B

piątek, 13 września 2013

'Pozorne szczęście' II



- Kochanie – zaczęła, tym samym powodując, że oderwał wzrok od gazety – chciałabym, żebyśmy wyjechali na urlop – spojrzał na nią trochę zaskoczony. Uważał ją za pracoholiczkę. On owszem, nigdy nie lubił się przemęczać, za to ona mogła nieustannie tonąć w papierkach, a każda jego próba namówienia ją na choćby jeden dzień wolny kończyła się fiaskiem
- Kiedy?
- Jak najszybciej –odparła zdecydowanie - Tydzień, dwa, gdziekolwiek. Po prostu muszę odpocząć i oderwać się od tego wszystkiego.
- Ula, co się dzieje? – zapytał zmartwiony
- Nie udawaj, że nie wiesz. To, że nigdy nie rozmawiamy o tym wprost nie oznacza, że nie ma problemu. Jest problem i oboje o tym wiemy – była zdenerwowana. Powili przestawała sobie radzić sama ze sobą. Tak bardzo pragnęła dać mu dziecko, a jednocześnie zawsze uciekała od tego typu rozmów. Oboje sądzili, że gdy nie rozmawiają o tym głośno, łatwiej przychodzi im udawanie, że nic się nie dzieje.
- Kochanie, nie powinnaś się przejmować zrzędzeniem mojej matki. Z tego co wiem, na Paulinę i Pablo też naciska. Jej się po prostu nudzi i chciałaby się pobawić w babcię – próbował bagatelizować. Nie. Tak naprawdę też próbował od tego uciec.
- Akurat twoja matka najmniej mnie obchodzi – zaczęła z pretensją, by po chwili wziąć głęboki oddech i nieco się uspokoić – Dobrze wiesz, że mamy problem. Dobrze wiesz, choć nie chcesz powiedzieć o tym głośno. Ja mam dość tego udawania, uciekania i oszukiwania siebie… Od siedmiu miesięcy kochamy się niemal codziennie, ba, czasami nawet kilka razy. Nie biorę tabletek, zresztą nigdy nie brałam. Powinniśmy już od kilku miesięcy chodzić na USG, gromadzić śpioszki i wybierać łóżeczko. Inne pary niekiedy zaliczają wpadkę po jednorazowym seksie bez prezerwatywy, a my co? Mam dwadzieścia osiem lat i chcę być matką, a nie mogę. Zaczynam wpadać w panikę – odparła kuląc się i hamując łzy. Nie chciała się przy nim rozkleić, nie w takiej chwili. Przyciągnął ją do siebie i otulił swoimi ramionami.
- Dobrze. Jeźdźmy. Może faktycznie tej wyjazd dobrze nam zrobi – zaskoczyła go swoimi słowami. Widział, że się martwi, ale nie sądził, że aż tak bardzo się tym zadręcza. On również myślał wielokrotnie o tym, dlaczego im nie wychodzi, ale nie chciał jej dołować, nie chciał rozpoczynać tego tematu, by nie potraktowała tego zbyt osobiście. Słowa matki ignorował lub odpowiadał wymijająco, by dała spokój jego żonie, ale sam zastanawiał się w czym problem, czemu nie mogą zostać rodzicami, jak większość par – Dokąd chcesz jechać?  
- Wszystko jedno
- Jutro coś zarezerwuję – rzekł całując jej skroń – chodź, przygotuję nam kąpiel. Zrelaksujesz się.

Wyjechali na dwa tygodnie na Dominikanę, zostawiając firmę w rękach Krzysztofa, Sebastiana i Adama. Wypoczęli, opalili się, odwiedzili ciekawe miejsca. To dla obojga był bardzo dobrze spędzony czas. Potrzebowali siebie. Potrzebowali siebie z dala od problemów, firmy. Z dala od życia dnia codziennego. Nigdzie nie byli razem od czasu krótkiej podróży poślubnej. Ula odetchnęła i wydawało się, że przestała się zamartwiać. Jednak urlop dobiegł końca. Po czternastu dniach znów znaleźli się na lotnisku Chopina. Pierwszą rzeczą, którą zrobiła po powrocie był test ciążowy. Nie powiedziała mu. Nie chciała robić nadziei, a może po prostu wstydziła się, swojego zachowania. Tego, że mimo wakacji i próby oderwania się od problemów ona wciąż o tym myśli. On i tak wiedział dlaczego tuż po powrocie zamknęła się na kilkanaście minut w łazience. Zdążył rozpakować bagaż podręczny nim pojawiła się w salonie. Po jej minie widział, że nie osiągnęli sukcesu. Bez słowa ją przytulił.

-Chciałabym, żebyś wrócił do firmy – zaczęła rozmowę pewnego wieczoru podczas kolacji
- Ale przecież jestem tam niemal codziennie
- Ale ja nie mówię o pomaganiu mi i wpadaniu na kilka godzin. Chcę, abyś wrócił na swoje dawne stanowisko – odparła rzeczowo
- Mateusz nie sprawdza się jako  dyrektor promocji? – zmarszczył brwi – Wydawało mi się, że jest dobry
- Ja nie mówię o tym stanowisku. Chcę oddać ci fotel prezesa
- Wykluczone – odparł gwałtownie – Sto razy lepiej sprawdzasz się w tej roli niż ja
- Po pierwsze jak zwykle przesadzasz – uśmiechnęła się niemrawo – A po drugie ja potrzebuję oddechu. To mimo wszystko dość stresująca praca. Mnóstwo spotkań, pod presją czasu. Stres mi nie pomaga. Są rzeczy ważniejsze od firmy – westchnął przyglądają się jej badawczo
- Dobrze, jak chcesz mogę wrócić nawet jutro. Zresztą nie chodzi o mój powrót, ale o twoje odejście. Sądzisz, że gdy zamkniesz się w domu i nie będziesz myśleć o niczym innym, tylko o tym kiedy zostaniemy rodzicami, to coś zmieni. Będziesz się  tym jeszcze bardziej zadręczać. Kochanie, nie dajmy się zwariować. To, że póki co nam nie wychodzi nie oznacza, że musimy wpadać w obsesje.
- To, że póki co nam nie wychodzi, nie oznacza, że kiedykolwiek nam wyjdzie – powiedziała wreszcie na głos to, co od kilku tygodni nie pozwalało jej spokojnie spać, funkcjonować i ciszyć się życiem. Dosiadł się obok i spoglądając jej w oczy delikatnie zaczął gładzić kciukiem jej dłoń
- Skarbie, nie dramatyzuj. Powinnaś iść do lekarza i zrobić badania. Pójdę z tobą, jeśli chcesz – spojrzał na nią z troską i czułością. Widział, ile ta sytuacja ją kosztuje.

Nigdy nie sądził, że tak bardzo będzie pragnął zostać ojcem. Człowiek zawsze najbardziej pragnie tego, co w danym momencie najtrudniej osiągnąć. Tak było i z nim. Teraz, gdy mieli trudności, coraz częściej myślał o tym, jak wyglądałoby jego życie, gdyby w ich poukładanym świecie pojawił się mały ktoś. Ktoś, kto byłby częścią jego i Uli. Krew z ich krwi, kość z ich kości. Ktoś, kto by uczył się od nich życia, dla kogo on, Marek Dobrzański byłby wzorem do naśladowania. Pragnął być ojcem, ale tak naprawdę dopiero od niedawna. Wcześniej jakoś specjalnie się nad tym nie zastanawiał. Zawsze wydawała się to odległa przyszłość. Podczas związku z Pauliną to ona planowała wesołą gromadkę. Zaplanowała trójkę, tak naprawdę nawet nie pytając go o zdanie. A on w tamtym momencie nie myślał nawet o jednym dziecku. Nie chciał dzieci, nie był na nie gotowy. Bezgłośnie podporządkował się planom panny Febo. Teraz, podczas związku z Ulą marzył o potomku. Wiedział, że tylko z nią może stworzyć nowe życie, z którego będzie dumny, którym będzie się chełpił na każdym kroku, które będzie dla niego powodem do szczęścia. Wierzył, że mimo początkowych problemów im się uda i stworzą prawdziwą, pełną rodzinę.

Znów był prezesem. Jego żona wróciła na swoje dawne stanowisko. Co prawda Adam całkiem dobrze wypełniał obowiązki dyrektora finansowego, ale był tylko pełniącym obowiązki. Ona zajęła właściwe stanowisko odciążając go nieco. Turek miał mniej pracy, a i ona znalazła zajęcie na kilka godzin dziennie.
Zapisała się na wizytę do lekarza. Chciał iść z nią. Odmówiła. Z jednej strony bardzo chciała, by jej towarzyszył, by trzymał za rękę, by czuła jego obecność i to poczucie bezpieczeństwa jakie jej dawał. Z drugiej wolała najpierw sama się z tym uporać. Niby po pierwszej wizycie niczego nie mogła się spodziewać, a już z pewnością nie diagnozy, ale sądziła, że będzie jej łatwiej.
W głowie wciąż dudniły jej słowa, które wypowiedziała podczas rozmowy z Milewską tuż po powrocie z kliniki. ‘Jeśli okaże się, że jestem bezpłodna rozwiodę się z Markiem. Powinien być z kobietą, która urodzi mu dziecko’. Od dawna się nad tym zastanawiała. Był cudownym facetem i była pewna, że będzie cudownym ojcem. Ona nie może pozbawić go możliwości posiadania dziecka. Za bardzo jej na nim zależy. A już z pewnością tego, że byliby bezdzietną parą nie wybaczyłaby jej Helena. Nie zniosłaby tych ciągłych aluzji, docinek. Zresztą była niemal pewna, że Helena sugerowałaby Markowi założenie nowej rodziny.
Siedzieli przytuleni na kanapie pijąc zieloną herbatę.
- A co będzie, jeśli nie będę w stanie dać ci dziecka? – zapytała ledwie słyszalnie. Widział, jak powoli jej błękitne tęczówki zachodzą łzami
- Nic. Będziemy szczęśliwą, bezdzietną parą – odparł z przekonaniem
- Zdecydowałbyś się na adopcję? – chciała znać jego pogląd w tej sprawie. Ona nie była pewna, czy potrafiłaby w pełni pokochać cudze dziecko, mimo, że tej miłości było w niej aż nadto
- Nie. Raczej nie – rzekł po chwili namysłu. Owszem, chciał dziecka, ale nie wiedział, czy tak naprawdę będzie w stanie udźwignąć tą rolę. Co innego własny potomek, a co innego opieka nad porzuconym dzieckiem. Czy byłby w stanie je pokochać? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Bał się i nie chciał eksperymentować. Nie można igrać z niczyimi uczuciami. On teraz to wiedział – Kochanie, wiele małżeństw mimo, że mogą nie decydują się na dziecko. Nie każdy musi je mieć – westchnęła – Poza tym w dzisiejszych czasach medycyna jest tak rozwinięta. Poczekajmy na te wyniki. Pójdę tam w piątek z tobą. Trzeba porozmawiać z lekarzem czy w razie czego kwalifikowalibyśmy się do in vitro – miał wrażenie, że gdzieś odpłynęła i nawet nie usłyszała jego słów – Ula? – zapytał, wyrywając ją tym samym z zamyślenia. Spojrzała na niego i starała się zebrać myśli. Odsunęła się lekko od niego.
- Obiecaj mi coś – poprosiła ni stąd ni zowąd
- Co tylko chcesz- uśmiechnął się ciepło
- Obiecaj mi, że jeśli okaże się, że nie będziemy mogli mieć dziecka, nie będziesz robił trudności i dasz mi rozwód – powiedziała poważnym tonem, intensywnie wpatrując się w jego oczy. Zaczął nerwowo kaszleć. Miał wrażenie, że krztusi się własną śliną. Złapał gwałtownie powietrze
- Słucham? – zapytał z niedowierzaniem – Czy ty słyszysz, co ty mówisz? – powiedział nieco podniesionym głosem – Czy ty słyszysz, o co ty mnie prosisz? – wściekł się, była tego pewna – Kocham cię! Chcę tego dziecka, ale do cholery, tylko z tobą, rozumiesz?! Nikt nie powiedział, że muszę być ojcem – rzucił i szybko opuścił salon. Wyszedł na taras. Potrzebował odetchnąć świeżym powietrzem. Nie poszła za nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz