B

piątek, 24 czerwca 2016

'Droga do kobiecego serca' XI

- Ufasz mi? – zapytał leżąc na kanapie, z głową na jej udach. Bawiła się jego włosami, przeczesując je lekko palcami. Spojrzała mu w oczy, przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Cały czas uczę się ufać mężczyznom. Sądzę, że ty mnie nie zawiedziesz – uśmiechnął się lekko słysząc jej słowa – A to pytanie to z tych ogólnych, czy chodzi ci o coś konkretnie?
- O naszą kolejną randkę
- Czyżbyś szykował coś, co może mi się nie spodobać? – zapytała żartobliwym tonem
- Mam nadzieję, że będziesz zachwycona – chwycił jej dłoń i przycisnął do ust
- A co to będzie?
- Niespodzianka
- Już się boję – zaśmiała się – A tak poważnie, to bardzo doceniam to, co robisz. Jeszcze nikt nigdy tak bardzo się dla mnie nie starał
- Jeszcze nigdy dla nikogo tak bardzo się nie starałem – rzekł zgodnie z prawdą. Pocałowała go lekko – Ale warto, bo jesteś wyjątkowa – dodał, gdy odsunęła się na kilka milimetrów

- Powoli zaczynamy zachowywać się, jak stare, dobre małżeństwo – zażartowała, upijając łyk wina i z prawdziwą przyjemnością obserwowała, jak dobrze radzi sobie w kuchni – Wracamy z pracy, wspólny obiadek, winko, leżakowanie, film, książka
- Nie podoba ci się? – rzucił jej przelotne spojrzenie, energicznie roztrzepując żółtka do sosu holenderskiego, który zamierzał podać wraz z brokułami – Mnie się bardzo podoba takie uczenie się wspólnego życia. Poza tym te popołudnia, które tu spędzamy sprawiają mi wielką frajdę.
- Ja broń boże nie narzekam – zaczęła się usprawiedliwiać – Po prostu chyba byłeś przyzwyczajony do nieco innego życia. Nie wiem, czy to nie jest zbyt spokojne, przewidywalne. Czy ci się nie znudzi
- Ty mi się z pewnością nie znudzisz – spojrzał na nią z miłością – A takie życie coraz bardziej mi się podoba. Życie nie składa się tylko z fajerwerków. Warto czerpać przyjemność z drobnych rzeczy. Swoją drogą cieszę się, że tak chętnie tu przychodzisz. Miałem nadzieję, że będziesz się w tym mieszkaniu dobrze czuć.
- Mam słabość do tego mieszkania, bo mam jeszcze większą słabość do właściciela
- Mów mi tak jeszcze – puścił jej oczko

- Nie musiałeś po mnie przyjeżdżać – rzekła, gdy tylko oderwała się od jego ust i zapięła pas
- Pada. Nie ma sensu, żebyś mokła na przystanku w taką beznadzieją pogodę. Poza tym nie mam dobrych wieści, bo wychodzi na to, że aura pokrzyżowała moje plany. Z randki nici – skrzywił się, włączając się powoli do ruchu. Wycieraczki ledwie sobie radziły z tą ilością wody spadającą z nieba – Jedyne, co mogę zrobić, to uruchomić plan B i pójść w klasykę po raz drugi. Kino i kolacja. Chociaż w sumie miałem dziś urwanie głowy i nie zdążyłem nawet sprawdzić, czy coś sensownego grają na wielkim ekranie. No nie popisałem się w tym tygodniu. Do tej pory wszystko szło po mojej myśli, a tu nagle – pyknął ustami – klops. Witamy w Polsce – był wyraźnie na siebie wściekły. Jego złe samopoczucie pogarszał fakt, że jeszcze kilka dni temu go tak chwaliła, że potrafił ją zaskoczyć, a on tymczasem zawiódł. Przygotował atrakcję, niezapomniane popołudnie, które jednak mogło nie wypalić. Powinien mieć przygotowane alternatywy. Przykryła jego dłoń swoją
- To, że pada, wcale nie oznacza, że nie możemy spędzić przyjemnego wieczoru. Jedźmy do ciebie, ugotujemy coś razem, obejrzymy film
- I będzie tak, jak przez ostatnie trzy wieczory. Tak zwyczajnie – wzruszył ramionami – Nasze weekendowe randki miały być wyjątkowe.
- Nie liczy się miejsce, a towarzystwo. Zresztą, jak tak bardzo ci zależy, to zawieź mnie do domu, a spotkamy się jutro. Zachowamy ten rytuał.
- Nie, jedziemy do mnie. Masz rację, że ważniejsze jest towarzystwo. A ja chcę ten wieczór spędzić z tobą – uśmiechnął się do niej niewyraźnie, wciąż mając do siebie żal

- A powiesz mi, co zaplanowałeś na dzisiaj? – zaciekawiła się, gdy po wspólnym posiłku leżeli przytuleni na sofie
- Lot balonem nad Zalewem Zegrzyńskim. Dogrywałem to we wtorek. Miała być dziś piękna pogoda. Front miał przyjść nad Warszawę dopiero w niedzielę – wodził opuszkami palców po jej plecach, okrytych cienkim materiałem jedwabnej bluzki
- Nic straconego. Możemy w ten sposób uczcić jakąś okazję – posłała mu tajemniczy uśmiech
- Urodziny? I to chyba tylko moje, bo luty odpada – spojrzał na nią wymownie
- Rocznicę? - szepnęła
- Panno Cieplak, czyżbyś dawała mi zielone światło? – wyraźnie się ożywił
- Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli zakończyć tę znajomość po tych dziesięciu randkach. Stałeś się dla mnie zbyt ważny – zachłannie wpił się w jej wargi
- Mówiłem, że cię w sobie rozkocham – rzekł z uśmiechem pełnym triumfu
- Kochaj się ze mną – usłyszał jej szept. Na jego twarzy pojawiła się mieszanina radości, ale i niepewności
- Jesteś tego pewna? – kiwnęła lekko głową, jakby lekko zawstydzona swoją prośbą – Ale naprawdę tego chcesz, czy znów boisz się, że znajdę sobie za ciebie zastępstwo – pogładził kciukiem policzek
- Chcę – odważyła się mu wreszcie spojrzeć w oczy. Zaatakował jej wargi na krótki moment, by gwałtownie zerwać się z miejsca
- Daj mi pięć minut – szepnął jej do ucha i zniknął w sypialni. Wrócił po kilku chwilach. Lekko spięta czekała na niego na sofie. Nie, nie chciała się wycofać. Naprawdę go pragnęła i wiedziała, że on pragnie jej, że jej nie skrzywdzi. Po prostu wiedziała, że jest on doświadczonym kochankiem i najzwyczajniej w świecie miała tremę.
Klęknął u jej stóp, wpatrując się głęboko w oczy. Jakby szukając w tych błękitnych tęczówkach potwierdzenia słów, które kilka minut temu padły z jej ust. Nie chciał naciskać. Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy upewnił się, że jest zdecydowana. Wyciągnęła w jego kierunku rękę, przyciągając jego głowę w swoją stronę. Rozchyliła swoimi wargami jego usta. Rozpoczął się tym samym ich zwariowany taniec języków. Wstał i chwytając ją na ręce, ruszył w stronę sypialni. Pokój oświetlony był kilkoma grubymi, białymi świecami poustawianymi na podłodze. Szybko pozbawił ją bluzki, napawając oczy widokiem kształtnych piersi, skrytych pod śliwkowym stanikiem. Całował ją po szyi, obojczyku, gdy zaczęła nierówną walkę z guzikami jego koszuli.  Gdy zsunęła materiał z jego ramion, powrócił do jej ust, brutalnie penetrując językiem wnętrze jej ust. Jęknęła. Nie wiedział, czy z rozkoszy, czy dlatego, że jego pieszczota była zbyt gwałtowna, nachalna. Zebrał w sobie całą siłę, by nieco przystopować, być mniej zachłannym. Przecież miał ją na wyciągnięcie ręki. Moment, kiedy się w niej zanurzy, był tylko kwestią czasu, powinien przystopować, powinien dać jej więcej rozkoszy, czułości. Powinien to zbliżenie maksymalnie przedłużyć, celebrować. Tak długo na nią czekał, że powinien się tą chwilą delektować. Odsunął się od niej na krótką chwilę, tonąc w tym błękitnym, wpatrzonym w niego, spojrzeniu. Tym razem pocałunek był czuły, wręcz leniwy. Jak najcenniejszy skarb położył ją na chodnej pościeli. Na rozgrzanej skórze pojawiła się gęsia skórka. Wpatrując się jej prosto w oczy, sięgnął do zapięcia jej spodni, ściągając je wolno z pośladków. W ślad za beżowym materiałem sunęły jego usta, znacząc mokre ślady na udach, kolanach. Widział to lekkie zakłopotanie na jej twarzy, gdy leżała przed nim w samej bieliźnie. On gratulował sobie, że tego dnia wybrał się do firmy w jeansach. Dzięki temu udawało mu się do tej pory ukryć jak bardzo jest podniecony.
- Jesteś śliczna, kochanie – szepnął, zachłannie wpatrując się w jej zgrabne ciało. Sięgnął do zapięcia stanika, uwalniając jej piersi. Ssał lekko, masował wargami, najpierw prawy, później lewy sutek, drażnił językiem brodawkę. Liżąc brzuch kierował się w dół. Pozbył się ostatniego elementu jej garderoby, by zachłannie przyssać się do jej kobiecości. Gwałtownie zacisnęła dłonie na białej pościeli. Jej cichutkie pojękiwanie i przeciągłe westchnięcia były dla niego najpiękniejszą muzyką. Wwiercał się w nią językiem, dając nieopisaną dotąd rozkosz, która odbierała jasność umysłu. Miała wrażenie, że za sprawą jego pieszczot jest w innej rzeczywistości. Sprawnie pozbył się spodni wraz z bokserkami. Powrócił do jej ust. Między nogami czuła jego naprężoną męskość. Moment połączenia zbliżał się nieubłaganie. Rozszerzyła nogi, zapraszając go do środka. Wszedł w nią powoli, na początku płytko, samą główką, by po chwili zanurzyć się aż po jądra. Rozpoczęli wspólną drogę do krainy spełnienia.

- To było coś niesamowitego – wysapał, leżąc koło niej na pościeli – Jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Jeszcze nigdy nie kochałem się z miłości – przekręcając się na bok, odgarnął jej kosmyk z czoła
- Dziękuję, że byłeś taki czuły.
- To ja dziękuję tobie – szepnął, by po chwili się roześmiać. Spojrzała na niego zdezorientowana i lekko zaniepokojona. W jej głowie zaczęły się pojawiać myśli, czy aby się nie zbłaźniła – I nie dotrwaliśmy do dziesiątej randki – uśmiechnęła się z ulgą
- Powinieneś być zadowolony – przeczesała palcami czarne włosy mężczyzny
- I jestem. Ale dziesiąta randka i tak się odbędzie. Coś ci w końcu obiecałem
- Nie zabezpieczyliśmy się – szepnęła po dłuższej chwili milczenia.
- Przepraszam, kompletnie straciłem głowę – rzekł nieco zakłopotany. Powinien był pamiętać o prezerwatywie. Przecież było oczywiste, że nie bierze tabletek, skoro z nikim się nie spotykała.
- Raczej jesteśmy wolni od konsekwencji. Zbliża mi się okres – przez myśl mu przeszło, czy zaczęła ten temat chcąc go wybadać, czy rzeczywiście przeszkadzało jej to, że nie użył kondoma.
- W gruncie rzeczy nie miałbym nic przeciwko – wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem – W końcu prędzej czy później i tak będziemy mieć dzieci
- Taaak? – udała zdziwienie – Taki jesteś pewny?
- Oczywiście. Ja zawsze dopinam swego. Dwa miesiące temu nawet nie chciałaś iść ze mną na kawę, a teraz leżysz naga w mojej sypialni – w triumfalnym grymasie uniósł lewy kącik ust w górę

Nie otwierając powiek wyciągnął dłoń, ale napotkał tylko chłodną pościel. Otworzył oczy rozglądając się po sypialni w poszukiwaniu Uli. Jej rzeczy nie było. Jego spodnie złożone w kostkę leżały w nogach łóżka. Zerwał się w miejsca i naciągając bokserki zajrzał do przylegającej łazienki. Było pusto.
- Ula? – wyszedł na korytarz, szybkim krokiem przemierzając kolejne metry. Odpowiedziała mu cisza – Ula? – zawołał nieco głośniej. W kuchni również jej nie było. Przechodząc przez salon dostrzegł uchylne drzwi balkonowe. Wyszedł na taras i wreszcie ją dostrzegł. W beżowych spodniach i jego za dużej, błękitnej koszuli, stała z filiżanką kawy wpatrzona w panoramę Warszawy. Poranek był dość nieprzyjemny, ale na szczęście bezdeszczowy – Tutaj jesteś – wyszeptał jej do ucha z wyraźną ulgą i splótł dłonie na wysokości brzucha. Odwracając głowę cmoknęła go w usta. Lubiła, gdy przytulał się do jej pleców.
- Bałeś się, że uciekłam – bardziej stwierdziła, niż zapytała
- No przyznam, że przeszło mi to przez myśl – zaśmiał się pod nosem
- Nigdzie się nie wybieram, bo dobrze mi z tobą, panie Dobrzański – złożyła krótki pocałunek na jego policzku – A teraz marsz do środka, bo chłodno dzisiaj – pociągnął ją za rękę w stronę salonu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz