- Obiecałem ci dziesiątą randkę,
pamiętasz? – kiwnęła głową potakująco, dopijając lemoniadę – Możesz wziąć wolny
piątek?
- Tak, raczej tak – zmarszczyła
brwi w geście zastanowienia - Zresztą po powrocie z lunchu mogę porozmawiać z
szefem. Planujesz jakieś atrakcje na piątek, których się nie da zorganizować w
sobotę? – nic nie odpowiedział. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął
białą kopertę i położył na stoliku, podsuwając w jej kierunku – A co to?
- Sprawdź – polecił, uważnie
obserwując jej reakcję
- Bilety do Alicante? - nie kryła swojego zaskoczenia
- Hiszpańska firma zaprosiła mnie
w piątek na rozmowy. Pomyślałem, że możemy lecieć razem i zostać na weekend w
Walencji. To będzie takie fajne ukoronowanie naszych dziesięciu randek i próba
zrehabilitowania się za ten lot balonem. Grecja to to nie jest, ale mam
nadzieję, że również ci się spodoba. A Greków odwiedzimy w wakacje.
- Wiesz, że jesteś niemożliwy? –
roześmiała się wyraźnie zadowolona
- Miłość kwitnie – usłyszała za
sobą głos Patrycji, gdy w środowy wieczór pakowała walizkę na wyjazd. Nie
doszukała się w tych słowach złośliwości – Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. I
że Dobrzański nie okazał się takim palantem, jak jego przyjaciel
- Ty też odnajdziesz swoje
szczęście. Mocno trzymam za ciebie kciuki – przytuliła ją do siebie
- Wiem. Baw się dobrze i przywieź
mi butelkę dobrej Cavy.
- Nawet dwie – cmoknęła jej
policzek
- Jest dla ciebie dobry? –
przyjrzała się Cieplakównie uważnie. Przyjaciółka potakująco kiwnęła głową
- Przez przypadek trafiłam na
faceta, o którym inne marzą przez całe życie.
Dolecieli do Alicante w środku
nocy. Marek tuż po śniadaniu pojechał na rozmowy do firmy modowej. Miały one
potrwać kilka godzin, więc postanowiła zwiedzić miasto, a przy okazji udać się
na zakupy. Wróciła do hotelu przed siestą z dwoma parami sandałków i przewiewną
bluzką, którą udało jej się kupić za kilka euro. Marek już na nią czekał.
Zajadając się gazpacho i grillowaną jagnięciną streszczał jej przebieg rozmów.
Wychodziło na to, że udało mu się rozpocząć bardzo owocną współpracę. Wczesnym
wieczorem wynajętym samochodem udali się do Walencji rozpoczynając tym samym
swoją ostatnią randkę.
- Nie masz wrażenia, że w smaku
przypomina to smectę? Nie znosiłam jej w dzieciństwie – skrzywiła się upijając
kolejny łyk najbardziej znanego w Walencji napoju wytarzanego z migdałów. Nie
rozumiała Hiszpanów, którzy zachwycali się tą miksturą
- Nie wiem, nigdy jej nie piłem.
Ominęły mnie te przyjemności. Niemniej to zdecydowanie mnie nie powala – dwa kubki
horchaty wylądowały w pobliskim koszu. Ruszyli w dalszą podróż nadmorskim
bulwarem.
- Szkoda, że umówiliśmy się tylko
na dziesięć randek - uśmiechnął się pod nosem
- Cieszę się, że ci się podobało
- No wiesz, co prawda zaliczyłeś
kilka wpadek, ale generalnie wyszedłeś na plus
- Zdecydowanie na plus. Jesteś ze
mną, a to najlepsza nagroda za moje starania i wspinanie się na wyżyny
kreatywności – puścił jej dłoń i przyciągnął do swojego boku – Niemniej zdobycie
kobiety to jedno, a sprawienie, żeby nie chciała odejść to drugie. Dlatego
proponuję byśmy raz, no może dwa razy w miesiącu urządzali sobie takie randki.
Nie mogę zaproponować cotygodniowych, bo szybko wyczerpią mi się pomysły –
wzruszył ramionami, na co się roześmiała – Chcę wciąż się dla ciebie starać.
Chcę wciąż cię zaskakiwać, zdobywać
- Będę zaszczycona – zatrzymała się
na chwilę spoglądając mu w oczy – Kocham cię – szepnęła, jakby lekko speszona
swoim wyznaniem. Chyba jeszcze nigdy nie widziała takiego szczęścia w czyichś
oczach.
- Ja ciebie też – rzekł niemal
bezgłośnie i przywarł do jej warg, całując je niespiesznie – Chodź – pociągnął ją
za rękę w kierunku jednej z uliczek – Zabieram cię na najlepszą paellę z
kurczakiem w tym mieście
- Kochanie, pobudka – szepnął do
jej ucha i delikatnie musnął ustami jego płatek. Mruknęła coś niewyraźnie i
zaczęła się budzić – Śniadanie na stole
- Która godzina?
- Dwadzieścia po siódmej – odparł
znikając w garderobie w poszukiwaniu pasującego krawata
- Shit! – zerwała się na równe
nogi – Spóźnię się do pracy – biegiem ruszyła w kierunku łazienki
- Spokojnie – zawołał za nią –
odwiozę cię
- Świetnie – rzuciła z sarkazmem
– tylko ja muszę jeszcze wstąpić do domu się przebrać – była na siebie
wściekła, że zaspała. Na niego również była zła, że tak długo ją wczoraj
namawiał, żeby została na noc, aż w końcu mu uległa.
- Zdążymy. Pojedziemy najpierw do
ciebie, poczekam aż zmienisz bluzkę, a później podwiozę cię do banku. Jeśli
wyjdziemy za dwadzieścia minut, będziemy na czas – odparł wiążąc krawat – Nie
uważasz, żeby było prościej, gdybyś się do mnie przeprowadziła? – słysząc jego
słowa, aż wyjrzała z łazienki ze szczoteczką do zębów w ręce
- Marek, znamy się ledwie trzy
miesiące, nie mówiąc o tym, że jesteśmy razem dużo krócej
- A to jest jakaś skala, o której
nie wiem? Że można razem zamieszkać po pół roku, a po trzech miesiącach jest to
zabronione? Albo nie wiem, że musimy razem sypiać czterdzieści dni, żebyś mogła
przenieść tu swoją walizkę? Kocham ciebie, ty kochasz mnie, jest nam razem
dobrze, więc nie widzę powodu byśmy mieli na coś czekać i odkładać ten krok w
czasie.
- Wrócimy do tej rozmowy jutro,
ok.?
- Wolałbym wieczorem
- Dzisiaj śpię u siebie –
skrzywił się – I tak mam cały wieczór zajęty. Wybieram się do kosmetyczki.
Muszę się przygotować na ten wasz pokaz
- I tak jesteś śliczna –
roześmiała się wywracając oczami
- Przestań mnie czarować, bo za
chwilę naprawdę się spóźnimy
- Ok, czekam w kuchni.
Byli prawdziwą sensacją wieczoru.
Do tej pory Marek Dobrzański na wszelkie gale i pokazy przychodził sam. Po raz
pierwszy podczas oficjalnego wyjścia u jego boku pojawiła się piękna kobieta,
która przyciągała uwagę zarówno zachwyconych mężczyzn, jak i zazdrosnych
kobiet. Helena i Krzysztof Dobrzańscy byli nią wyraźnie oczarowani. Polubiła
ich. Byli naprawdę sympatycznymi ludźmi, którym zawodowy sukces i bogactwo nie
przewróciło w głowie.
- Zgadzam się – szepnęła mu do
ucha, gdy przytuleni tańczyli do wolnej melodii. Odsunął lekko głowę, by
obrzucić jej twarz pytającym spojrzeniem – Chcę z tobą zamieszkać
- Mądra decyzja panno Cieplak –
czubkiem języka zahaczył o poduszeczkę jej ucha – Mam na ciebie taką ochotę, że
powoli tracę zmysły – wymruczał
- Chyba twoi rodzice się nie
obrażą, jeśli znikniemy bez pożegnania – czule pogładziła jego kark
- Z pewnością – zadowolony
poprowadził ją za rękę w stronę wyjścia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz