B

czwartek, 14 marca 2013

'Kocham Was' III



Wszystko działo się w zawrotnym tempie. Gdyby ktoś dwa miesiące temu powiedział mu, że niebawem zakocha się w swojej asystentce, zostanie ojcem i odwoła długo wyczekiwany ślub puknąłby się w głowę. Przecież wszystko od lat było zaplanowane. Życie człowieka nie może w jednej chwili zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni. A jednak jego życie tak właśnie się zmieniło. Ledwie zdał sobie sprawę, że związek, w którym tkwi od lat nie ma przyszłości, a już po chwili do jego drzwi zapukała miłość. Taka prawdziwa, na całe życie. I jeszcze to dziecko. Lubił dzieci, chciał być ojcem. Sądził jednak, że będzie to bardziej zaplanowane, a przede wszystkim we właściwej kolejności. Związek, wspólne mieszkanie, plany na przyszłość i decyzja o ciąży. Stało się inaczej. Będzie ojcem dziecka kobiety, z którą nawet oficjalnie nie jest związany. Zawsze zakładał, że decyzja o potomku będzie wspólną decyzją jego i jego żony. Los jednak zadecydował inaczej i bardzo go to cieszyło. Od dwudziestu czterech godzin unosił się nad ziemią. Za kilka miesięcy powita na świecie cząstkę siebie. To będzie mistyczne przeżycie. Ale zanim  będzie się mógł w pełni cieszyć swoim szczęściem, w pełni kosztować tej miłości, która zrodziła się między nim a Ulą, musi wyprostować to, co poskręcane, a przede wszystkim przeżyć posiedzenie zarządu. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak wiele kosztuje Ulę sfałszowanie raportu. To wszystko do czego musiała się posunąć było sprzeczne z jej zasadami. A jednak to robiła w imię miłości i ich wspólnej przyszłości. Robiła to dla niego. Był cholernym sukinsynem, który od miesięcy wykorzystuje jej dobroć, który wykorzystuje ją. Gdyby tylko znała prawdę z pewnością nie chciałaby na niego spojrzeć. Za wszelką cenę musi jej wynagrodzić tą intrygę.
Rozmyślania prezesa przerwało pukanie do drzwi. Odgonił od siebie wszystkie myśli i zaprosił gościa do środka. To był jego najlepszy przyjaciel.
- A ty jeszcze tutaj? – zapytał od progu – Już po piątej. Może skoczymy do klubu, żebyś odreagował jutrzejsze posiedzenie?
- Nie – odparł zdecydowanie, intensywnie wpatrując się w Olszańskiego
- No ale daj spokój, dawno nigdzie nie byliśmy. Ciągle nie masz czasu. Jak nie urabianie Brzyduli – na to określenie w Dobrzańskim aż się zagotowało, spiorunował przyjaciela wzrokiem, ale ten był tak podekscytowany perspektywą szybkiego podrywu, że nawet tego nie zauważył - to wybór nowego dyrektora, teraz zarząd. Chyba już jesteś przygotowany, więc czas na chwilę relaksu
- Kończę z wypadami do klubów i chętnymi panienkami – Sebastiana zamurowało
- Że co? – niemal krzyknął – Kim jesteś i co zrobiłeś z moim przyjacielem?
Marek milczał i intensywnie się nad czymś zastanawiał
- Czas spoważnieć. Będę ojcem – ostatnie słowo wywołało na jego twarzy szeroki uśmiech
- Żartujesz? – Olszański nie krył zaskoczenia – Stary, moje gratulacje! – uścisnął rękę Dobrzańskiego i poklepał go po ramieniu – Ale sądziłem, że Paulina będzie chciała poczekać do ślubu
- Paulina? – Marek spojrzał zdezorientowany na kumpla. No tak, przecież to dla wszystkich naturalne, że dziecko będzie miał z narzeczoną, z którą w związku jest od siedmiu lat – Ula jest w ciąży
- Co?!? – wrzasnął na pół firmy – Nie sądziłem, że Brzydula jest taka cwana i będzie cię chciała złapać na dziecko
- Jeszcze raz ją tak nazwiesz, a ci przyłożę! – warknął – I na nic nie chce mnie złapać!
- Stary, czy ty zdajesz sobie sprawę…. Za moment ślub, a ona jest z tobą w ciąży. Paulina ci tego nie wybaczy. Zdrady jakoś potrafiła przełknąć, ale z dzieckiem nie będzie tak łatwo.
- Ale ja wcale nie chcę, żeby mi wybaczyła – odparł spokojnie – Ślubu nie będzie
- Zwariowałeś? Marek, opamiętaj się! Miałeś ją bajerować, ale nie ładować się w pieluchy i odwoływać ślub! – Olszański chodził po gabinecie w tą i z powrotem
- Nie kocham jej… - przerwał mu
- Jasne! I zrozumiałeś to na kilka dni przed wylotem do Mediolanu!
- Nie. Rozumiem to już od dawna. A z Ulą jestem po prostu szczęśliwy – odparł z rozmarzonym wyrazem twarzy
- Nieźle! Jak na razie nie potrafię tego ogarnąć swoim rozumem. Chyba muszę się z tym przespać. Pogadamy po zarządzie – już miał wychodzić, ale przypomniał sobie o najważniejszym – A raport sfałszowała? – Dobrzański pokiwał głową – Dobre chociaż to, że nasz plan wypalił. Spełniła swoją rolę. Idę się napić. Trzymaj się.
Seba opuścił gabinet, a on został sam. Ula pojechała do Rysiowa. Ustalili, że wróci z Maćkiem. On miał jechać dzisiaj do domu. Ostatni dzień udawania, by Paula niczego się nie domyśliła. Postanowił posiedzieć w biurze jeszcze dwie godziny. Musi wrócić później niż zwykle, musi być bardzo zmęczony, na wypadek gdyby panna Febo miała ochotę na upojną noc.
Punktualnie o ósmej zaparkował pod posesją numer osiem. Chciał wejść do środka, ale stwierdził, że to nie jest najlepszy pomysł. Wolnym krokiem zmierzała do srebrnego Lexusa. Wysiadł z promiennym uśmiechem na twarzy i już po chwili zamknął ją w swoich ramionach. Wyswobodziła się z tego uścisku i szybko wsiadła do samochodu. Nie krył zaskoczenia z powodu jej zachowania. Wsiadł do środka i spojrzał na nią uważnie.
- Kochanie, co się dzieje?
- Nic – odparła nie patrząc na niego – jedźmy już
Przez chwilę przyglądał się jej uważnie. Nie wiedział co się dzieje. Postanowił zrzucić wszystko na stres związany z zarządem.  Ruszyli w stronę Febo&Dobrzański.
Posiedzenie przebiegało bez większych komplikacji. Febo skrupulatnie analizował przedstawione przez nią materiały. Krzysztof z serdecznym wyrazem twarzy przysłuchiwał się jej prezentacji. Paulina u boku Marka, bardziej skupiona na osobie prezesa, niż na wynikach firmy. I on, nieustannie wpatrujący się w jej oczy, jakby tym spojrzeniem chciał dodać jej otuchy i pewności siebie. Raport został przyjęty jednogłośnie. Oboje odetchnęli. Nikt niczego się nie domyślił. Tuż po głosowaniu Paulina nachyliła się w stronę Marka, by złożyć na jego ustach pocałunek. W ostatniej chwili się odsunął, by sięgnąć po leżące na środku stołu dokumenty. Ula spojrzała na nich po raz ostatni i opuściła konferencyjną.
Zaszyła się w swoim gabinecie. Poprosiła Dorotę by nikogo nie wpuszczała. Dużo kosztowało ją to zebranie. Jeszcze nigdy świadomie i z tak wielką premedytacją nie wprowadzała ludzi w błąd, nie wciskała im kłamstwa zamiast prawdy. Źle się z tym czuła. I jeszcze Marek, który… Jej rozmyślania przerwało jego wejście.
- Dziękuję – rzucił od progu i już po chwili znalazł się przy niej – wpatrywała się w sobie tylko znany punkt za oknem – Ulka, już po wszystkim, przestań tak to przeżywać. Wiem, że było ci trudno, że to niezgodne z twoimi – nie udało mu się dokończyć, przerwała mu
- Możesz mi łaskawie powiedzieć, jaki był twój cudowny plan? – zapytała intensywnie wpatrując się w jego oczy 
- O czym ty mówisz? – czyżby dostrzegła w jego oczach przerażenie?
- O planie. Twoim i Sebastiana, w którym ja grałam główną rolę – powiedziała zdecydowanie. Tak bardzo bała się tego, co może od niego usłyszeć, ale postanowiła przynajmniej na razie udawać spokój i opanowanie.
Zamarł. Planował jej o tym kiedyś powiedzieć, ale na pewno liczył na bardziej sprzyjające okoliczności. Teraz zaczynał rozumieć to jej dziwne zachowanie. Stres związany z raportem to jedno, jej obawy to drugie. Odłożenie tej rozmowy na później było w tym momencie najgorszym rozwiązaniem. W tym momencie może go uratować tylko szczerość. Będzie bolało, będzie cierpiała, ale będzie to miał za sobą. Jego wzrok był rozbiegany. Nie potrafił zebrać myśli. Nawet nie wiedział od czego zacząć. Ona wciąż wpatrywała się w jego twarz. 
- Pewnie zastanawiasz się skąd o tym wiem – przerwała tą panującą od kilku minut ciszę. Spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem – Usłyszałam wczoraj końcówkę waszej rozmowy – pokiwał głową dając jej znak, że rozumie.
- Ula – odezwał się wreszcie - to jest dość skomplikowana sytuacja. Chodź, przesiądziemy się na sofę – wskazał na stojący w rogu pokoju mebel. Wybrała fotel siadając naprzeciwko niego, tym samym odgradzając się nieco. Spojrzał na nią niepewnie. Zaczynała wymykać się z jego rąk. Przeraziło go to.
- Nie jestem dumny z tego co zrobiłem. Usłyszałaś wczoraj tą rozmowę… - przerwał na chwilę. Widziała, że jest zdenerwowany. Westchnął ciężko – Pewnie mi nie uwierzysz, ale zamierzałem ci o tym powiedzieć. Na pewno nie dzisiaj, nie jutro, ale powiedziałbym. To co jest między nami to miłość. Taka prawdziwa, na całe życie. Związek buduje się przede wszystkim na miłości, ale i na szczerości. Ja chcę zbudować z tobą coś prawdziwego, trwałego, a żeby to zrobić i tak musiałbym się przyznać do swoich grzechów. Nie jest łatwo powiedzieć kobiecie, którą się kocha całym sobą, że jest się sukinsynem, ale ja właśnie ci to mówię. Wiesz, na początku naszej znajomości, dziwiłem się, jak możesz kochać takiego palanta jak ja – zaśmiał się gorzko – Pamiętasz, jak mnie pierwszy raz pocałowałaś, wtedy w Wigilię? Ja pierwszy raz poczułem, że kobieta całuje mnie nie dla tego, że jestem bogaty, przystojny i mam na nazwisko Dobrzański, ja podczas tych kilku sekund, gdy nasze usta się połączyły, poczułem jak smakuje pocałunek z miłości – usłyszeli ciche pukanie, by już po chwili w drzwiach wejściowych zobaczyć Violettę
-I jak tam po zarządzie? Bo wiecie… - zaczęła trajkotać od progu
- Violetta, nie teraz! – spojrzał na nią wzrokiem mordercy
- Ale Mareczku  
- Wyjdź! – wrzasnął tak głośno, że z pewnością było go słychać w pracowni Pshemko. Kubasińska zamarła. Przenosiła swój wzrok to na prezesa, to na panią dyrektor. Widząc zirytowane spojrzenie swojego szefa szybko się wycofała.
Wejście Violetty kompletnie go wybiło. Nerwowo podrapał się po głowie, rozglądając się po gabinecie nieprzytomnym spojrzeniem. Wreszcie jego wzrok skupił się na niej. Siedziała sztywno, wpatrując się w niego z kamienną twarzą. Ten brak emocji go przeraził. Nie miał pojęcia co działo się w jej środku, jaki dramat teraz przeżywa. Nie wiedziała czego się może spodziewać, jakie słowa jeszcze padną z jego ust. Bała się, jeszcze nigdy w życiu nie czuła takiego strachu. Zebrał się w sobie
- Ty mnie pokochałaś, a ja perfidnie to wykorzystałem. Kredyty, stanowisko dyrektora finansowego, raport. Wszystko tylko po to, by utrzymać się na stanowisku prezesa, które tak naprawdę zawdzięczam tobie. Ale w głębi serca dziękuję sobie i Sebastianowi, że byliśmy takimi parszywymi kretynami. Gdyby nie plan wciągnięcia cię w ten układ pewnie nigdy bym cię tak naprawdę nie poznał. Tak - westchnął - to początkowo była gra. Kolacje, prezenty, adorowanie ciebie było po to, by nakłonić cię do określonych działań. A później najzwyczajniej w świecie się zakochałem. Miałem tyle kobiet w życiu, a smak miłości poznałem dopiero przy tobie. Ja nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Jesteś wszystkim, co mam. Wiem, że źle zrobiłem, że to było podłe, że cię skrzywdziłem. Gdybym mógł cofnąć czas wszystko zrobiłbym inaczej. Ale nie mogę. Mogłem tylko brnąć dalej. Bardziej kłamać, a jednocześnie bardziej się zakochiwać. Oszukiwałem w sprawach zawodowych, a to, co jest między nami, jest naprawdę. Ty i dziecko to cały mój świat – dokończył i wreszcie doważył się spojrzeć jej w oczy. Pustka. Nie było łez, krzyku. Nic.
- A co by było, gdybyś się nie zakochał? Tydzień przed ślubem powiedziałbyś, że ci się pomyliło, że kochasz ją, a ja byłam tylko nic nieznaczącym epizodem w twoim życiu? – odezwała się wreszcie
- Nie wiem – odparł zgodnie z prawdą – Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Wiem jedno, że gdybym nic do ciebie nie czuł nigdy bym sobie nie pozwolił na to, by być z tobą aż tak blisko. Kolacje, spacery, kwiaty – tak. Ale nic więcej. Nigdy bym cię nie zabrał do SPA, nigdy bym się z tobą nie kochał, bo darzę cię zbyt dużym szacunkiem. Od kilku tygodni jestem z tobą z miłości, nie dla Febo&Dobrzański – chciał z jej twarzy coś wyczytać. Kiepsko mu szło.
- Idź już. Chcę zostać sama – wyszeptała
- Ula – chciał coś dodać. Przerwała mu
- Marek proszę cię, zostaw mnie samą.
Wyszedł. Miał nadzieję, że przez swoje błędy, z początku ich znajomości, nie straci jej na zawsze. Nie pozostaje mu nic innego, jak czekać na jej ruch.
Blisko od trzydziestu minut szukał Pauli po wszystkich piętrach. Miał nadzieję zastać ją jeszcze w firmie i ostatecznie zakończyć ich związek. Spóźnił się. Od pana Władka dowiedział się, że chwilę wcześniej wyszła w towarzystwie Aleksa. W sumie było to naturalne. Brat i jego sprawy zawsze były dla niej najważniejsze. On był takim dodatkiem do jej życia. Nie na wszystkich imprezach towarzyskich wypadało pokazać się z bratem. Idealnie pasowali do siebie. Uśmiechnął się pod nosem wyobrażając sobie Paulinę i Aleksa jako małżeństwo. Gdyby nie byli rodzeństwem zdecydowanie tworzyliby idealną parę. ‘Para roku’ – oczami wyobraźni widział nagłówki plotkarskich gazet. On nigdy za tym nie przepadał. Nie znosił, gdy o nim pisali, mówili. Zwłaszcza, ze większość informacji wypisywanych przez tych pismaków mijała się z prawdą. Nigdy nikogo nie obchodziło jaki jest naprawdę. Liczyło się tylko to, z którą modelką go sfotografują, ile ma zer na koncie i jaki będzie kolor weselnych serwetek. Postanowił jechać do domu i tam zaczekać na Paulinę. Zawalił sprawę z Ulą, to chociaż to doprowadzi do końca. Nie ma sensu tego odkładać. Przed wyjściem wstąpił jeszcze do gabinetu pani dyrektor. Od Doroty dowiedział się, że Ula wyszła z biura dwie godziny temu w bardzo kiepskim stanie. ‘Płakała, była roztrzęsiona, ale nic nie chciała powiedzieć’ – usłyszał od sekretarki. To jego wina. To wszystko jego wina. Zadzwonił na komórkę. Nie odbierała. Raz, drugi. Cisza. ‘Ula, wiem że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale daj znać, że wszystko jest w porządku. Martwię się. Marek’. Nie odpisała, nie oddzwoniła. Wrócił do domu. Pauliny wciąż nie było. Ula milczała. Zaczął czuć niepokój. ‘A co, jeśli stało się coś złego? Wyszła zdenerwowana, nie odzywa się, może….’ Jego własne myśli go przeraziły. Zerwał się z sofy i pobiegł do samochodu. Ruszył w stronę Rysiowa. Musi sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Gdy tylko skręcił w odpowiednią ulicę dostrzegł karetkę przed jej domem. Właśnie wynosili ją na noszach.
- Ula – krzyknął biegnąc w jej stronę – Co się stało? – zapytał Józefa widząc, że z Ulą nie ma kontaktu
- Zasłabła – powiedział roztrzęsionym głosem – Nim przyjechało pogotowie odzyskała przytomność, a teraz znów jest jakiś problem
- Mogę jechać z wami – zapytał sanitariuszy
- A pan jest mężem?
- Ojcem dziecka – Józef spojrzał na niego zaskoczony, ale nie zdążył nawet o nic zapytać
- Pacjentka jest w ciąży?
- Tak, w piątym tygodniu. Omdlenia zdarzały się już wcześniej. W poniedziałek byliśmy u lekarza. Wszystko było w porządku.
- Dobrze, niech pan wsiada.
Usiadł w kącie, trzymając ją za rękę. To jego wina. Jeśli coś im się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz