Coraz bardziej przyzwyczajała się
do jego obecności w życiu i coraz częściej łapała się na tym, że nie mogła się
doczekać kolejnej randki. Podobało jej się to, że się stara, że nieustannie
próbuje ją zaskakiwać. Zastanawiała się, co wymyślił tym razem, zwłaszcza, że
zastrzegał, iż w ten sobotni, letni wieczór spotkają się dość późno. Nie miała
pojęcia, co chodzi mu po głowie, gdy o dwudziestej drugiej zatrzymał auto w
samym centrum Śródmieścia. Z lekkim przerażaniem stwierdziła, że są pod hotelem
Intercontinental. Do tej pory niczego nie przyspieszał, nie naciskał na nią i
była mu za to wdzięczna. Tym bardziej nie rozumiała, co zamierza, zapraszając
ją na randkę do hotelu. Szybko jednak odetchnęła z ulgą widząc, jak wyciąga z
bagażnika duży kosz z ortalionu i kieruje się w stronę szklanego biurowca,
ciągnąc ją za rękę.
- Chcesz mi pokazać swoje biuro? –
zaczęła żartobliwym tonem
- Nie. Moja firma mieści się na
Lwowskiej. I to jest bardzo dobry pomysł, żebyś odwiedziła mnie kiedyś w pracy.
Pshemko będzie tobą oczarowany – podchodząc do metalowych drzwi znajdujących
się na tyłach budynku wyciągnął z kieszeni telefon i rzucił do aparatu krótkie ‘już
jesteśmy’ – Zamierzam cię zabrać na piknik pod gwiazdami, z najlepszym widokiem
w tym mieście – wyszczerzył się widząc na jej twarzy zaskoczenie – To jeden z
najwyższych budynków w Warszawie – nim zdążyła cokolwiek powiedzieć,
zaskrzypiał zamek w drzwiach, a ich oczom ukazał się około sześćdziesięcioletni
mężczyzna w stroju z napisem ‘ochrona’.
- Zapraszam – ochroniarz gestem
dłoni zachęcił ich do wejścia do środka – I życzę miłego wieczoru – wymienił z Dobrzańskim
porozumiewawcze spojrzenia.
- Jak ci się udało to wszystko
zorganizować? – pytała, gdy jechali już windą na czterdzieste piętro.
- Tajemnica – szepnął wprost do
jej ucha, a jego oddech przyjemnie podrażnił jej skórę. Dopiero teraz zorientowała
się, że stoi tuż za jej plecami, podziwiając tak jak ona, rozświetloną
Warszawę. Wreszcie dotarli na samą górę. Wdrapał się pierwszy po
kilkustopniowej drabince i otworzył klapę. Podał jej rękę i pomógł dotrzeć na
górę. Gratulowała sobie w myślach rezygnację ze szpilek i wybór balerin. Dzięki
temu bez problemu znalazła się na dachu. Koc, cztery latarenki z grubymi
świecami i bukiet czerwonych tulipanów. Wyraźnie zadowolony obserwował jej
reakcję. A ona była zaskoczona i zachwycona.
- Dziękuję – szepnęła i wspinając
się na palce musnęła ustami jego policzek. Po raz pierwszy, tak po prostu, nie
z uwagi na przywitanie, czy pożegnanie.
- Zapraszam – wskazał na puchaty
koc – Co my tutaj mamy? – zajrzał do środka i pierwsze co wyciągnął, to dwa
kieliszki i butelkę szampana – Masz ochotę?
- Chętnie, ale przyjechaliśmy
autem – zauważyła przytomnie.
- Jutro przyjadę po samochód.
Dziś wrócimy taksówką – odkorkował butelkę Moet&Chandone i wypełnił
kieliszki – Za dzisiejszy wieczór – rzekł patrząc jej prosto w oczy.
- Za ten wieczór. W wyjątkowym
miejscu i dobrym towarzystwie – stuknęła swoim kieliszkiem o jego. Uśmiechnął
się do niej uroczo i upił łyk. Następnie wyciągnął z koszyka pudełko z
koreczkami, czekoladowe muffiny i miseczkę z truskawkami.
- Szampan, truskawki, gwiazdy –
spojrzała w górę, na bezchmurne niebo – Dziś się wyjątkowo postarałeś
- Dla ciebie warto się starać – przysunął
się bliżej, siadając za nią. Wtuliła się w jego tors – Ta znajomość wiele dla
mnie znaczy. Przy tobie czuję, że staję się lepszym człowiekiem…. I że jestem
bliżej prawdziwego życia, za którym zawsze tęskniłem. Jesteś wyjątkowa –
szepnął wprost do jej ucha. Przykryła jego dłonie, splecione na wysokości jej
pępka, swoimi.
- Dobrze mi z tobą – szepnęła po
chwili i uniosła się kilka centymetrów, by sięgnąć jego ust. Musnęła je
delikatnie swoimi wargami. Nie pozwolił jej się odsunąć. Przytrzymał dłonią jej
głowę i ponownie złączył ich wargi w bardzo subtelnym pocałunku. Bardzo się
pilnował, żeby nie zacząć jej całować bardziej namiętnie, zdecydowanie. Tylko
by ją wypłoszył, zniechęcił. Nie był nachalny, a ona była dość nieporadna. Po
chwili oderwał się od jej ust i oparł swoje czoło o jej. Nie była zła. Po
twarzy błąkał się delikatny uśmiech.
- Nareszcie – wyszeptał – Już się
bałem, że się nie doczekam, a może inaczej…. Bałem się, że nie wytrzymam i
pocałuję cię pierwszy. Bardzo nie chciałem łamać danego ci słowa.
- A ja się cieszę, że dotrzymałeś
obietnicy. To wiele dla mnie znaczy – opuszkami palców musnęła jego zarośnięty
policzek
- Wiem. Obiecuję ci, że nie będę
niczego przyspieszał. Ale nie mogę ci obiecać, że teraz sam nie wyjdę z
inicjatywą. Przed chwilą dałaś mi zielone światło, nasza relacja weszła na
kolejny etap i zamierzam z tego korzystać – mocno przytulił ją do siebie, wtulając
nos jej szyję – Już się ode mnie nie uwolnisz
- Chyba już nie chcę się uwalniać
– spojrzała mu prosto w oczy. Przyjął jej słowa z szerokim uśmiechem.
- Cudownie smakujesz – rzekł, nim
pocałował ją po raz kolejny.
Leżeli naprzeciw siebie na kocu,
bokiem, opierając głowy na przedramionach i zajadali się truskawkami.
Dobrzański do czasu do czasu pozwalał sobie na nieco bardziej intymne gesty i
karmił swoją towarzyszkę słodkimi owocami. Raz nawet pozwolił sobie zjeść nadgryziony
przez nią owoc. Delektowali się wzajemną bliskością. Oboje mieli poczucie, że
ten wieczór wiele między nimi zmienił.
- To jest naprawdę bardzo udany
wieczór
- I jeszcze wiele takich przed
nami – odparł, gładząc kciukiem jej policzek – Ale chcę więcej – zmarszczyła brwi,
nie bardzo wiedząc, do czego zmierza – Chcę się widywać z tobą nie tylko w
weekendy. Coraz częściej łapię się na tym, że tęsknię za tobą. A czekanie od piątku do piątku
powoli staje się katorgą. Pozwól mi widywać się również w tygodniu.
- Ale zburzymy ten cudowny
rytuał. A ja z wielkim podekscytowaniem czekam na kolejne, weekendowe
spotkania.
- Weekendowe randki pozostawimy bez
zmian. To nie ma być nic wyjątkowego. Dwa, trzy razy w tygodniu wspólna kawa,
lunch, spacer po pracy, cokolwiek
- Z wielką chęcią panie
Dobrzański – odparła splatając palce ich dłoni – Nie sądziłam, że będzie mi z
tobą tak dobrze. Podobnie jak ty, nigdy nie byłam w prawdziwym związku. Prawdę mówiąc
nie mam wielkiego doświadczenia z mężczyznami – zorientował się już podczas
pocałunku, ale nie powiedział tego głośno. W duchu bardzo się cieszył.
- Tak piękna dziewczyna, jak ty z
pewnością przyciągała uwagę mężczyzn – zauważył
- Skutecznie się od nich
odgradzałam – przyznała i po chwili milczenia rozpoczęła swoją opowieść - Na
początku studiów poznałam Huberta. Pierwszy raz w życiu miałam chłopaka. Przez
całe liceum skupiałam się na nauce. Nie w głowie mi były szczeniackie
zauroczenia. Wydawało mi się, że Hubert to ideał. Szybko przekonałam się, że
grał na dwa fronty. Wcale mu na mnie nie zależało. Chciał mnie tylko jak
najszybciej zaliczyć, stąd zakładał maski, które miały mnie do niego przekonać.
Od tej pory zaczęłam unikać mężczyzn.
- Tamtego wieczoru przypominałem
ci Huberta, prawda? – twierdząco kiwnęła głową
- Na mojej drodze znów stanął
facet, z którym dobrze się cały wieczór bawiłam, a któremu zależało tylko na
upojnej nocy – spuścił wzrok, jakby po raz kolejny wstydząc się tego, jak się
zachował - Seks na pierwszej, czy drugiej randce kompletnie nie jest w moim
stylu.
- I bardzo dobrze – wtrącił –
Jesteś absolutnie wyjątkowa. I cieszę się, że wtedy pojawiłaś się w tym klubie.
Inaczej pewnie nie miałbym okazji cię poznać. I cieszę się, że dałaś mi drugą szansę.
- A ja się cieszę, że byłeś taki
uparty i namówiłeś mnie na te spotkania. Ewidentnie zyskujesz przy bliższym
poznaniu – położył się na plecach i przygarnął ją do siebie. Położyła głowę na
jego torsie i oboje obserwowali rozgwieżdżone niebo nad Warszawą.
Kilka minut przed drugą taksówka
zatrzymała się pod jej blokiem. Poprosił kierowcę, by na niego zaczekał, a sam odprowadził
ją na górę.
- Zjesz ze mną lunch w
poniedziałek?
- Nie wiem, czy będę mogła się wyrwać.
Często przerwy spędzam za biurkiem, przegryzając na szybko kanapkę. Zdzwonimy
się, ok?
- Ok. Dziękuję ci za dzisiaj.
- To ja ci dziękuję. Było
cudownie – zrobił dwa kroki wprzód i pocałował ją krótko.
- Śpij dobrze
- Dobranoc Marek – zniknęła za
drzwiami. Z uśmiechem zbiegł na dół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz