- Chcę rozwodu z orzeczeniem o
winie – zadeklarowała, gdy tylko pojawił się w kawiarni.
- Czyli wyszło na moje – westchnął z nutą rezygnacji. Jej postawa wskazywała na to, że
rozwód będzie się ciągnął miesiącami – Nigdy mnie nie kochałaś. Chodziło ci
tylko o moje pieniądze, nazwisko, kontakty.
- Upokorzyłeś mnie – wycedziła –
Sądzisz, że nad twoją zdradą przejdę do porządku dziennego? To ty rozwaliłeś
nasze małżeństwo
- Nasze małżeństwo nigdy nie
miało racji bytu. Nasz związek powinien zostać na etapie romansu, konkubinatu,
ale upierałaś się przy urzędowych dowodach miłości. Naciągnęłaś mnie na ten
ślub, a teraz jeszcze robisz trudności z rozwodem. Nie masz za grosz klasy w
przeciwieństwie do Uli. Ona potrafiła się ze mną rozstać w pokojowej
atmosferze, mimo że ją skrzywdziłem dużo bardziej. Ją i dzieci. Ty z tego
związku wychodzisz tylko z urażoną dumą, a nie złamanym sercem. Chciałem ci
zostawić mieszkanie i połowę oszczędności, ale jeśli chcesz, proszę bardzo,
możemy się handryczyć w sądzie. Możemy wyciągać wszystkie brudy. Mogę opowiadać
o tych wybuchach zazdrości, awanturach o kontakty z dziećmi. Żaden normalny
facet by tego nie zniósł. Nie omieszkam wspomnieć o powodach dla których za
mnie wyszłaś i jak sprytnie rozwaliłaś moje wcześniejsze małżeństwo. Ja też nie
jestem bez winy, ale to ty najpierw dążyłaś do seksu, a później do
zaobrączkowania mnie. Dzięki bogu, że nie dałem się wmanipulować w dzieci – nie
czekając na jej reakcję wstał od stolika i wyszedł z lokalu.
Podjechała pod blok z numerem
osiemnaście na warszawskiej Ochocie. Nie znała numeru mieszkania, więc musiała
czekać aż Dobrzańska pojawi się w jej polu widzenia. Całe szczęście, że wzięła
tydzień urlopu. Była tak wściekła i rozczarowana, że i tak nie potrafiłaby się
skupić na pracy. Po trzech kwadransach wreszcie zobaczyła wychodzącą z klatki Ulę
w towarzystwie Kuby. Wsiedli do auta i ruszyli w stronę Centrum. Pojechała ich
śladem. Dobrzańska odwiozła syna do klubu sportowego, a sama udała się do
centrum handlowego.
- Zadowolona z siebie jesteś? –
zapytała idąc za Ulą w stronę wejścia. Dobrzańska wydawała się szczerze
zaskoczona widokiem żony swojego byłego – Odbiłam ci męża, więc postanowiłaś
się odegrać?
- Masz nauczkę, że nie buduje się
szczęścia na cudzym nieszczęściu – uśmiechnęła się bezczelnie i ruszyła dalej
- Za parę miesięcy znowu wymieni
cię na nowszy model – zawołała za nią. Ula zatrzymała się w pół kroku i zaśmiała
się kpiąco.
- Póki co to ciebie wymienia na
starszy model, bo najwidoczniej jest lepszy. Miłego dnia ci życzę – pomachała jej
wciąż się śmiejąc z satysfakcją i zniknęła za rozsuwanymi, szklanymi drzwiami.
Tylko Ula wiedziała ile ją ten spokój kosztował. Postanowiła, że nie da się sprowokować
do ostrej wymiany zdań i udało jej się kilkoma trafnymi ripostami zamknąć usta
Sandrze. Z satysfakcją pomyślała, że punkt dla niej.
- Cześć stary, co tam słychać? –
Sebastian rozsiadł się na eleganckiej sofie w gabinecie prezesa
- Za nieco ponad tydzień
przylatuje Zosia. Organizujemy małe przyjęcie z okazji rozpoczęcia wakacji, ale
przede wszystkim dlatego, że mamy tak ambitną córkę, która będzie studiować na prestiżowej
uczelni. Oczywiście jesteście z Violką i chłopakami zaproszeni
- Dzięki, chętnie wpadniemy. U
was na Ochocie?
- Nie. Ula znalazła fajną knajpkę
z ogrodem nad Wisłą. Przy Wale koło Mostu Łazienkowskiego. Niezbyt duża
impreza. Tylko dla rodziny i najbliższych przyjaciół – wyjaśniał
- I zamierzasz przyjść z Sandrą? –
zaciekawił się Olszański
- Nie – odparł szybko –
rozwodzimy się
- Czas najwyższy. Już myślałem,
że nie doczekam tego momentu – przyjaciel Dobrzańskiego był wyraźnie
usatysfakcjonowany słysząc te rewelacje.
- No wiem, że nigdy za nią nie
przepadałeś – zaśmiał się pod nosem – I żałuję, że cię kilka lat temu nie
posłuchałem, gdy mówiłeś, że to nie jest kobieta dla mnie, że powinienem
próbować ratować związek z Ulką
- A co się stało, że doszedłeś
nagle do takich wniosków? – Sebastian był szczerze zainteresowany
- Zrozumiałem, że tak naprawdę
kochałem i kocham tylko Ulkę. Chcę ją odzyskać – rzekł zdeterminowany
- I myślisz, że masz jeszcze u
niej jakieś szanse? – Dobrzański obrzucił go smutnym spojrzeniem – Oczywiście mocno
wam kibicuje, ale przyznasz, że bardzo ją wtedy zraniłeś
- Wiem – westchnął wstając z prezesowskiego
fotela – Ale ten rok jej nieobecności z dzieciakami uświadomił mi, ile dla mnie
znaczy. I że Sandra nigdy mi jej nie zastąpi. I wiem, że wciąż coś do mnie
czuje, ale boi się zaufać. W sumie jej się nie dziwię – wzruszył ramionami – ale
będę próbował do skutku
- W takim razie trzymam kciuki –
poklepał przyjaciela po plecach – Byłoby fajnie, gdybyście się zeszli
Od dobrych dwóch minut
natarczywie pukał do drzwi, które wreszcie ustąpiły. Bez chwili zawahania
wparował do środka i krótko musnął usta żony, by po chwili zamknąć ją w swoich
ramionach
- Już się bałem, że cię nie ma w
domu – szepnął napawając się zapachem jej włosów. Delikatnie wyswobodziła się z
tego uścisku i odsunęła dwa kroki
- Wybacz, nie mam ochoty – rzekła
wprost. Zaśmiał się pod nosem, obrzucając ją lekko rozbawionym spojrzeniem
- Spokojnie, nie przyszedłem
tutaj, by zaciągnąć cię do łóżka – wyjaśnił ściągając marynarkę – Od rana
próbuję się do ciebie dodzwonić. Martwiłem się – z troską pogładził kciukiem
jej policzek – Poza tym nie wiedzieliśmy się trzy dni. Pomyślałem, że fajnie
byłoby wypić razem kawę. A może masz ochotę na lunch? Pójdziemy do tej
gruzińskiej knajpki po drugiej stronie ulicy?
- Nie. Nie mam ochoty wychodzić z
domu. Kawy zaraz ci zrobię – mruknęła smętnie i ruszyła w kierunku kuchni
- Ej, ej – zatrzymał ją splatając
palce ich dłoni – Co się dzieje? Jesteś jakaś niewyraźna – czule pogładził jej
policzek
- Nie wiem. Może coś mnie
rozbiera. Zanim przyszedłeś ucięłam sobie małą drzemkę
- Poczekaj na mnie w salonie.
Zrobię nam kawy – zaczął podwijać rękawy koszuli – Jeszcze pamiętam gdzie, co
jest, a później pójdę do tej restauracji i wezmę coś na wynos. Zjemy w domu
- A ty nie powinieneś wracać do
firmy?
- Chcę trochę czasu spędzić z
tobą. Tęskniłem – szybko musnął jej usta i udał się w kierunku ekspresu
Siedzieli na sofie przytuleni,
sącząc kofeinowy napój zabielony odrobiną mleka
- Wczoraj pod Klifem spotkałam
twoją żonę. Chyba mnie śledziła – mruknęła
- Co? – bąknął zaskoczony.
Wszystkiego się po Sandrze spodziewał, ale nie zabawy w detektywa Rutkowskiego –
Czego chciała?
- Miała pretensję, że jej ciebie
zabrałam
- Przepraszam cię za nią – musnął
ustami jej skroń i mocniej przytuli do siebie – Nie może się pogodzić z naszym
rozstaniem. W sumie tu nawet nie chodzi o nią. Bardziej o wstyd, co powie
rodzicom, przyjaciółkom. W niedzielę wyprowadziłem się z domu. To przez nią
masz taki podły humor, prawda?
- Nie – skłamała, a on doskonale o tym wiedział – Od rana boli
mnie głowa
- To może prześpij się jeszcze
chwilę, a ja skoczę po obiad – szczelnie otulił ją kocem i zabierając z półki
jej klucze wyszedł z mieszkania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz