Wybrała jego numer wychodząc z
budynku banku. Spojrzała w niebo na ołowiane chmury kłębiące się nad Warszawą.
W powietrzu było czuć zbliżający się deszcz. Usłyszała jego wesoły głos po
trzecim sygnale
- Cześć Ula
- Cześć – westchnęła ciężko –
Bardzo cię przepraszam, ale jestem zmuszona odwołać nasze dzisiejsze spotkanie
- Stało się coś? – zapytał szybko
- Miałam paskudny dzień w pracy,
głowa mi pęka i nie mam ochoty na żadne wyjście. Prawdę mówiąc nie mam na nic
ochoty – ociężałym krokiem zmierzała w stronę przystanku tramwajowego,
jednocześnie zastanawiając się, do której apteki będzie miała najbliżej, żeby
nabyć środki przeciwbólowe.
- Szkoda – usłyszała w jego
głosie nutę zawodu – Ale oczywiście rozumiem. To może zobaczymy się jutro? –
zapytał z nadzieją
- Ciężko mi teraz cokolwiek
obiecywać. Jestem wypompowana. Marzę jedynie o lampce wina i ciepłym kocu
- Proszę cię, nie każ mi czekać
kolejnych siedmiu dni, bym mógł cię zobaczyć – przyjemne ciepło rozlało się w
jej wnętrzu słysząc te słowa – A może masz ochotę wypić to wino w moim
towarzystwie, hmmm? Kupię po drodze i podjadę do ciebie. Obejrzymy jakiś film,
albo po prostu posiedzimy razem. Co ty na to? Nasi przyjaciele świetnie się
bawią w SPA, może i nam uda się uratować ten wieczór.
- Zapraszam. Ale od razu
ostrzegam, że nie mam siły na gotowanie – uprzedziła go
- Nie szkodzi. Zamówimy pizze –
ożywił się, słysząc jej zgodę – Białe, czy czerwone?
- Białe.
- Będę po osiemnastej
- Do zobaczenia – rozłączyła się.
W głębi duszy musiała przyznać, że podoba jej się to, że jest taki uparty i z
taką konsekwencją zabiega o ich spotkania. Starał się. Zdecydowanie się starał.
I gdy cztery tygodnie temu godziła się na te dziesięć randek była przekonana,
że szybko mu się znudzi. Że jej niedostępność, a nawet oziębłość szybko go
znuży i daruje sobie tę znajomość, a rzecz szybkiego podrywu w klubie. Jednak
on nie rezygnował, a wręcz za każdym razem sugerował jej, że chce więcej.
Czyżby panu Dobrzańskiemu, do niedawna Casanovie naprawdę na niej zależało? Na
niej, dziewczynie z pozoru jakich wiele w tym mieście, o twardych zasadach i
radykalnych poglądach.
Zatrzasnęła drzwi nogą i rzuciła
torebkę na stojącą pod ścianą komodę. Niechętnie spojrzała na zegarek, który
wskazywał kwadrans po siedemnastej. Stwierdziła, że zdąży jeszcze na spokojnie
wziąć prysznic. Miała nadzieję, że gorąca woda trochę rozluźni jej spięte
mięśnie karku.
- Cieszę się, że dałaś się namówić – stał oparty o ścianę z
tajemniczym uśmiechem. W ręku trzymał butelkę wina.
- Wejdź – zaprosiła go do środka.
Nie wiedziała, czy powinna go witać w spranych jeansach i zwykłym, czarnym
topie, ale szybko uznała, że nie jest w nastroju, żeby się stroić. Chciała czuć
się wygodnie, po domowemu – Rozgość się – wskazała ręką na salon – Przyniosę
kieliszki
- I korkociąg – zawołał za nią,
gdy zniknęła w kuchni
- Leży na stoliku – odparła. Gdy
wróciła do pokoju dziennego, marynarka leżała na fotelu, a on kończył podwijać
drugi rękaw koszuli – To, co zamawiamy pizze? Przyznam szczerze, że chętnie bym
coś zjadła. Nie miałam czasu na lunch.
- Ja też. Miałem dzisiaj kocioł.
Jaką? – zapytał, zgrabnie otwierając butelkę
- Pepperoni? – odpowiedział jej
szerokim uśmiechem
- Moja ulubiona. Cieszę się, że
się zgadzamy w kwestii pizzy. Mam nadzieję, że zgodzimy się jeszcze w wielu
innych kwestiach – spojrzał na nią znacząco, gdy wybierała numer jednej z
największej sieci pizzerii w mieście.
- A to się dopiero okaże – w górę
powędrował jeden kącik ust.
- Opowiesz mi o swoim paskudnym
dniu, czy wolisz o tym nie gadać?
- Nie ma o czym opowiadać –
wzruszyła ramionami upijając łyk słomkowej cieczy – Pyszne wino wybrałeś –
spojrzała na niego z uznaniem – Szef miał dziś ponury nastrój i zepsuł go
wszystkim pozostałym. Na dodatek ma coraz większe wymagania. Lubię swoją pracę,
ale nie dam rady pracować na trzy etaty. Dostałam dziewięćdziesiąt złotych
podwyżki tylko po to, by przyjąć połowę więcej obowiązków. Ale nie ma o czym mówić
– machnęła ręką – Mam nadzieję, że szybko pogodzi się z żoną i znów zacznie
mówić ludzkim głosem. Zwykle każda ich kłótnia odbija się na pracownikach.
- Zupełnie jakbym słyszał o
naszym projektancie – zaśmiał się pod nosem - Jest gejem. I gdy tylko posprzecza
się ze swoim partnerem nic mu się nie podoba, wszystko fruwa i każdego zwalnia.
W tym miesiącu główną krawcową zwalniał już trzy razy – wywrócił oczami – Mam z
nim skaranie boże. A najgorsze jest to, że ojciec ma już dość i zawsze mnie do
niego wysyła. Ja muszę wysłuchać jego frustracji i przytaknąć, że to oczywiście
on miał rację, a nie Gustaw
Śmiała się trzymając za brzuch,
gdy skończył opowiadać kolejną, zabawną historyjkę.
- To, co? Może obejrzymy jakiś
film?
- Błagam, tylko nie żaden dramat
– jęknęła, odstawiając pusty talerz na stolik i podkulając nogi, wygodnie
usadowiła się na sofie, przysuwając się do niego bliżej
- To poszukamy jakiejś komedii –
chwycił w rękę pilota, przeskakując raz po raz na nowy kanał. Amerykańska
produkcja okazała się całkiem niezła, ale ona najwyraźniej wykończona emocjami
dnia dzisiejszego szybko zasnęła z głową na jego ramieniu. Miał nadzieję, że
ocknie się przed końcem, ale tak się nie stało. Zerknął na zegarek, który
wskazywał dwudziestą trzecią i uznał, że czas się zbierać do domu. Miał ogromną
ochotę z nią zostać, ale wiedział doskonale, że rano czułaby się zakłopotana. Wykonując
milimetrowe ruchy zaczął wstawać. Starał się jej głowę ze swojego ramienia
ulokować na kolorowej poduszce, jednak nie udało mu się. Przebudziła się,
przyglądając mu się nieprzytomnym wzrokiem.
- Zasnęłam? – wyszeptała niezbyt
wyraźnie, wciąż na pograniczu jawy i snu
- Stres cię zmógł. Będę się
zbierać. Śpij – szepnął okrywając ją leżącym na oparciu sofy pledem i czułym
gestem odgarnął jej włosy za ucho. Chwycił marynarkę i wyszedł z mieszkania.
Rano otrzymał od niej sms’a,
który wywołał uśmiech na jego twarzy. ‘Wybacz mi, że zasnęłam. To był naprawdę
fajny wieczór. Dziękuję Ci, że przyjechałeś :)’
- No stary, widzę, że weekend się
udał – rzekł widząc roześmianego przyjaciela
- A żebyś wiedział. Super pogoda,
piękna dziewczyna, fajny hotel z wygodnym łóżkiem – cmoknął – Żyć nie umierać –
wszedł za brunetem do jego gabinetu - A ty, jak tam? – z zaciekawieniem przyjrzał
się Dobrzańskiemu i rozsiadł się na fotelu, kładąc nogi na szklanym stoliku –
Zaliczyłeś już bazę, czy dalej bawisz się w randkowanie? – zaśmiał się pod
nosem
- Nie chcę tego zepsuć, ok?
- Aha, czyli dalej jesteście na
etapie buzi buzi i trzymania się za rączki. Normalnie gimnazjum – zakpił - No
stary – spojrzał na kumpla z podziwem, ale i rozbawieniem – to już będzie
miesiąc
- Dostosowuję się do jej tempa –
wzruszył ramionami - To wyjątkowa dziewczyna, poznawanie której sprawia mi
coraz więcej przyjemności
- No ja póki co tu przyjemności
nie dostrzegam – spojrzał na Marka wymownie
- Spokojnie, na wszystko
przyjdzie czas – powiedział na odczepnego. I choć Ula pociągała go od samego
początku, to nie żałował, że jeszcze się nie kochali. Miał świadomość, że z tą
dziewczyną szybki numerek wszystko by zepsuł – Jest fascynująca. Z nią nic nie
jest oczywiste.
- Uuu, jeszcze się zakochasz
- Chciałbym. Chyba czas najwyższy
– usiadł za biurkiem – A to idealna kandydatka – mruknął pod nosem tak, by
przyjaciel go nie usłyszał
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz