B

sobota, 18 stycznia 2014

'Zapomnij o mnie' II

Punktualnie o dziesiątej zapukała do drzwi gabinetu prezesa. Niepewnie je otworzyła i wsunęła się do środka. Siedział na skórzanym fotelu z nogami założonymi na biurko. Konferował z kimś przez komórkę po francusku. Chciała się wycofać, ale dostrzegł ją i gestem dłoni zaprosił do środka, wskazując na sofę. Zajęła miejsce i obrzuciła go uważnym spojrzeniem. Jej granatowa garsonka, przy jego błękitnych jeansach i czerwonej koszuli w białą kratę prezentowała się niezwykle oficjalnie. Zakończył połączenie i ruszył w jej kierunku.
- Przepraszam, że musiałaś czekać – rzekł z ujmującym uśmiechem. Musiała przyznać, że był bardzo przystojny. Z pewnością niewiele kobiet potrafiło przejść obok niego obojętnie. Jednodniowy zarost, dołeczki w policzkach i charakterystyczny błysk w oku dodawały mu uroku – Tak w ogóle, to możemy sobie mówić po imieniu? – zapytał stając tuż nad nią – Jestem przyzwyczajony do swobody w kontaktach służbowych
- Oczywiście – uśmiechnęła się delikatnie i wyciągnęła dłoń w jego kierunku, którą delikatnie ścisnął – Ula
- Marek – rozsiadł się wygodnie obok – Powiem wprost bez owijania w bawełnę, że nie mam pojęcia o prowadzeniu firmy. Mówię otwarcie, bo wiem od matki, że jesteś świetną ekonomistką i prędzej czy później byś się zorientowała – zaśmiał się pod nosem - Nie chcę tu być i nie chciałem, ale mama się uparła. Poza tym jestem tu trochę z twojego powodu, bo wiem, że to ty miałaś być p.o. prezesa, ale odmówiłaś. Ja nie miałem wyjścia – wzruszył ramionami
- Czego ode mnie oczekujesz? – przeszła do konkretów
- Pomocy – odpowiedział krótko i konkretnie – Nie mam pojęcia o finansach, nie mam pojęcia, jak wygląda obecna sytuacja firmy, ba… - westchnął – ja nawet nie wiem, jak wygląda praca w tego typu firmie. Prawdę mówiąc w życiu w żadnej nie pracowałem. Jestem wolnym strzelcem. Poważniejsze kontrakty załatwiał za mnie manager razem z prawnikiem. A ja pilnowałem tylko, by ilość godzin mojej pracy przekładała się na odpowiednią liczbę euro na moim koncie. To zupełnie inne kalkulacje – opowiadał. Swoim szczerym wyznaniem wzbudził w niej odrobinę sympatii i zatarł to nienajlepsze, pierwsze wrażenie, które wykreował dzień wcześniej.
- A czym się zajmujesz, jeśli można wiedzieć? – odezwała się po chwili, obrzucając go pytającym spojrzeniem
- Jestem fotografem
- No tak – uśmiechnęła się pod nosem – stąd twoja mama nazywa cię artystyczną duszą – lekko skrzywił się na te słowa, ale nic nie odpowiedział. Postanowił szybko wrócić do głównego tematu ich rozmowy
- To jak będzie? Mogę na ciebie liczyć? – spojrzał na nią w taki sposób, że nie sposób było mu odmówić.
- Jednym słowem mam przejąć kierowanie firmą w twoim imieniu, tak? Ja będę podejmować decyzje, które ty będziesz firmował swoim nazwiskiem? – chwilę wcześniej podjęła decyzję, co nie zmieniało faktu, że nie była z tego powodu szczęśliwa. Nie miała ochoty, ani siły, by mieć na głowie cały dom mody.
- Umówmy się, że będę się stopniowo wdrażał. Swoją drogą mam nadzieję, że ojciec szybko wróci… No nic – westchnął - Chciałbym, abyś przez najbliższe kilka dni wprowadziła mnie wraz z Anią w bieżące sprawy. Mamy się przygotowywać do jakiejś kolekcji, tak? Poza tym wiem, że niebawem mają być jakieś targi. Chcę, a w zasadzie nie chcę, a muszę poznać cały proces. W sprawy finansów nie będę się wtrącał. Podpiszę wszystko, co mi podsuniesz. Wiem, że rodzice mają do ciebie pełne zaufanie, więc daję ci wolną rękę i nie zamierzam podważać twoich decyzji – zapewnił patrząc jej w oczy
- Dobrze – westchnęła nieco zrezygnowana. Wiedziała, że nie ma wyjścia. Jeśli nie pomoże młodemu Dobrzańskiemu firma zbankrutuje. W sumie z jej kwalifikacjami znalazłaby pracę gdziekolwiek, ale przyzwyczaiła się. Dobrzańscy dawali jej dużą swobodę, nieograniczony czas pracy, doceniali ją finansowo. A poza tym polubiła ludzi tu pracujących. Nie chciała, by wylądowali na ulicy. Na dodatek była to tylko sytuacja przejściowa. Sama nigdy by się na to nie zdecydowała, ale teraz był Marek. Jakby nie patrzeć odpowiedzialność rozkładała się po połowie.  
- Świetnie! – autentycznie się ucieszył – To co, jutro o jedenastej u mnie w biurze. Wprowadzisz mnie w tą kolekcję i ustalimy co z tymi targami
- Fashion Week w Madrycie.
- No właśnie – pokiwał głową
- Tyle, że w środy zwykle zaczynam pracę od trzynastej – zmarszczył brwi w charakterystycznym geście – rano mam wykłady na uczelni – wyjaśniła szybko
- Wykładasz na uczelni? – w jego oczach dostrzegła zdziwienie, ale i cień podziwu
- Tak. Ekonomię na SGH na pierwszym i drugim roku. Dwa lata temu obroniłam doktorat.
- Gratuluję – uśmiechnął się serdecznie – Matka miała rację. Ty rzeczywiście powinnaś być na moim miejscu… a tak będziesz kierować firmą z tylnego siedzenia. W sumie i tak powinienem być ci wdzięczny – posłał jej ciepłe spojrzenie – dobrze, to w takim razie widzimy się o trzynastej – uprzejmie się z nią pożegnał i po jej wyjściu rozsiadł się za biurkiem.
Do końca tygodnia niemal nie wychodziła z jego gabinetu. Przedstawiła mu harmonogram działań na najbliższy miesiąc, zapoznawała z etapami przygotowania nowej kolekcji, omawiała budżet, podsuwała do podpisu kolejne dokumenty. Podporządkował się jej wizji. Widziała, że momentami był znudzony, ale mimo wszystko starał się okazywać jej uwagę. Miała świadomość, że generalnie jest mu obojętne to, co robią, że mogłaby mu podsunąć papiery dotyczące przejęcia firmy, a on bez czytania by to podpisał. Ale mimo wszystko musiała przyznać, że zaczynała się całkiem nieźle dogadywać z nowym prezesem.
Od kilku godzin usilnie pracowała nad zestawieniami sprzedaży, które napływały z butików w całej Polsce. Musiała przyznać, że mimo wewnętrznego kryzysu, firma stała na mocnych nogach, a sprzedaż była imponująca. Usłyszała pukanie i po chwili w drzwiach pojawił się młody Dobrzański
- Ania do rana wierci mi dziurę w brzuchu, że jutro mamy spotkanie z przedstawicielami ItalFashion i powinienem ustalić z tobą wszystkie kwestie przed rozpoczęciem negocjacji – wyjaśniał od progu. Westchnęła głośno, odchylając głowę do tyłu
- Na śmierć o tym zapomniałam – powiedziała cicho. Wprowadzanie nowego prezesa i przygotowania do wyjazdu do Mediolanu tak ją pochłonęły, iż zapomniała o spotkaniu z ich zagranicznym kontrahentem. Stanął przed jej biurkiem i wlepił w nią wyczekujące spojrzenie – Adam powinien mieć gdzieś przygotowane wyliczenia. Zaraz go poproszę o dostarczenie. Prawnicy mieli sprawdzić umowę – spojrzała na zegarek – nie jest jeszcze tak późno. Dam radę to do jutra ogarnąć. 
- Dziękuję – uśmiechnął się – będzie potrzebny jakiś mój podpis?
- Podpis? – odparła nieco zaskoczona jego pytaniem – Potrzebna będzie twoja obecność na tym spotkaniu. Ja jestem jedynie dyrektorem finansowym, który jedynie opiniuje taką umowę. Podpisuje ją prezes, czyli ty.
- No trudno – puścił jej oczko – Pójdziemy tam razem. Marriott o ile się nie mylę? – kiwnęła potakująco głową – Dobrze.
- Tylko, że jest pewien problem – odparła niepewnie
- Z czym? – zmarszczył brwi
- Z tobą – powiedziała bojąc się nieco jego reakcji. Nie wiedziała, jak zareaguje na jej uwagę – A w zasadzie z twoim stylem – krytycznym spojrzeniem obrzuciła jego beżowe spodnie, koszulę w biało granatową kratkę i granatowe mokasyny – Zauważyłam, że preferujesz dość luźny sposób ubierania się, ale w przypadku tego typu spotkania garnitur byłby wskazany – z nutą obawy spojrzała mu w oczy
- O nie! – kategorycznie zaprzeczył – nie dam się namówić na garniak. Duszę się w nim. Zakładam go na super ważne okazje. Tak naprawdę w ciągu ostatnich trzech lat miałem go na sobie raptem pięć razy. Mowy nie ma. Nie dam się wciągnąć w ten wasz korporacyjny dress code.
- Musimy wyglądać na poważnego partnera biznesowego. Oni niestety będą w garniturach. To jest biznes Marek i pewne rzeczy trzeba po prostu przyjąć i się do nich dostosować. Ja też bym wolała przychodzić do pracy w zwiewnej sukience w kwiatki, a jednak muszę wybierać oficjalne stroje – tłumaczyła – Jeśli nie chcesz zakładać krawata, trudno. Ale proszę cię chociaż o ciemne spodnie i gładką koszulę – z niezadowoleniem pokiwał głową i wywrócił oczami
- Dobrze, ale robię to tylko dla ciebie – posłał jej jeden ze swoich zniewalających uśmiechów i opuścił jej gabinet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz