Nigdy nie sądził, że jeszcze stanie na jego
drodze. A jednak… życie czasami potrafi zaskoczyć. Od momentu ich ostatniego
spotkania nie potrafił przestać o niej myśleć. Paulina widziała, że coś się
dzieje z jej mężem. Najpierw zrzucała to na karb zbliżającego się posiedzenia
zarządu. Marek więcej czasu zaczął spędzać w pracy, ale później zrozumiała, że
to nie o pracę chodzi. Jego ciągłe nieobecności. Nawet jeśli był ciałem, to nie
było go przy niej duchem. Ciągle gdzieś odpływał. Niby udawał, że ją słucha,
ale tak naprawdę nie miał pojęcia o czym ona do niego mówi, o co pyta. Już od
dawna nie było między nimi idealnie, ale teraz było tragicznie. Marek się od
niej oddalał, a ona nie potrafiła nic z tym zrobić. Zastanawiała się, dlaczego
tak się ostatnio między nimi zmieniło. Czy Marek w ostatnich dniach zmienił się
diametralnie przez posiedzenie zarządu? Nie, firma przecież świetnie
prosperowało. Więc co? Doszła do wniosku, że zaczęło się psuć, gdy w ich firmie
pojawiła się ‘ta Cieplak’. Jak ona mogła nie wpaść na to wcześniej! ‘Ale
przecież ona wyjechała!’ Sama nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Było
źle, ale ona musiała ratować swoje małżeństwo.
Od momentu ich spotkania zaczął więcej czasu spędzać w pracy. Przebywanie w domu… nie słowo dom było nieadekwatne do atmosfery panującej w budynku przy Korkowej. Przebywanie w willi niezwykle go irytowało. A właściwie to bardziej niż zwykle irytowała go Paulina. Od momentu, gdy Ula pojawiła się w firmie stała się jeszcze bardziej podejrzliwa. Miała pretensję o wszystko – o to, że późno wraca, że nie poświęca jej wystarczająco dużo uwagi, że nie poszedł z nią na imieniny Aleksa, że nie chce iść na bal charytatywny, że się z nią nie kocha. On sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Z Ulą było mu cudownie, ale wyjechała. Nie chciała z nim zostać, nawet nie miał pewności, czy jeszcze przyjedzie do Polski. Przecież ma żonę. ‘Żonę, której nie kocham’. A Ula? Minęły już trzy dni, a ona nie wysłała mu nawet krótkiej wiadomości. Obiecała, że się odezwie, więc czekał na jej ruch. Nie może się narzucać. W czwartek dostał od niej maila.
‘Witaj Marku,
Wiem, że miałam zadzwonić. Chciałabym usłyszeć Twój głos… ale co miałabym Ci powiedzieć? Chyba łatwiej jest mi napisać, niż powiedzieć Ci wprost, że nie wiem, kiedy znów przyjadę do Warszawy. Od naszego ostatniego spotkania targają mną sprzeczne emocje. Ja sobie przestaję radzić z własnym życiem, z własnymi pragnieniami. Potrzebuję czasu… Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz.
Ula’
Przeczytał jej list trzy, może cztery razy i nie wiedział jak się w tej sytuacji zachować. Dać jej spokój, dać jej czas, czy próbować do niej dotrzeć. Rozumiał ją. Sam też nie bardzo wiedział co się z nim dzieje, co się dzieje między nimi, ale nie zmieniało to faktu, że cholernie mu jej brakowało.
‘Ula,
Wiem, że to dla Ciebie nie jest łatwe. Mnie też jest trudno. Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek Cię spotkam, że między nami jeszcze coś się wydarzy, ale… Ula ja bez Ciebie wariuję. Od Twojego wyjazdu tęsknię, tak cholernie tęsknię i w żaden sposób nie potrafię ukoić tej tęsknoty. Tam na lotnisku miałem rację – uciekasz przede mną. Ale dlaczego uciekasz przed tym, co nieuniknione?
Twój Marek’
Nie odpisała. Nie spał tej nocy. Położył się obok Pauli i nie potrafił zamknąć oczu, bo gdy tylko to robił widział ją. Widział jak się uśmiecha, jak leży obok niego. Przerzucał się z boku na bok. Wiedział, że Paula też nie śpi, ale na szczęście o nic nie pytała. Po trzeciej wstał i poszedł do kuchni. Ale nie po to, by napić się wody, ale po to, by zalogować się na skrzynkę i sprawdzić, czy nie dostał maila. Pusto. Zdecydował. W poniedziałek leci do Dublina. W sobotnie popołudnie zarezerwował bilet na poniedziałkowy lot. O jedenastej dwadzieścia miał wylądować w królestwie św. Patryka. Wszedł na skrzynkę odebrać maila potwierdzającego rezerwację. Była nowa wiadomość od niej
‘Marku,
Ja też tęsknię. Wiele bym dała, żeby znów poczuć się tak wyjątkowo w Twoich ramionach, jak w ubiegły piątek, ale… Stałam się kochanką, kochanką żonatego faceta i nie bardzo potrafię sobie z tym poradzić. Proszę Cię zrozum mnie.
Ula’
‘Musimy porozmawiać. W poniedziałek przylatuję do Dublina. Zadzwonię, jak będę na miejscu.
Marek’
Odpowiedź przyszła błyskawicznie
‘Proszę Cię, nie rób tego. W środę lecę na konferencję do Berlina. W czwartek wieczorem mogę być w Warszawie. Wtedy porozmawiamy. Daj mi te kilka dni, błagam’
‘Dobrze, niech będzie tak jak chcesz. Czekam i tęsknię.
Twój Marek’
Za pięć dni ją zobaczy. Za pięć dni znów będzie szczęśliwy.
cz. VI
Od momentu ich spotkania zaczął więcej czasu spędzać w pracy. Przebywanie w domu… nie słowo dom było nieadekwatne do atmosfery panującej w budynku przy Korkowej. Przebywanie w willi niezwykle go irytowało. A właściwie to bardziej niż zwykle irytowała go Paulina. Od momentu, gdy Ula pojawiła się w firmie stała się jeszcze bardziej podejrzliwa. Miała pretensję o wszystko – o to, że późno wraca, że nie poświęca jej wystarczająco dużo uwagi, że nie poszedł z nią na imieniny Aleksa, że nie chce iść na bal charytatywny, że się z nią nie kocha. On sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Z Ulą było mu cudownie, ale wyjechała. Nie chciała z nim zostać, nawet nie miał pewności, czy jeszcze przyjedzie do Polski. Przecież ma żonę. ‘Żonę, której nie kocham’. A Ula? Minęły już trzy dni, a ona nie wysłała mu nawet krótkiej wiadomości. Obiecała, że się odezwie, więc czekał na jej ruch. Nie może się narzucać. W czwartek dostał od niej maila.
‘Witaj Marku,
Wiem, że miałam zadzwonić. Chciałabym usłyszeć Twój głos… ale co miałabym Ci powiedzieć? Chyba łatwiej jest mi napisać, niż powiedzieć Ci wprost, że nie wiem, kiedy znów przyjadę do Warszawy. Od naszego ostatniego spotkania targają mną sprzeczne emocje. Ja sobie przestaję radzić z własnym życiem, z własnymi pragnieniami. Potrzebuję czasu… Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz.
Ula’
Przeczytał jej list trzy, może cztery razy i nie wiedział jak się w tej sytuacji zachować. Dać jej spokój, dać jej czas, czy próbować do niej dotrzeć. Rozumiał ją. Sam też nie bardzo wiedział co się z nim dzieje, co się dzieje między nimi, ale nie zmieniało to faktu, że cholernie mu jej brakowało.
‘Ula,
Wiem, że to dla Ciebie nie jest łatwe. Mnie też jest trudno. Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek Cię spotkam, że między nami jeszcze coś się wydarzy, ale… Ula ja bez Ciebie wariuję. Od Twojego wyjazdu tęsknię, tak cholernie tęsknię i w żaden sposób nie potrafię ukoić tej tęsknoty. Tam na lotnisku miałem rację – uciekasz przede mną. Ale dlaczego uciekasz przed tym, co nieuniknione?
Twój Marek’
Nie odpisała. Nie spał tej nocy. Położył się obok Pauli i nie potrafił zamknąć oczu, bo gdy tylko to robił widział ją. Widział jak się uśmiecha, jak leży obok niego. Przerzucał się z boku na bok. Wiedział, że Paula też nie śpi, ale na szczęście o nic nie pytała. Po trzeciej wstał i poszedł do kuchni. Ale nie po to, by napić się wody, ale po to, by zalogować się na skrzynkę i sprawdzić, czy nie dostał maila. Pusto. Zdecydował. W poniedziałek leci do Dublina. W sobotnie popołudnie zarezerwował bilet na poniedziałkowy lot. O jedenastej dwadzieścia miał wylądować w królestwie św. Patryka. Wszedł na skrzynkę odebrać maila potwierdzającego rezerwację. Była nowa wiadomość od niej
‘Marku,
Ja też tęsknię. Wiele bym dała, żeby znów poczuć się tak wyjątkowo w Twoich ramionach, jak w ubiegły piątek, ale… Stałam się kochanką, kochanką żonatego faceta i nie bardzo potrafię sobie z tym poradzić. Proszę Cię zrozum mnie.
Ula’
‘Musimy porozmawiać. W poniedziałek przylatuję do Dublina. Zadzwonię, jak będę na miejscu.
Marek’
Odpowiedź przyszła błyskawicznie
‘Proszę Cię, nie rób tego. W środę lecę na konferencję do Berlina. W czwartek wieczorem mogę być w Warszawie. Wtedy porozmawiamy. Daj mi te kilka dni, błagam’
‘Dobrze, niech będzie tak jak chcesz. Czekam i tęsknię.
Twój Marek’
Za pięć dni ją zobaczy. Za pięć dni znów będzie szczęśliwy.
cz. VI
Niecierpliwie oczekiwał jej w hali
przylotów. Nerwowo przestępował z nogi na nogę, naprzemiennie zerkając to na
zegarek, to na tablicę informującą o kolejnych lądowaniach na warszawskim
Okęciu. Czuł, jak jego serce ze zdwojoną siłą odlicza każdą sekundę. Tęsknił,
tak bardzo tęsknił. Sam się zastanawiał dlaczego się tak dzieje. Jego tęsknota
była nieporównywalna z tą, którą czuł kilka lat temu, gdy jej zabrakło. A
przecież czymże są dwa tygodnie w porównaniu z tysiącem dni i nocy. Może to on
się zmienił? Dojrzał? Może to jego miłość jest teraz jeszcze silniejsza?
Wreszcie ją ujrzał na końcu długiego korytarza. Niemal biegiem ruszył jej
naprzeciw, by po kilku chwilach zamknąć ją w swoich ramionach i zatonąć w
zachłannym pocałunku. Nie zwracał uwagi na jej protesty, nie obchodzili go
otaczający ludzie. Byli tylko oni i ich miłość. Ona z początku zachowująca
dystans, przejmująca się swoimi współpasażerami, po chwili straciła kontrolę.
Rozum ustąpił miejsca sercu. Jego pocałunki doprowadzały ją do obłędu. Kochała
ten stan. Wreszcie się od niej oderwał i opierając swoje czoło o jej wyszeptał
‘Jak dobrze, że już jesteś. Tak bardzo tęskniłem.’ Odpowiedziała mu uśmiechem.
W jednej ręce znalazła się jej walizka, drugą przytulał ją do siebie. Tak
objęci ruszyli do wyjścia, nie zwracając uwagi, że ktoś ich bacznie obserwuje.
Znów znaleźli się w tym samym hotelu. Gdy
tylko drzwi pokoju trzysta pięć się za nimi zamknęły niemal rzucił się na nią.
Przywarł do niej całą powierzchnią swojego ciała. Jego namiętne pocałunki, ręce
błądzące po jej plecach, pośladkach, pośpieszne pozbywanie się garderoby… To było czyste szaleństwo. Ogromna tęsknota
mieszała się z dziką namiętnością. Gdy zszedł z pieszczotami na jej szyję,
piersi, zdążyła wyszeptać ‘Mieliśmy rozmawiać…’. W odpowiedzi usłyszała jedno
słowo – ‘później’ i już leżała na hotelowym łożu. Ich stęsknione siebie ciała
współgrały idealnie. Po skończonym akcie miłości znalazł się w pozycji
półleżącej, przytulając jej głowę do swojego torsu.
- jesteśmy dla siebie stworzeni – wyszeptał.
Spojrzała w jego oczy. Ona też tak myślała, też tak czuła, ale czuła również
złoty krążek na jego prawej dłoni. – Kocham cię – powiedział intensywnie
wpatrując się w jej oczy. Na potwierdzenie tych słów złożył na jej ustach
najdelikatniejszy pocałunek świata. – Muszę ci coś powiedzieć – dodał po chwili
lekko zamyślony. Przestraszyła się słów, które za chwilę padną. Kocha go, ale
nigdy nie zgodzi się na bycie tą drugą. Na dłużą metę nie da sobie z tym rady. –
Niezależnie od tego co postanowisz… czy będziesz chciała ze mną być, czy
wrócisz do Simona, podjąłem decyzję… Rozwodzę się. Mój prawnik w poniedziałek
składa pozew – spojrzała na niego zaskoczona. Tego akurat najmniej się
spodziewała. – Twoje ponowne pojawienie się w moim życiu coś mi uświadomiło.
Dzięki tobie wiem, że najważniejsza w życiu jest miłość. Nie można zastąpić jej
żadnym substytutem. Przyjaźń, przywiązanie to za mało by być szczęśliwym.
Dlatego nie mogę być już z Pauliną. – mówił spokojnym głosem, patrząc jej w
oczy i delikatnie gładząc jej ramię – Albo będę z tobą, albo będę sam. Nie mogę
dłużej oszukiwać…. bo oszukiwałem ją, ale przede wszystkim samego siebie.
Bardzo bym chciał, byś została ze mną, ale…. – westchnął - wiem, że masz swoje życie, w jakiś tam sposób
poukładane i nie mogę od ciebie wymagać, że w jednej chwili to wszystko rzucisz
dla swojej miłości sprzed lat. Mimo tego, bardzo bym chciał mieć cię blisko,
najbliżej. – czuła jak z każdym wypowiadanym przez niego słowem w jej wnętrzu
rozlewa się fala szczęścia. Miała łzy w oczach. Czule pogładziła jego policzek
i odparła
- Owszem, jesteś moją miłością sprzed lat,
ale ta miłość nigdy się nie skończyła. Nawet na moment nie przestałam cię
kochać. Wydawało mi się, że to uczucie minęło, ale gdy stanąłeś przede mną,
wróciło ze zdwojoną siłą.
Jego oczy rozbłysły. Nie mógł uwierzyć w to
co słyszy. Wciąż go kocha. Zaatakował jej usta zachłannym pocałunkiem, by się
upewnić, że na pewno leży obok niego, że tu jest, a to co powiedziała nie jest
jedynie wytworem jego wyobraźni.
- I jesteś gotowa, żeby od niego odejść? –
zapytał po chwili
- To nie jest takie proste Marek. Co prawda
nic mu nigdy nie obiecywałam, ale ja oprócz Simona mam tam jeszcze Sarę.
Obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem.
- Macie córkę? – w jego głosie można było
dostrzec niepokój
- Nie – odparła natychmiast z miłością
wpatrując się w jego oczy – Nie mogłabym mieć dzieci… Nie z nim. Ja mam córkę….
Poniekąd. – widząc jego zdezorientowaną minę zaczęła wyjaśniać - Sara to córka
mojej przyjaciółki Sabiny, którą poznałam w Irlandii. Mieszkałyśmy w tym samym
bloku. Bardzo mi pomogła odnaleźć się w tej innej rzeczywistości. Była taką namiastką
Polski. Urodziła córkę. Ojciec Sary, Irlandczyk, zostawił ją, gdy dowiedział
się, że jest w ciąży. Nie miała tam żadnych innych przyjaciół, rodzina w Polsce
się od niej odcięła, gdy dowiedzieli się, że jest panną z dzieckiem. Dwa lata
temu dowiedziała się, że ma nowotwór żołądka. Choroba była na tyle
zaawansowana, że po niespełna ośmiu miesiącach zmarła. Tuż przed swoim
odejściem poprosiła mnie bym zaopiekowała się Sarą jak własnym dzieckiem. Także
można powiedzieć, że mam siedmioletnią córkę. – Marek słuchał uważnie,
analizując każde jej słowo i układając to sobie w jedną całość
- Ty zastępujesz jej matkę, a Simon ojca –
powiedział zamyślony. Wszystko się komplikowało. Gdyby nie ta dziewczynka
mogłaby w kwadrans się spakować i wyprowadzić od Inisa. W końcu nie jest z nim
szczęśliwa. Ale nie jest sama. Muszą myśleć także o Sarze.
- Nie powiedziałabym. On nie przepada za
dziećmi. Powiedzmy, że toleruje jej obecność w naszym wspólnym mieszkaniu. Jego
jedyny wkład, to pilnowanie podczas mojej nieobecności w Dublinie, by
przychodziła do niej opiekunka i żeby kładła się przed dwudziestą pierwszą. Ona
za nim również nie przepada. Nie lubi gdy wyjeżdżam. Dlatego po naszym ostatnim
spotkaniu nie mogłam przedłużyć pobytu w Polsce. Obiecałam jej, że wrócę. Nie
uciekłam wtedy od ciebie. Po prostu ona tam na mnie czekała…. Ale w sumie nie
ukrywam, że ten wyjazd był mi na rękę z uwagi na twoją żonę. Kocham cię, ale
nie wiem, czy potrafiłabym brnąć w romans z żonatym facetem – spuściła wzrok.
Podniósł jej podbródek tak, by na niego spojrzała.
- Jestem tylko twój – wyszeptał i przylgnął
do jej warg. Zainicjował kolejne zbliżenie. Każda komórka jego ciała pragnęła właśnie
jej. Żadna kobieta tak na niego nie działała. Tylko ona wzbudzała w nim trudne
do opisania pragnienia, uczucia. Przy niej odnajdywał bezgraniczny spokój i
niczym nieopisane szczęście.
Leżeli wtuleni w siebie i nic więcej nie
potrzebowali w tej chwili. Ciepło tej drugiej, ukochanej osoby dawało obojgu
ukojenie. Błogi stan. Mogliby tak leżeć godzinami. Tą cudowną chwilę przerwał
dzwonek jej komórki. Pośpiesznie odszukała telefon w leżącej nieopodal łóżka
torebce i nacisnęła zieloną słuchawkę.
(rozmowa prowadzona w języku angielskim)
- Cześć kochanie – rzuciła z radością w
głosie. Marek obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem. ‘Przecież mówiła, że im się
nie układa…’ Jego zazdrosne spojrzenie lekką ją rozbawiło, ale nie dała tego po
sobie poznać.
– Tak, jestem już w hotelu. Jak ci minął
dzień?
-……
- To świetnie! Bardzo się cieszę.
- ….
- Tak jak obiecałam, wracam w poniedziałek.
-…..
- Oczywiście kochanie. Zadzwonię jutro. Pa.
Marek nie spuszczał z niej wzroku. Wyraz
jego twarzy spowodował wybuch jej śmiechu
- No chyba nie jesteś zazdrosny? – nie mogła
pohamować śmiechu
- Z kim rozmawiałaś? – jego spojrzenie
wyrażało wszystkie jego uczucia – Z Simonem? – Zapytał lekko wzburzony
- Z Sarą – uspokoiła go natychmiast.
Widziała, że ta jego zazdrość, złość nie jest udawana. Naprawdę był niepewny. Z
czułością zaczęła przeczesywać jego czuprynę. Widziała, że to uwielbia – Simona
nigdy nie nazywałam moim ‘kochaniem’ – widziała ulgę malującą się na jego
pięknej twarzy. Nieco się uspokoił. Musnęła jego wargi.
- Wracasz w poniedziałek? – zapytał mocniej
przyciągając ją do siebie
- Muszę – zaczął delikatnie gładzić dłonią
jej nagie plecy. Milczał. Widziała, że intensywnie się nad czymś zastanawia – O
czym myślisz?
- Próbuję znaleźć jakieś rozwiązanie naszej
sytuacji – odparł poważnie
- Co masz na myśli?
- Ty wracasz do Irlandii. Tam masz pracę,
Sarę, ona ma szkołę. Ja tutaj mam firmę, której jestem prezesem…. Co prawda nie
wiadomo jak długo jeszcze… Hmm…. Nie sądzę, by Paula po naszym rozstaniu dalej
popierała moją kandydaturę… No w każdym razie póki co, muszę być w Warszawie
choćby ze względu na rozwód. Powiedziałem mecenasowi, że zależy mi na czasie. W
zamian za szybki rozwód jestem gotów zostawić jej dom i znaczną część
oszczędności, ale mimo wszystko rozprawy będą trwać kilka tygodni. Nie mogę
jechać z tobą do Dublina. Ty nie możesz zostać. A ja… nie chcę się z tobą
rozstawać nawet na jeden dzień – mówił zrezygnowany. Wiedział, że nie unikną
rozstania na setki godzin i miliony minut.
- Daj mi kilka dni, a jakoś na pewno sobie to ułożymy. Też się
nie chcę z tobą rozstawać, zwłaszcza teraz, gdy wiem, że wciąż mnie kochasz,
ale niestety będziemy musieli. Czasem trzeba pójść na małe ustępstwa, by
później smakować szczęścia – spojrzał ze smutkiem w jej oczy
- Ja nie dam rady. Już ledwo radziłem sobie po naszym
ostatnim spotkaniu, gdy wyjechałaś
- Kocham cię – wyszeptała wprost w jego usta. Całowali się
niespiesznie, delektując się swoim smakiem.
Była już dwudziesta pierwsza, gdy zamówili do pokoju
kolację. Ich dość intensywne spotkanie spowodowało, iż spalili mnóstwo kalorii.
Mięli niezłą frajdę karmiąc się nawzajem. Wspólny prysznic i wreszcie tulił ją
do snu w swoich ramionach. Wiedział, że tuż obok niego leży jego szczęście. Z
uśmiechem na ustach odpłynęli do krainy Morfeusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz