i jednym z najlepszych specjalistów w dziedzinie ginekologii i
leczenia niepłodności w kraju. Wiele par chwaliło się w sieci, że to właśnie dzięki
temu medykowi są dzisiaj rodzicami. Dobrzańscy wierzyli, że pomoże również im –
Pani Urszulo, mam pani wyniki badań. To oczywiście tylko te najbardziej
podstawowe. TSH w normie. Wręcz powiedziałbym idealne, by zajść w ciąże. Mówiąc
krótko, tarczyca nam odpada, to nie po jej stronie leży przyczyna tego, że
państwa starania kończą się fiaskiem. Progesteron i Estradiol też w normie.
Prolaktyna mogłaby być nieco lepsza, ale nie sądzę, by to była główna
przyczyna. Podamy pani odpowiednie leki, żeby osiągnąć właściwy poziom, a w
między czasie będziemy prowadzić dalszą diagnostykę. Uzupełnię jeszcze wywiad i
będziemy planować kolejne działania, dobrze? – posłał obojgu uprzejmy uśmiech.
Zgodnie kiwnęli głowami. Marek widział, że jego żona bardzo stresuje się tą wizytą.
Chcąc dodać jej otuchy, zamknął jej dłoń w swojej. Posłała mu wdzięczne
spojrzenie. Lekarz zaczął przerzucać kolejne kartki i gdy wreszcie znalazł
właściwą, zaczął zadawać pytania – Czy w pana rodzinie, dalszej, bliższej, był
problem z poczęciem dziecka? Niepłodność? Albo jakieś poronienia u pana matki,
ciotki, babci?
- Nic mi na ten temat nie wiadomo
– odparł spokojnie
- Rozumiem. U pani nie było… –
rzekł bardziej do siebie, niż do nich, analizując wcześniejsze zapiski – Dobrze,
pani ma rodzeństwo?
- Tak. Młodsze. Brata i siostrę
- Yhymmm – mruknął notując – Pan?
- Jestem jedynakiem.
- Przechodził pan jakieś choroby
zakaźne?
- W podstawówce chorowałem na
odrę
- A świnka? – rzekł, obrzucając go
badawczym spojrzeniem
- Nie – odparł zdecydowanie
- Na pewno? – dociekał
- Tak.
- Dobrze. A jakieś choroby
przenoszone drogą płciową?
- Też nie.
- No dobrze. Papierki mamy
uzupełnione – powiedział odkładając dokumentację na bok i przyglądając się im
uważnie – Proszę się tak nie stresować – uśmiechnął się przyjaźnie – Pani
Urszulo, chciałbym panią położyć na jakieś dwa dni do szpitala na resztę badań.
Zrobimy dokładne USG, sprawdzimy poziom pozostałych hormonów. Mam przyjemność
pracować w tej klinice na Sadybie, także zabrałbym panią do siebie na oddział
ginekologii, dobrze? – Kiwnęła potwierdzająco głową – Świetnie. Pojutrze lecę
do Amsterdamu na dwudniowe sympozjum, także umówmy się na przyszły tydzień –
zerknął w kalendarz i dodał – zgłosi się pani we wtorek, koniecznie na
czczo, o ósmej.
- Oczywiście
- A w trakcie pani pobytu,
zrobimy także badania panu – chciał kontynuować, ale Marek mu przerwał
- Mnie? – w jego głosie słyszała
lekkie zdziwienie, ale i podenerwowanie. Lekarz uśmiechnął się nieco
pobłażliwie
- Tak. Proszę pana – westchnął -
jeszcze kilkadziesiąt lat temu istniało przekonanie, zresztą jak dziś wiemy
bardzo mylne, iż trudności lub niemożność zajścia w ciążę leżą po stronie
kobiety. Wyłącznie po stronie kobiety – podkreślił – A tak nie jest. Z badań amerykańskich
naukowców wynika, że przyczyna niepłodności tylko w czterdziestu procentach
leży po stronie żeńskiej. Drugie czterdzieści to wina mężczyzny, a w dwudziestu
procentach problem ma para. Coraz częściej problem leży po naszej stronie. A
winny jest choćby niewłaściwy tryb życia – tłumaczył Dębowski – Stąd też aktywny
udział partnera w diagnostyce jest niezbędny, a wykonane u pana badania mogą w
znaczny sposób przyspieszyć ustalenie przyczyny niepłodności i skuteczne leczenie.
Dlatego zgłosi się pan wraz z małżonką, również bez śniadania. Pobierzmy panu
krew. Sprawdzimy poziom testosteronu i prolaktynę. A gdy zobaczymy się we
wtorek, ustalimy kiedy wykonamy seminogram, czyli badanie
nasienia – Ula spojrzała na Marka, który
był wyraźnie niezadowolony, ale nic nie mówił. - Tutaj dla pani recepta
na leki stabilizujące prolaktynę i preparaty witaminowe. Do tego
dokładnie rozpisana dieta. Dla pana również mam kartkę z wymienionymi
produktami, których należy unikać oraz tych, których spożycie należy
zwiększyć. Lepiej zacząć już teraz. Może będzie miało to jakiś wpływ, a z
pewnością nie zaszkodzi - opuszczając gabinet usłyszeli
jeszcze – Proszę być dobrej myśli – to typowo lekarskie stwierdzenie
jakoś ich
nie podniosło na duchu.
Opuścili budynek z milczeniu.
Marek próbował w spokoju przetrawić te rewelacje, które usłyszał w gabinecie
profesora. Dla Uli perspektywa szczegółowej diagnostyki też nie była łatwa i
przyjemna, ale nie było to nic z kategorii wielkich problemów. Widziała, że w
przypadku Marka jest inaczej. Zachowywał się jak typowy facet, który nie znosi
badań, lekarzy i wszystkiego, co z medycyną związane. Ale wydawało jej się, że
przede wszystkim chodzi o to, że on nie dopuszcza do siebie myśli, że to z nim może
być problem. Faceci nigdy nie dopuszczali do siebie myśli, że mogą być
bezpłodni. A i badania nie wzbudzały w Marku entuzjazmu.
-
Kochanie, zrobisz badania, da sobie spokój i może bardziej skupi się na
mnie - rzekła, gdy znaleźli się obok samochodu - Damy radę przez to
przejść,
prawda?
- Jasne, że tak – uśmiechnął się
niewyraźnie – Choć nie ukrywam, że nie podoba mi się perspektywa robienia sobie
dobrze, przy pomocy kolorowych pisemek, w pokoju przypominającym ekskluzywną
wersję agencji towarzyskiej. W przypadku in vitro jakoś łatwiej byłoby mi się
poświęcić – powiedział z miną cierpiętnika
- Kocham cię, wiesz – zbliżyła się
i musnęła ustami jego wargi
- Ja ciebie też, ty moja przyszła
mamuśko – odparł już w nieco lepszym nastroju i przytulił ją do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz