B

poniedziałek, 23 maja 2016

'Droga do kobiecego serca' IV

Zadzwonił do niej w środowe popołudnie z pytaniem, czy ma jakieś plany na sobotę. Zaproponował, że przyjedzie po nią o piętnastej. Ku jej zaskoczeniu polecił by wzięła ze sobą sportowe spodnie i buty na płaskiej podeszwie. Próbowała dopytywać, co planuje, gdzie chce ją zabrać, ale zasłaniał się niespodzianką.

- Przyznam, że to dość oryginalne zabierać ze sobą na randkę leginsy i trampki – rzekła na przywitanie, gdy tylko wsiadła do jego samochodu
- Ja też się cieszę, że cię widzę – rzekł z uśmiechem i odpalił auto
- To dowiem się, dokąd mnie zabierasz? – splotła ręce na piersiach
- Jesteś straszne niecierpliwa wiesz?
- Po prostu obawiam się, że zaraz usłyszę, że zaplanowałeś nam jogging na Polach Mokotowskich – rzekła z nutą kpiny
- Pudło – roześmiał się – Ale dzięki za podpowiedź. Nie będę się musiał zmuszać do wysiłku intelektualnego przed następną randką – puścił jej oczko i skierował się na wylotówkę z Warszawy
- Zaczyna się robić ciekawie – z zaciekawieniem obserwowała widoki za szybą - Prawie obcy facet wiezie mnie gdzieś w las. Dobrze, że powiedziałam Patrycji, że jadę z tobą. Jak nie wrócę do jutra mam nadzieję, że wezwie policję – starała się brzmieć poważnie
- Nie do końca taki obcy – mruknął - Ok, wygrałaś! Jedziemy do stadniny koni – rzekł wyraźnie z siebie zadowolony
- Nieee? – jęknęła – No ty chyba żartujesz!
- A wyglądam?
- Mowy nie ma! Ja się nie zgadzam! – zaczęła gorliwie protestować
- A jeździłaś kiedyś konno?
- Nie i nie zamierzam
- Ja też nie. Dlatego pomyślałem, że fajnie będzie coś zrobić razem pierwszy raz.
- To trzeba mnie było zabrać na lodowisko. W życiu nie miałam łyżew na nogach, a upadek przynajmniej byłby z mniejszej wysokości.
- Ja za to świetnie jeżdżę, więc chętnie cię nauczę. A teraz dajmy szansę koniom. Może ci się spodoba. Może oprócz cotygodniowych randek będziemy się spotykać w stadninie w każdą niedzielę, hmm? – jego entuzjazm ją nieco przerażał. Ona nie wyobrażała sobie, że ma wsiąść na konia. Nie miała pojęcia jak to zwierzę na nią zareaguje.
- Coraz bardziej żałuję, że się zgodziłam na te dziesięć randek – wywróciła oczami z miną naburmuszonej pięciolatki
- A mnie się coraz bardziej podoba – uśmiechnął się, skręcając do stadniny położonej tuż przy granicy miasta. Niechętnie wysiadła z auta i rozejrzała się bez entuzjazmu. Dobrzański w tym czasie wyciągał ich torby z tylnego siedzenia.
- Oooo – usłyszeli za sobą męski głos – Witam panie Marku – podszedł do nich uśmiechnięty blondyn koło czterdziestki – Jednak pan przyjechał
- Przyjaciółka dała się namówić – uścisnął dłoń mężczyzny – Pan Artur Jodłowiec, właściciel stadniny – przedstawił mężczyznę
- Ula Cieplak – z niewyraźną miną wyciągnęła do niego rękę
- Zapraszam państwa najpierw tutaj – wskazał na nowoczesny budynek – Koniecznie musicie zmienić te jeansy na wygodniejsze spodnie. Znajdziecie tam też toczki i rękawiczki. Proponuję też kamizelki ochronne do jazdy, ale to wedle uznania. Upadków nie przewidujemy – uśmiechnął się serdecznie – A później zapraszam do stajni. Obejrzycie konie. Zajmie się dzisiaj wami Darek.
- Dziękujemy – odparł wyraźnie podekscytowany Marek. Cieplak nie podzielała jego entuzjazmu – Naprawdę nie będzie tak źle – szepnął jej do ucha i pociągnął za rękę w stronę budynku. Po kwadransie byli już gotowi – Nawet do twarzy ci w tym nakryciu głowy
Młody instruktor już na nich czekał. Ula widząc przystojnego, dobrze zbudowanego szatyna od razu się ożywiła, upatrując w tej lekcji okazji do odegrania się na Marku za ten szalony pomysł. Już podczas spaceru po stajni zadawała pytania i udawała wielkie zainteresowanie słowami Darka. Marek był ewidentnie niezadowolony. Dla niej wybrano karą klacz o imieniu Diana, Markowi przypadł gniady Avatar. Instruktor zapewniał, że wybrał dla nich najspokojniejsze konie. Chwilę poopowiadał im o zwierzętach, o tym, jak należy o nie dbać.
- No dobra – uśmiechnął się do Uli – darujemy wam dzisiaj czesanie i całą tę otoczkę związaną z przygotowaniem konia do jazdy. Nasze praktykantki Ania z Hanią już się tym zajęły, więc macie dzisiaj taryfę ulgową. Niemniej skoro nie popracowaliście i się jeszcze nie zmęczyliście, to teraz kwadrans na małe rozciąganie – pokazał im kilka ćwiczeń, by po kilkunastu minutach zaprowadzić wreszcie na plac, na którym mieli po raz pierwszy wsiąść na konia. Oczywiście Darek nie omieszkał zaoferować Uli pomocy przy wsiadaniu. Tłumacząc, jak mają wkładać stopę w strzemię oraz jaką pozycję przybrać w siodle Marek miał wrażenie, że mężczyzna go ignoruje, a całą swoją uwagę skupia na dziewczynie, której najwyraźniej się to podobało. Był na siebie wściekły, że zabrał ją tutaj. Gdy oboje znaleźli się już w siodle dołączyła do nich druga instruktorka, która prowadziła Avatara. Ulą osobiście zajmował się Darek. Marka powoli zaczynał trafiać szlag. Typowo męska zazdrość, gdy na horyzoncie pojawiła się potencjalna konkurencja. Modlił się w duchu, by ta lekcja jak najszybciej się skończyła.

- Widzę, że ci się podobało – rzekł, gdy zmierzali już w stronę Warszawy
- Przyznaję, miałeś rację. To nie jest takie straszne. Może nawet zapiszę się na kilka lekcji
- Do Darka? – zapytał z nutą kpiny, mocniej zaciskając ręce na kierownicy
- Czemu nie? To świetny instruktor – drażniła go. Podczas jazdy doskonale wiedziała tę jego zaciętą minę i baczne spojrzenie.
- I przystojny facet
- To prawda – przyznała
- Który ewidentnie na ciebie leciał – burknął. Uśmiechnęła się pod nosem
- Nie zauważyłam – wzruszyła ramionami
- Jasne - prychnął
- Słuchaj, o co ci chodzi? – miała z niego niezły ubaw - Najpierw upierasz się przy koniach, zaciągasz mnie tam niemal na siłę, a teraz rzucasz jakieś aluzje i robisz wyrzuty
- Bo mi się kompletnie ten typ nie podobał. Wyrywał mi dziewczynę kompletnie nie zwracając na mnie uwagi!
- Nie jestem twoją dziewczyną – zaznaczyła
- Ale chciałbym, żebyś nią była – rzekł zdecydowanie, patrząc jej przez moment prosto w oczy
- Chyba jeszcze za wcześnie na takie deklaracje – pokiwał głową na znak zrozumienia – A prawdę mówiąc kompletnie mi się nie podobało. Zarówno Darek, jak i konie. Chciałam ci nieco utrzeć nosa, że mnie tam zawiozłeś. Nie funduj mi więcej takich atrakcji. Takie sporty to nie dla mnie.
- Nie będę – wyraźnie odetchnął i po raz pierwszy się uśmiechnął, odkąd wyjechali ze stadniny – Na przyszły tydzień mam zaplanowane coś bardziej klimatycznego. Oby tylko nie padało
- No mam nadzieję, ze jakoś mi to wynagrodzisz, bo za tę randkę masz dużego minusa. W ogólnym bilansie wychodzisz na zero, więc jest słabo, panie Dobrzański – rzekła z poważną miną, by po chwili oboje wybuchli śmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz