B

wtorek, 21 stycznia 2014

'Zapomnij o mnie' III

Bardzo niechętnie, ale jednak wziął sobie jej prośbę do serca. Zamienił swoje ulubione kraciaste koszule na nieco bardziej stonowane, oficjalne. Kolorowe spodnie zostały zastąpione popielatymi, do sportowego garnituru, który kupił na najważniejsze spotkania. Bardzo tego nie lubił. Wyznawał zasadę, że świat jest na tyle szary, iż ludzie powinni swoim strojem wprowadzać do niego trochę życia. Uwielbiał kolory, uwielbiał się nimi bawić, zestawiać je ze sobą, ale miał świadomość, że na jakiś czas musi z tego zrezygnować. Nie chciał utrudniać.
Kilka minut po czternastej pojawił się w jej gabinecie. Taksówka, która miała zawieźć ich do hotelowej kawiarni już czekała. Wyglądała pięknie. Już od progu obrzucił ją zachwyconym spojrzeniem. Grafitowa sukienka idealnie podkreślała jej figurę. Delikatne marszczenia uwydatniały biust, a czarne szpilki wydłużały jej zgrabne nogi. Musiał przyznać, że coraz bardziej mu się podobała. Chociaż i tak największą uwagę zawsze skupiał na jej oczach. Niezwykle błękitnych. Jeszcze nigdy w życiu takich nie widział. Spojrzała na niego z uznaniem i komplementowała zmianę wizerunku. Oboje wyglądali naprawdę dobrze.
Gdy jechali w stronę Centrum jego komórka zadzwoniła. Rozmawiał krótko, konkretnie, po angielsku. Słyszała jak mówił, że w tym roku nie będzie brał udziału, że da szansę swoim kolegom po fachu, zapewnił, że w kolejnych latach z pewnością nie odmówi i po raz kolejny będzie świętował. Poinformował również, że zatrzymały go w Polsce na dłużej sprawy rodzinne. Nie dopytywała o co chodzi, nie wypadało.
Przywitali się z prezesem i jego asystentką. Negocjacje zakończyły się sukcesem. Niewiele się wtrącał oddając jej pole do popisu. Była nieustępliwa, walczyła o jak najlepsze warunki dla firmy. Imponowała mu. Przez całe spotkanie asystentka prezesa ItalFashion obdarowywała go przeciągłymi spojrzeniami i tajemniczymi uśmiechami. Sprawiał wrażenie, że zupełnie tego nie zauważa. Zamiast na atrakcyjnej dwudziestoparolatce o południowej urodzie, całą swoją uwagę skupiał na pani dyrektor. Dokumenty zostały podpisane. Ula wyraźnie odetchnęła. Gdy wychodzili z Marriotta usłyszała za plecami głos prezesa
- To może w ramach świętowania nowego kontraktu zjemy razem późny lunch? – spojrzała na niego nieco zaskoczona. Uśmiechnęła się przepraszająco i odparła
- Nic z tego. Muszę jeszcze dzisiaj skończyć zestawienia z ostatniego kwartału i chociaż zacząć sprawdzać kolokwia… W przeciwnym wypadku nie wyrobię się do środowego wykładu.
- Jasne – posłał jej niewyraźny uśmiech – Jeśli wszystkie potrzebne materiały masz ze sobą, to jedź od razu do domu. Ja sobie poradzę w firmie
- Ok. W takim razie do poniedziałku – pomógł jej wsiąść do taksówki i poczekał aż odjedzie. Przywołał następny samochód.

W kolejnym tygodniu Ula znów pracowała na podwójnych obrotach. Za dziesięć dni mieli lecieć do Madrytu na Fashion Week. Starała się trzymać rękę na pulsie, starała się o niczym nie zapomnieć. Ania ustalała z organizatorami miejsce ich pobytu, transport z lotniska, godzinę pokazu i konferencji prasowej. Ula dbała, by mistrz miał zapewnione odpowiednie warunki, by wszystkie jego zachcianki były spełniane. Poprosiła nawet obsługę techniczną o zakup specjalnego nawiewu w olejkami eterycznymi, gdyż Pshemko twierdził, że w oparach jaśminu lepiej mu się pracuje. Sebastian wraz z asystentem Pshemko przeprowadzali casting. Trzeba było wybrać pięć modelek, które polecą do Hiszpanii. Plik dokumentów leżał na jej biurku. Czekały tylko na podpis prezesa. Z niepokojem spojrzała na zegarek. Dochodziła jedenasta, a Dobrzańskiego wiąż nie było. Komórki też nie odbierał. Miała świadomość, że jeśli te papiery nie wyjdą dziś z firmy nie zdążą ze wszystkim na czas. Przed dwunastą dostała telefon od Ani, że Marek właśnie pojawił się na piątym piętrze. Błyskawicznie ruszyła w tamtym kierunku. Gdy wpadła do sekretariatu, zdążyły się zamknąć za nim drzwi. Weszła bez pukania. Była zirytowana. Znów porzucił korporacyjne kolory na rzecz śliwkowych spodni, białej koszuli i szarych trampek. Postanowiła darować sobie uwagę na ten temat. Obok biurka postawił wielką czarną torbę i spojrzał na nią z uśmiechem
- Cześć – rzucił uradowany. Ten jego uśmieszek doprowadzał ją teraz do furii
- Czy ty wiesz, która jest godzina? – zapytała ostro – Od trzech godzin wszystko stoi, bo czekamy tylko na twój podpis
- Wybacz – rzucił, odbierając od niej dokumenty – rano było genialne światło i postanowiłem pojechać na chwilę w plener – zadowolony z siebie puścił jej oczko. Szlak ją trafił
- Na chwilkę? – zapytała sarkastycznie – Genialne światło? Plener? – wierzyć jej się nie chciało – Przyszłam do biura godzinę wcześniej, odwalam za ciebie całą robotę, a ty tak po prostu pojechałeś porobić sobie zdjęcia! – wysyczała przez zaciśnięte zęby – No oczywiście, czego ja się mogłam spodziewać.
- Ale przecież nic się nie stało – próbował bagatelizować
- No jasne! Ja zapomniałam, że my inaczej myślimy! Upierdliwa ekonomistka i beztroski artysta nie mogą się dogadać! Mam dość! Nie zamierzam ciągnąć twojej firmy za uszy do góry, kiedy ty najzwyczajniej w świecie masz wszystko w nosie! – wyszła trzaskając drzwiami. Westchnął. Sądził, że nic się nie stanie, jak przyjedzie troszkę później. I tak niewiele pomagał, na wielu rzeczach po prostu  się nie znał. Sądził, że być może nikt nawet nie zwróci uwagi na jego nieobecność. Chwycił teczkę z papierami i wyszedł z gabinetu.
Usłyszała pukanie. Drzwi uchyliły się nieznacznie i ujrzała filiżankę kawy. Po chwili pojawiła się druga dłoń z niewielkim talerzykiem, na którym pysznił się sernik z owocowym sosem. Zobaczyła Dobrzańskiego. Pierwsza złość już minęła. Za wszelką cenę starała się zachować powagę. Miała nadzieję, że ten jej wybuch jakoś na niego wpłynie i zacznie poważniej podchodzić do pracy w firmie.  
- Chciałem cię przeprosić i nieco osłodzić tę pracę ze mną – powiedział stawiając przed nią kawę i ciastko – Wiem, że ci nie pomagam, że wszystko jest na twojej głowie. Niby się staram, niby chciałbym, ale mi nie wychodzi. Boję się, że coś spieprzę i będzie z tego więcej szkody niż pożytku. Stąd ta moja bierność. Firma to nie mój świat… - westchnął – co nie oznacza, że podzielam twój pogląd… Uważam, że nie upierdliwa, za to poświęcająca się całą sobą ekonomistka, ma szansę dogadać się z fotografem drugiej klasy, który faktycznie, bywa czasem beztroski – od momentu, gdy pojawiła się przed jej biurkiem, tonął w tym błękitnym spojrzeniu. Musiała przyznać, że zrobił na niej dobre wrażenie tym co powiedział.  
- Jeśli obiecasz, że następne plenery będziesz sobie urządzał w weekendy, a dziś pomożesz mi wszystkie zestawienia poskładać w jedno, to jestem w stanie puścić ten incydent w niepamięć – wciąż starała się zachować powagę, by nie zorientował się, że już od dobrych kilkunastu minut nie jest na niego wściekła
- Słowo harcerza – uśmiechnął się i wymownie spojrzał na sernik. Wzięła kęs i odparła ze śmiechem, wywracając oczami  
- W zasadzie to jestem na diecie
- Żartujesz? – obruszył się – Masz świetną figurę – jego wzrok był pełen zachwytu – Niejedna modelka mogłaby ci zazdrościć…
- Dobra, dobra – zaśmiała się uroczo

Fashion Week zbliżał się wielkimi krokami. Do wylotu zostały trzy dni. Gdy o osiemnastej wyłączyła komputer i zaczęła zbierać się do wyjścia mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Mijała właśnie sekretariat, gdy dostrzegła zmierzającego w jej kierunku Marka. Zdziwiła się, że jeszcze jest w pracy. Widząc jej pytające spojrzenie pospieszył z wyjaśnieniem
- Siedziałem nad folderem promującym firmę. Mam kilka propozycji. Po powrocie z Hiszpanii musimy je przedyskutować. Może część z nich uda się wprowadzić z życie wraz z nową partią.
- Jasne – odparła zmęczona i mijając go ruszyła do windy – Do jutra
- Poczekaj – usłyszała za plecami – Dasz się zaprosić na kolację? – posłał jej tajemniczy uśmiech i z wyczekiwaniem wpatrywał się w oczy. Ta propozycja automatycznie ją otrzeźwiła. Zmęczenie uciekło gdzieś w dal, a jej rozum zaczął pracować na najwyższych obrotach
- Wybacz, ale nie mam siły. Od kilku dni śpię po kilka godzin dziennie. O niczym innym teraz nie marzę, jak o łóżku - na ostatnie słowo oczy Marka pociemniały - Powoli zapominam, jak wygląda moje mieszkanie – spojrzała na niego przepraszająco
- To może jutro, pojutrze? – nie dawał za wygraną
- Marek… – westchnęła, chciała dość dodać, ale nie pozwolił jej. Jej mina mówiła wszystko.
- Jasne – uśmiechnął się niewyraźnie – Nie musisz się tłumaczyć… Dostałem kosza. Zdarza się – na jego twarzy malował się zawód – Do jutra – rzucił i nim się obejrzała zniknął w swoim gabinecie. Poczuła się głupio. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz