B

wtorek, 4 czerwca 2013

'Spotkanie po latach' II

-Jaka znowu Ula? – zapytał patrząc na przyjaciela jak na wariata
- Ula Cieplak, pamiętasz, opowiadałem ci kiedyś o niej…
- Nie pamiętam… - zamyślił się - Musiałem być wtedy trochę dziabnięty – odparł z rozbrajającą szczerością Olszański
- to chodź, zabieram cię na lunch – rzucił i energicznie ruszył w stronę windy. Sebastian nie krył swojego zaskoczenia zachowaniem kolegi. Przecież nigdy Marek się tak nie zachowywał.
Siedzieli w knajpie pod firmą oczekując na zamówione szaszłyki. Od 5 minut Sebastian nie wypowiedział nawet słowa, za to Marek… Marek dostał słowotoku
- I poznaliśmy się tam w Paryżu, na spotkaniu dla studentów z Polski. Wiesz, ja byłem z Uniwerku, ona z SGH, ale tam nie było podziałów na uczelnie, tam wszyscy z Polski trzymali się razem. To był pierwszy weekend po moim przylocie. Styczeń, impreza w budynku polskiej fundacji, było jakieś 20 osób i nagle weszła ona. Piękna błękitna sukienka podkreślająca jej urodę i te oczy. Oczy, tak wyjątkowe, ja jeszcze nigdy nie widziałem, aby ktoś miał tak lazurowe tęczówki – mówił z rozmarzeniem w głosie. Dla Sebastiana, który do tej pory znał swojego przyjaciela z trochę innej strony, to było coś nieprawdopodobnego – i ona tam weszła, a mnie wbiło w ziemię. Ja nawet nie pamiętam, czy tego wieczoru zamieniłem z nią choćby dwa zdania. Po prostu siedziałem i gapiłem się. Na pierwszych zajęciach okazało się, że jesteśmy w tej samej grupie, że będziemy mieć razem zajęcia. Zaczęliśmy rozmawiać, wspólne przerwy, kawy, lunche i zdałem sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie znałem takiej dziewczyny. Była taka wrażliwa. Kilkanaście dni później zgodziła się na spacer w sobotnie popołudnie. Zabrałem ją na Wieże Eiffla i tam na szczycie po raz pierwszy ją pocałowałem. Poczułem się tak, jakby walnął we mnie piorun i rozumiałem, że się w niej zakochałem. Stary, ja nigdy się tak nie czułem, jak tam, w środku zimy na szczycie tej wieży – Sebastian aż otworzył lekko usta z niedowierzenia. Czy przed nim wciąż siedział jego kumpel, Marek Dobrzański, wieczny Casanova? – Po niecałych trzech miesiącach zamieszkaliśmy razem. Kochałem ją, wiedziałem, że ona mnie też. Gdyby mnie nie kochała, nie pozwoliłby być mi tak blisko. Chciałem się jej oświadczyć jeszcze tam, w Paryżu. Ostatecznie stwierdziłem, że to trochę za szybko i poczekam jeszcze kilka tygodni. Byliśmy szczęśliwi, ale widziałem, że to wszystko dzieje się dla niej za szybko. Minęło pół roku, nastał czerwiec i wróciliśmy do kraju. Tuż po powrocie została wezwana na uczelnię. Dostała kolejne, prestiżowe stypendium – pół roku w Nowym Jorku. To była dla niej ogromna szansa. Zdecydowaliśmy, że pojedzie. Musiała lecieć tydzień po naszym powrocie z Francji. Dzwoniliśmy do siebie niemal kilka razy dziennie. Miałem do niej lecieć na dwa tygodnie w sierpniu. Podczas mojego pobytu we Francji rodzice zdecydowali się założyć firmę. Musiałem im pomóc. Zamiast do USA poleciałem do Włoch. I jeszcze ten wypadek Febo. Nawet nie zdążyłem jej tego dokładnie wytłumaczyć. W Mediolanie ukradli mi telefon i straciłem możliwość komunikowania się z nią. Próbowałem ją namierzyć przez rodziców i dawnych znajomych, ale niewiele wskórałem. Wróciłem po roku. Pojechałem do Rysiowa, do jej domu, w którym byłem z nią tylko raz. Trafiłem, udało się. Od jej ojca dowiedziałem się, że w maju wyjechała do Dublina. Nie znał mnie, nie chciał podać mi jej adresu. Zostawiłem swoje namiary, ale nie odezwała się. Zrozumiałem, że skoro nie próbowała się ze mną skontaktować, nie szukała mnie, to ja nie mam prawa mieszać się w jej życie. Może u jej boku był już ktoś inny? To był koniec. Nigdy po tym się już nie spotkaliśmy – zakończył swoją opowieść Dobrzański
Sebastian nie wiedział co ma powiedzieć. Nie wiedział nawet co o tym wszystkim myśleć. To wszystko było jakieś nierealne. Jego przyjaciel zakochany! Przecież to się w głowie nie mieści. Takiego Marka jeszcze nie znał. I ten jego entuzjazm, gdy pojawiła się na horyzoncie
- A teraz… - zaczął niepewnie
- Co teraz?
- A teraz wciąż coś do niej czujesz?
- Gdy zobaczyłem ją, tam w konferencyjnej, to wszystko wróciło, czułem się tak, jakbym się cofnął w czasie. Ale przecież minęło osiem lat – westchnął - Chce się z nią spotkać, dowiedzieć co u niej, co robiła przez te wszystkie lata. Każde z nas ma swoje życie, ale może to spotkanie po latach jest po to, byśmy wreszcie wszystko uporządkowali i zamknęli tamten rozdział. Ja nigdy do tej pory nie rozliczyłem się z przeszłością. Może to właśnie jest ten moment? – zapytał sam siebie i w kompletnej ciszy zajął się spożywaniem swojego szaszłyka. Sebastian nic już nie powiedział. Nie bardzo wiedział co mógłby z tej sytuacji z siebie wydusić. Kompletnie nie znał tej bardziej romantycznej strony Marka. ‘Miłość, oświadczyny po kilku miesiącach znajomości – to nie w jego stylu’.
Był piątkowy wieczór, a on wciąż siedział w firmie. Liczył na to, że zadzwoni, że umówią się na spotkanie jak najszybciej. Nie zadzwoniła. Wrócił przed północą do domu. Paulina już spała. ‘Całe szczęście. Przynajmniej nie będę się musiał tłumaczyć dlaczego tyle godzin spędzam w firmie. I dobrze, że dała spokój z Ulą. Nawet nie przypuszczałem, że po informacji, że to dawna znajoma ze studiów tak szybko odpuści.’ Weekend ciągnął mu się niemiłosiernie długo. W końcu nastał poniedziałek, a on niczym na skrzydłach pognał o świcie do firmy, by czekać na wiadomość od niej. Na piątym piętrze powitała go Ania. Przekazała pocztę i małą karteczkę z numerem telefonu. ‘Dzwoniła! Szukała go!’ Był szczęśliwy jak dziecko, które dostało upragnioną zabawkę. On był szczęśliwy niczym mały chłopiec. Dostał długo wyczekiwany prezent – wiadomość, że go poszukiwała i jej numer telefonu. Musi do niej natychmiast zadzwonić. Niemal biegiem wpadł do swojego gabinetu, zatrzasnął drzwi i wybrał jej numer. Nie odebrała. Spróbował raz jeszcze. Tym razem miał więcej szczęścia.
- Cześć, tu Marek. Cieszę się, że się odezwałaś
- Witaj – odparła miękko, a wiedział, że witając się z nim, lekko się uśmiecha - Przecież obiecałam
- To co, mogę liczyć na kolację w twoim towarzystwie? – zapytał z wyczuwalną w głosie nadzieją. Był spięty, czuła to.
- Bardzo chętnie panie Dobrzański – odpowiedziała ze śmiechem, tym samym powodując, że i on nieco się rozluźnił
- Dzisiaj o 19 w Belvedere?
- Dobrze.
- Przyjadę po ciebie. Zatrzymałaś się u rodziny w Rysiowie? – zapytał żałując, że zaproponował dopiero 19. Mogli się umówić o 18, albo najlepiej o 17. Tak to będzie musiał czekać całe 10 godzin na spotkanie. ‘Dureń’- zganił siebie w myślach
- Nie, zatrzymałam się w hotelu. Nie chcę im robić problemu.
- To przyjadę pod hotel – nie dawał za wygraną. Roześmiała się
- Mieszkam w hotelu Hyatt, do Łazienek mam dwa kroki, więc spotkajmy się na miejscu. Muszę kończyć, do wieczora – nie czekając na jego reakcję rozłączyła się.
Gdy tylko zakończyła połączenie zaczęła się zastanawiać co się z nią dzieje. Cieszyła się na to spotkanie, cieszyła się, że kilka dni temu go spotkała, a przecież tyle się wydarzyło. Skrzywdził ją. Urwał niespodziewanie znajomość, nie próbując jej nawet wytłumaczyć dlaczego, a po roku przypomniał sobie o jej istnieniu. Zranił ją, to prawda, ale już dawno mu wybaczyła. ‘Nie można stale żyć przeszłością.’ Było, minęło, ale nie może zaprzeczyć, że to właśnie u jego boku przeżyła najpiękniejsze miesiące swojego życia. Może podczas tego wieczoru dowie się dlaczego ją zostawił. Zjedzą wspólnie kolację, spędzą miły wieczór, pogadają, a ona przecież i tak za 4 dni wraca do rodziny, do Dublina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz