Jechał Żwirki i Wigury w stronę
domu. Zwykle lubił szybką jazdę, nie raz łamał przepisy. Dziś jechał tyle, ile
znaki nakazywały. Nie spieszył się. Wręcz się ociągał. Chciał jak najbardziej
odwlec w czasie moment rozmowy z Pauliną. Wychodząc z lotniska spojrzał na
telefon. Na ekranie widniała informacja o piętnastu nieodebranych połączeniach
od jego żony. Czas na szczerą rozmowę i ostatecznie rozwiązanie tej kwestii.
Ale ociągał się jadąc do domu nie tylko ze względu na Paulinę i ich trudną
rozmowę. Ociągał się także z powodu Uli. Każdy kilometr w kierunku jego willi
oddalał go od jego miłości, którą zostawił na lotnisku Chopina. Wciąż czuł jej
zapach, ciepło. Nie mogli się pożegnać. Sam nie potrafi powiedzieć jak długo
stali pośrodku hali odlotów spleceni w uścisku. Chłonęli siebie. Minuty się dla
nich zatrzymały, a oni choć w niewielkim stopniu próbowali ukoić swoją
tęsknotę. Nie wiedzieli kiedy teraz się zobaczą. Czy znów się spotkają za
tydzień, dwa, a może dopiero za miesiąc. Przed nimi reorganizacja ich życia,
która pochłonie wiele czasu i wysiłku, która będzie kosztowała wiele nerwów.
Wiedzieli, że warto. Jeszcze się nie rozstali, a już niewyobrażalnie za sobą
tęsknili. Rozmowa przez telefon nie zastąpi bliskości, dotyku, pocałunku,
przytulenia, zwykłej obecności. Ostatnie dni były dla niego jak bajka, gdy
zasypiał z głową wtuloną w jej piersi. Teraz znów zamiast niej, będzie tulił do
siebie poduszkę.
Wszedł do salonu. Paulina
siedziała na sofie i czytała książkę. Nawet na niego nie spojrzała. Podszedł
bliżej i usiadł na fotelu, naprzeciw niej.
- Chciałbym z tobą porozmawiać –
powiedział spokojnie
- O tym, że cię nie było przez
trzy dni w domu i nawet nie dałeś znaku życia, czy o swojej kochance? – nawet na
sekundę nie oderwała wzroku od tekstu
- Przepraszam. Faktycznie,
powinien był wysłać ci chociaż sms’a. Mieszkamy razem, miałaś prawo się martwić
– odparł bacznie ją obserwując. Prychnęła pogardliwie i rzuciła książkę na szklany
stolik
- Miałam prawo się martwić, bo
mieszkamy razem? – zapytała ostro – A może powinnam wiedzieć co się z tobą dzieje,
bo jestem twoją żoną! – wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo – Chociaż i tak
wiedziałam, gdzie jesteś. A w zasadzie nie gdzie, a z kim! - wrzasnęła - A co się stało, że
wróciłeś do domu? Twoja lafirynda wróciła do Berlina? – gdyby jej wzrok mógł
zabijać, pewnie leżałby już martwy
- Nie rozumiem… - zmarszczył
czoło intensywnie analizując to, co powiedziała przed chwilą
- Czego nie rozumiesz? Myślałeś,
że się nie dowiem? – zapytała drwiąco i położyła przed nim swoją komórkę, która
wyświetlała zdjęcie jego i przytulonej do niego brunetki.
- Śledzisz mnie? – zapytał zaskoczony.
W życiu by nie przypuszczał, że Paulina może robić mu zdjęcia z ukrycia i
pilnować każdego kroku.
- Nie sądziłam, że jest to
konieczne. Ale jak widać myliłam się. A to zdjęcie mam od Aleksa. Razem z tą
dziwką leciał z Berlina
- Nie mów tak o niej! –
zareagował gwałtownie. Spojrzała na niego z politowaniem
- Byłeś tak zajęty gorącym
powitaniem, że nawet go nie zauważyłeś – pokiwał ze zrozumiem głową. Faktycznie,
na Okęciu nie zwracał uwagi na nikogo. Liczyła się tylko Ula. – To Cieplak, prawda?
- Czy ma to w tej chwili jakieś znaczenie? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Zrobiła zniecierpliwioną minę i machnęła ręką.
- Dobrze, co masz mi do powiedzenia? – zapytała już nieco spokojniejszym głosem. Milczał. Zastanawiał się jak to załatwić najdelikatniej. W końcu zdecydował, że powie wprost i nie będzie owijał w bawełnę
- Czy ma to w tej chwili jakieś znaczenie? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Zrobiła zniecierpliwioną minę i machnęła ręką.
- Dobrze, co masz mi do powiedzenia? – zapytała już nieco spokojniejszym głosem. Milczał. Zastanawiał się jak to załatwić najdelikatniej. W końcu zdecydował, że powie wprost i nie będzie owijał w bawełnę
- Chcę odejść.
Zaśmiała się kpiąco.
- Słucham?
- Paulina, chcę rozwodu - powiedział zdcydowanie
- Ty sobie chyba ze mnie
żartujesz. Pojawiła się w twoim życiu ta Cieplak, która najwyraźniej zaspokaja
cię w łóżku, a ty naprawdę sądzisz, że to coś poważnego? Znudzi ci się
prędzej czy później. Daj sobie lepiej spokój – wróciła do czytania książki
- Chcę rozwodu – powtórzył –
kocham ją.
- Kochasz ją? A mnie podobno też
kochałeś! – wysyczała
- To nie jest i nigdy nie była
prawdziwa miłość. Przyzwyczailiśmy się do siebie. Przecież ty też nie jesteś ze
mną szczęśliwa. Mamy inne priorytety. Chcę założyć prawdziwą rodzinę, z
prawdziwym ogniskiem domowym. Chcę mieć dziecko. Ty też jeszcze ułożysz sobie
życie tak, jak chcesz – spokojnie wypowiadał każde zdanie i uważnie obserwował jej
reakcje. Siedziała wpatrując się w niego z zaciśniętą miną.
- Nie dam ci rozwodu! –
powiedziała dobitnie i ruszyła w kierunku schodów na górę
- Paulina, zaczekaj – ruszył w
jej kierunku – Po co mamy się męczyć? Dobrze wiesz, że to nie ma przyszłości,
że w końcu zaczniemy się nienawidzić i nawet nie będziemy w stanie stwarzać pozorów
przed rodziną i znajomymi – westchnął – posłuchaj, ja w zamian za to, że nie
będziesz mi robiła trudności zostawię ci dom i siedemdziesiąt procent
oszczędności.
W salonie rozległ się jej głośny
śmiech.
- Jesteś żałosny – spojrzała na
niego z wściekłością – żadnego rozwodu nie będzie! – krzyknęła i ruszyła
schodami na górę
- Mój prawnik złożył dziś pozew –
odparł informacyjnie. Skoro nie da się z nią dojść do porozumienia, trudno –
Liczyłem na to, że rozstaniemy się jak cywilizowanie ludzie, że będziesz
potrafiła przyjąć to z klasą – odciął jej. Przystanęła i widać było, że
intensywnie się nad czymś zastanawia
- Dobrze, dam ci rozwód w zamian
za firmę – odparła i wbiła w niego świdrujące spojrzenie
- Zwariowałaś? – nie wierzył w
to, co słyszy – Mam ci oddać firmę moich rodziców. Mam ci oddać udziały, które
dostałem od nich w prezencie? Nidy w życiu.
- No to nie dostaniesz rozwodu.
Jak sobie chcesz – odparła lekceważąco i ruszyła do sypialni.
Jaki on był naiwny. Sądził, że
ona naprawdę chce ratować ich małżeństwo, dlatego nie godzi się na rozwód. A to
była tylko zimna kalkulacja. Niczym się nie różni od Aleksa. Trudno. Czeka go
walka w sądzie. Przecież nie zatrzyma go przy sobie na siłę. W końcu sąd będzie
musiał orzec o ustaniu małżeństwa. Zaczął pakować swoje rzeczy.
Uli poszło zdecydowanie lepiej.
Obyło się bez wybuchów zazdrości, pretensji i otwartej wojny. Simon przyjął jej
odejście ze spokojem. Nawet nie zapytał, czy kogoś ma. Powiedziała, że wraca do
kraju i chce rozwiązać kwestię ich mieszkania. Nie zatrzymywał jej. Miała
rację. Nigdy nie była jego wielką miłością. Był z nią dla wygody. Mógł się
pokazać z piękną kobietą u boku podczas różnych imprez i bankietów, miał z kim
sypiać. Stworzyła mu namiastkę domu. Mógł spróbować wejść w rolę ojca i dzięki
niej zrozumiał, że się do tego nie nadaje. Nie nadaje się do stworzenia
rodziny. Nie utrudniał. Uzgodnili, że zacznie część rzeczy wysyłać do Polski,
że dopóki nie pozamyka wszystkich swoich spraw, będą mieszkać razem. Miało to
potrwać raptem trzy, góra cztery tygodnie. Przeniosła się do pokoju gościnnego.
Umówili się, że Simon spłaci jej część, którą wyłożyła na zakup ich dublińskiego
mieszkania. Z całą pewnością mogła powiedzieć, że rozstają się w przyjaźni.
Sara ucieszyła się, że jedzie do
Polski. Chciała poznać kraj, w którym wychowywała się jej matka. Ula obiecała
zabrać ją do Kalisza, rodzinnego miasta jej matki. Mała trochę obawiała się
zmiany szkoły. Polski znała dość dobrze, ale posługiwała się nim wyłącznie w
kontaktach z matką i Ulą. W szkole komunikowała się po angielsku. Ula obiecała
znaleźć jej dwujęzyczną podstawówkę w Warszawie.
W Dublinie, w przeciwieństwie do
Warszawy, wszystko szło zgodnie z planem.
Umówiła się z Markiem, że przyjadą
z Sarą na cztery dni do Polski. Mieli jechać do Sopotu. Miała to być świetna
okazja, by Dobrzański poznał małą, by ona mogła spróbować się z nim oswoić i
zaakceptować go. Podczas tego wspólnego długiego weekendu mieli też ustalić
kwestię ich domu. Marek nic chciał w tej sprawie decydować sam.
Przyleciały do Gdańska. Dobrzański już na nie czekał. Skłamałby, gdyby
powiedział, że nie obawia się tego spotkania. Bał się i to jak
cholera. Kompletnie nie wiedział, czy będą potrafili się dogadać. Nie miał
doświadczenia w kontaktach z dziećmi, nie wiedział co ona lubi, czym się
interesuje. Kupił jej średniej wielkości miśka, na dobry początek znajomości.
Wreszcie dostrzegł ukochaną w towarzystwie ślicznej blondyneczki, w
pomarańczowej sukience. Ula uśmiechnęła się do niego promiennie. Chciała dodać
mu otuchy. Widziała, że jest zdenerwowany. Odebrała bagaż i podeszły do niego.
- Kochanie – zwróciła się do
dziewczynki - to jest właśnie Marek – Dobrzański kucnął przed nią i wyciągnął
do niej rękę
- Cześć. Miło mi cię poznać –
odparł uśmiechając się niepewnie. Mała po chwili wahania uścisnęła jego dłoń.
Podał jej miśka – to dla ciebie.
- Dziękuję – tylko tyle zdołała
powiedzieć. Widać było, że podchodzi do Dobrzańskiego z rezerwą.
Marek wreszcie mógł się przywitać
z Ulą. Ze względu na Sarę krótko musnął jej usta, po czym zamknął ją na dłuższą
chwilę w swoich ramionach. Dziewczynka przyglądała się tej scenie z
zainteresowaniem i nie ukrywanym smutkiem. Dobrzański wziął ich walizkę i ruszyli
w stronę parkingu. Mała kurczowo ścisnęła rękę Cieplakówny. Ula bardzo uważnie
jej się przyglądała. Miała nadzieję, że Sara polubi Marka. Bardzo jej na tym
zależało. Trochę jej o nim opowiadała. Mówiła, że jest dla niej ważny.
Już podczas drogi z lotniska do sopockiego hotelu Marek próbował zagadywać małą Michalską. Opowiadał jej, że z okna hotelowego pokoju będzie widziała ogromne molo, że pójdą do lunaparku, dopytywał na co ma ochotę na obiad. Była małomówna. Uważnie obserwowała Marka, nie zawsze odpowiadała na jego pytania. Podchodziła do niego z wyczuwalnym dystansem. Ula widziała, że Dobrzański się stara. Doceniała to i z obawą obserwowała reakcje Sary. Zwykle była bardzo śmiała, otwarta. Do Marka miała stosunek chłody. Na każdym kroku posyłała ukochanemu serdeczne uśmiechy. Nie chciała, by się zbyt szybko poddał. Wiedziała, że dla niego również to nie jest łatwa sytuacja. Wreszcie dojechali na miejsce. Dobrzański zarezerwował dwójkę i jedynkę. Specjalnie prosił o pokoje blisko siebie. Pierwszy jego zamysł był taki, że oni zajmą dwójkę, a Sara jedynkę. W końcu była już całkiem sporą dziewczynką. W obecnej sytuacji zrezygnował z tego pomysłu i ustalił z Ulą, iż najlepiej będzie gdy one zajmą pokój dla dwóch osób. Była mu wdzięczna za tą propozycję. Po zameldowaniu zabrał je na gofry. Liczył, że może przekupi małą słodyczami. Zjadła ze smakiem, ale wciąż albo go ignorowała, albo odpowiadała półsłówkami. Wracając do hotelu mijali wesołe miasteczko. Sara wyraźnie była zafascynowana diabelskim młynem.
Już podczas drogi z lotniska do sopockiego hotelu Marek próbował zagadywać małą Michalską. Opowiadał jej, że z okna hotelowego pokoju będzie widziała ogromne molo, że pójdą do lunaparku, dopytywał na co ma ochotę na obiad. Była małomówna. Uważnie obserwowała Marka, nie zawsze odpowiadała na jego pytania. Podchodziła do niego z wyczuwalnym dystansem. Ula widziała, że Dobrzański się stara. Doceniała to i z obawą obserwowała reakcje Sary. Zwykle była bardzo śmiała, otwarta. Do Marka miała stosunek chłody. Na każdym kroku posyłała ukochanemu serdeczne uśmiechy. Nie chciała, by się zbyt szybko poddał. Wiedziała, że dla niego również to nie jest łatwa sytuacja. Wreszcie dojechali na miejsce. Dobrzański zarezerwował dwójkę i jedynkę. Specjalnie prosił o pokoje blisko siebie. Pierwszy jego zamysł był taki, że oni zajmą dwójkę, a Sara jedynkę. W końcu była już całkiem sporą dziewczynką. W obecnej sytuacji zrezygnował z tego pomysłu i ustalił z Ulą, iż najlepiej będzie gdy one zajmą pokój dla dwóch osób. Była mu wdzięczna za tą propozycję. Po zameldowaniu zabrał je na gofry. Liczył, że może przekupi małą słodyczami. Zjadła ze smakiem, ale wciąż albo go ignorowała, albo odpowiadała półsłówkami. Wracając do hotelu mijali wesołe miasteczko. Sara wyraźnie była zafascynowana diabelskim młynem.
- Ciociu, pójdziemy? – pytała podekscytowana.
Ula postanowiła to wykorzystać by zbliżyć ją do Dobrzańskiego.
- Ja się boję – odparła porozumiewawczo
spoglądając na ukochanego – Ale Marek pewnie chętnie z tobą pójdzie.
- Idziemy? – wyciągnął do małej
rękę. Przyjrzała mu się uważnie, po czym chwyciła dłoń Uli
- Może jutro – powiedziała cicho
i pociągnęła Cieplakównę w stronę deptaku
- Jasne – Marek posłał ukochanej
niewyraźny uśmiech. Spojrzała na niego przepraszająco. Schował dłonie do
kieszeni i wolnym krokiem ruszył za nimi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz