B

środa, 15 stycznia 2014

'Zapomnij o mnie' I

Sytuacja w firmie od kilku dni była bardzo napięta. Pracownicy byli zdezorientowani. Docierały do nich strzępki informacji, co powodowało plotki, spekulacje. Nie wiedzieli co przyniesie kolejny dzień, a co dopiero mówić o planach na najbliższy miesiąc lub rok. Wszystko stało pod znakiem zapytania. Tydzień temu wiadomość o zawale Krzysztofa Dobrzańskiego zaskoczyła wszystkich. Tradycyjnie wraz z żoną wyjechał na kilka dni odwiedzić przyjaciół w Szwajcarii. I już nie wrócił. Został przetransportowany do szpitala, a lekarze jego stan wciąż określali jako ciężki. Ponoć dobrze rokował, ale nie wiadomo było kiedy i czy w ogóle, będzie mógł wrócić do pracy. Blisko od siedmiu dni w Dobrzański Fashion panowało bezkrólewie. Helena przyleciała z Lozanny tylko raz, by prowizorycznie rozdzielić obowiązki i nieco uspokoić sytuację. Prawda była taka, że nie miała pojęcia o prowadzeniu domu mody. Nigdy się nie angażowała. Jej rola opierała się wyłącznie na reprezentowaniu firmy u boku męża podczas ważnych imprez. Na co dzień poświęcała się Fundacji ‘Zdrowie Malucha’, którą założyła wraz z dwoma przyjaciółkami. Z pewnością sytuacja wyglądałaby teraz inaczej, gdyby na miejscu wciąż było rodzeństwo Febo, dzieci współzałożycieli ‘Febo Dobrzański’, jednak trzy lata temu stworzyli oni swój własny plan na życie. Aleks nabrał doświadczenia w zarządzaniu firmą i kierując się swoimi ambicjami wyjechał wraz z siostrą do Włoch, by tam otworzyć agencję modelek. Odsprzedali Krzysztofowi swoje udziały, odcinając tym samym swoje nazwisko od domu mody. Z Dobrzańskimi utrzymywali jedynie coraz chłodniejsze kontakty prywatne.

Chaos się pogłębiał. Ludzie niepewni o swoją przyszłość przestali angażować się w pracę. Szeptano, że Dobrzańscy sprzedadzą swoją firmę rodzącej się na polskim rynku nowej marce o ironicznej nazwie ‘Dżjordżio end Kewin’, albo że wyślą wszystkich na kilkumiesięczny bezpłatny urlop. Nawet główny projektant Pshemko nie wiedział, czy jesienna kolekcja powstanie i czy DF będzie obecny na Fashion Week, który miał się odbyć za miesiąc w Madrycie. Potrzebna była osoba, która opanuje sytuację, wyciszy emocje i będzie konsekwentnie realizować założenia firmy. Helena na poniedziałek zwołała zebranie pracowników. Miała przylecieć z Lozanny, by zorganizować pracę i rozwiać wątpliwości dotyczące przyszłości firmy. Krzysztof był dla niej w tej chwili najważniejszy, ale nie mogła pozwolić, by dorobek życia jej męża został w jednej chwili zmarnowany i by prezes nie miał do czego wracać. Musiał mieć motywacje do szybkiego powrotu do zdrowia.

Wjechała na piąte piętro. Była zmęczona. Sytuacja w firmie nie wpływała na nią najlepiej. Nie znosiła żyć w zawieszeniu, nie znosiła, gdy nie wiedziała, co przyniesie jutro. Cieszyła się, że dziś miało się odbyć zebranie z żoną prezesa. Współczuła im bardzo, jej ojciec też chorował na serce. Wielokrotnie rozmawiała o tym z Krzysztofem. Mimo współczucia w jej głowie w ciągu ostatnich kilku dni krążyły różne myśli. Łącznie z rozważaniami dotyczącymi odejścia. Nie chciała uciekać jak szczur z tonącego okrętu, ale z drugiej strony nie chciała tracić czasu na coś, co i tak zmierza ku upadkowi. Była zbyt dobrze zorientowana, by nie wiedzieć, że tak duża firma, bez osoby, która nią zarządza, nie utrzyma się na rynku zbyt długo. Rozmawiała o tym z Heleną podczas jej ostatniego pobytu na Lwowskiej. Dobrzańska wtedy wysuwała w jej stronę delikatne aluzje, że przydałby się lider wyłoniony z załogi. Miała świadomość, że mówi o niej, ale ona nie mogła się na to zgodzić. Po pierwsze brakowało jej czasu. Miała wiele innych zobowiązań, którym musiała podołać, a kierowanie domem mody wymagało czasu i ogromnego wysiłku. Ponadto była to zbyt duża odpowiedzialność. Gdyby coś poszło nie tak, gdyby podjęła niekorzystne decyzje nie potrafiłaby spojrzeć w oczy człowiekowi, który kilka lat temu dał jej szansę na rozwój. Tak samo jak nie potrafiłaby spojrzeć w oczy swoim przyjaciołom, których zawiodła i których koniec końców musiałaby pozbawić pracy.

Punktualnie o jedenastej drzwi sali konferencyjnej szeroko się otworzyły. Stanęła w nich Helena Dobrzańska. Jak zwykle w eleganckiej garsonce i perfekcyjnie uczesanych włosach. Tym razem jednak nie towarzyszył jej uprzejmy uśmiech na twarzy, ani przyjazne spojrzenie. Obrzucając ją jedynie przelotnym spojrzeniem można było dostrzec, że jest zmęczona i zmartwiona. Zawsze bardzo dbała o męża, byli bardzo związani, więc jego problemy zdrowotne nie pozostały bez wpływu na jej samopoczucie. Tuż za nią do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna. Na oko miał trzydzieści lat. Charakteryzowała go nieprzeciętna uroda i strój, który z całą pewnością wyróżniał go spośród wszystkich zgromadzonych. Żółte spodnie, błękitna, sportowa koszula z podwiniętymi rękawami, turkusowe trampki z najnowszej linii Hugo Bossa i przeciwsłoneczne okulary Ray Bana wsadzone w kruczoczarne włosy. Przyciągnął uwagę zgromadzonych. Wszystkie pary oczu skupiły się wyłącznie na nim. Nie tylko z uwagi na jego urodę i ubiór. Przede wszystkim dlatego, iż każdy zadawał sobie pytanie kim jest. Helena powitała pracowników, dziękując jednocześnie za przybycie i wszystkie wyrazy wsparcia, jakie otrzymuje. Później w kilku zdaniach streściła stan zdrowia swojego męża. Brunet wydawał się być znudzony tym wszystkim. Jego mina nasuwała jedno stwierdzenie – robi łaskę, że w ogóle tu jest.
- Nie wiem ile potrwa powrót do zdrowia mojego męża. Lekarze nie chcą określić jak długo będzie trwała rekonwalescencja. Nie możemy sobie pozwolić na przestój w pracy firmy. Nasza marka ma mocną pozycję na rynku, stąd musimy zrobić wszystko, by ten kryzys, który nawiedził nas dość niespodziewanie nie złamał nas, a nawet wzmocnił. Jak państwo wiecie, ja większość czasu spędzam teraz u boku męża, stąd niemożliwe jest, bym była tu na miejscu i bym to ja zastępowała Krzysztofa. Stąd dzisiejsza obecność naszego syna Marka. Do czasu powrotu mojego męża, to on będzie zarządzał firmą – zaległa cisza. Nikt się nie spodziewał, że na czele domu mody stanie młody Dobrzański. Zresztą część pracowników nawet nie miała pojęcia o jego istnieniu. Najstarsi pracownicy DF wiedzieli, że to jego pierwsza wizyta na Lwowskiej.
- Witam – rzucił od niechcenia – Marek Dobrzański. Z pewnością nie jesteście państwo zachwyceni takim rozwiązaniem. Ja również – ktoś z tyłu sali roześmiał się. Dobrzański obrzucił to miejsce pogardliwym spojrzeniem - Ze swojej strony powiem tylko tyle, iż mam nadzieję, że moja obecność tutaj nie będzie zbyt długa. Mam nadzieję, że uda nam się jakoś porozumieć i nie będziemy się zbytnio męczyć wzajemnie przez te kilka miesięcy. Tyle z mojej strony – zakończył swój monolog. Wyraz twarzy Heleny był jednoznaczny. Nie była zadowolona z postawy syna, ale nic nie powiedziała.
- Dobrze – westchnęła – to wszystko. Ja poproszę jeszcze o pozostanie kadrę kierowniczą. Aniu, ty też zostań. Pshemko, jako gość honorowy również. Chcę was przedstawić osobiście. Pozostałym bardzo dziękuję. 
Kilka osób, które miały bezpośrednio współpracować z Markiem zostały w pomieszczeniu. Reszta, pogrążona w ożywionej dyskusji o nowym szefie opuściła pomieszczenie. Dobrzański uważnym spojrzeniem obrzucił wszystkich zgromadzonych.
- Pshemko, poznaj proszę mojego syna. Również dusza artysty – powiedziała dumnie – Synku, to jest nasz geniusz, ostoja DF i nasz główny projektant, Pshemko – panowie uścisnęli sobie dłonie. Junior wysilił się nawet na niewyraźny uśmiech. Wycior uśmiechnął się przymilnie, posyłając Dobrzańskiemu zachwycone spojrzenie i po chwili zniknął tłumacząc się weną, która go nawiedziła. ‘Gej jak nic’ przebiegło przez głowę Marka.
- Pani Anna Wierzbicka jest z nami od początku działalności firmy, obecnie kierownik działu technicznego i zaopatrzenia – skinął głową, ściskając wyciągniętą w jego kierunku dłoń – Pan Władek Góra, szef ochrony, Ania Banaszyk, aktualnie twoja asystentka – matka przedstawiała mu kolejne osoby stojące niemal w rządku – Paweł Krzemiński, kierownik działu IT, Sebastian Olszański, dyrektor HR i nasz dyrektor finansowy Urszula Cieplak – na niej na dłuższą chwilę zatrzymał swój wzrok, by po chwili zmierzyć ją od góry do dołu – wszyscy najważniejsi – wskazała na grupę – Państwo wybaczą, ale pożegnam się już. Synku, wpadnij wieczorem – kiwnął głową potwierdzająco i otworzył matce drzwi.
- Miło mi państwa poznać – odezwał się, siląc się na uprzejmy ton – z Sebastianem i Ulą chciałbym się spotkać jutro. Pani na pierwszy ogień – prowokacyjnie spojrzał jej prosto w oczy – o dziesiątej, pan jedenasta trzydzieści.
- Oczywiście – odpowiedzieli jednocześnie
- Świetnie. Reszcie na razie dziękuję. To wszystko – wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia, jednak jego głos zatrzymał Anię – oprowadź mnie po firmie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz