B

piątek, 8 marca 2013

'Kocham Was' I

Za osiem dni miało się odbyć posiedzenie zarządu. Posiedzenie, na którym miała przedstawić sfałszowany raport. Zgodziła się. Zgodziła się na wyjazd, na objęcie fotela dyrektora finansowego, na podrasowanie raportu. Zgodziła się dla Marka, dla ich wspólnej przyszłości. Obiecał, że odwoła ślub, że tuż po zarządzie wyprowadzi się z domu. Wierzyła mu. Wierzyła po tym, co wydarzyło się cztery tygodnie temu w SPA. Boże, jeszcze nigdy się tak nie czuła. Do końca swojego życia nie zapomni ich pierwszej, wspólnej nocy. Marek był taki czuły, opiekuńczy, a jednocześnie tak namiętny i pewny siebie. Uwielbiała go takiego. Delikatnego, a zarazem zdecydowanego. I to jego wyznanie, na które tak długo czekała. Spał wtulony w jej ciało. Ona nie potrafiła zmrużyć oka. Nie po tym, co miało miejsce jeszcze kilkadziesiąt minut temu. Delikatnie przeczesywała jego włosy. Kochała to robić. On jakby w pewnej chwili lekko się przebudził, wyszeptał ‘kocham cię Ula’ i mocniej się w nią wtulił. Spał dalej, a po jej twarzy spływały łzy. Łzy szczęścia. Była szczęśliwa i tylko to się dla niej liczyło. Porzuciła wszystkie swoje zasady dla tych kilku chwil szczęścia, ale wiedziała, że warto. Była pewna, że takich chwil, jak ta w SPA, będzie jeszcze więcej w ich życiu. W ich wspólnym życiu. Czekała, cierpliwie czekała. Marek od ich powrotu unikał Pauliny jak ognia. Zwłaszcza unikał ich kontaktów w pracy. Nie chciał zadawać Uli bólu, gdyby przez przypadek zobaczyła ich razem na korytarzu. I tak skrzywdził ją już wystarczająco mocno, niewybaczalnie. Zaczął spędzać więcej czasu w pracy pod pretekstem przygotowań do zarządu. Zostawali z Ulą do późna. Pisali raport. Nawet kilka razy udało mu się doprowadzić do ich ponownego zbliżenia w zaciszu jej gabinetu. Pragnął jej, z każdym dniem chciał więcej i więcej. Nawet udawało mu się wykraść dla nich wspólne chwile podczas weekendów. Zabierał ją wtedy na spacer nad Wisłę. W ostatni weekend jednak nie udało im się spotkać. W sobotę Ula zajmowała się Beatką, a w niedzielę musiał iść z Paulą do rodziców na obiad. Zaczął wręcz alergicznie reagować na wszelkie wzmianki o ślubie. Aż się w nim gotowało, gdy słyszał o kolorze serwetek i ślubnym bukiecie Pauliny. Zaciskał zęby, gdy słyszał słowa matki ‘Marku, czas żebyś się zaangażował w przygotowania. Do ślubu zostały trzy tygodnie’. W poniedziałek wyjątkowo wcześnie wyruszył do firmy. Nie widzieli się dwa dni. Nie mieli nawet okazji spokojnie porozmawiać przez telefon. Nie mógł się doczekać, kiedy schowa się w zaciszu jej gabinetu i nie będzie musiał myśleć o Pauli i ślubie. Będą tylko oni. Poszedł do swojego biura zostawić teczkę i już od progu został zaatakowany przez rozhisteryzowanego Pshemko. Niemal godzinę zajęło mu pocieszanie mistrza po stracie kolejnego asystenta. Dochodziła dziesiąta, gdy wreszcie znalazł się w sekretariacie prowadzącym do gabinetu pani dyrektor.
- Cześć Dorota, Ula u siebie? – zapytał z serdecznym uśmiechem
- Dzień dobry. U siebie…. od rana nie jest w najlepszej formie – dodała niepewnie sekretarka
- To znaczy? – zaniepokoił się
- Tuż po przyjściu do biura zasłabła. Ale już jest lepiej
- Dlaczego nikt mnie nie zawiadomił! – wrzasnął i szybkim krokiem wszedł do gabinetu panny Cieplak
Zastał ją wpatrzoną w monitor komputera.
- Ula, co się dzieje? – zapytał od progu
- Wszystko w porządku – odparła mało przekonująco nie odrywając się od pracy
- Ula – odwrócił jej fotel w swoją stronę i kucnął obok, trzymając ją za rękę – wiem, że zemdlałaś rano.
- Po prostu nie zjadłam  śniadania przed wyjściem z domu
- Nadal jesteś bardzo blada – mówił z troską, głaszcząc jej policzek – dlaczego nikt nie wezwał lekarza!
- Bo ich o to prosiłam. Marek, proszę cię nie rób sensacji, zresztą to już nie pierwszy raz – po chwili zorientowała się co powiedziała i z niepokojem spojrzała na ukochanego
- Co?  - Dobrzański nie krył zdziwienia – Dlaczego ty nic mi nie mówisz? – w jego głosie dało się wyczuć pretensję – zbieraj się, jedziemy do lekarza
- Nigdzie nie jadę. Dokończę pić kawę i wszystko wróci do normy – chciała wrócić do swoich wyliczeń
- Czy ja mówię niewyraźnie? – zdenerwował się. Bał się o nią, a ona bagatelizowała symptomy choroby - Jedziemy do lekarza. Jeśli nie chcesz mnie słuchać prywatnie, to musisz służbowo. W końcu to ja jestem tutaj prezesem. Bierz torebkę i idziemy. I bez dyskusji.
Wiedziała, że z nim nie wygra. Trudno, pojadą, zrobią jej badania i może wreszcie Marek da jej święty spokój w sprawach jej zdrowia. Przecież to normalne, że człowiek mdleje, gdy wychodzi z domu o tak wczesnej porze z pustym żołądkiem. Poinformował Dorotę, że Ula raczej już dzisiaj nie wróci, a jakby się coś działo to ma dawać mu znać na komórkę.
Podjechali pod nowoczesny budynek z napisem ‘Medicenter’. Bogate wnętrze nieco ją peszyło. Wytłumaczył recepcjonistce, że Ula rano zasłabła i chcą się widzieć z jakimś lekarzem. Na początku została skierowana na badania krwi, by sprawdzić poziom żelaza i morfologię. Niska hemoglobina i niedobór żelaza mogły powodować omdlenia. Ula poszła na pobranie. Został na korytarzu. Martwił się i miał nadzieję, że to nic poważnego. ‘Wszystko się komplikuje’ pomyślał. Po chwili ponownie znalazła się przy nim. Splótł ich palce. Chciał jej dać poczucie bezpieczeństwa. Musi wiedzieć, że jest przy niej i może na niego liczyć. Siedzieli w cieszy. Każde z nich pogrążone we własnych myślach, a jednak cieszące się z obecności drugiego. Czekali już dość długo, aż powoli oboje zaczęli się denerwować. Dopiero po godzinie na horyzoncie pojawił się lekarz.
- Pani Cieplak? – kiwnęła głową – Andrzej Garbarczyk, zapraszam – powiedział uprzejmie starszy pan w białym kitlu i uchylił drzwi, by przepuścić ją przodem
Wyswobodziła rękę z jego uścisku i nieco wystraszona ruszyła do gabinetu.
- Pana też zapraszam – zwrócił się od Marka. Chciała zaprotestować, ale nie zdążyła. Marek błyskawicznie znalazł się przy niej, ponownie splatając ich ręce. Spojrzała na niego niepewnie, trochę skrępowana tą sytuacją, na co on zareagował delikatnym uśmiechem. 
Milczeli. Lekarz ostatni raz rzucił wzrokiem na plik wydruków, które przyniósł i spojrzał na pacjentkę i jej towarzysza. Marek miał dość tej niewiedzy
- Doktorze, to coś poważnego? Ula dzisiaj rano zasłabła, zdarzało jej się to wcześniej, to chyba nie jest normalne
- To nic poważnego, ale narzeczona będzie musiała poważnie się za siebie wziąć. – odparł z uśmiechem dr Garbarczyk. Wyrażenie ‘narzeczona’ zaskoczyło ich oboje. Spojrzeli na siebie ukradkiem i Marek mocniej ścisnął jej dłoń – Na początek najlepiej jakiś krótki urlop. Dużo odpoczynku to podstawa. Z czasem się to unormuje i będzie pani mogła w pełni wrócić do zawodowych obowiązków, przynajmniej na jakiś czas. Musi się pani dobrze wysypiać, nie może być mowy o zarwanych nocach, bo to niestety wszystko odbija się na wynikach. Dalej, zdrowe i regularne odżywanie. Dużo owoców, warzyw. Zapiszę pani jakiś zestaw witamin, koniecznie z kwasem foliowym.
- Widzisz – wtrącił się Marek spoglądając czule na Cieplakównę – mówiłem ci, żebyś się tak nie przepracowywała. Od dzisiaj jesteś pod moją specjalną opieką – posłał jej uroczy uśmiech. Ona siedziała z nietęgą miną. Marek nie zdawał sobie sprawy… Ona zaczęła łączyć fakty.
- Cieszę się, że mam w panu sojusznika. Liczę na to, że otoczy pan pacjentkę troskliwą opieką. W końcu teraz nie chodzi tylko o zdrowie pani Uli, ale także dziecka.
- No właś… - urwał w pół słowa i zamarł - Słucham?? – zapytał intensywnie wpatrując się w lekarza 
- Pani Ula jest w ciąży. Gratuluję – odparł radośnie lekarz, ale spoglądając na miny obojga zdał sobie sprawę, że nie takiej wiadomości się spodziewali. Ona siedziała ze spuszczoną głową, ledwie powstrzymując się od płaczu. On kurczowo zaciskał palce na jej dłoni, a na twarzy malował się szok. Lekarz postanowił się wycofać – To ja może zostawię państwa na chwilę samych – rzekł i pośpiesznie opuścił gabinet. Zostali sami. Marka po prostu wmurowało w fotel. Siedział z rozbieganym wzrokiem i nie wiedział, co powiedzieć. Potrzebował chwili na ochłonięcie i ułożenie sobie tego wszystkiego w głowie. ‘Ciąża? Teraz?  Teraz kiedy to wszystko jest takie zagmatwane…’ Ula bała się odezwać. Ba! Bała się  nawet na niego spojrzeć. Wyobrażała sobie jego wściekłość. Nie odezwał się słowem. ‘Jest w szoku. Miał tyle kobiet, a tu taka wpadka właśnie ze mną….’ Łzy pociekły po jej twarzy. Powietrze stawało się coraz cięższe.
 - Przepraszam – wyszeptała – Marek, przepraszam – powiedziała już głośniej, próbując pohamować płacz
- Ale… - głośno wypuścił powietrze. Ta chwila pozwoliła mu pozbierać myśli – Ale… za co ty mnie przepraszasz? – nie odezwała się, dalej siedziała ze spuszczoną głową – Przecież byliśmy tam oboje. Zresztą… Spójrz na mnie – poprosił dotykając dłonią jej policzka – Ula, proszę cię spójrz na mnie – wreszcie się odważyła i spojrzała mu w oczy. Bała się tego, co w nich zobaczy – Posłuchaj… To prawda, jestem zaskoczony. To ostatnia rzecz jakiej się teraz spodziewałem, ale to nie oznacza, że się nie cieszę- powiedział spokojnie, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Poczuła jak wielki kamień spada jej z serca. Ale łez nie potrafiła zatrzymać. Zastanawiała się tylko, czy to wciąż szok, czy ulga. – Kochanie, nie płacz już. Powinnaś się cieszyć, a nie płakać. Będziemy mieli…. Dziecko – dodał po chwili ze śmiechem i przytulił ją do siebie. Razem zaczęli się śmiać. Tak zastał ich doktor Garbarczyk.
- Widzę, że przyszli rodzice w świetnych nastrojach – rzucił od progu. Marek zdążył jeszcze złożyć na jej policzku pocałunek, nim lekarz zajął miejsce po drugiej stronie biurka. – Dobrze proszę państwa, wypiszę teraz receptę na kwas foliowy i inne witaminy. Musi pani przyjmować je regularnie. Morfologia nie jest najlepsza, dlatego musimy trochę ją podreperować. A teraz zapraszam jeszcze państwa do pokoju obok, zrobimy USG, żeby zobaczyć czy wszystko jest w porządku.
- A co może być nie w porządku? – zaniepokoił się Marek
- Liczę na to, że wszystko jest dobrze. To tak dla pewności. Proszę się nie martwić na zapas. Zapraszam państwa za mną.
Posłusznie ruszyli za lekarzem trzymając się za ręce.
- Panią zapraszam na leżankę. Proszę odsłonić brzuch. A tatuś siada tutaj na krzesełku. Zobaczymy, co tutaj mamy. – Nałożył żel na jej brzuch i zaczął poruszać głowicą. – Jest! – wskazał na mały czarny punkt na monitorze. Ich dziecko. Marek z zafascynowaniem wpatrywał się w ciemną plamkę na ekranie. Ula ze wzruszenia uroniła kilka łez i z miłością w oczach spojrzała na Dobrzańskiego. Ich dziecko, owoc ich miłości. Jego oczy zaszły mgłą. Za wszelką cenę starał się to ukryć zamykając je na chwilę i składając na jej dłoni delikatny pocałunek. Po chwili spojrzał na nią i zatonął w jej spojrzeniu bezgłośnie wypowiadając ‘kocham cię’. Posłała mu najpiękniejszy uśmiech świata. – Początek piątego tygodnia. Potrafią państwo podać prawdopodobną datę poczęcia? Dzięki temu ustalimy precyzyjnie datę porodu.
- Sobota, jedenastego maja – powiedział Marek wzruszonym głosem, wpatrując się z czułością w oczy matki swojego dziecka
- Z tego wynika, że maluch powinien przyjść na świat pierwszego lutego. Dobrze proszę państwa, jak na razie płód rozwija się prawidłowo. Proszę przyjmować tabletki, które przepisałem raz dziennie. Te omdlenia nie powinny się już zdarzać. Być może będzie się pani musiała niebawem zmagać z nudnościami. Proszę się nie obawiać, to po kilku tygodniach minie. I widzimy się za miesiąc na kolejnym USG. Gdyby działo się coś niepokojącego, jakieś krwawienie, bóle to proszę się niezwłocznie zgłosić. Tutaj jest pierwsze zdjęcie potomka – rzekł wręczając Markowi dwa zdjęcia ultrasonograficzne - Miłego dnia państwu życzę.
Opuścili gabinet doktora Garbarczyka. Oboje byli zaskoczeni ale i szczęśliwi. Delikatne uśmiechy błądziły na ich ustach. Spoglądali na siebie ukradkiem i nie mogli uwierzyć, że za trzydzieści cztery tygodnie zostaną rodzicami. Wyszli przed budynek kliniki i Marek przyciągnął ją do siebie, wtulając się w jej ciało.
- Kocham cię – szepnął, opierając swoje czoło o jej. Uśmiechnął się szeroko i szybko poprawił – kocham was!
Rozpłakała się. To były łzy szczęścia. Scałowywał je z jej twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz