B

sobota, 26 marca 2016

'Przeszłość' III

Siedział w swoim gabinecie, wpatrzony w szybę wychodzącą na ciemną o tej porze ulicę Lwowską.
Coraz częściej wracasz do przeszłości, do tego co było. Starzejesz się Dobrzański. Dobijasz pięćdziesiątki i zebrało ci się na rachunki, podsumowania. Zaczynasz się zachowywać jak staruszek na łożu śmierci, który robi rachunek sumienia. Ale czy nie powinieneś tego rachunku zrobić już dawno. Zacznijmy od tego, czy jesteś szczęśliwy… Czy jesteś naprawdę szczęśliwy? Kiedyś odpowiedź na to pytanie była łatwa. W młodości wszystko wydawało się jasne i proste. Białe to białe, czarne to czarne. Później poznałeś odcienie szarości. Bo przecież doskonale wiesz, że nie o takie szczęści ci chodziło. Znów się oszukałeś, znów liczyłeś na coś innego. Ale w życiu nie zawsze dostajemy to, co chcemy. Teraz możesz się zacząć zastanawiać nad ludźmi, których skrzywdziłeś. Oooo, tych jest zdecydowanie wiele. Raniłeś od lat młodzieńczych. Skrzywdziłeś swojego przyjaciela, który nakrył cię w łóżku ze swoją dziewczyną, krzywdziłeś później te wszystkie zapatrzone w ciebie kobiety. Brałeś, ale nie potrafiłeś dawać. Bo doskonale wiesz, że nie chodziło w tym wszystkim o zasypywanie tych panienek drogimi prezentami, ale o uczucia. One wszystkie pragnęły tylko jednego, żebyś je kochał. Ale ty nie potrafiłeś kochać. Nigdy nie poznałeś smaku miłości. Nawet twoja narzeczona nie potrafiła w tobie wzbudzić cieplejszych uczuć. Ją też krzywdziłeś przez lata, zdradzając ją dziesiątki razy. Ona też nie była idealna. Ale może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybyś ty był inny. Może i ona byłaby łagodniejsza. Nie pragnęła wiele. Chciała tylko, żebyś ją kochał i był jej wierny. Nie potrafiłeś. Aż wreszcie stanęła na twojej drodze ta, która potrafiła poruszyć struny twojego serca, która zaczęła na nich grać jak najlepszy wirtuoz świata. Nie była piękna, zjawiskowa. Nawet nie była ładna. A jednak zwróciłeś na nią uwagę dzięki jej charakterowi. Rozkochała cię swoją dobrocią, łagodnością, oddaniem. A później z brzydkiego kaczątka zrobił się łabędź. Rozkwitła, wypiękniała. Ją też skrzywdziłeś. Przez długie miesiące ją oszukiwałeś, mamiłeś, składałeś obietnice bez pokrycia. I mimo tego, że kochałeś, że chciałeś dać jej to wszystko, co jej obiecywałeś, to wiedziałeś, że nigdy nie dasz jej siebie. Ty od dawna byłeś przyrzeczony innej. I choć chciałeś, nie potrafiłeś się z tego wyplątać. Byłeś tchórzem. Bałeś się reakcji narzeczonej, otoczenia, rodziców. Bałeś się, że przyjaciel cię wyśmieje. I w jednej chwili wszystko się wydało. W niefortunnych okolicznościach dowiedziała się o intrydze. I gdy zrozumiałeś, że właśnie ją tracisz, przestałeś się bać. Nic się nie liczyło, oprócz niej. Bardzo długo starałeś się odzyskać jej zaufanie. Bardzo długo starałeś się jej uświadomić, że to już nie jest gra, że ty ją naprawdę kochasz. Musiałeś pokonać wiele przeciwności. Otoczenie wam nie sprzyjało. Była twoja była, która wciąż liczyła na twój powrót i był Piotr. Ale wreszcie się udało. Odzyskałeś swoją miłość. Miałeś wrażenie, że unosisz się kilka centymetrów nad ziemią, a ptaki śpiewają tylko dla was. Nie chciałeś tracić już ani chwili. Chciałeś z nią mieszkać, ożenić się, stworzyć rodzinę. Miałeś prawie trzydzieści lat i byłeś gotowy stać cię odpowiedzialnym mężem i ojcem. Miałeś dość zabaw i hulanek. Chciałeś stabilizacji i ciepłego domu. Razem z Ulą taki stworzyliście. A gdy dowiedziałeś się, że jest w ciąży oszalałeś ze szczęścia. Marzyłeś o małej księżniczce, którą będziesz mógł rozpieszczać. I po dziewięciu miesiącach przyszła na świat Zosia.
Jego rozmyślania przerwała dzwoniąca komórka.
- Tak kochanie?..... Tak, tak już skończyłem. Właśnie wychodzę. Będę za pół godziny – westchnął i się rozłączył. Rzeczywistość wzywa!
Gdy wszedł do salonu zobaczył elegancko nakryty stół. Po chwili pojawiła się jego żona, niosąc półmisek z pieczoną kaczką
- Przygotowałam kolację – posłała mu uśmiech – Ostatnio tak rzadko bywasz w domu, dlatego pomyślałam, że ta kolacja będzie dobrą okazją, żebyśmy spędzili razem trochę czasu. Zdecydowanie się ostatnio przepracowujesz – zaplotła dłonie na jego karku i krótko musnęła jego usta.
- Tak, masz rację – mruknął - Ale z drugiej strony doskonale wiesz, że zbliża się jesienny pokaz i nie mam wyjścia. Muszę wszystkiego dopilnować
Tego wieczora znów siedział na parapecie.

Od Świąt Bożego Narodzenia zostały cztery dni. Lubił ten czas. Wszyscy ludzie byli wobec siebie bardziej uprzejmi, kolorowe dekoracje przypominały o nadchodzących świętach, a uroku dodawał śnieg, który spadł kilka dni temu.
- Kochanie, moja mama już się nie może doczekać, aż przyjedziemy na Wigilię. Zaproponowała, że możemy zostać na całe dwa dni. Wspaniale prawda? – Sandra była wyraźnie podekscytowana wizją spędzenia świąt u swojej rodziny w Toruniu
- Ja pierwszego dnia muszę wrócić do Warszawy. Po południu jestem umówiony z dziećmi
- No chyba sobie żartujesz? – oburzyła się. Zirytowała go
- Nie wiem, o co ci chodzi. Co roku jest ten sam problem. Wiążąc się ze mną wiedziałaś, że mam dwójkę dzieci. To naturalne, że chcę się z nimi spotkać w święta!
- To zaproś je do nas. Przygotuję jakąś kolację, albo obiad.
- Jestem już umówiony z Ulą
- No oczywiście, że z Ulą – prychnęła – Bo tutaj bardziej chodzi o spotkanie z nią! Dzieci są tylko pretekstem!
- Czy ty siebie słyszysz? – szyderczo zaśmiał się pod nosem – Zosia przyleciała tylko na tydzień. I nie dziwię się, że chce ten czas spędzić z matką, za którą bardzo tęskniła. Poza tym nie jadę tam tylko do niej i Ulki. Będą tam również moi rodzice
- Jak na kochającą się rodzinkę przystało – syknęła – Z Ulą oczywiście chętnie się zobaczą w święta, bo o zaproszeniu nas na Wigilię nawet nie pomyśleli. Ba, nie pomyśleli, żeby nas zaprosić na kawę w drugi dzień świąt. Nie cierpią mnie
- Rozmawialiśmy o tym już setki razy i nie zamierzam po raz kolejny do tego wracać. Pojadę z tobą do Torunia na Wigilię, pierwszego dnia po śniadaniu wrócę do Warszawy. Jeśli chcesz możesz wrócić ze mną
- I będę siedziała sama w domu? – weszła mu w słowo
- Jeśli nie, zostaniesz u rodziców. Ja przyjadę po ciebie drugiego dnia
- Jasne, co roku to samo
- Nie każ mi wybierać między tobą a dziećmi – rzekł zdecydowanie i chwytając po drodze płaszcz wyszedł z mieszkania
Pokonując kolejne metry parkowej alejki rozmyślał. Ostatnio było to jego ulubione zajęcie.
Sam już nie wiesz, czy dokonałeś właściwego wyboru, prawda? Po co ci to było? Chwilowy kaprys, który przekreślił wszystko. Masz wrażenie, że Sandra ma wiele wspólnego z Pauliną? Obie nieustępliwe, skupiona na sobie i swoich potrzebach. Obie lekko wyniosłe i nie akceptujące słowa ‘nie’. Masz już serdecznie dość tych corocznych przepychanek o święta. Masz dość Wigilii u jej rodziny. Znów teściowa będzie wygłaszać peany na twoją cześć, jak to dobrze, że jej córka ułożyła sobie życie z kimś takim, jak ty. A ta wychuchana jedynaczka będzie opowiadać, jakie to wasze małżeństwo jest idealne. Bzdura! Nie jest idealne. Nie ma idealnych związków, bo nie ma idealnych ludzi. A w drodze powrotnej znów będziesz musiał wysłuchiwać, jak to musiała kłamać, bo oczywiście wasze problemy w związku są tylko i wyłącznie winą Uli. Mimo, że od blisko trzech lat nie jesteście małżeństwem Sandra wciąż upatruje w niej zagrożenie. Trudno, żebyś jednym zdecydowanym ruchem wykreślił Ulę ze swojego życia. Przecież łączy was piętnaście lat małżeństwa, łączą was piękne wspomnienia. A nade wszystko łączy was Kuba i Zosia, dwójka fajnych dzieciaków. Teraz się cieszysz, że nie zostałeś ojcem po raz trzeci. Na samym początku zapowiedziałeś Sandrze, że nie godzisz się na dziecko, że nie chcesz mieć ich więcej. Przez długie miesiące próbowała cię przekonywać. Jest od ciebie o pięć lat młodsza i marzyła by zostać jeszcze matką. Twierdziła, że czterdziestka, to ostatni dzwonek. Byłeś nieustępliwy. Teraz wiesz, że dobrze zrobiłeś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz