B

piątek, 7 czerwca 2013

'Spotkanie po latach' III

Pojawił się kwadrans przed dziewiętnastą z bukietem stokrotek. Długo się wahał, które kwiaty wybrać– czerwone róże chyba nie były najodpowiedniejszym akcentem, postawił więc na duży bukiecik stokrotek. Był ciepły sierpniowy wieczór, więc mógł sobie pozwolić na zarezerwowanie stolika w ogrodzie. Niecierpliwie jej wyczekiwał. Tuż przed dziewiętnastą dostrzegł ją idącą od strony Pałacu na Wodzie. Nie przyszła prosto z hotelu. Wieczór był tak piękny, że pozwoliła sobie na krótki spacer przed kolacją. Wyglądała zjawiskowo w tym blasku zachodzącego słońca. Czarne szpilki i sukienka w kolorze brudnego różu, delikatny makijaż i włosy spięte w coś na kształt koka. Zerwał się z miejsca i zrobił kilka kroków w jej kierunku.
- Witaj – zastanawiał się jak się z nią przywitać, przecież nie widzieli się tyle lat… Ale z drugiej strony kiedyś byli blisko, bardzo blisko. Ostatecznie pozwolił sobie na złożenie pocałunku na jej policzku. Uśmiechnęła się, nie była zła. Podał jej kwiaty.
- Dziękuję są śliczne.
- Pamiętam, że je uwielbiasz – niemal szepnął do jej ucha, podsuwając jej krzesło – Bardzo się ucieszyłem, gdy zgodziłaś się zjeść ze mną tą kolację. Bałem się… – przerwała mu
- Że nie będę chciała z tobą rozmawiać?
- jak będzie wyglądało nasze spotkanie, kiedy już do niego dojdzie – dokończył, a ona nie zwracając na jego słowa większej uwagi kontynuowała
- Gdybyśmy się spotkali kilka lat temu pewnie bym się nie zgodziła. Nie widzieliśmy się osiem lat i dwa miesiące, przez ten czas udało mi się przejść ponad tym, że mnie zostawiłeś. Nie ma już we mnie żalu, dlatego potrafię cieszyć się z tego, że się spotkaliśmy – odparła spokojnie. Tak myślała, że wspólny wieczór zaczną od rozliczenia się z przeszłością.
- To nie jest prawda, że cię zostawiłem- zdecydowanie zaprzeczył jej słowom – Zamiast do ciebie wyjechałem do Włoch, to prawda. Ale cię nie zostawiłem! Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? – pokiwała jedynie głową- Po przyjeździe do Mediolanu miałem do ciebie zadzwonić, wytłumaczyć całą tą sytuację. Ukradli mi telefon. Poprosiłem rodziców, żeby skontaktowali się z Radkiem, miałem nadzieję, że on ma do ciebie numer. Nie miał, ale obiecał poprosić o niego Ankę. Nic z tego. Miałem wrócić do kraju w grudniu i czekać na twój powrót. W wypadku zginęli współpracownicy moich rodziców. Musiałem zostać we Włoszech. Wróciłem po roku i już pierwszego dnia pobytu w Polsce pojechałem do twojego ojca.
- Wiem, że u niego byłeś – wtrąciła
- Nie chciał mi dać twojego adresu w Dublinie. Zresztą, który ojciec dałby adres swojej córki jakiemuś wariatowi, który po raz drugi pojawia się w jego domu i od progu twierdzi, że do szaleństwa kocha jego córkę. Zostawiłem mu swój nowy adres i numer telefonu. Czekałem na jakiś znak od ciebie. Milczałaś. Postanowiłem się nie narzucać, pomyślałem, że może już ułożyłaś sobie życie z kimś innym, w końcu nie było mnie przez rok w twoim życiu.
- Nie ułożyłam – odparła nieco zamyślona. Docierało do niej to, jak bardzo ich historia jest pogmatwana.
- To dlaczego nie zadzwoniłaś? – zapytał z lekkim wyrzutem - Przecież ja bym do ciebie pojechał do tego Dublina…
- Przez ten cały czas miałam kontakt z Anką. Gdy przestałeś się odzywać bałam się, że coś ci się stało, że miałeś jakiś wypadek i dlatego milczysz. Poprosiłam ją o pomoc w ustaleniu, co się z tobą dzieje… Powiedziała mi, że związałeś się z córką przyjaciół swoich rodziców, ….że planujecie ślub – dodała zdławionym głosem
- Co?? – Marek nie krył swojego zdumienia i zdenerwowania – Nasza cudowna koleżanka Ania Kędzierska – powiedział z ironią – No oczywiście, mogłem się tego spodziewać. W końcu po kilku tygodniach pobytu w Paryżu próbowała mi się wpakować do łóżka, twierdząc, że ty i ja do siebie nie pasujemy! – zirytował się
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytała z pretensją w głosie. Przecież gdyby wiedziała, nigdy nie utrzymywałaby tak bliskich stosunków z Kędzierską.
- Nie widziałem powodu – westchnął - Dałem jej dość jasno do zrozumienia, że nie może na nic liczyć z mojej strony, że kocham ciebie i ona nigdy nie zajmie twojego miejsca. Wydawało mi się, że zrozumiała. Wtedy odpuściła, ale najwyraźniej później stwierdziła, że skoro nie jestem z nią, to nie powinienem być również z tobą. Stąd te wszystkie brednie o moim ślubie – odparł zrezygnowany i ukrył twarz w dłoniach. Oboje zdali sobie sprawę, że gdyby nie złośliwość losu i ludzi, których uważali za swoich przyjaciół, być może byliby teraz szczęśliwą parą. Na swojej twarzy poczuł chłód metalowego krążka. Spojrzał na swoją dłoń i zaczął obracać obrączkę na palcu. ‘Gdyby nie jakaś pieprzona Anka byłbym teraz szczęśliwym mężem Uli, a nie dumnej pani Febo’. Ula też dostrzegła złoty krążek. Poczuła ukłucie w sercu. Przecież wtedy byli szczęśliwi, kochali się, gdyby nie te wszystkie okoliczności pewnie byliby małżeństwem.
- Jednak się ożeniłeś – w jej głosie było pełno smutku. Teraz gdy wiedziała jaka jest prawda wszystko wyglądało inaczej.
- Taaaak – odparł rozgoryczony, nie przestając bawić się obrączką. Czuł jakby ten kawałek metalu palił jego skórę – Anka chyba przewidziała moją przyszłość – zaśmiał się gorzko – Paula jest córką przyjaciół moich rodziców.
- A jednak – powiedziała bardziej do siebie niż do niego, usłyszał.
- Ale wtedy nie byliśmy parą. Zostałem w Mediolanie pomóc Pauli i jej bratu po śmierci rodziców, ale nic nas nie łączyło oprócz przyjaźni. Ślub wzięliśmy trzy lata temu i to zdecydowanie jest małżeństwo z rozsądku – powiedział patrząc jej prosto w oczy. Uwielbiał te dwa błękity. Mógłby się w nie wpatrywać godzinami – Nie chcę rozmawiać o moim genialnym związku – ostatnie dwa słowa wymówił z pogardą – wolę posłuchać co działo się u ciebie przez te wszystkie lata – powiedział z delikatnym uśmiechem, choć w jego wnętrzu dominował smutek- Dlaczego akurat Irlandia?
- Wróciłam w grudniu do Polski, miałam wymarzone CV i brak perspektyw na znalezienie pracy. W Stanach poznałam Michaela Thomsona. Byłam u niego na stażu. Chciał mnie zatrzymać, proponował świetne warunki. Odmówiłam, bo miałam nadzieję, że czekasz na mnie w Warszawie. Prawie cztery miesiące szukałam pracy, w końcu zadzwoniłam do niego. Oferowane miejsce było już zajęte, ale skontaktował mnie ze swoim przyjacielem – prezesem ‘Irish Banku’ w Dublinie. Pracuję tam to dziś.
- Żartujesz? – Marek nie krył swojego zaskoczenia – Kilkanaście miesięcy temu otworzyłem u was rachunek – powiedział z uśmiechem
- Widzisz, cały czas koło siebie krążymy… - odparła lekko rozbawiona – Obecnie jestem dyrektorem departamentu kredytów.
- Czy jak zaciągnę u was pożyczkę, to pani dyrektor zajmie się moim wnioskiem osobiście? – puścił jej oczko, ukazując przy tym swoje dołeczki
- Zajmuje się tylko rynkiem irlandzkim – odpowiedziała rozbawiona.
- Szkoda, liczyłem na jakieś specjalne względy, niskie oprocentowanie – udawał smutek i rozżalenie. Wybuchła śmiechem. Zawsze potrafił wprowadzić ją w dobry nastrój – Uwielbiam jak się śmiejesz…- powiedział przeszywając ją wzrokiem
- Panie Dobrzański, czy pan ze mną flirtuje? – jego mina mówiła, że się zastanawia – przypominam, że w domu czeka na pana żona – ostatnie słowo wypowiedziała z wyczuwalnym smutkiem
- No tak – przez chwilę poczuł się tak, jakby nic innego nie istniało, jakby byli tylko oni, bez nieporozumień, Pauli i… Simona – A na ciebie w Irlandii czeka Simon. Jesteście razem, prawda? – zapytał, choć znał odpowiedź. Paula nie omieszkała mu powiedzieć, że są zaręczeni
Mruknęła cicho, zastanawiając się, jakie słowa najlepiej opiszą jej związek z Inisem. – Nasz związek można by z pewnością określić mianem ‘to skomplikowane’. Niby jesteśmy razem cztery lata, ale…. – urwała – zresztą nie ważne. Wszystkim przedstawia mnie jako swoją narzeczoną. Drażni mnie to, bo nie jesteśmy zaręczeni… Chociaż w sumie lepiej uchodzić za narzeczoną, niż konkubinę- zaśmiała się gorzko - Wiesz co, czy my musimy ten wieczór spędzić na analizowaniu swojej sytuacji rodzinno-uczuciowej? Nie ułożyło nam się tak, jak to planowaliśmy, ale czasu nie cofniemy. Dlatego proponuję nie tracić wieczoru i skupić się na jakimś przyjemniejszym temacie.
Miała rację. Rozkładanie na części drobne ich związków nie miało sensu, zwłaszcza, że żadne z nich nie miało powodów do dumy w tej kwestii. Resztę wieczoru spędzili na wspominaniu okresu studiów, wyjazdu do Paryża. Marek dopytywał się o jej rodzeństwo, które osobiście miał okazję spotkać dwukrotnie, ale podczas ich związku, Ula wiele razy mu o nich opowiadała. Dowiedział się, że Jasiek skończył informatykę, a Beatka kończy gimnazjum. Opowiadała mu o swojej tęsknocie za krajem, za rodziną. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała pięknie oświetlona blaskiem księżyca i świec. Było grubo po dwudziestej drugiej, zaczynało się robić chłodno. Marek widząc, że Uli jest chłodno zarzucił na jej ramiona swoją marynarkę. Odwdzięczyła mu się pięknym uśmiechem. Zapłacił i postanowił odprowadzić ją do hotelu.
Wjechali na trzecie piętro i zatrzymali się pod pokojem z numerem trzysta siedemnaście. Oddała mu marynarkę. Marek oparł się o drewnianą futrynę drzwi. Wpatrywał się w nią intensywnie.
- Dziękuję – powiedział szeptem
- Za co? – zapytała zaskoczona
- Dzięki tobie spędziłem najprzyjemniejszy wieczór od…. Od bardzo dawna – odparł szczerze
- Ja też się cieszę, że się spotkaliśmy. Jadąc do Polski nie sądziłam, że dane mi będzie znów ciebie spotkać, a tu proszę. Wchodząc do firmy nawet mi przez myśl nie przeszło, że to ty jesteś prezesem, ale… cieszę się – powiedziała z delikatnym uśmiechem
- Ale przecież…. Simon ci nie mówił z kim zaczyna współpracę?
- Nie obchodzi mnie to, z kim robi interesy. Towarzyszę mu po raz pierwszy i to tylko dlatego, że to kontrakt w Polsce- pokiwał głową ze zrozumieniem. Zadecydował przypadek. Los chciał, żeby znów się spotkali.
- Spotkamy się jeszcze? – zapytał z nadzieją w głosie. Chciał jeszcze raz móc zatonąć w jej błękitnym spojrzeniu, posłuchać jej głosu, śmiechu
- Raczej nie. Jutro cały dzień poświęcam rodzinie, w środę od rana mam spotkania w banku, a w nocy wylatuję do Dublina – powiedziała ze smutkiem
- A może jakbyś skończyła wcześniej, to.. – przerwała mu
- Marek, proszę cię…
- No dobrze, już nic nie mówię. Ale odezwiesz się do mnie jeszcze? – nie dawał za wygraną. Nie widzieli się tyle lat i gdy w końcu się spotkali nie mógł pozwolić, by ich znajomość znów się urwała
- Zadzwonię – obiecała spuszczając wzrok pod wpływem jego przeszywającego spojrzenia – albo ty zadzwonisz, w końcu masz już mój numer – nim zdążyła skończyć zdanie, poczuła ciepło jego warg. Delikatnie musnął jej usta. Uśmiechnęła się lekko, nie była zła - Dobranoc – rzuciła i nim zdążył odpowiedzieć zniknęła we wnętrzu pokoju.
Na hotelowym korytarzu został sam. Wciąż czuł ciepło jej ust i zapach perfum. Jego marynarka była nią przesiąknięta. Niechętnie wrócił do domu. W budynku czekała na niego rozwścieczona Paulina. ‘Kolejna awantura gotowa’- pomyślał przekraczając próg piaseczyńskiej wili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz