B

piątek, 27 maja 2016

'Droga do kobiecego serca' V

- Widzę, że wkręciłaś się w te randki – rzekła Pati obserwując poczynania koleżanki, która szykowała się na spotkanie z Dobrzańskim
- Sama kazałaś mi wyjść z domu, więc korzystam – wzruszyła ramionami – Póki co jest miło, umiarkowanie działa mi na nerwy, więc ciągnę to dalej.
- No i fajnie – sama zaczęła nakładać cienie na powieki – Nie możesz do emerytury żyć jak zakonnica – szatynka postanowiła puścić tę uwagę mimo uszu
- Też gdzieś wychodzisz?
- Sebastian zabiera mnie do kina
- Ty przynajmniej wiesz, co cię czeka – mruknęła. W ubiegłym tygodniu Dobrzański nie raczył jej zdradzić dokąd zamierza ją zabrać. W ciągu tygodnia raz wysłał jej sms’a z pytaniem jak jej mija dzień. No i dziś przed południem dostała krótką wiadomość, że przyjdzie po nią o dziewiętnastej trzydzieści
- Ja to ci zazdroszczę. Też bym chciała być tak zaskakiwana – rzekła z nutą rozmarzenia - Szkoda, że Seba nie bierze przykładu z przyjaciela. Niemniej ten brak kreatywności zamierza mi wynagrodzić w przyszłym tygodniu. Jedziemy na weekend do SPA
- Nie tracicie czasu – prychnęła z nutą kpiny wywracając oczami
- Z życia trzeba korzystać. I tobie też bym to radziła. Zamierzasz trzymać Marka na dystans całe dziesięć tygodni?
- Zejdź ze mnie – pokazała jej język – Ktoś puka, zdaje się, że twój książę – Patrycja błyskawicznie ruszyła w kierunku drzwi – Baw się dobrze – zawołała za nią
- Ty też  

Stał pośrodku przedpokoju, obrzucając ją zachwyconym spojrzeniem. Dziś postawiła na szare cygaretki, bluzkę w kolorze brudnego różu z lejącego materiału i dekoltem w kształcie litery v oraz czarne czółenka na niewysokim obcasie. Podał jej bukiet. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Poczytałem trochę o znaczeniu kwiatów i uznałem, że na tym etapie, niezapominajki będą najwłaściwsze – rzekł, gdy zniknęła w kuchni w poszukiwaniu wazonu – Wiesz, co oznaczają?
- Chcesz, żebym o tobie nie zapomniała – ograniczyła się tylko do tego stwierdzenia.
- To też. Ale jest też drugie znaczenie. Sprawdź w Internecie – posłał jej swój zniewalający uśmiech. Nie musiała sprawdzać. Doskonale wiedziała, że podarowanie tych kwiatów to jasny sygnał, że chce się czegoś więcej, że chce się stworzyć związek.
- Możemy wychodzić – odparła zakładając czarny, krótki sweterek – Chociaż może bezpieczniej byłoby zostać w domu. Nie wiem, co ci znów strzeliło do głowy. Od razu mówię, na bungee się nie piszę. Nie pożegnałam się jeszcze z rodziną – zaśmiał się
- Spokojnie. Już ci mówiłem, że dziś będzie klasycznie. I na ziemi. Znaczy nie do końca – tłumaczył już na klatce – niemniej zdecydowanie na dole. Obiecuję, że bungee nie przewiduję, aczkolwiek mam jeszcze w zanadrzu coś na wysokościach – puścił jej oczko
- Zaczynam się ciebie bać – rzekła żartobliwym tonem
- Zupełnie niepotrzebnie. Dziś zabieram cię nad Wisłę – otworzył jej drzwi auta
- Widzę, że masz wzloty i upadki swojej kreatywności – wysiliła się na nutę kpiny
- Zapewniam, że nie będziesz żałować

- Bardzo lubię Warszawę nocą i mam nadzieję, że tobie również się spodoba. Zwłaszcza z pespektywy Wisły – rzekł prowadząc ją w stronę statku, na który co chwilę wchodziło nowe pary. Gdy tylko wysiadła z auta chwycił ją za rękę i nie wpuścił do tej pory. Nie protestowała. Marek sprytnie poprowadził ją w stronę wolnej ławki na dziobie. Najwidoczniej inni współpasażerowie nie dostrzegli jedynego siedzenia z przodu statku, a oni dzięki temu odgrodzili się od reszty ludzi. Tym samym ta podróż przybrała na intymności.
- Nie wiedziałam, że są nocne rejsy – zapatrzyła się na pięknie oświetlony Zamek Królewski
- Stosunkowo od niedawna. Do tej pory pływali tylko w ciągu dnia. Ale dobrze, że idziemy za przykładem choćby Berlina. W dobrą stronę się to rozwija. Nie mogę się doczekać, kiedy dokończą remont bulwaru w stronę Czerniakowa. Lubię po nim spacerować – statek ruszył, a z głośników popłynęła nastrojowa muzyka. W duchu musiała przyznać, że tym razem perfekcyjnie trafił w jej gust. Ta randka była wyjątkowo romantyczna, a ona lubiła takie klimaty. Niemniej zamiast się skupiać na mijanych widokach, postanowiła niby to od niechcenia pociągnąć tę rozmowę, nieco go przy tym prowokując
- Wszystkie dziewczyny wyrywasz na Wisłę nocą? – spojrzała mu w oczy prowokacyjnie
- Nie – odparł zdecydowanie, tonąc w jej dwóch błękitach – Jesteś pierwszą, którą tu zabrałem – urwał na chwilę, jakby próbując zebrać myśli – Prawdę mówiąc jesteś pierwszą, którą zabrałem na prawdziwą randkę, dla której się staram, choć nie zawsze mi to wychodzi, vide stadnina koni – oboje lekko się zaśmiali – I nie mówię tego po to, by jakkolwiek zyskać w twoich oczach. Raczej nie można zyskać w oczach dziewczyny stwierdzeniem, że pierwszy raz zabiegam o uwagę kobiety, bo do tej pory to kobiety zabiegały o moją uwagę – chrząknął. Miała wrażenie, że jest lekko zakłopotany swoim stwierdzeniem. Był teraz tak inny, od tego pewnego siebie Casanovy, którego poznała w klubie. Zastanawiała się, która z jego masek jest tą prawdziwszą.  
- I cię rozpuściły - dodała
- Może tak – westchnął – Dzięki nim, uznałem, że jestem taki super, że nie muszę się starać, że wszystko powinienem mieć podane na tacy, że wszyscy muszą spełniać każdą moją zachciankę. I nagle stanęłaś na mojej drodze ty i zrozumiałem, że mój dotychczasowy obraz świata to jakaś nierealna wizja. Że to tej pory byłem jakby obok prawdziwego życia. A prawdziwe życie jest jednak bardziej pociągające, od tego z pozoru idealnego. Bo fajnie jest się dla kogoś starać, widzieć radość w twoich oczach i czuć wszystkie emocje, a nie tylko te wybrane – słuchała go uważnie - Może mój dotychczasowy obraz świata to poniekąd wina dzieciństwa. Rodzice starali się spełniać moje kaprysy. Chciałem nowy samochód, za dwa dni bawiłem się już nim w salonie. Chciałem huśtawkę w ogrodzie, ojciec zatrudnił fachowca, który w kilka godzin ją zbudował w pakiecie ze zjeżdżalnią.
- Idealne dzieciństwo?
- Z pozoru. Gadżetami chcieli wynagrodzić mi swoją nieobecność. Przez długie lata żyłem w przekonaniu, że wszystko można kupić.
- Teraz już wiesz, że nie wszystko? – przyjrzała mu się uważnie
- Pieniądze ułatwiają życie, pomagają spełniać marzenia, ale nie wszystkie… Nie można kupić dwóch rzeczy, chyba najważniejszych… Czasu i miłości
- Jesteś jedynakiem?
- Tak. Jedynakiem, którego okres dzieciństwa przypadł na czas budowania firmy. Zamiast z rodzicami spędzałem czas z opiekunką. Najpierw miałem wszystko, czego zapragnąłem, oprócz ich uwagi, a gdy dorastałem uznali, że jestem za bardzo roszczeniowy, rozpuszczony i należy ustawić mnie do pionu. Zaczęli mieć wobec mnie wymagania, którym nie potrafiłem sprostać. Będąc już w liceum i na studiach, po każdej kłótni z nimi przyjeżdżałem właśnie nad Wisłę. Tylko tutaj potrafiłem zebrać myśli, jakoś się wyciszyć. W pewnym momencie przestałem być dla nich wystarczająco dobry. Miano ich ulubionego syna przypadło mojemu przyrodniemu bratu – obrzuciła go pytającym spojrzeniem. Dopiero co wspominał, że jest jedynakiem – Rodzice wraz z przyjaciółmi założyli firmę modową. Febo mięli dwójkę dzieci. Starszego ode mnie o dwa lata Aleksa i dwa lata młodszą Paulinę. Wracając ze szwalni zginęli w wypadku. Zostawili dwójkę małych dzieci. W testamencie zapisali, by w razie ich śmierci, rodzeństwem Febo zajęli się moi rodzice. Miałem dziesięć lat, gdy w domu pojawiła się ich dwójka. Gdy byłem w liceum ojciec pierwszy raz powiedział mi, że Aleks jest ode mnie lepszy. Lepiej się uczył, był zdolniejszy, otaczał się fajniejszymi znajomymi. Cały czas czułem się porównywany i gorszy. Aż wreszcie w moim życiu zaczęły pojawiać się kobiety, dla których byłem atrakcyjny. Byłem bogaty i przystojny, czyli miałem wszystko to, czego ode mnie oczekiwały. Nie musiałem się starać i to było dla mnie wygodne. Znów było tak, jak w dzieciństwie, pozornie idealnie. Bo niby otaczałem się  pięknymi kobietami, ale wciąż mi czegoś brakowało.
- Czego? – szepnęła. Wiedziała, że wbrew pozorom te wyznania sporo go kosztują. Prawdę mówiąc, nie spodziewała się, że zdobędzie się na taką rozmowę tak szybko.
- Prawdziwych uczuć. Mam prawie trzydzieści lat i tak naprawdę nigdy nie byłem w normalnym związku – już miała powiedzieć, że ona również, ale postanowiła mu nie przerywać – Nigdy nie byłem zakochany. Jakoś do tej pory kobiety, które stawały na mojej drodze nie wywoływały we mnie innych uczuć, oprócz pożądania – już miała zapytać, jakie uczucia w nim wywołuje, ale zrezygnowała w ostatniej chwili bojąc się, jaki ta rozmowa może przybrać kształt i jakie słowa mogą paść z jego ust. Szybko zmieniła temat.
- Nie sądziłam, że w piątkowe wieczory tak wielu ludzi siedzi na plaży – wskazała na kilkanaście palących się nad brzegiem ognisk wokół których siedziały spore grupki osób.
- Jeśli chcesz my również będziemy mogli sobie takie ognisko zorganizować po rejsie. Przezornie wrzuciłem do bagażnika koc
- Może następnym razem. Zaczyna się robić chłodno – objęła się ramionami
- Zimno ci – bardziej stwierdził, niż zapytał i pospiesznie ściągnął marynarkę, narzucając na jej ramiona
- Zmarzniesz – krytycznie spojrzała na jego cienką, błękitną koszulę
- To się do mnie przytul. Będzie mi cieplej – prowokacyjnie spojrzał jej w oczy i wyciągnął w jej kierunku rękę. Przysunęła się bliżej i położyła głową na jego barku. Objął ją ramieniem.
- Piękna jest Warszawa nocą – szepnęła. Uśmiechnął się pod nosem i oboje wsłuchali się w nastrojową,  francuską piosenkę o miłości, sączącą się z głośników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz