Wreszcie możesz odetchnąć z ulgą. Wsiadasz w samochód i pędzisz w stronę
Warszawy. Gdy byłeś młodszy nienawidziłeś świąt. Nie lubiłeś tych sztucznych
uśmiechów, nieszczerych życzeń i wymuszonej uprzejmości. I tak co roku, odkąd
związałeś się z Pauliną Febo, a z jej bratem Aleksem miałeś na pieńku. Paula
również uwielbiała pozory, uwielbiała grać i udawać, że razem tworzycie jedną,
wielką rodzinę idealną. I teraz też tak było. Coraz częściej zaczynasz
dostrzegać wspólne cechy między Paulą a Sandrą. Teraz wreszcie na kilka godzin
odciąłeś się od swojej żony i teściów, których nie znosiłeś od samego początku.
Teściowa była przesadnie przesłodka, a jej męża nie interesowało nic innego
oprócz wielkości twojego konta, powodzenia w interesach i koneksji, jakie miałeś.
Ale w twoim życiu był pewien etap, kiedy lubiłeś święta, kiedy nie mogłeś się
ich doczekać. Był to okres związku z Ulą. Wreszcie przestaliście spędzać ten
magiczny czas z Febo. Spędzaliście go wyłącznie z Dobrzańskimi lub Cieplakami i
było tak, jak być powinno, jak przedstawiają wyidealizowane filmy w tv. Zawsze
od początku listopada zaczynałeś rozglądać się za prezentami dla najbliższych.
To nie było byleco, kupione na szybko w jednym markecie. Zawsze dużą wagę
przykładałeś do tego, by każdy obdarowany czuł się wyjątkowo, by wiedział, że
zastanowiłeś się, co kupić, że chciałeś mu zrobić przyjemność. Gdy na świecie
pojawiła się Zosia, zawsze dzień przed Wigilią zabierałeś ją do pobliskiego
sklepu ogrodniczego po jodłę. W Wigilię obsadzałeś drzewko, zakładałeś lampki,
a zadaniem twoich dziewczyn było przystrojenie go w bombki. Lubiliście ten czas
spędzany razem. Lubiłeś też pomagać Uli w przygotowywaniu potraw. Lepiłeś
pierogi, marynowałeś mięso do pieczenia, kupowałeś ciasto w najlepszej cukierni
w mieście, żeby chociaż słodkie wypieki nie były na głowie twojej żony. A
później ucztowaliście, cieszyliście się świętami i czasem spędzonym razem. Nie
było nic piękniejszego, niż zachwyt w oczach twoich dzieci, gdy odpakowywały
kolejne prezenty.
- O Marek – Ula lekko zaskoczona
otworzyła drzwi – Jednak jesteś – rzuciła, gdy wchodził do środka
- Przecież byliśmy umówieni –
wydawał się lekko zbity z tropu. Przecież sama go zaprosiła kilka dni temu.
- No tak, ale twoi rodzice
wspominali, że święta spędzasz w Toruniu – wzruszyła ramionami
- Tylko Wigilię. Nie mogłem sobie
odmówić spotkania z dziećmi, zwłaszcza, że byłaś tak miła i mnie zaprosiłaś.
Proszę to dla ciebie – podał jej niewielką torebeczkę w świąteczne wzory
- Dziękuję, ale to nie było
konieczne. Zresztą ja nie mam nic dla ciebie. Prezenty się daje w Wigilię –
zauważyła wyciągające ze środka flakonik swoich ulubionych perfum
- Tak, wiem, ale chciałem wam
sprawić przyjemność. Poza tym w Wigilię nie mieliśmy okazji się widzieć. A co
do prezentu dla mnie, to uwierz mi, nie spodziewałem się go. Nie zasłużyłem –
posłał jej niewyraźny uśmiech – Gdzie wszyscy?
- U Zośki w pokoju. Pokazuje twoim rodzicom
zdjęcia z wycieczki na południe kraju. Zapraszam – wskazała na salon –
Dzieciaki, tata przyjechał – zawołała. Po chwili po schodach zbiegła roześmiana
Zosia i wpadła w ramiona ojca
- Cześć córeczko. Dobrze cię
widzieć – musnął ustami jej czoło – Bardzo za tobą tęskniłem.
- Ja za tobą też – odparła
zgodnie z prawdą
- Jak tam sobie radzisz? –
zapytał z autentyczną troską
- Oprócz tego, że za wami
tęsknię, to dobrze – przytuliła się do jego boku.
- Cześć tato – w towarzystwie
jego rodziców z góry zszedł Kuba i przybił z nim piątkę
- Małe drobiazgi dla was – podał
im prezenty
- Ja też mam coś dla ciebie. Prosto
z Londynu – uśmiechnęła się szczupła szatynka i ruszyła na górę
- Cieszę się, że przyjechałeś –
rzekła Helena całując syna w policzek. Rozsiedli się w salonie w oczekiwaniu na
obiad, który właśnie dochodził. Kuba z zapałem asystował matce w kuchni.
- To opowiadaj – Marek wlepił
wyczekujące spojrzenie w córkę, gdy wróciła już z kolorowym pakunkiem. Obiad
przebiegł w bardzo miłej atmosferze. Pierwsze skrzypce zdecydowanie grała
Zośka, ale nikt nie miał o to do niej pretensji. Wszyscy z wielką uwagą słuchali
jej opowieści z Londynu. Dziadkowie Dobrzańscy byli bardzo dumni z wnuczki,
podobnie jak rodzice.
- To kto ma ochotę na sernik? –
Ula wniosła paterę z apetycznie wyglądającym ciastem
- Upiekłaś swój popisowy sernik z
białą czekoladą? – jej były mąż uniósł brwi z charakterystycznym geście
- Ala mnie odciążyła w wielu
rzeczach w kwestii Wigilii, więc mogłam sobie pozwolić na zajęcie się wypiekami
– uśmiechnęła się w duchu. Dopiero teraz przypomniała sobie, jak wielkim fanem
tego sernika był Marek
- To ja zamawiam od razu dwa
kawałki – posłał jej szeroki uśmiech
- Jeśli dasz radę, to dostaniesz
nawet trzy. Mam w kuchni jeszcze pół blachy – również odpowiedziała uśmiechem
Dobrzańscy po deserze pożegnali
się tłumacząc się zmęczeniem Krzysztofa. Zaprosili również Ulę z dzieciakami na
obiad noworoczny. Chcieli się jeszcze zobaczyć z wnuczką tuż przed jej odlotem.
Marek zrelaksowany siedział na kanapie i nie wyglądało na to, że zbiera się do
wyjścia.
Znów było tak, jak dawniej. Znów było dobrze. Ty, Ula, dzieci i twoi
rodzice. Całe szczęście, że nie było Cieplaków. Nie to, że byś za nimi nie
przepadał. Lubiłeś swojego byłego teścia zdecydowanie bardziej niż obecnego. Z
Jaśkiem zawsze potrafiliście znaleźć wspólny język, a mała Beti od samego
początku cię ubóstwiała. To raczej oni od pewnego czasu nie przepadali za tobą.
Wiele się zmieniło. Zasłużyłeś sobie na ten chłód i dystans. Nie miałeś żalu.
To była twoja decyzja. Siedząc teraz w mieszkaniu, które kilkanaście lat temu
wspólnie wybraliście rozkoszowałeś się tą rodzinną atmosferą. Atmosferą, za
którą tęskniłeś od miesięcy. Która w pewnym momencie zaczęła cię nudzić, a
jednak teraz ci jej brakuje.
- Marek – z zamyślenia wyrwał go głos
żony
- Tak? – potrząsnął głową
wracając do realu – Przepraszam, zamyśliłem się – posłałał jej przepraszające
spojrzenie
- Pytałam czy chcesz jeszcze kawy
- Chętnie – odparł, chociaż czuł
się pełny. Próbował jednak znaleźć wymówkę, by zostać choć pół godziny dłużej –
I za chwile zjem jeszcze jeden kawałek mojego ulubionego sernika. Od lat mi go
brakowało – przyznał szczerze
- Mam tylko nadzieję, że Sandra
nie będzie miała do mnie pretensji, że cię przetrzymuję w święta – mruknęła pod
nosem
- Nie. Sandra została w Toruniu.
Zresztą, czy możemy o niej nie mówić? – Ula spojrzała na niego zaskoczona, ale
nie skomentowała tego – Nie spieszę się do domu. Chętnie spędzę z wami jeszcze
trochę czasu. Stęskniłem się za dziećmi i za rodzinną atmosferą również – rzekł
cicho, jakby wstydząc się swoich uczuć – Nigdy nie sądziłem, że będę tęsknił za
ciepłym domem, rodzinnymi obiadami i gwarem rozmów, przekomarzaniem się
dzieciaków – westchnął – Na własne życzenia zafundowałem sobie znów to, od
czego kiedyś uciekłem. Uciekłem do ciebie- spojrzał jej głęboko w oczy. Spuściła
wzrok. Zaczynał wracać do bolesnego etapu jej życia. Nie wiedziała, czy jest na
to gotowa. Chyba nie była. Dlatego najlepszym rozwiązaniem była zmiana tematu
- Napijesz się wina? – ruszyła w
kierunku barku
- Przyjechałem samochodem –
odparł szybko, ale po chwili zastanowienia oddał – Chętnie. Pojadę taksówką, a
jutro wrócę po auto. Daj – zabrał jej z ręki butelkę – Otworzę. Korkociąg jest…
- Tam gdzie zwykle – szepnęła i
szybko wyszła z jadalni – Kuba, Zośka, obejrzymy jakiś film? – zawołała idąc na
górę, w kierunku pokojów dzieci
- To ja wybiorę! – zadeklarował
chłopak – Tato, zostaniesz na kolacji? – spojrzał na ojca który wygodnie
rozsiadł się na kanapie z kieliszkiem czerwonego wina
- Tego jeszcze z mamą nie
ustaliłem. Póki co, zostaję na film i wino.
- A po filmie zagramy w pokera? –
zapytał przeglądając kolejne propozycje na ekranie telewizora
- A ty nie jesteś za młody na
hazard? – zapytał ze śmiechem – Jeszcze z rok i zamiast na pizze zaproponujesz
mi wypad do kasyna – pokręcił głową
- Ale ja ci nie proponuję pokera
na pieniądze – wyszczerzył się
- No jeszcze by tego brakowało –
udał oburzenie - Możemy zagrać w scrabble, jak się dołączy mama z twoją siostrą
– i po amerykańskiej komedii przyszedł czas na druga butelkę wina i grę słowną.
Ich nastoletnie dzieci były wyraźnie zadowolone z tego dnia spędzonego z
obojgiem rodziców. Wizyta Marka przeciągnęła się aż do kolacji, a w zasadzie
jeszcze trochę dłużej. Po wspólnym posiłku jeszcze długo siedzieli we dwójkę w
jadalni nad filiżankami herbaty i dyskutowali o obecnej sytuacji na giełdzie.
Marek radził się jej w kwestiach firmy. Ku jego wielkiemu rozczarowaniu odeszła
z firmy po ich rozstaniu. Stwierdziła, że po pierwsze nie będzie w stanie z nim
współpracować, a poza tym nie zniesie tych pytających spojrzeń pracowników,
plotek i domysłów. Usunęła się w cień i choć Marek nie był z tego zadowolony,
to rozumiał i nie protestował.
- Późno się zrobiło – westchnął
spoglądając na zegarek, który wskazywał kwadrans przed dwudziestą trzecią –
Będę się zbierał – zaczął oklepywać się po kieszeniach w poszukiwaniu telefonu,
za pośrednictwem którego chciał zamówić taksówkę – Chyba zostawiłem telefon w
aucie – skrzywił się – Pożyczysz mi swój. Zamówię taksówkę. Nie chce mi się
teraz schodzić na dół. Zabiorę go czekając kierowcę
- Możesz przespać się na kanapie,
jeśli chcesz – spojrzała na niego obojętnym wzorkiem. Pierwsza złość i żal już
dawno minęły, a wiedziała, że dzieciaki ucieszą się z dodatkowe dnia spędzonego
z ojcem. W końcu były święta.
- Chętnie – był wyraźnie
zadowolony z tej propozycji – Ale pod jednym warunkiem – posłał jej tajemniczy
uśmiech – Będę mógł rano przygotować dla was śniadanie
- Nie mam nic przeciwko. Z wielką
ochotą pośpię dłużej. Przyniosę ci zaraz pościel i ręcznik. Nowe szczoteczki są
w szufladzie pod umywalką
- Posprzątam ze stołu – wstał z
miejsca, gdy Ula kierowała się już w stronę swojej sypialni, bo kołdrę i
poduszkę odezwał się – Ula, dziękuję – posłała mu blady uśmiech
Sandra przywitała się z nim
wylewnie, choć widział w jej oczach furię. Westchnął uświadamiając sobie, że po
raz kolejny gra przed swoimi rodzicami. Gdy tylko ruszyli w kierunku domu
odezwała się pretensjonalnym tonem
- Czy ja mogę wiedzieć, gdzie
byłeś? – nabrał w płuca powietrza psychicznie nastawiając się na awanturę
- Doskonale wiesz, że spędziłem
cały dzień z dziećmi
- Aha i dlatego nie odebrałeś ani
jednego z moich dwunastu telefonów! – syknęła
- Jadąc do Uli wyciszyłem
smartfona. Później zapomniałem włączyć dzwonki. Zresztą telefon jest chyba cały
czas w schowku - wyciągnął urządzenie obrzucając je przelotnym spojrzeniem.
Rzeczywiście miał kilkanaście nieodebranych połączeń
- A gdzie spałeś? I nie kłam, że
w domu! Dzwoniłam na domowy kilka razy między dwudziestą a pierwszą w nocy. Nie
było cię tam.
- Zostałem u Uli – wzruszył
ramionami
- No co ty nie powiesz!
- Na kanapie, w salonie – dodał,
ale nic to nie dało. Przez kolejne pięćdziesiąt kilometrów wysłuchiwał jaki to
jest nielojalny, jak to Ula próbuje go podstępem odzyskać manipulując dziećmi.
Do Włocławka awantura trwała w najlepsze. Przed Płockiem obraziła się i
ostentacyjnie milczała. Do samego domu miał już spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz