- Widzę, że wkręciłaś się w te
randki – rzekła Pati obserwując poczynania koleżanki, która szykowała się na
spotkanie z Dobrzańskim
- Sama kazałaś mi wyjść z domu,
więc korzystam – wzruszyła ramionami – Póki co jest miło, umiarkowanie działa
mi na nerwy, więc ciągnę to dalej.
- No i fajnie – sama zaczęła
nakładać cienie na powieki – Nie możesz do emerytury żyć jak zakonnica –
szatynka postanowiła puścić tę uwagę mimo uszu
- Też gdzieś wychodzisz?
- Sebastian zabiera mnie do kina
- Ty przynajmniej wiesz, co cię
czeka – mruknęła. W ubiegłym tygodniu Dobrzański nie raczył jej zdradzić dokąd
zamierza ją zabrać. W ciągu tygodnia raz wysłał jej sms’a z pytaniem jak jej
mija dzień. No i dziś przed południem dostała krótką wiadomość, że przyjdzie po
nią o dziewiętnastej trzydzieści
- Ja to ci zazdroszczę. Też bym
chciała być tak zaskakiwana – rzekła z nutą rozmarzenia - Szkoda, że Seba nie
bierze przykładu z przyjaciela. Niemniej ten brak kreatywności zamierza mi
wynagrodzić w przyszłym tygodniu. Jedziemy na weekend do SPA
- Nie tracicie czasu – prychnęła z
nutą kpiny wywracając oczami
- Z życia trzeba korzystać. I
tobie też bym to radziła. Zamierzasz trzymać Marka na dystans całe dziesięć
tygodni?
- Zejdź ze mnie – pokazała jej
język – Ktoś puka, zdaje się, że twój książę – Patrycja błyskawicznie ruszyła w
kierunku drzwi – Baw się dobrze – zawołała za nią
- Ty też
Stał pośrodku przedpokoju,
obrzucając ją zachwyconym spojrzeniem. Dziś postawiła na szare cygaretki, bluzkę
w kolorze brudnego różu z lejącego materiału i dekoltem w kształcie litery v oraz
czarne czółenka na niewysokim obcasie. Podał jej bukiet. Uśmiechnęła się pod
nosem.
- Poczytałem trochę o znaczeniu
kwiatów i uznałem, że na tym etapie, niezapominajki będą najwłaściwsze – rzekł,
gdy zniknęła w kuchni w poszukiwaniu wazonu – Wiesz, co oznaczają?
- Chcesz, żebym o tobie nie
zapomniała – ograniczyła się tylko do tego stwierdzenia.
- To też. Ale jest też drugie
znaczenie. Sprawdź w Internecie – posłał jej swój zniewalający uśmiech. Nie
musiała sprawdzać. Doskonale wiedziała, że podarowanie tych kwiatów to jasny
sygnał, że chce się czegoś więcej, że chce się stworzyć związek.
- Możemy wychodzić – odparła zakładając
czarny, krótki sweterek – Chociaż może bezpieczniej byłoby zostać w domu. Nie
wiem, co ci znów strzeliło do głowy. Od razu mówię, na bungee się nie piszę.
Nie pożegnałam się jeszcze z rodziną – zaśmiał się
- Spokojnie. Już ci mówiłem, że dziś
będzie klasycznie. I na ziemi. Znaczy nie do końca – tłumaczył już na klatce –
niemniej zdecydowanie na dole. Obiecuję, że bungee nie przewiduję, aczkolwiek
mam jeszcze w zanadrzu coś na wysokościach – puścił jej oczko
- Zaczynam się ciebie bać –
rzekła żartobliwym tonem
- Zupełnie niepotrzebnie. Dziś
zabieram cię nad Wisłę – otworzył jej drzwi auta
- Widzę, że masz wzloty i upadki
swojej kreatywności – wysiliła się na nutę kpiny
- Zapewniam, że nie będziesz
żałować
- Bardzo lubię Warszawę nocą i
mam nadzieję, że tobie również się spodoba. Zwłaszcza z pespektywy Wisły –
rzekł prowadząc ją w stronę statku, na który co chwilę wchodziło nowe pary. Gdy
tylko wysiadła z auta chwycił ją za rękę i nie wpuścił do tej pory. Nie
protestowała. Marek sprytnie poprowadził ją w stronę wolnej ławki na dziobie.
Najwidoczniej inni współpasażerowie nie dostrzegli jedynego siedzenia z przodu
statku, a oni dzięki temu odgrodzili się od reszty ludzi. Tym samym ta podróż
przybrała na intymności.
- Nie wiedziałam, że są nocne
rejsy – zapatrzyła się na pięknie oświetlony Zamek Królewski
- Stosunkowo od niedawna. Do tej
pory pływali tylko w ciągu dnia. Ale dobrze, że idziemy za przykładem choćby
Berlina. W dobrą stronę się to rozwija. Nie mogę się doczekać, kiedy dokończą remont
bulwaru w stronę Czerniakowa. Lubię po nim spacerować – statek ruszył, a z
głośników popłynęła nastrojowa muzyka. W duchu musiała przyznać, że tym razem
perfekcyjnie trafił w jej gust. Ta randka była wyjątkowo romantyczna, a ona
lubiła takie klimaty. Niemniej zamiast się skupiać na mijanych widokach,
postanowiła niby to od niechcenia pociągnąć tę rozmowę, nieco go przy tym
prowokując
- Wszystkie dziewczyny wyrywasz
na Wisłę nocą? – spojrzała mu w oczy prowokacyjnie
- Nie – odparł zdecydowanie,
tonąc w jej dwóch błękitach – Jesteś pierwszą, którą tu zabrałem – urwał na
chwilę, jakby próbując zebrać myśli – Prawdę mówiąc jesteś pierwszą, którą
zabrałem na prawdziwą randkę, dla której się staram, choć nie zawsze mi to
wychodzi, vide stadnina koni – oboje lekko się zaśmiali – I nie mówię tego po
to, by jakkolwiek zyskać w twoich oczach. Raczej nie można zyskać w oczach dziewczyny
stwierdzeniem, że pierwszy raz zabiegam o uwagę kobiety, bo do tej pory to
kobiety zabiegały o moją uwagę – chrząknął. Miała wrażenie, że jest lekko zakłopotany
swoim stwierdzeniem. Był teraz tak inny, od tego pewnego siebie Casanovy,
którego poznała w klubie. Zastanawiała się, która z jego masek jest tą
prawdziwszą.
- I cię rozpuściły - dodała
- Może tak – westchnął – Dzięki nim,
uznałem, że jestem taki super, że nie muszę się starać, że wszystko powinienem
mieć podane na tacy, że wszyscy muszą spełniać każdą moją zachciankę. I nagle
stanęłaś na mojej drodze ty i zrozumiałem, że mój dotychczasowy obraz świata to
jakaś nierealna wizja. Że to tej pory byłem jakby obok prawdziwego życia. A
prawdziwe życie jest jednak bardziej pociągające, od tego z pozoru idealnego.
Bo fajnie jest się dla kogoś starać, widzieć radość w twoich oczach i czuć
wszystkie emocje, a nie tylko te wybrane – słuchała go uważnie - Może mój
dotychczasowy obraz świata to poniekąd wina dzieciństwa. Rodzice starali się
spełniać moje kaprysy. Chciałem nowy samochód, za dwa dni bawiłem się już nim w
salonie. Chciałem huśtawkę w ogrodzie, ojciec zatrudnił fachowca, który w kilka
godzin ją zbudował w pakiecie ze zjeżdżalnią.
- Idealne dzieciństwo?
- Z pozoru. Gadżetami chcieli
wynagrodzić mi swoją nieobecność. Przez długie lata żyłem w przekonaniu, że
wszystko można kupić.
- Teraz już wiesz, że nie
wszystko? – przyjrzała mu się uważnie
- Pieniądze ułatwiają życie,
pomagają spełniać marzenia, ale nie wszystkie… Nie można kupić dwóch rzeczy,
chyba najważniejszych… Czasu i miłości
- Jesteś jedynakiem?
- Tak. Jedynakiem, którego okres
dzieciństwa przypadł na czas budowania firmy. Zamiast z rodzicami spędzałem
czas z opiekunką. Najpierw miałem wszystko, czego zapragnąłem, oprócz ich
uwagi, a gdy dorastałem uznali, że jestem za bardzo roszczeniowy, rozpuszczony
i należy ustawić mnie do pionu. Zaczęli mieć wobec mnie wymagania, którym nie
potrafiłem sprostać. Będąc już w liceum i na studiach, po każdej kłótni z nimi
przyjeżdżałem właśnie nad Wisłę. Tylko tutaj potrafiłem zebrać myśli, jakoś się
wyciszyć. W pewnym momencie przestałem być dla nich wystarczająco dobry. Miano
ich ulubionego syna przypadło mojemu przyrodniemu bratu – obrzuciła go
pytającym spojrzeniem. Dopiero co wspominał, że jest jedynakiem – Rodzice wraz
z przyjaciółmi założyli firmę modową. Febo mięli dwójkę dzieci. Starszego ode
mnie o dwa lata Aleksa i dwa lata młodszą Paulinę. Wracając ze szwalni zginęli w
wypadku. Zostawili dwójkę małych dzieci. W testamencie zapisali, by w razie ich
śmierci, rodzeństwem Febo zajęli się moi rodzice. Miałem dziesięć lat, gdy w
domu pojawiła się ich dwójka. Gdy byłem w liceum ojciec pierwszy raz powiedział
mi, że Aleks jest ode mnie lepszy. Lepiej się uczył, był zdolniejszy, otaczał
się fajniejszymi znajomymi. Cały czas czułem się porównywany i gorszy. Aż wreszcie
w moim życiu zaczęły pojawiać się kobiety, dla których byłem atrakcyjny. Byłem
bogaty i przystojny, czyli miałem wszystko to, czego ode mnie oczekiwały. Nie
musiałem się starać i to było dla mnie wygodne. Znów było tak, jak w
dzieciństwie, pozornie idealnie. Bo niby otaczałem się pięknymi kobietami, ale wciąż mi czegoś
brakowało.
- Czego? – szepnęła. Wiedziała,
że wbrew pozorom te wyznania sporo go kosztują. Prawdę mówiąc, nie spodziewała
się, że zdobędzie się na taką rozmowę tak szybko.
- Prawdziwych uczuć. Mam prawie
trzydzieści lat i tak naprawdę nigdy nie byłem w normalnym związku – już miała
powiedzieć, że ona również, ale postanowiła mu nie przerywać – Nigdy nie byłem
zakochany. Jakoś do tej pory kobiety, które stawały na mojej drodze nie wywoływały we mnie innych
uczuć, oprócz pożądania – już miała zapytać, jakie uczucia w nim wywołuje, ale
zrezygnowała w ostatniej chwili bojąc się, jaki ta rozmowa może przybrać
kształt i jakie słowa mogą paść z jego ust. Szybko zmieniła temat.
- Nie sądziłam, że w piątkowe wieczory
tak wielu ludzi siedzi na plaży – wskazała na kilkanaście palących się nad
brzegiem ognisk wokół których siedziały spore grupki osób.
- Jeśli chcesz my również będziemy
mogli sobie takie ognisko zorganizować po rejsie. Przezornie wrzuciłem do
bagażnika koc
- Może następnym razem. Zaczyna
się robić chłodno – objęła się ramionami
- Zimno ci – bardziej stwierdził,
niż zapytał i pospiesznie ściągnął marynarkę, narzucając na jej ramiona
- Zmarzniesz – krytycznie spojrzała
na jego cienką, błękitną koszulę
- To się do mnie przytul. Będzie
mi cieplej – prowokacyjnie spojrzał jej w oczy i wyciągnął w jej kierunku rękę.
Przysunęła się bliżej i położyła głową na jego barku. Objął ją ramieniem.
- Piękna jest Warszawa nocą –
szepnęła. Uśmiechnął się pod nosem i oboje wsłuchali się w nastrojową, francuską piosenkę o miłości, sączącą się z
głośników.