B

piątek, 6 września 2013

Miniaturka IX 'Nadzieja umiera ostatnia'

Przemierzała właśnie korytarz na piątym piętrze kierując się w stronę windy. Dawno jej tutaj nie było. Czuła się trochę dziwnie. Z tym miejscem, z tym budynkiem, a zwłaszcza z tym piętrem wiązało się tak wiele wspomnień. Tych dobrych i tych złych. Wielokrotnie podczas ostatnich dwóch miesięcy robiła bilans zysków i strat. Koniec końców wychodził dodatni. Mimo wszystko. Mimo krzywd, jakie zaznała, mimo upokorzeń, zawodów, cierpienia. To tu się zakochała. Po raz pierwszy, prawdziwie, całą sobą. To tu poznała człowieka, który owszem, skrzywdził ją, ale przede wszystkim wywrócił jej życie do górny nogami, w tym pozytywnym znaczeniu. To dzięki niemu przeżyła kilka naprawdę szczęśliwych i wyjątkowych chwil, które będzie pamiętała do końca życia. To dzięki niemu przez wiele miesięcy miała ochotę wstawać z łóżka. Dzięki niemu i jego cudownym oczom, odnajdywała w sobie siłę, by wykonywać tytaniczną pracę, by niekiedy zaharowywać się, a w zamian otrzymać jego uśmiech, ciepłe spojrzenie, czy najzwyklejszy pocałunek w skroń. Wiele przez niego wycierpiała, ale musiała przyznać, że także wiele mu zawdzięcza. To dzięki niemu stała się atrakcyjną kobietą, która potrafi uwierzyć w siebie, która zdaje sobie sprawę ze swojego piękna. Nawet jeśli nie zewnętrznego, to wewnętrznego. Ale on swoim zachowaniem, zwłaszcza w SPA, pozwolił jej uwierzyć, że jest piękna również zewnętrznie. Przy nim taka się czuła. Wyleczył ją z kompleksów jeszcze przed zmianą image’u. Pośrednio dzięki niemu stała się atrakcyjna, a przede wszystkim pewna siebie. Utwierdził ją w przekonaniu, że jest najlepsza. Wierzył w nią od samego początku. Bez wahania oddał w jej ręce swoją firmę. Nie zawiodła go. Wyprowadziła Febo&Dobrzański na prostą. Zgodziła się zostać prezesem, bo czuła, że jest mu to winna. Zgodziła się ratować firmę dla niego. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy żałowała tylko jednego – że go nie zatrzymała. Tak naprawdę nie tylko tego żałowała. Mogłaby wymienić całą listę związaną z nim. Żałowała, że nie pozwoliła mu wyjaśnić, że za każdym razem, gdy podejmował próbę ucinała dyskusję, że przed nim uciekała, opieprzała za wszystko i wszystkich, że pozwoliła mu wyjechać, że pozwoliła mu uwierzyć, że nic już dla niej nie znaczy, że dawała mu do zrozumienia, że jest szczęśliwa z Piotrem. Może gdyby tuż przed pokazem zdecydowała się jednak zadzwonić zostałby? Ciężko było teraz snuć teorie co by było gdyby. Prawda była taka, że go odtrąciła, gdy próbował wyjaśnić i znów się do niej zbliżyć. Pozwoliła mu odejść. Była na siebie wściekła i miała do siebie żal. Chciała przeżywać swoją porażkę w samotności. Chciała uciec przed dręczącymi ją myślami o utraconej miłości. Tak, teraz wiedziała, że to była miłość również z jego strony. Ten list, który dał jej Maciek, mówił wszystko. Straciła swoją szansę na szczęście. Kilka dni po jego wyjeździe poprosiła Krzysztofa Dobrzańskiego o spotkanie. Zrzekła się stanowiska. Wiedziała, że zostawia seniora samego, ale nie chciała się nad tym zastanawiać. Musiała uciec przed swoim rozczarowaniem. Wyjechała do kolejnej samotni Pshemko z nadzieją, że nie spotka tam nowego Piotra. Tym razem miała spokój. Mogła pobyć sama ze swoimi myślami i w ciszy obwiniać się o zabicie tej miłości, która nawet nie zdążyła się w pełni rozwinąć. Będąc tam była przekonana, że być może już nigdy się nie spotkają, a nawet jeśli, to zapewne on będzie już mężem Pauliny Febo. Dziś, podczas swojej pierwszej wizyty od czasów rezygnacji, dowiedziała się, że nic bardziej mylnego. Chciała po prostu odwiedzić przyjaciół, a już od progu doniesiono jej, że on wrócił. Wrócił niespełna dwa tygodnie po swoim wyjeździe. Wrócił bez Pauliny i znów jest prezesem. Była zaskoczona, ale i szczęśliwa. W pierwszej chwili, gdy Milewska przekazała jej te informacje, chciała do niego iść. Ostatecznie zrezygnowała. Uznała, że to będzie idiotyczna sytuacja, gdy tak ni stąd ni zowąd wparuje do jego gabinetu, nie posiadając racjonalnego powodu wizyty. Musi poczekać na odpowiednią chwilę, pretekst. Obiecała przyjaciółkom, że odwiedzi je za kilka dni. Może przypadkiem na niego wpadnie. Mijała właśnie sekretariat. Miejsce, w którym spędziła wiele miesięcy. Przystanęła na chwilę. Spojrzała na biurko stojące pod oknem. Niegdyś jej, dziś było zajęte przez młodą, mało atrakcyjną dziewczynę. Musiała przyznać, że jednak go zmieniła. Najwyraźniej zaczął stawiać na brzydsze, ale mądrzejsze. Uśmiechnęła się do siebie w duchu. I wtedy drzwi jego gabinetu się otworzyły i stanął w nich on z plikiem dokumentów w ręku. Nie zwrócił na nią uwagi, tylko od razu skierował swoje spojrzenie na sekretarkę. Znów miała okazję słyszeć jego głos. Barwę, za którą tak bardzo tęskniła. 
- Ewa, wyślij to jeszcze dzisiaj do Time Fashion, a te dwie kartki skseruj w pięciu egzemplarzach i dołóż do tej czarnej teczki na jutrzejsze posiedzenie zarządu – odparł uprzejmie i ponownie skierował się w kierunku drzwi. Sekretarka powiodła za nim tęsknym spojrzeniem. Doskonale to widziała. Pomyślała, że ona musiała zachowywać się podobnie będąc na jej miejscu. Najwyraźniej musiał poczuć, że ktoś uważnie mu się przygląda, bo nim zniknął za drzwiami spojrzał w jej stronę. Spojrzał i zamarł. Chwilę stał nieruchomo najwyraźniej zastanawiając się, czy wyobraźnia nie płata mu figla.
- Ula? – zapytał, a jego twarz momentalnie się rozpromieniła
- Witaj, miło cię widzieć – odparła delikatnie się uśmiechając.
Otaksował ją zachwyconym spojrzeniem. Wyglądała jeszcze piękniej, niż kilkanaście tygodni temu. Zastanawiał się, jak ona to robi. Idealnie ułożone włosy, sukienka podkreślająca jej wszystkie atuty, czarujący uśmiech i te oczy, naprawdę wyjątkowe. Stała przed nim bogini, jego bogini, którą kochał całym sobą i której pragnął.
- Nie wiedziałem, że jesteś w firmie – rzucił, zbliżając się do niej. Poczuła zapach jego perfum. Wciąż tak oszałamiający.
- Byłam u Ali. Właśnie wychodzę – delikatnym ruchem wskazała głową windę. Przyjrzał jej się uważnie, by po chwili się odezwać
- A może masz ochotę wypić ze mną kawę? – zapraszającym gestem pokazał jej drzwi swojego gabinetu. Niepewnie spojrzała mu w oczy i z delikatnym uśmiechem odpowiedziała
- Chętnie
Ruszyli, ramię w ramię pokonując te kilka kroków. Otworzył jej drzwi wpuszczając do środka. Gdy tylko je minęła, a on wchodził tuż za nią, odezwała się jego sekretarka
- Marek, pamiętaj, że za dwadzieścia minut masz spotkanie z Terleckim – w tonie jej głosu Ula dostrzegła coś dziwnego. Zazdrość? Obawę?
- Odwołaj – rzucił nawet na nią nie spoglądając
- Ale Marek, czekałeś na to spotkanie od dwóch tygodni – niechętnie się zatrzymał i spojrzał w kierunku dziewczyny. W jego wzroku można było dostrzec irytację. Tak. Prezes Dobrzański był niezwykle zirytowany. Zamiast od kilkunastu sekund siedzieć w swoim gabinecie naprzeciw kobiety jego życia, on dyskutuje ze swoją sekretarką, która usilnie próbuje go przekonać, że jakiś nadęty biznesmen jest w tej chwili najważniejszy.
- Odwołaj – powtórzył ostrzejszym tonem
- Nie wiem czy pamiętasz, że on wylatuje na miesiąc do Anglii. Bardzo ci na tej rozmowie zależało. Może dobrze by było przełożyć waszą kawę na inny termin – mówiła spokojnie, unikając jego wzroku. Tego już było za wiele. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie trafił go w tym momencie szlak.
- Moja droga – zaczął drwiąco – uwierz, że ja doskonale wiem na której rozmowie mi zależy! – westchnął. Nie krył, że zachowanie Ewy trochę go dziwiło. Nigdy tak się nie zachowywała – Kim ty dla mnie jesteś, co? – zapytał nagle – Moją matką, moją żoną, że możesz mi mówić, co mam robić, czy moją sekretarką?
- Sekretarką – odparła cicho, a pod powiekami zaczęły gromadzić jej się łzy
- Właśnie – podkreślił – Więc bardzo cię proszę zrób to, o co cię proszę. Przełóż to spotkanie na najbliższy termin i zrób nam dwie kawy, takie jak zwykle – ruszył w kierunku drzwi, lecz zatrzymał się jeszcze na ułamek sekundy rzucając krótkie – aaa i nie ma mnie dla nikogo.
Bacznie przysłuchiwała się toczącej się w sekretariacie dyskusji. Nie, nie podsłuchiwała. Po prostu Marek zostawił uchylone drzwi, a mówił na tyle głośno i wyraźnie, że słyszała każde jego słowo. Śmiała się pod nosem. Jego nowa sekretarka zachowywała się podobnie jak ona. Przecież Cieplakówna będąc na jej miejscu też broniła innym kobietom dostępu do prezesa. Chciała go zająć innymi sprawami wagi kosmicznej, by tylko nie zamykał się w gabinecie z Klaudią, Domi czy inną kobietą. Ale była także pewna drobna różnica. Jej nie traktował w taki sposób. Do niej nigdy się tak odzywał, nie ustawiał jej do pionu, nie przypominał w tak brutalny sposób, gdzie jest jej miejsce. Ona miała przyzwolenie na wkraczanie do jego życia prywatnego. Ewa najwyraźniej nie. Bardzo ją to cieszyło. Znalazł się wreszcie w środku. Widziała, że jest lekko zdenerwowany tą wymianą zdań. Usiadł w fotelu. Miał ochotę znaleźć się obok niej na kanapie, ale wciąż w pamięci miał ich relacje sprzed premiery FD Gusto. Niby było normalnie, ale wciąż go unikała. Nie chciał jej krępować swoją zbytnią bliskością. Znów utonął w jej oczach. Nawet nie próbował ukryć tego, jak bardzo się ciszy, że jest tutaj z nim. Miał to ewidentnie wymalowane na twarzy.
- Sądziłem, że jesteś w Bostonie – zbarczył brwi i jakby z pogardą wypowiedział nazwę tego amerykańskiego miasta
- Jak widzisz nigdzie nie pojechałam – odparła wzdychając na wspomnienia decyzji, którą początkowo podjęła. Teraz wiedziała, że ten wyjazd to byłby największy błąd jej życia. 
- Piotrowi cofnęli staż? – dopytywał. Chciał wiedzieć, czy wciąż są razem.
- Nie. Piotr pojechał. Ja zostałam. Nie potrafiłam zostawić rodziny i – urwała. Miała ochotę powiedzieć ‘i ciebie’, ostatecznie wybrnęła z tego niemal okrężną drogą – i tego wszystkiego.
Usłyszeli ciche pukanie i po głośnym ‘proszę’ wypowiedzianym przez Marka, w drzwiach pojawiła się Ewa. Mierząc Cieplakównę wzrokiem postawiła na stoliku tacę z dwiema filiżankami. Ku ogromnemu rozczarowaniu sekretarki, Marek nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem, o uśmiechu nie wspominając. Cała jego uwaga skupiała się na Uli. Bacznie jej się przyglądał z błąkającym się na ustach tajemniczym uśmiechem. Nim kobieta zdążyła opuścić pomieszczenie zdążyła jeszcze usłyszeć kolejną wymianę zdań swojego szefa i jego gościa
- Ty pijesz kawę z mlekiem? Od kiedy zagorzały fan małej czarnej przekonał się do mojej wersji? – zapytała ze śmiechem
- Od kiedy zrozumiałem, że smakuje lepiej – puścił jej oczko. Coś się zmieniło i czuł to. Ewidentnie to czuł. Zachowywała się inaczej. Inaczej z nim rozmawiała. Inaczej, niż przed jego wyjazdem. Miał wrażenie, że pewna bariera między nimi pękła i jest całkiem normalnie. Podobało mu się to. Postanowiła zapytać go o swoją następczynię
- To twoja nowa sekretarka? Co z Anią?
- Ewa? Tak – pokiwał głową – pracuje tu od czterech, czy pięciu tygodni. Ania zajęła się sprzedażą internetową. Dzięki tobie i Maćkowi całkiem dobrze się rozwinęła ta gałąź dystrybucji naszych kolekcji.
- Wygląda na kompetentną. Widzę, że zacząłeś stawiać na profesjonalistki – spojrzała na niego znacząco. Faktycznie celowo wybrał mniej urodziwą, acz zdolniejszą. Nie o to chodziło, że atrakcyjna sekretarka kusiłaby go. Nie, on już się nie dawał skusić. Po prostu nie chciał mieć problemów w pracy, nie chciał, by jakaś roztrzepana pudernica zaprzepaściła wyniki wypracowane przez Ulę.
- Radzi sobie całkiem nieźle. Całkiem nieźle ogarnia te wszystkie papiery i mój kalendarz. Ale prawda jest taka, że tobie nie dorasta nawet do pięt
- Nie ma ludzi niezastąpionych
- Ty jesteś wyjątkiem – spojrzał jej prosto w oczy – Ciebie nie da się nikim zastąpić.
Zaczęła się zastanawiać, czy to zdanie, które sekundę wcześniej padło z jego ust ma drugie dno. Nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się tylko uroczo. Odstawiła pustą filiżankę i spojrzała na zegarek.
- Będę się zbierać. Ja mam wolne, ale ty jesteś w pracy – chwytając w rękę torebkę wstała
- Zostań jeszcze – poprosił gwałtownie zrywając się z miejsca – A tak w ogóle, to spieszysz się gdzieś? Dasz się zaprosić na lunch?
- Mam wolny cały dzień – w głębi duszy cieszyła się z tej propozycji. Nie miała ochoty jeszcze się z nim rozstawać. Chciała go zapytać o tak wiele rzeczy. Na przykład o jego relacje z panną Febo
- Świetnie – niemal klasnął w dłonie – daj mi pół minuty – dziarskim krokiem ruszył w kierunku biurka, pospiesznie pakując swoje rzeczy do teczki. Zastanawiała się, czy przypadkiem pan prezes dzięki niej nie zamierza zrobić sobie wagarów i urwać się z pracy już o trzynastej. Najwyraźniej takie miał plany. Nigdy na lunch nie zabierał teczki. Nawet, gdy był to posiłek pseudo biznesowy. Po chwili znalazł się tuż obok niej i z uśmiechem otworzył jej drzwi. Odkąd tylko się spotkali zachowywał się jak pięciolatek, który na gwiazdkę dostał wymarzony prezent. Ale tak właśnie się czuł. Spotkanie jej było takim wyjątkowym prezentem, jaki podarował mu los.
- Uleńka? – zapiszczała Kubasińska, gdy tylko pojawili się w drzwiach – Jak miło cię widzieć kochana – rzuciła jej się na szyję. Marek tylko zaśmiał się pod nosem.
- Ciebie też miło widzieć Viola – odparła ledwie słyszalnie, bo Violetta ściskała ją tak mocno, że znacznie ograniczyła jej dopływ powietrza
Zaczęła coś paplać o tym, jak cudownie Cieplak wygląda, jaką ma szałową sukienkę i do którego chodzi fryzjera. W tym czasie Marek zwrócił się do Ewy
- Wychodzę. Dziś mnie już nie będzie. Wszystkie sprawy priorytetowe kieruj do Sebastiana – dziewczyna tylko posłusznie kiwnęła głową. Spojrzał na Ulę, która ledwo radziła sobie z dziewczyną jego przyjaciela.
- Viola, bardzo cię przepraszam, ale właśnie wychodziliśmy – położył delikatnie dłoń na plecach panny Cieplak. Nawet się nie zastanawiał. Po prostu wyszło to jakoś tak odruchowo. Ucieszył się, gdy się nie odsunęła, a wręcz mocniej naparła na jego rękę.
- Pani prezes i pan prezes. Jak za starych, dobrych czasów – uśmiechnęła się Kubasińska. Oni tylko spojrzeli na siebie ukradkiem. Ula ruszyła w kierunku wind, a Marek zostając nieco z tylu zdążył jeszcze szepnąć sekretarce na ucho
- Violka, trzymaj kciuki. I nikomu ani słowa – w odpowiedzi puściła mu oczko i teatralnie machając na pożegnanie.
Zamiast skierować się do Bacaro lub Ogrodów Smaku, zaprowadził ją do samochodu. Jechali już dobre dwadzieścia minut. Wyjeżdżali z miasta. Luźno dyskutowali. Głównie o Violce i Sebie, który dzielnie znosi jej humory i wybuchy euforii. Tak naprawdę nawet nie zapytała dokąd ją zabiera. Już dawno byli poza Warszawą, gdy wreszcie zatrzymał samochód na podjeździe gospody o nazwie ‘Czarny Staw’. Było tam swojsko. Trochę się zdziwiła. Zwykle wybierał lokale bardzo wystawne, eleganckie. Swe kroki od razu skierował w stronę tarasu, na którym znajdowało się kilkanaście stolików. Teraz już rozumiała. Taras był tak naprawdę drewnianą platformą wychodzącą w głąb niewielkiego jeziora. Tafla wody, las i śpiew ptaków. Pogoda była idealna. Było tak, jak w SPA. Uśmiechnęła się pod nosem. Musiała stwierdzić, że od momentu, gdy dzisiaj go zobaczyła, uśmiech niemal nie schodził jej z twarzy.
Odsunął jej krzesło. Po chwili młoda dziewczyna w góralskim stroju podała im karty.
- Ja nie przypuszczałam, że znasz takie miejsca.
- Byłem tu ostatnio na obiedzie z Korzyńskim. Nie wiem skąd on zna ten lokal, ale mnie się bardzo spodobał – na chwilę oderwał wzrok od karty i spojrzał na nią - Przypomina mi pewne miejsce, z którym wiążą się piękne wspomnienia – jak gdyby nigdy nic powrócił do analizowania menu. Postanowiła nie reagować. Złożyli zamówienie i po raz setny tego dnia zatonęli w swoich spojrzeniach – Wrócisz do firmy?
- A co, znudziła ci się już zabawa w prezesa?
- Miałem na myśli raczej twoją wcześniejszą posadę. Wciąż potrzebuję dyrektora finansowego z prawdziwego zdarzenia. Ale jeśli chcesz, możesz być znowu prezesem. Nie mam nic przeciwko – zaskoczyły ją jego słowa. Kiedyś rękami i nogami bronił się przed ustąpieniem ze stanowiska.
- Jak na razie utrzymuję się z dochodów PRO-S. Miałam zacząć szukać jakiejś pracy…. – zawahała się – A co na to Aleks?
- Aleksa nie ma. Po twoim sukcesie z Gusto wyjechał do Mediolanu. Poniósł porażkę i jeszcze się nie podniósł – zaśmiał się - Siedzą razem z Pauliną. Ponoć ma rozkręcać jakiś biznes. Jutro mamy posiedzenie zarządu, ale przysłał ojcu jakieś pełnomocnictwa – opowiadał podczas obiadu – To będzie istny teatrzyk. Pic na wodę. Posiedzenie zarządu - ja, ojciec i Turek jako p.o. dyrektora. Febo się wyłączyli i są bardziej figurantami, którym zależy tylko na dochodach z tytułu współudziałowca. W każdym razie dla mnie jeszcze lepiej. Przynajmniej nikt mi nie przeszkadza. Turek jest usłużny, ale mnie drażni. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdybyś ty wróciła.
- Zastanowię się
- Chcesz, żebym cię prosił? Dobrze, mogę cię prosić – nalegał
- Dobrze. Niech stracę – zaśmiała się
- Nie stracisz. Możesz tylko zyskać – rzucił tajemniczo - Bardzo się cieszę, że jednak nie wyjechałaś do Bostonu – ten błysk w oku był widoczny na kilometr
- Uwierz mi, ja również. A ty czemu nie jesteś w Mediolanie?
- Wyjechałem z Pauliną na krótki urlop, na czysto przyjacielskich zasadach. Chciałem odwiedzić dawnych znajomych, na chwilę oderwać się od tego, co było tu w Warszawie – urwał na chwilę zamyślony – tak naprawdę chciałem uciec od ciebie – powiedział szczerze, patrząc jej prosto w oczy - Uciekłem, bo nie potrafiłem się z tobą pożegnać. Było mi łatwiej wyjechać niby to na urlop i mieć świadomość, że wylatujesz z Polski, gdy ja jestem daleko, gdy nie mam możliwości zatrzymać cię.
- Dlaczego nie zostałeś? Może ja chciałam, żebyś mnie zatrzymał – zaskoczyła go tym pytaniem i tym co powiedziała tuż po nim. Zaskoczyło go jej słowa
- Bo sądziłem, że nie możesz już na mnie patrzeć. Byłem przekonany, że chcesz tego wyjazdu, że chcesz być z Piotrem.
- Nie chcę – powiedziała zdecydowanie, wpatrują się w jego oczy


Bawił się kosmykami jej włosów. Uwielbiał to robić. Chłonął jej zapach.
- Kocham cię – szepnął, gdy opuszkami palców zaczęła gładzić jego tors.
- Tak długo czekałam, żeby to usłyszeć – powiedziała równie cicho, by nie burzyć tej idealnej atmosfery
- Tak długo czekałem, że ci to powiedzieć – spojrzał jej w oczy  - Gdy byłem przekonany, że wyjechałaś z Piotrem, że być może już nigdy się nie zobaczymy, straciłem nadzieję. Jak to mówią, nadzieja umiera ostatnia i moja umarła, gdy zrozumiałem, że tuż po premierze Gusto będziesz w Bostonie. Powoli zacząłem się godzić z tym, że już nigdy nie będę szczęśliwy. I ty znów stanęłaś na mojej drodze – musnął ustami czubek jej nosa
- Nawet mi przez myśl nie przeszło, że taki będzie finał naszego dzisiejszego obiadu – zaśmiała się perliście, czym wywołała uśmiech również na jego twarzy
- Cieszę się, że zrezygnowaliśmy z deseru. Zdecydowanie wolę tą wersję zakończenia posiłku – szepnął mocniej przyciągając ją do siebie. Tym razem ułożyła głowę na jego piersi. Czuła bicie jego serca. Wiedziała, że bije tylko dla niej
- Specjalnie wybrałeś to miejsce. Wiedziałeś, że oprócz świetniej kuchni mają tu także pokoje dla gości. Panie Dobrzański, pan mnie uwiódł! – powiedziała z udawaną pretensją w głosie
- Panno Cieplak bardzo się cieszę, że dała się pani uwieść – szepnął prosto w jej usta, by po chwili złączyć ich wargi w namiętnym pocałunku – Obiecaj mi, że już zawsze będziemy razem – poprosił opierając swoje czoło o jej i intensywnie wpatrując się w jej oczy
- Nie muszę ci tego obiecywać. Wiesz przecież, że cię kocham
- Teraz już wiem – przytulił ją z całych sił. Nareszcie odzyskał spokój duszy i szczęście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz