B

poniedziałek, 6 czerwca 2016

'Droga do kobiecego serca' VII

Coraz bardziej przyzwyczajała się do jego obecności w życiu i coraz częściej łapała się na tym, że nie mogła się doczekać kolejnej randki. Podobało jej się to, że się stara, że nieustannie próbuje ją zaskakiwać. Zastanawiała się, co wymyślił tym razem, zwłaszcza, że zastrzegał, iż w ten sobotni, letni wieczór spotkają się dość późno. Nie miała pojęcia, co chodzi mu po głowie, gdy o dwudziestej drugiej zatrzymał auto w samym centrum Śródmieścia. Z lekkim przerażaniem stwierdziła, że są pod hotelem Intercontinental. Do tej pory niczego nie przyspieszał, nie naciskał na nią i była mu za to wdzięczna. Tym bardziej nie rozumiała, co zamierza, zapraszając ją na randkę do hotelu. Szybko jednak odetchnęła z ulgą widząc, jak wyciąga z bagażnika duży kosz z ortalionu i kieruje się w stronę szklanego biurowca, ciągnąc ją za rękę.

- Chcesz mi pokazać swoje biuro? – zaczęła żartobliwym tonem

- Nie. Moja firma mieści się na Lwowskiej. I to jest bardzo dobry pomysł, żebyś odwiedziła mnie kiedyś w pracy. Pshemko będzie tobą oczarowany – podchodząc do metalowych drzwi znajdujących się na tyłach budynku wyciągnął z kieszeni telefon i rzucił do aparatu krótkie ‘już jesteśmy’ – Zamierzam cię zabrać na piknik pod gwiazdami, z najlepszym widokiem w tym mieście – wyszczerzył się widząc na jej twarzy zaskoczenie – To jeden z najwyższych budynków w Warszawie – nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zaskrzypiał zamek w drzwiach, a ich oczom ukazał się około sześćdziesięcioletni mężczyzna w stroju z napisem ‘ochrona’.

- Zapraszam – ochroniarz gestem dłoni zachęcił ich do wejścia do środka – I życzę miłego wieczoru – wymienił z Dobrzańskim porozumiewawcze spojrzenia.

- Jak ci się udało to wszystko zorganizować? – pytała, gdy jechali już windą na czterdzieste piętro.

- Tajemnica – szepnął wprost do jej ucha, a jego oddech przyjemnie podrażnił jej skórę. Dopiero teraz zorientowała się, że stoi tuż za jej plecami, podziwiając tak jak ona, rozświetloną Warszawę. Wreszcie dotarli na samą górę. Wdrapał się pierwszy po kilkustopniowej drabince i otworzył klapę. Podał jej rękę i pomógł dotrzeć na górę. Gratulowała sobie w myślach rezygnację ze szpilek i wybór balerin. Dzięki temu bez problemu znalazła się na dachu. Koc, cztery latarenki z grubymi świecami i bukiet czerwonych tulipanów. Wyraźnie zadowolony obserwował jej reakcję. A ona była zaskoczona i zachwycona.

- Dziękuję – szepnęła i wspinając się na palce musnęła ustami jego policzek. Po raz pierwszy, tak po prostu, nie z uwagi na przywitanie, czy pożegnanie.

- Zapraszam – wskazał na puchaty koc – Co my tutaj mamy? – zajrzał do środka i pierwsze co wyciągnął, to dwa kieliszki i butelkę szampana – Masz ochotę?

- Chętnie, ale przyjechaliśmy autem – zauważyła przytomnie.

- Jutro przyjadę po samochód. Dziś wrócimy taksówką – odkorkował butelkę Moet&Chandone i wypełnił kieliszki – Za dzisiejszy wieczór – rzekł patrząc jej prosto w oczy.

- Za ten wieczór. W wyjątkowym miejscu i dobrym towarzystwie – stuknęła swoim kieliszkiem o jego. Uśmiechnął się do niej uroczo i upił łyk. Następnie wyciągnął z koszyka pudełko z koreczkami, czekoladowe muffiny i miseczkę z truskawkami.

- Szampan, truskawki, gwiazdy – spojrzała w górę, na bezchmurne niebo – Dziś się wyjątkowo postarałeś

- Dla ciebie warto się starać – przysunął się bliżej, siadając za nią. Wtuliła się w jego tors – Ta znajomość wiele dla mnie znaczy. Przy tobie czuję, że staję się lepszym człowiekiem…. I że jestem bliżej prawdziwego życia, za którym zawsze tęskniłem. Jesteś wyjątkowa – szepnął wprost do jej ucha. Przykryła jego dłonie, splecione na wysokości jej pępka, swoimi.

- Dobrze mi z tobą – szepnęła po chwili i uniosła się kilka centymetrów, by sięgnąć jego ust. Musnęła je delikatnie swoimi wargami. Nie pozwolił jej się odsunąć. Przytrzymał dłonią jej głowę i ponownie złączył ich wargi w bardzo subtelnym pocałunku. Bardzo się pilnował, żeby nie zacząć jej całować bardziej namiętnie, zdecydowanie. Tylko by ją wypłoszył, zniechęcił. Nie był nachalny, a ona była dość nieporadna. Po chwili oderwał się od jej ust i oparł swoje czoło o jej. Nie była zła. Po twarzy błąkał się delikatny uśmiech.

- Nareszcie – wyszeptał – Już się bałem, że się nie doczekam, a może inaczej…. Bałem się, że nie wytrzymam i pocałuję cię pierwszy. Bardzo nie chciałem łamać danego ci słowa.

- A ja się cieszę, że dotrzymałeś obietnicy. To wiele dla mnie znaczy – opuszkami palców musnęła jego zarośnięty policzek

- Wiem. Obiecuję ci, że nie będę niczego przyspieszał. Ale nie mogę ci obiecać, że teraz sam nie wyjdę z inicjatywą. Przed chwilą dałaś mi zielone światło, nasza relacja weszła na kolejny etap i zamierzam z tego korzystać – mocno przytulił ją do siebie, wtulając nos jej szyję – Już się ode mnie nie uwolnisz

- Chyba już nie chcę się uwalniać – spojrzała mu prosto w oczy. Przyjął jej słowa z szerokim uśmiechem.

- Cudownie smakujesz – rzekł, nim pocałował ją po raz kolejny.



Leżeli naprzeciw siebie na kocu, bokiem, opierając głowy na przedramionach i zajadali się truskawkami. Dobrzański do czasu do czasu pozwalał sobie na nieco bardziej intymne gesty i karmił swoją towarzyszkę słodkimi owocami.  Raz nawet pozwolił sobie zjeść nadgryziony przez nią owoc. Delektowali się wzajemną bliskością. Oboje mieli poczucie, że ten wieczór wiele między nimi zmienił.

- To jest naprawdę bardzo udany wieczór

- I jeszcze wiele takich przed nami – odparł, gładząc kciukiem jej policzek – Ale chcę więcej – zmarszczyła brwi, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza – Chcę się widywać z tobą nie tylko w weekendy. Coraz częściej łapię się na tym, że tęsknię za tobą. A czekanie od piątku do piątku powoli staje się katorgą. Pozwól mi widywać się również w tygodniu.

- Ale zburzymy ten cudowny rytuał. A ja z wielkim podekscytowaniem czekam na kolejne, weekendowe spotkania.

- Weekendowe randki pozostawimy bez zmian. To nie ma być nic wyjątkowego. Dwa, trzy razy w tygodniu wspólna kawa, lunch, spacer po pracy, cokolwiek

- Z wielką chęcią panie Dobrzański – odparła splatając palce ich dłoni – Nie sądziłam, że będzie mi z tobą tak dobrze. Podobnie jak ty, nigdy nie byłam w prawdziwym związku. Prawdę mówiąc nie mam wielkiego doświadczenia z mężczyznami – zorientował się już podczas pocałunku, ale nie powiedział tego głośno. W duchu bardzo się cieszył.

- Tak piękna dziewczyna, jak ty z pewnością przyciągała uwagę mężczyzn – zauważył

- Skutecznie się od nich odgradzałam – przyznała i po chwili milczenia rozpoczęła swoją opowieść - Na początku studiów poznałam Huberta. Pierwszy raz w życiu miałam chłopaka. Przez całe liceum skupiałam się na nauce. Nie w głowie mi były szczeniackie zauroczenia. Wydawało mi się, że Hubert to ideał. Szybko przekonałam się, że grał na dwa fronty. Wcale mu na mnie nie zależało. Chciał mnie tylko jak najszybciej zaliczyć, stąd zakładał maski, które miały mnie do niego przekonać. Od tej pory zaczęłam unikać mężczyzn.

- Tamtego wieczoru przypominałem ci Huberta, prawda? – twierdząco kiwnęła głową

- Na mojej drodze znów stanął facet, z którym dobrze się cały wieczór bawiłam, a któremu zależało tylko na upojnej nocy – spuścił wzrok, jakby po raz kolejny wstydząc się tego, jak się zachował - Seks na pierwszej, czy drugiej randce kompletnie nie jest w moim stylu.

- I bardzo dobrze – wtrącił – Jesteś absolutnie wyjątkowa. I cieszę się, że wtedy pojawiłaś się w tym klubie. Inaczej pewnie nie miałbym okazji cię poznać. I cieszę się, że dałaś mi drugą szansę. 

- A ja się cieszę, że byłeś taki uparty i namówiłeś mnie na te spotkania. Ewidentnie zyskujesz przy bliższym poznaniu – położył się na plecach i przygarnął ją do siebie. Położyła głowę na jego torsie i oboje obserwowali rozgwieżdżone niebo nad Warszawą.



Kilka minut przed drugą taksówka zatrzymała się pod jej blokiem. Poprosił kierowcę, by na niego zaczekał, a sam odprowadził ją na górę.

- Zjesz ze mną lunch w poniedziałek?

- Nie wiem, czy będę mogła się wyrwać. Często przerwy spędzam za biurkiem, przegryzając na szybko kanapkę. Zdzwonimy się, ok?

- Ok. Dziękuję ci za dzisiaj.

- To ja ci dziękuję. Było cudownie – zrobił dwa kroki wprzód i pocałował ją krótko.

- Śpij dobrze

- Dobranoc Marek – zniknęła za drzwiami. Z uśmiechem zbiegł na dół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz