B

niedziela, 3 marca 2013

Co by było gdyby... I

Wyjechała. Uciekła od niego. Nie miał pojęcia, gdzie może być. Rodzina milczała, Alicja też. Maćka nawet nie miał po co pytać. Wiedział, że nigdy za nim nie przepadał, a teraz, gdy Ula z pewnością wszystko mu powiedziała, jedyne czego mógłby oczekiwać od Szymczyka, to obicia gęby. Sam na jego miejscu zachowałby się identycznie. Żałował. Naprawdę żałował, że nie wyprostował tego wcześniej, że nie odwołał tego cholernego ślubu, że nie powiedział jej prawdy. Może nie wybaczyłaby od razu, też by ją zranił, ale przynajmniej tliłaby się jakaś iskierka. Mógłby mieć nadzieję, że może kiedyś mu wybaczy, że da jeszcze jedną szansę. Szansę, której teraz już by nie zmarnował. Wiedział, że Milewska do niej jedzie, że są umówione. Przez myśl przeszło mu, że może dobrze byłoby ją śledzić. Ona doprowadziłaby jego do Uli. Ostatecznie porzucił ten pomysł. Nie będzie posuwał się do kolejnych intryg, kłamstw i oszustw. Już dość złego przyniosło jego zachowanie. Prosił Alicję, by powiedziała jej, że odwołał ślub. Tak, oszukał ją, skrzywdził, ale w końcu zrozumiał, co w jego życiu jest najważniejsze i wybrał właściwie. Postąpił tak, jak jej obiecał. Może nieco za późno, ale każdy popełnia błędy. Przecież tą całą intrygę można w miarę logicznie wytłumaczyć. Oczywiście nic go nie usprawiedliwia, ale z drugiej strony Ula nie wie wszystkiego. Gdyby dała mu szansę na powiedzenie sobie prawdy… Niecierpliwie czekał na przyjście Milewskiej do biura. Dzwonił wczoraj do niej, ale zbyła go. Słyszał obok Uli głos. Zakończyła rozmowę. Pojawiła się w pracy. Cały czas odkładała ich rozmowę na później, twierdząc, że ma inne ważne sprawy do załatwienia priorytetowo. Ale dla niego nie było nic ważniejszego. Przecież on przyszedł do firmy tylko po to, by dowiedzieć się, co u Uli. Jak rozwścieczone zwierzę miotał się po gabinecie. Podjął decyzję. Odchodzi. Niezależnie od tego, jak potoczą się jego dalsze losy w Ulą, odchodzi z firmy. Wyjął z szafy niewielki karton i zaczął pakować swoje rzeczy. Tak zastała do Alicja.
- Jesteś wreszcie. Siadaj proszę – wskazał na białą sofę. Sam zajął miejsce obok niej. – Powiedziałaś jej? – zapytał wprost, intensywnie wpatrują się w jej oczy
- Nie – odparła krótko i szybko dodała – Nie chciała słuchać. Nawet nie pozwoliła mi wypowiedzieć twojego imienia – widziała przerażający smutek w jego oczach. Spuścił głowę i przymknął na chwilę oczy.
- No trudno – westchnął nerwowo – sam jestem sobie winny.
- Naprawdę ci na niej zależy?
- W tej chwili to najmniej ważne – odparł, nerwowo przygryzając dolną wagę. Dostrzegła w jego oczach pewien rodzaj obłędu – Jedyne co mogę teraz zrobić, to pozwolić jej zapomnieć. Może kiedyś będzie potrafiła być jeszcze szczęśliwa…. U boku innego mężczyzny – dodał ciszej. Niewyobrażalny ból przepełniał każde jego słowo. Zrobiło jej się go żal. Wiedziała, że mówi szczerze, że naprawdę mu na niej zależy.
- Wiesz, trudno mi uwierzyć w to, że się zmieniłeś, że ona naprawdę jest dla ciebie ważna – spojrzał na nią nieco zaskoczony 
- Nikt w to nie wierzy. Poza mną
- Znamy się tyle lat. Wiem jak żyłeś. Ula naprawdę do tego nie pasuje.
- Ludzie się zmieniają. Ona mnie zmieniła… Szkoda, że tak późno zrozumiałem, co jest w życiu ważne. Miałem w rękach skarb, który na własne życzenie wypuściłem. I nigdy sobie tego nie wybaczę, że ona przeze mnie cierpi. Zraniłem w swoim życiu wiele kobiet, ale najbardziej skrzywdziłem ją, najważniejszą dla mnie kobietę na świecie. Raniłem ją tyle miesięcy. Ja cierpię od kilku dni  i nie mogę już znieść tego bólu – dziwił się dlaczego akurat przy Milewskiej zdecydował się na chwilę szczerości. Może dlatego, że była przyjaciółką Uli? A może dlatego, że akurat stanęła w jego drzwiach? Musiał wreszcie komuś powiedzieć co czuje. Sebastian i tak by go nie zrozumiał. Ba, własna matka go nie zrozumiała. -  Wiesz, co jest cholernie dobijające? Usłyszeć od własnej matki, osoby ci najbliższej, że pomyliłeś romans z miłością – zaśmiał się gorzko. Miała łzy w oczach. On również. Widziała, że cierpi równie mocno jak Ula. Wstał i ponownie zaczął pakować swoje drobiazgi. – A jak ona sobie radzi?
- Starała się mi pokazać, że całkiem nieźle. Ale jest w podobnym stanie jak ty. – zaniepokoiło ją to, co robił – Marek, czemu ty się pakujesz?
- Odchodzę. Zwołałem na czwartek posiedzenie zarządu. Złożę swoją rezygnację – odparł najnormalniej w świecie, nie przerywając wykonywanej czynności
- Nie rozumiem…
- Czego nie rozumiesz? – zapytał nieco ostrzej niż zamierzał – Przepraszam… Po prostu ona zawsze tu była, rozumiesz? Zawsze. Odkąd zostałem prezesem zawsze była obok. Jak nie za tymi drzwiami, to w gabinecie dyrektora finansowego. Nie chcę tu dłużej być bez niej – widząc jej zdziwione spojrzenie ciągnął dalej – Wiem co teraz myślisz, że odchodzę bo sobie nie radzę. To prawda, Ula zawsze bardzo mnie wspierała. Były takie momenty, ze odwalała za mnie całą robotę, ale ja po prostu nie umiem, a przede wszystkim nie chcę funkcjonować w tej firmie bez niej.
- To po to ona pisała ten cholerny raport, żebyś ty teraz tak po prostu odszedł? – zapytała wprost. Zamurowało go.
- Ty wiesz o raporcie?
- Wiem. Nie bój się, nikomu nie powiem.
- Nie, nie boję się – zaśmiał się nerwowo - Niczego się już nie boję. Chyba tylko tego, że już nigdy nie dane mi będzie zaznać szczęścia u jej boku.
- Ona nie potrafiła sobie z tym wszystkim poradzić. Musiała z kimś pogadać. Wiem tylko ja – pokiwał twierdząco głową
- Spokojnie. Nie mam żalu, ani pretensji. Wiem, że było jej ciężko. Postawiłem ją w trudnej sytuacji i tak naprawdę nie dałem możliwości wyboru. Gdyby nie ten cholerny raport, to pieprzone posiedzenie zarządu…może teraz między nami byłoby inaczej. Złamała dla mnie wszystkie swoje zasady.
W gabinecie zapanowała cisza. Spakowany karton leżał na środku biurka. Marek stał oparty o mebel i wpatrywał się w okno. Alicja w myślach analizowała każde jego słowo. Patrzyła na niego ze współczuciem, tak jak wczoraj na Ulę. Historię ich romansu znała tylko z jednej strony. Bezwzględny Dobrzański, który wykorzystał naiwność jej przyjaciółki. Ale teraz widziała, że jemu naprawdę na niej zależy, że ten odwołany ślub nie był tylko zagrywką z jego strony, kaprysem.
- Co zamierzasz?
- Po pierwsze odejdę z firmy. Muszę znaleźć sobie jakieś mieszkanie. Zostawiam Pauli dom…
- A z Ulą? - spojrzał na nią i przez chwilę intensywnie wpatrywał się w jej oczy. Widziała w jego oczach tęsknotę. Spuścił głowę.
- Mogę tylko czekać na jej powrót. A gdy już wróci błagać, żeby ze mną porozmawiała. Musi pozwolić mi wytłumaczyć. Gdy usłyszy prawdę może będzie potrafiła dać mi kiedyś jeszcze jedną szansę. Ja będę czekał ile będzie trzeba. Choćby całe życie.
Od kilku chwil przyglądała mu się uważnie. To już nie był ten sam Marek, to nie był ten sam chłopak, które znała niemal od przedszkola. Jeszcze kilka tygodni temu był zakochanym w sobie paniczykiem, któremu wydawało się, że świat leży u jego stóp, wszystko mu się należy, a dziewczyny może zmieniać jak rękawiczki. Teraz był poważnym facetem, który cierpiał z miłości. Dzięki Uli i miłości do niej dorósł. Zrozumiał, że źle robił, że krzywdził. ‘Przecież Ula mówiła, że każdy zasługuje na drugą szansę’ pomyślała. Cieplakównie łatwo to nie przyjdzie, ale gdyby tak ona pomogła podjąć jej decyzję.
- Daj mi jakąś kartkę – poprosiła młodego Dobrzańskiego, ale on kompletnie nie reagował na jej słowa. Stał zamyślony, wpatrzony w panoramę Warszawy – Marek – powiedziała głośniej, sprowadzając go na ziemię – daj mi kartkę.
Nie bardzo wiedział o co chodzi, ale podał jej notatnik i długopis. Nakreśliła na niej kilka znaków i podała mu kawałek papieru.
- To jest adres ośrodka na Mazurach, w którym przebywa Ula – mówiła wolno, przekonując samą siebie w myślach, że dobrze robi – Mam nadzieję, że Ulka mnie nie zabije, że ci go dałam – widziała, jak jego oczy rozbłysły. Na nowo rozpaliła w nim nadzieję. Jego twarz zdobił delikatny uśmiech – Marek, obiecaj mi, że więcej jej nie skrzywdzisz. Obiecaj mi to – poprosiła.
- Obiecuję – powiedział spokojnie – zbyt mocno ją kocham, by to zrobić. A poza tym… - przerwał na chwilę – poza tym jestem cholernym egoistą – Alicja spojrzała na niego zaskoczona, nie bardzo rozumiejąc sens jego słów – Ja już poznałem smak życia bez niej. Pustka, tęsknota, ból. Nie umiem i nie chcę bez niej żyć. Gdyby mnie zostawiła po raz kolejny nie przeżyłbym. A teraz… Teraz muszę zrobić wszystko, by dała mi jeszcze jedną szansę. Alicja, dziękuję – odparł i najzwyczajniej w świecie ją przytulił – dziękuję, że mi zaufałaś.
- Nie zmarnuj tej szansy – powiedziała ze łzami w oczach i skierowała się do wyjścia. Tuż przed drzwiami odwróciła się na moment w jego stronę i szepnęła – Powodzenia Marek.
Chciał jechać od razu, ale stwierdził, że pośpiech nie będzie tu najlepszym doradcą. Musi wszystko dokładnie zaplanować, przemyśleć co chce jej powiedzieć. Nie może działać pochopnie, bo to być może jego jedyna szansa. Przesunął posiedzenie zarządu, wziął kilka dni wolnego. Nie wiedział, czy uda mu się ją przekonać, ale gdyby stało się to, czego najbardziej pragnął, gdyby mu wybaczyła, może spędzi z nią tam kilka dni. Nie wiedział, czy zechce z nim wrócić, nie wiedział, czy spędzi tam kilka godzin, czy kilka dni. Pojechał wcześniej do domu, spakował niewielką walizkę. Nie mógł zasnąć. Perspektywa tego, że za kilka godzin znów ją zobaczy wywoływała w nim takie emocje, iż nie dane mu było się wyciszyć i zregenerować siły. O szóstej rano wyjechał w Warszawy zatrzymując się jeszcze pod całodobową kwiaciarnią. Z najpiękniejszym bukietem czerwonych róż stanął pod drzwiami jej domku kwadrans po dziewiątej. Serce biło mu jak oszalałe. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie boi się tej rozmowy. Zapukał, ale nie doczekał się reakcji. Pociągnął za klamkę. Drzwi były zamknięte. ‘Czyżby wyjechała?’ przemknęło mu przez myśl. Postanowił poczekać. ‘Może poszła na spacer…’. Usiadł na drewnianych schodach i rozejrzał się po okolicy. Samotnia Pshemko zaskoczyła go. Nigdy nie przypuszczał, że wielki mistrz mody może spędzać wolny czas w tak partyzanckich warunkach. Owszem, okolica była piękna. Las, zaledwie kilka kroków od linii domków dostrzegł taflę jeziora, ale same budynki z pewnością pamiętały jeszcze czasy poprzedniej epoki. On od dziecka przyzwyczajony był do wygodny, luksusu i hoteli, jak na warunki polskie, przynajmniej trzy gwiazdkowych. Nagle usłyszał głosy i śmiech dobiegający zza domku.
- Marek? – spytał zaskoczona Cieplak, która nagle się przed nim pojawiła. Zerwał się na równe nogi dzierżąc w ręce bukiet kwiatów. Wyglądała pięknie w żółtych szortach i czerwonej bluzce na ramiączka. Nie mógł oderwać od niej wzroku, ani wypowiedzieć choćby słowa. Nagle zdał sobie sprawę, że wszystko to, co układał od wczoraj w głowie gdzieś wyparowało. Uśmiechnął się nerwowo i wtedy zorientował się, że nie jest sama. Tuż za nią stał młody mężczyzna. Przystojny, dobrze zbudowany blondyn w granatowych bermudach i szarym polo. Marek spojrzał na jej towarzysza z nieukrywaną niechęcią. ‘Kim on jest?’ przemknęło mu przez głowę. Piotr doskonale wiedział kim jest mężczyzna stojący u progu jej domku. Zdążyła mu już wytłumaczyć ich historię. Spojrzał na Dobrzańskiego i postanowił się wycofać. ‘Ula chyba nie miała racji mówiąc, że kłamał. O mało nie zabił mnie wzorkiem. Tak się nie zachowuje facet, któremu nie zależy…’ – To ja pójdę sprawdzić, czy Koźmińscy już przyjechali – zwrócił się do Uli i szybkim krokiem się oddalił.
- Kto to był? – zapytał natychmiast tonem nieco nieprzyjemnym, z nutą pretensji
- A ty przyjechałeś tu, by się dowiedzieć z kim chodzę na spacery? – była wściekła, że się pojawił. Gdy zdecydowała się rozpocząć swoją terapię z Markoholizmu, on znów staje przed nią.
- Nie. Przepraszam. – odparł łagodnie i zrobił krok w jej stronę – Przyjechałem tu, żeby z tobą porozmawiać – wyciągnął w jej kierunku bukiet kwiatów. Nie przyjęła go. Zrobiła krok w tył.
- My nie mamy już o czym rozmawiać – rzuciła i szybkim krokiem ruszyła w stronę jeziora. Pobiegł za nią i zaszedł jej drogę. Chwycił jej rękę tak, by mu już nie uciekła. Chciała się wyrwać, ale był silniejszy.
- Nie szarp się. Nie zrobię ci przecież krzywdy. Owszem mamy. Jeśli nie chcesz, nie musisz nic mówić, ale przynajmniej mnie wysłuchaj – unikała jego wzroku – Spójrz na mnie proszę – po chwili wahania spełniła jego prośbę – chcę ci powiedzieć, że cię kocham – mówił spokojnie, wpatrując się w jej oczy jak zahipnotyzowany – odwołałem ślub – ciągnął dalej, ale gwałtownie mu przerwała
- A kupiłeś mi już ten bilet na Malediwy? – tego się nie spodziewał, nie sądził, że słyszała wtedy ich rozmowę
- Nigdy nie miałem takiego zamiaru. Od naszego powrotu ze SPA byłem pewny, że chcę być tylko z tobą, że zaraz po zarządzie odwołam ten cholerny ślub! Ta rozmowa z Sebastianem… musiałaś nie słyszeć całości. A poza tym – westchnął – Sebastian o pewnych rzeczach nie wiedział i tak naprawdę dalej nie wie. Nigdy mu nie powiedziałem, że jesteś dla mnie najważniejsza – stała przed nim i nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. ‘Mówi szczerze, czy znowu udaje? Ale w sumie po co miałby to robić… No tak, przecież wciąż mam udziały’
- Marek, nie musisz się już tak męczyć – każde jej słowo przepełniał ból, patrzyła na niego z żalem – jeśli chcesz, to ja ci nawet teraz oddam te weksle
- Ale przecież tu wcale nie chodzi o weksle! – natychmiast zaprotestował. Sądził, że zaczęła rozumieć, najwyraźniej się mylił. Podjął kolejną próbę – Ty naprawdę masz o mnie takie złe zdanie? Wiem, że się nie popisałem, ale Ula… - przerwał nerwowo przeczesując włosy – Ula, ty naprawdę myślisz, że mógłbym tak udawać, że mógłbym udawać w SPA? Na początku rzeczywiście chodziło mi wyłącznie o firmę, ale później… Przyznaję, nie chciałem tego, kompletnie się tego nie spodziewałem, ale zakochałem się w tobie. Gdybyś teraz powiedziała, że wrócisz do mnie pod warunkiem, że zrezygnuję z ‘FD’, nie wahałbym się ani minuty. Firma była i jest w moim życiu ważna, ale miłość, ty, jesteś najważniejsza. Zrozum – chwycił dłonią jej twarz tak, by na niego spojrzała – zrobię dla ciebie wszystko.
Serce wyrywało się do niego, ale rozum nakazywał ostrożność. Biła się z myślami. Z jednej strony teraz najchętniej zatonęłaby w jego ramionach i odpłynęła do krainy szczęścia łącząc się z nim w namiętnym pocałunku. Z drugiej bała się kolejnego zawodu, rozczarowania i ogromnych pokładów bólu i rozpaczy. Poprosiła, by dał jej trochę czasu na poukładanie sobie tego, co przed chwilą usłyszała. Zrozumiał. Powiedział, że będzie czekał tak długo, jak będzie chciała. Nie naciskał i była mu za to wdzięczna. Wsiadł do Lexusa i ruszył w drogę powrotną do Warszawy pełen nadziei na szczęśliwy finał. ‘Przecież gdyby mnie nienawidziła od razu by mnie wyrzuciła, nie zwodziłaby mnie.’ Poszła nad jezioro. Wpatrując się w taflę wody zdała sobie sprawę, że nie marzy o niczym innym, tylko o tym by był przy niej. Jeżeli nie zaryzykuje całe życie będzie żałować. A skoro ma zaryzykować, to po co tracić czas? Zadzwoniła do niego. Odebrał natychmiast. Po niespełna godzinie znalazł się u niej ponownie. Miała nadzieję, że dobrze robi, że nigdy nie będzie żałowała tej decyzji. Powiedział jej, że to Alicja dała mu adres ośrodka, że to dzięki niej tutaj jest. Wieczorem wysłała Milewskiej sms’a – ‘Dziękuję! Jestem szczęśliwa!’

1 komentarz: