- Przepraszam, że musiałaś czekać
– rzekł z ujmującym uśmiechem. Musiała przyznać, że był bardzo przystojny. Z
pewnością niewiele kobiet potrafiło przejść obok niego obojętnie. Jednodniowy
zarost, dołeczki w policzkach i charakterystyczny błysk w oku dodawały mu uroku
– Tak w ogóle, to możemy sobie mówić po imieniu? – zapytał stając tuż nad nią –
Jestem przyzwyczajony do swobody w kontaktach służbowych
- Oczywiście – uśmiechnęła się
delikatnie i wyciągnęła dłoń w jego kierunku, którą delikatnie ścisnął – Ula
- Marek – rozsiadł się wygodnie
obok – Powiem wprost bez owijania w bawełnę, że nie mam pojęcia o prowadzeniu
firmy. Mówię otwarcie, bo wiem od matki, że jesteś świetną ekonomistką i
prędzej czy później byś się zorientowała – zaśmiał się pod nosem - Nie chcę tu
być i nie chciałem, ale mama się uparła. Poza tym jestem tu trochę z twojego
powodu, bo wiem, że to ty miałaś być p.o. prezesa, ale odmówiłaś. Ja nie miałem
wyjścia – wzruszył ramionami
- Czego ode mnie oczekujesz? –
przeszła do konkretów
- Pomocy – odpowiedział krótko i
konkretnie – Nie mam pojęcia o finansach, nie mam pojęcia, jak wygląda obecna
sytuacja firmy, ba… - westchnął – ja nawet nie wiem, jak wygląda praca w tego
typu firmie. Prawdę mówiąc w życiu w żadnej nie pracowałem. Jestem wolnym
strzelcem. Poważniejsze kontrakty załatwiał za mnie manager razem z prawnikiem.
A ja pilnowałem tylko, by ilość godzin mojej pracy przekładała się na
odpowiednią liczbę euro na moim koncie. To zupełnie inne kalkulacje –
opowiadał. Swoim szczerym wyznaniem wzbudził w niej odrobinę sympatii i zatarł
to nienajlepsze, pierwsze wrażenie, które wykreował dzień wcześniej.
- A czym się zajmujesz, jeśli
można wiedzieć? – odezwała się po chwili, obrzucając go pytającym spojrzeniem
- Jestem fotografem
- No tak – uśmiechnęła się pod
nosem – stąd twoja mama nazywa cię artystyczną duszą – lekko skrzywił się na te
słowa, ale nic nie odpowiedział. Postanowił szybko wrócić do głównego tematu
ich rozmowy
- To jak będzie? Mogę na ciebie
liczyć? – spojrzał na nią w taki sposób, że nie sposób było mu odmówić.
- Jednym słowem mam przejąć
kierowanie firmą w twoim imieniu, tak? Ja będę podejmować decyzje, które ty
będziesz firmował swoim nazwiskiem? – chwilę wcześniej podjęła decyzję, co nie zmieniało
faktu, że nie była z tego powodu szczęśliwa. Nie miała ochoty, ani siły, by
mieć na głowie cały dom mody.
- Umówmy się, że będę się
stopniowo wdrażał. Swoją drogą mam nadzieję, że ojciec szybko wróci… No nic –
westchnął - Chciałbym, abyś przez najbliższe kilka dni wprowadziła mnie wraz z
Anią w bieżące sprawy. Mamy się przygotowywać do jakiejś kolekcji, tak? Poza
tym wiem, że niebawem mają być jakieś targi. Chcę, a w zasadzie nie chcę, a
muszę poznać cały proces. W sprawy finansów nie będę się wtrącał. Podpiszę
wszystko, co mi podsuniesz. Wiem, że rodzice mają do ciebie pełne zaufanie,
więc daję ci wolną rękę i nie zamierzam podważać twoich decyzji – zapewnił
patrząc jej w oczy
- Dobrze – westchnęła nieco
zrezygnowana. Wiedziała, że nie ma wyjścia. Jeśli nie pomoże młodemu
Dobrzańskiemu firma zbankrutuje. W sumie z jej kwalifikacjami znalazłaby pracę
gdziekolwiek, ale przyzwyczaiła się. Dobrzańscy dawali jej dużą swobodę,
nieograniczony czas pracy, doceniali ją finansowo. A poza tym polubiła ludzi tu
pracujących. Nie chciała, by wylądowali na ulicy. Na dodatek była to tylko
sytuacja przejściowa. Sama nigdy by się na to nie zdecydowała, ale teraz był
Marek. Jakby nie patrzeć odpowiedzialność rozkładała się po połowie.
- Świetnie! – autentycznie się
ucieszył – To co, jutro o jedenastej u mnie w biurze. Wprowadzisz mnie w tą
kolekcję i ustalimy co z tymi targami
- Fashion Week w Madrycie.
- No właśnie – pokiwał głową
- Tyle, że w środy zwykle
zaczynam pracę od trzynastej – zmarszczył brwi w charakterystycznym geście –
rano mam wykłady na uczelni – wyjaśniła szybko
- Wykładasz na uczelni? – w jego
oczach dostrzegła zdziwienie, ale i cień podziwu
- Tak. Ekonomię na SGH na
pierwszym i drugim roku. Dwa lata temu obroniłam doktorat.
- Gratuluję – uśmiechnął się
serdecznie – Matka miała rację. Ty rzeczywiście powinnaś być na moim miejscu… a
tak będziesz kierować firmą z tylnego siedzenia. W sumie i tak powinienem być
ci wdzięczny – posłał jej ciepłe spojrzenie – dobrze, to w takim razie widzimy
się o trzynastej – uprzejmie się z nią pożegnał i po jej wyjściu rozsiadł się
za biurkiem.
Do końca tygodnia niemal nie
wychodziła z jego gabinetu. Przedstawiła mu harmonogram działań na najbliższy
miesiąc, zapoznawała z etapami przygotowania nowej kolekcji, omawiała budżet,
podsuwała do podpisu kolejne dokumenty. Podporządkował się jej wizji. Widziała,
że momentami był znudzony, ale mimo wszystko starał się okazywać jej uwagę. Miała
świadomość, że generalnie jest mu obojętne to, co robią, że mogłaby mu podsunąć
papiery dotyczące przejęcia firmy, a on bez czytania by to podpisał. Ale mimo
wszystko musiała przyznać, że zaczynała się całkiem nieźle dogadywać z nowym
prezesem.
Od kilku godzin usilnie pracowała
nad zestawieniami sprzedaży, które napływały z butików w całej Polsce. Musiała
przyznać, że mimo wewnętrznego kryzysu, firma stała na mocnych nogach, a
sprzedaż była imponująca. Usłyszała pukanie i po chwili w drzwiach pojawił się
młody Dobrzański
- Ania do rana wierci mi dziurę w
brzuchu, że jutro mamy spotkanie z przedstawicielami ItalFashion i powinienem
ustalić z tobą wszystkie kwestie przed rozpoczęciem negocjacji – wyjaśniał od
progu. Westchnęła głośno, odchylając głowę do tyłu
- Na śmierć o tym zapomniałam –
powiedziała cicho. Wprowadzanie nowego prezesa i przygotowania do wyjazdu do
Mediolanu tak ją pochłonęły, iż zapomniała o spotkaniu z ich zagranicznym
kontrahentem. Stanął przed jej biurkiem i wlepił w nią wyczekujące spojrzenie –
Adam powinien mieć gdzieś przygotowane wyliczenia. Zaraz go poproszę o
dostarczenie. Prawnicy mieli sprawdzić umowę – spojrzała na zegarek – nie jest
jeszcze tak późno. Dam radę to do jutra ogarnąć.
- Dziękuję – uśmiechnął się –
będzie potrzebny jakiś mój podpis?
- Podpis? – odparła nieco
zaskoczona jego pytaniem – Potrzebna będzie twoja obecność na tym spotkaniu. Ja
jestem jedynie dyrektorem finansowym, który jedynie opiniuje taką umowę. Podpisuje
ją prezes, czyli ty.
- No trudno – puścił jej oczko –
Pójdziemy tam razem. Marriott o ile się nie mylę? – kiwnęła potakująco głową –
Dobrze.
- Tylko, że jest pewien problem –
odparła niepewnie
- Z czym? – zmarszczył brwi
- Z tobą – powiedziała bojąc się
nieco jego reakcji. Nie wiedziała, jak zareaguje na jej uwagę – A w zasadzie z
twoim stylem – krytycznym spojrzeniem obrzuciła jego beżowe spodnie, koszulę w
biało granatową kratkę i granatowe mokasyny – Zauważyłam, że preferujesz dość
luźny sposób ubierania się, ale w przypadku tego typu spotkania garnitur byłby
wskazany – z nutą obawy spojrzała mu w oczy
- O nie! – kategorycznie zaprzeczył
– nie dam się namówić na garniak. Duszę się w nim. Zakładam go na super ważne
okazje. Tak naprawdę w ciągu ostatnich trzech lat miałem go na sobie raptem pięć
razy. Mowy nie ma. Nie dam się wciągnąć w ten wasz korporacyjny dress code.
- Musimy wyglądać na poważnego
partnera biznesowego. Oni niestety będą w garniturach. To jest biznes Marek i
pewne rzeczy trzeba po prostu przyjąć i się do nich dostosować. Ja też bym
wolała przychodzić do pracy w zwiewnej sukience w kwiatki, a jednak muszę
wybierać oficjalne stroje – tłumaczyła – Jeśli nie chcesz zakładać krawata,
trudno. Ale proszę cię chociaż o ciemne spodnie i gładką koszulę – z niezadowoleniem
pokiwał głową i wywrócił oczami
- Dobrze, ale robię to tylko dla
ciebie – posłał jej jeden ze swoich zniewalających uśmiechów i opuścił jej
gabinet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz