B

poniedziałek, 27 czerwca 2016

'Droga do kobiecego serca' XII

- Obiecałem ci dziesiątą randkę, pamiętasz? – kiwnęła głową potakująco, dopijając lemoniadę – Możesz wziąć wolny piątek?
- Tak, raczej tak – zmarszczyła brwi w geście zastanowienia - Zresztą po powrocie z lunchu mogę porozmawiać z szefem. Planujesz jakieś atrakcje na piątek, których się nie da zorganizować w sobotę? – nic nie odpowiedział. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął białą kopertę i położył na stoliku, podsuwając w jej kierunku – A co to?
- Sprawdź – polecił, uważnie obserwując jej reakcję
- Bilety do Alicante?  - nie kryła swojego zaskoczenia
- Hiszpańska firma zaprosiła mnie w piątek na rozmowy. Pomyślałem, że możemy lecieć razem i zostać na weekend w Walencji. To będzie takie fajne ukoronowanie naszych dziesięciu randek i próba zrehabilitowania się za ten lot balonem. Grecja to to nie jest, ale mam nadzieję, że również ci się spodoba. A Greków odwiedzimy w wakacje.
- Wiesz, że jesteś niemożliwy? – roześmiała się wyraźnie zadowolona

- Miłość kwitnie – usłyszała za sobą głos Patrycji, gdy w środowy wieczór pakowała walizkę na wyjazd. Nie doszukała się w tych słowach złośliwości – Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. I że Dobrzański nie okazał się takim palantem, jak jego przyjaciel
- Ty też odnajdziesz swoje szczęście. Mocno trzymam za ciebie kciuki – przytuliła ją do siebie
- Wiem. Baw się dobrze i przywieź mi butelkę dobrej Cavy.
- Nawet dwie – cmoknęła jej policzek
- Jest dla ciebie dobry? – przyjrzała się Cieplakównie uważnie. Przyjaciółka potakująco kiwnęła głową
- Przez przypadek trafiłam na faceta, o którym inne marzą przez całe życie.

Dolecieli do Alicante w środku nocy. Marek tuż po śniadaniu pojechał na rozmowy do firmy modowej. Miały one potrwać kilka godzin, więc postanowiła zwiedzić miasto, a przy okazji udać się na zakupy. Wróciła do hotelu przed siestą z dwoma parami sandałków i przewiewną bluzką, którą udało jej się kupić za kilka euro. Marek już na nią czekał. Zajadając się gazpacho i grillowaną jagnięciną streszczał jej przebieg rozmów. Wychodziło na to, że udało mu się rozpocząć bardzo owocną współpracę. Wczesnym wieczorem wynajętym samochodem udali się do Walencji rozpoczynając tym samym swoją  ostatnią randkę.

- Nie masz wrażenia, że w smaku przypomina to smectę? Nie znosiłam jej w dzieciństwie – skrzywiła się upijając kolejny łyk najbardziej znanego w Walencji napoju wytarzanego z migdałów. Nie rozumiała Hiszpanów, którzy zachwycali się tą miksturą
- Nie wiem, nigdy jej nie piłem. Ominęły mnie te przyjemności. Niemniej to zdecydowanie mnie nie powala – dwa kubki horchaty wylądowały w pobliskim koszu. Ruszyli w dalszą podróż nadmorskim bulwarem.
- Szkoda, że umówiliśmy się tylko na dziesięć randek - uśmiechnął się pod nosem
- Cieszę się, że ci się podobało
- No wiesz, co prawda zaliczyłeś kilka wpadek, ale generalnie wyszedłeś na plus
- Zdecydowanie na plus. Jesteś ze mną, a to najlepsza nagroda za moje starania i wspinanie się na wyżyny kreatywności – puścił jej dłoń i przyciągnął do swojego boku – Niemniej zdobycie kobiety to jedno, a sprawienie, żeby nie chciała odejść to drugie. Dlatego proponuję byśmy raz, no może dwa razy w miesiącu urządzali sobie takie randki. Nie mogę zaproponować cotygodniowych, bo szybko wyczerpią mi się pomysły – wzruszył ramionami, na co się roześmiała – Chcę wciąż się dla ciebie starać. Chcę wciąż cię zaskakiwać, zdobywać
- Będę zaszczycona – zatrzymała się na chwilę spoglądając mu w oczy – Kocham cię – szepnęła, jakby lekko speszona swoim wyznaniem. Chyba jeszcze nigdy nie widziała takiego szczęścia w czyichś oczach.
- Ja ciebie też – rzekł niemal bezgłośnie i przywarł do jej warg, całując je niespiesznie – Chodź – pociągnął ją za rękę w kierunku jednej z uliczek – Zabieram cię na najlepszą paellę z kurczakiem w tym mieście

- Kochanie, pobudka – szepnął do jej ucha i delikatnie musnął ustami jego płatek. Mruknęła coś niewyraźnie i zaczęła się budzić – Śniadanie na stole
- Która godzina?
- Dwadzieścia po siódmej – odparł znikając w garderobie w poszukiwaniu pasującego krawata
- Shit! – zerwała się na równe nogi – Spóźnię się do pracy – biegiem ruszyła w kierunku łazienki
- Spokojnie – zawołał za nią – odwiozę cię
- Świetnie – rzuciła z sarkazmem – tylko ja muszę jeszcze wstąpić do domu się przebrać – była na siebie wściekła, że zaspała. Na niego również była zła, że tak długo ją wczoraj namawiał, żeby została na noc, aż w końcu mu uległa.
- Zdążymy. Pojedziemy najpierw do ciebie, poczekam aż zmienisz bluzkę, a później podwiozę cię do banku. Jeśli wyjdziemy za dwadzieścia minut, będziemy na czas – odparł wiążąc krawat – Nie uważasz, żeby było prościej, gdybyś się do mnie przeprowadziła? – słysząc jego słowa, aż wyjrzała z łazienki ze szczoteczką do zębów w ręce
- Marek, znamy się ledwie trzy miesiące, nie mówiąc o tym, że jesteśmy razem dużo krócej
- A to jest jakaś skala, o której nie wiem? Że można razem zamieszkać po pół roku, a po trzech miesiącach jest to zabronione? Albo nie wiem, że musimy razem sypiać czterdzieści dni, żebyś mogła przenieść tu swoją walizkę? Kocham ciebie, ty kochasz mnie, jest nam razem dobrze, więc nie widzę powodu byśmy mieli na coś czekać i odkładać ten krok w czasie.
- Wrócimy do tej rozmowy jutro, ok.?
- Wolałbym wieczorem
- Dzisiaj śpię u siebie – skrzywił się – I tak mam cały wieczór zajęty. Wybieram się do kosmetyczki. Muszę się przygotować na ten wasz pokaz
- I tak jesteś śliczna – roześmiała się wywracając oczami
- Przestań mnie czarować, bo za chwilę naprawdę się spóźnimy
- Ok, czekam w kuchni.

Byli prawdziwą sensacją wieczoru. Do tej pory Marek Dobrzański na wszelkie gale i pokazy przychodził sam. Po raz pierwszy podczas oficjalnego wyjścia u jego boku pojawiła się piękna kobieta, która przyciągała uwagę zarówno zachwyconych mężczyzn, jak i zazdrosnych kobiet. Helena i Krzysztof Dobrzańscy byli nią wyraźnie oczarowani. Polubiła ich. Byli naprawdę sympatycznymi ludźmi, którym zawodowy sukces i bogactwo nie przewróciło w głowie.
- Zgadzam się – szepnęła mu do ucha, gdy przytuleni tańczyli do wolnej melodii. Odsunął lekko głowę, by obrzucić jej twarz pytającym spojrzeniem – Chcę z tobą zamieszkać
- Mądra decyzja panno Cieplak – czubkiem języka zahaczył o poduszeczkę jej ucha – Mam na ciebie taką ochotę, że powoli tracę zmysły – wymruczał
- Chyba twoi rodzice się nie obrażą, jeśli znikniemy bez pożegnania – czule pogładziła jego kark
- Z pewnością – zadowolony poprowadził ją za rękę w stronę wyjścia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz