Znów siedzisz na parapecie i wpatrujesz się w noc. O czym marzysz? O
przeszłości. A w zasadzie o przyszłości, która powinna wyglądać jak przeszłość.
Skomplikowane? Jak całe twoje życie, które na dodatek uwielbiasz sobie gmatwać.
Na co ci było to wszystko? Coraz mocniej sobie uświadamiasz, że związek z
Sandrą był błędem. Coraz częściej żałujesz. Oprócz łóżka nie łączy was już nic.
Coraz bardziej utwierdzasz się w przekonaniu, że jeśli czegoś nie zrobicie, nie
zaczniecie tego naprawiać, to jeszcze miesiąc, dwa, pół roku i nastąpi kolejny
rozwód. Czy tego chcesz? Czy jesteś gotowy rozwalić swój trzeci związek. Jesteś
mistrzem burzenia tego, co kiedyś udało ci się zbudować. Zastanawiasz się, co na
to wszystko Sandra. Ostatnio nie potraficie ze sobą rozmawiać. A przecież
powinniście. O waszym związku, przyszłości. Czy aby na pewno chcesz tę przyszłość
budować z nią u boku? Coraz częściej tęsknisz do Uli. Dzięki ich powrotowi,
dzięki Kubie spotykacie się od czasu do czasu. I cieszysz się na każde
spotkanie, nie możesz się doczekać kolejnego. Co jakiś czas wracasz pamięcią do
waszych wspólnych, szczęśliwych lat. Nie tak dawno przypominałeś sobie moment
narodzin Kuby. Byłeś przy porodzie, przecinałeś pępowinę. Nie chcieliście znać
płci, chcieliście mieć niespodziankę. Po cichu jednak marzyłeś o synu, o małym
Dobrzańskim, dzięki któremu twoje nazwisko przetrwa. I przyszedł na świat
wyczekany syn, chociaż gdyby to była córka kochałbyś ją tak samo. Przecież na
punkcie Zośki też oszalałeś. Ula bała się, że za bardzo ją rozpuścisz,
spełniając każdą jej zachciankę.
- Marek? – usłyszał za sobą głos
żony – Znowu siedzisz po nocy? Co to za głupi zwyczaj – prychnęła – siedzenie
na parapecie i wpatrywanie się w puste ulice
- Lubię to – odparł nawet na nią
nie spoglądając. Ula mnie rozumiała. Też
to lubiła. Setki razy siedzieliśmy razem
- Książkę byś poczytał, albo kup
sobie po prostu jakieś ziołowe tabletki nasenne – nalała sobie szklankę wody -
Spać się nie da, jak nocą kręcisz się po mieszkaniu
- Nie kręcę, tylko siedzę na
parapecie - mruknął
- No właśnie. Jeszcze się
przeziębisz. Trzeba było chociaż założyć skarpetki. Jest marzec, a nie środek
lata – rzuciła na odchodne
- Będę dziś w okolicy firmy koło
południa. Pójdziemy razem na lunch – zadecydowała
- Przykro mi, jestem już umówiony
– wytarł usta serwetką i wstał od stołu
- Sebastian zrozumie. Prawie
każdego dnia chodzicie jeść razem, nic się nie stanie, jak raz zamienisz
przyjaciela na żonę
- Ale ja nie jestem umówiony z
Sebastianem, tylko z Ulą – widział, że się w niej zagotowało. Nie miał zamiaru
jednak niczego ukrywać. Nie robił nic złego
- Coraz lepiej – warknęła – Nie
wiedziałam, że chodzicie sobie razem na obiadki. Ona nie ma innego zajęcia?
- Nie chodzimy – odparł znudzonym
tonem – Idziemy dzisiaj
- Świetnie! Czy ona nie może
sobie poszukać innego faceta? Kiedy w końcu do niej dotrze, że wybrałeś mnie?
Jej zachowanie jest żałosne!
- Dotarło do niej już dawno. To
tylko twoje chore urojenia – wzruszył ramionami
- Chyba się zapominasz!
- Przestań upatrywać w niej
przyczynę naszych problemów – nerwowymi ruchami zaczął wiązać krawat
- Kochanie nie ma się co
oszukiwać, nie mieliśmy problemów, dopóki była w Anglii. Kłócimy się o
głupoty odkąd wróciła – starała się by jej głos brzmiał nieco lagodniej
- Kłócimy się, bo wymyślasz
jakieś brednie. Co nie zmienia faktu, że nie przestanę się z nią kontaktować bo
masz taki kaprys. Doskonale wiedziałaś, że zawsze będzie obecna w moim życiu,
bo mamy dwójkę dzieci i jakoś ci to nie przeszkadzało.
- No oczywiście – prychnęła – Ze
mną nie chciałeś mieć dzieci
- Nie zamierzam po raz setny
wracać do tego tematu – uciął - A spotykam się dzisiaj z Ulą, bo za dziesięć
dni Kuba ma urodziny i wspólnie chcemy się zastanowić nad prezentem.
- Zdaje się, że ze mną powinieneś
ustalać takie rzeczy.
- A ty jesteś jego matką? –
zakpił – Będę koło szóstej – chwycił teczkę i nie całując jej na dowidzenia
wyszedł z mieszkania.
- Co myślisz o tych? – podsunął jej
pod nos katalog ze sprzętem narciarskim, gdy skończyli jeść. Cały lunch
przebiegł w miłej atmosferze. Trzeba przyznać, że w ostatnich miesiącach
dogadywali się dość dobrze i w kwestiach dotyczących dzieci byli zgodni.
- Wiesz, że się na tym kompletnie
nie znam. Mogę ocenić walory estetyczne – wzruszyła ramionami – Ciekawy wzór,
sądzę, że będą mu się podobać. I nie zapomnij o kasku
- Trochę żałuję, że nie pomyślałem
o nartach na Gwiazdkę. Mogliśmy wyskoczyć we dwóch na kilka dni w Tatry, a tak
teraz trzeba będzie czekać do następnej zimy – mruknął skrzywiony - A może
jednak ten nowy strój piłkarski?
- Piłkę ma na co dzień. Zresztą,
gdy byliśmy wtedy w górach podobało mu się – rzekła z nutą goryczy. To nie był
najszczęśliwszy rok jej życia - Później nie miał okazji jeździć, bo ja wciąż
nie jestem przekonana do tego rodzaju aktywności, ale kilka lekcji dla przypomnienia
z tobą i będzie śmigał po stoku. Poza tym dorasta, sądzę, że takie męskie
wypady dobrze na niego wpłynął. Brakuje mu ojca – rzuciła. Spuścił głowę.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, jak to zabrzmiało – Przepraszam.
- Nie – chrząknął – Masz rację. Pewnie
mi nie uwierzysz, ale żałuję tego, co się stało i…. – chciał kontynuować, ale
ostro weszła mu w słowo
- Proszę cię, nie wracajmy do
tego – nerwowo splotła dłonie – To kwestię prezentów mamy ustaloną – zaczęła
obrać pusty kieliszek po winie, by zająć czymś ręce - Zamówię tort w Słodkim
Zakątku. Moja rodzina zapowiedziała się już na sobotę, twoi rodzice na
niedzielę.
- To ja bym wpadł w piątek po
pracy, jeśli nie masz innych planów.
- W piątek Kuby nie będzie.
Przyjeżdża dopiero w sobotę rano z tego turnieju w Białymstoku
- No tak. Całkiem mi to wyleciało z głowy. Zosia w
końcu nie przyleci? – zaciekawił się – Gdy rozmawiałem z nią w ubiegłym
tygodniu mówiła, że może uda jej się urwać w piątek wcześniej i przyleci na
weekend
- Nie. Ma jakiś ważny egzamin w
środę i musi powtarzać materiał. Ma przylecieć na naszą majówkę. Będzie już
wtedy po części egzaminów i jak opuści kilka dni nic się nie stanie. Chcę ją
zabrać nad Zalew Zegrzyński.
- Fajnie – mruknął – to pewnie
się z nią nie zobaczę, jak wyjedziecie
- Ma być w Polsce pięć lub sześć
dni. My zapewne pojedziemy na trzy. W pozostałe pewnie chętnie zobaczy się z
tobą
- Super! – nie krył entuzjazmu –
Bardzo tęsknię za dzieciakami – przyznał szczerze – I za tobą też – przykrył jej
dłoń swoją. Zaskoczył ją tym gestem. Gwałtownie zabrała dłoń
- Przepraszam cię, ale muszę już jechać do domu. Niedługo przyjdzie laweta i nie
mogę się spóźnić.
- Zepsuł ci się samochód?
- Wczoraj nie mogłam go
uruchomić. Albo akumulator, albo coś się zepsuło. Był zatankowany – unikała
jego wzroku
- Dlaczego do mnie nie
zadzwoniłaś? – zapytał z nutą pretensji w głosie
- Bo nie chciałam ci zawracać
głowy. Masz swoje życie
- Zawsze możesz na mnie liczyć –
powiedział zdecydowanie – Podwiozę cię.
- Powinieneś wracać do firmy
- Firma nie zając. O której mają
przyjechać po ten samochód?
- Powinni być za czterdzieści
minut – spojrzała na zegarek
- To chodź, pojedziemy razem. Poczekam
na nich – rzucił na stół dwa banknoty i wyszli z lokalu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz