B

niedziela, 19 czerwca 2016

'Droga do kobiecego serca' X

Jej telefon tego popołudnia dzwonił jeszcze kilkakrotnie. W końcu zirytowana wyłączyła urządzenie.
- Co ty jesteś taka niewyraźna? – Patrycja weszła do kuchni zastając przyjaciółkę wpatrzoną w kubek herbaty – Ktoś cię wkurzył w robocie, że wyszłaś wcześniej? Jest dopiero piętnasta – spojrzała na zegar wiszący na ścianie
- Widziałam Marka pod firmą z jakąś kobietą – odparła wciąż lekko nieobecna, zamyślona. Wciąż powracała pamięcią do tej sceny, analizując ją po raz setny i zastanawiając się, jak ją zinterpretować. Próbowała przekonać się w myślach, że to była zwykła znajoma. Jednak zaraz z tyłu głowy pojawiał się głos, że taki mężczyzna, jak on, nie ma zwykłych znajomych. 
- Żartujesz? No proszę, widzę, że idzie w ślady swojego pożal się boże przyjaciela. Obaj są siebie warci – prychnęła, wyciągając z szafki butelkę nalewki Józefa Cieplaka. Nalała dwa kieliszki i postawiła jeden przed brunetką – Pewnie od początku grali na dwa fronty. Spotykali się z nami, a w między czasie wciąż urządzali łowy w klubie. Dwóch pieprzonych ruchaczy – nalała drugą kolejkę – Czy na tym świecie nie ma już normalnych facetów? Takich, którzy nie zdradzają, wykorzystują i porzucają? Ciekawe jak długo Mareczek zamierzał to ciągnąć? Całe szczęście, że zorientowałaś się zanim się z nim przespałaś. Casanova z Ursynowa – rzekła z pogardą i ponownie sięgnęła po butelkę
- Ja już dziękuję – odstawiła na bok swój kieliszek – Nie zamierzam się przez niego upijać. Przepraszam cię, ale pójdę do siebie. Mam ochotę na drzemkę – ociężałym krokiem ruszyła w stronę pokoju. Zwinęła się na łóżku w kłębek, a łzy jedna po drugiej zaczynały cieknąć po jej policzku. Najwyraźniej znowu źle trafiła.

W mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. W drzwiach ukazała się Patrycja, stając oko w oko z Dobrzańskim.
- A ty w jakiej sprawie? – splotła ręce na piersiach w bojowej pozie
- Szukam Uli. Byliśmy umówieni, ale nie przyszła, nie odbiera – tłumaczył – Byłem pod bankiem, ale nie wychodziła z pracy. Jest w domu?
- Może jest, może nie ma. Dla ciebie raczej ta pierwsza opcja – zmarszczył brwi nie rozumiejąc, o co chodzi. Wreszcie w korytarzu pojawiła się Cieplak.
- Ula, jesteś – wyraźnie się ucieszył. Chciał wejść do środka, ale drogę skutecznie zagradzała mu blondynka
- Pati, zostaw nas proszę – rzekła obrzucając bruneta uważnym spojrzeniem. Nie czekając na zaproszenie wszedł do przedpokoju.
- Miałaś mnie odwiedzić w firmie. Nie przyszłaś, nie było z tobą kontaktu. Martwiłem się
- Doprawdy? – w jej głosie na kilometr słychać było ironię. Kątem oka zobaczyła stojącą po środku kuchni przyjaciółkę, która przysłuchiwała się ich rozmowie – Przejdźmy się – wskazała na drzwi i chwytając w dłoń klucze wyszła za Dobrzańskim na klatkę schodową
- Zrobiłem coś nie tak, czymś cię uraziłem? – dopytywał, gdy tylko wyszli przed blok
- A jak myślisz? – ta rozmowa powoli zaczynała go wkurzać. Nie miał pojęcia o co jej chodzi, a zgadywanie go irytowało.
- Myślę, że masz do mnie o coś pretensję, tylko że ja nie wiem, o co? I dużo łatwiej by było, gdybyś powiedziała wprost, o co chodzi.
- Długo zamierzałeś grać na dwa fronty? – zatrzymał się i spojrzał na nią zaskoczony – Myślałeś, że się nie dowiem? Jesteś z nią dlatego, że ze sobą nie sypiamy?
- O czym ty mówisz? – pokręcił głową z niedowierzaniem – Z jaką nią?
- Marek, ja was widziałam – westchnęła. Jego pytające spojrzenie skłoniło ją do kontynuacji – Byłam dzisiaj po firmą, gdy odprowadzałeś ją do taksówki – jego twarz momentalnie pojaśniała. Odetchnął z wyraźną ulgą wyciągając z kieszeni smartfona. Podał jej aparat, na ekranie którego widniało zdjęcie Dobrzańskiego obejmującego ramieniem piękną szatynkę
- O nią chodzi? – kiwnęła głową. Zaśmiał się lekko - To Paulina Febo. Współwłaścicielka firmy. Moja przyszywana siostra – spuściła głowę zażenowana. Policzki jej płonęły.
- Przepraszam – szepnęła – Znowu się wygłupiłam – wciąż wyglądała na zmieszaną. Dobrzański czule pogładził kciukiem jej policzek
- Nie szkodzi. W gruncie rzeczy, to twoja reakcja bardzo mnie cieszy. Jesteś zazdrosna – stwierdził z uśmiechem – A to oznacza, że trochę ci na mnie zależy – podniósł jej podbródek by spojrzeć prosto w te błękitne oczy.
- Nawet trochę bardziej – spojrzała mu w oczy. Przytulił ją do siebie
- W moim życiu jesteś tylko ty. Zakochałem się w tobie – zatonęła w jego spojrzeniu z mieszaniną zaskoczenia i radości. Nie była w stanie odpowiedzieć mu tym samym. Jeszcze nie teraz. W odpowiedzi pocałowała go czule. Nie naciskał na nią - Zjemy jutro kolację u mnie? Randka numer osiem. Uczcimy tak małą rocznicę. Jutro mijają dwa miesiące odkąd się spotykamy – zaproponował i spojrzał na jej twarz. Stała z zagryzioną wargą, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiając – Po prostu chcę coś ugotować. No dobra, może się lekko popisać kulinarnie. Wiesz, takie przez żołądek do serca. Będzie spokojnie, kameralnie – przekonywał – Ja byłem u ciebie kilkakrotnie. Czas, byś wreszcie ty zobaczyła, gdzie mieszkam.
- To o której mam być? – zapytała z delikatnym uśmiechem
- O dziewiętnastej. Madalińskiego dwanaście, mieszkania trzydzieści osiem.

W bordowej sukience przed kolano i cielistych szpilkach prezentowała się zjawiskowo. Wiedziała, że z pewnością spodoba się Markowi. Chciała mu się podobać. Przez te dwa miesiące stał się naprawdę ważnym elementem jej życia. Coraz bardziej była przekonana, że mimo niezbyt udanego początku ich znajomości, spotkała wreszcie właściwego faceta. Mężczyznę, który potrafił się zmienić dla niej. Doskonale wiedziała, że kiedyś taki nie był. Znała jego przeszłość, wiedziała, jak żył. Teraz postępował inaczej, bo starał się dla niej, chciał zyskać jej przychylność.
W popielatej koszuli z podwiniętymi rękawami, jednodniowym zarostem, nastroszonymi włosami i filmowym uśmiechem wyglądał dziś wyjątkowo pociągająco. Przywitał ją krótkim pocałunkiem i zaprosił do środka.
- Pomyślałem, że zjemy na tarasie. Jest świetny widok o zachodzie słońca. Wina? – kiwnęła potakująco głową – Ja potrzebuję jeszcze dwudziestu minut żeby podać kolację. Możesz w tym czasie zwiedzić mieszkanie. Czuj się, jak u siebie – z zaciekawieniem rozejrzała się po pomieszczeniu. Wnętrze minimalistyczne, utrzymane w tonacji bieli i szarości z niewielkimi, pomarańczowymi akcentami. Wyjrzała na ogromny taras, pośrodku którego stał elegancko nakryty stół. Nie miała jeszcze pojęcia, co będą jedli, ale zapachy roznoszące się po domu wskazywały, że będzie to coś pysznego. Najwyraźniej pan Dobrzański bardzo się starał, by ten wieczór był wyjątkowy. I miał rację twierdząc, że będzie piękny widok. Warszawa z perspektywy dziesiątego piętra prezentowała się bardzo atrakcyjnie o tej porze dnia. Ruszyła w dalszą drogę, napotykając najpierw jego gabinet, później łazienkę, aż wreszcie stanęła w progu sypialni. Trzy ściany w grafitowym kolorze, jedna pomarańczowa, naprzeciw łóżka. Wielkie okno, zajmujące prawie dwie trzecie z jednej ze ścian, wprowadzające do środka dużo światła. Biały fotel w rogu, białe szafki nocne i białe, ogromne łóżko. To ten element sypialni skupił na sobie całą jej uwagę. Zastanawiała się, jak wiele kobiet w nim już spało. Potrząsnęła głową odganiając od siebie natrętne myśli. Rozwodzenie się nad przeszłością do niczego dobrego nie prowadziło. Powinna się skupić na ich wspólnej przyszłości, a nie jego przeszłości. Wczoraj dał jej jasną deklarację. Ich uczucia powinny być dla niej najważniejsze.
W kontekście jego wczorajszego wyznania czuła się trochę spięta. Niby nie naciskał, niby niczego nie oczekiwał, ale ona doskonale wiedziała, że niecierpliwie czeka na jej kolejny krok. A jej samopoczucie pogarszał dzisiejszy wieczór. Powinna czuć się szczęśliwa, swobodna i zrelaksowana, że czeka ich romantyczna randka. Ale tak się nie czuła. Bała się tego, co może się wydarzyć. Nie była pewna, czy jest na to gotowa. Warunki sprzyjały. Byli sami, w jego mieszkaniu. Nie było zagrożenia, że Patrycja wróci wcześniej.
- Mam nadzieję, że ci się podoba – usłyszała jego szept tuż przy uchu. Wzdrygnęła się, nieruchomiejąc – czy mi się wydaje, czy jesteś spięta? – jego zręczne palce zaczęły masować twarde mięśnie karku. Wciąż stała do niego plecami, wpatrzona w jego łóżko sypialniane. Dopiero teraz dotarło do niego, o co mogło jej chodzić – Spokojnie, to nie ma być kolacja ze śniadaniem – jego głos działał na nią uspokajająco – Nawet nie zmieniłem pościeli, ani jak widzisz, nie obsypałem łóżka płatkami róż. Zjemy, napijemy się wina, a później zamówię ci taksówkę – obróciła się, stając z nim twarzą w twarz.
- Wiem, że chciałbyś czegoś więcej… - szepnęła, głaszcząc go po karku
- Pragnę cię, to prawda. Od dawna mam ochotę się z tobą kochać. Choćby na dachu tego wieżowca – zaśmiał się pod nosem - Brakuje mi kobiety, to też jest prawda. Ale na coś się umawialiśmy i zamierzam się tego trzymać. Kocham cię i nie będę do niczego zmuszał. Potrzebujesz więcej czasu i ja to szanuję. Żadnej kobiety tak bardzo nie pragnąłem i na żadną tak długo nie czekałem, ale – urwał na chwilę spoglądając na nią z cwaniackim uśmiechem – Wyczekana nagroda lepiej smakuje – pocałował ją namiętnie
- Dziękuję, że jesteś taki cierpliwy - przytuliła go
- Sam zaproponowałem dziesięć randek bez seksu. Wiedziałem na co się decyduję - puścił jej oczko i chwytając za rękę poprowadził w stronę tarasu - Swoją drogą już mam dla ciebie propozycję na weekendowe wyjście numer jedenaście - zmarszczyła brwi, jasno dając mu do zrozumienia, że oczekuje szczegółów - W sobotę za trzy tygodnie odbędzie się premiera jesiennej kolekcji Febo&Dobrzański. Chciałbym, żebyś mi towarzyszyła tego wieczoru. Przy okazji chciałbym cię przedstawić rodzicom.
- Zabrzmiało poważanie - rzekła z uśmiechem.
- Bo traktuję ciebie poważnie - dolał jej wina - Wspominałem im, że się spotykamy. Bardzo chcą cię poznać. Są ciebie ciekawi.
- Ja również bardzo chętnie ich poznam. Za dzisiejszy wieczór - wzniosła toast 
- Za nas - stuknął kieliszkiem o jej szkło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz