B

środa, 18 września 2013

'Pozorne szczęscie' IV

We wtorek rano oboje zgłosili się do kliniki na badania. Dobrzański chciał towarzyszyć żonie przez cały dzień, ale obowiązki mu to uniemożliwiały. Czekało go kilka ważnych spotkań. Chciał je poprzekładać, by być przy niej, by wspierać, by przechodzili przez to razem. Ula upierała się, że ich życie prywatne nie może rujnować firmy. Odpuścił. Tuż po rozpakowaniu jej rzeczy w eleganckiej salce na trzecim piętrze pojechał do firmy, zapewniając, że przyjedzie jak tylko upora się z kontrahentami.
Dalsza diagnostyka czekała ją dopiero po południu. Profesor Dębowski zaproponował jej by zajęła się czymś przyjemnym, by nie myśleć o czekających ją badaniach. Sugerował spacer po pięknym ogrodzie kliniki lub pójście na siłownię. Prywatna klinika, o jednym z najwyższych standardów w Polsce, rządziła się swoimi prawami. Ubrana w dres postanowiła wybrać się na spacer. Zrezygnowała z windy. Pokonując kolejne stopnie w dół usłyszała za sobą męski głos wypowiadający jej imię. Odwróciła się gwałtownie i zamarła
- Piotr? – zapytała z wyraźnym niedowierzaniem
- Cześć – stanął naprzeciw niej z delikatnym uśmiechem na twarzy – Pięknie wyglądasz
- Tak, zwłaszcza w tym dresie – zaśmiała się cicho – Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś być w Bostonie? – zapytała zaciekawiona jego obecnością w kraju i w klinice
- Wróciłem dwa miesiące temu. Źle obliczyli środki. Pojechało czterech lekarzy z Polski. Pieniędzy w sumie mieli dla dwóch. Dlatego w trakcie skrócili nasz staż z rocznego na półroczny – zaśmiał się, choć wiedziała, że jest zły i rozżalony – W sumie najważniejszych rzeczy zdążyłem się na szczęście nauczyć
- Nie pracujesz już w szpitalu?
- Pracuję. Ale mam trochę mniej dyżurów, żeby móc zahaczyć się tutaj. Prawdziwe pieniądze zarabia się w prywatnych klinikach, a ja chcę zmienić mieszkanie – uśmiechnął się  - a poza tym rozwija się tu bardzo dobry oddział kardiologii. Pracują najlepsi z całej Warszawy. Mają świetny sprzęt. To dla mnie duża szansa również w sensie rozwojowym. A ty? – zapytał po chwili milczenia – Masz jakieś problemy ze zdrowiem?
- Nie – uśmiechnęła się blado – Rutynowe badania. Staramy się o dziecko – ostatnie wypowiedziane słowo wywołało dziwny błysk w jej oku.
- Wzięliście ślub – bardziej stwierdził niż zapytał wskazując na jej obrączkę z białego złota
- Tak – mimowolnie się uśmiechnęła spoglądając na krążek na swoim palcu – Pół roku temu – westchnęła niezauważalnie – Piotr, ja tak naprawdę nie miałam okazji ci podziękować za to, co dla nas zrobiłeś, za to, co zrobiłeś dla mnie. I chcę cię jeszcze raz przeprosić
- Było minęło. Nie ma co do tego wracać. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – posłał jej spojrzenie pełne ciepła – W której sali leżysz?
- W piątce na trzecim piętrze
- Wpadnę do ciebie po południu to opowiem ci o stażu, a ty mi o zdrowiu swojego ojca, zgoda? – kiwnęła głową – teraz muszę uciekać, za kwadrans mam operację – machnął jej ręką na pożegnanie i zniknął za rogiem
Z jej Sali dochodziły głośne śmiechy. Cicho otworzył drzwi i stanął jak wryty. W życiu by się go tu nie spodziewał. Nie teraz. Przecież miał być w Stanach. Dostrzegła go. Stał w drzwiach z bukiecikiem stokrotek i przyglądał im się wzrokiem pełnym uwagi, ale i irytacji.
- O jesteś już – uśmiechnęła się do niego promiennie. Siedzący obok jej łóżka Sosnowski podniósł się z miejsca.
- Będziesz mieć teraz dobrą opiekę, więc mogę z czystym sumieniem wracać do pacjentów – zwrócił się do Ulki, a mijając Dobrzańskiego rzucił krótkie ‘cześć’ i wyciągnął w jego kierunku dłoń. Prezes po chwili uścisnął ją, obrzucając lekarza morderczym spojrzeniem. Wiedział, że wiele mu zawdzięcza. Wiedział, że gdyby nie on, być może nigdy by się z Ulą nie zeszli. Wiedział, jak wiele musiało kosztować Piotra tamto spotkanie przed jego wylotem. On to wszystko wiedział. A jednak nie mógł pozbyć się antypatii do tego człowieka i wciąż upatrywał w nim zagrożenie. Drzwi za Sosnowskim już dawno się zamknęły. Powolnym, wręcz ociężałym krokiem podszedł do jej łóżka i ciężko opadł na krzesło zajmowane chwilę wcześniej przez kardiologa.
- Co on tu robi? – zapytał tonem wręcz nieprzyjemnym
- Pracuje – odparła bacznie przyglądając się zachowaniu męża
- Akurat tutaj? Czy w Warszawie jest jedna prywatna klinika? – czyżby słyszała w jego głosie pretensję
- Kochanie, daj spokój – uśmiechnęła się pobłażliwie – Jak tam spotkania?
- Dlaczego nie jest w Bostonie? – dociekał, w napięciu oczekując odpowiedzi
- Bo zabrakło sponsorowi pieniędzy na roczny staż – odpowiedziała już lekko zmęczona tą bezsensowną dyskusją o jej byłym chłopaku – Zapewniam cię, że nie wrócił ze względu na mnie. Spotkaliśmy się przypadkiem na korytarzu. Przyszedł kwadrans przed tobą, żeby opowiedzieć mi o Bostonie – pokiwał głową ze zrozumieniem i starał się przestać myśleć o tym ‘kolesiu w polo’ jak zwykł go nazywać w myślach. Położył na jej kolanach kwiatki. Uśmiechnęła się i w ramach podziękowania złożyła delikatny pocałunek na jego ustach.'Zazdrośnik' szepnęła mu do ucha. W odpowiedzi mocno wpił się w jej usta.

Następnego dnia znów siedzieli w gabinecie profesora.
- Proszę państwa, wciąż czekamy na wyniki. Laboratorium się trochę ociąga. Sami państwo rozumieją, że jest okres urlopowy. Poza tym w przypadku kilku badań efekty można dopiero stwierdzić po kilkudniowym okresie. Sądzę, że jutro, góra pojutrze będę miał część danych. Reszta za dziesięć dni. Póki co, mogę powiedzieć, że USG nie wykazało nic niepokojącego.
- W takim razie podjedziemy może do kliniki w poniedziałek – zaproponował Dobrzański
- Nie. Nie ma sensu państwa fatygować. Ja muszę sobie wszystko na spokojnie przeanalizować, a we wtorek lecę do Paryża. Poza tym stawianie diagnozy na podstawie tylko połowy danych to spekulowanie, a nie leczenie. Umówimy się na spotkanie za dwa tygodnie. Gdyby działo się coś niepokojącego oczywiście proszę o wcześniejszy kontakt. W międzyczasie zgłosi się pan na badanie nasienia tutaj do szpitala. Dzisiaj mamy czwartek – rzucił okiem na kalendarz – zapiszę pana na czwartek za dwa tygodnie, na dwunastą. Zajmie się tym mój asystent. Wynik będzie tego samego dnia, ale niestety ja będę wtedy w gabinecie, dlatego spotkamy się w szpitalu w piątek. Jestem od rana, proszę przyjechać, o której będzie państwu pasować. Oj, zapomniałbym. Jedynym wymogiem badania jest fakt, iż na pięć dni przed oddaniem nasienia muszą się państwo powstrzymać od współżycia. To wymóg niezbędny, ażeby wynik był miarodajny – uśmiechnął się do nich pokrzepiająco – Kończymy już diagnostykę, będziemy wyciągać wnioski i wdrażać ewentualne leczenie. Biorą państwo pod uwagę in vitro?
- Oczywiście – stwierdzili zgodnie
- Miejmy nadzieję, że obejdzie się i bez niego zostaniecie państwo rodzicami. Do zobaczenia niebawem. Mam nadzieję, że będę miał dobre wieści.

Wzięła kilka dni wolnego. Oczekiwanie na diagnozę nie wprawiało ją w najlepszy nastrój. Czuła się zmęczona. Nie miała ochoty na kontakty z ludźmi. Wolała w piżamie zaszyć się w sypialni i czekać na wyrok. Tak, diagnoza lekarza to w jej mniemaniu wyrok. Albo zostaną rodzicami, albo nie. Nie ma 'może', nie ma 'to zależy'. Jest 'tak', albo 'nie'. Kilka dni wcześniej zagadnęła Marka o badanie nasienia. Chciała mu towarzyszyć. Stwierdził, że nie ma sensu, by jechali oboje. Pojechał do firmy sam. W międzyczasie miał podjechać do szpitala. Asystent profesora poinformował go, że po południu będą wyniki i jeśli chce może zapoznać się z nimi jeszcze przed jutrzejszą konsultacją. Chciał. Chciał wiedzieć jak najszybciej. Do tej pory, gdy myślał o tym, że nie mogą mieć dzieci, zwykł myśleć o Uli. Nie, nie obwiniał jej. Nie było powodu do obwiniania. Jeszcze nic tak naprawdę nie wiedzieli. Poza tym nawet jeśli jest bezpłodna, to nie jej wina. Nie doprowadziła do tego celowo. Bezpłodność łączył z Ulą być może również dlatego, że to ona najczęściej mówiła o tym 'problemie'. Ale od wizyty u Dębowskiego, od informacji, że będą badać mu nasienie, zaczął coraz częściej myśleć, że być może to on ma problem. Nigdy nie rozmawiał o tym z Ulą, nigdy nawet jej na ten temat nie napomknął. Zresztą to kompletnie niedorzeczne, że on mógłby nie móc dać jej dziecka. Wariactwo. A jednak jakiś głos w podświadomości powtarzał 'a może to twoja wina?'. Chciał się wreszcie uspokoić.
Tuż po piętnastej jego komórka zaczęła wibrować. Dzwonił Słocki. Po uprzejmym powitaniu wypowiedział tylko jedno zdanie 'Mam już pańskie wyniki'. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz