Siedział w swoim gabinecie,
wpatrzony w szybę wychodzącą na ciemną o tej porze ulicę Lwowską.
Coraz częściej wracasz do przeszłości, do tego co było. Starzejesz się
Dobrzański. Dobijasz pięćdziesiątki i zebrało ci się na rachunki, podsumowania.
Zaczynasz się zachowywać jak staruszek na łożu śmierci, który robi rachunek
sumienia. Ale czy nie powinieneś tego rachunku zrobić już dawno. Zacznijmy od
tego, czy jesteś szczęśliwy… Czy jesteś naprawdę szczęśliwy? Kiedyś odpowiedź
na to pytanie była łatwa. W młodości wszystko wydawało się jasne i proste.
Białe to białe, czarne to czarne. Później poznałeś odcienie szarości. Bo
przecież doskonale wiesz, że nie o takie szczęści ci chodziło. Znów się
oszukałeś, znów liczyłeś na coś innego. Ale w życiu nie zawsze dostajemy to, co
chcemy. Teraz możesz się zacząć zastanawiać nad ludźmi, których skrzywdziłeś.
Oooo, tych jest zdecydowanie wiele. Raniłeś od lat młodzieńczych.
Skrzywdziłeś swojego przyjaciela, który nakrył cię w łóżku ze swoją dziewczyną,
krzywdziłeś później te wszystkie zapatrzone w ciebie kobiety. Brałeś, ale nie
potrafiłeś dawać. Bo doskonale wiesz, że nie chodziło w tym wszystkim o
zasypywanie tych panienek drogimi prezentami, ale o uczucia. One wszystkie
pragnęły tylko jednego, żebyś je kochał. Ale ty nie potrafiłeś kochać. Nigdy
nie poznałeś smaku miłości. Nawet twoja narzeczona nie potrafiła w tobie
wzbudzić cieplejszych uczuć. Ją też krzywdziłeś przez lata, zdradzając ją
dziesiątki razy. Ona też nie była idealna. Ale może wszystko potoczyłoby się
inaczej, gdybyś ty był inny. Może i ona byłaby łagodniejsza. Nie pragnęła
wiele. Chciała tylko, żebyś ją kochał i był jej wierny. Nie potrafiłeś. Aż
wreszcie stanęła na twojej drodze ta, która potrafiła poruszyć struny twojego
serca, która zaczęła na nich grać jak najlepszy wirtuoz świata. Nie była
piękna, zjawiskowa. Nawet nie była ładna. A jednak zwróciłeś na nią uwagę
dzięki jej charakterowi. Rozkochała cię swoją dobrocią, łagodnością, oddaniem.
A później z brzydkiego kaczątka zrobił się łabędź. Rozkwitła, wypiękniała. Ją
też skrzywdziłeś. Przez długie miesiące ją oszukiwałeś, mamiłeś, składałeś
obietnice bez pokrycia. I mimo tego, że kochałeś, że chciałeś dać jej to
wszystko, co jej obiecywałeś, to wiedziałeś, że nigdy nie dasz jej siebie. Ty
od dawna byłeś przyrzeczony innej. I choć chciałeś, nie potrafiłeś się z tego
wyplątać. Byłeś tchórzem. Bałeś się reakcji narzeczonej, otoczenia, rodziców. Bałeś
się, że przyjaciel cię wyśmieje. I w jednej chwili wszystko się wydało. W
niefortunnych okolicznościach dowiedziała się o intrydze. I gdy zrozumiałeś, że
właśnie ją tracisz, przestałeś się bać. Nic się nie liczyło, oprócz niej.
Bardzo długo starałeś się odzyskać jej zaufanie. Bardzo długo starałeś się jej
uświadomić, że to już nie jest gra, że ty ją naprawdę kochasz. Musiałeś pokonać
wiele przeciwności. Otoczenie wam nie sprzyjało. Była twoja była, która wciąż
liczyła na twój powrót i był Piotr. Ale wreszcie się udało. Odzyskałeś swoją
miłość. Miałeś wrażenie, że unosisz się kilka centymetrów nad ziemią, a ptaki
śpiewają tylko dla was. Nie chciałeś tracić już ani chwili. Chciałeś z nią
mieszkać, ożenić się, stworzyć rodzinę. Miałeś prawie trzydzieści lat i byłeś
gotowy stać cię odpowiedzialnym mężem i ojcem. Miałeś dość zabaw i hulanek.
Chciałeś stabilizacji i ciepłego domu. Razem z Ulą taki stworzyliście. A gdy
dowiedziałeś się, że jest w ciąży oszalałeś ze szczęścia. Marzyłeś o małej
księżniczce, którą będziesz mógł rozpieszczać. I po dziewięciu miesiącach
przyszła na świat Zosia.
Jego rozmyślania przerwała
dzwoniąca komórka.
- Tak kochanie?..... Tak, tak już
skończyłem. Właśnie wychodzę. Będę za pół godziny – westchnął i się rozłączył. Rzeczywistość wzywa!
Gdy wszedł do salonu zobaczył elegancko
nakryty stół. Po chwili pojawiła się jego żona, niosąc półmisek z pieczoną
kaczką
- Przygotowałam kolację – posłała
mu uśmiech – Ostatnio tak rzadko bywasz w domu, dlatego pomyślałam, że ta
kolacja będzie dobrą okazją, żebyśmy spędzili razem trochę czasu. Zdecydowanie
się ostatnio przepracowujesz – zaplotła dłonie na jego karku i krótko musnęła
jego usta.
- Tak, masz rację – mruknął - Ale
z drugiej strony doskonale wiesz, że zbliża się jesienny pokaz i nie mam
wyjścia. Muszę wszystkiego dopilnować
Tego wieczora znów siedział na
parapecie.
Od Świąt Bożego Narodzenia
zostały cztery dni. Lubił ten czas. Wszyscy ludzie byli wobec siebie bardziej
uprzejmi, kolorowe dekoracje przypominały o nadchodzących świętach, a uroku
dodawał śnieg, który spadł kilka dni temu.
- Kochanie, moja mama już się nie
może doczekać, aż przyjedziemy na Wigilię. Zaproponowała, że możemy zostać na całe
dwa dni. Wspaniale prawda? – Sandra była wyraźnie podekscytowana wizją
spędzenia świąt u swojej rodziny w Toruniu
- Ja pierwszego dnia muszę wrócić
do Warszawy. Po południu jestem umówiony z dziećmi
- No chyba sobie żartujesz? –
oburzyła się. Zirytowała go
- Nie wiem, o co ci chodzi. Co
roku jest ten sam problem. Wiążąc się ze mną wiedziałaś, że mam dwójkę dzieci.
To naturalne, że chcę się z nimi spotkać w święta!
- To zaproś je do nas. Przygotuję
jakąś kolację, albo obiad.
- Jestem już umówiony z Ulą
- No oczywiście, że z Ulą –
prychnęła – Bo tutaj bardziej chodzi o spotkanie z nią! Dzieci są tylko
pretekstem!
- Czy ty siebie słyszysz? –
szyderczo zaśmiał się pod nosem – Zosia przyleciała tylko na tydzień. I nie
dziwię się, że chce ten czas spędzić z matką, za którą bardzo tęskniła. Poza
tym nie jadę tam tylko do niej i Ulki. Będą tam również moi rodzice
- Jak na kochającą się rodzinkę
przystało – syknęła – Z Ulą oczywiście chętnie się zobaczą w święta, bo o
zaproszeniu nas na Wigilię nawet nie pomyśleli. Ba, nie pomyśleli, żeby nas
zaprosić na kawę w drugi dzień świąt. Nie cierpią mnie
- Rozmawialiśmy o tym już setki
razy i nie zamierzam po raz kolejny do tego wracać. Pojadę z tobą do Torunia na
Wigilię, pierwszego dnia po śniadaniu wrócę do Warszawy. Jeśli chcesz możesz
wrócić ze mną
- I będę siedziała sama w domu? –
weszła mu w słowo
- Jeśli nie, zostaniesz u
rodziców. Ja przyjadę po ciebie drugiego dnia
- Jasne, co roku to samo
- Nie każ mi wybierać między tobą
a dziećmi – rzekł zdecydowanie i chwytając po drodze płaszcz wyszedł z
mieszkania
Pokonując kolejne metry parkowej
alejki rozmyślał. Ostatnio było to jego ulubione zajęcie.
Sam już nie wiesz, czy dokonałeś właściwego wyboru, prawda? Po co ci to
było? Chwilowy kaprys, który przekreślił wszystko. Masz wrażenie, że Sandra ma
wiele wspólnego z Pauliną? Obie nieustępliwe, skupiona na sobie i swoich
potrzebach. Obie lekko wyniosłe i nie akceptujące słowa ‘nie’. Masz już serdecznie
dość tych corocznych przepychanek o święta. Masz dość Wigilii u jej rodziny.
Znów teściowa będzie wygłaszać peany na twoją cześć, jak to dobrze, że jej
córka ułożyła sobie życie z kimś takim, jak ty. A ta wychuchana jedynaczka
będzie opowiadać, jakie to wasze małżeństwo jest idealne. Bzdura! Nie jest
idealne. Nie ma idealnych związków, bo nie ma idealnych ludzi. A w drodze
powrotnej znów będziesz musiał wysłuchiwać, jak to musiała kłamać, bo
oczywiście wasze problemy w związku są tylko i wyłącznie winą Uli. Mimo, że od
blisko trzech lat nie jesteście małżeństwem Sandra wciąż upatruje w niej
zagrożenie. Trudno, żebyś jednym zdecydowanym ruchem wykreślił Ulę ze swojego
życia. Przecież łączy was piętnaście lat małżeństwa, łączą was piękne
wspomnienia. A nade wszystko łączy was Kuba i Zosia, dwójka fajnych dzieciaków.
Teraz się cieszysz, że nie zostałeś ojcem po raz trzeci. Na samym początku
zapowiedziałeś Sandrze, że nie godzisz się na dziecko, że nie chcesz mieć ich
więcej. Przez długie miesiące próbowała cię przekonywać. Jest od ciebie o pięć
lat młodsza i marzyła by zostać jeszcze matką. Twierdziła, że czterdziestka, to
ostatni dzwonek. Byłeś nieustępliwy. Teraz wiesz, że dobrze zrobiłeś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz