B

piątek, 21 czerwca 2013

'Spotkanie po latach' VIII

Jechał Żwirki i Wigury w stronę domu. Zwykle lubił szybką jazdę, nie raz łamał przepisy. Dziś jechał tyle, ile znaki nakazywały. Nie spieszył się. Wręcz się ociągał. Chciał jak najbardziej odwlec w czasie moment rozmowy z Pauliną. Wychodząc z lotniska spojrzał na telefon. Na ekranie widniała informacja o piętnastu nieodebranych połączeniach od jego żony. Czas na szczerą rozmowę i ostatecznie rozwiązanie tej kwestii. Ale ociągał się jadąc do domu nie tylko ze względu na Paulinę i ich trudną rozmowę. Ociągał się także z powodu Uli. Każdy kilometr w kierunku jego willi oddalał go od jego miłości, którą zostawił na lotnisku Chopina. Wciąż czuł jej zapach, ciepło. Nie mogli się pożegnać. Sam nie potrafi powiedzieć jak długo stali pośrodku hali odlotów spleceni w uścisku. Chłonęli siebie. Minuty się dla nich zatrzymały, a oni choć w niewielkim stopniu próbowali ukoić swoją tęsknotę. Nie wiedzieli kiedy teraz się zobaczą. Czy znów się spotkają za tydzień, dwa, a może dopiero za miesiąc. Przed nimi reorganizacja ich życia, która pochłonie wiele czasu i wysiłku, która będzie kosztowała wiele nerwów. Wiedzieli, że warto. Jeszcze się nie rozstali, a już niewyobrażalnie za sobą tęsknili. Rozmowa przez telefon nie zastąpi bliskości, dotyku, pocałunku, przytulenia, zwykłej obecności. Ostatnie dni były dla niego jak bajka, gdy zasypiał z głową wtuloną w jej piersi. Teraz znów zamiast niej, będzie tulił do siebie poduszkę.
Wszedł do salonu. Paulina siedziała na sofie i czytała książkę. Nawet na niego nie spojrzała. Podszedł bliżej i usiadł na fotelu, naprzeciw niej.
- Chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział spokojnie
- O tym, że cię nie było przez trzy dni w domu i nawet nie dałeś znaku życia, czy o swojej kochance? – nawet na sekundę nie oderwała wzroku od tekstu
- Przepraszam. Faktycznie, powinien był wysłać ci chociaż sms’a. Mieszkamy razem, miałaś prawo się martwić – odparł bacznie ją obserwując. Prychnęła pogardliwie i rzuciła książkę na szklany stolik
- Miałam prawo się martwić, bo mieszkamy razem? – zapytała ostro – A może powinnam wiedzieć co się z tobą dzieje, bo jestem twoją żoną! – wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo – Chociaż i tak wiedziałam, gdzie jesteś. A w zasadzie nie gdzie, a z kim! - wrzasnęła - A co się stało, że wróciłeś do domu? Twoja lafirynda wróciła do Berlina? – gdyby jej wzrok mógł zabijać, pewnie leżałby już martwy
- Nie rozumiem… - zmarszczył czoło intensywnie analizując to, co powiedziała przed chwilą
- Czego nie rozumiesz? Myślałeś, że się nie dowiem? – zapytała drwiąco i położyła przed nim swoją komórkę, która wyświetlała zdjęcie jego i przytulonej do niego brunetki.
- Śledzisz mnie? – zapytał zaskoczony. W życiu by nie przypuszczał, że Paulina może robić mu zdjęcia z ukrycia i pilnować każdego kroku.
- Nie sądziłam, że jest to konieczne. Ale jak widać myliłam się. A to zdjęcie mam od Aleksa. Razem z tą dziwką leciał z Berlina
- Nie mów tak o niej! – zareagował gwałtownie. Spojrzała na niego z politowaniem
- Byłeś tak zajęty gorącym powitaniem, że nawet go nie zauważyłeś – pokiwał ze zrozumiem głową. Faktycznie, na Okęciu nie zwracał uwagi na nikogo. Liczyła się tylko Ula. – To Cieplak, prawda?
- Czy ma to w tej chwili jakieś znaczenie? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Zrobiła zniecierpliwioną minę i machnęła ręką.
- Dobrze, co masz mi do powiedzenia? – zapytała już nieco spokojniejszym głosem. Milczał. Zastanawiał się jak to załatwić najdelikatniej. W końcu zdecydował, że powie wprost i nie będzie owijał w bawełnę
- Chcę odejść.
Zaśmiała się kpiąco.
- Słucham?
- Paulina, chcę rozwodu - powiedział zdcydowanie
- Ty sobie chyba ze mnie żartujesz. Pojawiła się w twoim życiu ta Cieplak, która najwyraźniej zaspokaja cię w łóżku, a ty naprawdę sądzisz, że to coś poważnego? Znudzi ci się prędzej czy później. Daj sobie lepiej spokój – wróciła do czytania książki
- Chcę rozwodu – powtórzył – kocham ją.
- Kochasz ją? A mnie podobno też kochałeś! – wysyczała
- To nie jest i nigdy nie była prawdziwa miłość. Przyzwyczailiśmy się do siebie. Przecież ty też nie jesteś ze mną szczęśliwa. Mamy inne priorytety. Chcę założyć prawdziwą rodzinę, z prawdziwym ogniskiem domowym. Chcę mieć dziecko. Ty też jeszcze ułożysz sobie życie tak, jak chcesz – spokojnie wypowiadał każde zdanie i uważnie obserwował jej reakcje. Siedziała wpatrując się w niego z zaciśniętą miną.
- Nie dam ci rozwodu! – powiedziała dobitnie i ruszyła w kierunku schodów na górę
- Paulina, zaczekaj – ruszył w jej kierunku – Po co mamy się męczyć? Dobrze wiesz, że to nie ma przyszłości, że w końcu zaczniemy się nienawidzić i nawet nie będziemy w stanie stwarzać pozorów przed rodziną i znajomymi – westchnął – posłuchaj, ja w zamian za to, że nie będziesz mi robiła trudności zostawię ci dom i siedemdziesiąt procent oszczędności.
W salonie rozległ się jej głośny śmiech.
- Jesteś żałosny – spojrzała na niego z wściekłością – żadnego rozwodu nie będzie! – krzyknęła i ruszyła schodami na górę
- Mój prawnik złożył dziś pozew – odparł informacyjnie. Skoro nie da się z nią dojść do porozumienia, trudno – Liczyłem na to, że rozstaniemy się jak cywilizowanie ludzie, że będziesz potrafiła przyjąć to z klasą – odciął jej. Przystanęła i widać było, że intensywnie się nad czymś zastanawia
- Dobrze, dam ci rozwód w zamian za firmę – odparła i wbiła w niego świdrujące spojrzenie
- Zwariowałaś? – nie wierzył w to, co słyszy – Mam ci oddać firmę moich rodziców. Mam ci oddać udziały, które dostałem od nich w prezencie? Nidy w życiu.
- No to nie dostaniesz rozwodu. Jak sobie chcesz – odparła lekceważąco i ruszyła do sypialni.
Jaki on był naiwny. Sądził, że ona naprawdę chce ratować ich małżeństwo, dlatego nie godzi się na rozwód. A to była tylko zimna kalkulacja. Niczym się nie różni od Aleksa. Trudno. Czeka go walka w sądzie. Przecież nie zatrzyma go przy sobie na siłę. W końcu sąd będzie musiał orzec o ustaniu małżeństwa. Zaczął pakować swoje rzeczy.
Uli poszło zdecydowanie lepiej. Obyło się bez wybuchów zazdrości, pretensji i otwartej wojny. Simon przyjął jej odejście ze spokojem. Nawet nie zapytał, czy kogoś ma. Powiedziała, że wraca do kraju i chce rozwiązać kwestię ich mieszkania. Nie zatrzymywał jej. Miała rację. Nigdy nie była jego wielką miłością. Był z nią dla wygody. Mógł się pokazać z piękną kobietą u boku podczas różnych imprez i bankietów, miał z kim sypiać. Stworzyła mu namiastkę domu. Mógł spróbować wejść w rolę ojca i dzięki niej zrozumiał, że się do tego nie nadaje. Nie nadaje się do stworzenia rodziny. Nie utrudniał. Uzgodnili, że zacznie część rzeczy wysyłać do Polski, że dopóki nie pozamyka wszystkich swoich spraw, będą mieszkać razem. Miało to potrwać raptem trzy, góra cztery tygodnie. Przeniosła się do pokoju gościnnego. Umówili się, że Simon spłaci jej część, którą wyłożyła na zakup ich dublińskiego mieszkania. Z całą pewnością mogła powiedzieć, że rozstają się w przyjaźni.
Sara ucieszyła się, że jedzie do Polski. Chciała poznać kraj, w którym wychowywała się jej matka. Ula obiecała zabrać ją do Kalisza, rodzinnego miasta jej matki. Mała trochę obawiała się zmiany szkoły. Polski znała dość dobrze, ale posługiwała się nim wyłącznie w kontaktach z matką i Ulą. W szkole komunikowała się po angielsku. Ula obiecała znaleźć jej dwujęzyczną podstawówkę w Warszawie.
W Dublinie, w przeciwieństwie do Warszawy, wszystko szło zgodnie z planem.
Umówiła się z Markiem, że przyjadą z Sarą na cztery dni do Polski. Mieli jechać do Sopotu. Miała to być świetna okazja, by Dobrzański poznał małą, by ona mogła spróbować się z nim oswoić i zaakceptować go. Podczas tego wspólnego długiego weekendu mieli też ustalić kwestię ich domu. Marek nic chciał w tej sprawie decydować sam. Przyleciały do Gdańska. Dobrzański już na nie czekał. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie obawia się tego spotkania. Bał się i to jak cholera. Kompletnie nie wiedział, czy będą potrafili się dogadać. Nie miał doświadczenia w kontaktach z dziećmi, nie wiedział co ona lubi, czym się interesuje. Kupił jej średniej wielkości miśka, na dobry początek znajomości. Wreszcie dostrzegł ukochaną w towarzystwie ślicznej blondyneczki, w pomarańczowej sukience. Ula uśmiechnęła się do niego promiennie. Chciała dodać mu otuchy. Widziała, że jest zdenerwowany. Odebrała bagaż i podeszły do niego.
- Kochanie – zwróciła się do dziewczynki - to jest właśnie Marek – Dobrzański kucnął przed nią i wyciągnął do niej rękę
- Cześć. Miło mi cię poznać – odparł uśmiechając się niepewnie. Mała po chwili wahania uścisnęła jego dłoń. Podał jej miśka – to dla ciebie.
- Dziękuję – tylko tyle zdołała powiedzieć. Widać było, że podchodzi do Dobrzańskiego z rezerwą.
Marek wreszcie mógł się przywitać z Ulą. Ze względu na Sarę krótko musnął jej usta, po czym zamknął ją na dłuższą chwilę w swoich ramionach. Dziewczynka przyglądała się tej scenie z zainteresowaniem i nie ukrywanym smutkiem. Dobrzański wziął ich walizkę i ruszyli w stronę parkingu. Mała kurczowo ścisnęła rękę Cieplakówny. Ula bardzo uważnie jej się przyglądała. Miała nadzieję, że Sara polubi Marka. Bardzo jej na tym zależało. Trochę jej o nim opowiadała. Mówiła, że jest dla niej ważny.
Już podczas drogi z lotniska do sopockiego hotelu Marek próbował zagadywać małą Michalską. Opowiadał jej, że z okna hotelowego pokoju będzie widziała ogromne molo, że pójdą do lunaparku, dopytywał na co ma ochotę na obiad. Była małomówna. Uważnie obserwowała Marka, nie zawsze odpowiadała na jego pytania. Podchodziła do niego z wyczuwalnym dystansem. Ula widziała, że Dobrzański się stara. Doceniała to i z obawą obserwowała reakcje Sary. Zwykle była bardzo śmiała, otwarta. Do Marka miała stosunek chłody. Na każdym kroku posyłała ukochanemu serdeczne uśmiechy. Nie chciała, by się zbyt szybko poddał. Wiedziała, że dla niego również to nie jest łatwa sytuacja. Wreszcie dojechali na miejsce. Dobrzański zarezerwował dwójkę i jedynkę. Specjalnie prosił o pokoje blisko siebie. Pierwszy jego zamysł był taki, że oni zajmą dwójkę, a Sara jedynkę. W końcu była już całkiem sporą dziewczynką. W obecnej sytuacji zrezygnował z tego pomysłu i ustalił z Ulą, iż najlepiej będzie gdy one zajmą pokój dla dwóch osób. Była mu wdzięczna za tą propozycję. Po zameldowaniu zabrał je na gofry. Liczył, że może przekupi małą słodyczami. Zjadła ze smakiem, ale wciąż albo go ignorowała, albo odpowiadała półsłówkami. Wracając do hotelu mijali wesołe miasteczko. Sara wyraźnie była zafascynowana diabelskim młynem.
- Ciociu, pójdziemy? – pytała podekscytowana. Ula postanowiła to wykorzystać by zbliżyć ją do Dobrzańskiego.
- Ja się boję – odparła porozumiewawczo spoglądając na ukochanego – Ale Marek pewnie chętnie z tobą pójdzie.
- Idziemy? – wyciągnął do małej rękę. Przyjrzała mu się uważnie, po czym chwyciła dłoń Uli
- Może jutro – powiedziała cicho i pociągnęła Cieplakównę w stronę deptaku
- Jasne – Marek posłał ukochanej niewyraźny uśmiech. Spojrzała na niego przepraszająco. Schował dłonie do kieszeni i wolnym krokiem ruszył za nimi.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz