- Ufasz mi? – zapytał leżąc na
kanapie, z głową na jej udach. Bawiła się jego włosami, przeczesując je lekko
palcami. Spojrzała mu w oczy, przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Cały czas uczę się ufać
mężczyznom. Sądzę, że ty mnie nie zawiedziesz – uśmiechnął się lekko słysząc
jej słowa – A to pytanie to z tych ogólnych, czy chodzi ci o coś konkretnie?
- O naszą kolejną randkę
- Czyżbyś szykował coś, co może
mi się nie spodobać? – zapytała żartobliwym tonem
- Mam nadzieję, że będziesz
zachwycona – chwycił jej dłoń i przycisnął do ust
- A co to będzie?
- Niespodzianka
- Już się boję – zaśmiała się – A
tak poważnie, to bardzo doceniam to, co robisz. Jeszcze nikt nigdy tak bardzo
się dla mnie nie starał
- Jeszcze nigdy dla nikogo tak
bardzo się nie starałem – rzekł zgodnie z prawdą. Pocałowała go lekko – Ale
warto, bo jesteś wyjątkowa – dodał, gdy odsunęła się na kilka milimetrów
- Powoli zaczynamy zachowywać
się, jak stare, dobre małżeństwo – zażartowała, upijając łyk wina i z prawdziwą
przyjemnością obserwowała, jak dobrze radzi sobie w kuchni – Wracamy z pracy,
wspólny obiadek, winko, leżakowanie, film, książka
- Nie podoba ci się? – rzucił jej
przelotne spojrzenie, energicznie roztrzepując żółtka do sosu holenderskiego,
który zamierzał podać wraz z brokułami – Mnie się bardzo podoba takie uczenie
się wspólnego życia. Poza tym te popołudnia, które tu spędzamy sprawiają mi
wielką frajdę.
- Ja broń boże nie narzekam –
zaczęła się usprawiedliwiać – Po prostu chyba byłeś przyzwyczajony do nieco
innego życia. Nie wiem, czy to nie jest zbyt spokojne, przewidywalne. Czy ci
się nie znudzi
- Ty mi się z pewnością nie
znudzisz – spojrzał na nią z miłością – A takie życie coraz bardziej mi się
podoba. Życie nie składa się tylko z fajerwerków. Warto czerpać przyjemność z
drobnych rzeczy. Swoją drogą cieszę się, że tak chętnie tu przychodzisz. Miałem
nadzieję, że będziesz się w tym mieszkaniu dobrze czuć.
- Mam słabość do tego mieszkania,
bo mam jeszcze większą słabość do właściciela
- Mów mi tak jeszcze – puścił jej
oczko
- Nie musiałeś po mnie
przyjeżdżać – rzekła, gdy tylko oderwała się od jego ust i zapięła pas
- Pada. Nie ma sensu, żebyś mokła
na przystanku w taką beznadzieją pogodę. Poza tym nie mam dobrych wieści, bo
wychodzi na to, że aura pokrzyżowała moje plany. Z randki nici – skrzywił się,
włączając się powoli do ruchu. Wycieraczki ledwie sobie radziły z tą ilością
wody spadającą z nieba – Jedyne, co mogę zrobić, to uruchomić plan B i pójść w
klasykę po raz drugi. Kino i kolacja. Chociaż w sumie miałem dziś urwanie głowy
i nie zdążyłem nawet sprawdzić, czy coś sensownego grają na wielkim ekranie. No
nie popisałem się w tym tygodniu. Do tej pory wszystko szło po mojej myśli, a
tu nagle – pyknął ustami – klops. Witamy w Polsce – był wyraźnie na siebie
wściekły. Jego złe samopoczucie pogarszał fakt, że jeszcze kilka dni temu go
tak chwaliła, że potrafił ją zaskoczyć, a on tymczasem zawiódł. Przygotował
atrakcję, niezapomniane popołudnie, które jednak mogło nie wypalić. Powinien
mieć przygotowane alternatywy. Przykryła jego dłoń swoją
- To, że pada, wcale nie oznacza,
że nie możemy spędzić przyjemnego wieczoru. Jedźmy do ciebie, ugotujemy coś
razem, obejrzymy film
- I będzie tak, jak przez
ostatnie trzy wieczory. Tak zwyczajnie – wzruszył ramionami – Nasze weekendowe
randki miały być wyjątkowe.
- Nie liczy się miejsce, a
towarzystwo. Zresztą, jak tak bardzo ci zależy, to zawieź mnie do domu, a
spotkamy się jutro. Zachowamy ten rytuał.
- Nie, jedziemy do mnie. Masz
rację, że ważniejsze jest towarzystwo. A ja chcę ten wieczór spędzić z tobą –
uśmiechnął się do niej niewyraźnie, wciąż mając do siebie żal
- A powiesz mi, co zaplanowałeś
na dzisiaj? – zaciekawiła się, gdy po wspólnym posiłku leżeli przytuleni na
sofie
- Lot balonem nad Zalewem
Zegrzyńskim. Dogrywałem to we wtorek. Miała być dziś piękna pogoda. Front miał
przyjść nad Warszawę dopiero w niedzielę – wodził opuszkami palców po jej
plecach, okrytych cienkim materiałem jedwabnej bluzki
- Nic straconego. Możemy w ten
sposób uczcić jakąś okazję – posłała mu tajemniczy uśmiech
- Urodziny? I to chyba tylko
moje, bo luty odpada – spojrzał na nią wymownie
- Rocznicę? - szepnęła
- Panno Cieplak, czyżbyś dawała mi zielone światło? –
wyraźnie się ożywił
- Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli zakończyć tę znajomość
po tych dziesięciu randkach. Stałeś się dla mnie zbyt ważny – zachłannie wpił
się w jej wargi
- Mówiłem, że cię w sobie rozkocham – rzekł z uśmiechem
pełnym triumfu
- Kochaj się ze mną – usłyszał jej szept. Na jego twarzy
pojawiła się mieszanina radości, ale i niepewności
- Jesteś tego pewna? – kiwnęła lekko głową, jakby lekko
zawstydzona swoją prośbą – Ale naprawdę tego chcesz, czy znów boisz się, że
znajdę sobie za ciebie zastępstwo – pogładził kciukiem policzek
- Chcę – odważyła się mu wreszcie spojrzeć w oczy.
Zaatakował jej wargi na krótki moment, by gwałtownie zerwać się z miejsca
- Daj mi pięć minut – szepnął jej
do ucha i zniknął w sypialni. Wrócił po kilku chwilach. Lekko spięta czekała na
niego na sofie. Nie, nie chciała się wycofać. Naprawdę go pragnęła i wiedziała,
że on pragnie jej, że jej nie skrzywdzi. Po prostu wiedziała, że jest on
doświadczonym kochankiem i najzwyczajniej w świecie miała tremę.
Klęknął u jej stóp, wpatrując się
głęboko w oczy. Jakby szukając w tych błękitnych tęczówkach potwierdzenia słów,
które kilka minut temu padły z jej ust. Nie chciał naciskać. Uśmiechnął się z
satysfakcją, gdy upewnił się, że jest zdecydowana. Wyciągnęła w jego kierunku
rękę, przyciągając jego głowę w swoją stronę. Rozchyliła swoimi wargami jego
usta. Rozpoczął się tym samym ich zwariowany taniec języków. Wstał i chwytając
ją na ręce, ruszył w stronę sypialni. Pokój oświetlony był kilkoma grubymi,
białymi świecami poustawianymi na podłodze. Szybko pozbawił ją bluzki,
napawając oczy widokiem kształtnych piersi, skrytych pod śliwkowym stanikiem.
Całował ją po szyi, obojczyku, gdy zaczęła nierówną walkę z guzikami jego
koszuli. Gdy zsunęła materiał z jego
ramion, powrócił do jej ust, brutalnie penetrując językiem wnętrze jej ust.
Jęknęła. Nie wiedział, czy z rozkoszy, czy dlatego, że jego pieszczota była
zbyt gwałtowna, nachalna. Zebrał w sobie całą siłę, by nieco przystopować, być
mniej zachłannym. Przecież miał ją na wyciągnięcie ręki. Moment, kiedy się w
niej zanurzy, był tylko kwestią czasu, powinien przystopować, powinien dać jej
więcej rozkoszy, czułości. Powinien to zbliżenie maksymalnie przedłużyć,
celebrować. Tak długo na nią czekał, że powinien się tą chwilą delektować. Odsunął
się od niej na krótką chwilę, tonąc w tym błękitnym, wpatrzonym w niego,
spojrzeniu. Tym razem pocałunek był czuły, wręcz leniwy. Jak najcenniejszy skarb
położył ją na chodnej pościeli. Na rozgrzanej skórze pojawiła się gęsia skórka.
Wpatrując się jej prosto w oczy, sięgnął do zapięcia jej spodni, ściągając je
wolno z pośladków. W ślad za beżowym materiałem sunęły jego usta, znacząc mokre
ślady na udach, kolanach. Widział to lekkie zakłopotanie na jej twarzy, gdy
leżała przed nim w samej bieliźnie. On gratulował sobie, że tego dnia wybrał
się do firmy w jeansach. Dzięki temu udawało mu się do tej pory ukryć jak
bardzo jest podniecony.
- Jesteś śliczna, kochanie –
szepnął, zachłannie wpatrując się w jej zgrabne ciało. Sięgnął do zapięcia
stanika, uwalniając jej piersi. Ssał lekko, masował wargami, najpierw prawy,
później lewy sutek, drażnił językiem brodawkę. Liżąc brzuch kierował się w dół.
Pozbył się ostatniego elementu jej garderoby, by zachłannie przyssać się do jej
kobiecości. Gwałtownie zacisnęła dłonie na białej pościeli. Jej cichutkie
pojękiwanie i przeciągłe westchnięcia były dla niego najpiękniejszą muzyką. Wwiercał
się w nią językiem, dając nieopisaną dotąd rozkosz, która odbierała jasność
umysłu. Miała wrażenie, że za sprawą jego pieszczot jest w innej
rzeczywistości. Sprawnie pozbył się spodni wraz z bokserkami. Powrócił do jej
ust. Między nogami czuła jego naprężoną męskość. Moment połączenia zbliżał się
nieubłaganie. Rozszerzyła nogi, zapraszając go do środka. Wszedł w nią powoli,
na początku płytko, samą główką, by po chwili zanurzyć się aż po jądra.
Rozpoczęli wspólną drogę do krainy spełnienia.
- To było coś niesamowitego –
wysapał, leżąc koło niej na pościeli – Jeszcze nigdy czegoś takiego nie
przeżyłem. Jeszcze nigdy nie kochałem się z miłości – przekręcając się na bok,
odgarnął jej kosmyk z czoła
- Dziękuję, że byłeś taki czuły.
- To ja dziękuję tobie – szepnął,
by po chwili się roześmiać. Spojrzała na niego zdezorientowana i lekko
zaniepokojona. W jej głowie zaczęły się pojawiać myśli, czy aby się nie zbłaźniła
– I nie dotrwaliśmy do dziesiątej randki – uśmiechnęła się z ulgą
- Powinieneś być zadowolony –
przeczesała palcami czarne włosy mężczyzny
- I jestem. Ale dziesiąta randka
i tak się odbędzie. Coś ci w końcu obiecałem
- Nie zabezpieczyliśmy się –
szepnęła po dłuższej chwili milczenia.
- Przepraszam, kompletnie
straciłem głowę – rzekł nieco zakłopotany. Powinien był pamiętać o prezerwatywie.
Przecież było oczywiste, że nie bierze tabletek, skoro z nikim się nie spotykała.
- Raczej jesteśmy wolni od
konsekwencji. Zbliża mi się okres – przez myśl mu przeszło, czy zaczęła ten
temat chcąc go wybadać, czy rzeczywiście przeszkadzało jej to, że nie użył
kondoma.
- W gruncie rzeczy nie miałbym
nic przeciwko – wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem – W końcu prędzej czy
później i tak będziemy mieć dzieci
- Taaak? – udała zdziwienie –
Taki jesteś pewny?
- Oczywiście. Ja zawsze dopinam
swego. Dwa miesiące temu nawet nie chciałaś iść ze mną na kawę, a teraz leżysz
naga w mojej sypialni – w triumfalnym grymasie uniósł lewy kącik ust w górę
Nie otwierając powiek wyciągnął
dłoń, ale napotkał tylko chłodną pościel. Otworzył oczy rozglądając się po
sypialni w poszukiwaniu Uli. Jej rzeczy nie było. Jego spodnie złożone w kostkę
leżały w nogach łóżka. Zerwał się w miejsca i naciągając bokserki zajrzał do przylegającej
łazienki. Było pusto.
- Ula? – wyszedł na korytarz,
szybkim krokiem przemierzając kolejne metry. Odpowiedziała mu cisza – Ula? –
zawołał nieco głośniej. W kuchni również jej nie było. Przechodząc przez salon
dostrzegł uchylne drzwi balkonowe. Wyszedł na taras i wreszcie ją dostrzegł. W
beżowych spodniach i jego za dużej, błękitnej koszuli, stała z filiżanką kawy
wpatrzona w panoramę Warszawy. Poranek był dość nieprzyjemny, ale na szczęście
bezdeszczowy – Tutaj jesteś – wyszeptał jej do ucha z wyraźną ulgą i splótł
dłonie na wysokości brzucha. Odwracając głowę cmoknęła go w usta. Lubiła, gdy
przytulał się do jej pleców.
- Bałeś się, że uciekłam –
bardziej stwierdziła, niż zapytała
- No przyznam, że przeszło mi to
przez myśl – zaśmiał się pod nosem
- Nigdzie się nie wybieram, bo
dobrze mi z tobą, panie Dobrzański – złożyła krótki pocałunek na jego policzku –
A teraz marsz do środka, bo chłodno dzisiaj – pociągnął ją za rękę w stronę
salonu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz