B

wtorek, 3 września 2013

Miniaturka VIII 'Urodzinowa niespodzianka'

- Nie marudź, tylko chodź. Przyda nam się chwila relaksu – powiedziała Violetta ciągnąc ją do bufetu. Nie bardzo wiedziała, dlaczego Kubasińska tak mocno się upiera. Próbowała uświadomić swojej sekretarce, że ma mnóstwo pracy, telefony się urywają, a wczesna pora lunchu to najlepszy czas, by nadrobić zaległości. Na nic zdały się jej tłumaczenia. Jak Violetta się uprze, to nie ma mocnych. Zgodziła się wypić szybką kawę i wrócić do pracy. Korytarze były niemal puste. Kręciło się po nich tylko kilku pracowników. Wreszcie dotarły do bufetu. Gdy tylko uchyliła drzwi usłyszała głośne ‘sto lat’. No tak, przez wydarzenia ostatnich tygodni i napięty grafik nawet zapomniała, że dziś kończy dwadzieścia osiem lat. Zaśmiała się w duchu uzmysławiając sobie, że Febo&Dobrzański pochłonęło ją tak bardzo, że całkowicie zapomniała o sobie. Nie kryła swojego zdumienia, gdy w niewielkiej salce bufetu zobaczyła większość pracowników, którzy mimo ścisku z uśmiechem na ustach śpiewali jej urodzinową pieśń. Wzruszyła się jeszcze bardziej, gdy Ela ustawiła przed nią stolik z ogromnym tortem. Czarny Las. Ten, który lubi najbardziej. Wciąż oszołomiona przymierzała się do zdmuchnięcia świeczek. Usłyszała gdzieś z końca sali ‘pomyśl życzenie’. Chwilę później tuż obok niej z wielkim bukietem białych róż znalazł się Pshemko. W charakterystyczny dla siebie sposób wygłosił na jej cześć mowę, by na koniec życzyć jej dalszych sukcesów w FD i szczęścia w życiu prywatnym. Strzeliły korki od szampana. Władek z Sebastianem sprawnie otwierali kolejne butelki i już po chwili kieliszki ze złocistym trunkiem znalazły swoich właścicieli. Część pracowników poprzestała na wspólnym sto lat. Część próbowała się do niej dopchać, by osobiście złożyć jej życzenia. Jak nakręceni powtarzali o spełnieniu marzeń, pomyślności w życiu osobistym i zawodowym. Jej przyjaciółki życzyły jej szczęścia w miłości. Zapewne miały na myśli Piotra, ale czy ona w tym momencie również myślała o Sosnowskim. Najbardziej zaskoczyły ją chyba słowa Olszańskiego. Życzył jej by potrafiła wybaczyć jemu i Markowi, by potrafiła zapomnieć i dać sobie jeszcze jedną szansę na szczęście. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie dał jej tymi słowami do myślenia. Dzięki Sebastianowi jeszcze intensywniej zaczęła szukać go. Gdy tylko tu weszła wśród kilkudziesięciu głów zaczęła szukać właśnie jego, ale bez efektów. Byli wszyscy, z którymi najbliżej współpracowała. Cała ekipa mistrza, informatycy, PR’owcy, sekretarki, księgowość, graficy i fotograf. Przyszedł nawet Daniel z recepcji, Turek, kilka sprzątaczek i ochroniarz Władek. Był także Maciek, którego musiała ściągnąć tutaj Ania. Byli wszyscy, oprócz Marka. Nie ukrywała, że było jej przykro. Nie potrafiła przekonać nawet samej siebie, że być może ma jakieś ważne spotkanie w tym czasie. Było jej przykro, ale postanowiła skupić się na swoim święcie, niż roztrząsaniu tego, dlaczego Dobrzański nie przeszedł złożyć jej życzeń. Śmiała się, żartowała, plotkowała z przyjaciółkami. Pracownicy powoli zaczęli się rozchodzić.
- Bardzo wam dziękuję kochane. Naprawdę się nie spodziewałam. Ba, nawet sama zapomniałam o tym, że to dzisiaj – zaczęła, gdy wraz z Alą, Elą i Anią siedziały w niemal pustym bufecie nad filiżanką kawy
- A widzisz – odparła Banaszyk – Ty nie pamiętałaś, ale jest ktoś, kto pamiętał – uśmiechnęła się tajemniczo do pozostałych kobiet
- To bardzo miłe, ale wiecie, że firmy nie stać na takie imprezy. Musimy oszczędzać na czym się tylko da.
- Ale firma nie straciła na tym ani złotówki – zapewniła ją Ela
- To tym bardziej wy nie powinniście sobie robić kosztu – nie dawała za wygraną. Nie chciała naciągać koleżanek. Wiedziała, że ten ogromny tort i kilka butelek wybornego szampana to niemały koszt.
- Ale to nie my – wciąż usprawiedliwiała się Ela
- Więc kto? – zapytała zdziwiona. Dotąd milcząca Alicja wreszcie się odezwała
- Marek – wypowiadając imię właściciela uważnie przyjrzała się pani prezes. Widziała te pojawiające się iskierki.
- Marek? – nawet nie próbowała ukryć swojego zdziwienia, ale i dozy radości
- Marek, Marek – jej asystentka uśmiechnęła się szeroko – dwa dni temu wysłał do większości pracowników maile. Prosił o dyskrecje, chciał byś miała niespodziankę. Ja wciąż jestem w szoku, że Violka nic ci nie chlapnęła – zaśmiała się głośno, po chwili zawtórowała jej reszta – Dziś rano kurier przywiózł tort i kwiaty. Władek odebrał – tłumaczyła
- Jeszcze przed pracą przywiózł mi szampana – wtrąciła się bufetowa
- Kochana, to była grubsza akcja. Pełna konspiracja – Banaszyk dopiła kawę i rzuciła wstając – ja lecę sprawdzić, jak tam Violka wszystko ogarnia. Ula pamiętaj, że za godzinę masz spotkanie z tą Iwoną od targów.
Zostały we trzy. Ela trajkotała coś o Władku. Ona nie słuchała. Pogrążyła się w myślach o Dobrzańskim, niespodziance jaką przygotował i tym, że nie przyszedł. Gdy tylko nadarzy się okazja, musi z nim o tym porozmawiać. Milewska wciąż przyglądała się swojej młodszej koleżance w milczeniu. Martwiła się. Po prostu się martwiła. Cieplak rozbieganym wzrokiem obrzuciła przyjaciółki i mówiąc krótkie ‘pogadamy później’ ulotniła się z bufetu.
Mijając konferencyjną dostrzegła go pochylonego nad dokumentami. Wsunęła się nie zauważona do środka. Przez chwilę przyglądała mu się w ciszy. Wciąż nie mogła w to uwierzyć, że stał się taki pracowity. Nie przypuszczała, że potrafi tak bardzo angażować się w powierzone mu zadania. Wyręczał ją w wielu sprawach. A ona w zamian go opieprzała. O wszystko. Właśnie teraz, patrząc na niego pogrążonego w zadaniach uświadomiła sobie, że chyba trochę przesadzała w ostatnich tygodniach. W pewnym stopniu żal już minął, a ona wciąż wyładowywała się na nim za każdym razem. Znosił to godnie. Nadspodziewanie godnie. W ciszy, ze spuszczoną głową. Wielokrotnie była świadkiem jego kłótni z Pauliną. Wiedziała jaki potrafi być. Przy niej się hamował. Jej ciosy, oskarżenia przyjmował z pokorą. Jej ciosy, choć nieuzasadnione. Pauliny, jak najbardziej zasadne, przyjmował z agresją i pretensją. Odkładając w pełni zadrukowaną kartkę na drugi koniec blatu dostrzegł ją. Przez chwilę mierzyli się w ciszy. Wreszcie się odezwała siadając naprzeciw niego
- Przyszłam ci podziękować
- Za co? – zapytał zaskoczony. Zastanawiała się czy naprawdę nie wie, czy tylko udaje
- Za urodziny. Wiem, że to ty – odpowiedziała, a po jej twarzy błąkał się delikatny uśmiech
- Ja nic nie zrobiłem – wzruszył ramionami - Trochę ich tylko zorganizowałem, co nieco podpowiedziałem. Lubią cię, szanują…
- Dlaczego nie przyszedłeś? – zapytała wprost wlepiając w niego swoje błękitne spojrzenie. Westchnął i charakterystyczny dla siebie sposób przeczesał swoją czarną czuprynę
- Bo chciałem, żebyś świętowała z ludźmi, z którymi czujesz się dobrze. Chciałem, że to był miły dla ciebie czas. Miła niespodzianka. Aaaa….oboje dobrze wiemy, że przez ostatnie tygodnie działam ci na nerwy.
- Faktycznie, ostatnio trochę przesadzałam. Przepraszam – spuściła głowę. Było jej głupio, że zorganizował jej niespodziankę, by ostatecznie się na niej nie pojawić
- Przestań mnie bez przerwy przepraszać i mi dziękować. Zasłużyłem sobie na takie traktowanie – spojrzał na nią smutnym wzrokiem
- Nie prawda. Widzę, że się starasz, że mi pomagasz – przerwała nagle – poczekaj tutaj chwilę – rzuciła będąc już przy drzwiach i zniknęła na dobre kilka minut. Drzwi konferencyjnej znów się otworzyły i stanęła w nich ona z ogromnym kawałkiem tortu na talerzyku. Szczerze się roześmiał
- Nie musiałaś 
- Ale chciałam chociaż w niewielkim stopniu ci podziękować. Jest pyszny – zachęcała go
- Wierzę. W końcu to twój ulubiony – uśmiechnął się do nie serdecznie, ale jego oczy wciąż były smutne – Mam coś dla ciebie – powiedział, gdy znów znalazła się naprzeciw niego – tylko musisz mi obiecać, że na pewno to przyjmiesz – poprosił tajemniczo. Dostrzegł w jej oczach wahanie. Zastanawiała się o co może mu chodzić – To z pewnością nie tarantula, ani dwumetrowy portret Pshemko, który musiałabyś trzymać nad łóżkiem – zaśmiał się, by po chwili znów spoważnieć – choć raz mi zaufaj – kiwnęła twierdząco głową i wtedy jej oczom ukazało się małe, czerwone pudełeczko, które wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki – Otwórz – poprosił podsuwając przedmiot w jej stronę. Drżącą ręką otworzyła wieczko i jej oczom ukazał się najpiękniejszy pierścionek świata. Za wszelką cenę starała się, by te niesforne łzy gromadzące się pod powiekami nie znalazły ujścia. Spojrzała na niego z ewidentnie malującym się pytaniem – Kupiłem go kilkanaście tygodni temu z zupełnie inną intencją. Wiem, że to nigdy nie będzie nasz pierścionek zaręczynowy – powiedział z bólem – dlatego daję ci go teraz. Bardzo bym chciał, żebyś go miała – słona kropla spłynęła po jej policzku. Pośpiesznie ją starła. Przyglądała mu się w milczeniu, jakby z jego oczu chciała wyczytać coś jeszcze. Później znów spojrzała na ten wytwór jubilerskiego kunsztu. Białe złoto połączone z niewielkim brylantem. Był prosty, a jednocześnie tak piękny w swej prostocie. Kompletnie ją zaskoczył. Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że mógłby kupić jej pierścionek i to na dodatek zaręczynowy. Pośpiesznie zamknęła wieczko.
- Nie mogę go przyjąć – już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale była szybsza – Jest piękny. Naprawdę piękny. Ale nie mogę go przyjąć. Chciałabym go kiedyś od ciebie dostać zgodnie z jego przeznaczeniem – brwi uniósł w geście zdziwienia, ale jednocześnie jego oczy rozbłysły – Ale jeszcze nie teraz – odparła i jakby bojąc się słów, które przed chwilą padły z jej ust, pospiesznie skierowała się w stronę drzwi. Był szczęśliwy, zaskoczony, a mimo to, nie stracił głowy. Postanowił kuć żelazo póki gorące i zbliżać się do niej ponownie, metodą małych kroków. Stała już w drzwiach, gdy podniósł się i zapytał z nadzieją
- Ula, zjesz dzisiaj ze mną urodzinową kolację? – odwróciła się do niego przodem i po raz kolejny tonęli w swoich spojrzeniach
- Chętnie – odparła i z uśmiechem na ustach wróciła do swojego gabinetu.
Z tajemniczym uśmiechem na twarzy chwycił pudełeczko w dłoń i przezornie na nie chuchając szepnął pod nosem ‘jeszcze nie wszystko stracone’.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz