Wszystko działo się w zawrotnym
tempie. Gdyby ktoś dwa miesiące temu powiedział mu, że niebawem zakocha się w
swojej asystentce, zostanie ojcem i odwoła długo wyczekiwany ślub puknąłby się
w głowę. Przecież wszystko od lat było zaplanowane. Życie człowieka nie może w
jednej chwili zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni. A jednak jego życie
tak właśnie się zmieniło. Ledwie zdał sobie sprawę, że związek, w którym tkwi
od lat nie ma przyszłości, a już po chwili do jego drzwi zapukała miłość. Taka
prawdziwa, na całe życie. I jeszcze to dziecko. Lubił dzieci, chciał być ojcem.
Sądził jednak, że będzie to bardziej zaplanowane, a przede wszystkim we
właściwej kolejności. Związek, wspólne mieszkanie, plany na przyszłość i
decyzja o ciąży. Stało się inaczej. Będzie ojcem dziecka kobiety, z którą nawet
oficjalnie nie jest związany. Zawsze zakładał, że decyzja o potomku będzie
wspólną decyzją jego i jego żony. Los jednak zadecydował inaczej i bardzo go to
cieszyło. Od dwudziestu czterech godzin unosił się nad ziemią. Za kilka
miesięcy powita na świecie cząstkę siebie. To będzie mistyczne przeżycie. Ale
zanim będzie się mógł w pełni cieszyć
swoim szczęściem, w pełni kosztować tej miłości, która zrodziła się między nim
a Ulą, musi wyprostować to, co poskręcane, a przede wszystkim przeżyć
posiedzenie zarządu. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak wiele kosztuje Ulę
sfałszowanie raportu. To wszystko do czego musiała się posunąć było sprzeczne z
jej zasadami. A jednak to robiła w imię miłości i ich wspólnej przyszłości.
Robiła to dla niego. Był cholernym sukinsynem, który od miesięcy wykorzystuje
jej dobroć, który wykorzystuje ją. Gdyby tylko znała prawdę z pewnością nie
chciałaby na niego spojrzeć. Za wszelką cenę musi jej wynagrodzić tą intrygę.
Rozmyślania prezesa przerwało
pukanie do drzwi. Odgonił od siebie wszystkie myśli i zaprosił gościa do
środka. To był jego najlepszy przyjaciel.
- A ty jeszcze tutaj? – zapytał
od progu – Już po piątej. Może skoczymy do klubu, żebyś odreagował
jutrzejsze posiedzenie?
- Nie – odparł zdecydowanie,
intensywnie wpatrując się w Olszańskiego
- No ale daj spokój, dawno
nigdzie nie byliśmy. Ciągle nie masz czasu. Jak nie urabianie Brzyduli – na to
określenie w Dobrzańskim aż się zagotowało, spiorunował przyjaciela wzrokiem,
ale ten był tak podekscytowany perspektywą szybkiego podrywu, że nawet
tego nie zauważył - to wybór nowego dyrektora, teraz zarząd. Chyba już jesteś
przygotowany, więc czas na chwilę relaksu
- Kończę z wypadami do klubów i
chętnymi panienkami – Sebastiana zamurowało
- Że co? – niemal krzyknął – Kim
jesteś i co zrobiłeś z moim przyjacielem?
Marek milczał i intensywnie się
nad czymś zastanawiał
- Czas spoważnieć. Będę ojcem –
ostatnie słowo wywołało na jego twarzy szeroki uśmiech
- Żartujesz? – Olszański nie krył
zaskoczenia – Stary, moje gratulacje! – uścisnął rękę Dobrzańskiego i poklepał
go po ramieniu – Ale sądziłem, że Paulina będzie chciała poczekać do ślubu
- Paulina? – Marek spojrzał
zdezorientowany na kumpla. No tak, przecież to dla wszystkich naturalne, że
dziecko będzie miał z narzeczoną, z którą w związku jest od siedmiu lat – Ula
jest w ciąży
- Co?!? – wrzasnął na pół firmy –
Nie sądziłem, że Brzydula jest taka cwana i będzie cię chciała złapać na
dziecko
- Jeszcze raz ją tak nazwiesz, a
ci przyłożę! – warknął – I na nic nie chce mnie złapać!
- Stary, czy ty zdajesz sobie
sprawę…. Za moment ślub, a ona jest z tobą w ciąży. Paulina ci tego nie
wybaczy. Zdrady jakoś potrafiła przełknąć, ale z dzieckiem nie będzie tak
łatwo.
- Ale ja wcale nie chcę, żeby mi
wybaczyła – odparł spokojnie – Ślubu nie będzie
- Zwariowałeś? Marek, opamiętaj
się! Miałeś ją bajerować, ale nie ładować się w pieluchy i odwoływać ślub! –
Olszański chodził po gabinecie w tą i z powrotem
- Nie kocham jej… - przerwał mu
- Jasne! I zrozumiałeś to na
kilka dni przed wylotem do Mediolanu!
- Nie. Rozumiem to już od dawna.
A z Ulą jestem po prostu szczęśliwy – odparł z rozmarzonym wyrazem twarzy
- Nieźle! Jak na razie nie
potrafię tego ogarnąć swoim rozumem. Chyba muszę się z tym przespać. Pogadamy
po zarządzie – już miał wychodzić, ale przypomniał sobie o najważniejszym – A
raport sfałszowała? – Dobrzański pokiwał głową – Dobre chociaż to, że nasz plan
wypalił. Spełniła swoją rolę. Idę się napić. Trzymaj się.
Seba opuścił gabinet, a on został
sam. Ula pojechała do Rysiowa. Ustalili, że wróci z Maćkiem. On miał jechać
dzisiaj do domu. Ostatni dzień udawania, by Paula niczego się nie domyśliła.
Postanowił posiedzieć w biurze jeszcze dwie godziny. Musi wrócić później niż
zwykle, musi być bardzo zmęczony, na wypadek gdyby panna Febo miała ochotę na
upojną noc.
Punktualnie o ósmej zaparkował
pod posesją numer osiem. Chciał wejść do środka, ale stwierdził, że to nie jest
najlepszy pomysł. Wolnym krokiem zmierzała do srebrnego Lexusa. Wysiadł z promiennym
uśmiechem na twarzy i już po chwili zamknął ją w swoich ramionach. Wyswobodziła
się z tego uścisku i szybko wsiadła do samochodu. Nie krył zaskoczenia z powodu
jej zachowania. Wsiadł do środka i spojrzał na nią uważnie.
- Kochanie, co się dzieje?
- Nic – odparła nie patrząc na
niego – jedźmy już
Przez chwilę przyglądał się jej
uważnie. Nie wiedział co się dzieje. Postanowił zrzucić wszystko na stres
związany z zarządem. Ruszyli w stronę
Febo&Dobrzański.
Posiedzenie przebiegało bez
większych komplikacji. Febo skrupulatnie analizował przedstawione przez nią
materiały. Krzysztof z serdecznym wyrazem twarzy przysłuchiwał się jej
prezentacji. Paulina u boku Marka, bardziej skupiona na osobie prezesa, niż na
wynikach firmy. I on, nieustannie wpatrujący się w jej oczy, jakby tym
spojrzeniem chciał dodać jej otuchy i pewności siebie. Raport został przyjęty
jednogłośnie. Oboje odetchnęli. Nikt niczego się nie domyślił. Tuż po głosowaniu
Paulina nachyliła się w stronę Marka, by złożyć na jego ustach pocałunek. W
ostatniej chwili się odsunął, by sięgnąć po leżące na środku stołu dokumenty.
Ula spojrzała na nich po raz ostatni i opuściła konferencyjną.
Zaszyła
się w swoim gabinecie.
Poprosiła Dorotę by nikogo nie wpuszczała. Dużo kosztowało ją to
zebranie. Jeszcze nigdy świadomie i z tak wielką premedytacją nie
wprowadzała
ludzi w błąd, nie wciskała im kłamstwa zamiast prawdy. Źle się z tym
czuła. I
jeszcze Marek, który… Jej rozmyślania przerwało jego wejście.
- Dziękuję – rzucił od progu i już
po chwili znalazł się przy niej – wpatrywała się w sobie tylko znany punkt za
oknem – Ulka, już po wszystkim, przestań tak to przeżywać. Wiem, że było ci
trudno, że to niezgodne z twoimi – nie udało mu się dokończyć, przerwała mu
- Możesz mi łaskawie powiedzieć,
jaki był twój cudowny plan? – zapytała intensywnie wpatrując się w jego
oczy
- O czym ty mówisz? – czyżby dostrzegła
w jego oczach przerażenie?
- O planie. Twoim i Sebastiana, w
którym ja grałam główną rolę – powiedziała zdecydowanie. Tak bardzo bała się
tego, co może od niego usłyszeć, ale postanowiła przynajmniej na razie udawać
spokój i opanowanie.
Zamarł. Planował jej o tym kiedyś
powiedzieć, ale na pewno liczył na bardziej sprzyjające okoliczności. Teraz zaczynał
rozumieć to jej dziwne zachowanie. Stres związany z raportem to jedno, jej
obawy to drugie. Odłożenie tej rozmowy na później było w tym momencie
najgorszym rozwiązaniem. W tym momencie może go uratować tylko szczerość. Będzie
bolało, będzie cierpiała, ale będzie to miał za sobą. Jego wzrok był
rozbiegany. Nie potrafił zebrać myśli. Nawet nie wiedział od czego zacząć. Ona
wciąż wpatrywała się w jego twarz.
- Pewnie zastanawiasz się skąd o
tym wiem – przerwała tą panującą od kilku minut ciszę. Spojrzał na nią
nieprzytomnym wzrokiem – Usłyszałam wczoraj końcówkę waszej rozmowy – pokiwał głową
dając jej znak, że rozumie.
- Ula – odezwał się wreszcie - to
jest dość skomplikowana sytuacja. Chodź, przesiądziemy się na sofę – wskazał na
stojący w rogu pokoju mebel. Wybrała fotel siadając naprzeciwko niego, tym
samym odgradzając się nieco. Spojrzał na nią niepewnie. Zaczynała wymykać się z
jego rąk. Przeraziło go to.
- Nie jestem dumny z tego co
zrobiłem. Usłyszałaś wczoraj tą rozmowę… - przerwał na chwilę. Widziała, że
jest zdenerwowany. Westchnął ciężko – Pewnie mi nie uwierzysz, ale zamierzałem
ci o tym powiedzieć. Na pewno nie dzisiaj, nie jutro, ale powiedziałbym. To co
jest między nami to miłość. Taka prawdziwa, na całe życie. Związek buduje się
przede wszystkim na miłości, ale i na szczerości. Ja chcę zbudować z tobą coś
prawdziwego, trwałego, a żeby to zrobić i tak musiałbym się przyznać do swoich
grzechów. Nie jest łatwo powiedzieć kobiecie, którą się kocha całym sobą, że
jest się sukinsynem, ale ja właśnie ci to mówię. Wiesz, na początku naszej
znajomości, dziwiłem się, jak możesz kochać takiego palanta jak ja – zaśmiał się
gorzko – Pamiętasz, jak mnie pierwszy raz pocałowałaś, wtedy w Wigilię? Ja
pierwszy raz poczułem, że kobieta całuje mnie nie dla tego, że jestem bogaty,
przystojny i mam na nazwisko Dobrzański, ja podczas tych kilku sekund, gdy
nasze usta się połączyły, poczułem jak smakuje pocałunek z miłości – usłyszeli
ciche pukanie, by już po chwili w drzwiach wejściowych zobaczyć Violettę
-I jak tam po zarządzie? Bo
wiecie… - zaczęła trajkotać od progu
- Violetta, nie teraz! – spojrzał
na nią wzrokiem mordercy
- Ale Mareczku
- Wyjdź! – wrzasnął tak głośno, że z pewnością było go słychać w pracowni Pshemko.
Kubasińska zamarła. Przenosiła swój wzrok to na prezesa, to na panią dyrektor.
Widząc zirytowane spojrzenie swojego szefa szybko się wycofała.
Wejście Violetty kompletnie go
wybiło. Nerwowo podrapał się po głowie, rozglądając się po gabinecie
nieprzytomnym spojrzeniem. Wreszcie jego wzrok skupił się na niej. Siedziała
sztywno, wpatrując się w niego z kamienną twarzą. Ten brak emocji go przeraził.
Nie miał pojęcia co działo się w jej środku, jaki dramat teraz przeżywa. Nie
wiedziała czego się może spodziewać, jakie słowa jeszcze padną z jego ust. Bała
się, jeszcze nigdy w życiu nie czuła takiego strachu. Zebrał się w sobie
- Ty mnie pokochałaś, a ja perfidnie
to wykorzystałem. Kredyty, stanowisko dyrektora finansowego, raport. Wszystko
tylko po to, by utrzymać się na stanowisku prezesa, które tak naprawdę zawdzięczam
tobie. Ale w głębi serca dziękuję sobie i Sebastianowi, że byliśmy takimi
parszywymi kretynami. Gdyby nie plan wciągnięcia cię w ten układ pewnie nigdy
bym cię tak naprawdę nie poznał. Tak - westchnął - to początkowo była gra. Kolacje,
prezenty, adorowanie ciebie było po to, by nakłonić cię do określonych działań.
A później najzwyczajniej w świecie się zakochałem. Miałem tyle kobiet w życiu,
a smak miłości poznałem dopiero przy tobie. Ja nie wyobrażam sobie życia bez
ciebie. Jesteś wszystkim, co mam. Wiem, że źle zrobiłem, że to było podłe, że
cię skrzywdziłem. Gdybym mógł cofnąć czas wszystko zrobiłbym inaczej. Ale nie
mogę. Mogłem tylko brnąć dalej. Bardziej kłamać, a jednocześnie bardziej się
zakochiwać. Oszukiwałem w sprawach zawodowych, a to, co jest między nami, jest
naprawdę. Ty i dziecko to cały mój świat – dokończył i wreszcie doważył się
spojrzeć jej w oczy. Pustka. Nie było łez, krzyku. Nic.
- A co by było, gdybyś się nie
zakochał? Tydzień przed ślubem powiedziałbyś, że ci się pomyliło, że kochasz
ją, a ja byłam tylko nic nieznaczącym epizodem w twoim życiu? – odezwała się
wreszcie
- Nie wiem – odparł zgodnie z
prawdą – Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Wiem jedno, że gdybym nic do
ciebie nie czuł nigdy bym sobie nie pozwolił na to, by być z tobą aż tak
blisko. Kolacje, spacery, kwiaty – tak. Ale nic więcej. Nigdy bym cię nie zabrał
do SPA, nigdy bym się z tobą nie kochał, bo darzę cię zbyt dużym szacunkiem. Od kilku tygodni jestem z tobą z miłości,
nie dla Febo&Dobrzański – chciał z jej twarzy coś wyczytać. Kiepsko mu
szło.
- Idź już. Chcę zostać sama –
wyszeptała
- Ula – chciał coś dodać. Przerwała
mu
- Marek proszę cię, zostaw mnie
samą.
Wyszedł. Miał nadzieję, że przez
swoje błędy, z początku ich znajomości, nie straci jej na zawsze. Nie pozostaje
mu nic innego, jak czekać na jej ruch.
Blisko od trzydziestu minut
szukał Pauli po wszystkich piętrach. Miał nadzieję zastać ją jeszcze w firmie i
ostatecznie zakończyć ich związek. Spóźnił się. Od pana Władka dowiedział się,
że chwilę wcześniej wyszła w towarzystwie Aleksa. W sumie było to naturalne.
Brat i jego sprawy zawsze były dla niej najważniejsze. On był takim dodatkiem
do jej życia. Nie na wszystkich imprezach towarzyskich wypadało pokazać się z
bratem. Idealnie pasowali do siebie. Uśmiechnął się pod nosem wyobrażając sobie
Paulinę i Aleksa jako małżeństwo. Gdyby nie byli rodzeństwem zdecydowanie
tworzyliby idealną parę. ‘Para roku’ – oczami wyobraźni widział nagłówki
plotkarskich gazet. On nigdy za tym nie przepadał. Nie znosił, gdy o nim
pisali, mówili. Zwłaszcza, ze większość informacji wypisywanych przez tych
pismaków mijała się z prawdą. Nigdy nikogo nie obchodziło jaki jest naprawdę.
Liczyło się tylko to, z którą modelką go sfotografują, ile ma zer na koncie i jaki będzie kolor weselnych serwetek.
Postanowił jechać do domu i tam zaczekać na Paulinę. Zawalił sprawę z Ulą, to
chociaż to doprowadzi do końca. Nie ma sensu tego odkładać. Przed wyjściem
wstąpił jeszcze do gabinetu pani dyrektor. Od Doroty dowiedział się, że Ula
wyszła z biura dwie godziny temu w bardzo kiepskim stanie. ‘Płakała, była
roztrzęsiona, ale nic nie chciała powiedzieć’ – usłyszał od sekretarki. To jego
wina. To wszystko jego wina. Zadzwonił na komórkę. Nie odbierała. Raz, drugi.
Cisza. ‘Ula, wiem że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale daj znać, że wszystko
jest w porządku. Martwię się. Marek’. Nie odpisała, nie oddzwoniła. Wrócił do domu. Pauliny
wciąż nie było. Ula milczała. Zaczął czuć niepokój. ‘A co, jeśli stało się coś
złego? Wyszła zdenerwowana, nie odzywa się, może….’ Jego własne myśli go
przeraziły. Zerwał się z sofy i pobiegł do samochodu. Ruszył w stronę Rysiowa.
Musi sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Gdy tylko skręcił w odpowiednią
ulicę dostrzegł karetkę przed jej domem. Właśnie wynosili ją na noszach.
- Ula – krzyknął biegnąc w jej
stronę – Co się stało? – zapytał Józefa widząc, że z Ulą nie ma kontaktu
- Zasłabła – powiedział roztrzęsionym
głosem – Nim przyjechało pogotowie odzyskała przytomność, a teraz znów jest
jakiś problem
- Mogę jechać z wami – zapytał sanitariuszy
- A pan jest mężem?
- Ojcem dziecka – Józef spojrzał
na niego zaskoczony, ale nie zdążył nawet o nic zapytać
- Pacjentka jest w ciąży?
- Tak, w piątym tygodniu. Omdlenia
zdarzały się już wcześniej. W poniedziałek byliśmy u lekarza. Wszystko było w porządku.
- Dobrze, niech pan wsiada.
Usiadł w kącie, trzymając ją za
rękę. To jego wina. Jeśli coś im się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz